Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
sejm

sejm

Wolności obywatelskie

16.01.2024

Kto może chcieć nowych wyborów parlamentarnych?

• Trzy miesiące po wyborach doprowadzenie do rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych może być znacznie większą pokusą dla Donalda Tuska niż Jarosława Kaczyńskiego. Sondaże poparcia partii politycznych nie są korzystne dla PiS. 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

05.01.2024

Dokąd biegnie Trzecia Droga?

· Diagnozy, wedle których Trzecia Droga będzie tracić poparcie, są przedwczesne. W grudniowym sondażu ta koalicja wyborcza zyskała w stosunku do wyborów, podczas gdy PiS, PO i Lewica zanotowały spadek poparcia.

· Ograniczone zaangażowanie liderów Trzeciej Drogi w popieranie niepraworządnych działań ministrów Sienkiewicza i Bodnara może spowodować gromadzenie się propaństwowych wyborców centrolewu pod sztandarem TD.

· Jeśli Trzecia Droga nie zamierza się rozpłynąć w niebycie jako przystawka PO, jej liderzy powinni przemyśleć programową ewolucję w stronę pozycji, którą można by określić mianem „centrowego suwerenizmu”.

· Prezydenckie ambicje Szymona Hołowni wymagać będą zbudowania szerokiej koalicji, która nie ograniczy się jedynie do sił centrolewu. Kwestia suwerenności wobec unijnej centralizacji powinna być traktowana przez polityków Trzeciej Drogi jako szansa na rozwinięcie własnej agendy politycznej. · Suwerenistyczne centrum w postaci TD byłoby dla Polski lepszym rozwiązaniem niż rozpychająca się dziś, także w centrum, radykalnie cyniczna PO zdecydowanie flirtująca z Lewicą.     

 

Skąd się bierze poparcie dla Trzeciej Drogi?

 

Wielu komentatorów życia politycznego, szczególnie po prawej stronie sceny debaty publicznej przewiduje, że radykalna, daleka od praworządności polityka nowego rządu Donalda Tuska spowoduje spadek poparcia dla partii, które przed wyborami stworzyły koalicyjne ugrupowanie, czyli Trzecią Drogę. Jak na razie jednak sondaże wcale nie potwierdzają takich opinii. Według badania United Surveys dla Wirtualnej Polski, opublikowanego 20 grudnia 2023 roku, Trzecia Droga zbliżyła się do poparcia społecznego na poziomie 20 proc. Nawet jeśli dane te są nieco przeszacowane, wzmocnienie pozycji PSL i partii Szymona Hołowni Polska 2025 jest zauważalne. Nie jest to też wcale bardzo zaskakujące i warto napisać, dlaczego.

 

W opublikowanej 1 stycznia 2024 roku w mediach społecznościowych prognozie politycznej na rozpoczynający się rok, Marek Wróbel - prezes Fundacji Republikańskiej napisał m.in. „partia Hołowni szybko rozczaruje tych, którzy głosowali z rozsądku, licząc na uspokojenie debaty i obyczaju. PSL też może nie mieć łatwo”. Kilka dni wcześniej ten sam autor zanotował: „Tak jak przez parę lat kłóciłem się z tymi, co twierdzili, że ‘Hołowni już nie ma’, tak teraz uważam, że na Polskę 2050 powoli przychodzi kres. Spełniła rolę, już jest niepotrzebna, straciła odmienność. Platforma ją zje. Chyba, że w ciągu roku, maks. 2, będą nowe wybory”.

 

Z innego wpisu można wywnioskować, że, według szefa Fundacji Republikańskiej, dzisiejsza popularność Trzeciej Drogi jest pokłosiem popularności, którą Szymon Hołownia zyskał, jako marszałek Sejmu, gdzie zręcznie wcielił w życie umiejętności zebrane przez lata pracy przed kamerą w roli prowadzącego programy telewizyjne. Grudniowe rekordy oglądalności obrad Sejmu, niższa izba parlamentu zawdzięcza, w pewnym przynajmniej stopniu, widowiskowemu podejściu do swoich obowiązków przez lidera Polski 2050. Wedle diagnozy Marka Wróbla, popularność ugrupowania dawnej gwiazdy TVN, a także autora masowo czytanych książek religijnych może skończyć się razem z wypaleniem zainteresowania, jakie budzi nowy, brawurowi styl, w którym prowadzi on obrady. Wtedy rzeczywiście utrata stricte politycznej odmienności może kosztować Szymona Hołownię, Polskę 2050, a pośrednio także PSL i Władysława Kosiniaka Kamysza utratę kontroli nad życzliwym im elektoratem.

 

Tego rodzaju rozwój wypadków nie może być z góry odrzucony. Jednocześnie nie da się wykluczyć, że mamy do czynienia z zupełnie innym mechanizmem, który wiąże się z głębszymi nastrojami jakie panują wśród elektoratu niechętnego partii Jarosława Kaczyńskiego. Przewidywania Marka Wróbla stanowią jeden z wariantów korzystnego dla prawicy rozwoju wypadków, który oznaczałby jakiś rodzaj dekompozycji obozu rządzącego. Warto jednak rozpatrywać także scenariusze, które dają znacznie gorsze perspektywy nie tylko dla prawicy, ale - co ważniejsze - polskiej suwerenności.

 

Pozytywne dla strony konserwatywnej scenariusze przyjmują, że część wyborców, którzy zagłosowali na polityczne centrum - w postaci Polski 2050 i PSL - z czasem zobaczy, że nie ma alternatywny dla duopolu, który tworzą PiS oraz partie obecnej koalicji rządzącej - także te należące do Trzeciej Drogi. W konsekwencji niektóre sektory elektoratu miałyby przerzucić swoje głosy na partie dominujące. Jednak w większości grupa ta uległaby demobilizacji, która jest zjawiskiem częstym, gdy po procesie wielkiej mobilizacji następuje rozczarowanie jej efektami. W konsekwencji centrolew traciłby znaczą liczbę wyborców, a scena polityczna wróciłaby do sytuacji względnie stabilnej przewagi centroprawicy. Oczywiście przy założeniu, że formacja Jarosława Kaczyńskiego byłaby zdolna do zachowania jedności, a także pozyskiwania wyborców wśród nowych roczników Polaków wchodzących w metrykalną dorosłość.

