W pierwszych dwóch częściach niniejszego opracowania zdiagnozowaliśmy nowy trend obecny na świecie i w Polsce – światopoglądowe rozejście się części młodych kobiet i mężczyzn, skutkujące obawą o możliwy wpływ tej sytuacji na masowe „randkowe niedopasowanie”.
Zauważmy, że faktycznie, mamy na Zachodzie rosnącą grupę singli i choć nie jest to problem, który rozpoczął się z pokoleniem Z, dotyka je być może mocniej. I tak, w amerykańskim badaniu Pew Research Center aż 51% mężczyzn i 37% kobiet zgodziło się ze stwierdzeniem, że dziś mężczyznom trudniej niż 20 lat temu znaleźć partnerkę1. A według krajowego badania „Stan młodych 2025” 65% Polaków w wieku 18-29 lat uważa, że w dzisiejszych czasach trudno znaleźć odpowiedniego partnera/odpowiednią partnerkę do stałego związku2. Sytuacja, w której największy rozdźwięk w tych deklaracjach znajdziemy między młodymi kobietami z wyższym wykształceniem (71%) a młodymi mężczyznami z wyższym wykształceniem (59%) wskazuje, że jednym z powodów może być dość wyraźna różnica w wykształceniu obu płci. Według danych GUS z trzech roczników akademickich (2020/21, 2021/22 i 2022/23) kobiety stanowiły nieco ponad 57% absolwentów studiów wyższych I i II stopnia3.
Podnosi się przy tym, że sytuacja ta grozi spadkiem liczby związków i malejącą liczbą dzieci w i tak już trudnej sytuacji demograficznej, w jakiej znajduje się większość krajów rozwiniętych. W raporcie „Stan młodych 2025” czytamy: „Innym obszarem, w którym widać odejście młodych od dawnych zasad i norm, jest kwestia posiadania potomstwa. O ile większość osób bezdzietnych przyznaje, że chciałoby mieć dzieci niedługo lub kiedyś (60%), odsetek tych, którzy dzieci nie mają i nie chcą ich mieć w przyszłości jest niemały i wynosi 18%. Nieco częściej na takim stanowisku stoją kobiety 20% niż mężczyźni 16%”4.
Jednak kwestia małżeństwa i dzieci zasługuje na uwagę nie tylko w kontekście skutków, lecz także przyczyn rozchodzenia się poglądów młodych kobiet i mężczyzn.
Małżeństwo i rodzina to bowiem jedna z niewielu sfer życia społecznego, gdzie oczekiwania równościowe, przy złym rozumieniu równości jako identyczności sytuacji, tak drastycznie zderzają się z rzeczywistością, wymuszoną przez naturę człowieka, a w szczególności biologię, która od momentu pojawienia się w łonie matki nienarodzonego dziecka stawia obu płciom bardzo odmienne, istotne role.
Przyjrzyjmy się przyczynom.
Dziś rodzicom jest trudniej
W ubiegłorocznym badaniu młodych z pokoleń Z i Millenialsów (18-44 lata) CBOS 64% respondentów zgodziło się ze stwierdzeniem: „Moje pokolenie czekają większe wyzwania niż te, przed którymi stawało pokolenie moich rodziców”5. Szczególnie przekonane są o tym kobiety (69%), osoby o poglądach lewicowych (69%), badani pozostający w związkach zarówno formalnych, jak i nieformalnych (po 67%). Największy odsetek zgody z tym stwierdzeniem (70%) pojawił się w grupie wiekowej 25-29, czyli wśród osób często podejmujących pierwszą poważną pracę po studiach i – zwłaszcza w przypadku kobiet, poważniej już podchodzących do kwestii małżeństwa.
W tym samym badaniu 48% młodych respondentów zgodziło się ze zdaniem: „Pokoleniu moich rodziców było pod wieloma względami łatwiej w życiu niż mojemu” (42% było przeciwnego zdania). Grupami, w których pogląd ten pojawiał się najczęściej były osoby źle oceniające swoją sytuację materialną (54%), badani o poglądach lewicowych (52%) i kobiety (50%).
