główne PUNKTY
1
W ostatnim czasie głośnym echem odbiła się odmowa podpisania przez prezydenta Karola Nawrockiego ustawy, która nie wprowadzała ograniczenia w przyznawaniu obywatelom Ukrainy świadczenia 800+ wyłącznie do osób aktywnych zawodowo.
2
Warunek aktywności zawodowej rodzica w praktyce oznacza zwiększenie presji, by dzieci cudzoziemców przynajmniej przez część tygodnia uczęszczały już nie tylko do polskich szkół i przedszkoli, ale także do placówek opieki instytucjonalnej – w przypadku dzieci do lat 3.
3
Taki wymóg może nadać programowi 800+ funkcję asymilacyjną. Dzięki temu będzie mógł on stać się programem „wychowującym ku polskości”.
4
O ile polskość rodziców przynajmniej formalnie gwarantuje, że w warunkach opieki osobistej poddadzą oni swoje dzieci procesowi socjalizacji pierwotnej w kierunku polskości i przyszłego uczestnictwa we wspólnocie narodowej, o tyle rodzice zagraniczni nie dają już takiej gwarancji – a zatem państwo polskie ma prawo wywierać wobec cudzoziemców presję na powierzenie przynajmniej części procesu wychowawczego ich dzieci instytucjom polskim.

Ofensywa legislacyjna prezydenta Karola Nawrockiego – odpowiedź na niedotrzymane obietnice rządu Donalda Tuska
25 sierpnia 2025 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Karol Nawrocki ogłosił, że w trybie art. 122 ust. 5 Konstytucji RP (weto ustawodawcze) odmawia podpisania uchwalonej 5 sierpnia 2025 r. ustawy o zmianie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa oraz niektórych innych ustaw (druk Sejmu X kadencji nr 1492). Najbardziej istotnym celem tej nowelizacji, liczącej 19 artykułów, było przedłużenie okresu, w jakim określone uprawnienia, chociaż domyślnie przysługujące jedynie obywatelom Polski oraz cudzoziemcom spełniającym określone warunki, miałyby, w drodze wyjątku, przysługiwać także wszystkim przebywającym w Polsce obywatelom Ukrainy ze względu na trwającą od 24 lutego 2022 r. agresję Federacji Rosyjskiej na to państwo. Obecnie art. 26 ust. 1 pkt 2 ustawy „pomocowej” z 12 marca 2022 r. (tekst jednolity: Dz.U. z 2025 r. poz. 337) przewiduje, że wśród tych uprawnień znajduje się także prawo do świadczenia wychowawczego ustanowionego ustawą z 11 lutego 2016 r. (tekst jednolity: Dz.U. z 2024 r. poz. 1576), czyli popularnego „800+”. W uzasadnieniu swojego weta, prezydent Nawrocki wskazał, że ustawa „nie dokonuje tej korekty, wokół której toczyła się debata publiczna, że 800 plus powinno należeć się tym Ukraińcom, którzy podejmują się obowiązku pracy”. Jeszcze tego samego dnia prezydent, zgodnie ze swoją zapowiedzią, złożył w Sejmie projekt (nr RPW/28127/2025), który w art. 1 pkt 13 zmienia brzmienie art. 26 ust. 1 pkt 2 ustawy pomocowej, dodając wobec obywateli Ukrainy ubiegających się o udzielenie świadczenia 800+ nowy, dodatkowy warunek: podleganie ubezpieczeniu emerytalnemu i rentowemu od podstawy, której łączna wysokość wynosi nie mniej niż 50% minimalnego wynagrodzenia za pracę w rozumieniu tej ustawy, z tytułu „aktywności zawodowej”, zdefiniowanej poprzez odwołanie do ustawy z dnia 15 maja 2024 r. o wspieraniu rodziców w aktywności zawodowej oraz w wychowaniu dziecka – „Aktywny rodzic” (Dz.U. z 2024 r. poz. 858 z późn. zm.).
