Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]
Data publikacji: 21.04.2023
• W kwietniu kino studyjne Syrena, otwarte w 2022 r. w prowadzonym przez m.st. Warszawa Muzeum Warszawy, wyemituje filmy w ramach tzw. „LGBT Festiwal”.
• Wyemitowane zostanie szereg filmów wokół tematyk jak gender, transseksualizm, queer i homoseksualizm.
• W 2022 r. m. st. Warszawa przekazało w formie dotacji na działalność Muzeum Warszawy kwotę przekraczającą 27 mln zł.
• Wkrótce w centrum Warszawy, w jednym z miejskich lokali, ma zostać otwarte „Queer Muzeum”.
Podczas wydarzenia będzie można zobaczyć m.in.: opowieść o nastoletniej dziewczynie ubierającej się i zachowującej jak chłopiec (film „Chłopczyca”) francuskiej reżyserki Céline Sciamma, o której czytamy ma stronie Muzeum Warszawy, iż „oddaje w swoich filmach podmiotowość (…) nastolatkom i dzieciom”.
Warto nadmienić, że owa podmiotowość w środowisku „tranzycyjnym” rozumiana jest m.in. jako prawo do określania przez nieletnich tego, czy są kobietą, mężczyzną, czy „czymś” pomiędzy. Inną propozycją do obejrzenia ma być musical „Błędny ognik (Foto-fatuo)” (reż. João Pedro Rodrigues) reklamowany jako „nieobliczalna erotyczno-ekologiczna fantazja”. Widzowie będą mieli okazję zobaczyć również polską produkcję (współfinansowaną przez Polsko-Niemiecki Fundusz Filmowy) „Silent Love”, afirmującą wychowywanie dzieci przez osoby pozostające w związkach homoseksualnych.
Poniżej opisu całego wydarzenia znajdziemy informację, że projekt finansowany jest przez m.st. Warszawa. Próżno natomiast szukać komunikatów o ograniczeniach wiekowych wśród widzów.
Sam „LGBT Festiwal” towarzyszyć ma wystawie o nazwie „Kim Lee. Królowa Warszawy”, odbywającej się w jednym z oddziałów Muzeum Warszawy, poświęconej, jak czytamy: „najsłynniejszej warszawskiej drag queen” (drag queen – określenie mężczyzny ubranego w damski strój, z mocnym makijażem, wcielającego się na scenie w rolę kobiety). Kim Lee to postać sceniczna odgrywana przez wietnamskiego aktywistę ruchu LGBT Andy’ego Nguyena, zmarłego w 2020.
Wystawie „Kim Lee. Królowa Warszawy” będą towarzyszyły, oprócz festiwalu filmów LGBT, także inne wydarzenia. Jednym z nich mają być warsztaty edukacyjne „dla nauczycielek i nauczycieli szkół ponadpodstawowych”, podczas których poruszane będą takie zagadnienia jak: „inkluzywny język, współpraca pedagogiczna z nieheteronormatywnymi uczniami i uczennicami, budowanie pozytywnej tożsamości grup mniejszościowych” czy „historia polskiej społeczności LGBT+.” Warsztaty poprowadzą osoby związane z jednym z warszawskich stowarzyszeń działających na rzecz upowszechniania postulatów i żądań ruchu LGBT.
W 2022 r. m. st. Warszawa przekazało w formie dotacji na działalność Muzeum Warszawy kwotę przekraczającą 27 mln zł. Wkrótce w centrum Warszawy, w jednym z miejskich lokali, ma zostać otwarte „Queer Muzeum”.
r.pr. Marek Puzio - analityk Centrum Prawa i Polityki Rodzinnej Ordo Iuris
13.05.2024
· Ministerstwo Edukacji Narodowej zamierza ograniczyć liczbę godzin zajęć z religii i etyki w szkole.
· Zmiany w zasadach organizacji tych lekcji doprowadzą do dyskryminacji uczniów chcących uczestniczyć w zajęciach.
· Wprowadzenie modyfikacji poskutkuje również falą zwolnień wśród katechetów.
· Projektowane zmiany naruszają art. 53 ust. 1 oraz 53 ust. 4 Konstytucji RP.
· Działania Ministerstwa mają na celu zniechęcenie młodzieży do uczestniczenia w lekcjach religii.
Projektowane zmiany w organizacji lekcji religii
Po zapowiedziach Minister Edukacji Barbary Nowackiej[1], dotyczących ograniczenia finansowania lekcji religii z budżetu państwa, resort edukacji zamierza wprowadzić kolejne zmiany, które mogą skutkować zmniejszeniem liczby godzin lekcji religii i etyki w szkołach. 30 kwietnia na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt rozporządzenia Ministra Edukacji zmieniającego rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach[2]. Zmiany dotyczą możliwości łączenia uczniów uczęszczających na lekcje religii lub etyki w jedne grupy międzyoddziałowe (obejmujące uczniów na tym samym etapie nauczania) lub międzyklasowe (zrzeszające uczniów z różnych etapów kształcenia) Do tej pory taka możliwość łączenia uczniów miała miejsce dopiero w sytuacji, w której liczba uczniów w danej klasie lub oddziale była mniejsza niż 7[3]. Zgodnie z nowymi regulacjami, placówki miałyby mieć możliwość łączenia w grupy również takie klasy lub oddziały, w których zgłosiło się na lekcje religii albo etyki 7 lub więcej uczniów[4]. Łączone grupy mogłyby przy tym liczyć maksymalnie:
· 25 wychowanków/uczniów w przedszkolach i klasach I-III szkoły podstawowej,
· 30 uczniów klasach IV-VIII szkoły podstawowej,
· bez limitu - w szkołach ponadpodstawowych[5].
Szczegółowe regulacje przewidziano dla grup z wychowankami lub uczniami, którzy posiadają orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego[6].
Dyskryminacja uczniów uczęszczających na katechezę
W projekcie rozporządzenia przewidziano także, że w szkołach podstawowych łączone grupy międzyklasowe mogłyby obejmować wyłącznie uczniów klas I–III albo IV–VIII[7]. Wobec tego może dochodzić do sytuacji, w której różnica wieku pomiędzy uczniami grupy międzyklasowej, złożonej z uczniów klasy IV i VIII, może wynosić nawet 5 lat. Jak wynika bowiem z art. 36 ust. 1 ustawy z dnia 14 grudnia 2016 r. – Prawo oświatowe[8], naukę w I klasie szkoły podstawowej może rozpocząć dziecko, które w danym roku kalendarzowym kończy 6 lat. Takie dziecko, uczęszczając do klasy IV szkoły podstawowej, miałoby rocznikowo 9 lat. W sytuacji natomiast, w której uczeń zaczyna naukę w klasie I szkoły podstawowej mając lat 7, to będąc w klasie VIII szkoły podstawowej, rocznikowo będzie miał 14 lat.
4-letnia lub 5-letnia różnica wieku pomiędzy uczniami w łączonej grupie międzyklasowej może rodzić realne trudności w odpowiednim dostosowaniu treści nauczania do uczniów w różnym wieku. Dopuszczając tak dużą różnice wieku, Ministerstwo de facto uniemożliwi prowadzenie zajęć we właściwy sposób, co doprowadzi do radykalnego spadku i tak już kontestowanego poziomu jakości zajęć. Brak przewidzianej dopuszczalnej różnicy wieku pomiędzy uczniami w grupie międzyklasowej na niewielkim poziomie, np. w postaci łączenia w grupy międzyklasowe uczniów wyłącznie z klas sąsiednich rocznikowo, czyli np. IV-V, V-VI, VII-VIII etc., stanowi potwierdzenie ideologicznego ataku na wolę rodziców i uczniów oczekujących organizacji lekcji religii w szkole w zgodzie z konstytucyjnymi gwarancjami (Art. 53 ust. 4 Konstytucji RP[9]).
