Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
kobieta

kobieta

Wolności obywatelskie

28.05.2025

Specjalna Sprawozdawca ONZ popiera wyrok potwierdzający biologiczne rozumienie płci przez Wielką Brytanię

• Specjalna Sprawozdawca ONZ ds. przemocy wobec kobiet i dziewcząt Reem Alsalem poparła wyrok Sądu Najwyższego Wielkiej Brytanii uznający biologiczne rozumienie płci w brytyjskim prawie.

Czytaj Więcej
Ochrona życia

16.05.2025

„Kobiety zasługują na coś lepszego niż pigułka aborcyjna” – badania na temat szkodliwości aborcji farmakologicznej

• Podczas gdy polskie „feministki” fetują otwarcie „przychodni” aborcyjnej w Warszawie, amerykańscy naukowcy biją na alarm wskazując na zagrożenie jakie środki poronne niosą dla życia i zdrowia kobiet.

• Nasze „organizacje prokobiece” wciąż dumnie niosą na sztandarach swobodny dostęp do aborcji farmakologicznej. Natomiast za oceanem, po latach takiej swobody, wniosek jest jeden: kobiety zasługują na coś lepszego niż pigułka aborcyjna.

 

Aborcja farmakologiczna: dwie narracje

Amerykańskie Ethics and Public Policy Center opublikowało wyniki badań dotyczących szkodliwości pigułki wczesnoporonnej dla kobiet. Okazuje się, że ich stosowanie może pociągnąć za sobą znacznie gorsze konsekwencje, niż wskazywali to producenci tych środków.

Polskę z kolei nie tak dawno rozgrzewał spór o dostępność tzw. tabletki „dzień po”, czyli farmakologicznego środka wczesnoporonnego. Część społeczeństwa, gorliwie przekonywana przez wszelkiej maści organizacje przedstawiające się jako „feministyczne” i „prokobiece”, utrzymywała wówczas, że środki takie jak „ellaOne” (tabletka zawierająca octan uliprystaliu, czyli środek działający jak mifepriston - substancja pigułki aborcyjnej RU486 – zabijająca dziecko nawet do 63. dnia ciąży) są całkowicie bezpieczne i powinny być powszechnie dostępne.

Lobby aborcyjne bez wątpienia tryumfowało, gdy w 2015 r. prawo w Polsce zaczęło dopuszczać sprzedaż środka "EllaOne" bez recepty. Dopiero ustawą z dnia 25 maja 2021 r. przywrócono kontrolę lekarską nad sprzedażą preparatu – tabletki poronne nie są już dostępne w Polsce bez recepty. Warto jednak pochylić się jeszcze raz nad kwestią bezpieczeństwa aborcji farmakologicznej, która wciąż przez środowiska proaborcyjne przedstawiana jest jako „bezpieczna”, zaś środowiska pro-life konsekwentnie zwracają uwagę na to, że środki poronne szkodliwe są także dla samej matki.

Nowe badania EPPC

Spór dotyczący bezpieczeństwa kobiet, które decydują się na przyjęcie tabletki aborcyjnej wydaje się jednak zmierzać ku końcowi. Amerykańskie Ethics and Public Policy Center (EPPC) opublikowało wyniki badań, które zaskoczyły chyba nawet samych naukowców.

Jak wskazano w opublikowanym przez autorów badania artykule, rzeczywisty wskaźnik poważnych zdarzeń niepożądanych po aborcji z użyciem mifepristonu jest co najmniej 22 razy wyższy niż sumaryczny wskaźnik „mniej niż 0,5%” w badaniach klinicznych, podany na etykiecie leku. Różnica pomiędzy deklarowanymi przez producenta zagrożeniami dla życia i zdrowia kobiet („mniej niż 0,5%”) a rzeczywistością jest tak wielka, że obrona swobody przyjmowania tego typu środków wydaje się być już całkowicie niemożliwa.

