główne PUNKTY
1
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo matki wychowującej dziecko w konkubinacie jednopłciowym, przeciwko właścicielce prywatnego przedszkola prezentującego wartości katolickie.
2
Przyczyną pozwu było nieprzyjęcie dziecka do przedszkola.
3
Zdaniem sądu, nie doszło do dyskryminacji matki chłopca ze względu na płeć.
4
Żądanie zapłaty prawie 50 tys. zł, publicznych przeprosin oraz zobowiązania do odbycia szkolenia z „tolerancji”, sąd uznał za nieproporcjonalne i nieadekwatne.
5
Właścicielkę przedszkola reprezentowali prawnicy z Instytutu Ordo Iuris.

Sprawa dotyczy placówki prywatnej, ale znanej w lokalnym środowisku z tego, że jego właścicielka jest wierzącą katoliczką. Rodzice polecają sobie tę placówkę m.in. dlatego że wiedzą, iż mogą do niego bezpiecznie posyłać dzieci oraz że np. nie będą w nim organizowane „tęczowe piątki” lub zajęcia z seksedukatorami.
Matka wychowująca dziecko w związku homoseksualnym zarzucała właścicielce przedszkola dyskryminację ze względu na płeć oraz naruszenie jej dóbr osobistych – godności i prawa do życia rodzinnego, ze względu na to, że jej syn nie został przyjęty do przedszkola. Domagała się blisko 50 tys. zł jako odszkodowanie i zadośćuczynienie, a także publicznych przeprosin w Internecie oraz zobowiązania właścicielki i pracowników przedszkola do odbycia szkolenia z zakresu równego traktowania.
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo kobiety. W ustnym uzasadnieniu sąd powiedział, że nie można tu mówić o dyskryminacji ze względu na płeć, bowiem kryterium odmowy przyjęcia do przedszkola było wychowywanie dziecka przez osoby o tej samej płci – mężczyzna w podobnej sytuacji spotkałby się z taką samą decyzją. Sąd stwierdził też, że sformułowane w pozwie roszczenia oraz treść przeprosin są nieproporcjonalne i nieadekwatne do stanu faktycznego sprawy.
Jednak z argumentacji sądu (na razie ustnej) wynika, że nieprzyjęcie do przedszkola dziecka wychowanego przez parę homoseksualną może stanowić naruszenie dóbr osobistych (nawet jeśli nie narusza to „ustawy antydyskryminacyjnej).
Instytut w swojej argumentacji odwołał się do wolności sumienia i religii, która jest zagwarantowana każdej osobie przez Konstytucję RP i przez prawo międzynarodowe. Obejmuje to także prawo do prowadzenia placówki zgodnie z własnymi przekonaniami.
Prawnicy tłumaczyli też, że wymagana przez Unię Europejską „ustawa antydyskryminacyjna”, zgodnie z jej przepisami, nie ma zastosowania do swobody wyboru strony umowy, o ile tylko nie jest on oparty na płci, rasie, pochodzeniu etnicznym lub narodowości. Zatem wybór strony umowy o świadczenie usług przedszkolnych, może być dokonywany w oparciu o inne kryteria, w tym orientację seksualną.
Właścicielka oraz dyrektor przedszkola wyjaśniały przed sądem, że tak naprawdę proces rekrutacji nie został rozpoczęty, że powódka ograniczyła się do korespondencji mailowej i rozmów telefonicznych. Tymczasem zawsze przed decyzją o rozpoczęciu rekrutacji rodzice odwiedzają to przedszkole i mają możliwość poznać jego charakter i osoby je prowadzące. Mogą wówczas np. zobaczyć krzyże na ścianach i dowiedzieć się, że dzieci uczestniczą w religijnych wydarzeniach związanych z rokiem liturgicznym.
Powódka wykorzystała w procesie nagraną przez siebie rozmowę telefoniczną z właścicielką przedszkola. Nie spytała wcześniej pozwanej o zgodę na to, a jak się okazało w toku przesłuchania przed sądem, rozmowie tej przysłuchiwał się jej adwokat. Przypuszczalnie powódka z jego pomocą sterowała rozmową tak, żeby była użyteczna przed sądem.
Rodzi to poważne podejrzenie, że cała sprawa nie wynika nawet z subiektywnego poczucia krzywdy (co samo w sobie nie oznacza naruszenia dóbr osobistych), ale że jest prowokacją. Miałaby ona na celu zastraszenie właścicieli placówek edukacyjnych, dbających o to, aby osoby wierzące czuły się w nich komfortowo, a ich dzieci nie stykały przedwcześnie z wzorcami życia niezgodnymi z ich światopoglądem i wiarą.
Źródło zdjęcia okładkowego: Adobe Stock