 

Żądza rewanżu obecnej opozycji

 

By jednak zweryfikować spekulacje dotyczące przyszłości, warto zerknąć do danych socjologicznych. Szef Fundacji IBRIS Marcin Duma na swoim profilu w mediach społecznościowych opublikował 21 grudnia 2023 roku ciekawe wyniki badań pokazujące samopoczucie psychiczne wyborców w Polsce w odniesieniu do rządów Zjednoczonej Prawicy. Wśród wyborców dawnej opozycji 52,6 proc. uważało, że rządy PiS były „zdecydowanie upokarzające”, dla 26,6 proc. były „raczej upokarzające”. Analogicznie „zdecydowane upokorzenie” czuło 39,8 proc. niezdecydowanych, a „raczej upokorzonych” było w tej grupie 28,8 proc. Wniosek z tych badań można streścić w trzech krótkich zdaniach, których użył Duma: “Czas Odwetu. Czas Zemsty. Czas Zapłaty”.

 

W dłuższym fragmencie opublikowanego komentarza do powyższych wyników czytamy: “dziś wyborcom opozycji wystarcza odzyskana kontrola na rzeczywistością. Świętowanie tego faktu polega przede wszystkim na upokorzeniu i przemocy symbolicznej (Bourdieu) wobec tych, którzy ich pozbawiali tego poczucia przez ostatnie 8 lat”. Z badania, którego wyniki przedstawił Duma, wynika, że w nastrojach społecznych, jakie zapanowały po wyborach w elektoracie dawnej opozycji, dominuje irracjonalna chęć rewanżu za dyskomfort psychiczny, który odczuwali. Poczucie upokorzenia, to coś innego niż zła ocena własnej sytuacji materialnej lub sytuacji materialnej kraju lub negatywna ocena polityka wewnętrznej czy też międzynarodowej. Doświadczenie upokorzenia nie odwołuje się bowiem do realnej oceny zjawisk politycznych, ale raczej do tego, jak postrzegamy samych siebie, także jako naród, i do tego, jak chcielibyśmy być postrzegani, przez np. strategicznych partnerów naszego kraju.  

 

Ten rodzaj irracjonalnego podejścia przekłada się nie tylko na społeczną gotowość do stosowania odwetu, ale także na lekceważący stosunek znacznej części obywateli do podstawowych zasad funkcjonowania państwa. Tego rodzaju zależność potwierdza sondaż UCE Research dla portalu Onet.pl, opublikowany 2 stycznia 2024 roku, w którym zadano respondentom następujące pytanie: "Czy popierasz metody stosowane przez nową władzę w zakresie przejęcia mediów publicznych?" Wyniki, w pewnym przynajmniej zakresie, można uznać za analogiczne do tych dotyczących poczucia upokorzenia. Aż 84 proc. wyborców PO popiera niepraworządne metody ministra Bartłomieja Sienkiewicza, zastosowane w czasie przejmowania TVP. Jeśli chodzi o wyborców Lewicy, działania Sienkiewicza podobają się aż 75 proc. z nich, a w przypadku Trzeciej Drogi, jest to nieco mniej, ale wciąż 65 proc. wyborców. Ten ostatni wynik otwiera interesującą drogę interpretacyjną, jeśli chodzi o zachowanie wyborców Hołowni i Kosiniaka-Kamysza, a także pozwala zrozumieć, dlaczego Trzecia Droga zyskała tak znacznie w niedawnym sondażu poparcia wyborczego (według United Surveys mamy do czynienia ze skokiem z 16 proc. do 19,1 proc).

 

Perspektywa rozwoju dla Trzeciej Drogi

 

Po pierwsze, elektorat Trzeciej Drogi, podobnie jak i cały elektorat dawnej opozycji, nie chce powrotu PiS do władzy, ale - po drugie - cechuje go mniejszy radykalizm. Nie jest to zaskakujące - mówimy o koalicji, której cały niemal program zawarty był w nazwie Trzecia Droga. Szczere lub nie hasło „trzeciej drogi” było propozycją dla tych tzw. umiarkowanych wyborców, którzy już przed wyborami odczuwali zmęczenie pogłębiającą się polaryzacją pomiędzy PiS oraz PO i chcieli dać temu wyraz. Niezależnie od tego, jaką realnie politykę dziś prowadzą Hołownia i Kosiniak-Kamysz, uzyskali oni znaczne poparcie w wyborach. Sondażowy wzrost może oznaczać, że sam potencjał zakończenia rządów duopolu jest dla części obywateli atrakcyjny. Choć prawicowi komentatorzy przeważnie odbierają milczenie obu liderów Trzeciej Drogi jako poparcie dla metod Tuska i Sienkiewicza, nie znaczy to, że tak samo jest ono interpretowane w szeregach wyborców centrolewu.

 

Nietrafna wydaje się spotykana dość często po wyborach opinia, że to elektorat Trzeciej Drogi już dziś zaczyna dawać znaki niezadowolenia. „Umiarkowani” mieliby być rozczarowani faktem, że Hołownia i Kosiniak-Kamysz okazali się niczym więcej niż przystawką Tuska. To jednak prawicowy punkt widzenia. W obozie centrolewu przekonanie o potrzebie odsunięcia PiS od władzy było i jest powszechne, pewien niepokój budzą tylko metody. Tymczasem elementy rozczarowania są zauważalne raczej wśród wyborców Platformy Obywatelskiej, którzy być może w jakimś niewielkim odsetku są dziś zaskoczeni radykalizmem działania nowego rządu i np. tym, jak „przywracana” jest praworządność. Jak to wygląda w sondażu United Survey? PO straciło 0,4 proc. poparcia od wyborów, Lewica straciła 1,3 proc. a PiS aż 2,2 proc. Można by zatem powiedzieć, że zaistniało zjawisko, które warto określić mianem „antypremii wyborczej”. Czego dotyczy ta „antypremia”? Wydaje się, że politycznego radykalizmu, który prowadzi do umocnienia polaryzacji. W zestawieniu z trwającymi w zwarciu politykami PO i PiS, w zestawieniu ze skrajnymi zapowiedziami działań formułowanymi przez lewicowych polityków, którzy weszli do rządu, Trzecia Droga względnym brakiem zaangażowania w tworzenie politycznego napięcia buduje swoją pozycję centrum poza duopolem. Co więcej, wydaje się, że styl Szymona Hołowni, żartującego w czasie obrad Sejmu ze źle znoszących porażkę posłów PiS, jest oczekiwaną przez pewien sektor wyborców, ludyczną formą rewanżu na zepchniętej do opozycji centroprawicy. Jakby na to nie patrzeć, z perspektywy dobra państwa są to niewinne gry słowne w porównaniu z działaniami jakie prowadzą ministrowie Sienkiewicz i Bodnar.