Wydaje się, że nie jest to związane z sytuacją materialną, bo przeciętnie dobrobyt w Polsce jest wyższy niż był pokolenie wcześniej. Nie jest to związane z ciężarem pracy – bo postęp technologiczny ułatwił ją, i uczynił mniej fizyczną. Może mieć to jednak związek z rosnącą presją i stresem cywilizacyjnym, który towarzyszy młodym dorosłym, a także z trudnościami w realizacji osobistych nadziei – takich jak założenie rodziny. Większość Polaków nadal deklaruje przecież, że chce znaleźć życiowego partnera i mieć z nim dzieci.
Młodzi, którzy decydują się na posiadanie dzieci, trafiają na autentyczne trudności. Brak rodzin wielopokoleniowych i wielorodzinnych powoduje, że w najbardziej newralgicznych momentach rodzina nuklearna nie dysponuje już taką pomocą, jaką miała dawniej: często wszyscy dorośli członkowie rodziny jeszcze pracują, w tym dziadkowie i babcie, którzy w dodatku nierzadko mieszkają w innej miejscowości. Towarzyszy temu zwykle mniejsza liczba rodzeństwa, które mogłoby pomóc.
Rodzina nuklearna zostaje dziś często sama wobec wszystkich wyzwań, jakie niesie rodzicielstwo.
Dodatkowo zderza się z oczekiwaniami znacznie większymi niż w poprzednich pokoleniach – oczekiwaniami państwa, formułowanymi przez prawo, oraz oczekiwaniami otoczenia. Najtrudniej bywa jednak rodzicom mierzyć się z oczekiwaniami własnymi, wypracowanymi przez kulturę masową, porównania z ciążami i rodzicielstwem celebrytek, a także pseudoporadami pseudoekspertek i pseudoekspertów. Mówią oni dzisiejszym rodzicom, zwłaszcza matkom, jak właściwie poczynać, rodzic i wychowywać dzieci, wpędzając ich często w poczucie niepotrzebnej winy.
W niezwykle ciekawej rozmowie socjolog rodziny, prof. Anna Giza Poleszczuk, zauważa: „Kiedyś matka była odpowiedzialna za rzeczy fizyczno-pragmatyczne. Moja babcia uważała, że jak dziecko jest czyste, nakarmione, chodzi do szkoły, a nie na wagary, i przynosi jako takie stopnie, to matka mogła być z siebie dumna. Bycie dobrą matką było proste„6.
Inna socjolog, Anna Pazdro, dodaje: „Nie zazdroszczę współczesnym matkom. Pomimo obecnych udogodnień: jednorazowych pieluch, bezdotykowych termometrów, kursów rodzenia i dostępności mleka modyfikowanego, odpowiedzialność jaka na nie spadła w dzisiejszych czasach jest nie do pozazdroszczenia. Pozbawiono je instynktu macierzyńskiego, skierowano na kursy rodzenia, kursy bycia dobrą matką, zasypano książkami o rozwoju dziecka, a efekt jest taki, że większość kobiet umiera ze strachu, myśląc, że jako matki sobie nie poradzą. Nie poradzą z czymś, co natura sama dała. Niesłychane jak macierzyństwo w dzisiejszych czasach stało się skomercjalizowanym światowym przemysłem, który dosłownie pożarł współczesne matki”7.
Ponownie prof. Anna Giza Poleszczuk: „Tak to się pozycjonuje, że kobieta nie wie nic, nie potrafi wziąć dziecka na ręce, dotykać go, myć, przewijać. Musi się tego wszystkiego nauczyć. Kobiety dały sobie wmówić, że nic nie potrafią, ale mają do wykonania zadania – muszą wychować geniusza, obudzić w nim olbrzyma„8.
