Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej iod@ordoiuris.pl
27.12.2023
Skoro „niezależne” i „obiektywne” OKO.press opublikowało materiał twierdzący, że Bartłomiej Sienkiewicz zrobił wszystko zgodnie z prawem, próbując przejąć TVP i w ogóle o co cały szum, postanowiłem wyjaśnić, dlaczego opinia mec. A. Kappesa i mec. T. Siemiątkowskiego nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i stoi w sprzeczności wprost z orzeczeniem TK z 2016 r.
Tytuł mówi sam za siebie. Bartłomiej Sienkiewicz to równy gość i nic złego nie zrobił. Nie zdziwiło mnie to, bo pamiętam tekst mec. A. Kappesa w „Rzeczpospolitej”, w którym sformułowano tezę zawartą w tytule: „z przywracaniem praworządności nie można czekać na zmianę prezydenta”. W skrócie, chodziło o to, że, skoro generalnie w Polsce jest ogólny chaos i bezprawie, bo pisowscy nominaci obsadzili urzędy i organy (np. Prezydent), to należy się generalnie prawem nie przejmować. Zmiany prawa w drodze ustaw to zbyt długo i trzeba szybko i natychmiast (sic!). W artykule sformułowano koncepcję „sprawiedliwości tranzycyjnej” (sprawiedliwości okresu przejściowego).
Oddaję głos Autorowi:
„Koncepcja ta zakłada, że po odsunięciu od władzy autorytarnego reżimu, naruszającego fundamenty praworządności i lekceważącego prawa i wolności obywatelskie, oprócz koniecznych w takiej sytuacji rozliczeń (odpowiedzialność karna i konstytucyjna funkcjonariuszy ancien régime), należy na nowo ułożyć kompetencje i obsadę personalną kluczowych organów państwa (sądy…), niekoniecznie przestrzegając regulacji prawnych uchwalonych przez odchodzący reżim, zabezpieczających go instytucjonalnie, gdy te są sprzeczne z konstytucją”.
Co ciekawe, w kwestii przejęcia TVP autor pisał, że należy zrobić dokładnie to, co właśnie wprowadził w życie Bartłomiej Sienkiewicz, czyli odwołać sobie 1-osobowo zarząd i radę nadzorczą.
Cytat: „A o tym, czy w tej sytuacji ważniejszy jest kodeks spółek handlowych, czy sprzeczna z konstytucją ustawa o Radzie Mediów Narodowych, niech rozstrzygnie sąd. O taką właśnie metodę chodzi”.
No dobrze, co zatem wynika z wywiadu w OKO.press, którym zachwyca się chociażby Dominka Wielowieyska? Otóż Panowie Profesorowie twierdzą, że ustawa z 2016 r. o RMN (która nie była badana przez TK i cały czas obowiązuje), a która przewiduje w art. 2 ust. 1 wyłączną kompetencję do powoływania i odwoływania członków spółek medialnych, „nie jest prawem”, bo jest objęta „wtórną niekonstytucyjnością”. O co chodzi? W skrócie o sytuację, w której TK orzekł, że jakiś przepis jest niekonstytucyjny, a następnie ustawodawca ponownie uchwala taki sam przepis wbrew orzeczeniu TK.
I to jest nieporozumienie.
1) TK wyrokiem z 13.12.2016 r. sygn. K 13/16 rozpoznawał m. in. na wniosek Adama Bodnara zmiany w ustawie o radiofonii i telewizji, które powierzyły ministrowi ds. skarbu państwa wyłączne uprawnienie do powoływania i odwoływania członków rad nadzorczych i zarządów spółek medialnych. TK pod przewodnictwem prof. A. Rzeplińskiego zmasakrował ten pomysł uznając, że pozbawia on jakiegokolwiek wpływu KRRiT oraz upolitycznia media. Ja tylko przypomnę, że dokładnie ten sam mechanizm, który TK uznał za niekonstytucyjny, zastosował właśnie „obrońca praworządności” Bartłomiej Sienkiewicz.
2) Nieporozumieniem jest sugestia, że TK w 2016 r. oceniał przepisy ustawy o RMN (tych nie oceniał, bo nie były zaskarżone), albo w tej kwestii się wypowiadał. Wprost TK o tym w uzasadnieniu pisze! Ale najlepsze jest to, że sam TK w stwierdził, że przepisy ustawy o RMN obowiązują i tylko Rada jest uprawniona do zmian w organach spółek medialnych:
„Z chwilą wejścia w życie ustawy o RMN, powoływanie osób do pełnienia wymienionych funkcji odbywa się z udziałem Rady Mediów Narodowych. Organ ten jest uprawniony do powoływania członków zarządu oraz rad nadzorczych spółek publicznej radiofonii i telewizji oraz wyrażania zgody na powołanie dyrektora terenowego oddziału takiej spółki”.