 

W efekcie Trzecia Droga może się zatem stać ugrupowaniem, do której swoje poparcie będą transferować wyborcy odrzucający prawicę, ale jednocześnie zaniepokojeni postępującym demontażem instytucji państwa przez „silnych ludzi” Tuska. Może mieć to dobry wpływ na retorykę polityczną tego ugrupowania, które dziś jest siłą bez programu, a jedynie z potencjałem. Warto przypomnieć, że w czasie kampanii postulaty Trzeciej Drogi przeszły ewolucję od pozycji solidarystycznych, prospołecznych do liberalizmu ekonomicznego bliskiego Konfederacji. Być może umiarkowany, ale jednocześnie propaństwowy centryzm będzie kolejną odsłoną politycznego życia TD? Mogłoby to oznaczać otwarcie nowej perspektywy dla obrony polskiej suwerenności wobec idącej niczym walec unijnej centralizacji.

 

Może taką właśnie drogę obierze Szymon Hołownia mający najprawdopodobniej ambicje, by zostać prezydentem Rzeczpospolitej. Co, jeśli jeszcze, w dodatku, Władysław Kosiniak-Kamysz miałby być po Donaldzie Tusku - domyślnie uciekającym znów do Brukseli - premierem o „łagodnych zamiarach”? Obaj będą realnie potrzebowali szerokiego elektoratu dla realizacji swoich planów. Zatem albo przekonają Polaków do głosowania na centrum, albo będą musieli przejąć któryś z radykalnych elektoratów duopolu. Otwartym pozostaje pytanie, czy w Trzeciej Drodze, szczególnie w Polsce 2050, która jest polityczną szalupą ratunkową dla wielu ludzi o poglądach liberalnych i lewicowych, może dojść do pozytywnego zwrotu w stronę postulatów obrony suwerenności Polski, zachowania złotego, autonomii militarnej i gospodarczej, stanięcia po stronie cywilizacji życia. Niewątpliwie potencjał polityczny Trzeciej Drogi nie odnalazł jeszcze swojej formy. Jeśli jej nie znajdzie, być może spełni się scenariusz kreślony m.in. przez Marka Wróbla, nie ma tu jednak żadnego determinizmu.

 

 

 

Tomasz Rowiński - senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja, redaktor „Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m.in. „Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", „Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", „Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", „Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". 

 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

21.12.2023

Z innej perspektywy o czynie posła Brauna

Jednym z najgłośniejszych wydarzeń ostatnich tygodni było zgaszenie przez posła Grzegorza Brauna zapalonych podczas uroczystości w Sejmie RP świec chanukowcyh (Chanukiji). W wyniku tego wydarzenia, Marszałek Sejmu wykluczył posła z obrad i zapowiedział skierowanie przeciwko niemu wniosku do prokuratury m.in. o zakłócanie aktu religijnego. Ponadto Prezydium Sejmu ukarało posła odebraniem połowy uposażenia na 3 miesiące i całości diety na pół roku.

Kilka dni po opisywanym incydencie poseł Braun zorganizował konferencję prasową przed swoim biurem poselskim w Rzeszowie. Polityk w przygotowanym medialnie przekazie argumentował, że swój czyn popełnił kierując się motywacjami patriotycznymi a spowodowany przez niego incydent był „aktem upomnienia się o to, żeby to polskie tradycje i polskie prawa i zasady były respektowane przede wszystkim na naszym terytorium” [cyt. za pap.pl].

Uderzenie w hipokryzję polityków czy w wolność religijną?

Z powyższego tłumaczenia wywnioskować można, że przyczyną działania posła miał być pewien rodzaj poczucia niesprawiedliwości związanego z akcentowaniem w Sejmie wybranych tylko uroczystości religijnych i to niekoniecznie wyznania dominującego na terenie Rzeczypospolitej Polskiej. Sprzeciw zatem miałby odnosić się do hipokryzji polityków, którzy przychylniej patrzyliby na obrzędy religijne mniejszościowych wspólnot niż kościoła dominującego pod względem liczby członków i zakorzenienia w polskiej tradycji.

W tym kontekście warto przypomnieć, że Konstytucja RP w art. 25 ust. 2 wprowadza zasadę bezstronności światopoglądowej władz publicznych, którą (w największym możliwym skrócie) należy wykładać jako obowiązek zachowania równego dystansu władz publicznych względem kościołów i innych związków wyznaniowych. Jednocześnie, w ostatnich słowach przywołanego artykułu, ustawa zasadnicza zapewnia swobodę wyrażania poglądów, w tym religijnych, w życiu publicznym. Oznacza to, że władza publiczna nie może faworyzować żadnej religii, ale też nie powinna zakazywać ekspresji religijnej. Sąd Apelacyjny w Szczecinie (I ACa 363/10) określił to jako postawę „życzliwego zainteresowania” religią.  Artykuł 25 ust. 2 Konstytucji RP wskazuje, że „władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”.

Rzadziej w przestrzeni medialnej podnosi się fakt, że Konstytucja zawiera również art. 53, który w ust. 1 gwarantuje każdemu wolność sumienia i religii, w ust. 2 zaś podaje przykłady niektórych form realizacji tej wolności w przestrzeni publicznej: „wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie. Wolność religii obejmuje także posiadanie świątyń i innych miejsc kultu w zależności od potrzeb ludzi wierzących oraz prawo osób do korzystania z pomocy religijnej tam, gdzie się znajdują”.

W kontekście dotychczasowych skrótowych rozważań, zastanowić się należy, czy forma protestu wybrana przez posła była adekwatna to intencji. Wybrana metoda działania została bowiem wykorzystana do uderzenia w wolność religii w Polsce. Trzeba zatem podkreślić i przypomnieć, że wolnością religijną na terenie Rzeczypospolitej cieszą się wszystkie wyznania – w aspekcie indywidualnym nawet te niezarejestrowane. Osobiste przekonania, poglądy i wierzenia są bowiem objęte indywidualną wolnością (myśli, sumienia, religii), która ma swe źródło w godności osoby ludzkiej. Jeśli zatem poseł Braun nie kwestionuje wolności każdego do wyboru przedmiotu wiary, wydaje się, że powinien poszukiwać precyzyjniejszych metod wyrażania sprzeciwu dotyczącego polskiej klasy politycznej.