Projektowane zmiany mają na celu umożliwienie szkołom takiej organizacji lekcji religii, by nie tworzyć tzw. okienek osobom, które nie życzą sobie edukacji w zakresie wartości wyznawanych przez większość społeczeństwa. Ponadto zmiany doprowadzą do umiejscawiania lekcji religii na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej, co, w zestawieniu z nieograniczoną możliwością łączenia klas, doprowadzi do dyskryminacji uczniów ambitniejszych, którzy chcą brać udział w lekcjach religii. Zajęcia te bowiem nie będą już dostosowane do planu lekcji konkretnej klasy, lecz odbywać się będą wcześnie rano lub późnym popołudniem – niezależnie od godzin rozpoczęcia i zakończenia zajęć poszczególnych klas. W efekcie doprowadzi to do konieczności oczekiwania po lekcji religii na rozpoczęcie innych zajęć lub pozostawania po zakończeniu zajęć, w oczekiwaniu na katechezę. Nierzadko może to trwać przez więcej niż jedną godzinę lekcyjną. Zrodzi to także negatywne skutki ekonomiczne dla szkół, bowiem szkoła ma obowiązek zapewnić opiekę uczniom, którzy oczekują na rozpoczęcie lekcji religii, a przez to także pokryć koszty tego obowiązku, w tym np. wynagrodzeń pracowników szkoły.
Usunięcie katechetów ze szkół
Należy zaznaczyć, że zmiany mające z założenia na celu poszerzenie możliwości organizacji pracy szkół i przedszkoli w zakresie dysponowania kadrą pedagogiczną, mogą uderzyć w nauczycieli religii i etyki, zmniejszając ich wymiar zatrudnienia. W ocenie skutków regulacji (OSR) projektowanych zmian wprost wskazano, że zmiany te mogą „spowodować zmniejszenie wymiaru zatrudnienia nauczycieli religii (i etyki), a co za tym idzie konieczność poszukiwania przez nich innej pracy w przedszkolu, szkole lub poza przedszkolem lub szkołą".
Propozycja organizacji lekcji religii jako całkowicie oderwanych od planu zajęć danej klasy i modyfikacja ich charakteru w kierunku, zajęć dodatkowych jest fundamentalnie sprzeczna z konstytucyjnymi gwarancjami i stanowi dyskryminację uczniów. Ma na celu usunięcie ze szkół znacznej części katechetów i osób duchownych, którzy – jak pokazuje historia zgłoszeń do Instytutu Ordo Iuris – nieraz są jedynymi członkami grona nauczycielskiego, którzy kontestują inicjatywy szkolne niezgodne z programem nauczania i programem wychowawczym.
Konsekwencje społeczne zmian
Organizacja lekcji religii jako zajęć międzyklasowych czy wręcz ogólnoszkolnych/międzyszkolnych, w dodatku na pierwszej lub ostatniej lekcji, w oderwaniu od planu zajęć poszczególnych klas, doprowadzi do powstania wśród uczniów wrażenia, że edukacja w zakresie norm moralnych i etycznych karana jest dodatkowym czasem spędzonym w szkole, a rezygnacja z niej nagradzana jest czasem wolnym i w takim sensie jest promowana. W ten sposób dochodzi do swoistej dyskryminacji uczniów, którzy wybrali edukację zamiast czasu wolnego i premiowania tych, którzy świadomie pomijają edukację w wybranych obszarach. Takie rozwiązanie może zostać uznane za dyskryminujące osoby, które korzystają z wolności sumienia i religii uczestnicząc w lekcjach religii, która może być przedmiotem nauczania w szkole[10].
Budowa systemu zniechęcającego do uczestniczenia w zajęciach z religii albo etyki negatywnie wpłynie na socjalizację młodzieży oraz poczucie narodowej i europejskiej tożsamości. Treści zajęć religii i etyki opierają się bezpośrednio na fundamentach tożsamości kulturowej Europy i Polski, obejmujących nauczanie moralne i społeczne Kościoła, cywilizacyjnotwórczą rolę religii chrześcijańskiej czy wagę rozpoznania obiektywnych nakazów i norm etycznych w filozofii greckiej i chrześcijańskiej. Braki wiedzy w tych dziedzinach prowadzą do niezrozumienia świata, który w literaturze, sztuce, filmie, reklamie czy nawet rozrywce wykorzystuje toposy, aluzje, skojarzenia i motywy wywodzące się z religii i filozofii oraz kieruje się wartościami zakorzenionymi we wszystkich trzech filarach cywilizacji europejskiej – filozofii greckiej, prawie rzymskim i religii chrześcijańskiej[11]. Młodzież, która wskutek niedostatecznej inkulturacji nie odnajduje się w takim świecie i pozostaje poza optymalnym obszarem oddziaływania kultury, jest bardziej narażona na ryzykowne zachowania, w tym autodestrukcyjne i przestępcze[12].
Ponadto, wiedza religijna i etyczna ma funkcję kulturotwórczą, pomaga rozumieć i twórczo rozwijać trendy kulturowe oparte na ładzie społecznym i moralnym oraz szacunku w relacjach międzyludzkich. Z tego względu model, w którym uczniowie są zniechęcani do udziału w zajęciach z religii albo etyki jest czynnikiem wspierającym „wychowanie” pokolenia nihilistów, czyli osób nieuznających pewnych ani absolutnych, niewychodzących poza abstrakcję, wartości moralnych, w tym wartości chrześcijańskich i uniwersalnych wartości etycznych, ściśle powiązanych z godnością osoby ludzkiej i prawami człowieka – wspólnych dla polskiego społeczeństwa i społeczności międzynarodowej. Zjawisko przemocy szkolnej, obniżenia autorytetu nauczycielskiego wśród młodzieży oraz narastające przejawy demoralizacji młodzieży[13] powinny zostać uznane za istotny sygnał niedowartościowania elementów wychowawczych w przestrzeni szkolnej[14].
Obecnie trwa etap konsultacji publicznych i opiniowania projektu rozporządzenia, który zakończy się w okolicach końca maja. Ministerstwo chciałoby, aby projektowane zmiany weszły w życie od 1 września 2024 r.
Dr Łukasz Bernaciński – członek zarządu Instytutu Ordo Iuris
Radca prawny Marek Puzio – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Instytutu Ordo Iuris
10.05.2024
Pierwszego maja obchodziliśmy okrągłą, dwudziestą rocznicę wejścia Polski do Unii Europejskiej. Coraz częściej dochodzimy jednak do wniosku, że Unia z roku 2024 zupełnie nie odpowiada temu, co obiecywano nam dwadzieścia lat temu. Głosując w referendum akcesyjnym w 2003 roku, decydowaliśmy o przystąpieniu do wspólnoty suwerennych państw narodowych – do „Europy Ojczyzn”. Gdy dzisiaj obserwujemy sposób funkcjonowania Unii Europejskiej, nie sposób rozpoznać w niej tamtej romantycznej wizji. Bruksela z czasem stała się hamulcem rozwoju gospodarczego, zagrożeniem dla przedsiębiorców i rolników, sprawcą ideologicznej kolonizacji rodzin i źródłem nieustannego ataku na polską tożsamość narodową i chrześcijańskie dziedzictwo Europy.
Rozpoczęto realizacje planu zniszczenia Europy Ojczyzn
W listopadzie 2023 roku w większościowym głosowaniu eurodeputowani uchwalili, że celem nowego etapu unijnej integracji jest realizacja planu Altiero Spinellego. Imię tego włoskiego komunisty nosi już budynek Parlamentu Europejskiego. Teraz jego „Manifest z Ventotene” ogłoszono w rezolucji inspiracją zmian traktatowych. Trzeba wiedzieć, że Manifest wprost nawołuje do likwidacji narodów, usunięcia granic, zniesienia własności, nacjonalizacji przemysłu i… zastąpienia demokracji dyktaturą partii europejskiej. Co ciekawe, w zarządzie Grupy Spinellego zasiadali znani polscy europosłowie – Danuta Hübner i Radosław Sikorski, który jako minister spraw zagranicznych… ma stać na straży polskiego interesu narodowego.
Instytut Ordo Iuris przestrzegał przed tym momentem już od lat.
Manifest Spinellego przetłumaczyliśmy pięć lat temu. W 2021 roku sporządziliśmy pierwszy raport o szczegółach budowy „Europejskiego Superpaństwa”. Dzisiaj o konieczności stanowczego oporu przekonujemy skutecznie najważniejsze siły społeczne i polityczne Ojczyzny oraz zagranicznych sojuszników.
Ale czasu jest coraz mniej.
Szokująca rezolucja Parlamentu Europejskiego miała bowiem o wiele głębsze, prawne znaczenie. Po raz pierwszy od czasu Traktatu z Lizbony wszczęto formalną procedurę zmiany europejskich traktatów. Polityczne elity UE przystępują do ostatecznego etapu transformacji całej Unii w jednolite, zcentralizowane państwo. Polska ma zostać pozbawiona prawa weta i wpływu na dziesięć najważniejszych obszarów suwerenności. Pełna kontrola nad naszym prawem i losem całego narodu ma zostać oddana w ręce Komisji Europejskiej – przejmującej rolę europejskiego rządu centralnego.
Nadchodzi wielka, antyniepodległościowa akcja propagandowa
Na szczęście nie wszystko stracone. Te rewolucyjne zmiany będą musiały zostać zaakceptowana przez 2/3 polskiego Sejmu (co w obecnym układzie sił jest raczej niemożliwe) lub przez obywateli w wiążącym referendum.
To oznacza, że przed nami dwa lata bezprecedensowej propagandy i zastraszenia, które będą miały przekonać Polaków do rezygnacji z suwerenności w „referendum rozbiorowym”. Tak też trzeba odczytywać niedawne tajemnicze słowa Donalda Tuska, które nie dotyczyły wyłącznie sytuacji na ukraińskim froncie.
– Żyjemy w najbardziej krytycznym momencie od czasów zakończenia drugiej wojny światowej. Następne dwa lata zadecydują o wszystkim – mówił premier Tusk w wywiadzie udzielonym jednocześnie Gazecie Wyborczej, hiszpańskiej "El Pais", włoskiej "La Repubblica", niemieckiej "Die Welt", belgijskiej "Le Soir" i szwajcarskiej "Tribune de Geneve".
Jest jeden sposób, by obronić naszą niepodległość – musimy ujawnić Polakom plany zwolenników „Imperium Europa” i uprzedzić nadchodzącą, wielką akcję propagandową. Dlatego Instytut Ordo Iuris od samego początku nagłaśnia tę kluczową sprawę.
Stawiamy im czoła!
Już w przemówieniu kończącym ubiegłoroczny Marsz Niepodległości ostrzegałem, że proponowane zmiany w unijnych traktatach są likwidacją polskiej niepodległości. W listopadzie powołaliśmy do życia gromadzące ekspertów i liderów społecznych Kolegium Suwerenności. Uruchomiliśmy też internetową petycję do europosłów, nagłaśnialiśmy zagrożenia w mediach społecznościowych i tradycyjnych. To były dziesiątki wywiadów, debat i konferencji. Pisaliśmy o nich w naszych newsletterach, które trafiają do setek tysięcy odbiorców w Polsce i nie tylko – bo nasze wiadomości tłumaczymy regularnie na 15 języków i wysyłamy raz na miesiąc do dziesiątek tysięcy Europejczyków.
Szczegółowe omówienie dziesięciu obszarów traconej suwerenności przedstawiliśmy w raporcie "Po co nam suwerenność” opublikowanym w styczniu tego roku. Raport w wersji w wersji angielskiej, opatrzony precyzyjnym skrótem i infografikami, dotarł do polityków i ośrodków analitycznych wszystkich ruchów konserwatywnych w Europie i USA.
Ze względu na skalę zagrożenia, postanowiliśmy wyjść dalece poza naszą standardową pracę prawno-analityczno-komunikacyjną. W ciągu zaledwie kilku ostatnich miesięcy spotkałem się osobiście z mieszkańcami 17 polskich miast – Częstochowy, Białegostoku, Mielca, Suwałk, Lublina, Nowego Targu, Dąbrowy Górniczej, Jasła, Warszawy, Rzeszowa, Zamościa, Gdańska, Koszalina, Ciechanowa, Olsztyna, Nowego Sącza i Krakowa. Na spotkaniach nieraz gromadziło się nawet 200 czy 300 osób, które dowiedziały się o tym, co szykują nam brukselskie elity we współpracy z polskim rządem.
Wspólnie możemy docierać do milionów Polaków!
Efektem tych wszystkich działań jest wielki sukces komunikacyjny. Dziś można śmiało powiedzieć, że o zagrożeniu utraty niepodległości usłyszało dzięki nam już miliony Polaków i Europejczyków!
W ubiegłym tygodniu odbyła się wielka, całodniowa konferencja suwerennościowa Prawa i Sprawiedliwości „Biało-czerwoni. Wolni Polacy wobec zmian traktatowych Unii Europejskiej”. Eksperci Instytutu Ordo Iuris brali czynny udział nie tylko w samej konferencji, ale także w przygotowywaniu jej programu. Osobiście zabrałem głos w trakcie jednego z głównych paneli dyskusyjnych. Instytut Ordo Iuris reprezentował także adw. Rafał Dorosiński z Zarządu Ordo Iuris oraz dr Jarosław Lindenberg – były dyplomata i wiceszef polskiego MSZ, współpracownik i przyjaciel Ordo Iuris. W trakcie wydarzenia rozdaliśmy ponad tysiąc plakatów, pokazujących w prostej formie graficznej, jakie będą skutki reformy traktatów UE oraz egzemplarze naszego raportu. Infografika, prezentująca 10 obszarów utraty suwerenności na rzecz UE, którą jeszcze kilka miesięcy wysyłaliśmy w jednym z naszych newsletterów, pojawiła się także w tle jednej z konferencji Prawa i Sprawiedliwości.