Dziś rodzicielstwo – a zwłaszcza macierzyństwo – wiąże się z paraliżującym wielu młodych strachem, że jako rodzice finansowo, kompetencyjnie i emocjonalnie nie podołają wszystkim zadaniom, które współczesny świat stawia przed nimi. W dodatku współczesna psychoterapia, poszukująca źródeł wszelkich dorosłych niepowodzeń w dzieciństwie i „toksycznych matkach i ojcach” sprawia, że wielu młodych, przekonanych, że ich własne problemy wynikają z błędów rodziców wobec nich, boi się „skrzywdzić” własne dzieci – i w efekcie albo całkowicie z rodzicielstwa rezygnuje, albo odwleka je w nieskończoność.
Rola prawa i technologii
Należy zauważyć, że sytuacji rodziców nie polepszają oczekiwania państwa, skutkujące w ostatnich dekadach nadmiernym wzrostem prawnej odpowiedzialności rodziców za bezpieczeństwo dziecka.
Jako członek pokolenia, którego duża część po szkole wychowywała się w grupie rówieśniczej na osiedlowych podwórkach, pod społeczną kontrolą mam — które od czasu do czasu zerkały z okien lub wołały dzieci na obiad, kolację czy odrabianie lekcji — nie pamiętam, by ktoś czuł się porzucony lub niezadbany. Dlatego budzi niepokój fakt, że w świetle dzisiejszych przepisów tak postępujący rodzice mogliby zostać uznani przez państwo za łamiących prawo i pociągnięci do odpowiedzialności. Jest oczywiste, że wzięło się to z prób uniknięcia konkretnych patologicznych sytuacji, ale dotknęło całość populacji, także tę zupełnie normalnie, zdrowo i z miłością spełniającą swoje rodzicielstwo. Efektem są puste podwórka, niedorozwój relacji społecznych wielu młodych od wieku dziecięcego, a także drastyczny wzrost liczby obowiązków samych rodziców.
Równocześnie, obciążając rodziców większą liczbą obowiązków wobec dzieci, współczesny świat pozbawia ich narzędzi do wymuszania posłuszeństwa, a czasem wręcz przedstawia nadawanie i egzekwowanie obowiązków dzieciom jako formę opresji. Wydaje się, że pomimo wszystkich zautomatyzowanych narzędzi kontroli rodzicielskiej, technologia w tym zakresie częściej generuje problemy niż je rozwiązuje.
Ciekawe w tym kontekście wyniki przyniósł latem 2020 roku raport9 z prowadzonego przez Pew Research Center badania amerykańskich rodziców (relacjonowany szerzej także i po polsku10). Otwierała go wiadomość, że dwie trzecie (66%) rodziców uważa, że rodzicielstwo jest dziś trudniejsze niż 20 lat temu. Wśród przyczyn tego stanu rzeczy badani rodzice wymieniali różne kwestie – najczęściej jednak wiązali to z trzema kwestiami: przemianami technologicznymi i dostępem dzieci do nowych technik, zmianą moralności (w tym rozpowszechnieniem używek i przemocy), a także kosztami utrzymania, wymuszającymi – niezależnie od preferencji – pracę zarobkową obojga rodziców. Przemiany technologiczne oraz dostęp dzieci do nowych technik, zwłaszcza mediów społecznościowych, wskazywało wielu rodziców. Zwracali oni uwagę na często niedostateczną znajomość tych technologii przez rodziców, co utrudnia skuteczną kontrolę działań dzieci – technologicznie sprawnych, ale nieświadomych zagrożeń. Podkreślano także problem uzależnienia dzieci od tych technologii oraz naukę niewłaściwych wzorców. Przykładowo, pewien 49-letni ojciec wyznał w ankiecie: „Technologia nauczyła dzieci natychmiastowej gratyfikacji i braku cierpliwości”11.
Te wszystkie kwestie powodują, że wiele potencjalnych rodziców boi się podejmować zobowiązania. Szczególnie dotyczy to kobiet, których macierzyństwo na początku życia dziecka – zarówno w okresie prenatalnym, jak i postnatalnym – wiąże się z przyczyn biologicznych ze znacznie większym obciążeniem niż ojcostwo.