Równouprawnienie kościołów – tak. Równa ochrona praw - nie

Powyższa konstatacja jest o tyle istotna, że problem podwójnych standardów w działaniach polityków jest znany nie od dziś i, niestety, dotyka także praw osób wierzących. Posła Brauna ukarano natychmiastowo i to bardzo surowo (najwyższą możliwą karą finansową), podczas gdy zakłócającej Mszę św. poseł Joannie Scheuring-Wielgus gratulowano aktywizmu zamiast karać - tylko dlatego, że poszkodowanymi byli katolicy, a nie wyznawcy innych religii.

Wielokrotnie mieliśmy w historii najnowszej przykłady wydarzeń, w których prawa chrześcijan były naruszane, podczas gdy media milczały, a sądy nie dopatrywały się podstaw do skazania winowajców. Należą do nich m.in. postępowania przeciwko Adamowi D. „Nergalowi” – za podarcie Pisma Świętego i znieważenie wizerunków Chrystusa czy Maryi. Sądy umorzyły także sprawy osób oskarżonych o parodię procesji Bożego Ciała podczas parady LGBT czy o profanację obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.  Jednocześnie nie tylko realne czyny, ale nawet prowokacje wymierzone w członków niekatolickich wspólnot religijnych były nagłaśniane natychmiastowo, a podejrzanych medialnie skazywano nie tylko bez procesu, ale czasami nawet bez elementarnej rzetelności dziennikarskiej.

Przeciwdziałać precyzyjnie i skutecznie

Jednym z postulowanych remediów opisywanych problemów jest uchwalenie obywatelskiego projektu ustawy „W obronie chrześcijan”, który, nowelizując kluczowe przepisy dotyczące wolności religijnej, zagwarantuje wyższy poziom ochrony praw osób wierzących.

W poprzedniej kadencji Sejmu kluczowe głosowanie nad projektem odwołano tuż przed terminem jego przeprowadzenia. Projekty obywatelskie nie podlegają jednak zasadzie dyskontynuacji prac parlamentarnych, a marszałek Szymon Hołownia zapowiedział zakończenie praktyki przetrzymywania zgłoszonych projektów ustaw w „zamrażarce sejmowej”. Wypada zatem mieć nadzieję, że ochrona praw chrześcijan doczeka się równie zaangażowanej i skutecznej reakcji Marszałka Sejmu jak miało to miejsce w wypadku incydentu autorstwa posła Brauna.

Jeśli poszukiwać i oczekiwać pozytywnych skutków całego zamieszania, to niech będą nimi jednolite standardy ochrony praw osób wierzących ustanowione na nowym, wyższym poziomie.

 

Łukasz Bernaciński – członek Zarządu Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Ochrona życia

18.12.2023

Expose zapowiedzianej rewolucji

· W swoim expose Donald Tusk starał się budować pozory nowego konsensusu politycznego. Równocześnie zapowiedział ustrojową rewolucję w postaci „ustalenia na nowo tych fundamentów, które możemy uznać za wspólne”. Nic nie wskazuje, by premier miał zamiar uwzględnić poglądy wyborców opozycyjnych.

· „Ustalanie nowych fundamentów” po pierwszych dniach rządu Tuska przypomina wprowadzanie polskiej wersji „sprawiedliwości okresu przejściowego”. Ta koncepcja prawna w swej definicji oznacza reset ustrojowy państwa po okresie dyktatury i zawieszenie wcześniejszych reguł działania państwa.

· Donald Tusk w expose zapowiedział, że Polska ma stać się państwem modelowym w UE – odniósł to określenie do kwestii równowagi ekonomicznej, jednak analiza wystąpienia, a także decyzje personalne premiera wskazują, że to szersza koncepcja polityczna.

· Kwestia poszerzenia dostępności zabójstwa prenatalnego jest, według treści expose, priorytetowym celem rządu, w realizację którego będzie zaangażowanych kilka resortów, obsadzonych głównie przez lewicowych polityków o skrajnych poglądach.

· Z perspektywy ogłoszonego w expose celu proaborcyjnego i drugiego celu anarchizacji ustroju państwa oraz trzeciego: podporządkowania Polski Brukseli i Berlinowi, centralną postacią rządu – super-ministrem, komisarzem transformacji – wydaje się być Adam Bodnar.

· W zakamuflowany sposób, ale hermeneutycznie jasny, Tusk w expose, posługując się argumentami niemieckiej prasy i niemieckich ekologów, przedstawił plan porzucenia wielkich inwestycji infrastrukturalnych podjętych w Polsce w ostatnich latach.

· Donald Tusk powtórzył, że nie zamierza być premierem przez długi czas, co może oznaczać, że planowana przez niego, niszcząca ustrojowo Rzeczpospolitą w rewolucja w Warszawie, okaże się tylko odskocznią do lukratywnego stanowiska w Brukseli.

Opinia Krzysztofa Bosaka z Konfederacji, który w czasie swojego wystąpienia w Sejmie po expose Donalda Tuska ocenił, że przemówienie premiera zawierało głównie „ogólniki, patos i granie na emocjach”, zebrała sporo pozytywnych opinii w mediach społecznościowych. Jednak to expose było dużo lepsze niż mogłaby sobie tego życzyć opozycja. Szczególnie dotyczy to ustępujących z rządów polityków Prawa i Sprawiedliwości. Tusk zręcznie połączył koncyliacyjne wątki dotyczące konieczności odbudowy polskiego republikanizmu, posłużył się przy tym nawet słowami Jana Pawła II – „nigdy jeden przeciw drugiemu” - z punktowaniem rzeczywistych i propagandowo przypisanych rządom PiS błędów.

