główne PUNKTY

1

Tomasz Rowiński zarzuca Jarosławowi Kurskiemu, że jego tekst z „Gazety Wyborczej” kontynuuje trzydziestopięcioletnią propagandę strachu przed „brunatną falą”, a w zamian promuje liberalny autorytaryzm, czyli tłumienie odmiennych poglądów przez elity.

2

Autor zauważa, że tworzenie atmosfery psychozy i stygmatyzacja „innych” (prawicowych) może prowadzić do przemocy — jako przykłady przywołuje zamach w Minneapolis i zabójstwo Charliego Kirka, wskazując na związek między retoryką a konkretnymi czynami.

3

W artykule pojawia się także krytyka „walczącej demokracji” Tuska: autor widzi ją nie jako obronę demokracji, lecz jako ochronę interesów elit powstałych po 1989 r. i próbę zbudowania w Polsce radykalnie liberalnej utopii kosztem pluralizmu.

4

Rowiński wskazuje na hipokryzję liberalnej „tolerancji”: selektywne potępianie przeciwników i victim-blaming wobec ofiary (Kirka) oraz brak miary i odpowiedzialności w przekazach medialnych.

5

Autor formułuje postulat równowagi między wolnością słowa a odpowiedzialnością: liberałom, owszem, trzeba pozwolić mówić (bo kompromitują się sami), ale jednocześnie trzeba od nich wymagać by zaprzestali bezpodstawnego szerzenia nienawiści.


Artykułowi Jarosława Kurskiego pt. Strategia ulegania presji prawicy jest bezowocna. Gorzej! Skłania ją do eskalowania kolejnych presji z 21 sierpnia br. w normalnych okolicznościach nie trzeba byłoby poświęcać uwagi, a może nawet nie należałoby tego robić. Wszak mamy do czynienia z kontynuacją tego samego tekstu publikowanego na łamach „Gazety Wyborczej” od trzydziestu pięciu lat. Jego głównym przesłaniem jest sianie strachu przed rzekomo „wzrastającą – w naszym kraju – brunatną falą” faszyzmu. Niestety w ostatnim czasie wyraźnie zobaczyliśmy, że tworzenie atmosfery psychozy, budowanie klimatu lęku przed „obcym”, a to robi Kurski w swoim agresywnym pamflecie, łatwo może prowadzić do przemocy. Zamach w Minneapolis na katolicką młodzież, a także zabójstwo chrześcijańskiego mówcy Charliego Kirka przez „antyfaszystowskiego” fanatyka, sprawia że nie wolno twórczości byłego zastępcy Adama Michnika przemilczeć.

Obcy czyli drugi Polak

„Obcy”, to w tekście Jarosława Kurskiego jego rodak, inny Polak, ktoś kto ma jednak odmienne od autora poglądy. Kurski, rzecz jasna, sygnalizując cnotę, przedstawia się w swoim eseju, jako obrońca demokracji, co oczywiście nie dziwi. W rzeczywistości jednak – zgodnie z tradycją intelektualną gazety, której linię współtworzył – proponuje rozwiązania z istotą demokracji sprzeczne. Pod płaszczykiem walki z faszystowską „brunatną falą”, promuje wizję liberalnego autorytaryzmu, w którym to wybrane elity arbitralnie decydują, co wolno myśleć, mówić i upamiętniać. Wolność słowa i zrzeszania się – fundamenty nie tylko systemu demokratycznego, ale każdego wolnego społeczeństwa – przedstawia nam Kurski jako zagrożenie, ponieważ umożliwiają one istnienie narracji, z którymi on sam się nie zgadza.

Czy to zaskakuje? Niespecjalnie. Wszystko, co w rzeczonym eseju zostało powiedziane, konsekwentnie wynika z teoretycznych podstaw ogłoszonej przez premiera Donalda Tuska w zeszłym roku fazy „walczącej demokracji”. A „walcząca demokracja”, choć nawiązuje do koncepcji Karla Loewensteina, który szukał w ramach teorii politycznej narzędzi obrony demokracji przez nazizmem, w polskich warunkach jest prostu wojną w obronie interesów tych, którzy skorzystali na liberalnej rewolucji trwającej od 1989 roku. Warto jednym zdaniem przypomnieć, że w pierwszej połowie lat 90. XX wieku publicyści „Gazety Wyborczej” wielokrotnie sugerowali, że Polska polityka nie jest gotowa na pluralizm partyjny. W rzeczywistości jednak, to właśnie pluralizm demokratyczny sprawił, że udało się w Rzeczpospolitej zatrzymać budowę radykalnie liberalnej utopii. Celem tej „budowy” było zniszczenie polskich tradycji, polskiej suwerenności moralnej i politycznej, a także poniżenie Polaków za pomocą takich narzędzi, jak sączona przez media pedagogika wstydu za własną przeszłość, niezależnie od jej blasków i chwały.