Inicjatywa prezydenta Karola Nawrockiego jest w rzeczywistości jedynie kontynuacją dotychczasowych projektów zmierzających w podobnym kierunku. Już 15 maja 2024 r. Sejm RP przyjął ustawę (Dz.U. z 2024 r. poz. 854), która istotnie ograniczyła przyznawanie świadczenia 800+ obywatelom Ukrainy posiadającym dzieci od 6. do 18. roku życia, uzależniając je od zweryfikowanego realizowania przez te dzieci obowiązku rocznego przygotowania przedszkolnego, obowiązku szkolnego albo obowiązku nauki (przypomnieć należy w tym miejscu, że art. 37 Prawa oświatowego dopuszcza spełnianie tych obowiązków przez dziecko także poza szkołą, w ramach edukacji domowej). 20 stycznia 2025 r. grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości, reprezentowana przez Zbigniewa Boguckiego oraz Pawła Szefernakera, złożyła projekt ustawy, dodający warunek „zatrudnienia lub prowadzenia działalności gospodarczej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej” oraz „realizowania zobowiązań podatkowych wobec Skarbu Państwa, chyba, że zaległości z uiszczeniem podatków wynikają z uzyskania przewidzianych prawem zwolnienia, odroczenia, rozłożenia na raty zaległych płatności lub wstrzymania w całości wykonania decyzji właściwego organu” (druk Sejmu X kadencji nr 1040). W odpowiedzi na to, 23 stycznia grupa posłów Konfederacji złożyła swój projekt, sprowadzający się do odebrania obywatelom Ukrainy prawa do jakichkolwiek świadczeń, do których nie byliby uprawnieni także inni cudzoziemcy (druk Sejmu X kadencji nr 1039).
28 kwietnia w wykazie prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów zostały opublikowane ogólne założenia projektu ustawy o weryfikacji prawa do świadczeń na rzecz rodziny dla cudzoziemców oraz o zmianie niektórych ustaw, który wprowadzałby ograniczenia „mające na celu powiązanie prawa do świadczenia wychowawczego dla cudzoziemców z państw trzecich z aktywnością na rynku pracy oraz nauką dzieci w polskiej szkole” (nr UD229). Planowanym terminem przyjęcia projektu miał być II kwartał 2025 r., ale pod koniec czerwca w mediach informowano, że nie stanie się to w terminie ze względu na sprzeciw koalicjantów z Lewicy. Weto prezydenta Nawrockiego było zatem uzasadnione bezczynnością rządu, który nie wywiązał się ze swoich zapowiedzi w terminie. Dopiero nazajutrz po wecie rzecznik rządu Adam Szłapka zadeklarował ponowne podjęcie prac nad projektem. Ostatecznie został on opublikowany na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji dopiero 2 września (nr UD 229). W odróżnieniu od projektu prezydenckiego, dotyczy on wszystkich cudzoziemców (a nie tylko obywateli Ukrainy) i nakłada wymóg zarabiania „nie mniej niż 75% minimalnego wynagrodzenia za pracę”. Łagodzi także zbytnią stanowczość projektu prezydenckiego, wprowadzając okresy przejściowe – jeżeli rodzic straci pracę, ale w ostatnim miesiącu podlegał ubezpieczeniu zdrowotnemu, zachowuje prawo do świadczenia 800+ na okres 3 miesięcy (6 miesięcy w przypadku posiadania co najmniej 3 dzieci).
Dezinformacja i ekonomocentryzm – źródłem błędnych poglądów na kwestię ograniczania 800+ dla cudzoziemców, w tym obywateli Ukrainy
Dotychczasowa debata publiczna wokół pomysłu powiązania prawa cudzoziemców do 800+ z aktywnością zawodową wydaje się toczyć w przeważającej mierze w aspekcie czysto ekonomicznym. Skoncentrowana wyłącznie na ekonomii (ekonomocentryczna) narracja zwolenników nowych ograniczeń ocenia je pozytywnie, przede wszystkim w odniesieniu do obywateli Ukrainy, traktując je jednak jako etap pośredni na drodze do odebrania Ukraińcom jakichkolwiek przywilejów, które przynależeć powinny jedynie obywatelom Polski. Narracja ta często opiera się na nieprawdziwych twierdzeniach, jakoby dotychczasowa obecność obywateli Ukrainy w Polsce była ogólnie (w krótkim terminie) niekorzystna dla polskiej gospodarki. Według danych ZUS, w lipcu 2025 r. 800+ pobierało łącznie 276,6 tys. dzieci cudzoziemców, w tym 224,7 tys. obywateli Ukrainy (ok. 81,2%) i 21,9 tys. obywateli Białorusi (ok. 7,9%). Teoretycznie, wykonywanie pracy nie jest, jak dotąd, warunkiem uzyskania świadczenia – wystarczy samo bycie uprawnionym do wykonywania pracy w Polsce.