„Będę Was prosił, żebyście pomyśleli o tych republikańskich fundamentach, ramach, które pozwalają budować wspólnotę polityczną i wspólnotę narodową. Skoro jesteśmy tak różni, skoro mamy tak różne poglądy, różne korzenie, przywiązani jesteśmy czasem do różnych tradycji, wierzymy w Boga, gdzie indziej szukamy inspiracji do bycia dobrym… Przecież to jest to bogactwo, to jest nasz naród. Każdy jest wart szacunku i respektu, każdy jest wart swoich praw. To, co naprawdę buduje wspólnotę, to są rządy prawa, to jest konstytucja, to są zasady demokracji, to jest bezpieczna granica i bezpieczne terytorium” - mówił premier.

W pierwszej, metapolitycznej części wystąpienia, Donald Tusk ewidentnie skierował swój głos nie tylko do elektoratu nowej koalicji rządzącej, ale do tych wszystkich, którzy mogą być zmęczeni dynamiką poruszającą polską politykę w ostatnich latach. Można było odnieść wrażenie, że premier przede wszystkim chce pokazać, że na wyciągnięcie ręki jest nastanie politycznego pokoju. „Zgodziliśmy [jako Koalicja 15 października - przyp. red.] co do tych fundamentów, które są przecież do zaakceptowania przez Was wszystkich. [...] żyjemy w miejscu i czasie, który wymaga odbudowy politycznej wspólnoty i wspólnego działania” - mówił premier, zwracając się także do posłów opozycji.

Donald Tusk zwrócił również uwagę, że o Polsce, w której siły polityczne podważają konstytucję, w której naród jest podzielony na części, „niczym dwie nieprzystające połówki”, można powiedzieć, że jest „dwa razy mniejsza”. Paradoks polega na tym, że to nowy premier jest jednym z tych polityków, którzy w decydujący sposób przyczynili się do powstania dramatycznych podziałów politycznych w Polsce. Krzysztof Bosak, we wspomnianym na początku wystąpieniu, słusznie zauważył, że przynajmniej ta część expose Tuska, który została poświęcona jego „filozofii politycznej”, przeniknięta była mesjanizmem, nie gorszym od tego, który charakteryzuje myślenie liderów PiS. I Kaczyński i PO, jak zauważył Bosak, uważają, że muszą ratować republikę. Po ośmiu latach narracji środowiska Kaczyńskiego i Morawieckiego, teraz Tusk proponuje Polakom, że poprowadzi ich drogą wolną od napięć, jakie towarzyszą wewnętrznej polityce. Mówi to polityk, któremu nie wierzy około 50 proc. respondentów, w różnych badaniach z ostatnich lat. 

Choć Tusk wiele mówił o praworządności i konstytucji, to jednak za warunek konieczny obiecanego nowego otwarcia zdaje się uważać przeprowadzenie kolejnej rewolucji. I powiedział to właściwe wprost. „Rzeczą absolutnie kluczową jest ustalenie na nowo tych fundamentów, które możemy uznać za wspólne” - powiedział nowy premier. To zdanie trzeba uznać za kluczowe w całym wystąpieniu i, jak sądzę, należy je rozumieć w następujacy sposób - przywrócenie „praworządności” i „konstytucyjności” wymaga, by Polska, jako państwo, przeszła przez okres resetu ustrojowego po rządach „populistów”. Można by powiedzieć, że w słowach na temat „ustalenia na nowo fundamentów”, pobrzmiewa echo koncepcji “sprawiedliwości okresu przejściowego”. 

Nowy premier zdaje się uważać, że w naszym państwie musi dokonać się kolejna transformacja polegająca na odrzuceniu, może nie systemu autorytarnego, ale dziedzictwa odchodzącego rządu. Przy okazji można się spodziewać zamachu na system prawny, kulturę polityczną i ład społeczny jaki ukształtował się w naszym kraju po roku 1989. Przyglądając się obsadzie personalnej nowego rządu w kluczowych resortach, jak sprawiedliwość, kultura, edukacja, równouprawnienie, zdrowie, rząd Tuska ma dokonać w Polsce rewolucji instytucjonalnej, analogicznej do tej, jaka od kilkunastu lat trwa w Irlandii. Polska ma stać się „wzorcowym krajem” UE. Choć te słowa odnosiły się do spraw ekonomicznych, można sądzić, że znaczyły coś więcej. 

Sam Donald Tusk wcześniej zapowiadał, że potrzebuje czterystu dni na zmiany, by potem oddać władzę komuś o „łagodniejszych zamiarach”. Przez ten czas - już to widzimy w uruchomionych procesach politycznych, Polska ma się stać demoliberalnym prymusem w Unii Europejskiej. Państwem wzorowo implementującym interesy brukselsko-berlińskiego centrum. W rzeczywistości nowy premier nie obiecuje wcale ustanowienia „fundamentów, które możemy uznać za wspólne”, ale jako konsensus przedstawia ideologiczną zmianę otwierającą jemu samemu drogę do potencjalnej dalszej kariery w urzędach centralnych UE. Analogicznie trzeba rozumieć zdanie, w którym Tusk pozornie koncyliacyjnie zapowiedział, że TVP będzie służyć interesom Polski. Interes Polski będzie teraz wyznaczany przez trajektorię celów zapowiedzianej rewolucji. 

Ewidentnie dało się także zauważyć, że retoryka wystąpienia zmierzała do częściowego zakamuflowania przynajmniej niektorych postulatów i zamiarów z obszarów przyszłej polityki rządu, które mogą budzić kontrowersje społeczne. Szczególnie było to uderzające, jeśli chodzi o takie dziedziny, jak ład społeczny i edukacja, ale także rozwój infrastrukturalny kraju. Interesujące akcenty były słyszalne także w tych momentach, gdy Donald Tusk sygnalizował stanowisko swojego rządu w sprawach międzynarodowych i europejskich. 

Pewien ogólny przekaz, jaki można wyciągnąć z tego przemówienia, jest następujący - obszary, w których Prawo i Sprawiedliwości pozostawiło ślady nieprawidłowości działania, pozwoli nowej koalicji rządzącej przez lata ogłaszać sukcesy o charakterze naprawczym. Czy rzeczywiście tych śladów jest tak dużo, czy jest to tylko retoryka Tuska - czas pokaże. Jednocześnie jednak, jeśli o państwie pod rządami PiS można było usłyszeć, że jest to państwo „stanu wyjątkowego”, atmosfera i pierwsze działania niektórych ministrów wskazują, że ostatnie osiem lat był tylko prologiem do polityki uprawianej w anarchizującym kraj stylu. Dobrym przykładem takich działań jest zapowiedź minister ds. równouprawnienia Katarzyny Kotuli o podjęciu starań mających doprowadzić do unieważnienia - ostatecznych co do zasady - wyroków Trybunału Konstytucyjnego. 