Adw. dr Bartosz Lewandowski – rektor Collegium Intermarium
OBSERWATOR PRAWORZĄDNOŚCI - LINK
Nowa minister do spraw równości w rządzie Donalda Tuska, a także marszałek Szymon Hołownia, zapowiadają złożenie w Sejmie projektu ustawy o związkach partnerskich, w tym jednopłciowych. Instytut Ordo Iuris przypomina, że postulat instytucjonalizacji takich związków jest sprzeczny z artykułem 18 Konstytucji RP. Nawet sam rząd Donalda Tuska w 2011 r. w oficjalnym piśmie do Komisji Europejskiej odmówił prawnego uznawania związków homoseksualnych ze względu na ich niekonstytucyjność, a w 2013 r. Sejm zdominowany przez większość PO-PSL odrzucił projekty ustaw o homozwiązkach. Powracanie dzisiaj do tego postulatu to antykonstytucyjny populizm. Przykład niemiecki pokazuje, że pozornie techniczna instytucja „związku partnerskiego” to pierwszy krok do „homomałżeństw” oraz adopcji dzieci przez homoseksualistów.
Różne stanowiska przedstawicieli większości rządowej wobec postulatu instytucjonalizacji związków partnerskich (w tym homoseksualnych)
Kilka dni po zaprzysiężeniu trzeciego rządu Donalda Tuska, nowa Minister do spraw Równości Katarzyna Kotula (Lewica) zapowiedziała, że jej zdaniem „to już najwyższy czas na wprowadzenie związków partnerskich w Polsce” oraz że „bardzo by chciała, żeby w tej sprawie był projekt rządowy”[1]. Złożyła także deklarację, że „w ciągu tych 100 dni na pewno przystąpimy do prac nad tą ustawą”, a planowanym terminem przedstawienia projektu pozostałym członkom Rady Ministrów, przed skierowaniem go do dalszych konsultacji, ma być „koniec stycznia, początek lutego, kiedy zakończymy częściowo także prace organizacyjne”[2].
Również Marszałek Sejmu Szymon Hołownia (Polska 2050) zadeklarował, że „ustawa o związkach partnerskich już dawno powinna być uchwalona”, a „jeżeli para obywateli RP chce poinformować państwo, że zdecydowała się formalnie na trwały związek, który ma rodzić też pewne skutki prawne, to co państwu do tego? Mają prawo o tym poinformować, a państwo musi to przyjąć do wiadomości, wyciągnąć z tego formalne konsekwencje”[3].
Stanowisko sprzeciwu wobec instytucjonalizacji związków homoseksualnych zadeklarował natomiast Marszałek Senior Marek Sawicki (Polskie Stronnictwo Ludowe), którego zdaniem „nie powinno być rządowego projektu, natomiast poselski oczywiście mogą sobie robić. Każdy ma prawo zebrać 15 posłów i jakikolwiek projekt ustawy wnieść – mądrzejszy, głupszy – ale ma do tego prawo”, jednak on sam „ani się nie podpisze, ani nie będzie głosować” za takim projektem[4].
Sprzeczność postulatu instytucjonalizacji związków partnerskich (w tym homoseksualnych) z Konstytucją RP
Deklarowaną wprost intencją twórców artykułu 18 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej było uprzywilejowanie instytucji małżeństwa i jednoczesne uniemożliwienie instytucjonalizacji związków podobnych do małżeństwa pod względem tego uprzywilejowania. Podczas plenarnego posiedzenia Zgromadzenia Narodowego w lutym 1997 r., senator Alicja Grześkowiak, późniejsza Marszałek Senatu, tłumaczyła konieczność „wyraźnego zapisania, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny i dopiero jako taki związek staje się on wartością konstytucyjną. Uniemożliwiałoby to wprowadzenie do prawa boczną furtką albo wprost możliwości zawierania związków między osobami, które wykazują się naturalnymi przeszkodami do zawarcia małżeństwa, czyli dwiema kobietami czy dwoma mężczyznami”[5].
Sąd Najwyższy wyrokiem z 6 grudnia 2007 r. (sygn. akt IV CSK 301/07) orzekł, że „ze względu na konstytucyjną zasadę ochrony małżeństwa oraz brak podstaw do uznania braku regulacji prawnej związków pozamałżeńskich za lukę w prawie, niedopuszczalne jest stosowanie unormowań z zakresu prawa małżeńskiego (w tym wspólności majątkowej i podziału dorobku), nawet w drodze analogii, do innych niż małżeństwo stosunków cechujących się istnieniem więzi osobisto-majątkowych”. Także w opinii Biura Analiz Sejmowych z dnia 26 sierpnia 2011 r. stwierdzono, że „sama przemiana ocen w zakresie dostrzeżenia i szacunku względem relacji międzyosobowych zachodzących w związku partnerskim nie jest na tyle zasadnicza, by odnieść do niej zasadę ochrony, jaką stosuje się względem rodziny”[6].