Retoryka mówiąca o dotychczasowej „miękkości demokratów wobec faszyzmu” służy Kurskiemu jako wygodny straszak, uzasadnia potrzebę tłumienia niewygodnych głosów. Zamiast obrony pluralizmu autor proponuje model polityki, w którym tylko jeden światopogląd – jego własny, liberalny – jest uznany za dopuszczalny. Artykuł byłego wicenaczelnego „Gazety Wyborczej” nie jest zatem – wbrew deklaracjom – głosem naprawdę demokratycznym. To kryjący się pod populistycznymi frazesami głos liberalnej rebelii wytrwale dążącej, od ponad trzydziestu już lat, do stłumienia wolności myślenia w Polsce. Możemy dziś już powiedzieć, że eksperyment liberalnej utopii, jaki przeprowadzono na Polakach, m. in. z inspiracji jednego z głównych ideologów III RP Adama Michnika, nie udał się i powinien być zakończony. Jednocześnie jej epigoni powinni pójść po rozum do głowy, opamiętać się i przestać siać nienawiść. Wciąż jest wielu ludzi, którzy takie absurdalne przecież zdania jak to, że „walka z nadciągającym w Polsce faszyzmem jest sama w sobie wartością absolutną”, mogą wziąć poważnie.

Morze wewnętrznych wrogów

Dobrze twórczość Jarosława Kurskiego podsumował kilka dni później Marcin Matczak (26 sierpnia br.) w swojej polemice – także opublikowanej w „Gazecie Wyborczej” – zadając dość proste i rzeczowe pytanie: „Czy według Jarosława Kurskiego całe 10 milionów obywateli głosujących na Karola Nawrockiego, to faszyści, których należy bezwzględnie zwalczać?” No właśnie, czy warto zajmować się tekstem, którego główną treścią jest pomawianie i obrażanie innych ludzi?

Nad tekstem Kurskiego należy się dziś pochylać z innego jednak powodu – bardzo źle się on zestarzał i opinia publiczna powinna mieć możliwość dostrzeżenia istnienia konsekwencji nieodpowiedzialnej publicystyki. Być może nawet sam autor powinien coś sobie uświadomić skoro pisze, że zdaje „sobie sprawę z tego, że pozycja recenzenta – publicysty – jest nadzwyczaj wygodna, bo wolna od realnej odpowiedzialności. Każdy może się mądrzyć, tylko w zderzeniu z rzeczywistością niewiele z tego wynika”. Skoro jednak w swoim eseju nazwał dość frywolnie (tekst ten roi się od frywolnych opinii) Romana Dmowskiego patronem zabójcy prezydenta Narutowicza, powinien sam uważać, by za sprawą własnych słów nie stać patronem jakiegoś innego, przyszłego nieszczęścia. A tekście redaktora Kurskiego aż roi się od nazwisk „złych ludzi”. Dzieląc się własnymi politycznymi objawieniami, stygmatyzując bezwzględnie znane postacie życia publicznego Jarosław Kurski wyraźnie – choć może nieświadomie – szuka swojego fanatyka.

Szczerze powiedziawszy nie interesują mnie poglądy Jarosława Kurskiego. Z wieloma przykładami tak zwanego „faszyzmu”, które podaje on w tekście należałoby dyskutować i wielu ludzi robi to merytorycznie, a co najważniejsze skutecznie. Jednak wiem dobrze, że z ideologami trudno rozmawiać, bo – jak powiada stara anegdota o filozofie Heglu – jeśli rzeczywistość przeczy ich przekonaniom tym gorzej dla rzeczywistości. Leszek Kołakowski na łamach „Gazety Wyborczej” pisał w 1990 roku (28-29 lipca 1990, nr 174), że istnieje „mentalność zamknięta i mentalność otwarta; jedna – plemienna, szowinistyczna, ksenofobiczna, druga – wyrażająca zasady tolerancji, równości obywatelskiej, dyskusji racjonalnej”. Każdy kto czytał esej Jarosław Kurskiego musiałby jego autora zaliczyć do pierwszej grupy, nawet jeśli szowinizm i ksenofobię trzeba by zamienić na pogardę i ojkofobię. Jednak nie w tym rzecz: rzecz w odpowiedzialności.