Jednocześnie premier zasygnalizował po raz kolejny, przedstawiając ministra sportu Sławomira Nitrasa i mówiąc o projekcie igrzysk olimpijskich w Polsce, że jego rządy niekoniecznie będą długie. Zatem, być może paliwa politycznego w postaci procesów lustracyjnych wobec ekipy PiS i rewolucjonizowania państwa wystarczy dokładnie na tyle, by Donald Tusk utrzymał silną pozycję polityczną do momentu ewentualnej dobrowolnej dymisji za kilkanaście miesięcy. Tego rodzaju akcenty w wypowiedzi premiera wzmacniają poczucie, że analizy, które wskazywały w ostatnim czasie na ambicje Donalda Tuska sięgające nie premierostwa w Warszawie, ale wysokiego stanowiska w Brukseli - stolicy federalnej Europy, mogą okazać się prawdziwe.

 

*

 

Warto teraz wypunktować, to czego Donald Tusk nie powiedział w swoim expose wprost, co tylko zasygnalizował, tak by nie rezonowało zbyt mocno w mediach, a co zaszył w dalszych częściach swojego przemówienia, mając nadzieję, że nie zostanie już teraz podchwycone przez krytyków. 

Kwestia suwerenności

Po pierwsze, ogłoszona została zmiana w zakresie relacji Polski z UE, a zatem także z państwem niemieckim, które jest politycznym liderem europejskiego ciała politycznego. „Proszę wszystkich, abyśmy przestali udawać, że zagrożeniem dla Polski są nasi przyjaciele i sojusznicy z Paktu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej. To jest naprawdę gra ryzykowna, żeby nie powiedzieć, szalona”. W zadaniu tym, jak się zdaje celowo, zostały pomieszane różne aspekty polityki zagranicznej, tak by żaden z elementów zawartej w nim wizji nie mógł być podważony. Na polskiej scenie politycznej istnieje konsensus, że państwa NATO i UE są sojusznikami Polski. Czy jednak są przyjaciółmi? Posługiwanie się kategorią przyjaźni w polityce międzynarodowej wydaje się albo nieodpowiedzialnością, albo kamuflażem innych intencji. Bardziej właściwym byłoby powiedzieć, że nasi sojusznicy w pewnych obszarach polityk są także naszymi rywalami. Ta zmiana akcentów może jednak w praktyce oznaczać powrót Polski do pozycji przedmiotu polityki niemieckiej. Sugestię taką można sformułować w połączeniu z innymi fragmentami expose.

Donald Tusk, by zawczasu zneutralizować tego rodzaju krytykę dotyczącą niemieckiej idei federalizacji Europy, zapewnił, że „żadne próby zmian unijnych traktatów nie wchodzą w rachubę. Mnie nikt nie ogra w UE”. Tymczasem jednak proces zmiany traktatów już ruszył, a zatem powstaje pytanie, w jaki sposób Donald Tusk, prowadząc politykę w zapowiedzianym koncyliacyjnym stylu, zamierza przeciwstawić się reformie? Pierwszym testem rzeczywistej suwerenności Polski pod rządami Donalda Tuska będą inne zjawiska. Na przykład to, czy nasz kraj w utrzyma orzeczoną przez TK zasadę wyższości konstytucji Rzeczpospolitej nad prawem unijnym i wyrokami europejskich trybunałów. Tymczasem dzień po expose minister sprawiedliwości Adam Bodnar - jak zauważył poseł Sebastian Kaleta - „skierował do polskich sędziów okólnik, w którym wywiera presję by ci ignorowali konstytucję i podobnie jak on uznawali zwierzchność nad polskim ustrojem politycznych trybunałów TSUE i ETPCz”. Poza tym, że jest to ingerencja w niezawisłość sędziów, mamy w tej sprawie do czynienia z deklaracją nowego rządu w zakresie suwerenności, a właściwie jej porzucenia.

Otwierane są też inne potencjały dalszego ograniczania polskiej suwerenności, a wzmacniania przyszłej federalizacji. Pierwszą decyzją wspomnianego powyżej ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, było podpisanie wniosku do premiera o przystąpienie Polski do Prokuratury Europejskiej, która, wedle proponowanych poprawek do traktatów UE, ma otrzymać nowe kompetencje ograniczające rolę prokuratur narodowych. Choć te wydarzenia wykraczają już poza treść samego expose Donalda Tuska stawiają je we właściwej perspektywie i tworzą hermeneutyczny punkt odniesienia, dzięki któremu możemy lepiej zrozumieć słowa premiera. W jaki sposób Polska ma być państwem modelowym UE, jeśli ostatecznie nie zaakceptuje reformy? Możemy się spodziewać zapewne symbolicznego sprzeciwu w niepierwszorzędnych kwestiach, którego celem będzie uspokojenie opinii publicznej. 

Warto zwrócić też uwagę na inne elementy przemówienia premiera Tuska, które mogą wskazywać, że nowe otwarcie w polityce europejskiej oznaczać będzie zatrzymanie istotnych projektów rozwojowych dla kraju. Fragment expose poświęcony krytyce sposobu, w jaki za rządu PiS uprawiana była gospodarka leśna stał się dla premiera pretekstem do szerszej uwagi. Tusk zapowiedział, że jednym z priorytetów dla nowego rządu będzie ochrona przyrody, w tym dbanie o rzeki, ograniczenie wycinki lasów i zmiany w Lasach Państwowych.  „Chcę, żeby polskie rodziny zobaczyły, jak wygląda prawdziwy las”, “To święty zasób narodowy” -  mówił premier. 