W opinii Biura Studiów i Analiz Sądu Najwyższego z 17 października 2012 r. przypomniano z kolei, że „ustawodawca konstytucyjny dokonał wyboru aksjologicznego w celu zagwarantowania «tradycyjnego» normatywnego modelu małżeństwa i rodziny”, „z art. 18 Konstytucji wynika przyznanie heteroseksualnej parze małżeńskiej ochrony i udogodnień, jakie nie przysługują parom, które nie chcą lub nie mogą zawrzeć małżeństwa. Konstytucyjne znaczenie małżeństwa dla istnienia rodziny uzasadnia szczególne unormowania o charakterze protekcyjnym i promocyjnym w systemie prawa. Nie mogą być one kwestionowane z powołaniem na inne normy Konstytucji, w szczególności art. 32 Konstytucji”, „wykluczona jest regulacja analogiczna lub bardzo zbliżona do unormowań dotyczących heteroseksualnego małżeństwa bez uprzedniej zmiany art. 18 Konstytucji RP”[7].
Platforma Obywatelska w 2011 i 2013 r. sprzeciwiała się homozwiązkom
11 kwietnia 2011 r. Rada Ministrów (w czasie, gdy jej Prezesem po raz pierwszy był Donald Tusk) opublikowała negatywne stanowisko Rzeczypospolitej Polskiej wobec przedstawionego przez Komisję Europejską projektu rozporządzenia „w sprawie jurysdykcji, prawa właściwego, uznawania i wykonywania orzeczeń sądowych w zakresie skutków majątkowych zarejestrowanych związków partnerskich”, w którym podkreślono, że w Polsce „jedyną uznaną – i to na poziomie Konstytucji (art. 18) – zinstytucjonalizowaną formą związku dwóch osób o charakterze rodzinnym jest małżeństwo (rozumiane jako związek kobiety i mężczyzny)”[8].
Michał Królikowski - wiceminister sprawiedliwości w drugim rządzie Donalda Tuska, podczas debaty sejmowej nad projektem ustawy o związkach partnerskich w dniu 24 stycznia 2013 r. także podkreślał, że „z art. 18 wynika w zasadzie a contrario zakaz takiej instytucjonalizacji związków hetero- i homoseksualnych, które będą zbliżone w swej istocie do małżeństwa. […] Na czym polega cecha strukturalna małżeństwa w myśl konstytucji? Jest to trwała wspólnota życiowa kobiety i mężczyzny. Gwarancja instytucjonalna polega na tym, że ustawodawca przez ustrojodawcę został związany zasadami strukturalnymi. Ustrojodawca powiedział mu: „jeżeli chcesz wprowadzić relację o takiej intensywności między ludźmi, to ona musi być wprowadzona i uznana przez prawo między kobietą i mężczyzną i musi przybrać formę małżeństwa. To nie jest tylko zabieg legislacyjny. To jest jednoznaczny wybór merytoryczny”[9].
Argumentacja wiceministra okazała się przekonująca dla większości sejmowej, która w dniu 25 stycznia 2013 r. zagłosowała za odrzuceniem aż trzech projektów ustawy o związkach partnerskich (druki Sejmu VII kadencji nr 552, 554, 825).
Uprzywilejowanie tylko małżeństw jest świadomym wyborem ustrojodawcy
Zgodnie z definicją Powszechnej Encyklopedii Filozofii, rodzina to „podstawowa wspólnota rodziców i dzieci, nabudowana na dobrowolnym akcie umowy dwojga ludzi, nakierowana na realizację dobra osoby; jako następstwo związku małżeńskiego mężczyzny i kobiety zakłada różnicę płci, umożliwiającą urodzenie człowieka oraz nieustanne doskonalenie się w człowieczeństwie przez międzyludzkie akty życia osobowego”[10]. Państwo uprzywilejowuje zatem instytucję małżeństwa, które zgodnie ze swoją naturalną tożsamością stanowi związek kobiety i mężczyzny, nie ze względu na „prawo do szczęścia”, tylko ze względu na spodziewaną korzyść dla narodu w postaci poczęcia i urodzenia nowego człowieka i obywatela oraz wychowania go w najbardziej naturalnym, stabilnym otoczeniu, jakim jest właśnie małżeństwo. Nawet jeżeli w praktyce wiele dzieci rodzi się poza małżeństwami, państwo nie może rezygnować z promowania małżeństwa jako instytucji wzorcowej i domyślnej. W szerokiej palecie różnorodnych form zachęcania do wstępowania w związek małżeński, mieszczą się również rozmaite przywileje prawne i finansowe.
