Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
Komentarze

Komentarze

28.03.2024

Rząd dał sygnał do ataku na religię w szkole

W toku kampanii wyborczej ostrzegaliśmy, że antykatolickie wystąpienia polityków oznaczać będą szybki atak na nauczanie religii w szkole i na prawo do klauzuli sumienia, a także ideologizację edukacji, wypowiedzenie konkordatu i finansowy szantaż wobec Kościoła. Ostatnie miesiące dowiodły, że nasze przewidywania były trafne. Co więcej, wrogie wobec religii wypowiedzi polityków ośmieliły aktywistów nienawidzących chrześcijan do ataków na nasze konstytucyjne prawa i wolności.

Premier Donald Tusk Donald Tusk zapowiadał „natychmiast po wygranych przez PO wyborach, przeprowadzenie procesu oddzielenia Kościoła od państwa ze wszystkimi tego skutkami”. W radykalizmie ścigał się z nim Szymon Hołownia, obiecujący osłabienie ochrony prawnej uczuć religijnych oraz likwidację funkcji oficjalnych kapelanów.

Jak wygląda „opiłowywanie katolików”?

Na początku marca po pomoc do naszych prawników zwrócili się rodzice dzieci z jednej ze szkół podstawowych na Mazowszu, gdzie dyrekcja odmówiła udostępnienia sali szkolnej na potrzeby rekolekcji wielkopostnych, które do tej pory odbywały się co roku w szkole. Przed podjęciem tej decyzji nie tylko nie pytano rodziców o opinię, ale nawet nie przekazano im informacji, że taka decyzja została podjęta.

Z informacji uzyskanych od rodziców wynika, że zmiana dotycząca rekolekcji była wynikiem zastraszenia szkoły przez fundację „Wolność od religii”. Antychrześcijańscy aktywiści wysyłają do placówek oświatowych pogróżki wyciągnięcia konsekwencji prawnych za… organizowanie w szkołach wydarzeń, apeli lub uroczystości o chrześcijańskim charakterze. Ta sama fundacja zwalcza nawet szkolne „bale wszystkich świętych” i podburza w mediach społecznościowych uczniów do zgłaszania i protestowania przeciwko wszelkim tego typu wydarzeniom.

O ile przez lata podobni radykałowie pozostawali marginesem, teraz mogą cieszyć się pełnym poparciem urzędników ministerstwa oraz kuratorów. Nasze wsparcie dla rodziców i szkół staje się więc pilną koniecznością.

Dlatego opublikowaliśmy na naszej stronie internetowej i w naszym portalu „Vademecum katolika” szereg opracowań dotyczących praw dzieci i ich rodziców w szkole – między innymi poradniki prawne dla rodziców i dla nauczycieli, a nawet specjalne, odrębne poradniki na temat modlitwy i organizacji jasełek w szkole. Wyposażenie chrześcijan w wiedzę na temat ich praw jest bardzo istotne, gdy wrogowie wiary mogą liczyć na poklask i wsparcie nowego rządu.

Klauzula sumienia pod ostrzałem

Jednocześnie reagujemy na zapowiedzi i działania rządu uderzające w prawa ludzi wierzących. Sam premier Donald Tusk straszył ostatnio prokuraturą lekarzy odmawiających zabijania dzieci nienarodzonych. W specjalnej opinii prawnej wskazaliśmy na przepisy prawa polskiego i międzynarodowego oraz wyroki sądów, które zapewniają każdemu Polakowi prawo do sprzeciwu sumienia.

Klauzuli sumienia bronimy też przed sądami. Złożyliśmy kasację do Sądu Najwyższego w sprawie farmaceutki, która odmówiła pacjentce sprzedaży pigułki „Dzień po”. Zostaliśmy także poproszeni o trwałą współpracę, wsparcie i pomoc prawną dla członków ogólnopolskiego stowarzyszenia ginekologów, którzy obawiają się prześladowań za wierność wyznawanym wartościom i powoływanie się na gwarantowaną konstytucyjnie wolność sumienia.

Chrześcijanie mają prawo do nauki religii w szkole

Wielkimi krokami zbliża się także ostateczna rozprawa z religią w szkołach, którą poprzedzono atakiem na rangę tego przedmiotu. Na początek, nowy rząd chce ograniczyć liczbę lekcji religii z 2 do 1 godziny w tygodniu, która ma być obligatoryjnie pierwszą lub ostatnią lekcją w ciągu dnia, usunąć ocenę z religii ze świadectwa szkolnego i wpływu na średnią ocen oraz usunąć katechetów z rad pedagogicznych. Sprzeciwiając się temu, sporządziliśmy już 3 analizy prawne. Wbrew kłamstwom radykałów, publiczne finansowanie lekcji religii w szkołach jest standardem w większości krajów UE. Niezbędne jest też wyjaśnianie, że pieniądze przeznaczone na ten cel są po prostu normalną pensją nauczycieli przedmiotu szkolnego, a obecność oceny z religii na szkolnym świadectwie wynika z samego faktu jej uznania jako przedmiotu szkolnego, co potwierdził Trybunał Konstytucyjny.

Szkół dotyczą także, ogłoszone przez Ministerstwo Edukacji, potężne zmiany w programie nauczania, które nasi eksperci określili mianem „dechrystianizacji szkoły”. Budując koalicję organizacji nauczycielskich i ekspertów przedmiotowych, szykujemy się do walki z nadciągającą próbą zmiany rozporządzenia regulującego program kształcenia naszych dzieci.

Fundusz Kościelny pretekstem do ataków na Kościół

Odpowiedzieliśmy także na szeroko rozpowszechniane kłamstwa i manipulacje na temat źródeł finansowania Kościoła. Podczas konferencji zorganizowanej w Sekretariacie Episkopatu Polski, Łukasz Bernaciński z zarządu Ordo Iuris przypomniał, że Fundusz Kościelny powstał po to, by przekazywać poszkodowanym kościołom zyski z zagrabionych przez władze komunistyczne nieruchomości kościelnych. Przy okazji pokazaliśmy najlepsze sposoby na rozwiązanie stale nawracającego problemu. Przykładem państwa, które mogłoby być cenną inspiracją są między innymi Czechy, które zdecydowały się na częściową restytucję majątku odebranego w okresie komunistycznym Kościołowi w połączeniu z rozłożoną na roczne raty rekompensatą. Alternatywnym rozwiązaniem jest zastąpienie Funduszu dobrowolnym odpisem podatkowym działającym na podobnych zasadach co odpis na organizacje pożytku publicznego. Konferencja cieszyła się dużym zainteresowaniem mediów. Relacjonowały ją między innymi branżowe serwisy kościelne czy finansowe, a także najważniejsze portale ogólnopolskie jak Interia czy Onet.

Jeśli chrześcijanie pozostaną bierni, gdy lewicowy rząd odpala piły mechaniczne by zrealizować politykę „opiłowywania” katolików z rzekomych przywilejów, to wkrótce wszyscy obudzimy się w państwie wojującego ateizmu, gdzie nie będzie można mówić o swojej wierze ani nosić publicznie symboli religijnych takich jak różaniec, krzyżyk czy medalik.

Nie łudźmy się – radykałowie nie poprzestaną na likwidacji klauzuli sumienia i usunięciu religii ze szkół. Oni chcą wejść ze swą ateistyczną ideologią do naszych domów, rodzin, a nawet kościołów.

Zobowiązanie ze strony prawników i ekspertów Ordo Iuris jest jednoznaczne – nie porzucimy żadnego Polaka prześladowanego i gnębionego ze względu na wiarę. Polska tradycja i polska konstytucja stoją po stronie państwa, które "współdziała” z Kościołem „dla dobra człowieka i dobra wspólnego” (art. 25 Konstytucji). Polska tradycja ustrojowa odrzuca wojujące modele „państwa świeckiego”. Będziemy tej pięknej tradycji bronić.

 

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris

Czytaj Więcej

„Aktywny Rodzic” – program rządowy wciąż niechętny wobec osobistej opieki nad dziećmi

Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk ujawniła, że rządowy program „Aktywny Rodzic” ma być przedmiotem prac rządu jeszcze w 2024 r. Nowe świadczenie przysługujące rodzicom dzieci do lat 3 ma składać się z aż trzech różnych wersji. „Babciowe”, czyli świadczenie dla niani lub członka rodziny w pełnej wysokości 1,5 tys. zł miesięcznie, ma być tylko jedną z nich. Drugą ma być zwiększenie wprowadzonego w 2021 r. dofinansowania do żłobka z 400 zł do 1,5 tys. zł. Trzecią – przyznanie Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego (1 tys. zł miesięcznie przez rok albo 500 zł przez 2 lata) matkom wybierających osobistą opiekę, ale tylko nad pierwszym dzieckiem. Miesiąc temu Instytut Ordo Iuris wskazywał, że ograniczenie pomocy tylko do pracujących zarobkowo byłoby szantażem wobec matek preferujących opiekę osobistą. Nowe zapowiedzi tylko częściowo usuwają to zastrzeżenie, ponieważ wciąż wyłączone z pomocy są matki drugich i kolejnych dzieci, decydujące się na osobistą opiekę. Zdecydowanie bardziej polskiej demografii przysłużyłoby się po prostu podwyższenie Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego i skokowe zwiększanie wsparcia, wraz z liczbą kolejnych posiadanych dzieci.

