Zwycięstwo Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich wywołało gniew ludzi obozu władzy, a także kryzys polityczny w koalicji rządzącej po przewodnictwem Donalda Tuska. To dobrze. To znaczy, że porażka nie była spodziewana, a polityczna buta została ukarana. Rzecz jasna największą zaletą zwycięstwa Nawrockiego jest odsunięcie niebezpieczeństwa domknięcia się w Polsce systemu politycznego, który nazywam “realnym liberalizmem”. Jest on w istocie – a może bardziej jego przedstawiciele – ekspozyturą interesów Berlina na Wschodzie Europy, który to obszar nasi zachodni sąsiedzi chcieliby uważać są swoją strefę wpływu.

Autor: Tomasz Rowiński

Liberalizm jako demokracja, czyli interesy niemieckie

Ta strefa wpływu jest od lat rozbudowywana, ponieważ mniejsze kraje bloku postsowieckiego zwyczajnie nie mają potencjału, by przeciwstawiać się czołowej gospodarce kontynentu. Także Polska, nie ukrywajmy, jest ekonomicznie zależna do Niemiec, choć i tak mniej, niż by tego Niemcy sobie życzyli. Jednocześnie widać, że Berlin ma coraz większe problemy by skonsumować nasz kraj politycznie. W ostatnich latach wyraźnie musi zmagać się z paradoksalną sytuacją, w której im bardziej Polacy odczuwają obecność niemieckich wpływów nad Wisłą, tym ostatecznie bardziej okazują wolę by się im przeciwstawiać.

To prawda, mamy swoje regionalne ambicje. Polskie PKB przekroczyło – wedle najnowszych danych – bilion dolarów i jest większe niż PKB Estonii, Litwy, Łotwy, Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, Rumunii i Bułgarii razem wziętych. Jest także największe w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Również wybór na prezydenta kraju Karola Nawrockiego, człowieka o mocnej tożsamościowo narodowo-chrześcijańskiej, a także klasowo ludowej formacji, wydaje się odpowiedzią na rozczarowanie serwilistycznym w stosunku do Niemiec rządem Donalda Tuska. Dlaczego jednak właściwie aż tyle piszę tu o Niemczech, choć tematem tekstu jest pozornie demokratyczny charakter stronnictwa liberalnego z Polsce. Już wyjaśniam.

Głównie dlatego, że to Niemcom po drugiej wojnie światowej udało się zbudować pozycję dysponenta i sędziego wartości demokratycznych w Europie. Do dziś niemieckie narracje są ważnym składnikiem moralnych opinii na temat różnych siłach politycznych na naszym kontynencie. Ci, których Niemcy nazwą demokratami są demokratami, a ci, którzy zostaną nazwani populistami, autokratami, faszystami, są po prostu złymi ludźmi. Najczęściej miano “demokratów” otrzymują liberałowie, ponieważ “realny liberalizm” jest najkorzystniejszą dla Niemiec formą polityki publicznej w krajach które chcą oni zdominować. Liberałów charakteryzuje obojętność wobec dziedzictwa narodowego, religii, dobra wspólnego, które wyraża się także w dbaniu przez państwo o interes swój i obywateli. Jednak niedawne wybory w Polsce pokazały, że liberałowie wcale, ale to wcale nie muszą być rzeczywiście demokratami, nawet jeśli z bólem akceptują taki porządek ustrojowy. Demokracja jest raczej konieczną w ich grze fasadą, moralnym usprawiedliwieniem pozwalającym narzucać społeczeństwu własne reguły. Na szczęście, jest ona także mechanizmem utrudniającym szybkie osiąganie dominacji totalnej. Spór o liberalizm trwa przecież w Polsce przynajmniej od roku 1989.