W artykule autorstwa Michała Rzeczyckiego, opublikowanym na portalu Klubu Jagiellońskiego czytamy, że „głównym powodem, dla którego państwo interesuje się rodziną, jest demografia. Dobrem, które heteroseksualny związek wnosi do dobra wspólnego, jest bowiem potomstwo. Związek homoseksualny z definicji takiego wkładu mieć nie może”. Dostrzegając oczywiście przypadki istnienia małżeństw, w których małżonkowie są osobiście lub wzajemnie bezpłodni, Rzeczycki wskazuje, że „na gruncie prawa naturalnego różnica między taką parą a związkiem osób homoseksualnych polega na tym, że w wypadku bezpłodnego mężczyzny i bezpłodnej kobiety ich stan ma charakter przypadłościowy. Tymczasem para dwóch mężczyzn dzieci mieć nie będzie z powodu samej istoty ich związku, a nie z powodu przygodnych okoliczności, takich jak choroba. Ponieważ norma prawna ma odnosić się do natury danego zjawiska lub zachowania, to bezpłodnej parze prawo do małżeństwa przysługuje, gdyż ich stan jest im dany z przypadku, a nie z definicji. O parze homoseksualnej tego samego powiedzieć nie można”[11].
Przykład niemiecki – homozwiązki nieuchronnie prowadzą do „homomałżeństw”, a następnie do homoadopcji
Już w 2013 r. Instytut Ordo Iuris, biorąc udział w debacie nad ówczesnym projektem ustawy o związkach partnerskich, wskazywał na fakt, że projekt ten „powtarza wprost szereg przepisów KRiO opisujących małżeństwo i do tego uznaje związek partnerski za część stanu cywilnego, powołuje on do życia swego rodzaju «alternatywne małżeństwo», na straży którego stać miałby państwowy aparat sprawiedliwości (sąd rozwiązujący spory pomiędzy partnerami, egzekwujący przymus alimentacyjny lub obowiązek wzajemnej opieki etc.). Rozwiązanie takie jest niewątpliwie sprzeczne z unormowaniami artykułu 18 Konstytucji RP, rezerwującego «szczególną opiekę» państwa wyłącznie dla rodziny i małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny”[12].
W 2015 r. Instytut Ordo Iuris wskazywał także, że „przykład Niemiec pokazuje, że instytucjonalizacja homoseksualnych konkubinatów łatwo prowadzi do wielu poważnych konsekwencji, de facto kwestionujących wyjątkową pozycję, gwarantowaną przez prawo małżeństwu. Staje się to możliwe m. in. dzięki aktywizmowi sądów konstytucyjnych. […] Od czasów wprowadzenia w 2001 r. instytucji zarejestrowanych związków partnerskich, FTK, wbrew jednoznacznej woli ustawodawcy, werbalnie potwierdzając swoje wcześniejsze orzecznictwo odnośnie szczególnej roli małżeństwa, konsekwentnie rozszerza na związki partnerskie, socjalne i podatkowe przywileje przysługujące do tej pory jedynie małżeństwom”[13]. Ideologiczny aktywizm niemieckich sędziów konstytucyjnych doprowadził w końcu do nieuchronnego celu – w czerwcu 2017 r. niemiecki parlament przyjął ustawę zrównującą związki homoseksualne z małżeństwami, w czym zawiera się także prawo do adopcji dzieci[14].
Nie jest to przypadkiem. 14 marca 2019 r. ówczesny wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej zapowiedział „etapowanie” znane później jako „plan Rabieja”: „najpierw wprowadźmy związki partnerskie, potem równość małżeńską, a na koniec przyjdzie czas na adopcję dzieci”[15]. W tym właśnie kontekście należy rozpatrywać wszelkie postulaty instytucjonalizacji związków partnerskich – w tym homoseksualnych. Nigdy nie są one celem samym w sobie, a zawsze etapem drogi do celu dalszego, jakim jest zrównanie ich z małżeństwami oraz adopcja dzieci przez homoseksualistów.
Podsumowanie
Każdy konkretny projekt ustawy, którego przedmiotem byłaby instytucjonalizacja związków partnerskich, po upublicznieniu go przez Rządowe Centrum Legislacji lub na stronie Sejmu RP, będzie przedmiotem wnikliwej analizy Instytutu Ordo Iuris. Już na etapie zapowiedzi warto natomiast przypomnieć sobie wszystkie przytoczone wyżej fakty, by stwierdzić, że – niezależnie od szczegółowych rozwiązań legislacyjnych – już sama koncepcja instytucjonalizacji takich związków, która choćby częściowo czerpałaby przywileje z instytucji małżeństwa, jest głęboko sprzeczna z artykułem 18 Konstytucji RP. Posłowie na Sejm X kadencji – zarówno koalicji, jak i opozycji – powinni wziąć pod uwagę całokształt tych okoliczności, by zdecydowanie odrzucić projekt takiej ustawy. W przypadku ewentualnego przegłosowania takiego niekonstytucyjnego projektu w Sejmie lub także w Senacie, okoliczności te powinny zostać wzięte pod uwagę przez Prezydenta RP, który powinien skorzystać z kompetencji zawartej w art. 122 ust. 3 lub 5 Konstytucji RP – a zatem zawetować ją albo skierować do Trybunału Konstytucyjnego, który definitywnie orzeknie o jej niezgodności z Konstytucją.
