główne PUNKTY
1
W Genewie negocjowana jest obecnie rezolucja Rady Praw Człowieka ONZ dotycząca śmiertelności matek i opieki okołoporodowej.
2
W tekście zawarto liczne odniesienia do aborcji i edukacji seksualnej, także w odniesieniu do dziewcząt.
3
Sygnatariusze rezolucji – Kolumbia, Estonia, Nowa Zelandia – zignorowali sprzeciw zgłoszony przez grupę państw podczas wielogodzinnych negocjacji.
4
W regionie afrykańskim sprzeciw zgłosiły jedynie Nigeria i Egipt oraz Algieria działająca w imieniu Grupy Arabskiej, podczas gdy pozostałe państwa milcząco akceptują ideologiczne zapisy.
5
Rezolucja ma zostać przyjęta 6 października.

Negocjowana obecnie w Genewie rezolucja Rady Praw Człowieka ONZ dotycząca śmiertelności matek i opieki okołoporodowej – „Preventable Maternal Mortality and Morbidity” (PMMM) miała w założeniu dotyczyć realnego problemu zdrowia matek i redukcji wskaźników umieralności okołoporodowej. Dokument, który mógłby stanowić narzędzie budowania współpracy międzynarodowej w obszarze poprawy opieki zdrowotnej został jednak obudowany szeregiem ideologicznych sformułowań, w tym wielokrotnymi odniesieniami do aborcji, „praw seksualnych i reprodukcyjnych” (SRHR), „autonomii cielesnej”, a także do tzw. kompleksowej edukacji seksualnej (CSE). Wbrew postulatom wielu państw, sygnatariusze rezolucji – Kolumbia, Estonia i Nowa Zelandia – nie uwzględnili żadnych istotnych poprawek ograniczających ideologiczne elementy dokumentu. Mimo około dziesięciu godzin negocjacji, nowe brzmienie projektu zachowało wszystkie najbardziej kontrowersyjne sformułowania.
Treść rezolucji opiera się na szeregu wcześniejszych dokumentów ONZ, w tym na Programie Działań Międzynarodowej Konferencji w sprawie Ludności i Rozwoju (ICPD). Program ten jednoznacznie odrzuca aborcję jako metodę planowania rodziny i zaleca państwom podejmowanie wysiłków mających na celu jej ograniczenie. Natomiast obecny projekt rezolucji wprost wskazuje, że państwa mają obowiązek zapewnić powszechny dostęp do tzw. praw reprodukcyjnych i seksualnych (w tym aborcji), a także do kompleksowej (permisywnej) edukacji seksualnej, której programy – zgodnie z wytycznymi WHO i UNESCO – zawierają treści promujące wczesną inicjację seksualną i redefinicję norm płciowych. Dokument zawiera też zapisy o „autonomii cielesnej” i „prawie do decydowania w sprawach seksualności”.
Przeczytaj też:
ONZ forsuje genderową edukację seksualną. Indoktrynacja z ominięciem programów szkolnych
Tak daleko idące stwierdzenia w praktyce oznaczają próbę tworzenia nowych „praw człowieka”, które nie mają umocowania w żadnym wiążącym traktacie międzynarodowym. Żaden akt prawa międzynarodowego powszechnie obowiązującego nie ustanawia aborcji jako prawa człowieka. Wręcz przeciwnie, w dotychczasowej praktyce ONZ wielokrotnie potwierdzano, że kwestie dotyczące ochrony życia przed urodzeniem pozostają w gestii poszczególnych państw i podlegają ich suwerennym decyzjom. Mimo to rezolucja Rady Praw Człowieka, choć formalnie niewiążąca, może stać się w przyszłości podstawą do presji na rządy, reinterpretacji istniejących traktatów i wprowadzania zmian legislacyjnych wbrew konstytucyjnym gwarancjom wielu państw.
– Próby narzucenia kontrowersyjnych rozwiązań pod pozorem walki o prawa człowieka prowadzą do erozji zaufania w relacjach międzynarodowych i stanowią zagrożenie dla konsensusu, na którym opiera się działalność ONZ. Rezolucja Rady Praw Człowieka nie tworzy wprawdzie prawa w sensie ścisłym, ale często staje się elementem tzw. soft law, które jest następnie wykorzystywane w praktyce organów traktatowych i sądów międzynarodowych jako interpretacja obowiązujących norm. W konsekwencji może to prowadzić do stopniowej zmiany rozumienia prawa międzynarodowego wbrew intencjom i suwerennym decyzjom państw – wskazuje Julia Książek z Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris.
Proces negocjacyjny przebiega w sposób budzący poważne wątpliwości. Podczas pierwszego czytania, które zakończyło się 20 września, państwa zgłosiły liczne poprawki i zastrzeżenia wobec języka rezolucji. Zgłaszano konieczność usunięcia odwołań do aborcji, SRHR i CSE. Jednak sygnatariusze odrzucili wszelkie wnioski i zapowiedzieli utrzymanie dotychczasowego brzmienia. Przyjęcie rezolucji planowane jest na 6 października. Dotychczasowa praktyka Rady wskazuje jednak, że nie należy spodziewać się uwzględnienia kluczowych postulatów państw sprzeciwiających się ideologicznym zapisom.