Liberalny hejt

Przegrana Rafała Trzaskowskiego pokazała nam – w zasadzie już po raz kolejny – jakie matryce mentalne rządzą ludźmi “realnego liberalizmu”. Nawet pobieżny przegląd reakcji użytkowników mediów społecznościowych na zwycięstwo Karola Nawrockiego dość dosadnie pokazuje – oprócz gniewu, jakie emocje dominują w elektoracie ekipy Donalda Tuska. Niewątpliwie trzeba tu wskazać na potrzebę napiętnowania tych, którzy zagłosowali inaczej i doprowadzili do porażki “jedynego słusznego kandydata”, czyli Rafała Trzaskowskiego. Schematy tego rodzaju ataków są dość powtarzalne. Najczęściej mają one charakter klasowy. Wyborcy prawicy są według nich przede wszystkim gorzej wykształceni, a zatem głupsi, reprezentują intelektualną zaściankowość i ograniczenie. Skoro nad tym wrzaskiem tak jawnie unosi się postulat wprowadzenia w Polsce cenzusu edukacyjnego, to trzeba zapytać, gdzie zmieścić w nim fundamentalny egalitaryzm demokratyczny, który liberałowie mają na ustach zawsze, jeśli tylko jest im to na rękę.

Ataki idą także innymi, przewidywalnymi ścieżkami. Wyborcy prawicy krytykowani są jako niedojrzali politycznie z powodu swojego miejsca zamieszkania. Chodzi szczególnie o wieś, ale szerzej o ośrodki na prowincji. Uruchamiane są także narracje z zakresu agresywnego liberalizmu ekonomicznego, wedle których na prawicę głosują “roszczeniowe” warstwy społeczeństwa, podczas gdy na Trzaskowskiego “ci, którzy pracą własnych rąk tworzą dobrobyt Polski”. Tego rodzaju opowieści dobrze są znane jeszcze z lat 90. kiedy to inteligencja, nomenklatura i dorobkiewicze próbowali uzasadniać rosnące nierówności ekonomiczne nieudacznictwem tych, którzy nie załapali się na bycie beneficjentami zmian. I w dodatku byli gotowi okazywać swoje niezadowolenie poprzez wybory polityczne.

Nie mogło zabraknąć w tej fali nienawiści – trudno tu użyć innego słowa – wrogości wobec religijności wyborców prawicy. Korelacja pomiędzy katolicyzmem, a głosowaniem na Karola Nawrockiego była dość oczywista i uruchamiała znane dobrze antyklerykalne skrypty.

“Większość kleru, szeregowych duchownych i wielu biskupów, opowiedziało się jednoznacznie za jednym kandydatem, doprowadzając do prawdziwego rozmazania zachowań nieetycznych i moralnie nagannych Karola Nawrockiego. Tym samym katolicyzm utracił zdolność nazywania dobra dobrem, a zła złem. Tego już nic nie zmieni” – mówił portalowi Onet dyżurny komentator liberalnych mediów, były jezuita prof. Stanisław Obirek.

Obirek pominął jednak kwestię zasadniczą: fundamentalnym kryterium politycznego wyboru dla katolika jest to, jakie zasady w życiu publicznym dany polityk zamierza realizować. Jego przeszłość ma pewne znaczenie, ale jest drugorzędna w sytuacji, gdy inni kandydaci jawnie głoszą hasła cywilizacji śmierci. W sprawach ochrony życia, kształtu ładu publicznego, edukacji, polityki zagranicznej Karol Nawrocki daje większe nadzieje niż Trzaskowski na przestrzeganie podstawowych reguł dobra wspólnego. Trudno się zatem dziwić, że ludzie Kościoła nie wybierali Rafał Trzaskowskiego, który wprowadzenie aborcji postawił na samym szczycie swojej agendy.