Jednak tego rodzaju deklaracje, w reakcje na które portal gazeta.pl napisał, że “Tusk brzmi jak aktywista ekologiczny”, zmuszają do postawienia pytania, czy premier nie brzmi raczej jak głos niemieckiego interesu ekonomicznego, który tak często reprezentuje w Polsce rozmaite fundacje, organizacje ekologiczne i czy niemieckie, ale polskojęzyczne portale w rodzaju dw.com. Czy ekologiczne deklaracje nie służą jako ideowa podbudowa dla decyzji zatrzymania rozbudowany Odry. Tak, by nie stała się ona konkurencyjnym w Europie szlakiem transportowym. Czy nie chodzi tu o wstrzymanie rozbudowy konkurencyjnego dla Hamburga nowego terminalu kontenerowego w Świnoujściu, który oprotestowały niemieckie samorządy i niemieckie organizacje ekologiczne? Czy nie wróci zaraz pomysł zamknięcia kopalni w Turowie, który powiększyłby deficyt energetyczny Polski, a w konsekwencji zmusił kraj do kupowania energii od naszego zachodniego sąsiada?  Zbyt często za postulatami ekologów i naszych niemieckich sojuszników idą pomysły oznaczające nie modernizację, ale skansenizację Polski. Jedno jest pewne, radyklane postawienie na ekologię jest retorycznie zręcznym posunięciem, które może uzasadniać celowe spowalnianie rozwoju Polski.

W sprawie budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, premier Tusk powiedział: „Przyszłość CPK rozstrzygnie się w sposób transparentny. Pan pełnomocnik ds. CPK w sposób otwarty, czytelny, bez dziwnych decyzji, na oczach wszystkich Polek i Polaków, zdecyduje, jaka jest przyszłość CPK i będą w tym uczestniczyli wybitni i bezstronni eksperci. Będzie to projekt, który będzie służył w sposób racjonalny Polsce, Polkom i Polakom, tak jak służą i będą polskie regionalne lotniska, które budowaliśmy tak intensywnie” – zaznaczył Donald Tusk. Jednocześnie na pełnomocnika ds. CPK wyznaczony został Maciej Lasek nieprzejednany, unikający jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji, przeciwnik projektu. Projektu, który został już wielokrotnie pozytywnie zaopiniowany przez ekspertów. Jest jasne, że Donald Tusk zostawia sobie tego rodzaju wypowiedziami wolną rękę odnośnie przyszłych decyzji, jednak pierwsze akty władzy nowego rządu, w połączeniu z poszczególnymi fragmentami expose pokazują, w jakim kluczu należy rozumieć niejasności czy też sprzeczności w wypowiedziach nowego premiera.

Być może zaskakujące dla części publiczności zdanie Tuska o podtrzymaniu polityki nietolerancji dla nielegalnej migracji, jest jedynie sygnałem, że nowy rząd będzie dostosowywał swoje działania do aktualnej linii politycznej państw-liderów UE. Kryzys na granicy polsko-białoruskiej z roku 2021, retoryka i zachowanie polityków ówczesnej opozycji wskazują jasno, że kwestia ta będzie traktowana całkowicie instrumentalnie w zależności od potrzeb taktyki politycznej premiera. 

Kwestia prawa do życia

W przeglądzie spraw podjętych przez Donalda Tuska w expose nie można pominąć tematu zabójstwa prenatalnego. Temat ten został nieco zaszyty podczas prezentacji kolejnych ministrów, ale jednocześnie Tusk wyłożył go wystarczająco jasno, by można było poświęcić mu osobną część analizy. Przedstawiając nową minister pracy, rodziny i polityki społecznej - poseł Lewicy, Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, Tusk odniósł się także do „spraw, które są na skrzyżowaniu kilku resortów”. Słowa te dotyczyły praw kobiet, czyli, co sam premier zaznaczył po chwili, po prostu kwestii aborcji. Premier podkreślił, że Sejm jeszcze czeka „uczciwa” debata, „jak przywrócić” aborcję. Dodał jednak, że „ministry będą współpracowały, by, niezależnie od tego co ustawowo będzie możliwe,” kobiety „odczuły natychmiast zasadniczą różnicę także w kwestii rozumienia macierzyństwa, także w kwestii rozumienia kobiet w ciąży, przyszłych matek i również tego bardzo bolesnego dzisiaj problemu w Polsce, jakim jest prawo do legalnej i bezpiecznej aborcji, w sytuacji, która tego wymaga”. Donald Tusk, gdy mówił o “ministrach” miał na myśli oprócz Agnieszki Dziemianowicz-Bąk prawdopodobnie także Katarzynę Kotulę, minister ds. równouprawnienia, być może także Izabelę Leszczynę, minister zdrowia, a zapewne również minister edukacji Barbarę Nowacką. Patrząc na ten wieloresortowy zespół, trzeba się spodziewać już niedługo szybko wdrażanego pozaustawowego przyzwolenia państwa na maksymalizację dostępności zabójstwa prenatalnego. Osobnym działaniem, które nie zostało wspomniane w expose, będą próby podważenia ważności orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, być może poprzez podważanie legalności wyboru niektórych sędziów. Ta sprawa jest wyraźnie rozwojowa.

Z dalszych słów Tuska wynikało też wyraźnie, że zarówno prokuratorzy, jak i lekarze, muszą się spodziewać nacisków ze strony czynników politycznych, by ignorowali w przypadku nienarodzonych dzieci prawo człowieka do życia oraz ustawę o ochronie życia poczętego. Zapewne od nauczycieli będzie się wymagało by promowali zabijanie dzieci, jako przynajmniej neutralne moralnie. Warto przyglądać się temu, jak sprofilowane zostanie pod tym względem ministerstwo edukacji. Jednym zdaniem można powiedzieć, że Tusk zapowiedział zainicjowanie procesów mających udrożnić drogi praktycznego omijania praw człowieka, konstytucji, orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego oraz ustawy o ochronie życia.

Słowa mówiące o „aborcji w sytuacji, która tego wymaga”, obecnie, gdy stan prawny w zakresie ochrony życia w Polsce jest wystarczająco precyzyjny i potrzebuje tylko lepszego wdrożenia, najprawdopodobniej kamuflują już podjętą w kręgu rządowym decyzję o przyzwoleniu na poszerzenie subiektywnie motywowanej dostępności aborcji. Być może także decyzje te dotyczą edukowania młodych pokoleń do ignorowania życia dzieci nienarodzonych jako wartościowego. W sensie etycznym, przy współczesnej świadomości nauki odnośnie specyfikacji rozwojowej nie tylko embrionu, ale i zarodka ludzkiego, oznacza to regres moralny narodu do czasów przednaukowej, a jednocześnie post-metafizycznej ignorancji. Niestety przedstawiać się nam będzie ten regres jako demokratyczny postęp.   

