W toku gorącej kampanii wyborczej w Polsce obserwatorom rzeczywistości społeczno-politycznej umknęło dość przełomowe oraz bezprecedensowe wydarzenie jakim był list otwarty przedstawicieli 9 europejskich krajów do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z apelem o „nową interpretację” Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności z 1950 r., a tym samym jednego z najważniejszych aktów prawa międzynarodowego kształtujących system ochrony praw człowieka w państwach należących do Rady Europy. List ten, który zainicjowała premier Włoch Giorgia Meloni oraz jej duńska odpowiedniczka Mette Frederiksen, nie był tylko aktem politycznym i do tego symbolicznym. Stanowił bowiem zapowiedź istotnej zmiany paradygmatu i sposobu postrzegania „praw człowieka” w Europie zmagającej się z widocznym kryzysem tożsamościowym.
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Nowy Ład.
„Nie będzie Trybunał w Strasburgu pluł nam w twarz!”
O liście otwartym podpisanym przez premierów Austrii, Łotwy, Litwy, Polski, Belgii, Estonii i Czech – obok oczywiście Danii i Włoch – wpływowy portal „Politico” poinformował 22 maja. Niemiecki „Deutsche Welle” podkreślał, że list ten stanowi de facto „akt polityczny” podjęty przed przedstawicieli różnych stron politycznych, a cytowany Sekretarz Generalny Rady Europy Alain Berset stwierdził, że tego rodzaju publiczne enuncjacje mogą stanowić niedopuszczalny „nacisk polityczny” na Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Co skłoniło przedstawicieli kilku rządów europejskich do tak radykalnego kroku kwestionującego trafność orzecznictwa organu sądowego Rady Europy? Chodzi oczywiście o problem związany z ukształtowaną linią orzeczniczą Trybunału, który ogranicza państwa w możliwości wydalania z krajów imigrantów, którzy dopuścili się przestępstw, w tym najpoważniejszych jak np. terroryzm.
Problem nie jest nowy. W roku 2022 Europejski Trybunał Praw Człowieka, stosując natychmiast wykonalny środek tymczasowy z art. 39 regulaminu ETPCz (czyli jeszcze przed formalnym rozpoznaniem merytorycznym skargi), zablokował odesłanie przez rząd Wielkiej Brytanii pierwszych imigrantów do Rwandy, którzy nielegalnie przekroczyli granicę przepływając kanał La Manche. Była to realizacja zapowiedzianego przez ówczesnego brytyjskiego premiera Rishi Sunaka planu zdecydowanych działań w związku z systematycznie wzrastającą liczbą imigrantów, którzy na łódkach, pontonach, a czasem w ciężarówkach usiłowali dostać się na teren Wielkiej Brytanii. Rząd brytyjski zawarł nawet w celu łatwego odsyłania zatrzymanych osób umowę z rządem w Kigali, a na mocy tego porozumienia imigranci mieli oczekiwać na rozpoznanie wniosków azylowych na terenie Rwandy. Nie był to zresztą jedyny taki przypadek, bowiem podobną umowę zawarły Włochy z Albanią. Wydane z dnia na dzień orzeczenie tymczasowe ETPCz wstrzymało w ostatniej chwili możliwość deportacji, co spowodowało protesty Londynu i wyrażanie coraz głośniejszego stanowiska, że brytyjski rząd powinien zdecydować o wystąpieniu z Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, wraz z porzuceniem całego systemu ochrony praw człowieka Rady Europy jako ograniczającego nadmiernie suwerenność Zjednoczonego Królestwa.
Brytyjski rząd nie poprzestał na przyjęciu do wiadomości orzeczenia Trybunału w Strasburgu. W 2024 r. brytyjski parlament uchwalił ustawę o bezpieczeństwie Rwandy, na mocy której każdy decydent w kraju (sąd, urzędnik migracyjny) musi traktować Republikę Rwandy jako kraj bezpieczny, a zatem taki, do którego można odesłać imigrantów nielegalnie dostających się do kraju. Wskazano także w głośnym art. 5, że to wyłącznie minister rządu Jego Królewskiej Mości będzie decydował o tym, czy zastosować się do środka tymczasowego Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w postępowaniu dotyczącym zamierzonego wydalenia osoby do Republiki Rwandy, mimo iż każda strona Europejskiej Konwencji Praw Człowieka jest zobowiązana do respektowania środków tymczasowych ETPCz, choć wynika to z regulaminu Trybunału i nie ma podstawy traktatowej.