 

Zapowiedź ministerstwa: trzy alternatywne komponenty programu „Aktywny Rodzic”

 

Komponent programu „Aktywny Rodzic”

Wysokość świadczenia

Dotychczasowe przepisy

Opis

„Babciowe”

1.500,00 zł miesięcznie

Ustawa z dnia 4 lutego 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 – art. 50-53

Świadczenie dla niani lub członka najbliższej rodziny (np. babci lub dziadka), który zawarłby z rodzicem umowę uaktywniającą. Od wynagrodzenia brutto należy odprowadzać składki na ubezpieczenia emerytalne, rentowe i wypadkowe oraz na ubezpieczenie zdrowotne. Warunkiem otrzymania – zatrudnienie matki na umowie o pracę lub umowie zlecenia albo prowadzenie działalności gospodarczej lub rolniczej.

Dofinansowanie do opłaty za żłobek

Do 1.500,00 zł miesięcznie, nie więcej jednak niż wysokość opłaty rzeczywiście ponoszonej przez rodziców za pobyt

Ustawa z dnia 4 lutego 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 – art. 64c (dodany poprzez art. 48 pkt 12 ustawy z dnia 17 listopada 2021 r. o rodzinnym kapitale opiekuńczym)

Podwyższenie kwoty dofinansowania do opłaty za żłobek, klub dziecięcy lub dziennego opiekuna, która obecnie wynosi 400 zł miesięcznie na dziecko. Warunkiem otrzymania – zatrudnienie matki na umowie o pracę lub umowie zlecenia albo prowadzenie działalności gospodarczej lub rolniczej.

Rodzinny Kapitał Opiekuńczy na pierwsze dziecko

500,00 zł miesięcznie przez 2 lata albo 1000,00 zł miesięcznie przez 1 rok

Ustawa z dnia 17 listopada 2021 r. o rodzinnym kapitale opiekuńczym – art. 5 ust. 1

Świadczenie przysługiwałoby matce albo ojcu na pierwsze dziecko w rodzinie (obecnie tylko na drugie i kolejne), jeżeli dziecko to wspólnie zamieszkuje i pozostaje na utrzymaniu matki lub ojca. RKO nie będzie wolno łączyć z „babciowym” ani z dofinansowaniem do żłobka, klubu dziecięcego lub dziennego opiekuna

 

 

W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” z 19 marca Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk ujawniła, że wkrótce do dalszych prac rządowych ma trafić projekt ustawy wprowadzającej nowy rządowy program „Aktywny Rodzic”. Pierwotnie spopularyzowany pod nazwą „babciowe”, ostatecznie ma jednak mieć aż trzy wersje, zróżnicowane pod względem dofinansowania. Najbardziej korzystną z nich miałoby wciąż pozostawać „babciowe” właściwe, czyli świadczenie w pełnej wysokości 1,5 tys. zł miesięcznie dla niani lub członka najbliższej rodziny (np. babci lub dziadka), który zawarłby z rodzicem umowę uaktywniającą na wzór umowy już uregulowanej w art. 50-53 ustawy z dnia 4 lutego 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3. Co istotne, w przypadku takiej umowy, od wynagrodzenia brutto należy odprowadzać składki na ubezpieczenia emerytalne, rentowe i wypadkowe oraz na ubezpieczenie zdrowotne. Czyniłoby to z „babciowego” instrument polityki raczej emerytalnej niż demograficznej, umożliwiając babciom lub dziadkom choćby minimalne podwyższenie podstawy emerytury, a powyżej 60. i 65. roku życia – nawet kilkuletnie przedłużenie efektywnego wieku przejścia na emeryturę.

 

Drugim komponentem programu „Aktywny Rodzic” ma być proste podwyższenie kwoty dofinansowania do opłaty za żłobek, klub dziecięcy lub dziennego opiekuna, które jest już uregulowane w art. 64c ustawy o opiece, dodanym poprzez art. 48 pkt 12 ustawy z dnia 17 listopada 2021 r. o rodzinnym kapitale opiekuńczym. Obecnie kwota ta, zgodnie z art. 64c ust. 5 ustawy o opiece, wynosi 400 zł miesięcznie na dziecko, nie więcej jednak niż wysokość opłaty rzeczywiście ponoszonej przez rodziców za pobyt. W nowym programie miałaby ona zostać podwyższona do 1,5 tys. zł miesięcznie. Warunkiem otrzymania świadczenia zarówno pierwszego, jak i drugiego rodzaju, miałoby być zatrudnienie matki na umowie o pracę lub umowie zlecenia albo prowadzenie działalności gospodarczej lub rolniczej, przy czym przerwa w aktywności zawodowej nie mogłaby przekraczać jednego miesiąca.

 

Trzecim elementem programu jest rozszerzenie istniejącego już od 2 lat Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego (RKO) także na rodziców pierwszego dziecka. Do tej pory, zgodnie z art. 4 ust. 1 wspomnianej ustawy z 2021 r., RKO przysługiwał matce albo ojcu na drugie i każde kolejne dziecko w rodzinie, jeżeli dziecko to wspólnie zamieszkuje i pozostaje na utrzymaniu matki lub ojca. W myśl art. 5 ust. 1 tej ustawy, RKO przysługuje w wysokości 500 zł (przez 2 lata) albo 1 tys. zł miesięcznie (przez 1 rok) na dziecko w rodzinie. Z kolei, zgodnie z art. 64c ust. 2 ustawy o opiece, na dziecko, względem którego został przyznany RKO, nie przysługuje dofinansowanie do żłobka, klubu dziecięcego lub dziennego opiekuna. Prawdopodobnie podobna „niepołączalność” obowiązywałaby także w przypadku trzech komponentów programu „Aktywny Rodzic”. Należy zatem rozumieć, że RKO na pierwsze dziecko należałby się tylko wtedy, gdy matka dziecka nie zdecyduje się na powrót do pracy zarobkowej w ciągu pierwszych 3 lat życia dziecka.

 

Rodzic osobiście opiekujący się pierwszym dzieckiem to także „aktywny rodzic”

 

Nowy program, wówczas jeszcze tylko pod nazwą „babciowe”, po raz pierwszy został ogłoszony 23 marca 2023 r. przez Donalda Tuska w trakcie częstochowskiego spotkania Platformy Obywatelskiej. W uzasadnieniu tego postulatu partia stwierdzała, że „pobudzi to gospodarkę, kobiety będą mogły w dowolnym czasie wrócić na rynek pracy”, podkreślając jednocześnie, że ich zdaniem „ponad 90% kobiet chce wrócić do pracy. 50% kobiet nie wraca do pracy po urlopie macierzyńskim do czasu ukończenia przez dziecko 3 lat. Tym kobietom chcemy pomóc”. Także w punkcie 6 umowy koalicyjnej z 10 listopada 2023 r., zawartej przez Koalicję Obywatelską, Polskę 2050, Polskie Stronnictwo Ludowe oraz Lewicę stwierdzano, że „w trosce o budowanie kapitału społecznego i wyrównywanie pozycji kobiet na rynku pracy, koniecznym jest zapewnienie dodatkowego wsparcia kobiet w powrocie do pracy po urlopie macierzyńskim”. Także w exposé Donalda Tuska z 13 grudnia 2023 r. znalazła się wzmianka o tym programie, przedstawionym tym razem pod nazwą „Aktywna Mama”: „wypłacimy każdej mamie, każdej rodzinie, wszystkim rodzicom, którzy potrzebują tej pomocy na opiekę nad swoim maleństwem 1500 złotych miesięcznie”.

 

W rozmowie z Polską Agencją Prasową z 10 lutego 2024 r. Aleksandra Gajewska, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, zadeklarowała ponadto zamiar powołania Rady Polityki Rodzinnej i Demograficznej w celu „wypracowania rozwiązań, które w perspektywie lat pozwolą nam wyjść z zapaści demograficznej”. Jednym z istotnych elementów nowej polityki miałby być właśnie program „Aktywny Rodzic”. Wiceminister podkreślała wówczas, o czym w najnowszym wywiadzie nie wspomina już minister Dziemianowicz-Bąk, że program miałby posiadać kryterium dochodowe – miesięczna pensja rodzica „nie będzie mogła przekroczyć określonego progu, a jego miesięczne wynagrodzenie będzie musiało być na poziomie minimum najniższej krajowej płacy”.

 

Instytut Ordo Iuris w komentarzu z 19 lutego 2024 r. wskazywał na podstawową wadę programu w zapowiadanej wówczas postaci – ograniczanie nowego świadczenia do „babciowego” przyznawanego wyłącznie na dzieci matek pracujących zarobkowo byłoby szantażem wobec matek preferujących osobistą opiekę nad dzieckiem. Umieszczanie tych matek poza zakresem programu o nazwie „Aktywny Rodzic” miałoby charakter stygmatyzujący, fałszywie sugerując im, że, wybierając opiekę osobistą, stawałyby się tym samym „nieaktywne” czy też „pasywne”. Zastrzeżenie to częściowo zostało usunięte w najnowszych zapowiedziach programu. Wciąż jednak wyłączone z pomocy w ramach programu są matki drugich i kolejnych dzieci, decydujące się na osobistą opiekę.