„My od pierwszego dnia przystąpimy do konkretnych precyzyjnych działań, czy to będzie prokuratura, czy to będzie szpital, czy to będzie szkoła, działań dzięki którym kobiety natychmiast odczują radykalną poprawę jeśli chodzi o ich prawa [...]” - powiedział premier Tusk. Trudno znaleźć publicystyczną wypowiedź, w której “prawa kobiet” nie sprowadzają się ostatecznie do aborcji, sprawa jest tu zatem dość jasna.

Ponieważ wspomniana została przez premiera Tuska w kontekście aborcji także prokuratura, można się spodziewać, że aborcyjną bezkarność ma zapewnić jeden z bohaterów tej analizy, nowy minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Tusk określił Adam Bodnara podczas expose mianem „niezależnego z natury”, tylko dlatego, że pozostaje on politykiem bezpartyjnym. To kolejny kamuflaż. W rzeczywistości można się spodziewać, że Bodnar będzie super-ministrem od rekonstrukcji praworządności, implementacji polskiej odmiany sprawiedliwości okresu przejściowego, głębokiego uzależnienia Polski od struktur UE zapewne w stopniu, na jaki nie pozwoli sobie nigdy żadne z chcących zachować samodzielność państw europejskich. Niewykluczone, że to właśnie Bodnar otrzyma, być może obok Władysława Kosiniaka-Kamysza - szefa ministerstwa obrony narodowej i wicepremiera, najwięcej sprawczej władzy politycznej w nowym rządzie, zaraz po premierze. Na dziś wydaje się, że został on postawiony w roli prawodawcy nowej liberalno-lewicowej Rzeczpospolitej.

Ten wybór na ministra sprawiedliwości nie jest przypadkiem. Adam Bodnar to prawdopodobnie najbardziej wpływowy obecnie ideolog lewicy w naszym kraju. Jego czyny mówią zresztą same za siebie. Przez lata, gdy pełnił funkcję Rzecznika Praw Obywatelskich nigdy nie wstawił się za prawami osób nienarodzonych, choć powinno to być oczywiste w sytuacji niekonstytucyjności niektórych zapisów ustawy o ochronie życia. Nie wstawił się także nigdy za katolikami, gdy ich uczucia religijne były wielokrotnie obrażane czy gdy musieli patrzeć na znieważanie przedmiotów kultu religijnego. Zawsze przeciwko uczuciom wierzących chrześcijan stawał po stronie politycznego ruchu LGBT. 

Kończąc ten wątek, trzeba też dodać, że żadna z zasygnalizowanych przez Donalda Tuska w expose spraw nie została przedstawiona jako wymagająca tak spektakularnych działań i wysiłku, jak właśnie doprowadzenie do większej dostępności zabijania dzieci nienarodzonych. Tylko tu sformułowany został zarys programu, który wymaga wysiłku od wielu resortów. Można powiedzieć, że Tusk dokonał rzeczy niezwykłej. Uczynił z możliwości zabijania polskich dzieci swoją najważniejszą propozycję dla rodzin w naszym kraju. Jest zatem jasne, że liczba przypadków przemocy wobec dzieci, przemocy skutkującej śmiercią, w najbliższym czasie drastycznie wzrośnie. Trudno mieć co do tego jakiekolwiek wątpliwości.  

Kwestia rodzinna

Jeśli chodzi o problematykę dotyczącą szeroko rozumianego życia rodzinnego, Tusk potwierdził zachowanie redystrybucji środków w postaci programu 800+ czy wprowadzenie „babciowego”. To świadczenie wysokości 1500 złotych, które otrzymają podejmujące pracę zawodową matki po urlopie macierzyńskim albo jeszcze w jego trakcie. Jednak na dziś trudno oprzeć się wrażeniu, że największy wysiłek ma być włożony w to, by w Polsce rodziło się mniej dzieci. Nie dziwne zatem, że kwestia dramatycznego stanu polskiej demografii w ogóle nie pojawiła się wystąpieniu premiera. Od Prezesa Rady Ministrów nie dowiedzieliśmy się też o tym, jak będzie wyglądała w Polsce edukacja, tego możemy się domyślać na podstawie poglądów i niedawnego wystąpienia nowej minister. Wymagałoby ono osobnej analizy. Nie usłyszeliśmy też nic o mieszkalnictwie, które jest jednym ważniejszych problemów, szczególnie dla młodych rodzin.

W expose nie pojawiły się również oczekiwane przez posłów Lewicy odniesienia do agendy politycznego ruchu LGBT. Nie było zapewnień ani o przyspieszeniu w tej sprawie, ani o kontynuowaniu zachowawczej polityki PiS. Należy się jednak spodziewać, że lewicowo-liberalny rząd Tuska będzie w tym obszarze działał w ciszy, np. realizując bez sprzeciwu wyroki europejskich trybunałów i wytyczne brukselskich czynników politycznych. Jak zostało powiedziane wcześniej, wyższość polskiego prawa konstytucyjnego nad unijnym już jest kwestionowana przez osoby decyzyjne. Niestety tak właśnie będzie odbywał się najniebezpieczniejszy dla Polski proces rozkładu jej suwerenności i ładu publicznego. Choć zapewne to dopiero pierwszy krok zapowiedzianej rewolucji.

 

 

Tomasz Rowiński - senior research fellow w projekcie „Ordo Iuris: Cywilizacja” Instytutu Ordo Iuris, redaktor „Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in „Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", „Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", „Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", „Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.


 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

15.12.2023

Czyn posła Brauna uwidocznił nierówne traktowanie sprawców aktów wymierzonych w różne religie – analiza Ordo Iuris

· Nie milkną komentarze po tym, jak poseł Konfederacji Grzegorz Braun, używając gaśnicy proszkowej, zgasił zapalone podczas uroczystości w Sejmie RP świece chanukowe.

· Wydarzenie to odbiło się szerokim echem w polskich i zagranicznych mediach, doprowadzając do ożywionej dyskusji wokół dyskryminacji religijnej w Polsce.

· Kancelaria Sejmu RP skierowała do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez posła Brauna.

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

15.12.2023

Analiza kwalifikacji prawnej czynu posła Grzegorza Brauna z dnia 12 grudnia 2023 r.

· Niejasność obecnych rozwiązań prawnych powoduje, że istnieje trudność z klasyfikacją prawną czynu posła Brauna.

Czytaj Więcej
Subskrybuj sejm