Wątek ten można podsumować stwierdzeniem, że tzw. liberalna demokracja to rodzaj arystokratycznych, a w efekcie autokratycznych rządów zsekularyzowanych mieszczan z wyższym wykształceniem, którzy uważają się za kosmopolitycznych światowców, ale zwykle są tylko naśladowcami innych wzorców. Choćby berlińskich. “Pawie narodów i papugą byłaś” – pisał Juliusz Słowacki, krytykując polskie elity w czasach rozbiorowego upadku. Słowa te wciąż zachowują wiele ze swojej aktualności. W polskich warunkach można powiedzieć, że rządy postępowego mieszczaństwa, to po prostu rządy inteligencji i tych, którzy do tej grupy aspirują. Rządy tych, którzy uważają się za lepszych i bardziej uzdolnionych do sprawowania władzy. Jednocześnie historia III Rzeczypospolitej zadaje kłam tego rodzaju przekonaniom. Dopiero zakwestionowanie liberalnego modelu rozwoju przyniosło Polsce większy solidaryzm społeczno-ekonomiczny i większy szacunek dla wartości, które uznaje polski naród. Dziś postinteligencka Platforma Obywatelska jest pierwszą siłą wśród tych głoszących, że polskość powinna się rozpuścić w tyglu narodów Unii Europejskiej. Jaki pożytek zatem z takiej inteligencji, która umie tylko się kłaniać innym i ich naśladować, nawet jeśli przynoszą szkodę własnym narodom?

Liberalny autorytaryzm

Powyborcze reakcje osób publicznych, tych po stronie liberalnej nie były wcale dalekie od tego, co mówił liberalny elektorat. Ceniony przez tamtą stronę dziennikarz, będący ekspertem koalicji rządzącej, Tomasz Piątek, trzy dni po drugiej turze wyborów prezydenckich stwierdził, że w Polsce “powinniśmy mówić o demokracji wojennej, mamy wojnę i kiedy jest wojna to robi się pewne rzeczy, których w czasie pokoju się nie robi. Wojna usprawiedliwia cenzurę. Dla mnie sytuacja jest bardzo prosta, kłamstwa są narzędziem w ręku wroga. Trzeba nałożyć cenzurę na kłamstwa, knebel na szczekaczki”.

“Nikt tego słowa nie powie, nikt nie powie, że trzeba wprowadzić stan wojenny, bo boją się, że opozycja będzie wkładać na głowę czapkę generała Jaruzelskiego i mówić, wy komuchy niedobre, zamach stanu” – kontynuował Piątek.

Jednak, stosując nieco mniej wojenną retorykę, podobne rzeczy mówił premier Donald Tusk w swoim orędziu z 2 czerwca.

“Będziemy przedkładać gotowe już projekty ustaw, ale jeżeli trzeba, będziemy rządzić i podejmować decyzje także przy blokującym dobre zmiany prezydencie. Doświadczenie już mamy” – mogliśmy usłyszeć w telewizyjnym przekazie 2 czerwca br.

A zatem przywracanie praworządności ma polegać na jeszcze dalszym obchodzeniu prawa niż sami liberałowie zarzucali ekipie Prawa i Sprawiedliwości? Na tym polega “demokracja walcząca”, nie na przywróceniu zasad ustrojowych, co do których istniał polityczny konsensus, przynajmniej przez rządami PiS, ale na znacznie głębszym demontażu państwa, na którego gruzach można będzie, z użyciem aparatu tegoż państwa, ale z pominięciem “woli ludu” i wcześniejszego dorobku prawnego, nie mówiąc już nawet o zasadach prawa naturalnego, zbudować porządek liberalny. Porządek liberalny, czyli taki, w którym nikt poza liberałami nie ma faktycznie prawa głosu, w którym ludzkim życiem i śmiercią można dysponować według zasady użyteczności i w którym głosowanie powszechne jest tylko elementem fasady dla jednowładztwa sieci liberalnych koterii politycznych. Nigdy dość powtarzać, że premier Tusk, minister Adam Bodnar i minister Izabela Leszczyna za pomocą dokumentu, który funkcjonuje tylko dzięki osobistej autoryzacji tych trzech osób, dali możliwość przeprowadzania w Polsce aborcji na życzenie do dziewiątego miesiąca ciąży. Tusk, Bodnar i Leszczyna pominęli w ten sposób ustawodawstwo i orzecznictwo konstytucyjne, na którego formę złożyły się dekady pracy, debat, a także społecznego zaangażowania.