Coraz większe zniecierpliwienie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wyraża także Francja. Wraz ze wzrostem zagrożenia obywateli i zamachami terrorystycznymi, Paryż podejmuje nowe działania (m.in. legislacyjne), które mają pozwolić na natychmiastowe wydalanie osób podejrzanych czy skazanych za terroryzm. W październiku 2023 r. francuski Minister Spraw Wewnętrznych Gerald Darmanin powiedział w dzień po zamach islamskiego terrorysty w Arras: „będziemy identyfikować niebezpiecznych ludzi w całym kraju, systematycznie odbierać pozwolenia na pobyt cudzoziemcom i systematycznie wydalać każdego cudzoziemca (…) uznanego przez służby wywiadowcze za niebezpiecznego”. Dodał przy tym, że Francja liczy się z tym, iż Trybunał w Strasburgu będzie nakładał przewidziane Konwencją sankcje za takie działanie.
Rząd francuski nie ograniczył się wyłącznie do deklaracji. W listopadzie 2023 r. władze w Paryżu wydaliły 39-letniego migranta z Uzbekistanu wbrew zarządzeniu tymczasowemu ETPCz, który zakazał jego deportacji ze względu na ryzyko tortur. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych uznało mężczyznę za radykalnego islamistę i 13 października nakazało jego ekstradycję do Uzbekistanu, pomimo że sąd administracyjny nie rozpoznał jeszcze skargi od decyzji o deportacji. Co prawda w 2018 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że Francja naruszyła Konwencję w związku z natychmiastową deportacją imigrantów, którym uniemożliwiono złożenie stosownej skargi do sądu. Jak zauważał francuski „Le Monde”, deportacja 39-letniego islamisty z Uzbekistanu stanowiła otwarte zlekceważenie orzeczenia Trybunału w Strasburgu.
Za nierespektowanie orzeczeń ETPCz wielokrotnie krytykowano również Grecję, od wielu lat zmagającą się z napływem imigrantów z innych kręgów kulturowych. Rząd w Atenach, w związku z koniecznością powstrzymaniu napływu przybyszów, zmusza płynące łodzie przemytnicze do zawrócenia i deportuje ich głównie do Turcji, co jest poddawane krytyce ze strony Trybunału w Strasburgu. W 2022 r. głośny był wyrok ETPCz w sprawie Safi i in. przeciwko Grecji (skarga nr 5418/15), w którym Trybunał przyznał kwoty zadośćuczynienia od 10 tys. 100 tys. euro od Grecji za naruszenie art. 3 Konwencji (poniżające i nieludzkie traktowanie) w związku z przeprowadzonym przez greckie służby grupowym przeszukaniem wyłowionych w wyniku akcji ratunkowej kilkunastu obywateli Syrii, Afganistanu i Palestyny, a także uniemożliwienie im swobody poruszania się. Jednocześnie rząd grecki nie stosuje się do środków tymczasowych Trybunału w Strasburgu z art. 39 regulaminu, za co spotyka go krytyka m.in. ze strony części organizacji społecznych. I tak Grecja zlekceważyła np. wydany 3 czerwca 2022 r. przez ETPCz środek tymczasowy zakazujący władzom w Atenach deportacji 28 kurdyjskich uchodźców z Syrii, którzy utknęli na małej wysepce na rzece w regionie Ewros przy granicy z Turcją.
Swoiste napięcie między organami państw należących do Rady Europy a Trybunałem w Strasburgu wyraźnie widoczne jest w przypadku decyzji o deportacji osób podejrzanych o terroryzm czy najpoważniejsze przestępstwa, które – z punktu widzenia władz państwowych – stanowią realne zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli. W takim wypadku liczba lekceważonych przez władze środków stosowanych przez Trybunał w Strasburgu jest wyraźnie zauważalna.
