Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej iod@ordoiuris.pl
Data publikacji: 16.09.2024
· Brytyjski rząd Partii Pracy przedłużył na kolejne trzy miesiące zakaz sprzedawania „blokerów dojrzewania” osobom nieletnim.
· Wcześniej, w maju tego roku, ówczesny rząd Partii Konserwatywnej wprowadził tymczasowe regulacje prawne, na mocy których od czerwca na obszarze Anglii, Walii i Szkocji ograniczono możliwość sprzedawania „blokerów dojrzewania” osobom niepełnoletnim.
· Zgodność tych przepisów z prawem potwierdził Wysoki Trybunał Sprawiedliwości, jeden z najważniejszych sądów dla Anglii i Walii, który w orzeczeniu z lipca odwołał się m.in. do potrzeby ochrony dzieci i osób małoletnich przed daleko idącymi, negatywnymi skutkami „zabiegów tranzycji”.
· Nowy lewicowy rząd Partii Pracy, powołany po wyborach parlamentarnych przeprowadzonych w lipcu, zapowiedział kontynuowanie dotychczasowej polityki ochrony młodzieży, w efekcie czego pod koniec sierpnia zakaz został przedłużony na kolejne trzy miesiące.
Zakres jego zastosowania rozszerzono także na Irlandię Północną, która dotychczas nie była nim objęta.
· W Polsce podobny projekt ustawy, przygotowany przez Instytut Ordo Iuris, został jednogłośnie przekazany do dalszych prac przez parlamentarną Komisję do Spraw Petycji i jest obecnie procedowany w Sejmie.
PODPISZ PETYCJĘ „STOP OKALECZANIU DZIECI" - LINK
Wielka Brytania wprowadza zakaz sprzedawania „blokerów dojrzewania” dzieciom
W maju tego roku rząd Wielkie Brytanii zdecydował się wprowadzić uregulowania prawne, ograniczające możliwość przepisywania, sprzedawania oraz dostarczania dzieciom i młodzieży do lat 18 „blokerów dojrzewania”, czyli środków medycznych mających na celu zahamowanie procesu dojrzewania płciowego. Decyzja władz Zjednoczonego Królestwa była podyktowana szeroko wówczas komentowanymi publikacjami naukowymi z dziedziny medycyny, w tym słynnego raportu dr Hilary Cass oraz dokumentami NHS (National Health Service) - brytyjskiej służby zdrowia, w których stwierdzono daleko idące negatywne konsekwencje zabiegów „zmiany płci” u dzieci i osób małoletnich.
Trybunał potwierdza zgodność „zakazu tranzycji” z prawem
W dalszej kolejności zgodność przepisów zarządzenia oraz rozporządzenia z prawem została potwierdzona orzeczeniem Wysokiego Trybunału Sprawiedliwości (High Court of Justice), który, w odpowiedzi na skargę organizacji działającej na rzecz ruchu LGBT oraz mężczyzny identyfikującego się jako kobieta („transseksualna kobieta”), odmówił uchylenia przepisów dwóch wskazanych aktów normatywnych. Warto odnotować, iż Trybunał, utrzymując przepisy prawodawstwa wtórnego w mocy, odwołał się do wielu publikacji naukowych (w tym do raportu dr Cass), potwierdzających tragiczne skutki przeprowadzania zabiegów tranzycji u osób nieletnich. Ponadto, Trybunał uznał za zasadne przyjęcie wskazanych zmian prawnych w trybie procedury specjalnej (emergency procedure) wskazując, że „konieczne jest jak najszybsze wydanie zarządzenia, aby chronić dzieci i młodzież przed nieodpowiedzialnym przepisywaniem środków blokujących dojrzewanie płciowe”.
Lewicowy rząd kontynuuję politykę ochrony dzieci oraz rozszerza zakaz
Polityka ochrony dzieci oraz osób młodocianych przed zgubnymi i nieodwracalnymi skutkami „zabiegów zmiany płci” w Wielkiej Brytanii jest aktualnie kontynuowana przez nowy lewicowy rząd Partii Pracy, która zdobyła władzę w efekcie przedterminowych wyborów parlamentarnych, przeprowadzonych w lipcu tego roku. 22 sierpnia Departament Zdrowia i Opieki Społecznej (Department of Health and Social Care) Zjednoczonego Królestwa oficjalnie ogłosił, że zakaz zostanie przedłużony, a jego przepisy będą w dodatku stosowane na obszarze Irlandii Północnej, która dotychczas nie była objęta tymi uregulowaniami. Przepisy „odnowionego” zakazu obowiązują od 26 sierpnia (w Irlandii Północnej od 27 sierpnia) i utracą swą moc z dniem 27 listopada tego roku, jakkolwiek niewykluczone, iż rząd zdecyduje się je przedłużyć na kolejny okres. Warto odnotować, iż wskazane uregulowania zostały osobiście poparte przez nowego Sekretarza Stanu ds. Zdrowia i Polityki Społecznej z ramienia Partii Pracy, Wesa Streetinga, który bronił zakazu jeszcze w okresie sprzed lipcowego orzeczenia Wysokiego Trybunału Sprawiedliwości. „Opieka zdrowotna nad dziećmi musi zawsze opierać się na dowodach. Leki podawane dzieciom muszą być zawsze bezpieczne i skuteczne” -podkreślał na portalu X Streeting, broniąc regulacji wprowadzonych przez poprzedników.
Ochrona dzieci priorytetem
Decyzja nowego, bo funkcjonującego nieco ponad dwa miesiące lewicowego rządu Wielkiej Brytanii nie powinna budzić większego zdziwienia, jako że już w okresie przedwyborczym pojawiały się wyraźne sygnały, iż w przypadku wygranej Partia Pracy będzie kontynuowała politykę ochrony dzieci i nieletnich przed zgubnymi i tragicznymi konsekwencjami „zabiegów zmiany płci”. Zjednoczone Królestwo jest tutaj przykładem pewnej pozytywnej zmiany w podejściu do problematyki zmiany płci u dzieci i osób nieletnich, którą możemy zaobserwować w wielu krajach Europy, nawet tam, gdzie spektrum polityczno–społeczne jest bardzo mocno przesunięte w lewo. Coraz więcej badań naukowych wskazuje bowiem wyraźnie na daleko idące i nieodwracalne tragiczne skutki takich zabiegów, które przekładają się na problemy natury fizycznej i psychicznej oraz na liczne nadużycia w tym obszarze. Dlatego też kazus Wielkiej Brytanii, gdzie najpierw pod rządami Partii Konserwatywnej wprowadzono zakaz sprzedaży „blokerów dojrzewania” osobom poniżej 18 roku życia, następnie potwierdzono jego zgodność z prawem przez Wysoki Trybunał, powołując się przy tym na potrzebę ochrony nieletnich, by ostatnio przedłużyć i rozszerzyć jego zakres zastosowania pod rządami lewicy, jest pewnym wyraźnym światłem w tunelu.
Także na rodzimym gruncie prowadzone są różne działania, mające na celu ochronę najmłodszych przed nieodwracalnymi skutkami niebezpiecznych zabiegów. W ubiegłym roku Instytut Ordo Iuris opublikował projekt ustawy zakazujący podejmowania interwencji medycznych polegających na podawaniu środków blokujących dojrzewanie płciowe oraz hormonów płci przeciwnej, a także operacji chirurgicznych zmierzających do tzw. zmiany płci u dzieci oraz osób cierpiących na zaburzenia psychiczne. W drugiej połowie lipca projekt został jednogłośnie przekazany do dalszych prac przez parlamentarną Komisję do spraw Petycji i jest obecnie procedowany w Sejmie.
Patryk Ignaszczak - Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
• Polityka DEI (Diversity, Equity, Inclusion) to strategia polityczna polegająca na promocji różnorodności, sprawiedliwego traktowania i inkluzywności. Jej celem jest zwiększenie udziału osób z mniejszościowych grup społecznych w różnych strukturach organizacyjnych, najczęściej na poziomie zatrudnienia i awansów.
• Mniejszościowe grupy społeczne identyfikowane są głównie na podstawie płci, rasy, pochodzenia etnicznego czy orientacji seksualnej. W praktyce oznacza to faworyzowanie kandydatów na podstawie cech od nich niezależnych, a nie ich kompetencji czy doświadczenia.
• Jest to forma zalegalizowanej dyskryminacji, podważająca zasadę równości szans i prowadzący do selekcji opartej na ideologicznych kryteriach zamiast merytorycznych.
• Zastąpienie równości szans „sprawiedliwym traktowaniem” prowadzi do sytuacji, w której najbardziej kompetentni kandydaci są pomijani na rzecz tych, którzy wpisują się w preferowane kategorie.
• ONZ wprowadziła w szeregu swoich struktur politykę DEI, przez co staje się areną ideologicznych eksperymentów. Jeśli nie zmieni kursu, może utracić autorytet w oczach państw członkowskich i społeczeństw.
Organizacja Narodów Zjednoczonych, powołana w 1945 roku, miała być bastionem międzynarodowej współpracy, dbającym o pokój, prawa człowieka i rozwój gospodarczy na całym świecie. Jej rola w kształtowaniu ładu globalnego przez dekady była niepodważalna, choć często podlegała krytyce za biurokrację, nieskuteczność i zależność od interesów wielkich mocarstw. Jednak w ostatnich latach ONZ zaczęła dryfować w kierunku ideologii, które nie mają związku z jej pierwotnymi założeniami. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych trendów jest wdrażanie polityki Diversity, Equity, Inclusion (DEI), czyli różnorodności, „sprawiedliwości” i inkluzywności.
Czym jest DEI i skąd się wzięła?
Polityka DEI wywodzi się z ruchów akademickich i aktywistycznych, które zyskały popularność na Zachodzie w drugiej połowie XX wieku. Ich celem było zrekompensowanie historycznych niesprawiedliwości poprzez aktywne promowanie grup uznanych za dyskryminowane, np. osób czarnoskórych w Stanach Zjednoczonych. Jej fundamenty sięgają okresu walki o prawa obywatelskie w Stanach Zjednoczonych, kiedy to ruchy antyrasistowskie i emancypacyjne oraz organizacje działające na rzecz osób niepełnosprawnych i mniejszości seksualnych dążyły do eliminacji systemowej dyskryminacji i nierówności.
Jednym z kluczowych impulsów do rozwoju idei DEI były zmiany legislacyjne, takie jak amerykańska Civil Rights Act z 1964 roku, która zakazała dyskryminacji ze względu na rasę, płeć, religię czy pochodzenie. W kolejnych dekadach wprowadzano różne formy „affirmative action” czyli działań mających na celu wyrównanie szans grup historycznie marginalizowanych poprzez „pozytywną” dyskryminację. W kontekście akademickim oraz na rynku pracy zaczęły pojawiać się programy rekrutacyjne preferujące osoby z mniejszości etnicznych i inne grupy uznawane za niedostatecznie reprezentowane. W latach 80. i 90. XX wieku koncepcja różnorodności zaczęła przenikać do zarządzania zasobami ludzkimi w korporacjach, administracji publicznej oraz instytucji edukacyjnych. Organizacje zaczęły stosować strategie mające na celu zwiększenie liczby przedstawicieli różnych grup społecznych w swoich strukturach. W tym czasie pojawiło się również pojęcie „włączania” (inclusion), które zakładało nie tylko obecność, ale także aktywne uczestnictwo i wpływ osób z grup uznanych za niedostatecznie reprezentowane. Na przełomie XX i XXI wieku pojęcie equity (sprawiedliwe traktowanie) stało się coraz bardziej popularne. W przeciwieństwie do tradycyjnego pojęcia równości szans, equity zakłada konieczność uwzględnienia historycznych i strukturalnych nierówności poprzez wprowadzenie specjalnych środków wyrównawczych. Oznaczało to m.in. wdrażanie polityk kwotowych, preferencyjne traktowanie określonych grup społecznych w rekrutacji i awansach oraz dostosowywanie systemów edukacyjnych i zawodowych do założeń ideologii inkluzywnej.
W ostatnich latach koncepcja DEI zaczęła być aktywnie promowana na poziomie międzynarodowym, m.in. przez organizacje takie jak ONZ, Unia Europejska czy korporacje globalne. W wielu instytucjach wdrożono formalne strategie DEI, które obejmują zarówno zmiany w języku i komunikacji (np. stosowanie tzw. neutralnych płciowo określeń), jak i konkretne działania administracyjne, takie jak obowiązkowe szkolenia antydyskryminacyjne czy mechanizmy oceny pod kątem różnorodności. Obecnie DEI stanowi jedno z kluczowych narzędzi polityki społecznej w wielu krajach Zachodu, a jego implementacja obejmuje zarówno sektor publiczny, jak i prywatny. Jednak sposób realizacji tych założeń oraz ich wpływ na społeczeństwo pozostają przedmiotem intensywnych debat, bowiem zamiast koncentrować się na realnym wyrównywaniu szans poprzez edukację czy eliminowanie barier prawnych, DEI wprowadza mechanizmy preferencji, które w rzeczywistości tworzą nową formę dyskryminacji – tym razem wymierzoną w osoby spoza preferowanych grup.
DEI w strukturach ONZ – dokumenty a biurokracja agend
Wdrażanie polityki DEI w strukturach ONZ przebiega dwutorowo – z jednej strony poprzez oficjalne dokumenty organizacji, z drugiej zaś poprzez biurokratyczne mechanizmy agend, gdzie ideologiczny język i nowomowa stają się nieodłącznym elementem działania. Choć dokumenty ONZ określają ogólne ramy polityki równościowej, to właśnie w codziennej pracy agend organizacji dochodzi do faktycznej implementacji tej ideologii, często w sposób, który budzi kontrowersje i odbiega od pierwotnych celów ONZ. W praktyce oznacza to, że np. w rekrutacji do ONZ kluczowe nie są umiejętności czy doświadczenie kandydata, ale jego przynależność do mniejszości rasowej, etnicznej lub seksualnej.
Dokumenty ONZ
ONZ od lat przyjmuje rezolucje, raporty i strategie, które mają na celu „promowanie równości i inkluzywności” na całym świecie. W dokumentach tych coraz częściej pojawiają się zapisy dotyczące płynnej tożsamości płciowej, –equity, czyli „sprawiedliwego” traktowania (zamiast po prostu równości szans) oraz obowiązku uwzględniania „różnorodnych tożsamości” w każdej dziedzinie polityki publicznej. Istotnym przykładem jest Strategia ONZ na rzecz Inkluzji Osób LGBTQIA+, wprowadzona w 2019 roku, której celem jest „zapewnienie pełnej inkluzywności w pracy organizacji”. Strategia zachęca firmy do „tworzenia środowisk pracy sprzyjających inkluzywności oraz rekomenduje, aby organizacje dążyły do reprezentacji osób LGBTQIA+ na wszystkich szczeblach zarządzania”. W niektórych przypadkach wytyczne sugerują, że zarządy firm powinny uwzględniać osoby identyfikujące się z tym środowiskiem, co ma na celu „przełamanie historycznych barier i zapewnienie lepszego zrozumienia problemów tej grupy”.
Biurokracja agend ONZ – nowomowa jako narzędzie ideologii
Podczas gdy oficjalne dokumenty ONZ stanowią ogólną ramę polityki DEI, to w biurokratycznej rzeczywistości agend organizacji mamy do czynienia z jej faktycznym wdrażaniem, często poprzez skomplikowaną i ideologicznie nacechowaną nowomowę. W raportach, wytycznych i publikacjach tworzonych przez WHO, UNFPA, UNICEF czy UN Women pojawia się język, który nie tylko redefiniuje podstawowe pojęcia, ale także narzuca określoną wizję społeczeństwa.
Szczególnie widoczne jest to w dokumentach Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), gdzie klasyczne terminy medyczne ustępują miejsca nowym definicjom zgodnym z ideologią DEI. W oficjalnych raportach zamiast pojęcia „kobieta” coraz częściej stosuje się określenia w rodzaju „osoby menstruujące” („kobiety, dziewczęta i inni ludzie, którzy menstruują”) czy „osoby zdolne do zajścia w ciążę”, co budzi kontrowersje wśród ekspertów z dziedziny medycyny. WHO wprowadza terminologię mającą na celu „neutralizację płciową” w języku medycznym, argumentując to dążeniem do inkluzywności.
Podobny mechanizm działa w Funduszu Ludnościowym ONZ (UNFPA), który w swoich raportach używa nowomowy do redefinicji pojęć związanych z rodziną, seksualnością i płcią. W dokumentach tej organizacji coraz częściej można spotkać sformułowania takie jak „reprodukcyjna sprawiedliwość” (reproductive justice), które nie oznaczają jedynie dostępu do antykoncepcji, lecz także aktywną promocję tzw. praw reprodukcyjnych i seksualnych (do których w rozumieniu przeciwników prawa do życia od poczęcia zalicza się aborcję) w kontekście tożsamości płciowej.
Wreszcie UNICEF (organizacja zajmująca się edukacją i ochroną praw dzieci) wdraża DEI poprzez język, który podkreśla płynność tożsamości płciowej i konieczność dostosowywania programów edukacyjnych do „różnorodnych tożsamości uczniów”. W dokumentach tej organizacji można znaleźć określenia takie jak „gender-responsive education”, czyli „edukacja reagująca na płeć”, co w praktyce oznacza wdrażanie programów uczących dzieci, że „płeć jest spektrum” oraz że tożsamość płciowa może być niezależna od biologii.
Ideologia ponad misją?
Zestawienie oficjalnych dokumentów ONZ z praktyką wdrażaną przez jej agendy pokazuje, że polityka DEI wykracza daleko poza neutralne promowanie równości i zaczyna przyjmować charakter ideologiczny. Podczas gdy w głównych rezolucjach ONZ często stosuje się dość ogólnikowe sformułowania, to w biurokratycznej rzeczywistości agend nowomowa staje się narzędziem narzucania określonej wizji społeczeństwa. Terminologia stosowana w raportach WHO, UNFPA czy UNICEF nie tylko redefiniuje klasyczne pojęcia, ale także wpływa na polityki zdrowotne, edukacyjne i demograficzne na całym świecie, często w sposób oderwany od rzeczywistych potrzeb społecznych.
Dlaczego DEI jest polityką niewłaściwą?
Największym problemem DEI jest jej fundamentalna sprzeczność z zasadą równości szans. Zamiast zapewniać każdemu równe możliwości rozwoju, DEI dąży do ”równości” wyrównującej przeszłe krzywdy doznane przez określone grupy, co oznacza, że procesy rekrutacyjne i awansowe muszą skutkować wyborem osób pochodzących z określonych mniejszości społecznych, nawet jeśli wymaga to dyskryminacji bardziej wykwalifikowanych kandydatów.
Konsekwencją takiej polityki jest spadek jakości kadr, gdyż siłą rzeczy wybór musi paść na osoby spełniające wymogi polityki różnorodności, niezależnie od ich merytorycznego zaplecza. W instytucjach takich jak ONZ, gdzie kluczowe decyzje dotyczą globalnych konfliktów, zdrowia publicznego czy pomocy humanitarnej, takie podejście może prowadzić do poważnych konsekwencji, w tym do błędnych decyzji strategicznych.
Dodatkowo polityka DEI prowadzi do coraz większej polaryzacji i konfliktów wewnętrznych. Zamiast budować spójność i współpracę, tworzy atmosferę podejrzliwości, w której decyzje personalne są postrzegane jako wynik politycznych nacisków, a nie rzeczywistej oceny kompetencji. Wiele raportów wskazuje, że pracownicy ONZ skarżą się na wzrost napięć i poczucie niesprawiedliwości wynikające z nowych zasad rekrutacji i awansów.
Podsumowanie – Quo vadis, ONZ?
Polityka DEI, mimo szczytnych haseł o równości i sprawiedliwości społecznej, prowadzi do destrukcji zasad, na których opierały się międzynarodowe instytucje. Wprowadzając preferencje oparte na rasie czy płci, ONZ podważa merytokrację, pogłębia podziały społeczne i traci swoją wiarygodność.
Polityka DEI miała na celu eliminację nierówności, ale w praktyce tworzy nowe formy segregacji:
Jeśli organizacja nie zrewiduje swojego podejścia, może stać się coraz mniej powszechnie respektowanym graczem na arenie międzynarodowej, jako będący stroną w wojnie kulturowej czy ideologicznych sporach, tracąc zdolność do skutecznego działania w kluczowych obszarach, takich jak pokój, prawa człowieka i rozwój gospodarczy. ONZ znajduje się w kluczowym momencie swojej historii. Już teraz wiele państw członkowskich krytykuje ONZ za oderwanie od rzeczywistych problemów świata i skupienie się na agendach ideologicznych, kosztem rozwiązywania globalnych kryzysów.
Państwa finansujące ONZ, w tym Stany Zjednoczone, coraz częściej podważają sens dalszego wspierania organizacji, która zamiast skutecznie działać na arenie międzynarodowej, angażuje się w ideologiczne konflikty. Jeśli ten trend się utrzyma, ONZ może doświadczyć nie tylko kryzysu wizerunkowego, ale także realnego spadku finansowania i wpływu na politykę globalną.
Julia Książek – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
• Dokument Unii Europejskiej „Priorytety na forach ONZ ds. praw człowieka w 2025 roku” określa kluczowe obszary działań UE w zakresie praw człowieka na forach ONZ i odwołuje się do wielu uniwersalnych praw człowieka jak np. wolność od tortur czy wolność religii lub przekonań.
• Jednakże w ramach tej strategii, UE dąży do umocnienia tzw. praw seksualnych i reprodukcyjnych, które w praktyce obejmują nieograniczony dostęp do aborcji oraz obowiązkową edukację seksualną według standardów opracowanych przez międzynarodowe organizacje i ich agencje, bez konsensusu państw.
• Dokument rozszerza także pojęcie „równości płci” o „tożsamość płciową”.
• Kilka dni temu strategia była omawiana podczas posiedzenia Podkomitetu Praw Człowieka.
Unia Europejska od lat przedstawia się jako globalny lider w zakresie ochrony praw człowieka, wskazując na swoje zaangażowanie w promowanie demokracji, równości i praw podstawowych. W dokumencie „Unia Europejska – priorytety na forach ONZ ds. praw człowieka w 2025 roku”, przyjętym przez Radę UE, określono kluczowe obszary, w których Unia zamierza podejmować działania na arenie międzynarodowej. Wśród priorytetów na nadchodzący rok znalazły się zarówno działania na rzecz ogólnych zasad ochrony praw człowieka, jak i szczegółowe założenia polityczne oraz ideologiczne, dotyczące m.in. równości płci, tzw. praw reprodukcyjnych i seksualnych czy „ochrony osób LGBTQIA+”.
Fundamentalne prawa człowieka a priorytety UE
Podstawą systemu ochrony praw człowieka w ONZ są Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych oraz inne konwencje ratyfikowane przez większość państw świata. Jednym z najważniejszych praw, które stanowi fundament międzynarodowego systemu ochrony praw człowieka, jest prawo do życia.
Prawo do życia zostało jednoznacznie określone w art. 3 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, który stanowi, że „każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby”. Podobnie art. 6 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych stwierdza, że „prawo do życia jest przyrodzone każdej istocie ludzkiej” i że „nikt nie może być samowolnie pozbawiony życia”.
Mimo tego jasnego stanowiska prawa międzynarodowego, Unia Europejska w dokumencie priorytetowym na 2025 rok nie odnosi się do ochrony prawa do życia, lecz przeciwnie – koncentruje się na promowaniu tzw. praw reprodukcyjnych i seksualnych (pkt 40 dokumentu): „UE potwierdza swoje zaangażowanie w promowanie, ochronę i realizację prawa każdej osoby do pełnej kontroli oraz swobodnego i odpowiedzialnego decydowania o sprawach związanych z jej seksualnością oraz zdrowiem seksualnym i reprodukcyjnym, bez dyskryminacji, przymusu i przemocy. UE podkreśla ponadto potrzebę powszechnego dostępu do wysokiej jakości i przystępnych cenowo kompleksowych informacji na temat zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego, edukacji, w tym kompleksowej edukacji seksualnej, oraz usług opieki zdrowotnej”.
W praktyce oznacza to nacisk na zapewnienie powszechnego dostępu do aborcji, co jest sprzeczne z międzynarodowym systemem ochrony praw człowieka, który nie uznaje aborcji za prawo podstawowe.
Agenda gender i redefinicja równości
Dokument wskazuje w punkcie 33, że „UE będzie nadal zdecydowanie sprzeciwiać się wszelkim formom dyskryminacji i intensyfikować działania na rzecz ich zwalczania, ze szczególnym uwzględnieniem wielorakich i krzyżujących się form dyskryminacji, w tym ze względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne lub społeczne, religię lub przekonania, poglądy polityczne lub wszelkie inne poglądy, niepełnosprawność, wiek, orientację seksualną i tożsamość płciową.” Oznacza to, że UE zamierza dążyć do wprowadzenia takich zapisów w rezolucjach Rady Praw Człowieka i innych organów ONZ, które wymagałyby od państw dostosowania swoich polityk do koncepcji tożsamości płciowej.
Dalej punkcie 33 dokumentu czytamy: „UE potwierdza swoje zdecydowane zobowiązanie do poszanowania, ochrony i realizacji pełnego i równego korzystania ze wszystkich praw człowieka przez osoby LGBTI i wyraża głębokie zaniepokojenie alarmującymi wskaźnikami przemocy, dyskryminacji i stygmatyzacji oraz kryminalizacji związków osób tej samej płci”. Chociaż ochrona przed przemocą i dyskryminacją jest fundamentalnym elementem praw człowieka, dokument UE mieszając ochronę przed realną dyskryminacją z postulatami o równości związków osób tej samej płci z małżeństwami postuluje, że będzie dążył do „depenalizacji orientacji seksualnej i tożsamości płciowej”.
W punkcie 40 podkreślono natomiast, że „UE potwierdza swoje zobowiązanie do promowania, ochrony i realizacji prawa każdej osoby do pełnej kontroli oraz swobodnego i odpowiedzialnego decydowania o sprawach związanych z jej seksualnością oraz zdrowiem seksualnym i reprodukcyjnym, bez dyskryminacji, przymusu i przemocy”. Pod pretekstem prawa do „pełnej kontroli nad własną seksualnością” Unia forsuje ideologiczną agendę. UE dąży do uznania „kompleksowej edukacji seksualnej” za standard międzynarodowy, co może budzić sprzeciw wielu państw, dla których kwestie te powinny pozostawać w gestii rodzin i suwerennych decyzji narodowych.
Dokument w punkcie 41 podkreśla również zobowiązanie UE do promowania i realizacji praw ekonomicznych, społecznych i kulturalnych, w tym prawa do edukacji, opieki zdrowotnej, pracy oraz odpowiednich warunków mieszkaniowych.
Polityka UE a suwerenność państw
Dokument wskazuje też na priorytetowe znaczenie współpracy UE z Radą Praw Człowieka ONZ, Wysokim Komisarzem ONZ ds. Praw Człowieka oraz specjalnymi procedurami ONZ. UE zapowiada, że będzie aktywnie promować najwyższe standardy praw człowieka i sprzeciwiać się wszelkim próbom podważenia międzynarodowego systemu ich ochrony. Oznacza to m.in. zaangażowanie w reformę Rady Praw Człowieka oraz wzmacnianie jej mechanizmów interwencyjnych. Istotnym problemem w polityce UE na forach ONZ jest fakt, że unijne priorytety zawierające kwestie dyskusyjne politycznie i ideologicznie są przedstawiane jako standardy uniwersalne, które powinny obowiązywać wszystkie państwa członkowskie ONZ. Taki sposób działania budzi opór krajów, które podkreślają swoje suwerenne prawo do decydowania o wewnętrznych regulacjach prawnych.
Strategia była przedmiotem dyskusji w trakcie posiedzenia Podkomitetu Praw Człowieka (DROI) zorganizowanego 19 marca w Parlamencie Europejskim. Podczas spotkania debatowano nad planowanymi działaniami UE na forach ONZ, w szczególności nad reformą Rady Praw Człowieka i wzmacnianiem jej mechanizmów interwencyjnych. Dyskusja dotyczyła także wyzwań związanych z wdrażaniem unijnych priorytetów oraz napięć wynikających z przedstawiania ich jako standardów uniwersalnych, czemu sprzeciwiają się niektóre państwa członkowskie ONZ, podkreślając swoje suwerenne prawo do kształtowania wewnętrznych regulacji prawnych. Reprezentujący Polskę poseł Przemysław Witek (Platforma Obywatelska) powiedział, że „(…) Unia Europejska to najlepsze, co kiedykolwiek wydarzyło się w tej części świata”.
Ideologia osłabia Unię
Dokument priorytetowy UE na 2025 rok stanowi kontynuację polityki dążącej do rozszerzenia zakresu praw człowieka o elementy, które nie mają podstawy w traktatach międzynarodowych. UE nie odnosi się w nim do fundamentalnych praw, takich jak prawo do życia, a zamiast tego koncentruje się na forsowaniu postulatów związanych z tzw. prawami reprodukcyjnymi, gender i „ochroną” mniejszości seksualnych, nie uwzględniając przy tym suwerennego prawa państw do kształtowania własnych systemów prawnych.
Choć UE twierdzi, że jej działania mają na celu ochronę praw człowieka, w rzeczywistości dokument ten stanowi wyraz ideologicznego podejścia, które marginalizuje klasyczne prawa podstawowe i dąży do narzucenia państwom trzecim nowej interpretacji nowopowstających – jej zdaniem – norm społecznych. W efekcie polityka ta może prowadzić do dalszych napięć na arenie międzynarodowej i osłabienia skuteczności działań ONZ w zakresie rzeczywistej ochrony praw człowieka. O ile ochrona praw podstawowych jest kluczowym elementem współczesnego ładu międzynarodowego, o tyle próby narzucenia ideologii przez Unię Europejską mogą doprowadzić do osłabienia globalnego dialogu i dalszej fragmentaryzacji społeczności międzynarodowej.
Julia Książek – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
24.03.2025
• Komisja Europejska opublikowała nowy plan działania na rzecz praw kobiet.
• Dokument stanowi kontynuację dotychczasowej polityki unijnej w dziedzinie praw kobiet, szczególnie w aspekcie dążenia do uniformizacji płci.
• Równość płci przedstawiana jest poprzez negowanie jakichkolwiek naturalnych różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami, co prowadzi do polityki mającej upodobnić kobiety do mężczyzn.
• Wysiłki KE skupiają się na ustanawianiu parytetów w miejscach pracy i w polityce oraz na narzucaniu rodzicom sposobu w jaki mają dzielić się opieką nad dziećmi.
• W nowym planie działania na rzecz praw kobiet wprost przelicza się „zwiększanie równości płci” na wzrost PKB.
• Komisja zapowiada „zwiększanie równości płci” w nowych dziedzinach m.in. w rolnictwie.
• Różnice w wyborach życiowych i preferencjach zawodowych kobiet i mężczyzn Komisja wiąże z „segregacją płci w edukacji”.
• KE zapowiada też opracowanie nowej „Strategii na rzecz równości płci po 2025 r.”
Prawa kobiet – nowy plan działania KE
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, Komisja Europejska (KE) opublikowała nowy plan działania na rzecz praw kobiet (A Roadmap for Women's Rights). Termin zaprezentowania dokumentu nie jest przypadkowy i celowo został wyznaczony w okolicy Dnia Kobiet.
Specyficzne pojmowanie przez UE praw kobiet jest już wiedzą powszechną. Nierzadko unijna wykładnia praw kobiet prowadzi do podważania naturalnych różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami, de facto pozbawiając kobiety prawa do wykorzystywania i celebrowania swojej odrębności płciowej, w tym aspektów związanych z macierzyństwem.
Niedawno opublikowany dokument stanowi kontynuację dotychczasowej polityki unijnej w dziedzinie praw kobiet. Co ciekawe, stawia jednak na kwestie związane z „wyrównywaniem szans” – przez co KE rozumie dążenie do zwiększania udziału kobiet w rynku pracy. Zadziwiająco mało miejsca dokument poświęca zdrowiu, które przez lata UE utożsamiała z „prawami reprodukcyjnymi”, czyli terminem pod którym krył się przede wszystkim dostęp do aborcji. W żadnym razie nie należy tego jednak odczytywać jako porzucenie tematu przez KE. Skupienie na kwestiach gospodarczych można jednak odbierać jako sygnał, że Unia dostrzega nadchodzący kryzys gospodarczy i ekonomiczny, a „prawa kobiet” mogą być wykorzystane jako cegiełka w walce z jego skutkami.
„Kobiety na traktory” w nowej odsłonie
Komisja Europejska od lat konsekwentnie promuje „prawa kobiet”, które definiuje m.in. poprzez równość kobiet i mężczyzn. Równość tę KE pojmuje niezwykle prostolinijnie, poprzez negowanie jakichkolwiek naturalnych różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami i dążenie do uniformizacji płci. W efekcie otrzymujemy od KE propozycje zmierzające do jak największego upodobnienia sytuacji kobiet do mężczyzn. Jest to widoczne chociażby w wysiłkach KE wkładanych w ustanowienie parytetów w każdym możliwym miejscu pracy i instytucji (parytety w zarządach spółek), czy próby narzucania rodzicom sposobu w jaki dzielą się opieką nad dzieckiem (wprowadzanie części urlopu rodzicielskiego możliwego do wykorzystania tylko przez ojców).
Również w nowym planie działania na rzecz praw kobiet, KE skupia się na przeliczeniu „zwiększania równości płci” na wzrost PKB. Jednym słowem – równość płci ma się przejawiać poprzez zwiększenie udziału kobiet w rynku pracy, a to z kolei ma się przekładać na wzrost gospodarczy. Kobiet ma być mniej w domach, mniej w rolach macierzyńsko-opiekuńczych (wszak role te są, w opinii Brukseli, deprecjonujące i pozycjonujące kobiety niżej od mężczyzn), a więcej w biurach, zarządach, a (zgodnie z nowym planem działania) także w rolnictwie. Jak wskazano, „aby wspierać konkurencyjność i dalej wykorzystywać potencjał siły roboczej kobiet Komisja proponuje dodanie silnej perspektywy równości płci” do inicjatyw takich jak np. platforma na rzecz kobiet w rolnictwie (Plan działania, s. 4). Czytając o planowanym wdrażaniu równości płci w rolnictwie trudno nie przypomnieć sobie o słynnym peerelowskim plakacie propagandowym z lat 50., na którym dziewczyna w mundurze Związku Młodzieży Polskiej prowadzi traktor i zachęca, by ruszyć „naprzód do walki o szczęśliwą, socjalistyczną wieś Polską”.
Komizm sytuacji kończy się jednak, gdy uświadomimy sobie o jakiej determinacji KE świadczy wkraczanie z „równością płci” nawet do rolnictwa. Jak Instytut Ordo Iuris już wielokrotnie alarmował, ustalone przez Radę Europejską w 2002 r. tzw. cele barcelońskie zakładają, że każde z państw członkowskich UE powinno objąć opieką formalną 90 proc. dzieci powyżej 3 lat i co najmniej 33 proc. dzieci do 3 roku życia . Wszystko po to, by realizować „równość płci" poprzez wysłanie matki do pracy zarobkowej jak najszybciej po porodzie, bo, jak czytamy w tzw. celach barcelońskich, „państwa członkowskie powinny usunąć czynniki zniechęcające kobiety do udziału w rynku pracy”.
W nowym planie działania na rzecz praw kobiet wskazano również, że „kobiety w UE nadal mają mniej czasu niż mężczyźni, ponieważ spoczywa na nich nieproporcjonalnie duża część obowiązków domowych”. Jest to oczywiście prawda, co nie oznacza, że konieczne jest systemowe zmuszanie kobiet i mężczyzn do dzielenia się tymi obowiązkami równo po połowie. Takie rozwiązanie proponuje jednak KE, która wprost wskazuje, że „sytuację pogarsza niskie wykorzystanie urlopów rodzinnych przez ojców”. W tym wypadku dochodzimy do – będącego pokłosiem celów barcelońskich – kultywowanego w UE założenia, że rola matki jest ciężarem powodującym nierówność płciową, czego konsekwencją powinno być jak najszybsze umieszczenie dziecka w placówce opiekuńczej (aby matka i ojciec mogli pracować – jak równy z równym), ewentualnie wprowadzenie sztywnego podziału opieki nad dzieckiem między rodzicami, pomimo oczywistych naturalnych predyspozycji kobiety do opieki nad dzieckiem w jego pierwszych latach życia. KE walczy. nie tylko z preferencjami szeregu kobiet, które chcą opiekować się swoimi dziećmi i pragną docenienia ich roli matki, ale także z naturą.
Od przeszło dwudziestu lat UE realizuje więc cel „uratowania” kobiet od macierzyństwa, ról społeczno-opiekuńczych i pracy wykonywanej w domu na rzecz rodziny. Zamiast promować prawa kobiet i kobiecość poprzez docenienie także tych tradycyjnych ról społecznych, poprzez zagwarantowanie kobietom możliwości wyboru ścieżki życiowej zgodnie z ich preferencjami i wolą, UE obrała ścieżkę do maksymalnego upodobnienia sytuacji kobiet do mężczyzn. Czy zatem unijni dygnitarze rzeczywiście wierzą w równość płci, skoro z taką mocą walczą na rzecz uniformizacji płci?
Imperatyw moralny
Jak podkreślono w unijnym dokumencie, „promowanie praw kobiet jest nie tylko imperatywem moralnym, ale także strategiczną inwestycją we wzrost gospodarczy i konkurencyjność UE” (Plan działania, s. 2).
KE deklaruje także, że „zapewnienie kobietom pełnego, równego i znaczącego uczestnictwa, a także ich reprezentacji i przywództwa, sprzyja również bardziej stabilnym i odpornym demokracjom” (Plan działania, s. 2). Demokracje, które promują prawa kobiet, uwzględniają rzekomo szerszy zakres perspektyw i doświadczeń w procesach decyzyjnych, co prowadzić ma do polityki, która jest bardziej kompleksowa i dostosowana do potrzeb wszystkich obywateli. W ocenie KE, w sferze korporacyjnej równość płci przekłada się na przewagę konkurencyjną, a firmy wykazują wyższe zyski i lepsze wyniki giełdowe, gdy kobiety zajmują stanowiska kierownicze.
Co ciekawe, powyższe założenia mają służyć potwierdzeniu słuszności polityki wprowadzania parytetów (np. na stanowiskach kierowniczych), mimo że w teorii – skoro firmy wykazują wyższe zyski i lepsze wyniki giełdowe, gdy kobiety zajmują stanowiska kierownicze – parytety te powinny być zbędne. Niezależnie od tego, ponownie wskazać należy, że wprowadzanie regulacji, które zmuszają społeczeństwo do zatrudniania kobiet z uwagi na ich płeć, a nie kompetencje, nie jest wprowadzaniem równości płci, lecz przeciwnie, stanowi krok w kierunku systemowej dyskryminacji mężczyzn i systemowemu usankcjonowaniu gorszej pozycji kobiet, jako tych, które nie są w stanie samodzielnie osiągnąć pozycji zawodowej równej mężczyźnie.
Wolny wybór czy segregacja płci?
Pojmowanie równości płci poprzez uniformizację kobiet i mężczyzn jest niezwykle nachalne w nowym planie działania KE. Komisja stwierdza z wielkim niezadowoleniem, że „postęp jest powolny, a bariery strukturalne, takie jak dyskryminujące normy społeczne, nadal istnieją” (Plan działania, s. 3) i podaje, że „o 10,9 p.p. więcej kobiet niż mężczyzn ukończyło studia wyższe” lecz okoliczności te „nie są w pełni odzwierciedlone w pozycji kobiet na rynku pracy oraz w organach i procesach decyzyjnych” (Plan działania, s. 3).
Komisja Europejska podkreśla także, że kobiety są nadreprezentowane w niskopłatnych i niedocenianych (choć niezbędnych) zawodach. Jest to kwestia, nad którą w UE również debatuje się już od wielu lat, czyli próba ograniczenia udziału kobiet w zawodach tradycyjnie postrzeganych jako „kobiece”. Warto przy tym zwrócić uwagę, że zdominowanie takich zawodów jak pielęgniarstwo, nauczyciel szkolny, czy opieka nad dziećmi przez kobiety wynika w znacznej mierze z predyspozycji kobiet do podejmowania zawodów wymagających łagodności, cierpliwości i empatii, a cechy te stanowią ogromną wartość dodaną. Aktywność KE na polu sztucznego wymuszenia zmian w udziale płci w tego typu profesjach sugeruje jednak, że w Brukseli postrzega się to zgoła odmiennie.
Potwierdza to zresztą dalsza część planu działania KE, w której wskazano, że „kobiety w UE zajmują zaledwie 33% miejsc w parlamencie i 34,8% miejsc w samorządach lokalnych” (Plan działania, s. 3). W tym kontekście powstaje pytanie, czy chęć KE do zmiany procentowej struktury udziału płci w życiu politycznym Europejczyków zmierza do podważenia zasad demokracji poprzez narzucenie obywatelom określonych wyborów poza trybem demokratycznym, czy może polegać ma na zmuszaniu kobiet do udziału w życiu politycznym nawet w sytuacjach, gdy kobiety tego nie chcą? Art. 211 § 3 Kodeksu wyborczego już dziś przewiduje, że wśród kandydatów na posłów zarówno liczba kobiet, jak i liczba mężczyzn nie może być mniejsza niż 35% liczby wszystkich kandydatów na liście. Wiedza o tym, jak przepis ten funkcjonuje w praktyce jest powszechna – kobiety są mniej chętne do czynnego udziału w polityce i obsadzenie list wyborczych zgodnie z wymaganym parytetem bywa niezwykle trudne i często kończy się umieszczeniem na liście osób dobranych zgodnie z kryterium płci, pomimo tego, że na miejscu tym mogłyby znaleźć się osoby dalece bardziej kompetentne.
Zdroworozsądkowe argumenty związane z naturalnymi i osobistymi preferencjami oraz świadomymi wyborami życiowymi kobiet nie trafiają jednak do Komisji Europejskiej. Choć szereg badań, raportów i analiz potwierdza, że wiele kobiet (co nie oznacza, że wszystkie!) woli spełniać się w roli matki niż robić karierę zawodową, ponadto wiele kobiet preferuje wykonywanie pracy opiekuńczej ponad zaangażowanie polityczne, to KE uparcie twierdzi, że problemem jest „niedostateczna reprezentacja kobiet w naukach ścisłych, technologii, inżynierii i matematyce” oraz „niedostateczna reprezentacja mężczyzn w sektorach takich jak edukacja, zdrowie i opieka społeczna”.
Stan taki KE wprost nazywa „segregacją płci w edukacji”. Problematyczne jest to, że Komisja zdaje się nie dostrzegać, że „segregacja” ta jest efektem nieskrępowanych, wolnych wyborów życiowych kobiet i mężczyzn, którzy co do zasady dokonują ich w oparciu o własne preferencje.
Zapowiedź „Strategii na rzecz równości płci po 2025 r.”
KE zapowiada swą aktywność na polu kluczowych wyzwań związanych z równością płci również w dziedzinach zwalczania przemocy, ochrony zdrowia oraz w dziedzinach „czasu, pieniędzy, pracy, edukacji i wiedzy, władzy i mechanizmów instytucjonalnych” (Plan działania, s. 4). Z dumą ogłoszono także działalność grupy zadaniowej ds. równości, która w ramach Komisji promować ma uwzględnianie równości, w tym równości płci, we wszystkich obszarach polityki poprzez sieć koordynatorów ds. równości we wszystkich służbach Komisji. W obliczu niepewnej sytuacji geopolitycznej i gospodarczej oraz gwałtownie przeliczanych budżetów państw w związku z wydatkami na obronność, KE składa deklarację utworzenia kolejnych stanowisk urzędniczych, których zadaniem będzie „promowanie” ideologicznej koncepcji równości płci.
Plan działania, który został opublikowany w ostatnich dniach to dopiero zapowiedź kontynuacji dotychczasowego kierunku KE. W ramach nowej „Strategii na rzecz równości płci po 2025 r.” Komisja przedstawić ma konkretne środki polityczne, które należy podjąć, aby sprostać tym wyzwaniom. Wiosną 2025 r. rozpoczną się konsultacje publiczne związane z tym dokumentem, a Instytut Ordo Iuris z pewnością weźmie w nich udział.
Anna Kubacka – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
• Węgierskie Mathias Corvinus Collegium (MCC) opublikowało raport pt. „UE - machina propagandowa. Jak UE finansuje organizacje pozarządowe, by promować siebie?”.
• Raport wskazuje m.in., że UE w ramach Programu „Obywatele, Równość, Prawa i Wartości” (CERV) na promowanie „wartości UE”, rozumianych przede wszystkim jako „integrację ponadnarodową”, przeznaczono 1,8 mld euro.
• KE przeznaczała w ostatnich latach ogromne środki na promowanie liberalno-progresywnych ideologii, często sprzecznych z kulturowymi i historycznymi uwarunkowaniami poszczególnych państw członkowskich.
• W raporcie pojawia się także wątek finansowania przez UE projektów otwarcie uderzających w demokratyczne rządy Polski i Węgier.
• Po publikacji raportu MCC Brussels nie milkną głosy nawołujące do powołania unijnego odpowiednika amerykańskiego DOGE, który wprowadzi przejrzystość i uzdrowi sposób wydatkowania unijnych pieniędzy.
Raport o propagandzie w UE, czyli USAID po europejsku
Mathias Corvinus Collegium (MCC) opublikowało raport z którego wynika, że Komisja Europejska przekazała w ostatnich latach ogromne pieniądze – miliardy euro – organizacjom pozarządowym i think-tankom na cele związane z promowaniem postaw „pro-UE” oraz postaw proimigranckkich. Ustalenia MCC stanowią swoisty unijny odpowiednik odkryć amerykańskiego Departamentu Efektywności Rządowej (DOGE), który po przejęciu władzy przez prezydenta Trumpa i jego administrację ujawnił, że setki milionów dolarów amerykańskich podatników przeznaczane były w minionych latach na finansowanie lewicowej propagandy na świecie oraz wspieranie wybranych frakcji politycznych.
Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) bardzo szybko została poddana audytowi w efekcie którego już po sześciu tygodniach 83 proc. jej programów zostało zamkniętych, pozostałe zaś przekazano pod zarząd Departamentu Stanu[1]. Czy europejscy podatnicy równie skutecznie rozliczą unijnych biurokratów? A może tak bardzo przyzwyczailiśmy się do unijnych absurdów i narzucaniu ideologii przez Brukselę, że ustalenia MCC wcale nie są tak wielkim zaskoczeniem?
Propaganda przez pełnomocnika
Raport MCC pt. „UE - machina propagandowa. Jak UE finansuje organizacje pozarządowe, by promować siebie?” autorstwa Thomasa Fazi[2] obnaża nie tyle praktykę, co do której istnienia nie było wątpliwości od lat, co jej skalę. Mechanizm propagandowy stosowany przez Komisję Europejską jest dość prosty: KE przeznacza ogromne fundusze na promowanie unijnych wartości, np. równości osób identyfikujących się z ruchem LGBT, czy praworządności rozumianej jako prowadzenie przez państwo członkowskie polityki spójnej z ideologią wyznawaną przez unijnych dygnitarzy. Środki te są tak wielkie, że ośrodki analityczne i organizacje pozarządowe (NGO) stają się od nich całkowicie uzależnione finansowo, czy wręcz tworzone są na potrzeby absorbowania i wydatkowania tych konkretnie środków. Powiązanie to sprawia, że KE może de facto kierować pracami – a także, poprzez zwiększanie nakładów finansowych, ich skalą i intensywnością – szeregu organizacji pozarządowych, które z definicji reprezentować powinny społeczeństwo obywatelskie, zaś w praktyce reprezentują i realizują interesy KE. W rezultacie trudno uznać je za „niezależne”, mimo że same chętnie jako takie się prezentują i promują. Uzależnienie finansowe sprawia, że w rzeczywistości przekształcają się w narzędzia instytucjonalnej propagandy, których celem jest promowanie programu Komisji.
Mechanizm ten odpowiada zatem prostej umowie – KE zleca działania i płaci za nie, organizacje pozarządowe je realizują. T. Fazi w raporcie MCC określił ten mechanizm mianem „propagandy przez pełnomocnika” (ang. propaganda by proxi)[3]. Określenie to wydaje się trafne, zwłaszcza, że nie sposób w tym przypadku mówić o działaniu „w białych rękawiczkach” – KE nieszczególnie kryła się ze swoimi działaniami, którym z całą pewnością nie można przypisać znamienia dyskrecji. Zaryzykować można stwierdzenie, że KE po prostu nie dostrzega w swych działaniach żadnej niestosowności. Skala degeneracji unijnych urzędników ujawniła się w tym wypadku w pełnej okazałości – oddelegowanie i opłacenie zadań propagandowych do ośrodków analitycznych, które w teorii powinny tworzyć materiały profesjonalne i eksperckie oraz NGOsów reprezentujących „społeczeństwo” nie jest przecież niczym złym, skoro przekaz jest słuszny i ma społeczeństwo przekonać do tego, by zaczęło reprezentować „odpowiednie” poglądy. Może właśnie tak KE rozumnie termin „społeczeństwo obywatelskie” jako społeczeństwo, w którym obywatele reprezentują poglądy spójne z linią władzy? Konkluzja ta jest o tyle ciekawa, że niebezpiecznie zbliża nas do definicji znanych nam z ustrojów totalitarnych – z którymi UE ponoć intensywnie walczy.
Unia imperialna, czyli wpływ na kulturę i demokrację
Przez szereg lat głosy alarmujące o federalistycznych dążeniach UE, której urzędnikom marzy się stworzenie wielkiego superpaństwa, były wyśmiewane. Na przestrzeni ostatniej dekady skala działań podejmowanych przez KE przyjęła jednak takie rozmiary, że debaty z pytania „czy” UE dąży do federalizacji zmieniła się w debatę o tym, czy dąży do tego słusznie. W podobny sposób dyskutowano o kwestiach zachowania suwerenności rozumianej poprzez zachowanie odrębności kulturowych, tożsamości regionalnych, wartości historycznych i religijnych w państwach członkowskich UE. Unia przedstawiana była jako wspólnota, która szanuje te odrębności, a nawet wspiera je, nierzadko finansowo.
W raporcie MCC zauważono, że promowanie przez UE norm liberalno-progresywnych, często stoi w sprzeczności z kulturowymi i historycznymi kontekstami poszczególnych państw członkowskich. W efekcie zaostrzają się napięcia i pogłębia się opór wobec polityki UE w niektórych regionach, zwłaszcza w Europie Środkowej i Wschodniej[4]. Warto podkreślić, że w takich wypadkach następuje tzw. efekt kuli śnieżnej, bowiem tam, gdzie napięcia i opór wobec polityki UE rośnie, tam Unia alokuje więcej środków przeznaczonych na programowanie debaty publicznej i rozwój promujących „odpowiednie” treści ośrodków analitycznych i NGOsów.
Przykład programu CERV
Program Obywatele, równość, prawa i wartości” (CERV) [5] jest doskonałym przykładem unijnej strategii budżetowej opartej na wartościach. Program ten został uruchomiony w 2021 r. i zaplanowany jest aż do 2027 r. Jego deklarowanym celem jest „ochrona i promowanie praw i wartości zapisanych w traktatach UE i w Karcie praw podstawowych, w szczególności poprzez wspieranie organizacji społeczeństwa obywatelskiego działających na szczeblu lokalnym, regionalnym, krajowym i ponadnarodowym”[6]. Program jest podzielony na cztery komponenty, które już na pierwszy rzut oka wskazują na „newralgiczne” kwestie, takie jak m.in.: próby definiowania aborcji jako prawa kobiet, nadawanie przywilejów osobom identyfikującym się ze środowiskiem LGBT, czy równość rozumiana jako uniformizacja kobiet i mężczyzn.
W ramach komponentu pierwszego CERV przewiduje wsparcie finansowe dla organizacji, które mają walczyć o „równość, prawa i równość płci - promowanie praw, niedyskryminacji, równości (w tym równości płci) oraz włączanie problematyki płci i niedyskryminacji do głównego nurtu polityki.”
Drugim filarem programu jest „zaangażowanie i uczestnictwo obywateli - promowanie zaangażowania i uczestnictwa obywateli w demokratycznym życiu Unii, wymiany między obywatelami różnych państw członkowskich oraz podnoszenie świadomości na temat wspólnej historii Europy.
Komponent trzeci nosi nazwę „Daphne” i skupia się na finansowaniu „walki z przemocą, w tym przemocą ze względu na płeć i przemocą wobec dzieci”.
Ostatni element programu to „Wartości UE - ochrona i promowanie wartości UE zgodnie z art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej: <<poszanowanie godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, praworządności oraz poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości>>".
Jak wskazują podane w raporcie dane z Europejskiego Systemu Przejrzystości Finansowej (FTS) za okres 2021-2023, wśród dziesięciu głównych beneficjentów CERV znalazły się takie organizacje pozarządowe jak:
Dane te nie pozostawiają wątpliwości w jakie „wartości” i jak rozumianą „równość” UE inwestuje. Inwestuje zaś szczególnie tam, gdzie wartości te i równość są „zagrożone” przez stawiające im opór społeczeństwo. Działania te finansuje zaś w funduszy, które pochodzą m.in. z podatków właśnie tych społeczności. Podobnie proste fakty w znacznej mierze przyczyniły się do wyrażenia głośnego społecznego sprzeciwu w podobnym skandalu, jaki obserwowaliśmy niedawno w USA. Czy w Europie będzie podobnie?
Śmierć prawdziwej debaty publicznej
W efekcie praktyk finansowych UE nastąpiło realne wypaczenie debaty publicznej i uciszenie – poprzez zagłuszenie lub zniszczenie - alternatywnych perspektyw w szeregu dziedzinach. Wspierając jednostronną narrację, która przedkłada ponadnarodową integrację nad suwerenność narodową i demokratyczny pluralizm, UE w rzeczywistości podważyła istotę ustrojów demokratycznych w państwach członkowskich. Przy okazji z debaty publicznej zniknęły lub zostały efektywnie zmarginalizowane inne podmioty (ośrodki analityczne i organizacje pozarządowe), które nie będąc w stanie konkurować zasobami finansowymi z organizacjami finansowanymi z zewnątrz, straciły jakiekolwiek szanse na przedostanie się do opinii publicznej ze swoim, choćby najbardziej profesjonalnym i eksperckim przekazem. Na polu bitwy ostały się jedynie te ośrodki, które od lat budowały silne struktury, a swoje zaplecze finansowe pozostawiły niezależne od jakichkolwiek grantów i dotacji. Wśród nich znajduje się Instytut Ordo Iuris, który od początku swej działalności opiera swą działalność wyłącznie na wsparciu darczyńców, co pozwala na zachowanie niezależności i odporności na wstrząsy polityczne.
Kula śniegowa nie zatrzymała się jednak na zniszczeniu społeczeństwa obywatelskiego. Opór społeczeństw wobec ingerencji UE w ich kulturową tkankę dał także efekt w postaci promowania cenzury. Pod pretekstem walki z dezinformacją Komisja w coraz większym stopniu wspiera inicjatywy, które promują cenzurę odmiennych opinii, ograniczając różnorodność dyskursu publicznego i konsolidując kontrolę nad przepływem informacji w UE. Dopełnieniem siłowego programowania społeczeństwa za pomocą środków finansowych i forsowanej z każdej możliwej strony ideologii „wartości unijnych” stały się próby ingerencji w politykę wewnętrzną państw członkowskich.
Dość przypomnieć „czarne protesty”, których fala przeszła przez Polskę w 2016 r. i 2017 r. – już wówczas Instytut Ordo Iuris alarmował, że organizacje pozarządowe odpowiedzialne za ich organizację i promocję otrzymały na ten cel gigantyczne środki finansowe z zagranicy[7]. Na podobnej zasadzie w państwach członkowskich rządzonych przez konserwatywne i eurosceptyczne rządy, wsparcie Komisji dla lokalnych organizacji pozarządowych rozszerzyło się na ingerencję w politykę wewnętrzną, podważając lub próbując delegitymizować demokratycznie wybrane administracje pod pretekstem obrony "wartości UE".
Sam filar czwarty programu CERV, tj. "Wartości UE", stanowi prawie 50% budżetu CERV. Jak wskazano w raporcie, jest on realizowany poprzez zapewnianie wsparcia finansowego organizacjom pozarządowym, ośrodkom analitycznym i innym organizacjom działającym na poziomie lokalnym, regionalnym i ponadnarodowym na rzecz inicjatyw i projektów mających na celu promowanie wartości UE[8]. Co istotne, CERV jest wdrażany głównie w ramach bezpośredniego zarządzania przez Komisję Europejską - co oznacza, że fundusze są przekazywane bezpośrednio organizacjom społeczeństwa obywatelskiego i organizacjom pozarządowym, bez jakiegokolwiek udziału czy nadzoru władz krajowych. Pozwala to w prosty sposób uniknąć „niepotrzebnych” kontroli, czy zauważenia powiązań finansowych pomiędzy rodzajem aktywności, a finansowaniem danej organizacji.
Propaganda, która stała się otwartą ingerencją w sprawy państwa
Autor raportu wprost wskazuje na przypadki dwóch państw – Polski i Węgier, w których cele, na jakie wydatkowano fundusze oraz sposób i skala tego finansowania, sprawiły, że aktywność KE na tym polu trudno określać jedynie mianem „propagandy”. MCC wskazuje, że była to jednoznaczna ingerencja. Faktycznie, nie sposób inaczej podsumować poniższych danych niż poprzez przyznanie, że UE dokonała otwartej ingerencji w sprawy państwa członkowskiego, w tym w procesy demokratyczne i wyborcze.
W ostatnich latach UE przekazała ogromne sumy pieniędzy organizacjom pozarządowym i innym ośrodkom działającym w Polsce i na Węgrzech. W Polsce w ramach programu CERV wydano 38 mln euro, na Węgrzech zaś 41 mln euro[9]. Jakie projekty zostały zrealizowane przy pomocy tych środków?
Część projektów miała na celu nie tylko promowanie ideologii niezgodnych z dominującą lokalną wrażliwością kulturową, takich jak promowanie, czy wręcz rozszerzające interpretowanie praw osób identyfikujących się ze środowiskiem LGBT (np. poszanowanie i równość osób o odmiennej orientacji seksualnej rozumiane rozszerzająco jako konieczność wprowadzenia małżeństw jednopłciowych z prawem do adopcji dzieci). Część projektów miała na celu przede wszystkim promocję UE jako organizacji międzynarodowej oraz - co bardziej kontrowersyjne – część z nich była otwarcie wymierzona w demokratycznie wybrany, legalny rząd danego państwa.
Tak więc, obok „zwykłych projektów” mających na celu "podnoszenie świadomości znaczenia wzmacniania integracji europejskiej”, czy "wzmacnianie tożsamości europejskiej wśród obywateli, zwłaszcza wśród młodych ludzi" znalazły się projekty ukierunkowane na:
Jak wskazano w raporcie MCC, niektóre z organizacji pozarządowych zaangażowanych w te projekty rzeczywiście odegrały wiodącą rolę w mobilizowaniu społeczeństwa obywatelskiego przeciwko swoim rządom.
Prawo do krytykowania rządu jest rzecz jasna podstawowym filarem demokracji i należy go bronić. Jednakże sytuacja, w której krytyka ta jest produktem "organizacji społeczeństwa obywatelskiego" finansowanej w znacznej mierze (lub całkowicie) przez zagraniczną organizację międzynarodową (w tym wypadku UE) mającą na celu wywarcie określonego wpływu na politykę danego rządu - lub nawet podważenie lub odsunięcie go od władzy dla własnych interesów politycznych – nie sposób kategoryzować tego działania jako przejawu demokracji i aktywności społecznej.
Aktywność Komisji Europejskiej na tym polu znacznie przekroczyła granice dozwolonego, demokratycznego poparcia i zmieniła się w wyraźną zewnętrzną ingerencję, czy wręcz sabotaż. Jak bowiem inaczej określić sytuację, w której tak podstawowe prawo demokracji, jedna z cech charakteryzujących rządy prawa – a więc nieskrępowane prawo do krytyki władzy, zostaje przekształcone w instrument wpływu zewnętrznego, mający na celu destabilizację demokratycznie wybranego rządu?
Liczby, które mówią
Raport MCC obejmuje szereg niezwykle niepokojących zagadnień, które nie sposób omówić w formie krótkiego komentarza. Wśród wartych odnotowania kwestii pozostaje sposób dysponowania funduszami Krajowego Planu Odbudowy (KPO), których zablokowanie, a następnie uruchomienie w przypadku Polski ściśle korelowało ze zmianą władzy czy specyficznym definiowaniem przez KE „praworządności”, jednej z podstawowych wartości wspólnoty europejskiej. T. Fazi zwraca także uwagę na skalę unijnej machiny propagandowej. O ile bowiem sam sposób działania KE jest nieakceptowalny w świetle wartości demokratycznych, które Europa ma na sztandarach, to jego skuteczność wynika ze skali nakładów finansowych przeznaczanych przez Unię na propagandę.
W wieloletnim budżecie UE na lata 2021-2027 na promowanie „odporności i wartości" przeznaczono 45 mld euro, co stanowi ok. 5 proc. całkowitego budżetu UE wynoszącego ponad 1 bilion euro. Na sam program CERV i to tylko w 2025 r. przeznaczono zaś 236 mln euro[15], czyli w przeliczeniu blisko miliard złotych. Dla porównania: w listopadzie 2024 r. przedstawiciele polskiego rządu podpisali list intencyjny w sprawie powołania polskiego Funduszu Sztucznej Inteligencji i z dumą ogłosili, że w celu efektywnego inwestowania w innowacje, wsparcia przełomowych projektów AI, monitorowania rynku, tworzenia strategii dla przyszłości i rozwój technologii, wspierających codzienność Polaków fundusz otrzyma... 1 mld złotych[16].
Audyt w stylu DOGE?
Autor raportu podkreśla, że brak przejrzystości w przyznawaniu funduszy przez KE jest wręcz oszałamiający. Praktycznie niemożliwe jest prześledzenie pełnego zakresu propagandy finansowanej przez UE, ponieważ fundusze są rozdzielane na wiele programów bez wyraźnego nadzoru. MCC wskazuje też, że istnieją dowody na to, że finansowanie jest kierowane na projekty, które służą programom politycznym, a nie rzeczywistym potrzebom obywatelskim. Nie ulega wątpliwości, że potrzebny jest pilny audyt wydatkowania środków finansowych przez Komisję Europejską.
W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami gigantycznego audytu przeprowadzonego przez DOGE w USAID. Audyt ten poskutkował zredukowaniem programów prowadzonych – i finansowanych przez Amerykanów – o ponad 80 proc. Jednakże audyt ten to nie tylko kwestia uporządkowania finansów publicznych w USA. Rozpowszechnienie informacji o tym jak wydatkowane były pieniądze podatników, na jakie cele i w jakich regionach świata, wywołało falę niezadowolenia obywateli USA. Trudno im się dziwić, wszak pieniądze te częstokroć wydatkowane były w sposób co najmniej kontrowersyjny. Niewątpliwie przeprowadzenie podobnego audytu w ramach funduszy unijnych mogłoby wywołać podobny wstrząs.
Z drugiej strony, na przestrzeni lat Europejczycy przywykli do forsowania w ramach „wartości UE” lewicowych ideologii oraz do prób deprecjonowania przeciwników politycznych poprzez zarzuty związane z łamaniem „praworządności”. Czy zatem wyniki audytu przeprowadzonego w KE rzeczywiście wstrząsną europejską opinią publiczną tak, jak zadziało się to w USA? Jest tylko jeden sposób, aby to sprawdzić i – niezależnie od tego jak silne reakcje społeczne to wywoła – warto to zrobić.
Z raportem MCC w angielskiej wersji językowej można zapoznać się TUTAJ.
Zasady korzystania z materiałów zamieszczonych na stronie Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris
Zachęcamy Państwa do korzystania z opracowań i materiałów przygotowanych przez Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Jednocześnie informujemy, że stosownie z obowiązującym prawem, przedruk treści zamieszczonych na stronie internetowej Instytutu jest możliwy pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła (strona internetowa Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris) (art. 34 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych). W przypadku przedrukowywania publikacji Instytutu w zakresie wykraczającym poza sprawozdania o aktualnych wydarzeniach lub dokonywanych poza ramami czasowymi, w jakich materiał zachowuje aktualność z punktu widzenia szybkości obiegu informacji, wskazane jest uzyskanie uprzedniej zgody Instytutu pisząc na adres biuro@ordoiuris.pl
Zapisz się na naszą listę mailingową
Informujemy, że Państwa dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w celu informowania o realizacji działań statutowych, w tym do informowania o organizowanych akcjach społecznych. Podanie danych jest dobrowolne. Informujemy, że przysługuje Państwu prawo dostępu do treści swoich danych i możliwości ich poprawiania.
© 2022 ORDO IURIS - Instytut Na Rzecz Kultury Prawnej