Jednocześnie jesteśmy otwarci na współpracę ze wszystkimi środowiskami politycznymi i wszelkimi organizacjami społecznymi, które będą chciały włączyć się w walkę o polską suwerenność. Już w przyszłym tygodniu zorganizujemy – wraz z redaktorem Witoldem Gadowskim – konferencję na ten temat, w której udział wezmą politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji. Swój udział potwierdził już wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak. Cztery dni później prowadzimy międzynarodowy panel poświęcony centralizacji Unii Europejskiej podczas konferencji organizowanej przez Media Narodowe. Byliśmy też jednym z partnerów zorganizowanego przez środowiska narodowe Marszu Suwerenności, który odbył się 1 Maja – w rocznicę akcesji Polski do UE.
O zagrożeniu musi się dowiedzieć cała Europa
Silna reprezentacja Ordo Iuris uczestniczyła w CPAC Hungary – największej w Europie, dorocznej konferencji środowisk konserwatywnych, na której przemawiał w tym roku między innymi Premier Węgier Viktor Orban, były polski premier Mateusz Morawiecki, lider hiszpańskiej partii VOX Santiago Abascal czy Rick Santorum – były kandydat w prawyborach Partii Republikańskiej na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nagranie video do uczestników przekazał Donald Trump. Osobiście wziąłem udział w debacie poświęconej zagrożeniu rodziny przez ideologię gender, a Instytut Ordo Iuris miał swoje stanowisko, na którym prezentowaliśmy anglojęzyczne publikacje i materiały przygotowane przez ekspertów Instytutu – w tym głównie te, dotyczące reformy unijnych traktatów.
Dzięki obecności na CPAC, nasz raport suwerennościowy zostanie wkrótce przetłumaczony na język węgierski i szeroko rozpowszechniony na Węgrzech przez naszych partnerów z Centrum Praw Podstawowych.
O zagrożeniach związanych z reformą traktatową mówiłem także w trakcie debaty na temat reformy Unii Europejskiej zorganizowanej w Brukseli przez Mathias Corvinus Collegium oraz na III konferencji Collegium Intermarium zorganizowanej z okazji Święta Chrztu Polski.
Policja przerywa konferencję w Brukseli! Radykałowie chcą zamknąć nam usta
Nasz ekspert mec. Nikodem Bernaciak wziął udział w kwietniowej konferencji NatCon (National Conservatism) w Brukseli. Choć w konferencji brali udział znani europejscy prawicowi politycy – tacy jak Viktor Orban, Mateusz Morawiecki, Eric Zemmour czy Nigel Farage – lewicowy burmistrz wydał nakaz jej natychmiastowego zamknięcia, a policja wtargnęła do budynku.
Argumentując swoją decyzję, brukselski urzędnik stwierdził, że konferencja NatCon „jest nie tylko etycznie konserwatywna (np. wrogość wobec legalizacji aborcji, związków osób tej samej płci itp.), ale także koncentruje się na obronie suwerenności narodowej, co oznacza, między innymi, postawę eurosceptyczną”.
Tak! W Brukseli mówi się wprost, że „konserwatywna etyka”, sprzeciw wobec aborcji oraz obrona suwerenności to poglądy zakazane!
Musimy się zjednoczyć w walce o suwerenność
Przed nami ogrom pracy na wielu polach. Skala zagrożenia dla polskiej niepodległości jest bezprecedensowa, a nasza praca staje się coraz bardziej potrzebna i coraz bardziej owocna.
Walka z budową „Imperium Europa”, w którym Polska będzie pełniła jedynie rolę eurolandu wykonującego polecenia Brukseli, jest dla nas kluczowa. Potrzeba przy tym zjednoczenia wielu sił i środowisk – ponad wszelkimi bieżącymi podziałami i sporami – jak w czasie wielkich, zwycięskich zrywów w narodowej historii. W tym momencie szczególnej próby jedności polskiego narodu, musimy zapomnieć o bieżących podziałach i partykularnych interesach.
Dlatego jako Instytut Ordo Iuris jesteśmy gotowi do współpracy ze wszystkimi, którzy chcą włączyć się w walkę o polską niepodległość. Choć rząd Prawa i Sprawiedliwości popełniał błędy a premier Morawiecki kilkukrotnie ulegał presji unijnych decydentów, podpisując dokumenty istotnie ograniczające polską suwerenność – dziś z radością przyjmiemy prosuwerennościowy zwrot w narracji i decyzjach każdej formacji politycznej. Walka o polską suwerenność nie może się ograniczać do żadnej partii czy środowiska. Instytut Ordo Iuris będzie wspierał i służył swoimi ekspertyzami i niezbędną pomocą wszystkim siłom, które dołączą do tej walki. Wierzę, że właśnie to zjednoczenie da nam ostateczne zwycięstwo.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
Potępienie aborcji jako zabójstwa dziecka poczętego widziane jest obecnie jako pogląd specyficznie chrześcijański i religijny. Chrześcijaństwo istotnie od początku potępiało aborcję jako zabójstwo, a przedtem tak samo ją oceniał starożytny judaizm. Okazuje się jednak, że także w starożytnym świecie grecko-rzymskim podnosiły się głosy aborcji przeciwne. Doszła w nich do głosu etyka naturalna, stojąca po stronie życia ludzkiego, wspólna chrześcijanom, Żydom i poganom, jeśli słuchają rozumu i sumienia.
Prawodawstwo
W świecie starożytnym znano aborcję, tak farmakologiczną jak chirurgiczną, choć oczywiście była ona dla kobiet bardzo niebezpieczna. Prawa ówczesne zasadniczo aborcję dopuszczały, ale z innych niż obecnie powodów. Na pewno nie ze względu na „prawa kobiet”. Istotną przyczyną było pomijanie praw dzieci.
Dziecko było czymś w rodzaju własności swoich rodziców, zwłaszcza ojca, a zatem wolno mu było je uśmiercić, czy to przed urodzeniem, czy też po nim, a mianowicie przez porzucenie, żeby umarło z głodu lub zostało zabite przez zwierzęta. W przypadku dzieci kalekich nawet to czasem nakazywano (Sparta, Rzym). Z drugiej strony dziecko mające się urodzić, nasciturus, było jednak traktowane jako przyszły człowiek, a w szczególności mogło dziedziczyć.
Takie przepisy nie przeczyły więc temu, że dziecko przed narodzeniem jest człowiekiem, choć odmawiały mu praw. Tego rodzaju zaprzeczenie występowało w świecie starożytnym, ale sporadycznie: w filozofii stoików, którzy głosili dziwaczną tezę, że dusza wchodzi w człowieka przy pierwszym oddechu po narodzeniu. Zazwyczaj traktowano więc dzieci podobnie jak niewolników, czyli jako ludzi całkowicie zależnych od swoich panów. Prawa antyczne mogły co najwyżej ograniczać aborcję bez zgody ojca dziecka albo z racji demograficznych, choć wzmianki o tym są rzadkie.
Zmieniło to się dopiero pod wpływem chrześcijaństwa. Po jego zwycięstwie porzucanie dzieci po urodzeniu i aborcja zostały uznane za zbrodnię dzieciobójstwa i na następne kilkanaście wieków zeszły na kryminalny margines.
Sprzeciwy wobec aborcji
Tak wyglądało antyczne prawodawstwo i wielu je aprobowało, ale mimo to aborcja budziła sprzeciw moralny. Najbardziej znanym dowodem na to jest przysięga lekarska ze szkoły Hipokratesa (IV w. przed Chr.), która zawierała słowa: Nie podam nikomu, choćby żądał, śmiertelnego leku, ani nie udzielę mu pomocy w tym względzie, nie podam również kobiecie tamponu wywołującego poronienie. Aborcja została tu zrównana z dobijaniem starców i rannych oraz z pomocą w samobójstwie. Sam Hipokrates dopuszczał środki poronne dla usunięcia płodów martwych i gdy groziła śmierć matki.