Kobiety a kultura masowa
Warto podkreślić, że sytuacji nie polepsza większa, obserwowana w badaniach, podatność młodych kobiet na przekazy promowane przez kulturę masową.
Pod koniec 2024 roku Pew Research Center donosiło, że młode kobiety (w wieku 18-29 lat) wyróżniają się na tle amerykańskiego społeczeństwa, jeśli chodzi o podatność na wpływ mediów elektronicznych. Dwukrotnie po aż 42% zadeklarowało, że zarówno media społecznościowe, jak i telewizja oraz filmy miały duży lub dość duży wpływ na ich poglądy nt. tego, co to znaczy być kobietą. Dla porównania: analogiczny wpływ mediów społecznościowych i telewizji na postrzeganie swojej płci deklarowało odpowiednio tylko 18% i 33% ich męskich rówieśników, a także tylko 18% i 25% wszystkich kobiet12.
W tegorocznym raporcie z badania fokusowego CBOS, realizowanego na grupie kobiet z pokoleń 20-30-latek („córki” – z Katowic, Ropczyc i Warszawy) oraz 40-50-latek („matki” – z Katowic i Ropczyc) czytamy: „Dla pokolenia ‘córek’ media to przede wszystkim media społecznościowe: Facebook, Instagram, X, YouTube. Tam znajdują wzorzec, model udanego życia. Osobami, o których wspominają w tym kontekście młodsze respondentki, są influencerki i youtuberki lub tiktokerki. Podkreślają, że tego rodzaju kariera pozwala szybko się wzbogacić. Rzadko jednak deklarują wprost, że same chciałyby realizować podobny model kariery”13.
Tymczasem, zastanówmy się czym kultura masowa karmi całe społeczeństwo – w tym w szczególności młode kobiety…
Zwrócę uwagę na kilka wątków:
- Kobiety przekonuje się do rywalizacji z mężczyznami na polu atutów tradycyjnie męskich, mimo że znane są dane pokazujące, iż w krajach najbardziej zaawansowanych w walce o równość płci w wyborze pracy oraz w miejscu pracy np. w krajach skandynawskich – i tak np. 9 na 10 inżynierów to mężczyźni, a 9 na 10 pielęgniarek to kobiety14.
Tymczasem tradycyjnie kobiece role i obszary przewagi są dziś postrzegane jako nieambitne, nie przynoszące chwały, uwagi społecznej, splendoru i materialnych zysków. Należy do tego macierzyństwo, zwłaszcza wielodzietne. Kobieta, która poświęca się rodzinie, pełni niezwykle ważną rolę społeczną – zapewnia społeczeństwu trwanie, rodząc i wychowując jego nowych członków. Mimo to, dziś nie cieszy się już takim szacunkiem, jak dawniej. Mimo że de facto pracuje na więcej niż jeden etat, wychowując gromadę dzieci, i łącząc przy tym elementy zawodów opiekunki, pielęgniarki, lekarki, nauczycielki, trenerki, psychologa, kucharza i animatora kultury – bywa przedstawiana i postrzegana jako nieudacznica i leń, obiekt godny pożałowania i współczucia.
Nie twierdzę, że kobiety nie mogą odnosić sukcesów w polityce, nauce czy sporcie – ale jest w tym coś bardzo niewłaściwego, że współczesna kultura odmawia kobiecie uznania w rolach, w których jest ona niezastąpiona – takich jak macierzyństwo. Ostatecznie to rola, od której całkowicie zależy przyszłość istnienia każdej ludzkiej wspólnoty.
- Jest oczywiste, że małżeństwo i macierzyństwo (ojcostwo oczywiście też!) łączy się z ofiarą z siebie, ze służbą drugiemu człowiekowi: małżonkowi i dziecku.
Tymczasem dziś kultura masowa deprecjonuje służbę, przedstawia ją jako uwłaczającą naszej godności. Dzisiejsza kultura poniekąd zachęca każdego człowieka do symbolicznego powtórzenia szatańskiej deklaracji: Non serviam – Nie będę służył (– Bogu i bliźniemu).
Nie przypadkiem przecież odchodzi się od nazwy „służba zdrowia”, wyśmiewane jest traktowanie polityki jako służby społeczeństwu, i podważane pełnienie służby narodowi i państwu w mundurze wojskowego czy strażnika granicznego.
Dzieje się tak, bo kultura masowa mówi nam: ważna jest tylko samorealizacja, liczą się wyłącznie twoje potrzeby i ich jak najszybsze zaspokojenie. Wiadomo, że chodzi o presję na konsumpcję, ale skutki są bardzo negatywne – egoizm i erozja społecznych więzi, także rozpad rodziny, a nawet unikanie jej tworzenia.
Ta samorealizacja ma być zresztą również w dziedzinie płciowości, która ma być nieskrępowana więziami moralności i wierności. Nie ma tygodnia, by Wysokie Obcasy, ONET Kobieta, Krytyka Polityczna, czy inne zasłużone na tym polu tytuły, nie przekonywały o atrakcyjności ryzykownych praktyk seksualnych, „poliamorii”, sexworkingu itd.
- W ramach tej samorealizacji kultura masowa przekonuje, że nie można się godzić na obniżanie swojego standardu życiowego. A jednocześnie notorycznie można dziś w mediach znaleźć wyliczenia, ile kosztuje spłodzenie i wychowanie dziecka. Takie monetyzowanie kwestii rodzicielstwa, traktowanie jako ekonomiczną inwestycję o niepewnym i długotrwałym zwrocie, a ogromnych kosztach bieżących, i przeliczanie dzieci na pieniądze jest współczesną aberracją, nie spotykaną dotychczas w historii może z wyjątkiem sytuacji handlu niewolnikami.
- Do tego w ostatnich latach pojawił się – zwłaszcza na Zachodzie, u nas jednak powoli też się pojawiający trend przedstawiania rodzicielstwa nie tylko jako kosztownego ekonomicznie i nieodpowiedzialnego jednostkowo względem swoich zasobów i życiowych szans, ale też jako kosztownego ekologicznie i nieodpowiedzialnego społecznie z powodu… klimatu. W anglo- i niemieckojęzycznym internecie na poważnie prezentowane np. infografiki, zestawiające sposoby, w jakim można „pomóc planecie” i policzony „zaoszczędzony koszt węglowy”.
Rys. 1 „Osobiste wybory dla zmniejszenia twojego wpływu na zmianę klimatu”15.
Efekt rezygnacji z posiadania dziecka jest przedstawiony jako zdecydowanie przewyższający inne. Ma to wbudować w myślenie wielu młodych ludzi przekonanie, że można nie ograniczać własnej konsumpcji, nie rezygnować z licznych podróży samolotem, posiadania samochodu, przechodzenia na dietę roślinną (czyli wszystkiego tego, co sugerują nam klimatyczni aktywiści), jeśli tylko porzuci się chęć posiadania dziecka. To magiczna, wygodna, ale fałszywa furtka, pozwalająca uniknąć klimatycznych wyrzutów sumienia. Spłodzenie dziecka prezentowane jest jako znacznie bardziej samolubne i szkodliwe społecznie i ekologicznie niż życie ukierunkowane na nieskrępowane użycie.
Co ciekawe, pomysł na takie infografiki przynajmniej pierwotnie opierał się na obliczeniach z artykułu Wynesa i Nicholas z 2017 roku16, na podstawie danych Murtaugha i Schlaxa17. Ich metodologia uwzględnia carbon legacy – tzw. międzypokoleniowy ślad węglowy (dosł. „spadek węglowy”), czyli domniemane emisje dwutlenku węgla generowane przez dziecko oraz jego potomków na przestrzeni wielu pokoleń. Tego typu ujęcie budzi poważne wątpliwości metodologiczne i jest formą manipulacji. Nie sposób poza tym nie dostrzec, że w tej optyce de facto wrogiem jest każde życie per se (każdy oddech zwierzęcia i rośliny przynosi porcję dwutlenku węgla), a już szczególnie życie ludzkie, które w tej narracji urasta do największego obciążenia dla planety (cokolwiek to znaczy). Tym niemniej zaszczepiono w części ludzi wyrzuty sumienia za posiadanie dzieci, a w innych usprawiedliwienie wyrzutów sumienia za hulaszczy tryb życia, jeśli tylko od posiadania dzieci się powstrzymali.