Istotnym czynnikiem jest oczywiście metodologia badania. I, co ciekawe, w tym wypadku metodologia wskazuje, że wyniki mogą być (i raczej na pewno są) niedoszacowane. Oznacza to, że kobiet, które po przyjęciu środka poronnego doświadczyły poważnych konsekwencji medycznych jest jeszcze więcej. Nie ma natomiast możliwości, by podane wyniki były przeszacowane, bowiem badanie opiera się na analizie danych z bazy danych roszczeń ubezpieczeniowych wszystkich płatników w USA, która obejmuje 865 727 przepisanych aborcji mifepristonem w latach 2017-2023. U 10,93 procent kobiet w ciągu 45 dni po aborcji mifepristonem występuje sepsa, infekcja, krwotok lub inne poważne lub zagrażające życiu zdarzenia niepożądane, co znacznie przekracza sumaryczną liczbę „mniej niż 0,5 procent” deklarowaną na ulotce leku.

Dlaczego wyniki badania mogą wciąż nie odzwierciedlać rzeczywistej skali problemu? Są to dane pozyskane od ubezpieczycieli, stanowiące sumę zgłoszonych zdarzeń. Nie każdy jednak do przeprowadzonej aborcji się przyznaje i nie każdy decyduje się na zgłoszenie jej konsekwencji do ubezpieczyciela. W USA brak takiego zgłoszenia jest wysoce prawdopodobny, bowiem aborcja z użyciem mifepristonu wymaga tam obecnie zaledwie jednej wizyty telemedycznej u dowolnego uprawnionego pracownika służby zdrowia (niekoniecznie lekarza), a kobieta może samodzielnie podawać sobie leki zakupione w aptece wysyłkowej. Co więcej, lekarz przepisujący lek nie musi zgłaszać żadnych zdarzeń niepożądanych, chyba że wie, iż pacjent zmarł. W danych dotyczących roszczeń ubezpieczeniowych nie uwzględniono również przypadków, które zakończyły się śmiercią kobiety. Autorzy badania zamierzają zająć się tą kwestią w swojej kolejnej publikacji.

Aborcyjna „przychodnia” w Warszawie

Opublikowane z końcem kwietnia 2025 r. wyniki wspomnianego badania korelują czasowo z otwarciem w marcu tego roku „przychodni” aborcyjnej w Warszawie. Środowiska określające się jako „feministyczne” i „prokobiece” hucznie świętowały uruchomienie przybytku, w którym służą radą i pomocą w zabiciu poczętego dziecka. Ich przekaz jest okrutny i zarazem bardzo prosty: kobieta może decydować o życiu i śmierci swego dziecka. Zachęcają przy tym do korzystania właśnie z aborcji farmakologicznej, oferując instruktaż oraz pomoc w „zorganizowaniu” środków poronnych. Konsekwencje zdrowotne dla matki? Tutaj odpowiedź jest już jedna: w razie problemów zgłoś się do szpitala i pamiętaj, że aborcja wykonana przez matkę jest legalna. Brak empatii, prawdziwego wsparcia i opieki (w tym psychologicznej), brak szacunku dla życia i zdrowia (tak matki, jak i dziecka) biją po oczach. I nawet jeśli kobieta, która sięgnie po tabletki poronne przeczyta załączoną do nich ulotkę, to dziś wiemy już, że ostrzeżenie o skutkach ubocznych jest kolejną zastawioną na nią pułapką. 

Apel badaczy

Autorzy badania dotyczącego tabletek aborcyjnych i ich wpływu na zdrowie kobiet biją na alarm i postulują natychmiastowe przywrócenie w USA wcześniejszych, silniejszych protokołów bezpieczeństwa pacjenta. Wskazują, że oryginalna ulotka leku z 2000 r. wymagała, aby był „podawany wyłącznie w klinice, gabinecie lekarskim lub szpitalu, przez lekarza lub pod jego nadzorem”, przy czym lekarze musza być w stanie „zapewnić pacjentowi dostęp do placówek medycznych wyposażonych w transfuzje krwi i resuscytację”.

Wymogi te, pod wpływem sytuacji politycznej były z czasem łagodzone – jak widać po danych zgromadzonych w bazach ubezpieczycieli – niesłusznie. Dlatego EPPC wskazuje na konieczność wdrożenia odpowiedzialności lekarzy za zdrowie kobiet, które przyjmują mifepriston pod ich opieką, a także postuluje wprowadzenie nakazu pełnego raportowania jego skutków ubocznych. Autorzy badania apelują o ponowne zbadanie bezpieczeństwa tabletek poronnych i, w oparciu o obiektywne kryteria, ponowne rozważenie ich zatwierdzenia i dopuszczenia do obrotu. „Kobiety zasługują na coś lepszego niż pigułka aborcyjna” – tym mocnym zdaniem autorzy badania kończą swój artykuł.