Przeczytaj też: Demokracja walcząca, czyli cień liberalnej autokracji

Wojna jaruzelska trwa?

Obrazu dopełniają schematy polityczne, które uformowały starsze pokolenia Polaków, pamiętających przynajmniej lata 80. dwudziestego wieku i zmagania z komunizmem. Stanowią oni wciąż bardzo liczną grupę elektoratu. Te schematy są także matrycami, wedle których działają Kaczyński i Tusk. Przeciwnicy polityczni nie są w tych schematach przeciwnikami, ale po prostu wrogami, a walka z nimi jest walką moralną, zmaganiem dobra ze złem. Tak też formatowana jest przez rozgrywających polskiej polityki debata. I oczywiście, polityka ma wymiar moralny, jest narzędziem do uzyskiwania celów o charakterze moralnym, to klasyczna definicja polityki. Jednak czym innym jest toczyć spór o konkretne kwestie, a czym innych stygmatyzować przeciwników politycznych en bloc i a priori jako obóz zła. To właśnie robią liberałowie, których retoryka wobec prawicy jest dalece bardziej ostra niż prawicy wobec samozwańczego “obozu demokratycznego”.

Jak mocno obecne jest tego rodzaju historyczne naśladownictwo po stronie liberalnej, niech świadczy przykład pewnego użytkownika portalu X, który zacytował słowa rzekomo wypowiedziane przez jego babcię tuż po ostatnich wyborach. „Wy jesteście młodzi, my nie doczekamy już wolnej Polski”. Jak widać, po trzydziestu pięciu latach aplikowania Polsce propagandy liberalizmu, są ludzie, dla których różnorodność demokratyczne jest – tak bym to rozumiał – ciągiem dalszym komunistycznego zniewolenia. Ciekawie to świadczy o liberalizmie, o liberałach i ich własnym stosunku do demokracji.

Zobacz też: Gdy liberałowie przestają wierzyć w demokrację – Rozmowa z Pawłem Lisickim

Tomasz Rowiński – senior research fellow w projekcie „Ordo Iuris: Cywilizacja” Instytutu Ordo Iuris, redaktor naczelny „Christianitas”, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in „Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa”, „Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych”, „Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu”, „Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy”. Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.

Źródło zdjęcia okładkowego: Adobe Stock

Wesprzyj nas

Czytaj więcej

Człowieczeństwo od poczęcia: nieplanowany skutek nowelizacji przepisów zasiłkowych
15 września 2025

Człowieczeństwo od poczęcia: nieplanowany skutek nowelizacji przepisów zasiłkowych

Nowe przepisy traktują dzieci poczęte, niezależnie od etapu ciąży, w…

Jerzy Kwaśniewski: Zaraz zabiją kolejne dziecko! Zatrzymaj to!
12 września 2025

Jerzy Kwaśniewski: Zaraz zabiją kolejne dziecko! Zatrzymaj to!

Każdego dnia tego roku – z polecenia rządu, za publiczne…

„Journal of Psychiatric Research”: ponad dwukrotnie wyższe ryzyko poważnych zaburzeń psychicznych po aborcji niż po porodzie
11 września 2025

„Journal of Psychiatric Research”: ponad dwukrotnie wyższe ryzyko poważnych zaburzeń psychicznych po aborcji niż po porodzie

Wyniki badań wskazują na ponad dwukrotnie wyższe wskaźniki hospitalizacji z…

Sędzia Ulman rezygnuje z podawania się za Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych, a Minister Żurek zmienia ustawę zarządzeniem
10 września 2025

Sędzia Ulman rezygnuje z podawania się za Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych, a Minister Żurek zmienia ustawę zarządzeniem

Sędzia Mariusz Ulman, podający się za Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów…