Wybory z jesieni 2023 roku zmieniły sytuację polityczną Polski. Liberalny rząd Donalda Tuska dał sygnał, że jest przede wszystkim zainteresowany kooptacją naszego państwa do wielkiego projektu federalnej Europy. Nastąpiła także zmiana kursu w wymiarze praktycznym. Zahamowana została większość projektów rozwojowych kraju, demontowany jest i tak słaby system edukacji, likwiduje się instytucje, które pracowały na rzecz umocnienia ducha narodowego wśród Polaków. Wreszcie, co trzeba uznać za najważniejsze, przeprowadzany jest atak na podstawy ładu społecznego. Na ochronę życia, na prawa rodziny czy wolność wyznania. Więcej na ten temat w tekście Tomasza Rowińskiego. Jest to kolejny esej z cyklu Ordo Iuris Cywilizacja.
Niestety, jesienne wybory zmieniły na gorsze także strategię polityczną największej partii opozycyjnej, czyli Prawa i Sprawiedliwości. Choć PiS zapowiedział pracę na rzecz polskiej suwerenności, to jednocześnie w ogłoszonych deklaracjach już zrezygnował z podstawowej treści tej suwerenności, zapisanej zresztą w konstytucji, czyli dziedzictwa chrześcijańskiego. Dziedzictwa, które jest naszym własnym sposobem rozumienia świata. To wewnątrz tradycji chrześcijańskiej pojmujemy czym jest sprawiedliwość, jak łączyć siłę z zasadami. Chrześcijaństwo jest wreszcie tą potęgą, dzięki której szliśmy przez dzieje nawet w czasach politycznego upadku.
W swoim expose z grudnia 2023 roku premier Mateusz Morawiecki nie wspomniał nawet słowem o tym podstawowym polskim dziedzictwie. Zaproponował za to nową doktrynę patriotyzmu, którą należałoby określić mianem narodowego liberalizmu. Jej istotą jest dowartościowanie tych samych wad społecznych, które dowartościowują wszyscy inni liberałowie, ale z dodatkiem suwerenistycznej retoryki. Narodowy liberalizm od dziesięcioleci doskonalą w swoich państwach Niemcy czy Francuzi, którzy zasady cywilizacji chrześcijańskiej i żywego, ofiarnego patriotyzmu zamienili na ubóstwienie miękkiego hedonizmu społecznego. To samo proponuje dziś największa konserwatywna siła w Polsce.
Propozycja ta jednak nie jest niczym innym jak dołączeniem do rewolucji, którą właśnie prowadzą liberałowie. Jest stanięciem w kontrze do rzeczywistej polskiej suwerenności. Zagrożenie suwerenności widziane dziś na horyzoncie nie ma jedynie charakteru politycznego, ale i moralny. Jeśli przegramy w obu tych zakresach zmagań, co zostanie z Polski? Jeśli PiS nie zamierza bronić moralnej suwerenności naszego narodu, nie może także stać się przewodnią siłą niezbędnej teraz Polsce powszechnej konfederacji w obronie ojczyzny. Ochrona życia, rodziny, solidaryzm społeczny, to zasady polskiej sprawiedliwości.
Narodowy liberalizm jest tymczasem tylko kolejną formą politycznej ideologii, gdy społeczny katolicyzm to par excellence wciąż rdzeń polskiej tradycji politycznej o wielkim potencjale. Skoro Węgrzy, znacznie bardziej zlaicyzowani od Polaków, dostrzegli w próbach odbudowy cywilizacji chrześcijańskiej we własnym kraju szansę na stabilizację ładu społecznego i nadzieję na dobre życie, ten potencjał tym bardziej jest obecny w naszym narodzie.
By to jednak zrozumieć trzeba myśleć o polityce proaktywnie. Zamiast oskarżać katolików, ramie w ramię z lewicą i liberałami, o porażkę swojego obozu, warto wrócić do deklaracji sprzed kilku lat. To Jarosław Kaczyński przypominał, że poza katolicyzmem jest tylko nihilizm. Nawet jeśli to retoryczna przesada, to etos cywilizacji chrześcijańskiej jest w Polsce szeroko rozlany poza granicami wyznaniowej tożsamości. Jest Polską formą istnienia. Dlatego nie będzie polskiej suwerenności, ani konfederacji na jej rzecz, bez polityki osadzonej na katolickim chrześcijaństwie.