Tymczasem z raportu Departamentu Badań i Analiz Banku Gospodarstwa Krajowego pt. „Wpływ napływu migrantów z Ukrainy na polską gospodarkę. Podsumowanie stanu wiedzy” z marca 2025 r. wynika, że np. w 2024 r. wartość 800+ wypłacona obywatelom Ukrainy wyniosła 2,8 mld zł, a korzyści dla polskiego budżetu w tym samym roku to około 15,1 mld zł (uwzględniono PIT, składki emerytalne, rentowe, chorobowe i zdrowotne oraz VAT). Oznacza to, że „na każde 1 zł uzyskane przez migrantów z Ukrainy w postaci świadczenia 800 plus przypada około 5,4 zł podatków i składek zapłaconych przez migrantów z Ukrainy. Choć transfery uzyskiwane w ramach programu «Rodzina 800 plus» nie są jedynymi świadczeniami socjalnymi, na które migranci z Ukrainy mogą liczyć w Polsce, wydaje się, że wciąż wpłacają oni do polskiego budżetu więcej, niż z niego czerpią. Ta konkluzja jest zgodna z wcześniejszymi badaniami dotyczącymi wpływu migracji na sytuację budżetową państw przyjmujących”. Podobnie sugeruje raport Deloitte dla UNHCR z czerwca 2025 r.: „dane potwierdzają szybkie włączenie uchodźców z Ukrainy w rynek pracy. Zatrudnionych na nim jest dziś 69 proc. ukraińskich uchodźców w wieku produkcyjnym, czyli tylko nieznacznie mniej niż obywateli Polski (75 proc.). Badanie pokazuje, że wejście ukraińskich uchodźców na polski rynek pracy nie wpłynęło negatywnie na gospodarkę”. Model Deloitte sugeruje, że w 2022 r. obywatele Ukrainy wytworzyli 1,5%, w 2023 r. – 2,3%, a w 2024 r. – 2,7% polskiego PKB, przy czym w wyliczeniach „uwzględniono następujące pozycje: VAT, podatek akcyzowy, składkę na ubezpieczenie społeczne (ZUS), składkę na ubezpieczenie zdrowotne (NFZ), PIT i CIT płacony przez firmy, których dochody wzrosły dzięki zatrudnieniu lub konsumpcji ukraińskich uchodźców”. Nie uwzględniono tutaj jednak np. kosztów publicznej edukacji finansowanej przez państwo polskie dla uczniów z Ukrainy, które według raportu Centrum Edukacji Obywatelskiej we współpracy z UNICEF z lutego 2025 r. wynoszą ok. 3,3 mld zł rocznie, czy też kosztów związanych z korzystaniem z dostępu do publicznej służby zdrowia. W uzasadnieniu prezydenckiego projektu nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy wskazano, że całkowity koszt opieki zdrowotnej ukraińskich uchodźców finansowanej ze środków publicznych, w okresie od lutego 2022 r. do końca września 2024 r., wyniósł 4,3 mld zł, czyli średnio ok. 1,6 mld rocznie.
