Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]
Data publikacji: 07.06.2023
Przypadek pani Doroty – kobiety w piątym miesiącu ciąży, która zmarła w nowotarskim szpitalu z powodu wstrząsu septycznego, podobnie jak inne tego typu sytuacje, został brutalnie wykorzystany przez środowiska proaborcyjne do realizacji własnych celów. W przestrzeni publicznej ponownie pojawiają się głosy, że tragedia ta miałaby mieć związek z obowiązującym w Polsce prawem, zakazującym aborcji eugenicznej. Warto więc przypomnieć, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący tej kwestii, w żaden sposób nie odnosi się do sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia matki.
Z dostępnego w mediach opisu sprawy wynika, że przypadek kobiety był uderzająco podobny do sytuacji pani Izabeli z Pszczyny, czy – sięgając dalej – pani Savity Happanavar – pacjentki jednego ze szpitali w Irlandii. O tych dwóch wcześniejszych sprawach pisaliśmy już kilkukrotnie – przede wszystkim w raporcie „Wykorzystanie błędów medycznych do zmiany prawa aborcyjnego w Irlandii”, czy komentarzu „Zarzuty dla lekarzy z Pszczyny. Tragedia instrumentalnie wykorzystana przez środowiska proaborcyjne”. Pokazaliśmy tam, że nagłaśnianie historii tragicznie zmarłych matek, którym na czas nie udzielono właściwej pomocy medycznej, służy kształtowaniu w społeczeństwie polskim fałszywego przeświadczenia, że za śmierć tych pacjentek odpowiada wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie K 1/20 w sprawie aborcji eugenicznej. Tymczasem, podobnie jak we wcześniejszych sprawach, tak i teraz – brak należytej opieki medycznej nad kobietą w ciąży, niezależnie od przyczyny z jakiej znalazła się w szpitalu, może stanowić naruszenie jej prawa do świadczeń opieki zdrowotnej udzielanych z należytą starannością. Może też – co niestety mam miejsce także w Polsce – być tragiczny w skutkach.
Należy przy tym raz jeszcze podkreślić – wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 r. w sprawie aborcji eugenicznej (K 1/20) w żadnej mierze nie dotyczy sytuacji, gdy zagrożone jest życie lub zdrowie matki. Ogólne przepisy nakładające na lekarzy obowiązek udzielenia pomocy każdemu pacjentowi, którego życie jest zagrożone, wynikają nie z ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, ale chociażby z ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Mimo iż na tym etapie nie wiemy, kto zawinił w przypadku pani Doroty, z opisu sprawy można wnioskować, że jej sytuacja była podobna do sytuacji pani Izabeli z Pszczyny, w której to NFZ i Rzecznik Praw Pacjenta dopatrzyli się szeregu nieprawidłowości w opiece nad pacjentką, a prokurator postawił zarzuty lekarzom sprawującym tę opiekę.
Nie zmienia to też faktu, że jest to kolejna tragedia, którą bezdusznie wykorzystują aktywiści proaborcyjni, którzy forsują postulaty dostępu do aborcji „na życzenie”, niemające żadnego związku z historią pani Doroty i jej dziecka.
Aby zatrzymać krwawą hekatombę dzieci nienarodzonych, prawnicy Ordo Iuris konsekwentnie dążą do ukarania aborcyjnych aktywistów. W ten sposób realnie chronimy życie poczętych Polaków, którzy wciąż będą ginąć, jeśli aborterzy pozostaną bezkarni. Dlatego włączyliśmy się w postępowanie karne wobec aktywistki „Aborcyjnego Dream Teamu”, Justyny Wydrzyńskiej, która dostarczyła kobiecie w ciąży pigułki poronne, aby pomóc w zabiciu jej nienarodzonych dzieci. Porażające jest to, że ciąża stała się dla matki „niechciana”, bo dowiedziała się, że miałaby urodzić bliźniaki!
Walczymy o ukaranie aborcyjnej aktywistki
Na początku miesiąca aktywiści z „Aborcyjnego Dream Teamu” ogłosili na swoim Facebooku, że w ubiegłym roku pomogli 47 tysiącom (!) kobiet w przeprowadzeniu nielegalnych aborcji. Ponad 1100 z nich dokonano w zagranicznych klinikach aborcyjnych. Zatem większość dzieci nienarodzonych została uśmiercona za pomocą pigułek aborcyjnych. Z opublikowanych przez aborcjonistów statystyk wynika, że każdego dnia przykładają oni ręce do śmierci 128 niewinnych ludzkich istnień.
Tego też dotyczyła sprawa Justyny Wydrzyńskiej. Postępowanie zostało wszczęte na podstawie zawiadomienia złożonego przez ojca wspomnianych bliźniaków. Działanie mężczyzny, mające na celu ochronę życia dwójki jego nienarodzonych dzieci, zostało przez aborcjonistów uznane za „przemoc” wobec ich matki. Nasze zaangażowanie przełożyło się na skazanie Wydrzyńskiej w pierwszej instancji na karę 8 miesięcy ograniczenia wolności przez wykonywanie prac społecznych w wymiarze 30 godzin miesięcznie.
Aborcja to morderstwo
Gdy prawnicy aktywistki złożyli apelację, przekazaliśmy sądowi odwoławczemu nasze stanowisko, obalające argumenty obrony. Podkreśliliśmy, że pomagając matce w zabiciu jej nienarodzonych dzieci, aktywistka miała pełną świadomość, że łamie prawo i mimo to nie zawahała się dostarczyć środków, mających posłużyć do aborcji. Bez zadawania pytań, bez skontaktowania się z matką dzieci i zainteresowania się, czy kobieta nie potrzebuje prawdziwego wsparcia, przekazała po prostu pigułki aborcyjne. Wciąż utrzymuje, że był to odruch serca… Wyjaśniliśmy, że argument obrony, jakoby czyn Justyny Wydrzyńskiej miał znikomą społeczną szkodliwość, jest całkowicie nieadekwatny do tej sprawy. Wykazaliśmy, że nie jest prawdą, że istnieje jakiś międzynarodowy standard prawny czy też standard praw człowieka wymagający od Polski dopuszczania aborcji, jak twierdziła obrona. Takiego standardu nie ma – nie potwierdzają go żadne akty prawa międzynarodowego ani wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Odpowiedzieliśmy też na zarzut obrony dotyczący obsady sądu wydającego wyrok skazujący, zauważając, że sąd pierwszej instancji w żaden sposób nie manifestował swoich poglądów na kwestię aborcji. Co ciekawe, zdaniem obrońców, dowodem na stronniczość sędzi miało być dopuszczenie Ordo Iuris do sprawy!
Prokuratura, w której kierownictwo jako Prokurator Generalny przejął Adam Bodnar, zmieniła swoje stanowisko na rozprawie. Przyłączyła się do apelacji obrońców Wydrzyńskiej, także podważając status sędzi rozstrzygającej sprawę w pierwszej instancji. Reprezentując Instytut Ordo Iuris, stałam się zatem jedynym głosem na sali sądowej, który stanowczo upominał się o prawo do życia dla każdego człowieka.
Obrona Wydrzyńskiej próbowała odczłowieczyć dzieci nienarodzone. Gdy w mowie końcowej wskazałam, że wedle jej prawników już sama ciąża jest „torturą”, z wnętrza sali wypełnionej przez aktywistów aborcyjnych, ktoś mi odkrzyknął „bo tak jest”. Wytknęłam obrońcom Wydrzyńskiej, że wbrew nauce i logice, określają aborcję jako „metodę leczenia”. Po mojej mowie końcowej adwokat aborcjonistki poprosił sąd o możliwość ponownego zabrania głosu, aby wykrzyczeć, że „płód to nie człowiek”. Z kolei sama oskarżona przyrównała podanie pigułki aborcyjnej do podania kubka ciepłej zupy.
Sprawa aborcyjnej aktywistki wraca do sądu pierwszej instancji
W czwartek 13 lutego Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok, uzasadniając to tym, że został wydany przez „neosędziego”. Przewodniczący składu orzekającego, sędzia Rafał Kaniok, wcześniej jako wizytator, osobiście pozytywnie zaopiniował kwalifikacje sędzi Agnieszki Brygidyr-Dorosz, będącej wówczas kandydatką na sędziego sądu apelacyjnego. Nie przeszkadzało mu to tym razem w ustnych motywach wyjaśniać, dlaczego sąd pierwszej instancji był nienależycie obsadzony...
To niestety nie jedyny przypadek, gdy sąd uchyla wyrok skazujący oczywistych sprawców przestępstw z powodu udziału „neosędziego” w sprawie. Obecna tendencja orzecznicza do podważania orzeczeń nawet prawomocnych, często wydawanych w sprawach najbardziej bestialskich czynów, może mieć katastrofalne skutki dla bezpieczeństwa wszystkich Polaków. W styczniu sąd uchylił wyrok skazujący na dożywocie Mariusza G. ps. „krwawy tulipan”, który zamordował trzy kobiety, chcąc przejąć ich majątki. Wcześniej z tego samego powodu uchylono wyrok skazujący wobec gangsterów, którzy na początku XXI wieku produkowali i dystrybuowali ogromne ilości amfetaminy, kokainy, heroiny i innych narkotyków.
Co najistotniejsze, sąd nie wypowiedział się co do meritum sprawy, ograniczając się tylko do kwestionowania samej osoby wydającej orzeczenie. Nie powstrzymało to jednak sędzi Ewy Leszczyńskiej-Furtak od dodania w ustnych motywach wyroku, że „trzeba też mieć na względzie, że samopomoc obywatelska uaktywnia się tam, gdzie pomimo wyraźnych w tym względzie potrzeb nie działa państwo jako władza publiczna odpowiedzialna za dany obszar chroniony”. Jej słowa spotkały się z salwą oklasków z publiczności, na której licznie zasiedli aktywiści aborcyjni pokroju Marty Lempart czy Natalii Broniarczyk.
Sprawa Wydrzyńskiej wróci na wokandę. Sąd ponownie będzie musiał ocenić, czy jest winna nie tylko pomocy w aborcji, ale także przechowywania środków farmakologicznych z zamiarem wprowadzenia ich do obrotu bez zezwolenia, za który czyn pierwotnie została uniewinniona. Dołożymy wszelkich starań, aby aborcyjna aktywistka, która sama z dumą przywołuje statystyki, zgodnie z którymi miałaby przyczynić się do śmierci dziesiątek tysięcy nienarodzonych dzieci, poniosła karę za swój czyn.
Jest to tym ważniejsze, że Wydrzyńska jawnie kpi z wymiaru sprawiedliwości, chwaląc się w liberalnych mediach przestępczą działalnością „Aborcyjnego Dream Teamu”, którego aktywiści zapowiedzieli, że otworzą pierwszą w Polsce klinikę aborcyjną. Niedawno Wydrzyńska w wywiadzie dla Onetu przyznała, że „Aborcyjny Dream Team” zebrał już na ten cel 100 tys. zł. Samo postępowanie apelacyjne cynicznie wykorzystywała do promocji całego przedsięwzięcia. Jeśli aborcjoniści rzeczywiście uruchomią swoje centrum do unicestwiania życia nienarodzonych dzieci, to podejmiemy wszelkie możliwe kroki prawne, aby zostało ono jak najszybciej zamknięte.
Lewica chce zmieniać prawo pod lobby aborcyjne
Aborcyjni aktywiści, którzy z okrutnego pozbawiania życia niewinnych ludzi na prenatalnym etapie życia uczynili sobie intratny biznes, cieszą się wsparciem obecnej koalicji rządzącej, chcącej zalegalizować sprzeczną z Konstytucją RP aborcję i zapewnić aborcjonistom absolutną bezkarność. Taki byłby efekt przyjęcia proaborcyjnej ustawy Lewicy, której projekt Sejm skierował w listopadzie do dalszych prac w komisji.
Jej autorzy chcą nie tylko, aby mordowanie dzieci nienarodzonych nie było ścigane prawem, ale również, by aborcję bezkarnie mógł wykonać każdy zawsze i wszędzie, nawet osoby bez wykształcenia medycznego, w warunkach urągających normom sanitarnym. Ta ustawa, tak niebezpieczna także dla kobiet, jest zatem skrojona wyłącznie pod działalność aborcyjnych aktywistów.
Opublikowaliśmy analizę projektu ustawy, w której wykazaliśmy, że zawiera wadliwe przepisy, które były już przedmiotem głosowania w Sejmie 12 lipca 2024 r., podczas którego większość posłów opowiedziała się przeciwko ich uchwaleniu. Obecnie projekt ustawy utknął w sejmowej komisji. Prawdopodobnie ma to związek z kampanią wyborczą przed wyborami prezydenckimi. Przewidujemy, że projekt wróci pod obrady Sejmu zaraz po wyborach, co będzie wymagało od nas ponownej mobilizacji w celu przypomnienia posłom, że większość Polaków jest za życiem.
Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris
• Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wcześniejszy wyrok skazujący za pomoc w aborcji farmakologicznej Justynę Wydrzyńską, znaną aktywistkę aborcyjną z tzw. Aborcyjnego Dream Teamu.
• Oznacza to, że sprawa trafi do ponownego rozpoznania przez Sąd Okręgowy dla Warszawy-Pragi.
• Przyczyną uchylenia wyroku nie była merytoryczna wadliwość tego wyroku (np. że czyn Justyny Wydrzyńskiej nie jest przestępstwem), ale to, że Sąd Apelacyjny uznał, iż ma miejsce nienależyta obsada sądu ze względu na fakt, że sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz, która skazała działaczkę, została powołana na sędziego przez Krajową Radę Sądownictwa po 2017 r.
• Sędzia ze składu orzekającego wezwała do tego, aby sąd ponownie rozpoznający sprawę uwzględnił kontekst społeczno-polityczny i to, że kobiety w ciąży potrzebują pomocy, która jednak „nie zawsze musi oznaczać dokonania aborcji”.
• Z jej wypowiedzi wynika, że pomoc w aborcji to „samopomoc obywatelska”, która „uaktywnia się tam, gdzie pomimo wyraźnych w tym względzie potrzeb nie działa państwo”.
Sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz, która wydała wyrok, została powołana na urząd sędziego na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej przepisami ustawy z 2017 r. W konsekwencji tego miało dojść – według Sądu Apelacyjnego – do naruszenia standardów niezawisłości i bezstronności w rozumieniu art. 45 ust. 1 Konstytucji RP. Zdaniem SA, w tej sprawie miała miejsce nienależyta obsada sądu w rozumieniu art. 439 § 1 pkt. 2 Kodeksu postępowania karnego.