Szczególnie niepokojąca jest postawa państw afrykańskich. W regionie, który doświadcza najwyższych wskaźników umieralności okołoporodowej i który powinien szczególnie zabiegać o realne rozwiązania w zakresie poprawy opieki medycznej, jedynie Nigeria, Egipt i Algieria konsekwentnie opowiadają się przeciwko ideologicznemu językowi rezolucji, choć ten ostatni kraj występował nie tylko w imieniu swoim ale Grupy Arabskiej (grupy państw arabskich). W przypadku pozostałych państw – m.in. Ghana, Kenia, Malawi, Burundi, Etiopia, Sudan, Benin i Wybrzeże Kości Słoniowej, jeżeli nie zajmą zdecydowanego stanowiska, oznaczać to będzie ich zgodę na wpisanie do dokumentu pojęć nieuznanych w prawie międzynarodowym. Brak sprzeciwu ze strony tych krajów będzie interpretowany jako milcząca akceptacja, a w konsekwencji jako legitymizacja promowania aborcji i edukacji seksualnej pod szyldem walki z umieralnością matek. Co istotne Algieria, działając w imieniu Grupy Arabskiej, zgłosiła cztery poprawki do rezolucji dotyczące CSE, SRHR i „autonomii cielesnej”, m.in. w poprawce 41: „nauczanie o zdrowiu seksualnym i reprodukcyjnym, które jest zgodne z prawdą naukową i dostosowane do wieku, uwzględnia kontekst kulturowy” oraz dalej: „nauczanie zgodne z prawdą naukową i dostosowane do wieku, uwzględniające kontekst kulturowy, które zapewnia nastoletnim dziewczętom i chłopcom oraz młodym kobietom i mężczyznom, uczęszczającym do szkoły lub nieuczęszczającym do szkoły, zgodnie z waszymi rozwijającymi się zdolnościami oraz przy odpowiednim kierownictwie i wskazówkach rodziców i opiekunów prawnych”.
Członkowie Rady Praw Człowieka – w tym także wymienione państwa afrykańskie – będą głosować nad tymi poprawkami na początku przyszłego tygodnia (między poniedziałkiem a środą), co stanowi krytyczny moment w dyskusji nad językiem rezolucji.
Rezolucja zawiera ponadto liczne odniesienia do „usuwania barier prawnych”, „zapewnienia pełnego dostępu do usług zdrowotnych” oraz „respektowania prawa do autonomii cielesnej i prywatności”. W rezolucji wprost stwierdzono: „Uznając, że zdrowie i prawa seksualne i reprodukcyjne są integralną częścią realizacji prawa każdego człowieka do korzystania z najwyższego osiągalnego poziomu zdrowia fizycznego i psychicznego oraz że kompleksowe informacje i usługi w zakresie zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego muszą zawierać wzajemnie powiązane i niezbędne elementy, takie jak dostępność, przystępność (w tym przystępność ekonomiczna), akceptowalność i jakość, w oparciu o zasadę niedyskryminacji oraz formalną i merytoryczną równość, w tym poprzez zwalczanie wielorakich i krzyżujących się form dyskryminacji”. W praktyce zapisy te mogą być wykorzystywane do kwestionowania regulacji prawnych, które chronią życie nienarodzonych, takich jak konstytucyjne gwarancje prawa do życia. Jednocześnie dokument nie koncentruje się na rzeczywistych przyczynach wysokiej śmiertelności okołoporodowej, jak brak infrastruktury medycznej, niedobór lekarzy czy brak dostępu do czystej wody i podstawowych środków farmaceutycznych. Zamiast realnych działań na rzecz zdrowia matek, projekt kładzie nacisk na ideologiczne postulaty, które od lat są przedmiotem sporów w systemie ONZ.
– Obserwujemy kolejny przykład instrumentalizacji praw człowieka przez instytucje ONZ. W miejsce rzeczywistych działań na rzecz zdrowia matek próbuje się wprowadzić do prawa międzynarodowego pojęcia takie jak „prawo do aborcji” czy „prawo do autonomii cielesnej”, które nie mają żadnego umocowania w wiążących traktatach. Żaden uniwersalny dokument prawa międzynarodowego nie uznaje aborcji za prawo człowieka. Próby ich promowania naruszają zasadę suwerenności państw, które mają wyłączne kompetencje do kształtowania polityki rodzinnej i zdrowotnej. W praktyce oznacza to marginalizowanie głosów krajów chroniących życie i osłabianie dialogu międzynarodowego. To zjawisko szczególnie niebezpieczne, bo prowadzi do erozji prawa międzynarodowego i rozbijania jedności społeczności międzynarodowej – zauważa Julia Książek.
Źródło zdjęcia okładkowego: iStock