- Mając na uwadze, że u części kobiet istnieje instynkt macierzyński, który przeszkadza przekonywaniu kobiet do nierodzenia dzieci, antynatalistycznie nastawione media proponują im substytuty. Np. media z grupy Agory od kilku lat raz po raz na poważnie promują substytut rodzicielstwa w postaci posiadania psa, kota lub innego zwierzątka domowego.
Takie sytuacje zdarzały się i dawniej, i przyjmowane były przez otoczenie z wyrozumiałością – np. gdy starsza, samotna kobieta matkowała gromadce kotów. Różnica? Dziś promuje się to jako wzorzec, a nawet z promowaniem określeń takich jak ‘rodzina międzygatunkowa’, ‘psiacierzyństwo’, czy ‘psiecko’ jako społecznie akceptowanych wzorców.
- Wreszcie w setkach publikacji i programów telewizyjnych buduje się lęk przed ciążą – przed zagrożeniami dla zdrowia kobiet i przed zagrożeniem urodzenia chorego lub niepełnosprawnego dziecka. Pojedyncze przypadki, w tym błędów lekarskich, stają się polem do kampanii polityczno-światopoglądowych, w których przekonuje się, że prawo ograniczające możliwość zabójstwa dzieci nienarodzonych jest źródłem dyskryminacji kobiet i ich cierpień.
W tych medialnych przekazach polityków, publicystów i celebrytów to nie życie ma być bezwzględnym prawem człowieka, a aborcja – czyli prawo do odebrania życia, jeśli tylko życie innego człowieka (w tym przypadku dziecka) istotnie obniża nasz komfort.
To chyba tłumaczy, czemu w badaniu „Stan Młodych 2025” ponad jedna czwarta (27%) tych, którzy zadeklarowali brak chęci posiadania dzieci jako główny powód tej sytuacji wskazali odpowiedź „mam poczucie, że ciąża w Polsce może być czymś niebezpiecznym”18. Ten wirtualny lęk wpojono im w czasach, kiedy śmiertelność niemowląt jest znikoma w porównaniu z przeszłością, a opieka okołoporodowa o niebo lepsza niż pokolenie czy dwa temu.
Skutki
Pod presją takich właśnie przekazów kształtuje się światopogląd przynajmniej części młodych i ich decyzje w sprawie rodzicielstwa.
Raport „Stan młodych 2025” relacjonuje: „Brak sympatii do dzieci jest głównym powodem niechęci do ich posiadania. Prawie tak samo często młodzi przyznają, że nie chcą mieć dzieci, ponieważ wiązałoby się to ze zmianą swojego stylu życia oraz ze względu na to, że ich zdaniem ciąża w Polsce może być czymś niebezpiecznym. Nasze wyniki pokazują, że główne powody niechęci młodych Polek i Polaków do posiadania dzieci nie są ekonomiczne, a bardziej kulturowe, związane z chęcią utrzymania konkretnego trybu życia i ryzyka ograniczeń płynących z roli rodzica. Ograniczony dostęp do przerywania ciąży wydaje się również istotną kwestią dla części młodych Polek i Polaków”19.
A raport CBOS sprzed dwóch lat dodaje: „Jedynie 30% badanych w wieku 18-40 lat ma dokładnie tyle dzieci, ile chciałoby mieć, a ponad połowa ma ich mniej”20. Choć większa część z nich deklaruje, że planuje potomstwo w przyszłości, wcale nie jest pewne, czy te plany zrealizują.