Kilka słów o odpowiedzialności

Zamach na katolicką młodzież w Minneapolis wydarzył się ledwie tydzień po publikacji artykułu Jarosława Kurskiego. Jeszcze tego samego dnia dyrektor FBI Kash Patel napisał na portalu X, że „Zabójstwo dzieci w szkole Zwiastowania Pańskiego w Minneapolis należy zaklasyfikować jako akt terroryzmu wewnętrznego i przestępstwo wynikające z nienawiści do katolików”. Polityczna egzekucja chrześcijańskiego mówcy Charliego Kirka została dokonana 10 września po serii gróźb, jakie otrzymywał on we wcześniejszym czasie. Groźby te miały wymusić na nim milczenie. Wiadomo, że Kirk był także republikańskich aktywistą wspierającym obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Do tej serii należy dodać, bo może ktoś już zapomniał, próbę zamachu na życie Donalda Trumpa sprzed roku. Czy wydarzenia te to przypadek, czy może raczej efekt ugruntowania w mentalności wielu ludzi przez liberalne media obowiązku tropienia „faszystów” i nawet polowania na nich?

Każdą z tych spraw zręczny publicysta mógłby, rzecz jasna, próbować przedstawić jako odosobniony przypadek, działanie szaleńca. Jednak sprawa Charliego Kirka pokazuje zupełnie inne źródła nienawiści, niż chcieliby to widzieć liberalni i lewicowi publicyści. Ten człowiek stał się ofiarą stałej presji, jaką liberalny establishment wywiera na społeczeństwo, przekonując je, że ludzie o prawicowych poglądach to wcielone zło. Szukali fanatyka i go znaleźli. To jednak jeszcze nie wszystko. Śmierć Kirka spotkała się z falą nienawiści w lewicowych i liberalnych środowiskach. W mediach społecznościowych pojawiły się niezliczone przykłady victim blaming wyrażające radość z powodu morderstwa. Studenci uniwersytetu w Austin pytani o tragedię odpowiadali w duchu pogardy: „należało mu się”, a nawet: „sam bym to zrobił”. Parlament Europejski, gotowy zwykle do niezliczonych symbolicznych deklaracji w rozmaitych sprawach, odmówił uczczenia jego pamięci minutą ciszy. Wrogie reakcje ujawniły mechanizm liberalnej „tolerancji”, która okazuje się selektywna i wyklucza każdego, kto sprzeciwia się jej bardzo wąsko pojętej doktrynie społeczno-politycznej.

Także media od razu starały się podsuwać publiczności racjonalizacje mające osłabić rozlewające się szeroko przekonanie, że za śmierć Kirka odpowiada liberalna nienawiść do myślących inaczej. Myślących inaczej, których tak naprawdę nie znają. A niewiedza prowadzi do lęku, a lęk do przemocy. Wiele razy pisali o tym publicyści choćby „Gazety Wyborczej”, diagnozując psychikę ludzi o odmiennych poglądach. Dlatego od razu czytaliśmy, że zginął „radykalny zwolennik Trumpa”, „męczennik populistycznej prawicy”. Czym innym to było niż próbą złagodzenia wymowy zdarzenia, powiedzenia, że w sumie nic się nie stało? Tego rodzaju narracja oznacza jedno, lib-leftowy establishment całkowicie stracił już poczucie miary, wspólnoty i odpowiedzialności z innymi ludźmi. „Nie mój prezydent, nie moi biskupi, nie moi koledzy, nie mój patriotyzm. Jedyne, co moje, to wspólne z nimi państwo” – pisze w swoim eseju Jarosław Kurski. I jak wynika z tekstu, państwo to trzeba oczyścić.