Adw. Nikodem Bernaciak – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris
W Holandii skracanie życia chorych jest legalne od 2002 r. Aktualnie prawo dopuszczające ten proceder obejmuje dorosłych, a także dzieci od 12. do 16. roku życia, po uzyskaniu zgody rodziców. Poza wspomnianą regulacją, na terenie Holandii, podobnie jak w Belgii, obowiązuje tzw. Protokół z Groningen. Ten dokument nie jest wiążącym aktem prawnym, ale porozumieniem lekarzy i prokuratorów, na mocy którego - przy spełnieniu określonych w nim warunków - uśmiercanie chorych niemowląt nie wiąże się z odpowiedzialnością karną. W lutym 2024 r. w Holandii dodatkowo ma wejść w życie prawo dopuszczające eutanazję w przypadku dzieci pomiędzy 1. a 12. rokiem życia. Tym samym proceder ten obejmie wszystkie grupy wiekowe dzieci.
Problem przyzwolenia na eutanazję
Przykład Holandii pokazuje, że akceptacja skracania życia pacjentów uznanych za nieuleczalnie chorych jest problemem systemowym. Pozornie niewielkie przekroczenie pewnej granicy w postaci nadania mocy prawnej poglądom o dopuszczalności „miłosiernego” zabijania chorych i cierpiących – z początku ograniczonej ich grupy – z biegiem czasu zaczyna obejmować coraz to nowe kręgi osób, którym w istocie odmawia się pomocy medycznej, oferując w zamian śmierć. Dodatkowo o tym, że problem przyzwolenia na takie postępowanie z obywatelami wymagającymi większego niż przeciętny stopień zaangażowania ze strony służby zdrowia jest szerszy niż wyłącznie lokalny, świadczy fakt, że stopniowo kolejne kraje europejskie legalizują eutanazję albo rozważają taki krok w niedalekiej przyszłości. Dość wspomnieć o Hiszpanii i Portugalii, które odpowiednio w 2021 i 2023 r. również prawnie zaakceptowały tę formę „radzenia sobie” z ludzkim cierpieniem. Pojawia się więc pytanie, jakie czynniki leżą u podstaw rozpowszechniania się idei, zgodnie z którą cierpienie wywołane chorobą należy eliminować poprzez zadanie śmierci?
Podstawy akceptacji postulatu zabijania z litości
Felipe E. Vizcarrondo z Miller School of Medicine na Uniwersytecie w Miami w USA, były członek Amerykańskiego Kolegium Pediatrów, w swojej publikacji Neonatal euthanasia: The Groningen Protocol[1] poddaje ostrej krytyce praktykę holenderskich neonatologów, a także wskazuje na przyczyny upowszechnienia się koncepcji, że eutanazja to synonim „dobrej śmierci”. Jednocześnie autor wskazuje, że już w czasach antycznych „praktyką było umożliwienie pacjentowi śmierci w spokoju i godności”, co dla jednego lekarza oznaczało „troskę o pacjenta oraz łagodzenie bólu i cierpienia”, podczas gdy dla innego – doprowadzenie do zgonu pacjenta. Dlatego też „przysięga Hipokratesa (ok. 500 r. p.n.e.) była pierwszą podjętą przez grupę zaniepokojonych lekarzy próbą ustalenia zbioru zasad etycznych definiujących lekarza jako uzdrowiciela, odrzucających rolę kata”. Tymczasem, jak wskazuje cytowany autor, współczesna koncepcja eutanazji bazuje na utylitarnym poglądzie, w którym podstawową zasadą jest indywidualna autonomia. To podejście, w którym wartość jednostki definiuje się w kategoriach jakości życia i wkładu, jaki jednostka może wnieść w życie społeczne. Na przykładzie Holandii wyraźnie widać, że przyzwolenie społeczne na takie zachowanie poprzedza decyzję ustawodawcy co do nadania mocy prawnej procedurze eutanazji. Badanie przeprowadzone już w 1995 r. wykazało, że
„na 1041 zgonów dzieci w ciągu pierwszego roku po urodzeniu, 62% zgonów było poprzedzonych decyzją o zakończeniu życia; na oddziale intensywnej terapii noworodków (Neonatal Intensive Care Unit - NICU) częstotliwość wynosiła 87%. W 57% przypadków podjęto decyzję o rezygnacji z leczenia podtrzymującego życie; w 23% podało leki potencjalnie skracające życie w celu leczenia bólu i cierpienia; oraz u 8% [niemowląt] podano lek przyspieszający śmierć. U 1% (piętnastu do dwudziestu przypadków) noworodków, które nie były objęte leczeniem podtrzymującym życie, podawano lek powodujący śmierć”.