Wyrok Sądu Apelacyjnego jest więc kolejną odsłoną sporu politycznego i prawnego dotyczącego zmian w wymiarze sprawiedliwości, dokonanych w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Przewodniczący składu orzekającego sędzia Rafał Kaniok, prezentując ustne motywy rozstrzygnięcia w dniu ogłoszenia wyroku powiedział, że „większa część składu orzekającego, nie podziela wyrażanego niekiedy w orzecznictwie stanowiska, iż sam fakt zasiadania w składzie sądu powszechnego sędziego powołanego w ułomnej procedurze przy udziale KRS ukształtowanej po 2017 r. skutkuje wystąpieniem bezwzględnej przyczyny odwoławczej w postaci nienależytej obsady sądu”. Ma o tym decydować suma okoliczności, m.in. dotyczących przebiegu kariery zawodowej sędzi Brygidyr-Dorosz. W efekcie miał nie zostać spełniony minimalny standard gwarantujący stronom prawo do bezstronnego i niezawisłego sądu. Wynikać to ma z poglądów na temat aborcji byłego Ministra Sprawiedliwości – Zbigniewa Ziobry – oraz medialnego charakteru sprawy. Co ciekawe, ten sam sędzia uczestniczył w procedurze awansowej sędzi Agnieszki Brygidyr-Dorosz i w jej ramach sporządził wcześniej pozytywną ocenę jej kwalifikacji.
Sędzia Rafał Kaniok zaznaczył jasno, że wydane orzeczenie nie działa ani na korzyść, ani na niekorzyść oskarżonej. Nie odniósł się też do zasadności innych zarzutów apelacji niż ten, kwestionujący status sędzi Brygidyr-Dorosz. Wyraźnie odmówił oceny, czy czyn Justyny Wydrzyńskiej miał znikomy stopień szkodliwości społecznej, co by musiało prowadzić do umorzenia postępowania. Ta kwestia powinna zostać rozstrzygnięta jeszcze raz przez sąd pierwszej instancji.
Po sędzim Rafale Kanioku wystąpiła jednak sędzia Ewa Furtak-Leszczyńska. Trudno stwierdzić, czy we własnym imieniu, czy w imieniu całego składu orzekającego. Oględny i stricte prawniczy wywód sędziego Kanioka uzupełniła o – jak powiedziała – wskazania, które mają ukierunkować sąd, ponownie rozpoznający sprawę. Ten „o ile stwierdzi formalne znamiona przestępstwa z art. 152 § 2 Kodeksu karnego” – według sędzi Ewy Furtak-Leszczyńskiej – będzie musiał ocenić jego karygodność również „w aspekcie kontekstu społeczno-politycznego”. Sędzia chociaż zastrzegła, że nie ocenia „w żadnej mierze regulacji prawa aborcyjnego”, to stwierdziła, że nie można pominąć oceny czynu (czyli pomocy w aborcji) „w kontekście zapewnienia kobiecie ciężarnej wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, którego nie stwarza władza publiczna, w tym w ramach dostępu do służby zdrowia i właściwej reakcji na wszelkie zagrożenia związane z ciążą, również w strefie zdrowia psychicznego kobiety ciężarnej”. To wsparcie – według sędzi Furtak-Leszczyńskiej –„nie zawsze musi oznaczać dokonania aborcji”. W związku z tym, wezwała do tego, żeby „mieć na względzie, że samopomoc obywatelska uaktywnia się tam, gdzie pomimo wyraźnych w tym względzie potrzeb nie działa państwo jako władza publiczna odpowiedzialna za dany obszar chroniony”.
Dopiero z pisemnego uzasadnienia wyroku będzie można się dowiedzieć, czy cała trójka sędziów ze składu, który wydał wyrok w sprawie Justyny Wydrzyńskiej, uważa pomocnictwo w aborcji za „samopomoc obywatelską”.
To co szczególnie niepokoi, to wyraźne akcentowanie przez Sąd Apelacyjny, że ponownej ocenie powinien ulec stopień szkodliwości społecznej czynu Justyny Wydrzyńskiej. To może bowiem prowadzić do tego, że oceny tej nie dokona sąd, ale prokuratura, kierowana przez Adama Bodnara. Ta może bowiem – po tym jak sprawa trafi ponownie do sądu pierwszej instancji – wycofać akt oskarżenia, motywując to właśnie tym, że zachodzi znikoma szkodliwość społeczna czynu. Już nieraz po objęciu stanowiska Prokuratora Generalnego przez Adama Bodnara, dochodziło do tego, że po latach procesu, prokurator wycofywał akt oskarżenia.
Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris
• W Polsce trwa dyskusja na temat terapii daremnej. W ostatnich dniach temat został poruszony m.in. przez posła Romana Fritza podczas posiedzenia Sejmu.
• Sprawa ma związek z opublikowanym w kwietniu 2023 r. w czasopiśmie medycznym „Medycyna Praktyczna” artykule „Zapobieganie terapii daremnej u dorosłych chorych umierających w szpitalu”, prezentującym stanowisko Grupy Roboczej Towarzystwa Internistów Polskich (TIP) ds. Terapii Daremnej na Oddziałach Internistycznych.
• Dokument opracowany przez interdyscyplinarną Grupę Roboczą ma zastosowanie do pacjentów określonych w nim jako umierający nieubezwłasnowolnieni, niebędący w stanie podejmować świadomych decyzji co do leczenia w sytuacji daremności medycznej stosowanej terapii.
• Pojawienie się stanowiska TIP wywołało falę krytyki ze strony przedstawicieli środowiska medycznego, którzy zarzucają mu niezgodność z obowiązującym prawem i etyką lekarską.