Taki rozdźwięk w deklaracjach prokreacyjnych może okazać się silniej decydujący o naszej przyszłości niż gender gap. Ale jest tu i pewien rozdźwięk płciowy. Otóż dawniej istniało przekonanie, że tym, komu bardziej zależy na posiadaniu dzieci, są kobiety. Obecne badania młodych już tego nie potwierdzają. Raport „Stan młodych 2025” mówi o 20% młodych kobiet i 18% młodych mężczyzn, deklarujących trwałą rezygnację z rodzicielstwa21. A z danych prezentowanych w komunikacie badawczym „Bariery zamierzeń prokreacyjnych” CBOS wynika, że przeciętnie mężczyźni chcieliby mieć ok. 2,2 dziecka, a kobiety – ok. 2,0 i że to mężczyźni częściej niż kobiety życzyliby sobie rodziny wielodzietnej22.
Skutki są bardzo poważne. Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), w 2024 roku współczynnik dzietności w Polsce kolejny już rok spadł – do 1,099, co oznacza, że na 1000 kobiet w wieku rozrodczym przypadało tylko 1099 urodzeń. Jest to znacznie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, który wynosi około 2,1-2,15 dziecka na kobietę. W 2024 r. zawarto ok. 135 tys. nowych związków małżeńskich – o prawie 10 tys. mniej niż rok wcześniej. W tym samym roku urodziło się prawie 252 tys. dzieci, o ok. 20 tys. mniej niż w 2023. W obu przypadkach to najniższe dane od II wojny światowej23. To także ważny aspekt współczesnego światopoglądowego rozdźwięku między płciami – choć oczywiście jest on tylko jedną z przyczyn tej demograficznej zapaści, jakiej doświadczamy.
Pozostaje nam popatrzeć, jak obecna sytuacja wpływa na dobrostan zainteresowanych – młodych kobiet i mężczyzn – czy są zadowoleni i szczęśliwi. Ale tym zajmiemy się już w ostatniej, czwartej części tego opracowania.
Czytaj też:
- Panie na lewo, panowie na prawo – światopoglądowy rozdźwięk młodych. Cz. I: świat
- Panie na lewo, panowie na prawo – światopoglądowy rozdźwięk młodych. Cz. II: Polska
[1] „How Americans See Men and Masculinity”, badanie Pew Research Center, zrealizowane we wrześniu 2024 na próbie dorosłych Amerykanów obojga płci, https://www.pewresearch.org/wp-content/uploads/sites/20/2024/10/PST_2024.10.17_men-masculinity_REPORT.pdf s. 29.
[2] Raport „Stan młodych 2025” na podstawie badania firmy Opinia24 dla Fundacji „Ważne sprawy” i „More in Common Polska”, przeprowadzonego w technologii CATI/CAWI w listopadzie 2024 na reprezentatywnej próbie N=1002 Polaków obojga płci w wieku 18-29 lat. https://waznesprawy.org/wp-content/uploads/2025/04/stan-mlodych-2025-raport.pdf s. 29-30.
[3] Obliczenia własne na podstawie danych z „Rocznika statystycznego Rzeczypospolitej Polskiej 2024”, GUS, Warszawa 2024, s. 343.
[4] „Stan młodych”, s. 31.
[5] Scovil, J. „Młodzi Polacy o wyzwaniach stojących przed ich pokoleniem”, komunikat z badań CBOS nr 56/2025 (czerwiec 2025), s. 6 – suma odsetków odpowiedzi „tak” i „raczej tak”.
[6] „Perfekcyjne macierzyństwo – dylematy współczesnych matek” – wywiad red. Sylwii Szwed z prof. Anną Gizą Poleszczuk (26 maja 2020), https://zwierciadlo.pl/psychologia/185650,1,perfekcyjne-macierzynstwo—dylematy-wspolczesnych-matek.read
[7] Cytat za: Marzena Wiosna, „’Kiedyś jak dziecko było czyste, nakarmione, chodziło do szkoły, to matka mogła być z siebie dumna’. A jakie dzisiaj jest macierzyństwo?”, ONET Dziecko, https://kobieta.onet.pl/dziecko/male-dziecko/kiedys-jak-dziecko-bylo-czyste-nakarmione-chodzilo-do-szkoly-to-matka-mogla-byc-z/f9ry75x
[8] „Perfekcyjne macierzyństwo – dylematy współczesnych matek”.
[9]
Pew Research Center, „Parenting Children in the Age of Screens”, lipiec 2020, https://www.pewresearch.org/internet/wp-content/uploads/sites/9/2020/07/PI_2020.07.28_kids-and-screens_FINAL.pdf s. 1.
[10] Amatenstein, S., „Rodzicielstwo w erze mediów społecznościowych”, 18/11/2022, https://wszystkoconajwazniejsze.pl/pepites/rodzicielstwo-w-erze-mediow-spolecznosciowych/
[11] „Parenting Children in the Age of Screens”, s. 48.
[12] Pew Research Center, „How Americans See Men and Masculinity”, październik 2024 – https://www.pewresearch.org/wp-content/uploads/sites/20/2024/10/PST_2024.10.17_men-masculinity_REPORT.pdf s. 9-10 i 49-51.
[13] Głowacki, M., „Kobiety w świecie wzorów i modeli życia”, komunikat badawczy CBOS Fokus nr 2/2025 https://www.cbos.pl/PL/publikacje/fokusy_tekst.php?nr=2%2F2025
[14] Pokazał je np. głośny film Hjernvask (nor. „Pranie mózgów”) norweskiego socjologa, filmowca i komika Haralda Eia, w którym gruntownie obnażył nienaukową arbitralność założeń gender studies. Po jego filmie państwo norweskie zakończyło finansowanie Instytutu Gender Studies na uniwersytecie w Oslo, co szybko zakończyło działalność instytutu. Np. jednak nad Wisłą, ze względu na duże fundusze, jakie przyciągają m.in. z zagranicy takie studia, uczelnie chętnie otwierają i prowadzą te pseudonaukowe kierunki, natomiast z cytowaniem ustaleń z filmu Eia w polskiej literaturze naukowej się nie spotkałem.
[15] Grafika za: https://livesustainablynow.com/2017/07/14/no-having-one-child-does-not-add-60-tons-per-year-to-your-carbon-footprint/
[16] Wynes, S., & Nicholas, K. A. (2017), “The climate mitigation gap: Education and government recommendations miss the most effective individual actions”, Environmental Research Letters, 12(7), 074024. https://doi.org/10.1088/1748-9326/aa7541
[17] Murtaugh, P. A., & Schlax, M. G. (2009), “Reproduction and the carbon legacies of individuals”, Global Environmental Change, 19(1), 14–20.
[18] „Stan młodych 2025”, s. 32.
[19] „Stan młodych 2025”, s. 32.
[20] Omyła-Rudzka, M., „Bariery zamierzeń prokreacyjnych”, komunikat z badań CBOS nr 87/2023 (lipiec 2023); w komunikacie wykorzystano zagregowane dane z dwóch kolejnych badań, prowadzonych na losowych próbach dorosłych Polaków w kwietniu i maju 2023, ograniczone do odpowiedzi kobiet w wieku 18-40 lat i mężczyzn w wieku 18-50 lat.
[21] „Stan młodych 2025”, s. 31.
[22] Omyła-Rudzka, M., „Bariery zamierzeń prokreacyjnych”, komunikat z badań CBOS nr 87/2023 (lipiec 2023); w komunikacie wykorzystano zagregowane dane z dwóch kolejnych badań, prowadzonych na losowych próbach dorosłych Polaków w kwietniu i maju 2023, ograniczone do odpowiedzi kobiet w wieku 18-40 lat i mężczyzn w wieku 18-50 lat.
[23] Informacje na podstawie publikacji: „Sytuacja demograficzna Polski do 2024 r.”, GUS, Warszawa 2025. https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ludnosc/ludnosc/sytuacja-demograficzna-polski-do-2024-r-,40,5.html
Źródło zdjęcia okładkowego: Canva