Powtórzone badanie, obejmujące lata 1995–2001, wykazało podobne wyniki, w związku z czym autor przywołanej publikacji stawia tezę, że eutanazja noworodków i niemowląt od dawna jest powszechną praktyką w Holandii, a Protokół z Groningen podpisany w 2002 r. w rzeczywistości był inicjatywą wtórną, mającą ca celu „uregulowanie praktyki aktywnego kończenia życia noworodków oraz zapobieganie niekontrolowanemu i nieuzasadnionemu zabijaniu”.
Zgodne z Protokołem, czyli etyczne?
W przypadku eutanazji obejmującej noworodki i niemowlęta wspomniany Protokół z Groningen określa 5 wytycznych, które powinny być przestrzegane przez personel medyczny. Zgodnie z wytycznymi: (1) diagnoza i rokowanie muszą być pewne; (2) musi istnieć beznadziejne i nie do zniesienia cierpienie; (3) diagnoza, rokowanie i nieznośne cierpienie muszą zostać potwierdzone przez co najmniej jednego niezależnego lekarza; (4) oboje rodzice muszą wyrazić świadomą zgodę; (5) zabieg musi być wykonany zgodnie z przyjętymi standardami medycznymi. Nie ulega przy tym wątpliwości, że wymienione warunki budzą uzasadnione zastrzeżenia, jak np. kryterium stwierdzenia nieznośnego cierpienia u pacjenta–noworodka lub pacjenta-niemowlęcia, które kwalifikuje się do eutanazji. Jak słusznie podkreśla autor przywołanego artykułu naukowego, nawet sami „zwolennicy [eutanazji] przyznają, że cierpienia nie da się zmierzyć nawet u dorosłych, a tym bardziej u dziecka w wieku przedwerbalnym”.
W zakresie omawianej tematyki istotny jest również fakt, że w Holandii, gdzie stosuje się Protokół z Groningen, przyjęło założenie twórców Protokołu, iż „przy spełnieniu tych kryteriów, eutanazja noworodków jest etycznie dopuszczalna”. Innymi słowy, autorzy Protokołu twierdzą, że eutanazja wykonywana na niemowlętach jest etycznie uzasadniona, o ile spełnione są warunki wskazane w tym dokumencie. Mamy więc tutaj do czynienia z niebezpieczną sytuacją, w której przyjęta przez daną grupę praktyka postępowania zaczyna przybierać kształt quasi-prawa i jednocześnie dyktować podstawy oceny moralnej określonego zachowania. Tymczasem nie praktyka przyjęta w danej społeczności stanowi podstawę oceny moralnej konkretnych zachowań, lecz pewne uniwersalne i niepodważalne wartości i reguły postępowania z nimi, jak np. uznanie przyrodzonej godności każdego człowieka i wymóg jej poszanowania. Uznanie tych wartości i zasad przez społeczność międzynarodową przybrało postać licznych umów międzynarodowych, m.in. Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czy Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej, w których znalazły się przepisy potwierdzające obowiązek poszanowania przez państwo ludzkiej godności i jej prawnej ochrony.
Co również istotne, upowszechnienie się określonej praktyki w jednym państwie europejskim, w dobie ewidentnej i zapowiadanej intensyfikacji integracji szybko doprowadzić może do jej rozprzestrzenienia się na kolejne kraje Unii. W kontekście wydanego niedawno wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie aborcji w Polsce całkiem realny wydaje się w przyszłości scenariusz kolejnej przegranej Polski, spowodowanej brakiem dostępu do eutanazji dla noworodków, w przypadku których ze względu na wady rozwojowe prognozuje się nie dość wysoką jakość życia.
„Lekarz to uzdrowiciel a nie kat”
Parafrazując słowa użyte przez autora artykułu Neonatal euthanasia: The Groningen Protocol, wypada wspomnieć o pozostałych, istotnych i poruszonych przez niego kwestiach – że „zabijanie dzieci nie należy do zakresu praktyki lekarskiej pediatrów”. Abstrahując od tego, autor kwestionuje ponadto faktyczną możliwość przewidzenia przez lekarza złej jakości życia dziecka w przyszłości i praktykowania eutanazji na tej podstawie. Nie zgadza się również z leżącym u podstaw eutanazji utylitarnym poglądem zakładającym podział ludzi na mniej i bardziej wartościowych w zależności od ich potencjalnego wkładu z życie społeczne. W konkluzjach artykułu autor stwierdza natomiast jednoznacznie, że „odebranie życia niewinnej osobie nigdy nie jest aktem moralnym. Eutanazja noworodków nie jest etycznie dopuszczalna”. Pogląd ten pozostaje nie mniej aktualny w odniesieniu do pozostałych grup pacjentów, w tym nastoletnich dzieci, którym w Holandii już teraz „oferuje się” eutanazję zamiast wyrażonej w przysiędze Hipokratesa powinności lekarza jako troszczącego się o pacjenta, łagodzącego ból i cierpienie „uzdrowiciela”.