I tak w wyroku ETPCz w sprawie Ben Khemais przeciwko Włochom (skarga nr 246/07), Trybunał stwierdził naruszenie przez Włochy art. 3 (zakaz tortur oraz nieludzkiego i poniżającego traktowania) oraz art. 34 Konwencji (prawo skargi do ETPCz) przez wydalenie obywatela Tunezji skazanego w tym kraju za przynależność do organizacji terrorystycznej, pomimo wydanego środka tymczasowego (mężczyzna był również skazany przez sądy włoskie za przestępstwa). W sprawie Mannai przeciwko Włochom (skarga nr 9961/10) ETPCz stwierdził naruszenie art. 3 i 34 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności poprzez deportowanie skazanego przez sądy włoskie Tunezyjczyka do kraju pochodzenia. Trybunał skrytykował stanowisko władz w Rzymie, które zdecydowały się na deportację mężczyzny mimo wydanego środka tymczasowego z art. 39. Podobne stanowisko wyraził strasburski sąd międzynarodowy w sprawie Toumi przeciwko Włochom (skarga nr 25716/09), przyznając zadośćuczynienie w kwocie 15 tys. euro obywatelowi Tunezji skazanemu we Włoszech za czyny o charakterze terrorystycznym na 6 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna po opuszczeniu zakładu karnego został deportowany przez władze włoskie do Tunezji ze zlekceważeniem wydanego przez ETPCz środka tymczasowego z art. 39 regulaminu, co zostało skrytykowane przez Trybunał jako nierespektowanie postanowień Konwencji z 1950 r. i naruszenie praw człowieka.
Warto zwrócić uwagę również na jedno orzeczenie ETPCz wydane w 2018 r. w sprawie przeciwko Francji (M.A. przeciwko Francji – skarga nr 9373/15), bowiem czytelnie ukazuje środki, które podejmują państwa, aby skutecznie deportować osoby niepożądane. W sprawie skargę złożył obywatel Algierii, skazany w 2006 r. we Francji na 7 lat pozbawienia wolności i objęty stałym zakazem wjazdu na terytorium Francji za udział w zorganizowanej grupie przestępczej mającej na celu przygotowanie aktów terroryzmu. W 2010 r. francuskie władze podjęły próbę deportacji mężczyzny do Algierii, jednakże wówczas ETPCz na podstawie art. 39 regulaminu nakazał wstrzymać te działania do czasu rozpoznania skargi. Mężczyzna przez okres 4 lat przebywał na terytorium Francji do momentu, w którym ETPCz nie uznał jego skargi za niedopuszczalną z uwagi na brak wyczerpania środków krajowych, co uchylało środek tymczasowy.
W grudniu 2014 r. mężczyzna złożył wniosek o azyl, który nie został uwzględniony przez francuski Urząd ds. Ochrony Uchodźców i Bezpaństwowców (OFPRA) w lutym 2015 r. O decyzji OFPRA poinformowano go w dniu 20 lutego, kiedy przebywał na posterunku policji w ramach obowiązków związanych z dozorem policji. Władze francuskie zatrzymały mężczyznę i wykonały decyzję o deportacji, a skarżący został natychmiast przewieziony na lotnisko Roissy w Paryżu. Pełnomocnik mężczyzny, poinformowany o decyzji, złożył do ETPCz nowy wniosek o zastosowanie środków tymczasowych. Trybunał rozpatrzył wniosek tego samego dnia, wskazując rządowi, aby nie wydalał skarżącego przed 25 lutego. Jednak zanim policja otrzymała niezbędne instrukcje, drzwi samolotu zostały już zamknięte, a skarżący znajdował się na pokładzie samolotu, który odleciał do Algierii, gdzie na miejscu został aresztowany.
Trybunał w Strabsurgu w orzeczeniu stwierdził, że Francja nie tylko naruszyła art. 3 Konwencji, bowiem jej władze zdawały sobie sprawę z tego, że mężczyzna w Algierii może zostać poddany tzw. aktom złego traktowania, ale również art. 34 Konwencji, gdyż uniemożliwiły one skarżącemu skorzystanie z indywidualnej ścieżki odwoławczej w sprawie deportacji.