Problem z narracją ekonomocentryczną pozostaje jednak aktualny nawet po oczyszczeniu jej z tej nieprawdziwej informacji – skoro, jak wykazują raporty, masowa obecność migrantów w Polsce przynosi krótkoterminowe korzyści gospodarcze, to ekonomocentryści czasem stają się zwolennikami masowych migracji. I tak np. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Warsaw Enterprise Institute w swoim raporcie pt. „50 milionów mieszkańców Polski” z 2019 r. przekonują, że w Polsce w 2050 r. powinno mieszkać 50 milionów obywateli, z czego co najmniej 5 milionów mieliby stanowić imigranci. ZPP i WEI forsowały w związku z tym „maksymalne uproszczenie procedur związanych z legalnym zatrudnianiem cudzoziemców”. Podobnie uważa ekonomista Marcin Piątkowski, również proponując w wywiadzie z 2020 r. zmierzanie w stronę liczby 50 mln obywateli: „młodzi Ukraińcy, Wietnamczycy, Etiopczycy, czy Filipińczycy pomogą nam w rozwoju gospodarki”. Liberalne media chętnie sięgają po narrację, zgodnie z którą „aby współczynnik obciążenia demograficznego pozostał na obecnym poziomie, w kilku najbliższych latach liczba cudzoziemców w wieku produkcyjnym musiałaby corocznie przyrastać o 300 tys. To kilkakrotnie więcej niż obserwujemy w ostatnich latach. Natomiast w 2034 r. liczba cudzoziemców musiałaby wynieść 3,1 mln osób, co stanowiłoby 15 proc. populacji w wieku produkcyjnym” (Rzeczpospolita, 27 maja 2025 r.).
Kulturowe uzasadnienie ograniczania 800+ dla cudzoziemców, w tym obywateli Ukrainy
W rzeczywistości długoterminowe skutki socjoekonomiczne masowych migracji są zdecydowanie negatywne dla kraju przyjmującego, co opisali np. eksperci Centrum Myśli Gospodarczej w raporcie pt. „Migracja pod lupą. Jakie są koszty otwartych granic?” z 2024 r.: „choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że imigranci wtapiają się w społeczność kraju przyjmującego – uczą się języka, znajdują pracę, płacą podatki i zawierają nowe znajomości, to zjawiska te są w dużej mierze powierzchowne i stanowią pewien poziom minimum pozwalający na ich względnie płynne funkcjonowanie w danym społeczeństwie”. Odpowiedzią na tę obawę są świadomie podejmowane działania asymilacyjne, w tym przede wszystkim – socjalizacja pierwotna, czyli, jak czytamy w deklaracji pt. „Z tradycją w przyszłość” z 2023 r., „zespół cech oraz kodu kulturowego przekazywanego dziecku w pierwszych latach życia, czyli de facto proces wychowania. Większość z tych cech jednostka nabywa nieodwracalnie, co tyczy się zwłaszcza tożsamości narodowej”. O ile można się zgodzić, że osoba, która rozpoczęła proces inkulturacji w wieku dorosłym, nigdy lub prawie nigdy nie „stanie się Polakiem”, do końca życia mówiąc z obcym akcentem i myśląc w innym języku, o tyle dziecko takiej osoby, które urodziło się już w Polsce lub przybyło do niej w pierwszych miesiącach lub latach swojego życia, ma znaczne szanse na zasymilowanie się z polskim społeczeństwem, posługując się „od zawsze” polskim językiem jako wiodącym oraz polskim kodem kulturowym jako domyślnym. Z kolei szanse na pomyślną asymilację są tym większe, im więcej czasu dziecko w pierwszych latach swojego życia spędzi z polskimi native speakerami, w tym również z rówieśnikami. Oczywiście nie zmienia to faktu, że asymilacja musi być poprzedzona wnikliwą selekcją, a następnie deportacją osób, których liczba nie pozwala na skuteczne przeprowadzenie asymilacji.