Katarzyna Gęsiak, dyrektor Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki
22.12.2023
„Przegląd orzecznictwa TSUE”, czyli jak sędziowie polscy powołani przez Prezydenta RP na wniosek KRS po 2018 r. w ocenie Trybunału Sprawiedliwości nie są bezstronni i niezawiśli, a zatem nie są „sądem” europejskim, a sędziowie niemieccy powoływani i uzależnieni od Ministra Sprawiedliwości wręcz przeciwnie.
Skoro w mediach i w obozie rządowym trwa zachwyt nad dzisiejszym orzeczeniem TSUE, który uznał, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN (orzekająca przecież o ważności wyborów) nie jest „bezstronna i niezawisła” i w ogóle „sądem” nie jest, warto przybliżyć jak Trybunał orzekał w przypadku niemieckich sędziów.
Mowa tu o wyroku TSUE z dnia 9 lipca 2020 r., sygn. C-272/19.
Pomijając stan faktyczny, który nie jest tutaj kluczowy, TSUE rozpoznawał zagadnienie bezstronności i niezawisłości sędziów kraju związkowego Hesja w RFN.
Zgodnie z art. 127 ust. 3 Konstytucji tego kraju związkowego:
„Decyzja o tymczasowym zatrudnieniu i dożywotnim mianowaniu jest podejmowana wspólnie przez ministra sprawiedliwości i komisję ds. wyboru sędziów”.
W myśl par. 2b ustawy kraju związkowego Hesja o statusie sędziów:
„Ocena zdolności do pełnienia urzędu, kompetencji i pracy sędziów podlega wytycznym ministerstwa sprawiedliwości”.
Zgodnie z par. 3 ww. ustawy: „Sędziowie są mianowani przez ministra sprawiedliwości”.
Żeby było ciekawiej, sam Sąd pytający TSUE miał wątpliwości czy jest on bezstronny i niezawisły, bowiem:
1) sędzia jest powoływany przez władzę wykonawczą, tj. Ministra, a także przez niego awansowany (sic!),
2) ocena sędziów jest regulowana przez ministerstwo sprawiedliwości zgodnie z tymi samymi przepisami, które mają zastosowanie do urzędników,
3) dane osobowe i informacje służbowe dotyczące sędziów są administrowane przez to ministerstwo, które ma wobec tego dostęp do tych danych
4) w celu zaspokojenia tymczasowego zapotrzebowania kadrowego urzędnicy mogą być powoływani jako sędziowie tymczasowi i, 5wspomniane ministerstwo określa organizację zewnętrzną i wewnętrzną sądów, wyznacza przydział personelu, środków komunikacji i sprzętu komputerowego sądów oraz decyduje również o wyjazdach służbowych sędziów za granicę.
Sprawa wydaje się oczywista. Uzależnienie polityczne niemieckiego sędziego jest rażące. W tym czasie w Polsce o powołaniu decyduje Prezydent RP na wniosek KRS składającej się w większości z sędziów. Sam Sąd niemiecki przecież ma wątpliwości w tej sprawie…
Ale nie dla TSUE. Co wolno Niemcowi, to nie Tobie Polaku.
Odpowiedź TSUE:
„Okoliczność ta nie może jednak sama w sobie prowadzić do powzięcia wątpliwości co do niezawisłości sądu odsyłającego. Niezawisłość sądu krajowego powinna bowiem, również pod kątem warunków, w jakich dochodzi do mianowania jego członków, być oceniana z uwzględnieniem wszystkich istotnych czynników. (…)”.
I dalej: „W tych okolicznościach Verwaltungsgericht Wiesbaden (sąd administracyjny w Wiesbaden) należy w niniejszej sprawie uznać za 'sąd' w rozumieniu art. 267 TFUE. Z powyższego wynika, że wniosek o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym jest dopuszczalny”.
To tyle jeśli ktoś nie wie jeszcze o co chodzi w młotkowaniu Polski przez TSUE i jak bardzo europejski organ sądowy jest sprawiedliwy.
Adw. dr Bartosz Lewandowski - rektor Collegium Intermarium
Przed tym scenariuszem ostrzegaliśmy od dawna. Wiedzieliśmy, że sędziowie w Strasburgu przygotowują się do nakazania Polsce prawnego uznania homozwiązków. Dwa wyroki wobec innych państw były tego zapowiedzią. Nawet złożone przez Ordo Iuris analizy czy wyraźny sprzeciw polskiego sędziego w Trybunale nie mogły zastąpić stanowczego działania MSZ. Już w styczniu spotkałem się w tej sprawie osobiście z członkami polskiego rządu i wskazywałem niezbędne środki ochrony. Na próżno. Przełomowy wyrok wobec Polski zapadł w ubiegłym tygodniu. W cieniu zmiany władzy i bez nadmiernego rozgłosu, Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że Polska narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka poprzez brak prawnego uznania związków jednopłciowych. Kolejny cios w konstytucyjną definicję małżeństwa zadał dwa dni później Parlament Europejski. Przegłosowano tam rozporządzenie, które ma zmusić Polskę do uznawania praw rodzicielskich wobec dziecka adoptowanego za granicą – w tym także wobec dziecka „zakupionego” w procedurze surogacji przez homoseksualistów. To wymusi zmiany w całym prawie rodzinnym, w szkołach, przedszkolach...