• Istotą stanowiska i stanowiącego jego element tzw. protokołu terapii daremnej są wytyczne do zaniechania dalszego leczenia niektórych pacjentów i objęcia ich wyłącznie opieką paliatywną.
• Kryteria, którymi posłużono się dla określenia pacjentów niekwalifikujących się, zdaniem TIP, do dalszej terapii, obejmują szeroki krąg pacjentów, wykraczający poza chorych umierających.
• Instytut Ordo Iuris pracuje nad analizą problematyki „terapii daremnej”.
„Terapia daremna” dla umierających?
W ostatnim czasie w Sejmie miało miejsce posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków. Spotkanie było poświęcone zagadnieniu terapii daremnej. Z mównicy sejmowej temat poruszył przewodniczący Zespołu - poseł Konfederacji Roman Fritz.
Sprawa ma związek ze stanowiskiem TIP określonym jako „Zapobieganie terapii daremnej u dorosłych chorych umierających w szpitalu”. Zarówno tytuł, jak i terminologia tam zastosowana wskazują, że przewidziane w nim zasady postępowania z pacjentami oddziałów internistycznych obejmują wyłącznie kategorię chorych określanych jako „umierający”. Termin ten nie został wyjaśniony w stanowisku TIP, podobnie jak pojęcie „terapii daremnej”, której dokument ten dotyczy. Lektura kolejnych fragmentów stanowiska prowadzi do wniosku, że pojęcie „umieranie” zostało w nim potraktowane w zaskakująco swobodny sposób – raz autorzy piszą o „procesie umierania” i „agonii”, w innych miejscach pojawiają się już jednak odniesienia do okresu „schyłku życia”, „kresu życia” czy „przygotowania do okresu umierania”. Ta niekonsekwencja prowadzi do uzasadnionego pytania: jaką dokładnie grupę pacjentów obejmuje stanowisko TIP – czy są to wyłącznie osoby w stanie agonalnym, czy może też pacjenci, którzy - owszem cierpią na choroby uznawane za przewlekłe i nieuleczalne - ale którzy nie są umierający? Odpowiedź na to pytanie ma fundamentalne znaczenie, bowiem w dokumencie TIP wyrażono pogląd, że w przypadku pacjentów objętych jego zakresem uzasadnione jest odstąpienie od pewnych działań medycznych - określanych w stanowisku jako „terapia daremna” – i wdrożenie wyłącznie opieki paliatywnej. W dodatku nr 3 do stanowiska (zawierającym wzór „protokołu terapii daremnej”) taką opiekę określono jako: „specjalistyczna opieka pielęgniarska, działania łagodzące dolegliwości, takie jak ból, niepokój duszność drgawki czy gorączka (…) nawadnianie i żywienie”. Wydaje się więc, że zakres takiej opieki miałby charakter ograniczony względem tego, co przewidują przepisy § 3 rozporządzenia Ministra Zdrowia z 29 października 2013 r. w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu opieki paliatywnej i hospicyjnej (Dz. U. z 2022 r. poz. 262), bowiem przepisy te w ramach opieki paliatywnej i hospicyjnej uwzględniają także leczenie objawowe (ust. 1) czy świadczenia z wykorzystaniem metod diagnostyczno-terapeutycznych (ust. 3). Zarówno słownictwo stanowiska, jak i zakres świadczeń oferowanych chorym, którzy, zgodnie ze stanowiskiem, mieliby być pozbawieni dalszej terapii, sugeruje, że mamy do czynienia z osobami w stanie agonalnym, w przypadku których podejmowanie działań inwazyjnych, jak np. resuscytacja czy przyczynowe leczenie farmakologiczne rzeczywiście może okazać się nieuzasadnione, a ponadto przysparzające dodatkowych cierpień. W takim wypadku można by też zastanawiać się, czy zastosowane w stanowisku TIP proste „przejęcie” opracowanej w 2008 r. w drodze konsensusu i dotychczas stosowanej definicji „terapii uporczywej” na rzecz pojęcia „terapii daremnej” może być zasadne. „Terapia uporczywa” jest bowiem rozumiana jako „stosowanie procedur medycznych w celu podtrzymywania funkcji życiowych nieuleczalnie chorego, które przedłuża jego umieranie, wiążąc się z nadmiernym cierpieniem lub naruszeniem godności pacjenta”.
Pojęcie „terapii uporczywej” (i błędnie traktowane na równi z nią „terapii daremnej”) obejmuje zatem etap umierania pacjenta, ale już nie inny okres życia np. funkcjonowania z przewlekłą nieuleczalną chorobą. Wbrew terminologii stosowanej w treści omawianego dokumentu, Dodatek 2 do stanowiska TIP wskazuje jednak, że ma on zastosowanie w szczególności do pacjentów „z zaawansowaną przewlekłą chorobą”, do których zaliczono chorych: (1) u których spodziewany czas przeżycia wynosi mniej niż 12 miesięcy (np. z zaawansowaną niewydolnością serca czy aktywną chorobą nowotworową), (2) hospitalizowanych więcej niż 1 raz z powodu zaostrzenia choroby przewlekłej w ciągu ostatnich kilku miesięcy, (3) wymagających stałej opieki osób trzecich, (4) objętych opieką w zakładzie opiekuńczo-leczniczym lub hospicjum, (5) u których nastąpiło nieodwracalne pogorszenie stanu ogólnego w ostatnich tygodniach. Krąg pacjentów wyznaczony wedle tych kryteriów zdecydowanie nie pokrywa się z grupą osób określanych jako „umierający”.
„Protokół terapii daremnej” w praktyce
W połowie października 2024 r. na łamach portalu wp.pl pojawił się artykuł „«Eutanazja w białych rękawiczkach». Rodzice błagają o pomoc, ale jej nie dostają”, w którym autorka opisała dramatyczne zmagania rodziców przewlekle chorych dzieci, którym odmówiono udzielenia świadczeń zdrowotnych właśnie ze względu na tzw. protokół terapii daremnej. Istotą opisanego w tym materiale problemu jest obecna praktyka szpitali, które odmawiają przyjęcia (!) oraz leczenia pacjentów, którzy spełniają wspomniane, szeroko zakreślone w Dodatku nr 2 do stanowiska TIP kryteria i którym wystawiono w danej placówce „protokół terapii daremnej”. Raz sporządzony „protokół terapii daremnej” jest dostępny w systemie teleinformatycznym także dla innych szpitali. Pacjent „z protokołem” uznawany jest za umierającego w każdym szpitalu, w związku z czym odmawia się mu świadczeń medycznych, w tym chociażby przyjazdu karetki. Pacjentom albo ich przedstawicielom ustawowym (w przypadku np. dzieci) odmawia się także możliwości żądania „anulowania” protokołu. Sprawę komplikuje dodatkowo nowa treść art. 33 Kodeksu Etyki Lekarskiej, w którego ust. 3 z początkiem 2025 r. znalazł się wyraźny zakaz stosowania przez lekarzy terapii daremnej.
Opisane fakty związane z funkcjonowaniem „protokołu terapii daremnej” budzą ostry sprzeciw dużej części środowiska medycznego i prawniczego. Przy ocenie prawnej zjawiska zwraca się uwagę przede wszystkim na przysługujące każdemu konstytucyjne prawo do ochrony zdrowia (art. 68 ust. 1 Konstytucji RP), spoczywający na lekarzach ustawowy obowiązek udzielania pomocy lekarskiej w sytuacjach zagrożenia życia lub zdrowia (art. 30 ustawy z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty, Dz.U. z 2024 r. poz. 1287 – dalej: „u.z.l.”) oraz ciążący na podmiotach leczniczych obowiązek udzielania świadczenia zdrowotnego w przypadkach zagrożenia życia lub zdrowia pacjentów (art. 15 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej, Dz.U. z 2024 r. poz. 799). W stanowisku TIP próżno szukać wyjaśnienia, w jaki sposób jego autorzy godzą wskazania płynące ze stanowiska z obowiązującymi przepisami ustawowymi. Dodatkowym szokującym faktem dotyczącym praktyki stosowania „protokołu terapii daremnej” jest pozostawienie pacjentów, którym odmawia się pomocy medycznej, w sytuacji całkowitego zaskoczenia oraz bez niezbędnej informacji o innym miejscu, w którym uzyskanie świadczenia jest możliwe. Natomiast wymaga tego art. 38 ust. 2 u.z.l., który wskazuje, że w przypadku odstąpienia od leczenia, lekarz ma obowiązek dostatecznie wcześnie uprzedzić o tym pacjenta lub jego przedstawiciela ustawowego bądź opiekuna faktycznego i wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym. Dodatkowo lekarz zatrudniony w szpitalu może zgodnie z prawem odmówić leczenia tylko z ważnych powodów i po uzyskaniu zgody swojego przełożonego (art. 38 ust. 3 u.z.l.).
Nie jest to zresztą wyczerpujące przedstawienie zastrzeżeń, które można i należy kierować w stronę stanowiska dotyczącego „terapii daremnej”. Poza kwestią najistotniejszą – szerokim kręgiem pacjentów, których bezzasadnie obejmuje się «protokołem terapii daremnej» - tematy: granic prawa do odstąpienia od leczenia, rodzaju i charakteru środków, które należy podejmować, a których można zaniechać wobec umierających, zostały w zasadzie pominięte w stanowisku, podczas gdy od lat są przedmiotem dyskusji lekarzy, etyków, prawników i wciąż wiele aspektów wymaga doprecyzowania dla dobra pacjentów.
Instytut Ordo Iuris przygotowuje analizę stanowiska TIP i poruszonej w nim kontrowersyjnej koncepcji zaniechania „terapii daremnej”.
R.pr. Katarzyna Gęsiak – dyrektor Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki Ordo Iuris
14.02.2025
Już niedługo każdy z nas będzie mógł zostać wyciągnięty z łóżka o 6 nad ranem, wywleczony w kajdankach z własnego domu na oczach sąsiadów, aresztowany i w końcu skazany na nawet 3 lata pozbawienia wolności. Wystarczy, że odważymy się bronić w mediach społecznościowych lub innej przestrzeni publicznej stanowiska o istnieniu dwóch płci albo przekonania, że „praktyki homoseksualne są grzechem”, bądź że „migranci stanowią dla nas zagrożenie”.
Organy państwa zaprzęgnięte do ścigania krytyków ulubieńca władzy
Pod koniec stycznia informowaliśmy o sprawie Pani Izabeli – emerytki z Torunia, która została zatrzymana w swoim mieszkaniu o 6 rano za komentarz na Facebooku do wpisu Jerzego Owsiaka.
Prokuratura uznała, że istnieje realna obawa, że 66-letnia emerytka może zrobić krzywdę szefowi WOŚP. Za użycie w komentarzu zwrotu „giń człeku” postawiono jej zarzut kierowania gróźb karalnych. Grozi jej do 3 lat więzienia. Kobieta musi stawiać się 3 razy w tygodniu na komisariacie policji, ma zakaz opuszczania kraju, zakaz publicznego komentowania sprawy oraz zakaz zbliżania się do Jerzego Owsiaka na odległość 100 m.
Stanęliśmy w jej obronie, złożyliśmy zażalenie na zatrzymanie oraz na zastosowanie niezwykle represyjnych środków zapobiegawczych.
Ale Pani Izabela nie jest jedyną osobą, która ma poważne kłopoty za zamieszczenie w mediach społecznościowych wpisów na temat szefa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Okazuje się, że w obronie swojego ulubieńca rządzący nakazują służbom ścigać nie tylko schorowane emerytki, ale również… osoby niepełnosprawne.
W niedzielę 26 stycznia, gdy odbywał się Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, kilkanaście godzin po publikacji wpisu, młody chłopak został zatrzymany, doprowadzony w kajdankach na komendę i potraktowany jak groźny przestępca. Schemat działania Policji w tym przypadku był niemal identyczny jak w sprawie Pani Izabeli, z tą różnicą, że tym razem sprawę prowadzi… Wydział do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji.
Niepełnosprawny intelektualnie chłopak, z którym kontakt bez pomocy jego rodziców jest poważnie utrudniony, został przesłuchany bez obecności obrońcy. Postawiono mu zarzut publicznego nawoływania do popełnienia zbrodni, a następnie, podobnie jak w przypadku Pani Izabeli z Torunia, zastosowano wobec niego dozór policji i zakaz zbliżania się do Jerzego Owsiaka. Zastosowanie wobec 21-latka takich środków zabezpieczających, biorąc pod uwagę jego niepełnosprawność intelektualną i to, że chłopak przez 5 dni w tygodniu przebywa w szkole specjalnej z internatem, a pozostałe 2 dni mieszka z rodzicami, jest chyba jeszcze większym absurdem niż uznanie za potencjalnego mordercę schorowanej emerytki…
Dlatego wnieśliśmy zażalenia na jego zatrzymanie oraz zastosowane środki zapobiegawcze.
Ustawa o walce z „mową nienawiści” z poparciem sejmowej komisji
Nie możemy pozwolić, aby państwo polskie, prokuratura, Policja i sądy stały się narzędziem realizującym polityczne zlecenia władzy. Jeżeli już dziś mają miejsce tego rodzaju praktyki, to do czego będzie zdolna władza po przyjęciu ustawy, zakazującej „mowy nienawiści”? Stronniczość „specjalistów” od walki z „nienawiścią” jest dobrze znana. Opisywałem ją w książce „Mowa nienawiści – Koń trojański rewolucji kulturowej”. Najgorsze prowokacje aktywistów LGBT, takie jak profanacja wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej czy wyszydzenie podczas „Marszu Równości” w Gdańsku wizerunku Najświętszego Sakramentu, nie doczekało się reakcji ze strony osób lub organizacji na co dzień wojujących z „nienawiścią”. Podobnie jak fizyczne ataki na miejsca kultu, dewastacje obiektów sakralnych i inne akty fizycznej agresji (w tym pobicia, inne naruszenia nietykalności cielesnej, zakłócenia Mszy św., znieważenia osób i miejsc kultu, dewastacje zabytków, uszkodzenia mienia). Ale do ścigania schorowanej emerytki i niepełnosprawnego ucznia zaprzęgnięto prokuraturę, Policję i Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości.
Już niedługo każdy z nas będzie mógł zostać wyciągnięty z łóżka o 6 nad ranem, wywleczony w kajdankach z własnego domu na oczach sąsiadów, aresztowany i w końcu skazany na nawet 3 lata pozbawienia wolności. Wystarczy, że odważymy się bronić w mediach społecznościowych lub innej przestrzeni publicznej stanowiska o istnieniu dwóch płci albo przekonania, że „praktyki homoseksualne są grzechem”, bądź że „migranci stanowią dla nas zagrożenie”.
Tak będzie wyglądała nasza rzeczywistość, jeśli rządzący przeforsują w parlamencie ustawę o walce z „mową nienawiści”, która przewiduje karę 3 lat więzienia za podżeganie do nienawiści z powodu „orientacji seksualnej” lub szeroko rozumianej „płci”. Jak pokazują doświadczenia krajów zachodnich, które wdrożyły tego typu ustawodawstwo, walka z „mową nienawiści” służy eliminacji z przestrzeni publicznej treści prawicowych, aby zapewnić radykalnej lewicy „monopol na prawdę".
Dlatego broniąc wolności słowa, opublikowaliśmy analizę projektu ustawy, zwracając uwagę na jego sprzeczność z prawem oraz dalekosiężne, cenzorskie konsekwencje. Jednocześnie monitorujemy prace nad projektem, który 5 lutego został przyjęty przez sejmową Komisję Nadzwyczajną do spraw zmian w kodyfikacjach. Projekt trafi teraz do drugiego czytania na posiedzenie plenarne Sejmu, co może nastąpić już w dniach 20 i 21 lutego.
Wspierając nasze stanowisko, swoją opinię do projektu ustawy przesłała Komisji międzynarodowa organizacja Alliance Defending Freedom. Wskazano w niej, że jest on niezgodny z międzynarodowym prawem do wolności wypowiedzi, a jego przyjęcie doprowadziłoby do zdławienia debaty publicznej.
Rząd szykuje drugi filar systemu ideologicznej cenzury
Uzupełnieniem tworzonego przez Adama Bodnara systemu internetowej cenzury mają być zapowiedziane przez ministerstwo cyfryzacji przepisy, które wyposażą prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej w arbitralne i niemal nieograniczone prawo do usuwania dowolnych treści z internetu. Wszystko miałoby się odbywać bez wyroku sądu – wyłącznie w oparciu o decyzję administracyjną prezesa UKE. Aby do tego nie doszło, dokładnie monitorujemy prace nad ustawą. Gdy tylko rządzący zaprezentują jego projekt, przystąpimy do jego analizy i nagłaśniania zagrożeń związanych z nowymi przepisami.
Będziemy do samego końca walczyć o zablokowanie cenzorskich przepisów. Ale nawet jeśli rządzącym udałoby się je wprowadzić, nie pozostawimy bez pomocy ofiar internetowej cenzury. Każda z nich będzie mogła liczyć na wsparcie prawników Ordo Iuris, którzy mają za sobą wiele lat doświadczenia w sądowych bataliach w obronie wolności słowa, w której w ostatnich tygodniach osiągnęliśmy kilka kolejnych, ważnych sukcesów.
Sąd Najwyższy staje po stronie wolności słowa
W styczniu uzyskaliśmy 2 przełomowe orzeczenia Sądu Najwyższego. Pierwsze dotyczy sprawy Pana Janusza Komendy, który został zwolniony z salonu meblowego IKEA za to, że przy pomocy cytatów z Biblii skrytykował zmuszanie pracowników szwedzkiego przedsiębiorstwa do udziału w akcji promującej ruch LGBT. Sąd Najwyższy potwierdził wyroki sądów dwóch instancji, które stwierdziły, że zwolnienie mężczyzny było bezprawne.
Drugi z bardzo ważnych wyroków z ostatnich tygodni zapadł w sprawie działacza Fundacji Pro – prawo do życia, który w ramach akcji „Stop pedofilii” eksponował w przestrzeni publicznej banery ujawniające prawdę na temat postulatów genderowych lobbystów i standardów edukacji seksualnej WHO. Sąd Najwyższy potwierdził, że mężczyzna nie złamał prawa, a krytyka lobby LGBT mieści się w dopuszczalnej debacie publicznej.
Wolność słowa to fundament gmachu, którym jest demokratyczne państwo prawne. Tracąc możliwość swobodnej wymiany poglądów, utracimy solidną podstawę wszystkich innych praw obywatelskich, o które nasi przodkowie walczyli w okresie komunistycznym. Dlatego musimy zrobić wszystko, co tylko pozostaje w naszej mocy, aby obronić Polskę przed szykowaną nam przez eurokratów i ich polskich pomocników ideologiczną cenzurą.
Adw. Rafał Dorosiński – członek Zarządu Ordo Iuris
Zasady korzystania z materiałów zamieszczonych na stronie Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris
Zachęcamy Państwa do korzystania z opracowań i materiałów przygotowanych przez Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Jednocześnie informujemy, że stosownie z obowiązującym prawem, przedruk treści zamieszczonych na stronie internetowej Instytutu jest możliwy pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła (strona internetowa Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris) (art. 34 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych). W przypadku przedrukowywania publikacji Instytutu w zakresie wykraczającym poza sprawozdania o aktualnych wydarzeniach lub dokonywanych poza ramami czasowymi, w jakich materiał zachowuje aktualność z punktu widzenia szybkości obiegu informacji, wskazane jest uzyskanie uprzedniej zgody Instytutu pisząc na adres [email protected]
Zapisz się na naszą listę mailingową
Informujemy, że Państwa dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w celu informowania o realizacji działań statutowych, w tym do informowania o organizowanych akcjach społecznych. Podanie danych jest dobrowolne. Informujemy, że przysługuje Państwu prawo dostępu do treści swoich danych i możliwości ich poprawiania.
© 2022 ORDO IURIS - Instytut Na Rzecz Kultury Prawnej