Instytut Ordo Iuris przez lata przedstawiał stanowiska krytyczne wobec jakichkolwiek programów socjalnych premiujących jak najszybszy powrót młodych polskich matek do pracy zarobkowej, wskazując np. w opinii dotyczącej programu „Aktywny rodzic” z 2024 r., że może on zniechęcać je do urodzenia drugich i kolejnych dzieci bezpośrednio po poprzednich, a zatem państwo nie powinno dyskryminować matek wybierających osobistą opiekę nad dzieckiem do lat 3. Stanowiska te zachowują swoją aktualność także i dzisiaj – były jednak formułowane przy domniemaniu, że odnoszą się do rodziców polskich, którzy przez pierwsze 3 lata życia dziecka nawet w warunkach wyłącznej opieki osobistej siłą rzeczy wychowają je ku polskości. Jak wskazuje prof. Michał Łuczewski w „Integralnej teorii narodu” z 2012 r. – „ideologiem narodowym jest tyleż Kościuszko, co galicyjski chłop, matka pytające swoje dziecko «Kto ty jesteś?» i dziecko, które wywiesza narodową flagę”. W odniesieniu do rodziców zagranicznych nie można przyjmować takiego domniemania. Należy raczej oczekiwać, że im dłużej dziecko będzie przebywało w warunkach wyłącznej opieki osobistej u rodziców cudzoziemskich, tym większe trudności będzie ono miało z późniejszą asymilacją. Tymczasem w interesie państwa polskiego leży właśnie jak najszersza i jak najbardziej pogłębiona asymilacja cudzoziemskich uczniów – zwłaszcza obywateli państw takich jak Ukraina czy Białoruś, najbliższych Polsce kulturowo i językowo. Sprzeczne z polskim interesem narodowym jest natomiast poprzestawanie na miękkiej integracji wyrażanej np. w stanowisku Ministerstwa Edukacji z czerwca 2024 r. pod rządami Barbary Nowackiej: „dzieci z Ukrainy w polskiej szkole zachowają swoją tożsamość narodową i kulturową”. Państwo polskie w celu wsparcia procesu asymilacyjnego ma zatem prawo wywierać wobec cudzoziemców presję na powierzenie przynajmniej części procesu wychowawczego ich dzieci instytucjom polskim. Jeżeli młoda cudzoziemska matka przynajmniej część tygodnia będzie musiała spędzić na pracy zarobkowej, to jej dziecko w tym czasie będzie musiało spędzić w opiece instytucjonalnej, a zatem w otoczeniu polskojęzycznych wychowawców i rówieśników, przyswajając sobie, jako własny, polski język i kod kulturowy.
Wobec dzieci obywateli Ukrainy w wieku od 6. roku życia taka presja asymilacyjna jest już wywierana bezpośrednio, za sprawą nowelizacji ustawy pomocowej z maja 2024 r., która uzależniła otrzymywanie 800+ od spełniania przez te dzieci obowiązku szkolnego w polskich placówkach. Bezwzględność tego rozwiązania jest częściowo łagodzona przez możliwość spełniania obowiązku szkolnego w ramach edukacji domowej. Również procedowane obecnie projekty prezydenta i rządu nie stanowią więc rewolucji, a jedynie kontynuację dotychczasowych działań asymilacyjnych. Presja asymilacyjna jest tutaj również złagodzona – w projekcie prezydenckim wystarczy, że młoda matka zarobi 50% minimalnego wynagrodzenia, co w praktyce może oznaczać pracę na „pół etatu” (lub teoretycznie nawet mniej, o ile pracodawca zgodzi się na jeszcze bardziej elastyczną formę zatrudnienia, co jednak, jak wiadomo, w praktyce wciąż nie cieszy się niestety popularnością nawet wobec polskich matek). Bardziej restrykcyjny jest pod tym względem projekt rządowy, który wymaga aż 75% minimalnego wynagrodzenia, a zatem pracy na „3/4 etatu”. Z drugiej strony, projekt rządowy w odróżnieniu od prezydenckiego uwzględnia w „aktywności zawodowej” również okres urlopu macierzyńskiego, a także ustanawia 3-, a przy trojgu lub więcej dzieci nawet 6-miesięczny okres przejściowy, co wydaje się przekonująco godzić nową, asymilacyjną funkcję świadczeń socjalnych z konstytucyjną zasadą ochrony macierzyństwa i rodzicielstwa. Oba te projekty posiadają zatem zarówno zalety, jak i wady, a dalsze prace nad nimi powinny uwzględniać zarówno perspektywę rodzicielsko-macierzyńską, jak i asymilacyjną.
Adw. Nikodem Bernaciak – starszy analityk Ordo Iuris.
R.pr. Marek Puzio – starszy analityk Ordo Iuris.
Źródło zdjęcia okładkowego: Adobe Stock