Zupełnie odrębnym zagadnieniem są skargi kierowane do ETPCz przez imigrantów, którym nie udało się nielegalnie dostać na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w ramach operacji destabilizacji Europy prowadzonej przez Białoruś i Rosję. Część skarg odnosi się do stosowania przez polskich żołnierzy i funkcjonariuszy tzw. push-backów, choć dotyczy również służb Litwy i Łotwy (np. H.M.M. i inni przeciwko Łotwie – skarga nr 42165/21). Wielka Izba ETPCz rozstrzyga np. sprawę dotyczącą grupy obywateli Afganistanu, którzy zarzucają, że zostali pozostawieni w prowizorycznym obozie na granicy między Białorusią a Polską od 8 sierpnia do 23 października 2021 r. Twierdzą, że ostatecznie zostali odesłani z Białorusi do Afganistanu, gdzie obecnie mieszkają.
Prawa człowieka w „libkowej” Europie, czyli co?
Powyżej opisane przypadki potwierdzają widoczną tendencję do napięcia między środkami stosowanymi przez Trybunał w Strasburgu a władzami państw europejskich, które koncentrują się na zagwarantowaniu obywatelom bezpieczeństwa i porządku publicznego. Pojawiające się oficjalne głosy o konieczności rewizji stanowiska ETPCz, a także otwarte lekceważenie wydawanych przez Trybunał orzeczeń tymczasowych, pozwalają na sformułowanie poglądu, że w najbliższym czasie Europę czeka rewolucja w dotychczas dominującej „liberalnej” koncepcji praw człowieka, której jeszcze nie było. Stawiam tezę, że właśnie na naszych oczach następuje istotne przesilenie i erozja w podejściu do praw człowieka w naszym kręgu cywilizacyjnym, a całemu dotychczas znanemu systemowi praw człowieka grozi realny upadek.
Aby wyjaśnić ten pogląd, musimy uzmysłowić sobie, że cała współczesna koncepcja praw człowieka w cywilizacji zachodniej, jest związana z indywidualistyczną antropologią. To właśnie za sprawą prekursora tego nurtu ideowego Johna Locke’a, w europejskiej tradycji ideowej przeprowadzono swoiste rozróżnienie między władzą publiczną a „prawami” jednostki należącymi jej „z samej natury” już w stanie przedspołecznym („prawo do życia, wolności i mienia” jak wynika z lektury „Dwóch traktatów o rządzie” z 1690 r.). Locke stawia wyraźne roszczenia wobec władzy publicznej ukonstytuowanej na gruncie umowy społecznej. Władza nie tylko nie może godzić w przyrodzone prawa jednostki (individual), ale wręcz ma obowiązek je chronić. Angielski filozof daje do zrozumienia nawet, że sankcją za nierespektowanie tych praw jest możliwość odwołania opresyjnej władzy.
Co istotne, John Locke z pozoru nieco odmiennie prezentował relację władzy i jednostki w stosunku do myśli prekursora nowoczesnej koncepcji państwa Thomasa Hobbesa. To właśnie ten angielski filozof polityczny w swoim wiekopomnym traktacie „Lewiatan” z 1641 r. uznawał państwo za twór powstały w wyniku umowy (konsensusu) odrębnych od siebie jednostek, które zdecydowały się świadomie i racjonalnie przejść ze stanu natury, w którym każdy pozostawał w konflikcie z innym (bellum omnium contra omnes), do stanu społecznego. W ramach tego kontraktu, jednostki zgodziły się przekazać całą swoją wolność naturalną suwerenowi, którego jedynym celem jest zapewnienie spokoju i bezpieczeństwa samym obywatelom. W tym celu suweren – w myśli Hobbesa – mógł stosować wszelkie metody (nawet cenzurę, kary cielesne, więzienie itd.)
Od czasów Locke’a, wraz ze wzrostem popularności liberalizmu w Europie, cel działania suwerennej władzy, jakim jest zapewnienie porządku i bezpieczeństwa obywatelom (poddanym) oddawał pole określonej i nienaruszalnej sferze wolności każdego człowieka. Wyraźnie widoczne jest to np. w sporze o zakres inwigilacji obywateli przez służby specjalne w przypadku zagrożeń terrorystycznych.