Przemoc pogromowa

Tekst Jarosława Kurskiego zaczyna się od prostej historyjki. Oto autor spotyka w lesie starszego pana, z którym prowadzi miłą pogawędkę. Jest ona miła aż do chwili, gdy – mimowolnie – staruszek przechodzi na tematy polityczne. Wtedy ów przygodnie spotkany spacerowicz wykrzykuje: „Nienawidzę Wałęsy, nienawidzę Tuska, nienawidzę Trzaskowskiego i całej tej żydowskiej bandy. Udusiłbym gołymi rękoma, a Tuska za jaja powiesił!”. „Poczułem się dziwnie. Gdyby tylko wiedział, że jestem z „Gazety Wyborczej”, zadźgałby mnie kozikiem do grzybów” – podsumowuje Jarosław Kurski. Mówiąc szczerze, po lekturze tekstu Strategia ulegania presji prawicy jest bezowocna, jako takiego staruszka, tylko rzecz jasna z większą ogładą, widzę samego Jarosława Kurskiego. Należałoby jedynie w wyrazach złości podmienić nazwiska na Kaczyńskiego, Nawrockiego, Mentzena, Bosaka, Bączyńskiego, Brauna czy nawet Kosiniaka-Kamysza, a Żydów na „katoli”. W tej wyliczance „złych ludzi” mogłoby się znaleźć, zdaje się, nie tylko dziesięć milionów wyborców Karola Nawrockiego, ale i sporo „demokratów”, którym pieniactwo Jarosława Kurskiego nie bardzo by się podobał. Wąska grupa „prawdziwych Polaków” mogłaby się po selekcji publicysty „Gazety Wyborczej” skurczyć do grona kolegów pracujących przy ulicy Czerskiej. 

Mógłbym zakończyć ten tekst innym jeszcze cytatem z Jarosława Kurskiego, który dobrze oddaje to co widzę tu, szczególnie po zdarzeniach z Minneapolis i zamachu na Charlie Kirka. „Nie czuję duchowej solidarności z napotkanym w lesie łagodnym staruszkiem. Wyczuwam raczej klimat nadchodzącej pogromowej przemocy” – pisze publicysta i trudno się z nim nie zgodzić. Jest tylko jeden problem, on sam jest częścią machiny nienawiści, która od wielu lat zajmowała się nawoływaniem by „***** *** i Konfederussię”. Która usprawiedliwiała ataki na Kościoły w roku 2020 i wiele innych aktów agresji.

Łagodnym, lecz strasznym staruszkom, jeśli się nie opamiętają, trzeba pozwolić mówić, to prawo do wolności słowa. Nawet jeśli mówią rzeczy fałszywe lub niebezpieczne dla społeczeństwa. Ma to bowiem swoje plusy. Czasem człowiek tą wolnością wypowiedzi – jaka jest mu wciąż na szczęście dana – sam się kompromituje i najskuteczniej pokonuje. To była zresztą metoda dyskusji Charliego Kirka, pozwalał mówić tym, którzy go agresywnie atakowali, by „ujawniły się zamysły ich serc” (Łk 2, 35). Dlatego ktoś w końcu postanowił go sprzątnąć.

Wobec tego szaleństwa ludzi rozumu pozostaje nam się modlić, by komuś w głowie nie przeskoczyło, że od słów nieodpowiedzialnych redaktorów należy przejść do nieodpowiedzialnych czynów.

Wesprzyj nas

Czytaj więcej

Co zabiło Charliego Kirka? Uwagi o liberalnej nienawiści
19 września 2025

Co zabiło Charliego Kirka? Uwagi o liberalnej nienawiści

Zamach w Minneapolis na katolicką młodzież, a także zabójstwo chrześcijańskiego…

Wypisz dziecko z genderowej indoktrynacji! To już ostatnia szansa!
19 września 2025

Wypisz dziecko z genderowej indoktrynacji! To już ostatnia szansa!

Mamy już tylko tydzień na uratowanie dzieci przed edukacją seksualną,…

Sąd Najwyższy jeszcze raz wykluczył możliwość uznania „prawa do aborcji” za dobro osobiste kobiety
18 września 2025

Sąd Najwyższy jeszcze raz wykluczył możliwość uznania „prawa do aborcji” za dobro osobiste kobiety

Życie i zdrowie ludzkie są wartościami o charakterze najbardziej podstawowym…

Dlaczego USA wstrzymały fundusze dla UNICEF? Z powodu aborcji i ideologii gender
16 września 2025

Dlaczego USA wstrzymały fundusze dla UNICEF? Z powodu aborcji i ideologii gender

Promowanie aborcji i ideologii gender przez UNICEF może sprawić, że…