Tezę, że aborcja jest zabójstwem, postawił grecki mówca Lizjasz (zmarł w 378 roku przed Chr.). Jego mowa na ten temat, znana pod tytułem De abortu, wprawdzie zaginęła, ale omawiały ją późniejsze podręczniki wymowy, przez co znamy jej treść. Podobała się jako synteza wiedzy medycznej i prawniczej. Lizjasz reprezentował Ateńczyka, który oskarżył przed Areopagiem swoją żonę, twierdząc, że przez aborcję dopuściła się zabójstwa. Mówca na podstawie wiedzy lekarzy i położnych dowodził, że aborcja jest zabójstwem nienarodzonego dziecka i powinna być odpowiednio karana. Sędziowie w głosowaniu oskarżenie odrzucili, przypuszczalnie z braku precedensów.
Zachował się natomiast niedługi utwór grecki z II wieku po Chr., przypisany potem błędnie lekarzowi Galenowi, pod tytułem: Czy to, co znajduje się w łonie, jest istotą żywą? (można go przeczytać po polsku w periodyku „Vox Patrum” z 2020). Analizując dyskusję medyczną i filozoficzną, autor doszedł do wniosku, że embrion żyje od początku, pobiera pokarm, rozwija się i kształtuje charakterystyczne dla istoty rozumnej organy – mózg i zmysły. Ożywia go dusza. Płód ma zatem naturę ludzką. Stąd konkluzja końcowa, że słuszne były prawa karzące aborcję, a jej zwolennicy powinni pamiętać, że sami kiedyś byli embrionami.
Potępienia aborcji jako zabójstwa przynosi też czasem ówczesna literatura piękna. Dramat Andromacha Eurypidesa nazywa ją truciem dziecka (355-360). Owidiusz oburzał się, że ukochana dopuściła się aborcji. Juwenalis wprost mówił o zabijających człowieka w łonie (homines in ventre necandos – Satyry 6,596). Z punktu widzenia religijnego widziano aborcję jako zamach na boskie prawa oraz moralną nieczystość, czego świadectwem jest kilkanaście zachowanych inskrypcji świątynnych, na przykład taki nakaz z prywatnego sanktuarium w Filadelfii w Lidii (czasy hellenistyczne):
Przychodzący do tego sanktuarium [...] niech zaprzysięgną na wszystkich bogów [...], że nie będą wytwarzać, doradzać ani brać udziału w rozprowadzaniu napojów miłosnych, poronnych, antykoncepcyjnych, ani też innych środków do zabijania dzieci.
Pokusa aborcji w powieści o Kallirhoe
Na tym tle pojawia się relacja innego typu, dyskusja o aborcji zawarta w greckiej powieści „Kallirhoe” („Chajreasz i Kallirhoe”, księga 2, punkty 8-11; na polski książka ta przełożona została tylko częściowo). Za autora uchodzi nieznany skądinąd Chariton z Afrodyzji, choć wolno też domniemywać, że faktycznie napisała ją kobieta, gdyż reprezentuje kobiecy punkt widzenia. Utwór powstał gdzieś pod koniec I wieku po Chr., a jego akcja rozgrywa się w V wieku przed Chr.
Fragment o aborcji jest podwójnie wyjątkowy. Jest stosunkowo długi, kilkustronicowy, dłuższy niż wszystkie wcześniejsze zachowane wypowiedzi o aborcji łącznie. Po drugie, przedstawia spojrzenie kobiet, a mianowicie ich dyskusję wokół pytania, czy należy w trudnej sytuacji dokonać aborcji. W tej dyskusji nie ma niczego sztucznego. Bohaterka jest psychologicznie i moralnie przekonująca, a jej myślenie odtworzono z empatią.
Powieść ma charakter przygodowy, a problem aborcji pojawia się w toku dramatycznych przeżyć Kallirhoe. Piękną młodą mężatkę z dobrej rodziny w Syrakuzach, córkę wodza Hermokratesa, porwali piraci i sprzedali do niewoli w dalekim Milecie. Tam zakochał się w niej nowy pan, Dionizjos, przysięgając, że weźmie ją za prawowitą żonę. Kallirhoe zgodziła się w końcu na małżeństwo z nim z lęku o dziecko, które nosiła już w łonie. Jednakże po wielu dalszych podróżach i komplikacjach mąż, Chajreasz, odnalazł Kallirhoe i wrócił z nią do Syrakuz.
Problem aborcji pojawił się po odkryciu, że Kallirhoe jest w ciąży. Zauważyła to najpierw inna niewolnica, Plangona. Kallirhoe z początku wpadła w rozpacz, przewidując, ze jej dziecko czeka nędzny i haniebny los niewolnika:
Bijąc się w łono mówiła: „O nieszczęśliwe, jeszcze przed urodzeniem byłoś już w grobie i w rękach rozbójników. Ku jakiemu życiu idziesz? Dla jakich nadziei mam cię donosić? Sieroto, tułaczu, niewolniku. Przed narodzeniem doświadcz śmierci”. Plangona powstrzymała jej ręce i przyrzekła, że następnego dnia umożliwi jej łatwiejszą aborcję. […] „Czyż mam urodzić panu potomstwo Hermokratesa i donosić dziecię, którego ojca nikt nie zna? Zaraz ktoś z zawistnych powie: Wśród bandy rozbójników zaszła w ciążę” (II,8,7 i II,9,2).
Plangona wymyśliła jednak inny plan. Dionizjos obiecał jej nagrodę i wyzwolenie, jeśli pomoże mu zdobyć Kallirhoe. Z początku udała więc, że popiera myśl o aborcji i straszyła Kallirhoe, że pan z pewnością każe porzucić nieswoje dziecko na pewną zgubę – i że aborcja będzie lepsza. Potem podsunęła zdesperowanej myśl, że może uratować dziecko i zapewnić mu świetną przyszłość, jeśli z dwumiesięczną ciążą zaraz poślubi Dionizjosa i uda, że to jego dziecko.
W pierwszym odruchu Kallirhoe odmówiła. Nie chciała zdradzać męża i porzucić moralnego umiarkowania (gr. sofrosyne), cechy cnotliwej kobiety. Plangona okazała pewne zrozumienie dla jej sytuacji, mówiąc: „Równe są szale: z jednej strony wierność żony, a z drugiej miłość matki”. W końcu jednak Kallirhoe ustąpiła, pocieszając się, że może urodzi syna podobnego do ojca, który będzie pierwszym obywatelem Miletu po Dionizjosie, a Sycylii po Chajreaszu. „A któż by był tak nierozsądny – rzekła – by wybierać dzieciobójstwo zamiast szczęścia?” (II,10,5).
Argumenty przeciw aborcji
Nawet na gruncie praktycznym, rachunku strat i zysków, aborcja okazała się więc gorszym wyjściem z trudnej sytuacji. Została też nazwana po imieniu dzieciobójstwem. Główne argumenty znajdziemy jednak gdzie indziej. W dramatycznej sytuacji Kallirhoe rozmyśla o dziecku, mężu i aborcji. Jej rozważania są zarazem osobiste i pogłębione. Można je postawić obok starożytnych krytyk aborcji wspomnianych na początku. Kallirhoe odrzuca pokusę zabicia dziecka, wspominając najpierw mityczną dzieciobójczynię Medeę, która zabiła dzieci, by się zemścić na niewiernym mężu:
Ogarnęła ją litość nad noszonym w łonie: „Jak to? Zamierzasz dziecko zabić, ze wszystkich najbezbożniejsza! Podejmujesz plany Medei? Wszelako będziesz uchodzić za okrutniejszą nawet od tej Scytyjki. Bo tamta miała w mężu wroga, ty zaś chcesz zabić dziecko Chajreasza” (II,9,3-4).