Czy tabletki poronne są bezpieczne?

Przytoczone wyżej badanie jasno wskazuje, że środki służące do aborcji farmakologicznej nie są bezpieczne – co najmniej u 10,93 procent kobiet w ciągu 45 dni po aborcji mifepristonem występuje sepsa, infekcja, krwotok lub inne poważne lub zagrażające życiu zdarzenia niepożądane. Wskaźnik ten jest bardzo wysoki, zwłaszcza, gdy porównamy go z deklaracjami producenta („mniej niż 0,5 %”). Pamiętać też trzeba, że „co najmniej” oznacza, że przypadków tych jest więcej.

Omawiane badanie dotyczyło pacjentek w USA, jednakże w Polsce również środki tego typu są niestety stosowane. O tym, że – wbrew zapewnieniom lobby aborcyjnego i rzekomych „organizacji prokobiecych” – stanowią one zagrożenie dla życia i zdrowia kobiet mówi się od lat. Sygnalizował to także wielokrotnie Instytut Ordo Iuris.

Tabletki wczesnoporonne wpływają na układ hormonalny i stan zdrowia kobiety. Mogą powodować rozregulowanie cyklu miesiączkowego i problemy z płodnością w przyszłości. Stosowanie tabletek poronnych wiąże się też z możliwością wystąpienia skutków ubocznych, takich jak np. bóle brzucha, nadmierne krwawienie, problemy z funkcjonowaniem układu pokarmowego, zaburzenia nastroju, zaburzenia koncentracji, bóle głowy, mdłości i wymioty, bolesne miesiączkowanie i zmęczenie. Literatura medyczna wskazuje na przypadki, w których kobiety przyjmujące pigułki poronne musiały poddać się hospitalizacji lub – wskutek wykrwawienia – zmarły.

Szansa na zmiany

Wbrew pozorom, dane przedstawione przez autorów badania mogą stanowić bardzo potężne narzędzie nie tylko do walki z lobby aborcyjnym, ale także wpłynąć na kształt światowej polityki lekowej.

Od 2019 r. mifepriston znajduje się na liście leków podstawowych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), obejmującej „najskuteczniejsze, najbezpieczniejsze i najbardziej opłacalne leki na priorytetowe schorzenia”. Aktualizacja listy z 2019 r. usunęła również poprzednie zastrzeżenie, że pigułka aborcyjna wymaga „ścisłego nadzoru lekarskiego”.

Zmianę tę uzasadniano badaniami klinicznymi na które producent powoływał się w ulotce, czyli rzekome „mniej niż 0,5%” przypadków zdarzeń niepożądanych. Dziś jednak wiemy już, że dane te skrajnie nie odpowiadają rzeczywistości. Dodatkowo należy wziąć pod uwagę fakt, że badanie opublikowane przez EPCC przeprowadzono analizując dane z USA – objęło ono zatem kobiety doświadczające poważnych powikłań w państwie, gdzie szpitale, kliniki i wykwalifikowani lekarze są stosunkowo liczni. Aborcja farmakologiczna jest natomiast rozpowszechniana, czy wręcz promowana, na całym świecie, w tym w wielu biedniejszych, rozwijających się krajach, gdzie wskaźnik zgonów w czasie ciąży i porodu jest znacznie wyższy. Przyczyny są tożsame także przy aborcji (w tym farmakologicznej): krwawienia i infekcje. Należy się zatem spodziewać, że wskaźnik tych powikłań po zażyciu środka poronnego w państwach mniej rozwiniętych jest jeszcze wyższy.

Jeżeli dojdzie do ponownej oceny zagrożeń związanych z mifepristonem w USA, może okazać się, że wnioski płynące z tej oceny wpłyną także na to, czy środek ten będzie nadal akceptowany (albo sposób jego dopuszczalności do użycia) w innych państwach na świecie. Należy się także spodziewać, że do przeprowadzenia ponownych badań klinicznych zmuszony zostanie sam producent tabletek aborcyjnych. Podważenie dotychczas podawanych przez producenta statystyk i podjęcie kroków weryfikujących bezpieczeństwo tabletki poronnej w pewnym momencie będzie musiało także znaleźć odzwierciedlenie w rekomendacjach WHO i liście „leków podstawowych”.