„Liberalna” koncepcja praw człowieka, od której w myśli polityczno-prawnej odróżnia się inne koncepcje iura humana (np. chrześcijańską), zakłada nie tylko posiadanie przez jednostkę sfery nietykalnej dla władzy publicznej („wolności” i „prawa”), zastępuje praktycznie w ogóle pojęcie „obowiązku” centralnego np. w tradycji konserwatywnej czy narodowej, czy generuje wobec państwa żądania nieustannego potwierdzania ich w aktach prawnych (tzw. jurydyzacja praw człowieka). To nie wszystko. Współczesna „liberalna” koncepcja praw człowieka w swojej istocie dopuszcza możliwość zmiany katalogu tych praw, bowiem sama opiera się na relatywizmie moralnym i indywidualizmie. Praw i wolności ma być więcej, ewoluują, mogą dotyczyć coraz to bardziej zindywidualizowanych grup społecznych, a państwo czy społeczność międzynarodowa mają obowiązek je respektować. W powojennej historii Europy widoczny jest proces swoistej „inflacji praw człowieka”, a francuski prawnik i myśliciel Gregor Puppinck słusznie zauważył, że analiza dokumentów prawa międzynarodowego pokazuje wręcz wyraźną „degenerację” praw człowieka. Prawem człowieka współcześnie staje się już nie tylko prawo do życia, wolność wyrażania poglądów czy wolność zgromadzeń, ale także „prawa reprodukcyjne”, „prawo do aborcji” pozostające przecież w kolizji z klasycznym prawem do życia czy „prawo do seksualnej identyfikacji” jako wyodrębnione z prawa do ochrony życia prywatnego.
Prawa człowieka w wersji liberalnej są nieodłącznie związane z tzw. liberalną demokracją, która jako – w założeniu – „idealna” forma ustrojowa ma być w zachodnim kręgu cywilizacyjnym dominująca, a także ma być przenoszona w inne regiony świata na zasadzie efektu politycznej kserokopiarki (Francis Fukuyama). Są również nieodłącznie związane z systemem ochrony praw człowieka, jaki zaistniał w Europie po II wojnie światowej, a którego najważniejszą instytucją jest Trybunał w Strasburgu. To właśnie ten organ Rady Europy kształtuje standardy ochrony praw człowieka i odpowiada za sposób rozumienia postanowień Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Orzecznictwo ETPCz do dzisiaj stanowi w Europie punkt odniesienia do promieniujących zmian w prawie w poszczególnych państwach.
Prawa człowieka w rozsypce…”
Współczesna Europa przeszła po II wojnie światowej ogromną zmianę. Nie trzeba być szczególnie wnikliwym obserwatorem, aby dostrzec, że cywilizacja zachodnia od lat pozostaje w kryzysie tożsamościowym, przestała imponować na świecie i oddała pole znacznie bardziej zdecydowanym ośrodkom polityczno-kulturowym (np. w Azji). Wyraźnie dominujący w demokracjach liberalnych nurt promowania postulatów, ideologii czy doktryn lewicowych i jawnie sprzeciwiających się wartościom chrześcijańskim, chrześcijańskiej etyce oraz antropologii, podkopał fundamenty budowanej od wieków Europy opartej na chrześcijaństwie, filozofii greckiej i prawie rzymskim. Najlepszą emanacją tego rodzaju kryzysu był pokaz otwierający igrzyska olimpijskie w Paryżu w 2024 r., który na całym świecie pokazał w jakim miejscu jesteśmy obecnie my – Europejczycy i który otworzył oczy wielu na kondycję tożsamościową Starego Kontynentu. Wojciech Roszkowski – nie bez racji – porównał sytuację obecnej Europy do „roztrzaskanego lustra”. Gdy dodamy do tego postępujący napływ imigrantów pochodzących z obszarów kulturowo obcych, związany z tym widoczny spadek bezpieczeństwa obywateli, a także zubożenie Europejczyków, to mamy do czynienia z mieszanką, która w tempie ekspresowym doprowadzi do eksplozji nastrojów społecznych w kierunku prawicowym. To zresztą dzieje się już we Włoszech, Francji, Niemczech, Austrii, Szwecji, Holandii, a także oczywiście w Polsce. Obdarzenie w Stanach Zjednoczonych Donalda Trumpa tak wielkim zaufaniem społecznym i powierzenie mu przez wyborców urzędu głowy państwa, potwierdza właśnie tę tendencję w tzw. świecie zachodnim. Wraz z wygraną Trumpa i jasnym zadeklarowaniem przez jego administrację powrotu do silnego i tożsamościowo silnego Zachodu, spowodowało zdecydowany wzrost sympatii wobec partii umownej prawicy, przy jednoczesnym wyzbyciu się kompleksu deklarowania się przez Europejczyków czy Amerykanów właśnie jako „białych, heteroseksualnych i dumnych chrześcijan”.