Pomógł jej wróżebny sen:
Tak rozmyślając przez całą noc, zdrzemnęła się na chwilę. A wtedy we śnie przy niej stanęła zjawa Chajreasza, całkiem do niego podobna „z kształtu wyniosłej postaci, niezwykłej oczu piękności, głosu i szat” [cytat z Iliady 23,66-67]. Stanąwszy rzekł: „Żono, powierzam ci syna”. Gdy chciał jeszcze coś powiedzieć, zerwała się Kallirrhoe, chcąc go objąć. Postanowiła zatem chować dziecię, sądząc, że taka była rada jej męża.
Ojciec zatem wybrałby życie dziecka, a nie aborcję. Kallirhoe wyobraziła sobie następująco głosowanie w tej sprawie:
Kallirhoe poszła do izby na piętrze, zamknęła drzwi i przyłożyła do łona podobiznę Chajreasza [na kamei w pierścieniu], mówiąc: „Oto jest nas troje: mąż, żona i dziecko. Radźmy nad wspólnym dobrem. Ja pierwsza odsłonię swoje pragnienie. Chcę bowiem umrzeć jako żona jedynie Chajreasza. Nie chcę doświadczyć innego męża – to mi milsze od rodziców, ojczyzny i od dziecka. A ty, dziecino, co wybierasz dla siebie? Śmierć od trucizny przed ujrzeniem słońca i wyrzucenie wraz z matką, bo może nawet nie uznają nas za godnych pogrzebu [po samobójstwie] – czy może życie i posiadanie dwóch ojców, z których jeden jest pierwszym na Sycylii, a drugi w Jonii? […] Oddajesz głos przeciw mnie, dziecino, i nie pozwalasz nam umrzeć. Zapytajmy też twojego ojca. A on raczej już się wypowiedział. Sam bowiem we śnie stanął przy mnie i rzekł: ‘Powierzam ci syna’.” […]. Tak więc rozmyślała tego dnia oraz w nocy i skłaniała się do życia ze względu na niemowlę, a nie na siebie (II,11,1-4).
A zatem w świecie kultury greckiej przed chrześcijaństwem podstawowe argumenty przeciwko aborcji były znane. Aborcja nie tylko okazuje się rozwiązaniem niesłusznym i niekorzystnym. Przede wszystkim jest to zabójstwo, okrutne uśmiercenie własnego dziecka jeszcze jako niemowlęcia. Używane przy tym środki poronne to trucizny. Następnie, prawo do życia dziecka i jego nadzieje na przyszłość są ważniejsze niż trudna sytuacja matki i związane z życiem ryzyko. Należy liczyć się z pragnieniem ojca troszczącego się o dziecko, nawet jeśli jest on nieobecny. Przemyślana odpowiedź na propagandę aborcyjną okazuje się więc znana od co najmniej dwóch tysięcy lat.
Prof. dr hab. Michał Wojciechowski – teolog, wykładowca na Wydziale Teologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego
Artykuł ten ukazał się pod tytułem Starożytność odrzucała aborcję w dwumiesięczniku „Polonia Christiana” 2024 nr 2(96), s. 77-79; oparty jest na naukowym opracowaniu po angielsku opublikowanym przez autora w kwartalniku „Collectanea Theologica” 93 (2023) 3, s. 33-50:
https://czasopisma.uksw.edu.pl/index.php/ct/article/view/11499
· Warto stanąć w obronie życia: nie istnieje żaden społeczny determinizm, powodujący, że historyczny rozwój zmierza w jednym tylko kierunku.
· To, jak ukształtujemy nasz świat zależy jedynie od naszej wolnej woli, której nie powinniśmy się wyrzekać.
· Ważna jest nieustanna społeczna edukacja, trzeba innych przekonywać, tłumaczyć im, pokazywać fakty.
· Tylko konsekwentny społeczny nacisk może przynieść efekty.
Autor: Dominik Zdort
Resort zdrowia pod najjaśniejszym przywództwem (chciałby się napisać: dowództwem, bo przecież oni toczą wojnę) pani Izabeli Leszczyny postawił na swoim, i od 1 maja 2024 wprowadził rozporządzenie o „pigułce po” dla dziewcząt powyżej 15 roku życia. Ministerstwo jest bardzo zdeterminowane, tak jakby od możliwości udostępniania młodocianym preparaty, mogące mieć często działanie aborcyjne (wczesnoporonne), zależała niepodległość Polski.
Zarządzenie wydane przez panią minister stwierdza, że nieletnie dziewczynki powinny mieć zagwarantowaną „aborcję farmakologiczną” bez wiedzy i zgody rodziców. Stan prawny ma być taki: jeśli moje 17-letnie dziecko ma wizytę u ortodonty na wymianę gumek w aparacie prostującym zęby, to muszę nie tylko o tym wiedzieć, ale i dziecku towarzyszyć (to nie teoria, ale praktyka mojej codzienności). Jeśli zaś moje 15-letnie dziecko zaszłoby w ciążę i chciałoby ją przerwać (co wszakże bywa, nawet i w środowiskach liberalnych, kontrowersyjne) – to wiedza i obecność rodzica nie jest potrzebna, ba, nawet i lekarz nie musi w tym procederze uczestniczyć, wystarczy „pani magister” z apteki, która w kanciapie na zapleczu (byle było tam krzesło dla młodej pacjentki) „przeprowadzi wywiad” i zapisze dziewczynce „receptę farmaceutyczną”, a następnie wyda pigułkę wczesnoporonną.
Entuzjazm minister Leszczyny i jej potężnego proaborcyjnego teamu jest ogromny, można mieć wrażenie, że jedynym celem działania tej ekipy w resorcie zdrowia jest „załatwienie” prawnego przyzwolenia dla swobodnej „antykoncepcji po” oraz dla swobodnej „terminacji ciąży” także na późniejszym etapie – uwielbiają to słowo, więc zepsujmy im trochę przyjemność tłumacząc, o co chodzi: gdy owa „terminacja” to mordowanie dzieci nienarodzonych.
I tu dochodzimy do właściwego tematu tego tekstu. Nawet jeśli środowiska entuzjastycznie podchodzące do aborcji są diabolicznie zdeterminowane i uparte, to warto wszystkim innym – szczególnie tym nieuprzedzonym, szukającym obiektywnej wiedzy – tłumaczyć, przekonywać, przedstawiać argumenty: prawne, społeczne, ilustrować konkretnymi przykładami, cytować ustawy i kodeksy.
Wydawałoby się, że ekipa Donalda Tuska, z politycznym wsparciem parlamentarnej postkomunistycznej lewicy, pod duchowym patronatem Marty Lempart i podobnych jej ekstremistek, jest nie do powstrzymania. Wiedzą, że ich ustawy szybko przyjąć się nie da, bo nie podpisze jej prezydent, więc „wymyślili sobie”, że problem swobodnego dostępu – bez recepty – do „pigułki po” ominą za pomocą ministerialnych rozporządzeń, a więc aktów prawnych dość niskiego rzędu, dotąd mających na celu wyjaśnianie ustawowych szczegółów. I tak powstał wspomniany dokument pani Leszczyny.