 

Bezosobowy „rynek pracy” ważniejszy od osobistej opieki nad dzieckiem?

 

Program „Aktywny Rodzic”, według słów wiceminister Gajewskiej z lutego, ma stanowić odpowiedź na analizę strategiczną Głównego Urzędu Statystycznego pt. „Sytuacja społeczno-gospodarcza kraju w 2023 r.”, opublikowaną 31 stycznia 2024 r. GUS przekazał w niej, że „ze wstępnych szacunków wynika, że w 2023 r. zarejestrowano ok. 272 tys. urodzeń żywych, tj. o ok. 33 tys. mniej niż w poprzednim roku; była to najniższa liczba urodzeń zanotowana w całym okresie powojennym”. W badaniach dostrzega się jednak, że jednym z kluczowych czynników wpływających na poprawę wskaźników demograficznych jest możliwość wyboru przez rodziców zróżnicowanych form opieki nad dzieckiem do lat 3. W raporcie Instytutu Pokolenia pt. „Rodzice wobec wyzwań opieki nad małymi dziećmi” z listopada 2023 r. przedstawiono wyniki badań, w których respondenci zostali zapytani o preferowaną długość okresu osobistej opieki matki nad dzieckiem, w czasie którego nie musiałaby ona wracać do pracy zarobkowej. Okazało się, że „zarówno kobiety (34%), jak i mężczyźni (30%) najczęściej wskazywali, że optymalny okres to dłużej niż rok, ale nie więcej niż dwa lata od urodzenia dziecka. Drugim najczęściej wskazywanym okresem sprawowania opieki był okres powyżej dwóch lat, ale nie dłuższy od trzech lat (31% kobiet i 28% mężczyzn)”. W przypadku kobiet trzecim najpopularniejszym okresem był okres powyżej 3 lat (11,7%), a dopiero czwartym – powyżej pół roku do jednego roku (10,6%). W przypadku mężczyzn trzecim preferowanym okresem był okres powyżej pół roku do jednego roku (13,0%), a czwartym – powyżej 3 lat (8,9%).

 

Preferowany czas osobistej opieki matki nad dzieckiem

Kobiety

Mężczyźni

Do pół roku

2,1%

3,3%

Powyżej pół roku do jednego roku

10,6%

13,0%

Powyżej jednego roku do dwóch lat

34,1%

29,9%

Powyżej dwóch lat do trzech lat

30,8%

27,9%

Powyżej trzech lat

11,7%

8,9%

W ogóle nie chciałbym, żeby pracowała zawodowo

2,3%

5,1%

Trudno powiedzieć

8,4%

11,9%

 

 

Zdecydowana większość – 76,6% kobiet i 66,7% mężczyzn – uważa zatem, że matki powinny mieć możliwość sprawowania osobistej opieki nad dzieckiem w czasie dłuższym niż okres obecnego urlopu macierzyńskiego (20 tygodni) i rodzicielskiego matki (32 tygodnie), który trwa łącznie zaledwie do 1 roku (52 tygodnie) po urodzeniu dziecka. Tylko mniejszość badanych (12,7% kobiet i 16,3% mężczyzn) wskazuje, że odpowiada im obecny okres jednoroczny. Z badań wynika także, że w przypadku, gdy matka dziecka nie może sprawować nad dzieckiem opieki osobistej tak długo, jak by sama tego chciała, najbardziej preferowaną formą opieki nad dzieckiem do lat 3 jest opieka babci lub dziadka (uważa tak 42% kobiet i 43% mężczyzn).

 

Platforma Obywatelska, ogłaszając swój postulat w pierwotnej postaci, potraktowała więc deklaracje matek wybiórczo, skupiając się na opcji drugiego wyboru, ignorując pierwszy preferowany wybór rodziców, czyli opiekę osobistą. Niestety, tą samą drogą podążyło Prawo i Sprawiedliwość, które 19 marca 2024 r. złożyło w Sejmie swój własny projekt ustawy „o wsparciu państwa dla rodziców powracających na rynek pracy” (projekt nr SH-020-92/24). Podobnie jak wcześniej PO, projekt PiS również uzależnia przyznanie świadczenia od „powrotu na rynek pracy”. W odróżnieniu od zapowiedzi PO, projekt nie uwzględnia pomocy dla rodziców pierwszego dziecka wybierających opiekę osobistą; nie zawęża natomiast pomocy do osób na etacie, zleceniu lub prowadzących działalność gospodarczą – w art.1 ust. 4 ustawy jest mowa o „podjęciu zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej albo powrocie do prowadzenia działalności rolniczej”. W art. 2 pkt 17 znajduje się natomiast definicja pojęcia „zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej”, zgodnie z którą miałoby ono oznaczać „wykonywanie pracy na podstawie stosunku pracy, stosunku służbowego, umowy o pracę nakładczą oraz wykonywanie pracy lub świadczenie usług na podstawie umowy agencyjnej, umowy zlecenia, umowy o dzieło albo w okresie członkostwa w rolniczej spółdzielni produkcyjnej, spółdzielni kółek rolniczych lub spółdzielni usług rolniczych, a także prowadzenie pozarolniczej działalności gospodarczej”.

 

Rodzinny Kapitał Opiekuńczy – jedyny obiecujący element programu „Aktywny Rodzic”

 

Obecnie, gdy pierwotne „babciowe” okazało się być tylko jednym z trzech elementów szerszego programu „Aktywny Rodzic”, należy stwierdzić, że najważniejszym elementem tego programu jest Rodzinny Kapitał Opiekuńczy – rozwiązanie wprowadzone jeszcze w 2021 r. przez poprzedni rząd. W raporcie pt. „Czeski sukces demograficzny” opublikowanym w grudniu 2022 r., Instytut Pokolenia porównywał sytuację demograficzną Czech i Polski, podkreślając, że „w Czechach dominującym wzorem wobec pracy zawodowej kobiet po urodzeniu dziecka jest tzw. model sekwencyjny – czasowa dezaktywizacja, aż dziecko osiągnie wiek przedszkolny i następnie powrót do pełnego zatrudnienia. W Polsce większość młodych matek podejmuje decyzje na rzecz szybszego powrotu do pracy, co jest związane z brakiem rekompensaty finansowej z tytułu opieki nad dzieckiem po pierwszym roku życia oraz większą obawą o miejsce pracy”. W wywiadzie z grudnia 2022 r. prezes Instytutu Pokolenia wskazywał z kolei, że „nasi południowi sąsiedzi, kiedy mają możliwość powierzyć dziecko opiece instytucjonalnej lub sami zająć się swoimi dziećmi, najczęściej wybierają to drugie — w praktyce najczęściej dziećmi zajmuje się matka”. My, Polacy, „powinniśmy umożliwiać opiekę instytucjonalną nad dziećmi, natomiast system finansowy nie powinien preferować żadnej z opcji, podobnie jak to jest u Czechów. Powinniśmy się zastanowić nad wprowadzeniem modelu, w którym pieniądze przysługują dzieciom niezależnie od wyboru rodziców”.

 

Tymczasem program „Aktywny Rodzic”, nawet w obecnej postaci, wartościuje opiekę nad dziećmi znacząco niżej niż pracę zarobkową. W praktyce nie sprzyja to zatem „modelowi sekwencyjnemu”. Taki model realizuje wyłącznie trzeci element – Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, który w obecnych zapowiedziach jest wartościowany najniżej. Instytut Ordo Iuris w raporcie pt. „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska?” z 2015 r., w raporcie pt. „Opieka nad dziećmi do 3. roku życia w Polsce i na świecie. Aspekty prawne, ekonomiczne i społeczne” z 2018 r., w dokumencie pt. „Bon wychowawczy – główne założenia” z 2019 r., w tekście pt. „W drodze do lepszego modelu opieki nad małymi dziećmi” z 2020 r. oraz w komentarzu z listopada 2023 r. wskazywał na koncepcję „Bonu Wychowawczego” jako właściwej drogi urzeczywistnienia subsydiarnego modelu opieki nad dziećmi do lat 3. Model ten nie wartościowałby rodzajów opieki, tylko przekazywał rodzinom świadczenie o takiej samej lub porównywalnej wartości, umożliwiając swobodny wybór pomiędzy opieką osobistą, instytucjonalną oraz modelami pośrednimi. Te same cele realizuje obecnie funkcjonujący Rodzinny Kapitał Opiekuńczy. Biorąc pod uwagę wciąż rosnące ceny zarówno opieki osobistej, jak i instytucjonalnej, zamiast opracowywania dyskryminującego programu „Aktywny Rodzic”, należałoby raczej pomyśleć o trwałym podniesieniu wysokości Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego dla wszystkich – np. uzależniając ją od wysokości minimalnego lub przeciętnego wynagrodzenia i podwyższając ją skokowo w zależności od liczby już posiadanych dzieci.

 

Adw. Nikodem Bernaciak – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

25.03.2024

Krytyka Halloween dozwolona. Postępowanie przeciwko nauczycielce umorzone

· Rzecznik Dyscyplinarny dla Nauczycieli umorzył postępowanie dyscyplinarne dotyczące wpisu nauczycielki w mediach społecznościowych, krytykującego obchody Halloween w szkole.

· Kobieta wskazywała m.in., że „zabawa” z udziałem makabrycznie ucharakteryzowanych uczniów i nauczycieli to, jej zdaniem, promocja brzydoty i zgnilizny.

· Rzecznik uznał, że wpis nauczycielki nie uchybiał godności zawodu nauczyciela lub obowiązkom, o których mowa w art. 6 Karty Nauczyciela.

· Nauczycielki bronili prawnicy z Centrum Interwencji Procesowej Instytutu Ordo Iuris.

 

Reakcja na makabryczną „zabawę”

 

Sprawa dotyczy wydarzenia, które miało miejsce pod koniec października 2023 r. w jednej ze szkół artystycznych. Placówka zorganizowała dla swoich uczniów i nauczycieli „obchody” Halloween. Szkoła pochwaliła się imprezą na Facebooku, opatrując post hasztagiem #horror. Do wpisu dołączone było m.in. zdjęcie przedstawiające nauczyciela ucharakteryzowanego w sposób imitujący podcięcie gardła nożem. Również inne udostępnione zdjęcia przedstawiały wizerunki dzieci, które namalowane miały ślady po cięciach nożem. Do wydarzenia doszło kilka dni po brutalnym zamordowaniu przez nożownika w Poznaniu 5-letniego chłopca. Maurycy został zaatakowany na oczach innych dzieci ze swojej grupy przedszkolnej.

 

Imprezę skrytykowała nauczycielka z innej placówki. W swoich wpisach wskazała, że promowanie Halloween stanowi promocję brzydoty, zgnilizny, a „zabawy” z tym związane uczą dzieci szantażu i wandalizmu. Przestrzegała też, że najmniejsze dzieci są osobami o chłonnych i wrażliwych umysłach i nauczyciele powinni być sitem oddzielającym uczniów od niewłaściwych treści.

 

Jeden z wpisów nauczycielki nie spodobał się jednej z dyskutujących z nią rodziców. Matka licealistki postanowiła zweryfikować, kim kobieta jest z zawodu, a następnie złożyć na nią zawiadomienie o popełnieniu deliktu dyscyplinarnego do kuratorium oświaty. W toku postępowania matka ta wskazywała, że nauczyciel musi być „neutralny” światopoglądowo, stąd krytyka Halloween ma być dyskryminująca oraz obraźliwa dla uczniów i nauczycieli tej szkoły. Zdaniem rodzica, zachowanie nauczycielki było obraźliwe, bo nie wie ona przecież, czy dzieci mają „wrażliwe i chłonne umysły”. W ocenie prawników Instytutu Ordo Iuris, w rzeczywistości działanie matki uczennicy było próbą wywołania represji dyscyplinarnej wobec osoby, z której poglądami się nie zgadza.

 

Postępowanie za krytyczny komentarz

 

Kuratorium oświaty chciało przekazać sprawę do Centrum Edukacji Artystycznej w Warszawie. Jednak po zwrotnym otrzymaniu pisma wraz z odpowiedzią CEA sugerująca konieczność wszczęcia postępowania dyscyplinarnego, postanowiło o zainicjowaniu takiego postępowania. Zachowanie nauczycielki miało naruszyć obowiązki nauczyciela wyrażone w art. 6 Karty Nauczyciela. Kobieta, wobec której wszczęto postępowanie wyjaśniające, zwróciła się o pomoc do Centrum Interwencji Procesowej Instytutu Ordo Iuris.

 

W toku postępowania została przesłuchana osoba zawiadamiająca (matka licealistki), która stwierdziła, że nikt z nauczycieli ani rodziców nie zwracał się do niej z prośbą o „interwencję”. Nie informowała o tym również dyrekcji szkoły, która uznała, że dyskusja, która odbywała się pod postem szkoły mieści się w granicach wolności słowa i wymiany poglądów. Komentarze nie zostały też usunięte. Zawiadamiająca wskazała też, że krytyka Halloween, jej zdaniem, nie jest dozwolona, ponieważ informacja o jego obchodach wchodzi w skład podstawy programowej nauczania języka angielskiego. Taka argumentacja nie znalazła jednak oparcia w faktach, ponieważ załączone do wpisu szkoły zdjęcia pokazują dzieci poza zajęciami z języka angielskiego, w innych częściach szkoły (stołówka, sala do tańca, sala historii) i przemalowanego nauczyciela, który nie jest nauczycielem języka angielskiego, a historii. Działania szkoły polegające na organizacji Halloween wykraczały daleko poza ramy przewidziane dla podstawy programowej języka angielskiego.

 

W toku postępowania wyjaśnienia złożyła także nauczycielka, będąca autorką spornego wpisu. Wskazała ona, że działała w granicach wolności słowa i wyrażania poglądów. Jej obrońcy przedłożyli także obszerne wnioski dowodowe. Wskazywali, że nauczycielka umieszczała wpisy w sytuacji całkowicie niezwiązanej z jej statusem nauczyciela, poza godzinami pracy, w dniach wolnych.

 

Podczas zeznań zawiadamiająca stwierdziła, jakoby nauczyciel, jako osoba pełniąca funkcję publiczną, nie mógł wyrażać niepochlebnych opinii w mediach społecznościowych. Jednakże w swoich wypowiedziach nauczycielka działała jako zwykły obywatel i rodzic, a nie jako funkcjonariusz publiczny czy nauczyciel. Nie wykonywała żadnych zadań, ani nie realizowała kompetencji osoby sprawującej funkcję publiczną. W tym przypadku nauczycielka funkcjonowała jako osoba prywatna, zatem nie można mówić o popełnionym delikcie dyscyplinarnym z przepisów Karty Nauczyciela.

 

Znajduje to potwierdzenie przykładowo w wyroku Sądu Apelacyjnego w Katowicach z 26 maja 2022 r. (sygn. akt III APa 25/21), który uchylił orzeczenia komisji dyscyplinarnych dla nauczycieli i uniewinnił obwinionego. Wskazał przy tym, że „należy też mieć na uwadze, że nie każde nieprawidłowe zachowanie nauczyciela, które dodatkowo miało miejsce po zakończeniu pracy w danym dniu i podczas powrotu do domu stanowi «a prori» uchybienie godności zawodu nauczyciela”.

 

Trzeba także podkreślić, że sam profil kobiety w mediach społecznościowych nie wskazywał, jakoby była ona nauczycielką. Jak wynikało z materiału dowodowego, dopiero szczegółowe wyszukiwanie przez zawiadamiającą informacji o nauczycielce pozwoliło na ustalenie, że wykonuje ona ten zawód w innej szkole. Nauczycielka nie powoływała się na swój autorytet wynikający z zawodu, a inni komentujący, nieznający jej osobiście, nie wiedzieli, jaki zawód ona wykonuje. Potwierdza to brak działania w ramach wykonywanego zawodu.

 

W toku postępowania prawnicy zaznaczyli również, że jej komentarze świadczyły o bardzo wysokim poziomie dbałości o kształtowanie postaw moralnych i obywatelskich wśród uczniów. Wpis nie wyrażał krytyki w stosunku do uczniów, lecz był apelem do wychowawców o zachowanie wśród dzieci właściwych postaw moralnych i etycznych. Post stanowił też zrównoważoną i kulturalną opinię, krytyczną wobec praktyk związanych z obchodami Halloween.

 

Deliktem dyscyplinarnym nie może być zachowanie, które wprost mieści się w ramach wolności słowa i wyrażania opinii, gwarantowanej na podstawie art. 54 Konstytucji oraz art. 10 Konwencji. Działanie nauczycielki stanowiło wyraz dozwolonej i prawnie chronionej opinii, stanowiącej krytykę obchodów związanych z Halloween. Krytyka ta była wyrażona w sposób zrównoważony. Nie była skierowana do konkretnego adresata, który mógłby się czuć urażony poglądami nauczycielki. Co istotne, dyrekcja szkoły, ani żaden z nauczycieli, nie wyrażali swojego niezadowolenia wpisem kobiety.

 

Wolność słowa bezpośrednio jest związania z prawem do wyrażania opinii zarówno pochlebnych jak i krytycznych. Opinie należy odróżnić od wypowiedzi o faktach. Wypowiedź o faktach da się ocenić w kategoriach prawda – fałsz. Inaczej opinie stanowią pewien sąd wartościujący, bazujący na przekonaniach własnych osoby. Ocen opartych o stwierdzenia „brzydota” czy „zgnilizna” nie sposób uznać za coś innego, niż za zwykłe wyrażenie subiektywnego poglądu. Wolność słowa w postaci wyrażania przekonań nabiera doniosłego znaczenia w momencie ujawnienia ich w przestrzeni publicznej, szczególnie, gdy dotyczy spraw istotnych społecznie, a do takich należy kształtowanie właściwych moralnie postaw wśród dzieci i młodzieży oraz ochrona dzieci przed demoralizacją.

 

Podstawy prawne wolności wypowiedzi

 

Doktryna prawa, jak i orzecznictwo Sądu Najwyższego wskazuje (odnosząc się do intensywności ochrony wolności słowa) na to, jakie są granice dla wolności słowa i prawa do krytyki. „Ochrona wolności słowa uzależniona jest od tego, czy wypowiedź ma charakter informacji dającej się ocenić w kategoriach prawdy albo fałszu, czy charakter opinii (poglądu), która z natury nie poddaje się takiej weryfikacji. Wymaganie wykazania prawdziwości opinii (poglądu) jest niedopuszczalne. Dopuszczalne jest jedynie w ściśle ograniczonym zakresie żądanie wykazania, że opinia posiada podstawy faktyczne (…)”podkreślono w wyroku Sądu Najwyższego z 21 kwietnia 2023 r.

 

W odniesieniu do komentarzy nauczycielki, te kryteria zostały spełnione, a zatem jej wypowiedź znajduje się w granicach chronionych przez art. 54 ust. 1 Konstytucji RP. Opinia kobiety ma także oparcie w faktach dotyczących obchodzenia Halloween. Wydarzenia te spotykają się z krytyką pod względem filozoficznym, religijnym jak i światopoglądowym.

 

W tym samym wyroku Sąd Najwyższy wskazuje: „wolność słowa obejmuje nie tylko prawo do przedstawiania zweryfikowanych procesowo «bezpiecznych i pewnych informacji» czy wygłaszania opinii, które są odbierane przychylnie, uważane za przekonujące czy neutralne, ale także wypowiedzi, które obrażają, oburzają lub wprowadzają niepokój. Wolność słowa obejmuje więc prawo do wypowiedzi, które mogą być odbierane zarówno według miar subiektywnych, jak i obiektywnych w społeczeństwie, jako bardzo dotkliwe”.

 

Orzecznictwo sądów potwierdza zatem szeroki zakres stylu i tonu wypowiedzi, jakie pozostają pod ochroną prawa. W kontekście wypowiedzi nauczycielki, należy wskazać, że nie miały one charakteru wypowiedzi radykalnych, oburzających czy wprowadzających niepokój. Przeciwnie, były one kulturalne, zrównoważone i stonowane. Pozwalały także na wyrażenie odmiennych opinii lub zapatrywań, co zresztą miało miejsce w wypowiedziach innych komentujących.

 

W innej sprawie Sąd Najwyższy (wyrok z 12 kwietnia 2023 r., sygn. akt II CSKP 1021/22) wskazał na efekt, do jakiego zapewne planowała doprowadzić osoba zawiadamiająca: „wyznaczenie zbyt wąskich granic dla wolności wypowiedzi w istocie prowadzić może do tzw. efektu mrożącego przynoszącego szkodę społeczeństwu demokratycznemu jako całości”. Należy wskazać, że wszczęcie i wprowadzenie postępowań dyscyplinarnych, a więc takich, które mają charakter represyjny, może doprowadzić do obawy przed publicznym zabieraniem głosu w sprawach społecznych, a co za tym idzie, godzić w podstawowe prawa człowieka.

 

Szkoła nie zareagowała na wpis

 

W sprawie należy zwrócić uwagę także na jeszcze jeden kontekst. Fanpage szkoły był profilem otwartym, co oznacza, że każdy posiadający konto na platformie może zapoznać się z wpisem, skomentować go lub w inny sposób zareagować. Znalazło to bezpośredni wymiar w tej sprawie, ponieważ wpis szkoły wywołał reakcje aktualnych i byłych pracowników placówki, rodziców i osób trzecich. Komentarze miały charakter zarówno popierający inicjatywę, neutralny, żartobliwy oraz krytyczny. Wszystkie one jednak mieściły się w granicach swobodnej debaty spowodowanej wpisem szkoły. Placówka, administrując swoim profilem, ma możliwości swobodnej moderacji treści. Przykładowo, może udostępniać posty wraz z wyłączeniem możliwości komentowania, ma możliwość także innych działań uniemożliwiających wyświetlanie na profilu treści przez nią niepożądanych, np. może usuwać komentarze. Szkoła nie usunęła jednak wpisu nauczycielki. Widocznie uznała, że komentarz ten jest w pełni zgodny z przyjętą przez placówkę polityką prowadzenia profili w mediach społecznościowych. Nauczyciele tejże szkoły biorący udział w takiej kontrowersyjnej akcji i wyrażając zgodę na udostępnienie ich wizerunku w mediach społecznościowych, musieli liczyć się z tym, że ich zachowanie wywoła różne komentarze, w tym negatywne.

 

 

Robert Czarnowicz – Centrum Interwencji Procesowej Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

25.03.2024

Czy Zielony Ład doprowadzi do wielkiego kryzysu i ubóstwa w Polsce?

W ostatnich tygodniach Parlament Europejski przegłosował skrajnie niekorzystną dla mieszkańców Unii Europejskiej dyrektywę o charakterystyce energetycznej budynków. Polacy zostaną zmuszeni do rezygnacji z ogrzewania swoich domów przy użyciu węgla i gazu, przechodząc na ogrzewanie elektryczne. W kontekście wzrastających cen energii elektrycznej oraz zapowiadanej transformacji energetycznej, która ma polegać na odejściu od węgla, którego spalanie stanowi obecnie główne źródło energii elektrycznej w naszym kraju, stoimy nie tylko przed groźbą niebotycznych wzrostów cen prądu, ale być może także tzw. blackoutów, czyli czasowego wyłączania prądu z powodu braku energii.

 

Przed nami gospodarcza katastrofa

Tydzień temu Parlament Europejski przegłosował skrajnie niekorzystną dla mieszkańców Unii Europejskiej dyrektywę o charakterystyce energetycznej budynków. Dokument, który poparło 370 eurodeputowanych, zakłada osiągnięcie neutralności emisyjnej budynków w UE do 2030 roku. Oznacza to, że miliony Polaków będą musiały wyremontować swoje domy, aby sprostać wyznaczonym przez eurokratów normom, które mogą w międzyczasie zostać podwyższone. Osoby, których przerosną koszty termomodernizacji, nie będą mogły nawet sprzedać budynku niespełniającego norm.

W przegłosowanej dyrektywie zapisano między innymi obowiązek montowania instalacji fotowoltaicznych na budynkach publicznych i niemieszkalnych oraz nowych domach mieszkalnych i zadaszonych parkingach, czy wycofanie kotłów na paliwa kopalniane do 2040 roku. Polacy zostaną zmuszeni do rezygnacji z ogrzewania swoich domów przy użyciu węgla i gazu, przechodząc na ogrzewanie elektryczne. W kontekście wzrastających cen energii elektrycznej oraz zapowiadanej transformacji energetycznej, która ma polegać na odejściu od węgla, którego spalanie stanowi obecnie główne źródło energii elektrycznej w naszym kraju, stoimy nie tylko przed groźbą niebotycznych wzrostów cen prądu, ale być może także tzw. blackoutów, czyli czasowego wyłączania prądu z powodu braku energii.

Czym są Strefy Czystego Transportu?

Elementem nieracjonalnej, kosztownej i uderzającej w prawa obywateli polityki klimatycznej UE, która obecnie jest narzucana Polsce, są tworzone przez władze największych miast tzw. Strefy Czystego Transportu, na teren których nie będą mogły wjechać samochody niespełniające wyśrubowanych norm emisji spalin. Tworzenie takich Stref zostało wprost zapisane w polskich Kamieniach Milowych do Krajowego Planu Odbudowy, czyli pożyczek i dotacji, którymi zupełnie jawnie szantażowali nas w ostatnich latach urzędnicy Unii Europejskiej.

Broniąc polskiej racji stanu, zwracamy uwagę na fakt, że Strefy nie są racjonalnym sposobem na polepszenie jakości powietrza w polskich miastach. Szczegółowo tłumaczymy to w raporcie poświęconym temu zagadnieniu. Powołując się na dane Głównego Inspektoratu Środowiska, dowodzimy, że ogólna jakość powietrza w Polsce mieści się europejskich normach. Do naruszeń norm dochodzi jedynie w obrębie kilku najczęściej używanych ulic w największych miastach. Dlatego wprowadzanie niezwykle dotkliwych dla mieszkańców rozwiązań prawnych przewidzianych w uchwałach o powołaniu Stref w Krakowie i w Warszawie są nieproporcjonalne w stosunku do zagrożenia.

Utworzenie Stref nie tylko zmusi wielu Polaków, których nie będzie stać na kupno nowego auta, do rezygnacji z poruszania się własnym środkiem transportu, tworząc tym samym ogromną grupę ludzi wykluczonych komunikacyjnie, ale również wygeneruje olbrzymie koszty dla gospodarki, przyczyniając się do wzrostu inflacji. Oznacza to, że za nieracjonalną politykę klimatyczną UE zapłaci każdy z nas – wyższymi kosztami życia oraz ograniczaniem naszych praw i wolności obywatelskich.

Publikacji naszego raportu towarzyszyła debata ekspertów, podczas której autor raportu – dr Tomasz Woźniak – wskazał, że funkcjonujące na zachodzie Strefy Niskiej Emisji są bardziej przyjazne mieszkańcom niż wdrażane w Polsce Strefy Czystego Transportu. Radca prawny dr Marcin Niedbała wykazywał natomiast, że zakres negatywnego oddziaływania Stref nie ograniczy się jedynie do mieszkańców największych miast, ale dotknie każdego odwiedzającego te miasta. Redaktor Łukasz Warzecha zwrócił uwagę na fakt, że dla ideologów klimatycznych stojących za pomysłem Stref Czystego Transportu nie liczą się fakty (np. w okresie pandemii ruch samochodowy został zmniejszony, co nie spowodowało spadku emisji zanieczyszczeń), ale ideologiczne cele. Z kolei Sławomir Skiba z krakowskiego ruchu społecznego „Nie Oddamy Miasta” podkreślił, że wprowadzenie Strefy w Krakowie odbyło się bez pytania mieszkańców o zdanie.

Mówimy, jak bronić swoich praw

Aby pokazać Polakom, jak mogą bronić swoich praw przygotowaliśmy – we współpracy z Ośrodkiem Analiz Prawnych, Gospodarczych i Społecznych im. Hipolita Cegielskiego – praktyczny poradnik prawny, w którym w przystępny sposób tłumaczymy mieszkańcom miast wprowadzających Strefy Czystego Transportu, co mogą zrobić, by dążyć do zablokowania tych ograniczających prawa i wolności obywatelskie przepisów. Poradnik został przedstawiony w trakcie konferencji prasowej, którą zorganizowaliśmy przed budynkiem warszawskiego ratusza.  

Jeśli jednak władze miasta będą konsekwentnie ignorować głos mieszkańców, to każdy obywatel, którego prawa i wolności zostaną bezpośrednio naruszone przez obowiązywanie Stref Czystego Transportu, może sam zaskarżyć uchwałę do sądu administracyjnego. Dodatkowo przedsiębiorcy, którzy w wyniku ustanowienia Strefy poniosą szkody majątkowe, mogą dochodzić wyrównania szkód od Skarbu Państwa w postępowaniu cywilnym.

Krakowska Strefa Czystego Transportu sprzeczna z prawem

Prawnicy Ordo Iuris będą świadczyć pomoc prawną pokrzywdzonym i będą nadal interweniować wszędzie tam, gdzie władze miast – mimo silnego sprzeciwu mieszkańców – tworzą Strefy Czystego Transportu. Nasze argumenty przekonały już Wojewodę Małopolskiego do zaskarżenia uchwały o powołaniu Strefy Czystego Transportu w Krakowie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który uznał, że uchwała jest niezgodna z prawem. W toku postępowania przed WSA również złożyliśmy pisemne stanowisko Instytutu Ordo Iuris. Podobne pismo skierowaliśmy do Wojewody Mazowieckiego, wnosząc o stwierdzenie nieważności uchwały o powołaniu Strefy w stolicy. Nowy wojewoda odmówił jednak podjęcia jakichkolwiek działań w tej sprawie.

Przed nami zatem wciąż sporo pracy. Biorąc pod uwagę to, że rządy w Polsce objęła właśnie ekipa uległa wobec zaleceń urzędników Unii Europejskiej, musimy być gotowi na to, że polityka klimatyczna uderzająca bezpośrednio w nasze prawa i wolności obywatelskie oraz niszcząca nieprzygotowaną na nagłe i radykalne zmiany polską gospodarkę będzie postępować, a powoływani przez rząd wojewodowie będą raczej stali na straży dobra partii rządzącej niż praw i wolności mieszkańców swoich województw.

 

Dr Łukasz Bernaciński – członek Zarządu Ordo Iuris

 

 

Czytaj Więcej
Ochrona życia

22.03.2024

Perwersja w prawach człowieka - cykl "Aborcja - droga do narodowego horroru"

· Zwolennicy aborcji manipulują hasłami praw człowieka, które wciąż mają znaczenie dla polskich obywateli, by wymusić społeczne poparcie dla aborcji.

· Odwoływanie się przez propagatorów prawnej dostępności zabójstwa prenatalnego do praw człowieka ma sprawiać wrażenie, że ich postulaty zakorzenione są w najlepszych tradycjach humanizmu.

· Rewolucyjne ujęcie praw człowieka, którym kieruje się propaganda proaborcyjna, ignoruje prawa podstawowe, takie jak prawo do życia, sprawiedliwość, a nawet wolność. Ponad nie stawia egoistyczny „triumf woli”.

· Triumf politycznej woli, stawiany ponad niezmienne prawa człowieka, prowadzi do dominacji przemocy i segregacji ludzi na podstawie arbitralnych kryteriów. Podobnie działało to w komunizmie, w nazizmie, a obecnie w liberalizmie.

· Zgoda na prawną dostępność aborcji jest tylko pierwszym krokiem do społeczeństwa, w którym normalizuje się przemoc silniejszych wobec słabszych i usprawiedliwia się ją wysokimi wartościami.

· Więcej na ten temat poniżej – w drugim tekście z cyklu „Aborcja – droga do narodowego horroru”.

 

Autor: Tomasz Rowiński 

 

Przewrotna retoryka aborcjonistów

Zwolennicy prawnej dopuszczalności zabójstwa prenatalnego chętnie posługują się retoryką wykorzystującą język praw człowieka. To metoda bardzo skuteczna w przekonywaniu wahających się, ponieważ pojęcie praw człowieka zawiera w sobie znaczny poziom niejednoznaczności, dzięki któremu możliwe jest manipulowanie opinią publiczną. Szczególnie dotyczy to tej części opinii publicznej, która - choć szuka dobra moralnego, gdy rozważa swój pogląd w takich sprawach, jak ochrona życia - to jednocześnie pozostaje pod silnym wpływem emocji politycznych.   

Trzymanie się przez proaborcyjnych propagandystów z szeroko rozumianej lewicy języka praw człowieka w ich antyludzkich narracjach jest użyteczne przynajmniej z trzech powodów. Ma też ono swoje głębsze uzasadnienie, o czym traktują dalsze paragrafy tego artykułu.

Po pierwsze, język praw człowieka pozwala kamuflować przemocowy charakter postulatów i celów, do których dążą aborcjoniści. Po drugie, pozwala zachować wrażenie, że postulaty te są zakorzenione w wysokiej moralności i kulturowym dziedzictwie świata zachodniego. Dotyczy to nie tyle odległych tradycji, co źródeł myślenia moralnego bliskich każdemu z żyjących. Niezależnie, czy jestesmy wierzącymi katolikami czy też nie przyłączamy się do tej wiary, wciąż funkcjonujemy w przestrzeni społecznej świadomości, w której Powszechna deklaracja praw człowieka jest ważnym dokumentem i punktem odniesienia. Warto przypomnieć, że do praw człowieka odwoływali wszyscy ci, którzy przed rokiem 1989 walczyli w naszym kraju z komunistyczną dyktaturą – był to zarówno Jan Paweł II, jak i intelektualiści lewicy laickiej. Powoływanie się na prawa człowieka pozwala dziś zachować złudzenie ciągłości pomiędzy historyczną już sprawą wolności i niepodległości narodowej, a prawem do zabijania nienarodzonych. 

Po trzecie, powoływanie się środowisk oraz partii proaborcyjnych na prawa człowieka pozwala umacniać w opinii publicznej przekonanie, że u samego korzenia tych praw znajdują się nieredukowalne sprzeczności pomiędzy nienegocjowalnymi wartościami. Sprzeczności te miałby być podstawą do tego, by wymagać od obrońców życia jakieś rodzaju ustępstw. W końcu pierwszy artykuł Powszechnej deklaracji praw człowieka mówi, że „wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw. Są oni obdarzeni rozumem i sumieniem i powinni postępować wobec innych w duchu braterstwa”. W trzecim artykule czytamy zaś: “każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby”. W nowoczesnym umyśle, który zwykle nie potrafi hierarchizować najważniejszych dóbr i zasad, ale wymienia je jednym tchem, jako równe sobie, lektura tekstu Deklaracji nieuchronne musi powodować dysonans. Tzw. konflikt wartości wydaje się wręcz nieunikniony. Wynika on w znacznej mierze ze zwykłej dezorientacji dotykającej człowieka pozbawionego kryterium, które pozwoliłoby mu postawić sprawę niewinnego życia przed sprawą nielimitowanej wolności.

Nowe „prawa” dalekie od pierwotnej wizji

Prawa człowieka – te które ustanowiono w 1949 roku jako moralną pieczęć zamykającą horror II wojny światowej – mają w sobie dodatkowy autorytet dla opinii publicznej. Były one efektem stosunkowo krótkiego sojuszu pomiędzy liderami powojennej opinii chrześcijańskiej, a opinią, którą można by określić mianem liberalnej i oświeceniowej. Wielu ludzi mogło sądzić, że razem z Deklaracją rodzi się niezwykła historyczna synteza cywilizacji chrześcijańskiej i laickiej. Jest oczywiste, że dziś niewiele osób zdaje sobie sprawę z historycznych okoliczności w jakich powstawała Powszechna deklaracja praw człowieka, jednak jej mit wciąż jest obecny w społeczeństwach. Problem z jakim się dziś mierzymy polega na tym, że Deklaracja ta, jak i same prawa człowieka w znacznym stopniu stały się jedynie legendą instrumentalnie wykorzystywaną przez polityków.

Mit praw człowieka pozwala obecnie na podsuwanie społeczeństwom haseł, które nie mają nic wspólnego z intencjami twórców Powszechnej deklaracji praw człowieka i w żadnym zakresie nie znalazły w niej swojego miejsca. „Prawa kobiet” wyodrębnione z praw uniwersalnych, hasło „praw reprodukcyjnych”, ukrywające prawo do odebrania drugiemu, niewinnemu człowiekowi jego prawa do życia czy wreszcie perwersyjne w stosunku do tekstu Deklaracji (wprost obecnie forsowane jako prawo człowieka) „prawo do aborcji”. Współcześni promotorzy nowych praw człowieka zwykle przemilczają wobec opinii publicznej fakt, że oni sami widzą te prawa zupełnie inaczej niż przedstawia je tekst Powszechnej deklaracji praw człowieka. Przemilczają, ponieważ to milczenie jest im polityczne na rękę.

Rewolucja w prawach człowieka

Proces przekształceń w rozumieniu, czym są prawa człowieka, jaki dokonuje się w międzynarodowych gremiach eksperckich i decyzyjnych, mec. Jerzy Kwaśniewski, prezes Instytutu Ordo Iuris, kilka lat temu nazwał „wewnętrzną rewolucją” toczącą dyskurs o podstawowych prawach ludzkich.

“Jesteśmy [...] świadkami cichego przekształcenia katalogu niezmiennych praw podstawowych – życia, wolności, zdrowia, bezpieczeństwa, sumienia i własności – w katalog poszerzony nowych praw, których celem nie jest umocnienie gwarancji, lecz głęboka przemiana społeczeństwa” – pisał Jerzy Kwaśniewski w 2019 roku na łamach “Rzeczpospolitej”. Przekształcenie to polega na stopniowej rezygnacji z katalogu praw podstawowych, znanych z Powszechnej deklaracji praw człowieka, na rzecz ograniczania ich do wąsko rozumianych praw ludzkich, opartych jedynie na arbitralnych zasadach godności osobistej i zakazu dyskryminacji. W praktyce oznacza to, że do katalogu „praw człowieka” dołączają kolejne postulaty ochrony prawnej, w imię których zechcą występować eksperci od praw człowieka lub które posiadają potencjał, by wokół nich mogły się organizować ruchy politycznego nacisku. W konsekwencji prawa człowieka przestają się właściwie różnić od innych form prawa pozytywnego. Z tą różnicą, że prawo – jego kształt – w państwach demokratycznych podlega (nawet jeśli pośrednio) kontroli społecznej. Nowe prawa człowieka, debatowane w międzynarodowych gremiach i trybunałach, takiej kontroli są pozbawione. Jednocześnie stanowią one zupełnie realne narzędzie nacisku na suwerenność państw, ponieważ autorytet praw człowieka wciąż działa i jest wykorzystywany szczególnie w polityce międzynarodowej.

„Istotą powojennego systemu praw człowieka nie była pozytywistyczna ochrona równości, lecz zwrot ku poszukiwaniu norm realizujących zasady sprawiedliwości po nocy prawniczego pozytywizmu nazistowskich Niemiec. W miejsce kultu pewności prawa stanowionego, nakazującego posłuszeństwo najgłębszemu ustawowemu bezprawiu, na nowo odkryto znaczenie ludzkiego sumienia, rozumu i “sumienia ludzkości” (preambuła powszechnej deklaracji praw człowieka)” – pisał w cytowanym już tekście mec. Jerzy Kwaśniewski. Obecnie, gdy litera Deklaracji jest kwestionowana, zamiast umocnienia niezmiennych praw człowieka, wywiedzionych z najgłębszych źródeł zachodniej cywilizacji, obserwujemy powrót pozytywistycznego triumfu woli, powrót rządów arbitralnej segregacji i przemocy wobec słabszych usprawiedliwionej rzekomo najwyższymi zasadami. Czego najlepszym przykładem jest postępująca prawna normalizacja zabójstwa prenatalnego i dehumanizacja dzieci na prenatalnym etapie życia, ale przecież nie tylko. Ludzie chorzy fizycznie, starsi, cierpiący psychicznie, noworodki stanowią szeroką grupę osób zagrożonych ideami utylitarnymi proponowanymi jako rozwiązania prawne. 

Wola ludu najważniejsza?

Fakt, że z prawami człowieka dzieje się coś niedobrego zauważono jednak znacznie wcześniej niż pod koniec drugiej dekady XXI wieku. Francuski filozof Jean Madiran poświęcił temu problemowi książkę zatytułowaną Les Droits de l'homme DHSD już pod koniec lat 80. XX wieku. W tym czasie, gdy w Polsce wciąż pokładano w doktrynie praw człowieka – całkiem słusznie zresztą – wielkie nadzieje, Madiran opisywał zmierzch powojennego projektu uniwersalnej doktryny moralnej. Polacy widzieli w prawach człowieka polityczną syntezę najlepszych europejskich tradycji religijnych i etycznych, mogącą przeciwstawić się totalitaryzmowi, Madiran dostrzegał, że na glebie debaty o prawach człowieka dochodzi do odrodzania totalitaryzmu, tyle, że w jego demokratycznej i liberalnej wersji.  

Według Madirana, dla środowisk lewicowych ale także liberalnych, właściwym punktem odniesienia nigdy nie była Powszechna deklaracja praw człowieka z roku 1949, ale francuska rewolucyjna Deklaracja praw człowieka i obywatela z 1789 r., dla której struktury – niezależnie od kolejności w jakiej zapisano poszczególne prawa – najważniejsza pozostaje treść artykułów 3 i 6. Ich treść nadaje całej deklaracji właściwą formą, którą moglibyśmy określić mianem demokratycznego totalitaryzmu. W artykule 3 rewolucyjnej Deklaracji czytamy, że „żadne ciało ani jednostka nie może wykonywać władzy, która nie pochodzi wprost z woli narodu”, z kolei artykuł 6 mówi, że „prawo jest wyrazem woli ogółu”. Oba te punkty połączone ze sobą mówią, ni mniej ni więcej, ale tyle, że każdy, kto będzie chciał się sprzeciwić arbitralnej w gruncie rzeczy woli narodu, w imię jakiegoś wyższego – np. etycznego czy religijnego – prawa, może być uznany za wroga demokracji. Nowoczesna demokracja, wedle rewolucyjnego ujęcia praw człowieka, to rządy subiektywnych pożądań rozmaitych zbiorowych tożsamości reprezentujących wolę ludu. Jeśli lud zgodzi się co do tego, że nienarodzone dziecko, czy też starzec są społecznymi pasożytami, nikt nie powinien nawet dyskutować z „prawem do aborcji” czy „prawem do eutanazji”, ponieważ są one wyrazem właściwie pojętych praw człowieka. Konstytucyjna ochrona prawa do aborcji, która została wprowadzona niedawno we Francji, jest właśnie wyrazem tego rodzaju logiki.

Dlaczego zatem lewica nie potrafi przyjąć do wiadomości, że w niektórych przynajmniej narodach wyrazem ducha demokratycznego, woli narodu, jest sprzeciw wobec dzieciobójstwa prenatalnego? Głównie dlatego, że w perspektywie rewolucyjnej i postępowej ten rodzaju społecznej opinii nie ma charakteru rzeczywiście demokratycznego, ale jest efektem oddziaływania rezyduów świata przedrewolucyjnego, w którym decydującą rolę odgrywały autorytety niepochodzące od ludu – religia, władza rodzicielska, władza przełożonych w życiu zawodowym. Wszystkie te siły można z jednej strony określić mianem ograniczających drzemiącą w człowieku żądzę dominowania, a nawet eksterminacji innych, a z drugiej wydobywającej potencjały natury każdego z nas. Jednak w logice, która króluje także w polskiej debacie na temat ochrony życia, każdy, kto powołuje się na inne źródła ładu społecznego niż ochlokratyczny żywioł, może zostać uznany za wroga demokracji, wolności wyboru, zwolennika arbitralnych zakazów.

Polska pójdzie drogą Francji?

Czy jednak zatem wszyscy eksperci, którzy dziś pryncypialnie –  przyjmując stanowisk przeciwko życiu – mówią, że „nie głosuje się nad prawami człowieka”, nie wchodzą w rolę dawnych, przedrewolucyjnych – a w rzeczywistości naturalnych – autorytetów omijających nie zawsze godziwą wolę ludu? We własnym mniemaniu nie, ponieważ we własnym mniemaniu uważają oni się za strażników 3 i 6 artykułu Deklaracji praw człowieka i obywatela z roku 1789, za strażników samej istoty praw człowieka. Mechanizm tego myślenia jest prosty. Sprawy, które, choć należą do fundamentów sprawiedliwości społecznej, jak ochrona życia nienarodzonych, ale niosą w sobie choćby element zaangażowania np. autorytetu religijnego, muszą być poddawane zwielokrotnionej weryfikacji przez „wolę ludu”, aż wreszcie zostają zweryfikowane negatywnie w imię „prawdziwej demokracji”. Zresztą ta sama logika towarzyszyła politycznym narracjom, które przez osiem lat rządów centroprawicy w Polsce przypominały o konieczności przywrócenia w naszym kraju demokracji. Chodziło o – ni mniej, ni więcej – ograniczenie polityki do grona partii uznających pragmatyczne, relatywistyczne, hedonistyczne, a w efekcie przemocowe zasady organizowania ładu publicznego.

Wedle rewolucjonistów, takich zresztą jak politycy KO czy Lewicy, to, czego ludzie rzeczywiście chcą, ogranicza się pożądań egoistycznych i nikomu tych pożądań nie wolno limitować. Podstawą działań promotorów nowoczesnych praw człowieka jest zatem pewnego rodzaju wizja antropologiczna, a nie to, co ludzie deklarują, że rzeczywiście chcą. Jeśli zaś ludzie chcą czegoś innego niż mówi wizja, należy ich do wizji przekonać bez oglądania się na moralny wymiar środków perswazji. Mechanizmy te są bardzo dobrze znane z historii. Z perspektywy agitatorów nowych praw człowieka, ludzie dzielą się na tych, którzy uznają bezwarunkowo 3 i 6 artykuł Deklaracji praw człowieka i obywatela oraz tych, którzy świadomie się im przeciwstawiają lub niuansują ich znaczenie – ci są wrogami demokracji, i tych, którzy tkwią jeszcze w fałszywej świadomości i których należy za wszelką cenę przeciągnąć na stronę rewolucji, by wyniki sondaży badających opinię publiczną zgadzały się z ideologią.

To m.in. od wyniku zmagań debaty na temat praw człowieka zależy, czy ład publiczny w Polsce zachowa swój prawnonaturalny porządek w najważniejszych aspektach czy raczej podążymy drogą Francji. Logika rewolucyjnego ujęcia praw człowieka jest nieubłagana. Dzisiejsze propozycje Lewicy i KO ale także Polski 2050 i PSL należy traktować jedynie jako cele pośrednie w drodze do konstytucyjnego zabezpieczenia dzieciobójstwa prenatalnego. Ci, którzy dziś – licząc na nowy „kompromis” w zakresie prawa do życia – są skłonni, by przyklasnąć poaborcyjnym projektom w imię ochrony pokoju społecznego, powinni uświadomić sobie, że tkwią w bezpodstawnym błędzie nie tylko w moralnym, ale i politycznym.

       

 

Tomasz Rowiński - senior research fellow w projekcie „Ordo Iuris: Cywilizacja” Instytutu Ordo Iuris, redaktor „Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in „Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", „Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", „Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", „Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.

 

 

 

 

 

Czytaj Więcej

Konserwatywne odrodzenie Irlandii? Antyrodzinne poprawki odrzucone w referendum, dymisja premiera

W Irlandii miało miejsce referendum w sprawie dwóch proponowanych poprawek do konstytucji. Pierwszą z nich była tzw. poprawka rodzinna (Propozycja 39), która to propozycja miała na celu poszerzenie definicji rodziny w konstytucji, aby uwzględniała ona związki homoseksualne jako rodzinę. Druga poprawka, dotycząca opieki (propozycja 40), miała na celu usunięcie „przestarzałego” języka z Konstytucji, który opisywał rolę kobiety jako skoncentrowaną wokół ogniska domowego. Obie propozycje zostały zdecydowaną większością głosów odrzucone przez wyborców. Po przegranym referendum, ze stanowiska zrezygnował premier Irlandii Leo Varadkar. 

 
Postulaty uderzające w rodzinę 


Poprawka rodzinna została odrzucona przez 62,2% głosujących. Natomiast poprawka dotycząca opieki przez 66,2%[1]. Frekwencja wyborcza w referendum wyniosła 44,4%. 
Wyniki zaskoczyły wielu obserwatorów, którzy spodziewali się, że propozycje zostaną przyjęte. Odrzucenie poprawki dotyczącej opieki było szczególnie nieoczekiwane, ponieważ sondaże przedreferendalne wskazywały na silne poparcie. Istnieje kilka wyjaśnień tego wyniku. Niektórzy sugerują, że popierający poprawki nie zdołali odpowiednio dotrzeć do wyborców, podczas gdy przeciwnicy skutecznie zmobilizowali swoich zwolenników[2]. Inni wskazują jednak na widoczny powrót do konserwatyzmu w irlandzkim społeczeństwie, co w rezultacie skłoniło niektórych do głosowania przeciwko zmianom. Należy jednak spodziewać się, że znacznie rozszerzy to debatę publiczną na temat tych kwestii Europie Zachodniej.   

David Quinn, irlandzki publicysta, współpracujący między innymi z „Sunday Independent” i „The Irish Catholic”, aktywny w życiu politycznym swojego kraju od 1994 roku, komentator społeczeństwa, religii i polityki wyraził radość z powodu zdecydowanego odrzucenia przez irlandzkich wyborców proponowanych poprawek do Konstytucji. Określił on to wydarzenie jako „najlepszy możliwy prezent na Dzień Matki[3]” (w Irlandii Dzień Matki obchodzi się w czwartą niedzielę Wielkiego Postu, która w tym roku wypadła 10 marca). Jego zdaniem, wynik jest wyraźnym sygnałem, że znaczna część irlandzkiego społeczeństwa pozostaje przywiązana do uświęconej tradycją koncepcji rodziny. „Wyniki referendum są pokrzepiającym potwierdzeniem trwałego znaczenia rodziny w irlandzkim społeczeństwie” – zauważył Quinn. „Wyborcy wyraźnie opowiedzieli się w obronie tradycyjnej rodziny jako fundamentu zdrowego i stabilnego społeczeństwa”[4]

 
Quinn, jeszcze przed referendum, argumentował, że propozycja 39, która miała na celu przedefiniowanie rodziny w Konstytucji, podważyłaby podstawową zasadę dotyczącą tego, że: „rodzina, w rozumieniu społecznym i historycznym, jest fundamentem naszego społeczeństwa.” Publicysta stwierdził, że „przedefiniowanie jej w taki sposób, aby obejmowała nietradycyjne struktury, wysłałoby mylące przesłanie i potencjalnie całkowicie osłabiłoby instytucję rodziny”. Ponadto podkreślił on swoją aprobatę dla odrzucenia propozycji 40, która miała na celu usunięcie przestarzałego języka dotyczącego roli kobiety w domu. „Chociaż język może wydawać się przestarzały, odzwierciedla on znaczenie rodziny i istotny wkład kobiet w tę strukturę” - wyjaśnił Quinn. Patrząc w przyszłość, Quinn uważa, że wyniki referendum powinny zachęcić rząd do prowadzenia polityki wspierającej tradycyjne wartości. „Przesłanie od ludzi jest jasne” – pisze – „Irlandia musi nadać priorytet polityce, która wzmacnia rodziny i promuje społeczeństwo zbudowane na tradycyjnych wartościach”.  Quinn twierdzi, że głosowanie jest jasnym sygnałem dla rządu, że społeczeństwo irlandzkie opowiada się za utrzymaniem tradycyjnej definicji rodziny.  

Irlandia się budzi? 

Wyniki referendum, w którym obydwie „progresywne” poprawki do konstytucji zostały odrzucone, stanowią o powolnym powrocie narodów i społeczeństw zachodnich do swoich korzeni. Z ściśle politycznego punktu widzenia, należy interpretować wyniki referendum jako wyraz sprzeciwu wobec liberalnej agendy rządu. Odrzucenie propozycji 39 i 40 można traktować jako ostrzeżenie dla rządu przed forsowaniem dalszych zmian społecznych, które nie są zgodne z wartościami większości społeczeństwa. Odrzucenie propozycji 39, która rozszerzałaby definicję rodziny, oraz propozycji 40, która usuwałaby z konstytucji język określający rolę kobiety w domu, można interpretować jako zwycięstwo konserwatywnych wartości. 

Z tradycyjnego, europejskiego punktu widzenia, rodzina opiera się na związku mężczyzny i kobiety, a małżeństwo powinno być chronione jako instytucja. Propozycja 39, zrównując różne rodzaje związków, podważałaby te wartości. Podobnie, propozycja 40, pomimo, być może, archaicznego języka irlandzkiej konstytucji, podważała istotną rolę kobiety w rodzinie i w społeczeństwie. Rola polegająca bardzo często na wykonywaniu jednej z najcięższych i najtrudniejszych prac (jak np. wychowanie nowego pokolenia na wartościowych obywateli i ludzi nauki, kultury czy też sztuki). 

Z prawnego punktu widzenia referendum było ważne, ponieważ stanowiło bezpośrednią konsultację z obywatelami w sprawie fundamentalnych kwestii społecznych. Wyniki referendum wiążą rząd i parlament, co oznacza, że proponowane zmiany w konstytucji nie zostaną wprowadzone. Wyniki referendum nie mają bezpośredniego wpływu na bieżące ustawodawstwo. Mogą mieć jednak wpływ na decyzje polityczne oraz idące za nimi przyszłe zmiany prawne dotyczące rodziny i małżeństwa.  W reakcji na wynik, referendum, premier Irlandii Leo Varadkar zrezygnował z funkcji lidera swojej partii i podał się do dymisji[5]. Oczekuje się, że w najbliższych latach odbędą się dalsze debaty na temat realizacji postulatów ruchu LGBT i tzw. praw kobiet, jednakże w znacznie szerszej perspektywie, z uwzględnieniem również postaw konserwatywnych. Irlandzkie społeczeństwo pokazało bowiem, że znaczna jego część taki właśnie światopogląd reprezentuje. 

Odrzucenie obu propozycji pokazuje, że w Irlandii nadal istnieje silne poparcie dla tradycyjnych wartości. To ważny sygnał w czasach, gdy na Zachodzie obserwuje się coraz większe naciski na zmiany w definicji rodziny i małżeństwa. Odrzucenie proponowanych zmian dowodzi, że społeczeństwo irlandzkie jest bardziej konserwatywne, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. 

 

Julia Książek – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris 

 
Czytaj Więcej