Pozostaje mieć nadzieję, że dzień, w którym ten niebezpieczny dla życia i zdrowia, zarówno kobiet jak i ich nienarodzonych dzieci, środek zniknie z listy „leków” nadejdzie prędzej niż później.

 

Anna Kubacka – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

Czytaj Więcej

Brytyjski Sąd Najwyższy: pojęcie „kobieta” nie obejmuje mężczyzn identyfikujących się jako „trans-kobiety”

• Wyrokiem z 16 kwietnia Sąd Najwyższy Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii potwierdził, że definicja pojęcia „kobieta” z brytyjskiej ustawy równościowej z 2010 roku obejmuje wyłącznie kobiety biologiczne, nie mając zastosowania do mężczyzn, którzy samookreślają się jako „trans-kobiety”.

Czytaj Więcej

Przedmiotowe traktowanie dzieci i przemoc wobec kobiet – opinia Ordo Iuris dla ONZ na temat surogacji

• Instytut Ordo Iuris przygotował opinię dla ONZ w ramach raportu tematycznego dotyczącego surogacji i jej wpływu na prawa kobiet i dzieci.

Czytaj Więcej

24.03.2025

Nowy plan działania KE na rzecz praw kobiet, czyli jak UE walczy o uniformizację płci

• Komisja Europejska opublikowała nowy plan działania na rzecz praw kobiet.

Dokument stanowi kontynuację dotychczasowej polityki unijnej w dziedzinie praw kobiet, szczególnie w aspekcie dążenia do uniformizacji płci.

Równość płci przedstawiana jest poprzez negowanie jakichkolwiek naturalnych różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami, co prowadzi do polityki mającej upodobnić kobiety do mężczyzn.

Wysiłki KE skupiają się na ustanawianiu parytetów w miejscach pracy i w polityce oraz na narzucaniu rodzicom sposobu w jaki mają dzielić się opieką nad dziećmi.

W nowym planie działania na rzecz praw kobiet wprost przelicza się „zwiększanie równości płci” na wzrost PKB.

Komisja zapowiada „zwiększanie równości płci” w nowych dziedzinach  m.in. w rolnictwie.

Różnice w wyborach życiowych i preferencjach zawodowych kobiet i mężczyzn Komisja wiąże z „segregacją płci w edukacji”.

KE zapowiada też opracowanie nowej „Strategii na rzecz równości płci po 2025 r.”

 

Prawa kobiet – nowy plan działania KE

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, Komisja Europejska (KE) opublikowała nowy plan działania na rzecz praw kobiet (A Roadmap for Women's Rights). Termin zaprezentowania dokumentu nie jest przypadkowy i celowo został wyznaczony w okolicy Dnia Kobiet.

Specyficzne pojmowanie przez UE praw kobiet jest już wiedzą powszechną. Nierzadko unijna wykładnia praw kobiet prowadzi do podważania naturalnych różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami, de facto pozbawiając kobiety prawa do wykorzystywania i celebrowania swojej odrębności płciowej, w tym aspektów związanych z macierzyństwem.

Niedawno opublikowany dokument stanowi kontynuację dotychczasowej polityki unijnej w dziedzinie praw kobiet. Co ciekawe, stawia jednak na kwestie związane z „wyrównywaniem szans” – przez co KE rozumie dążenie do zwiększania udziału kobiet w rynku pracy. Zadziwiająco mało miejsca dokument poświęca zdrowiu, które przez lata UE utożsamiała z „prawami reprodukcyjnymi”, czyli terminem pod którym krył się przede wszystkim dostęp do aborcji. W żadnym razie nie należy tego jednak odczytywać jako porzucenie tematu przez KE. Skupienie na kwestiach gospodarczych można jednak odbierać jako sygnał, że Unia dostrzega nadchodzący kryzys gospodarczy i ekonomiczny, a „prawa kobiet” mogą być wykorzystane jako cegiełka w walce z jego skutkami.

„Kobiety na traktory” w nowej odsłonie

Komisja Europejska od lat konsekwentnie promuje „prawa kobiet”, które definiuje m.in. poprzez równość kobiet i mężczyzn. Równość tę KE pojmuje niezwykle prostolinijnie, poprzez negowanie jakichkolwiek naturalnych różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami i dążenie do uniformizacji płci. W efekcie otrzymujemy od KE propozycje zmierzające do jak największego upodobnienia sytuacji kobiet do mężczyzn. Jest to widoczne chociażby w wysiłkach KE wkładanych w ustanowienie parytetów w każdym możliwym miejscu pracy i instytucji (parytety w zarządach spółek), czy próby narzucania rodzicom sposobu w jaki dzielą się opieką nad dzieckiem (wprowadzanie części urlopu rodzicielskiego możliwego do wykorzystania tylko przez ojców).

Również w nowym planie działania na rzecz praw kobiet, KE skupia się na przeliczeniu „zwiększania równości płci” na wzrost PKB. Jednym słowem – równość płci ma się przejawiać poprzez zwiększenie udziału kobiet w rynku pracy, a to z kolei ma się przekładać na wzrost gospodarczy. Kobiet ma być mniej w domach, mniej w rolach macierzyńsko-opiekuńczych  (wszak role te są, w opinii Brukseli, deprecjonujące i pozycjonujące kobiety niżej od mężczyzn), a więcej w biurach, zarządach, a (zgodnie z nowym planem działania) także w rolnictwie. Jak wskazano, „aby wspierać konkurencyjność i dalej wykorzystywać potencjał siły roboczej kobiet Komisja proponuje dodanie silnej perspektywy równości płci” do inicjatyw takich jak np. platforma na rzecz kobiet w rolnictwie (Plan działania, s. 4). Czytając o planowanym wdrażaniu równości płci w rolnictwie trudno nie przypomnieć sobie o słynnym peerelowskim plakacie propagandowym z lat 50., na którym dziewczyna w mundurze Związku Młodzieży Polskiej prowadzi traktor i zachęca, by ruszyć „naprzód do walki o szczęśliwą, socjalistyczną wieś Polską”.

 

Komizm sytuacji kończy się jednak, gdy uświadomimy sobie o jakiej determinacji KE świadczy wkraczanie z „równością płci” nawet do rolnictwa. Jak Instytut Ordo Iuris już wielokrotnie alarmował, ustalone przez Radę Europejską w 2002 r. tzw. cele barcelońskie zakładają, że każde z państw członkowskich UE powinno objąć opieką formalną 90 proc. dzieci powyżej 3 lat i co najmniej 33 proc. dzieci do 3 roku życia . Wszystko po to, by realizować „równość płci" poprzez wysłanie matki do pracy zarobkowej jak najszybciej po porodzie, bo, jak czytamy w tzw. celach barcelońskich, „państwa członkowskie powinny usunąć czynniki zniechęcające kobiety do udziału w rynku pracy”.

 

W nowym planie działania na rzecz praw kobiet wskazano również, że „kobiety w UE nadal mają mniej czasu niż mężczyźni, ponieważ spoczywa na nich nieproporcjonalnie duża część obowiązków domowych”. Jest to oczywiście prawda, co nie oznacza, że konieczne jest systemowe zmuszanie kobiet i mężczyzn do dzielenia się tymi obowiązkami równo po połowie. Takie rozwiązanie proponuje jednak KE, która wprost wskazuje, że „sytuację pogarsza niskie wykorzystanie urlopów rodzinnych przez ojców”. W tym wypadku dochodzimy do – będącego pokłosiem celów barcelońskich – kultywowanego w UE założenia, że rola matki jest ciężarem powodującym nierówność płciową, czego konsekwencją powinno być jak najszybsze umieszczenie dziecka w placówce opiekuńczej (aby matka i ojciec mogli pracować – jak równy z równym), ewentualnie wprowadzenie sztywnego podziału opieki nad dzieckiem między rodzicami, pomimo oczywistych naturalnych predyspozycji kobiety do opieki nad dzieckiem w jego pierwszych latach życia. KE walczy. nie tylko z preferencjami szeregu kobiet, które chcą opiekować się swoimi dziećmi i pragną docenienia ich roli matki, ale także z naturą.

 

Od przeszło dwudziestu lat UE realizuje więc cel „uratowania” kobiet od macierzyństwa, ról społeczno-opiekuńczych i pracy wykonywanej w domu na rzecz rodziny. Zamiast promować prawa kobiet i kobiecość poprzez docenienie także tych tradycyjnych ról społecznych, poprzez zagwarantowanie kobietom możliwości wyboru ścieżki życiowej zgodnie z ich preferencjami i wolą, UE obrała ścieżkę do maksymalnego upodobnienia sytuacji kobiet do mężczyzn. Czy zatem unijni dygnitarze rzeczywiście wierzą w równość płci, skoro z taką mocą walczą na rzecz uniformizacji płci?

 

Imperatyw moralny

 

Jak podkreślono w unijnym dokumencie, „promowanie praw kobiet jest nie tylko imperatywem moralnym, ale także strategiczną inwestycją we wzrost gospodarczy i konkurencyjność UE” (Plan działania, s. 2).

KE deklaruje także, że „zapewnienie kobietom pełnego, równego i znaczącego uczestnictwa, a także ich reprezentacji i przywództwa, sprzyja również bardziej stabilnym i odpornym demokracjom” (Plan działania, s. 2). Demokracje, które promują prawa kobiet, uwzględniają rzekomo szerszy zakres perspektyw i doświadczeń w procesach decyzyjnych, co prowadzić ma do polityki, która jest bardziej kompleksowa i dostosowana do potrzeb wszystkich obywateli. W ocenie KE, w sferze korporacyjnej równość płci przekłada się na przewagę konkurencyjną, a firmy wykazują wyższe zyski i lepsze wyniki giełdowe, gdy kobiety zajmują stanowiska kierownicze.

Co ciekawe, powyższe założenia mają służyć potwierdzeniu słuszności polityki wprowadzania parytetów (np. na stanowiskach kierowniczych), mimo że w teorii – skoro firmy wykazują wyższe zyski i lepsze wyniki giełdowe, gdy kobiety zajmują stanowiska kierownicze – parytety te powinny być zbędne. Niezależnie od tego, ponownie wskazać należy, że wprowadzanie regulacji, które zmuszają społeczeństwo do zatrudniania kobiet z uwagi na ich płeć, a nie kompetencje, nie jest wprowadzaniem równości płci, lecz przeciwnie, stanowi krok w kierunku systemowej dyskryminacji mężczyzn i systemowemu usankcjonowaniu gorszej pozycji kobiet, jako tych, które nie są w stanie samodzielnie osiągnąć pozycji zawodowej równej mężczyźnie.

 

Wolny wybór czy segregacja płci?

Pojmowanie równości płci poprzez uniformizację kobiet i mężczyzn jest niezwykle nachalne w nowym planie działania KE. Komisja stwierdza z wielkim niezadowoleniem, że „postęp jest powolny, a bariery strukturalne, takie jak dyskryminujące normy społeczne, nadal istnieją” (Plan działania, s. 3) i podaje, że „o 10,9 p.p. więcej kobiet niż mężczyzn ukończyło studia wyższe” lecz okoliczności te „nie są w pełni odzwierciedlone w pozycji kobiet na rynku pracy oraz w organach i procesach decyzyjnych” (Plan działania, s. 3).

Komisja Europejska podkreśla także, że kobiety są nadreprezentowane w niskopłatnych i niedocenianych (choć niezbędnych) zawodach. Jest to kwestia, nad którą w UE również debatuje się już od wielu lat, czyli próba ograniczenia udziału kobiet w zawodach tradycyjnie postrzeganych jako „kobiece”. Warto przy tym zwrócić uwagę, że zdominowanie takich zawodów jak pielęgniarstwo, nauczyciel szkolny, czy opieka nad dziećmi przez kobiety wynika w znacznej mierze z predyspozycji kobiet do podejmowania zawodów wymagających łagodności, cierpliwości i empatii, a cechy te stanowią ogromną wartość dodaną. Aktywność KE na polu sztucznego wymuszenia zmian w udziale płci w tego typu profesjach sugeruje jednak, że w Brukseli postrzega się to zgoła odmiennie.

Potwierdza to zresztą dalsza część planu działania KE, w której wskazano, że „kobiety w UE zajmują zaledwie 33%  miejsc w parlamencie i 34,8% miejsc w samorządach lokalnych” (Plan działania, s. 3). W tym kontekście powstaje pytanie, czy chęć KE do zmiany procentowej struktury udziału płci w życiu politycznym Europejczyków zmierza do podważenia zasad demokracji poprzez narzucenie obywatelom określonych wyborów poza trybem demokratycznym, czy może polegać ma na zmuszaniu kobiet do udziału w życiu politycznym nawet w sytuacjach, gdy kobiety tego nie chcą? Art. 211 § 3 Kodeksu wyborczego już dziś przewiduje, że wśród kandydatów na posłów zarówno liczba kobiet, jak i liczba mężczyzn nie może być mniejsza niż 35% liczby wszystkich kandydatów na liście. Wiedza o tym, jak przepis ten funkcjonuje w praktyce jest powszechna – kobiety są mniej chętne do czynnego udziału w polityce i obsadzenie list wyborczych zgodnie z wymaganym parytetem bywa niezwykle trudne i często kończy się umieszczeniem na liście osób dobranych zgodnie z kryterium płci, pomimo tego, że na miejscu tym mogłyby znaleźć się osoby dalece bardziej kompetentne.

Zdroworozsądkowe argumenty związane z naturalnymi i osobistymi preferencjami oraz świadomymi wyborami życiowymi kobiet nie trafiają jednak do Komisji Europejskiej. Choć szereg badań, raportów i analiz potwierdza, że wiele kobiet (co nie oznacza, że wszystkie!) woli spełniać się w roli matki niż robić karierę zawodową, ponadto wiele kobiet preferuje wykonywanie pracy opiekuńczej ponad zaangażowanie polityczne, to KE uparcie twierdzi, że problemem  jest „niedostateczna reprezentacja kobiet w naukach ścisłych, technologii, inżynierii i matematyce” oraz „niedostateczna reprezentacja mężczyzn w sektorach takich jak edukacja, zdrowie i opieka społeczna”.

 

Stan taki KE wprost nazywa  „segregacją płci w edukacji”. Problematyczne jest to, że Komisja zdaje się nie dostrzegać, że „segregacja” ta jest efektem nieskrępowanych, wolnych wyborów życiowych kobiet i mężczyzn, którzy co do zasady dokonują ich w oparciu o własne preferencje.

 

Zapowiedź „Strategii na rzecz równości płci po 2025 r.”

 

KE zapowiada swą aktywność na polu kluczowych wyzwań związanych z równością płci również w dziedzinach zwalczania przemocy, ochrony zdrowia oraz w dziedzinach „czasu, pieniędzy, pracy, edukacji i wiedzy, władzy i mechanizmów instytucjonalnych” (Plan działania, s. 4). Z dumą ogłoszono także działalność grupy zadaniowej ds. równości, która w ramach Komisji promować ma uwzględnianie równości, w tym równości płci, we wszystkich obszarach polityki poprzez sieć koordynatorów ds. równości we wszystkich służbach Komisji. W obliczu niepewnej sytuacji geopolitycznej i gospodarczej oraz gwałtownie przeliczanych budżetów państw w związku z wydatkami na obronność, KE składa  deklarację utworzenia kolejnych stanowisk urzędniczych, których zadaniem będzie „promowanie” ideologicznej koncepcji równości płci.

 

Plan działania, który został opublikowany w ostatnich dniach to dopiero zapowiedź kontynuacji dotychczasowego kierunku KE. W ramach nowej „Strategii na rzecz równości płci po 2025 r.” Komisja przedstawić ma konkretne środki polityczne, które należy podjąć, aby sprostać tym wyzwaniom. Wiosną 2025 r. rozpoczną się konsultacje publiczne związane z tym dokumentem, a Instytut Ordo Iuris z pewnością weźmie w nich udział.

 

 

Anna Kubacka – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

 

 

 

 

 

 

 

 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

27.01.2025

3 lata więzienia za krytykę Jerzego Owsiaka? Ordo Iuris składa zażalenia w imieniu 66-latki

• Instytut Ordo Iuris złożył zażalenia na zatrzymanie 66-latki z Torunia za zamieszczony na jednym z portali społecznościowych wpis krytyczny wobec Jerzego Owsiaka oraz na zastosowanie wobec niej środków zapobiegawczych.

• Kobieta skrytykowała niejasności finansowe związane z działalnością prezesa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Czytaj Więcej
Subskrybuj kobieta