Kłopot w tym, że praktycy, od wielu lat stosujący przepisy, ustawy i rozporządzenia, wiedzą, co jest zgodne z prawem, co wątpliwe, a co zakazane. Nawet jeśli obecny rząd odmawia uznawania jurysdykcji Trybunału Konstytucyjnego, w niektórych obszarach także nie przyjmuje do wiadomości postanowień Sądu Najwyższego (no bo wiadomo, ważniejsze, aby porządek panował w Warszawie), to istnieją profesjonaliści, zawodowcy, którzy wiedzą, że nawet jeśli pani minister pobłądziła, to nie wolno iść za nią tą drogą.
I tu pojawiły się – pewnie dla środowisk proaborcyjnych szokujące – komentarze Naczelnej Izby Lekarskiej, Naczelnej Izby Aptekarskiej, innych samorządów medycznych, których wszak w żaden sposób nie da się przypisać do środowiska konserwatywnego czy pisowskiego: a jednak w delikatny sposób stwierdzają one, że rozporządzenie pani minister w wielu kwestiach niekoniecznie jest zgodne z prawem.
A więc, napiszmy to publicystycznym językiem, wprost (inaczej niż swoje analizy piszą na tych i sąsiednich łamach mądrzy eksperci Instytutu Ordo Iuris, starający się trzymać skomplikowanej retoryki prawniczej), w sposób, który będzie oczywisty dla każdego odbiorcy: zdaniem środowisk medycznych dokument pani minister jest nielegalny i kompromitujący autorkę.
Nie proponuję, aby minister Izabela Leszczyna po tak druzgocącej recenzji, wydanej przez bliskich jej poglądom profesjonalistów, ze wstydu popełniła seppuku. Nie zachęcam nawet, aby podała się do dymisji jako niekompetentna polityczka (tu nareszcie da się użyć tego słowa w sensie pierwotnym). Namawiam jednak do refleksji. Bo nawet jeśli dziś postawi na swoim, to w annałach pozostanie po niej tylko sromota.
Reakcja samorządów lekarskich i aptekarskich to efekt ich doświadczenia, rozumienia prawa nie jako systemu realizującego ideologiczną rewolucję, której dokonuje obecna ekipa rządząca, ale jako czynnika porządkującego nasz świat, niezależnie od tego, kto mu narzuca medialną narrację.
A teraz najważniejsze: nieoczekiwane deklaracje organizacji medycznych są skutkiem działań społecznych. Fundacji obywatelskich, organizacji, które – nie przyjmując argumentu, że praktyki obecnej władzy są nie do powstrzymania – pisały swoje analizy: profesjonalne, prawnicze, kompetentne, i rozsyłały do ludzi wpływowych. Tłumaczyły, czemu minister Leszczyna łamie przepisy i czym przyjęcie jej interpretacji może grozić przeciętnemu farmaceucie, który zechce działać niezgodnie z polskim prawem – czego domaga się resort zdrowia.
To przyczynek do szerszej refleksji na temat wpływu społeczeństwa na polityków. Nie tak dawno przez Polskę przemaszerowały Marsze w Obronie Życia. Do stolicy przyjechało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Polacy w Warszawie, i nie tylko, demonstrowali w sprawie, która nie przyniesie im zysku, dochodu ani popularności. Wręcz przeciwnie, będą wyśmiewani, lekceważeni, czasem psychicznie niszczeni, czego wielu z nich już doświadcza.
Takie wielkie demonstracje mają jednak sens: bo kiedy pojawia się tłum ludzi, manifestując w jednej sprawie, to czuje się, że istnieje jakaś głęboko zakorzeniona cywilizacyjna wspólnota nad Wisłą, że można myśleć inaczej, niż narzucają to wpływowe liberalne media. Że można otwarcie demonstrować przywiązanie do tradycyjnych wartości.
Kiedyś śmiałem się z określenia „społeczeństwo obywatelskie”. To był dla mnie wymysł lewackich aktywistów, usiłujących swoje marginalne poglądy narzucać większości. Tak to działało, skutecznie: mniejszość ze wsparciem wielkich pieniędzy światowych potentatów (przepraszam za banał, ale to jest miejsce, gdzie powinno to nazwisko paść: takich jak George’a Sorosa), zdobywała nieproporcjonalny wpływ do tego, jaki miałaby w jakimkolwiek demokratycznym głosowaniu.
Tym bardziej dobrze, że zdroworozsądkowa większość ostatnio potrafiła się zmobilizować w obronie życia. Bo na co dzień, odcięta od możliwości dotarcia do wielkich gazet, do wpływowego internetu, do wielkich telewizji, czuje się mniejszością – niesłusznie – i sama się ogranicza, staje się bierna, niezdolna do zdecydowanej reakcji.
I tu pojawia się kwestia społecznego determinizmu. Bo wiele osób, mających przekonania prawicowe, konserwatywne, zaczyna myśleć, że musi być tak, jak jest. Że świat nieuchronnie zmierza w lewo, że kolejne granice niebawem zostaną przekroczone: że patriotyzm odejdzie w przeszłość, że suwerenność państw nie ma sensu, że wiara w Boga to przeżytek (nawet jeśli my wierzymy, to kolejne pokolenia i tak religię porzucą…), że ochrona ludzkiego życia od urodzenia do naturalnej śmierci nie jest warta obrony (uwaga! jeśli dzis odpuścimy kwestię aborcji, to w centrum publicznej debaty zaraz stanie temat eutanazji), bo i tak nie ma szans w przyszłości.
Nie ma co ukrywać – to są tezy narzucane nam przez lewicowych liberałów. To poglądy, a nie fakty. Oni bardzo by chcieli nas przekonać, że tak jest – ale wcale tak być nie musi. Jeśli przyjmiemy ich filozofię, to sami wyrzekniemy się tego, co świadczy o naszym człowieczeństwie: wolnej woli. Rozumianej w sensie duchowym, ale też jak najbardziej codziennym, społecznym, będącym istotą systemu demokratycznego, w którym przyszło nam funkcjonować. Wolnej woli, która pozwala nam mieć wpływ na nasze otoczenie, nasz kraj, nasz świat.
Zresztą, jeśli przyjrzymy się kolejnym fazom rozwoju cywilizacji, to widać, że one idą falami. Raz napływa bardziej liberalna, potem bardziej konserwatywna. Po romantyzmie nieuchronnie musi nadejść pozytywizm.
Używając mocno upraszczającego sytuację, ale przekonującego przykładu z USA, przyjrzyjmy się tym falom: Kennedy, Nixon, Carter, Reagan + Bush, Clinton, Bush, Obama, Trump, Biden… Trump? Trudno o lepszy dowód, że nic nie jest przesądzone, nic nie jest załatwione raz na zawsze, co najlepiej pokazało uchylenie przez Sąd Najwyższy USA wyroku z roku 1973 w sprawie Roe vs. Wade (która, jak się zdawało, na zawsze przesądzała tę sprawę). Po czasach nieludzkich ideologii nadchodzą epoki łagodniejsze, sprzyjającej utrwaleniu naszej cywilizacji.
Amerykanie to wiedzą lepiej od nas. Zdają sobie sprawę, że nie wystarczy wielki marsz raz na rok (choć akurat oni potrafią organizować takie demonstracje). Rozumieją, że działać trzeba przez cały czas. Nie można poprzestawać na jednej udanej akcji, ale głośno demonstrować swoje poglądy dzień w dzień.
Ich organizacje broniące praw obywatelskich, małe i duże, doskonale to rozumieją. Ważna jest społeczna edukacja, o której mowa była powyżej. Ale też innego typu formy nacisku. W USA na co dzień wykorzystywana jest szeroka paleta działań, nie tylko masowe demonstracje, ale też kilkuosobowe pikiety, cotygodniowe obywatelskie interwencje w lokalnych biurach parlamentarzystów.
Donald Tusk przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi zapowiedział, że na listy swojej partii nie dopuści ludzi, którzy opowiadają się za ochroną życia poczętego (warto tu wyrazić szacunek dla polityków takich jak Bogusław Sonik, który w tej sytuacji zrezygnował z kandydowania do Sejmu, a następnie odszedł z Platformy Obywatelskiej). Nie ma chyba najmniejszych wątpliwości, że szef PO „skręcił w lewo” na skutek awantur, które wywołały na ulicach polskich miast radykalne aborcjonistki. Demonstracje Strajku Kobiet, zawsze hałaśliwe i wulgarne, miały wywrzeć na Tusku – i wywołały – wrażenie, że wyrażają one masowy gniew społeczny i powszechną opinię – a stało się to także dlatego, że środowiska „normalsów” były w tym okresie mało aktywne, czasem wręcz bierne, cofnęły się do defensywy.
Ale – przypomnijmy – ten sam Donald Tusk wcześniej wielokroć, gdy czuł na plecach oddech konserwatywnych wyborców, potrafił wystąpić w programie telewizyjnym i zaśpiewać tam kolędę, wziąć kościelny ślub (po 18 latach od zawarcia związku cywilnego) czy demonstracyjnie fotografować się z rodziną przy biurku, na którym stał krucyfiks i święte obrazki.
Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r. „normalsi” byli jednak bierni, nie naciskali, nie pikietowali, nie ruszyli do ofensywy – być może zmęczeni 8 latami rządów PiS, które były, jakie były. A tymczasem szefowi PO skutecznie dyszała w kark pani Lempart i jej koleżanki. I Tusk uznał, że wiatr cywilizacyjnych zmian wieje z tamtej strony, że swój krzyż i ślubne zdjęcia z kościoła powinien schować na pawlaczu, a afiszować się należy raczej poparciem dla mordowania dzieci nienarodzonych…
Paradoksalnie, jak się okazuje, trzeba przypominać o tych najważniejszych sprawach także politykom – pozornie – przychylnym konserwatywnym postulatom. Wystarczy spojrzeć na listę posłów, którzy podczas sejmowego głosowania przychylili się do procedowania proaborcyjnych projektów w polskim parlamencie: są na niej także ludzie prawicy, i to nie tylko tacy, których kojarzymy z opcją liberalną, ale też prominentni liderzy obecnej opozycji. Nie wymienię nazwisk, każdy może sprawdzić i osobiście się przerazić.
Rolą konserwatywnych środowisk obywatelskich jest nieustanne wskazywanie tym ludziom, że błądzą, tolerując szkodliwe rozwiązania prawne, przyjmując, że tak być musi i nie ma odwrotu. Że szkodzą samym sobie, tracą wyborcze poparcie, głosując razem z lewackimi radykałami. Nie można poprzestawać na organizowanych raz do roku potężnych marszach w wielkich miastach, trzeba odwiedzać polityków prawicowych ugrupowań w ich lokalnych biurach poselskich, nieustannie ich monitować, przypominać o ich powinnościach. To jest obowiązek ludzi aktywnych na najniższym obywatelskim poziomie.
Co nie oznacza, że nie warto naciskać także na ekstremistów z lewicy, także Tuskowej lewicy, utrudniać im lansowania barbarzyńskich poglądów, uprzykrzać życie, gdy głoszą pomysły szkodliwe dla społeczeństwa. Powinni zrozumieć, że działając wbrew społecznemu i narodowemu interesowi, promując skrajne i szkodliwe dla Polski idee, spotkają się z oporem, że ich działania nie pozostaną bez reakcji, że ich agresja wobec ważnych dla wspólnoty wartości wywoła protest. Nie ma powodu, aby w takiej sytuacji czuli się komfortowo.
W życiu społecznym bardzo ważna jest znana powszechnie zasada śnieżnej kuli. To ją wykorzystały radykalne aktywistki, organizując Strajk Kobiet. Niewielkie i skrajne grupki „oburzonych” dam rozdmuchały mało znaczące społeczne niezadowolenie poza wszelkie granice.
To jest metoda, którą warto stosować, odpowiadając na argumenty zajadłych zwolenników aborcji. Trzeba nagłaśniać sytuacje, gdy dokonanie aborcji kończy się zdrowotną szkodą dla matki, gdy na skutek „zabiegu” rodzi się żywe dziecko, które kona potem w męczarniach: takich przypadków jest mnóstwo, i nie należy ich ukrywać, trzeba je pokazywać, tak jak czynią w korzystnych dla siebie rzadkich sytuacjach proaborcjoniści. Właśnie takie sytuacje pozwalają ulepić „śnieżną kulę”, która się toczy się i staje się coraz większa, budując autentyczny społeczny ruch będący odtrutką na barbarzyńskie postulaty i wulgarną retorykę.
Nie wykluczam, że niebawem, dzięki aktywności obywateli, którzy mają dość społecznej inżynierii i lewackich eksperymentów, ktoś wyciągnie z piwnicy swój zakurzony krucyfiks – bo będzie musiał to zrobić, aby powalczyć o władzę. To wciąż możliwe – tacy jak oni mają interesy, a nie poglądy.
Dominik Zdort
Dziennikarz i publicysta, senior research fellow w projekcie „Ordo Iuris: Cywilizacja” Instytutu Ordo Iuris, pracował m.in. w „Życiu Warszawy”, „Rzeczpospolitej” i „Newsweeku”, był współautorem audycji w RDC i radiowej „Dwójce”, a ostatnio szefem magazynu weekendowego „Rzeczpospolitej” Plus Minus oraz internetowego Tygodnika TVP.
Zasady korzystania z materiałów zamieszczonych na stronie Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris
Zachęcamy Państwa do korzystania z opracowań i materiałów przygotowanych przez Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Jednocześnie informujemy, że stosownie z obowiązującym prawem, przedruk treści zamieszczonych na stronie internetowej Instytutu jest możliwy pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła (strona internetowa Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris) (art. 34 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych). W przypadku przedrukowywania publikacji Instytutu w zakresie wykraczającym poza sprawozdania o aktualnych wydarzeniach lub dokonywanych poza ramami czasowymi, w jakich materiał zachowuje aktualność z punktu widzenia szybkości obiegu informacji, wskazane jest uzyskanie uprzedniej zgody Instytutu pisząc na adres [email protected]
Zapisz się na naszą listę mailingową
Informujemy, że Państwa dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w celu informowania o realizacji działań statutowych, w tym do informowania o organizowanych akcjach społecznych. Podanie danych jest dobrowolne. Informujemy, że przysługuje Państwu prawo dostępu do treści swoich danych i możliwości ich poprawiania.
© 2022 ORDO IURIS - Instytut Na Rzecz Kultury Prawnej