I teraz dochodzimy do kwestii zasadniczej. Postępujące zmiany w nastrojach mieszkańców Starego Kontynentu, którzy nagle wybudzają się ze snu o potężnej, bogatej, bezpiecznej i imponującej Europie, natrafiają na radykalny opór tzw. elit liberalno-lewicowych. Nagle z ust zwolenników tzw. wolności, słyszane są głosy o konieczności radykalnego ograniczenia wolności słowa (w tym cenzury Internetu), stosowania radykalnych metod niedemokratycznych wobec ruchów prawicowych (koncepcja „demokracji walczącej” otwarcie zapowiedziana w Polsce przez premiera Donalda Tuska i jego intelektualne zaplecze), delegalizacji organizacji społecznych czy partii politycznych, unieważniania wyników wyborów (przypadek Celina Georgescu w Rumunii) i eliminowania liderów partii prawicowych (sprawa Marie Le Pen we Francji). Efektem tego jest także nieszanowanie woli wyborców i tworzenie najbardziej absurdalnych i egzotycznych koalicji „kordonowych” (nawet ze skrajną i prorosyjską lewicą jak we Francji), aby tylko nie dopuścić do rządzenia tych wybranych przez wyborców sprzeciwiających się monopolowi środowisk liberalno-lewicowych. Podobnie ocenić należy zaangażowanie organów Unii Europejskiej, która z organizacji o charakterze gospodarczym, zmieniła się w zarządzaną przez nielicznych organizację o charakterze jawnie politycznym, ingerującym i dyscyplinującym rządy poszczególnych państw członkowskich za niepopularny wśród establishmentu w Brukseli kierunek polityczny (np. Polska czy Węgry). Pomysł liberalno-lewicowego środowiska politycznego na poradzenie sobie z coraz bardziej widocznym wzrostem popularności ruchów konserwatywnych, tradycjonalistycznych czy narodowych, przypomina pomysł na powstrzymanie stale tworzącego się gazu w butelce przy pomocy korka. Po pewnym czasie działający przez chwilę sposób zamienia się dla pomysłodawcy w wielką katastrofę.
Tzw. demokracja liberalna przestała być koncepcją ustrojową, w której szanuje się wolę wyborców, gwarantuje powszechność głosowania, szacunek do wartości jaką jest wolność czy podział władz, a także dla idei rządów prawa oraz parlamentaryzmu. Obecnie demokracja liberalna, pomimo nazwy, ma coraz mniej wspólnego z demokracją, coraz mniej wspólnego z przywiązaniem do wolności i coraz mniej szacunku dla praworządności. Na naszych oczach kończy się tak z zapałem popularyzowany romans demokracji i liberalizmu, co zresztą przewidział już w XIX wieku francuski myśliciel i polityk Alexis de Tocqueville. Demokracja liberalna stała się koncepcją ustrojową, w myśl której cały system polityczno-prawny w państwach ma gwarantować rządy coraz mniej licznym przedstawicielom tzw. elit liberalno-lewicowych. Nie chodzi przy tym o nic innego, choć hasła na sztandarach pozostają wciąż te same i nie mają już praktycznie nic wspólnego ze sposobem sprawowania rządów.
A gdzie w tym wszystkim prawa człowieka? Warto zacytować co już w 2007 r. z pozycji konserwatywnej pisał Adam Wielomski na kartach tomu I „Encyklopedii politycznej”: (…) paradoksalnie, prawa człowieka – stworzone jako przeciwwaga dla absolutyzmu i pochwała demokracji i liberalizmu – przeistaczają się w skrajnie nietolerancyjną ideologię polityczną, która kwestionuje wszystkie inne formy ustroju politycznego poza demokracją parlamentarną; w praktyce ideologia ta idzie jeszcze dalej (…); prawa te stały się ideologią, za pomocą której garść lewicowych intelektualistów – wspieranych przez media – próbuje narzucić swoją wolę suwerennym państwom, aby urządzić je w sposób zgodny z ideologicznymi wizjami twórców i propagatorów tej koncepcji; prawa człowieka, wymyślone przeciwko politycznemu absolutyzmowi, stają się zatem ideologią nowego absolutyzmu”. Trudno nie dostrzec aktualności słów polskiego myśliciela w roku 2025. W Europe tracącej bezpieczeństwo, w której mieszkańcy wyraźnie dostrzegają, że władza polityczna nie panuje nad sytuacją związaną z imigracją, coraz wyraźniej widoczne są nawoływania do odejścia od państwa Johna Locke’a i powrotu do państwa-Lewiatana Thomasa Hobbesa. To właśnie władza polityczna ma zagwarantować porządek publiczny i zadbać o bezpieczeństwo swoich obywateli, a w sytuacjach tak istotnych dla trwałości wspólnoty politycznej, wszelkiego rodzaju ograniczenia w postaci „praw człowieka”, zasad „przyzwoitości” czy „moralności” przestają odgrywać znaczenie. Nie inaczej jest w Stanach Zjednoczonych, w których twardy kurs związany z deportacją imigrantów nielegalnie przedostających się do tego kraju dał wygraną Donaldowi Trumpowi w wyborach prezydenckich.
Czy zatem czeka nas spektakularny upadek systemu praw człowieka w Europie wraz z wystąpieniem poszczególnych państw z systemu ochrony przewidzianej w Konwencji rzymskiej z 1950 r.? Nie można tego wykluczyć. Z punktu widzenia politycznych oczekiwań coraz większej grupy Europejczyków, napięcie na linii rząd – ETPCz będzie tylko rosło. List premierów 9 państw jest tego znakomitym przykładem. Pamiętać należy, że nie musi się to skończyć od razu tak drastycznie. Przepis art. 15 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności daje państwom możliwość podjęcia „środków uchylających stosowanie zobowiązań wynikających z niniejszej konwencji w zakresie ściśle odpowiadającym wymogom sytuacji” nie tylko w przypadku wojny, ale również „niebezpieczeństwa publicznego zagrażającego życiu narodu”. Czy zatem będzie to kolejny krok podejmowany przez władze państw należących do Rady Europy, które istotnie borykają się z narastającym spadkiem bezpieczeństwa swoich obywateli i zagrożenia radykalizmem islamskim dla wspólnoty politycznej? Jest to bardzo prawdopodobne. I wreszcie kolejne pytanie: czy w obliczu wyraźnie widocznego kryzysu tzw. liberalnej koncepcji praw człowieka, Zachód znajdzie odpowiedź na konieczność ochrony człowieka w państwie w innej formie? Czy jest to możliwe w odwołaniu do aksjologii klasycznej i chrześcijańskiej? A może – jak zauważa Aleksander Stępkowski – koncepcja praw człowieka jest bardzo trudna do pogodzenia z Magisterium społecznym Kościoła katolickiego z uwagi na funkcjonowanie ich w oparciu o antropologię indywidualistyczną, a tym samym należy współcześnie podjąć refleksję nad istnieniem człowieka we wspólnocie politycznej w oparciu o prawdę o jego społecznej naturze? Czy może zatem koniecznością okaże się zerwanie z prawami człowieka jakie znamy i poszukania sensu współistnienia ludzi we wspólnocie politycznej w oparciu o coś zupełnie innego?
Adw. dr Bartosz Lewandowski – prawnik współpracujący z Centrum Interwencji Procesowej Ordo Iuris