Chcą decydować o polskich sprawach
Zarówno prawne uznanie związków jednopłciowych, jak i homoadopcja czy surogacja są w Polsce przedmiotem burzliwej debaty publicznej. Teraz dowiadujemy się, że… nasze dyskusje i decyzje nie mają żadnego znaczenia, bo to międzynarodowy Trybunał i Unia powiedzą nam, jakie prawo ma w Polsce obowiązywać. Sędziowie Trybunału w Strasburgu w jednym z wyroków wprost stwierdzili, że sprzeciw większości społeczeństwa wobec instytucjonalizacji związków jednopłciowych nie jest istotny.
Trzeba powiedzieć jasno, że Europejska Konwencja Praw Człowieka nie nakazuje prawnego uznawania homozwiązków, zaś przywołana w niej Powszechna Deklaracja Praw Człowieka wprost mówi o małżeństwie pomiędzy mężczyzną a kobietą. Wyrok przeciwko Polsce jest sprzeczny z traktatem i stanowi oczywisty atak na naszą suwerenność. Tak samo prawo UE nie pozwala na wkraczanie Brukseli w obszar krajowego prawa rodzinnego i zasad adopcji.
Czy zatem jeszcze w tym roku doczekamy wielkiej, rządowej kampanii, pokazującej „szczęśliwe” dzieci oddawane z rodzinnych domów dziecka w adopcję polskim i zagranicznym homoseksualnym parom?
Wszystko będzie zależało od nas.
Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy
Od miesięcy nie tylko ostrzegaliśmy przed takim obrotem spraw, ale proponowaliśmy konkretne działania.
W styczniu osobiście spotkałem się z przedstawicielami polskiego MSZ, którzy otrzymali ode mnie przygotowany przez ekspertów Ordo Iuris wzór deklaracji interpretacyjnej, sprzeciwiającej się ideologicznej interpretacji praw człowieka oraz wnikliwą ekspertyzę prawną na ten temat. Przygotowaliśmy także odrębną analizę na temat granic kompetencji Trybunału w Strasburgu.
Wskazywaliśmy, że polski rząd po każdym podobnym wyroku musi wydać deklarację interpretacyjną, w której Polska wyrazi swój sprzeciw wobec ideologicznej interpretacji praw człowieka. Niestety, rząd nie zareagował w porę…
Rząd Donalda Tuska oczywiście ani nie zaskarży niekorzystnego dla Polski wyroku, ani nie zaprotestuje przeciwko nadużyciom ze strony międzynarodowych sędziów. Wręcz przeciwnie. Lada dzień pojawi się zapewne projekt ustawy realizujący wyrok ETPC, z którego cieszyła się już w mediach społecznościowych znana z wulgarnych okrzyków aborcjonistka Katarzyna Kotula, powołana na… Ministrę (sic!) ds. Równości.
Epokowe zagrożenie dla polskiej suwerenności
W ten sposób ataki na rodzinę dołączają do innych ciosów wymierzonych w naszą narodową suwerenność. Przed nami największe wyzwanie, czyli walka z centralizacją Europy i budową unijnego superpaństwa ze stolicą w Brukseli.
Wobec piętrzących się zagrożeń, przed miesiącem zainaugurowaliśmy z Collegium Intermarium „Kolegium Suwerenności”. Teraz możemy już powiedzieć, że projekt ten skutecznie jednoczy wiele osób i organizacji przywiązanych do polskiej tożsamości i niepodległości. Podejmujemy współpracę ze środowiskami prawniczymi, akademickimi, z ludźmi kultury, ekspertami w zakresie bezpieczeństwa i obronności, energetyki – wszystkimi, których wiedza jest niezbędna do budowy realnego i skutecznego oporu wobec ataku na narodową suwerenność.
Z ogromną troską organizujemy sprzeciw wobec zmian traktatowych w UE. Tym bardziej, że polskim Ministrem Spraw Zagranicznych został właśnie Radosław Sikorski – do niedawna członek europarlamentarnej Grupy Spinellego. To właśnie „Manifest z Ventotene” Spinellego przywołano w rezolucji Parlamentu Europejskiego z poprawkami do traktatów. Spinelli wprost pisał o konieczności zaprowadzenia w Europe dyktatury, która pozwoli na likwidację państw narodowych i budowę nowego, lepszego świata bez narodów.
Obecnie trwają ostatnie prace nad raportem Ordo Iuris, który w serii artykułów szczegółowo i na przykładach opisuje, w jaki sposób proponowane zmiany traktatowe wpłyną na nasze życie. Na podstawie przyjętych poprawek Unia Europejska miałaby przejąć zarzadzanie nad przemysłem, obronnością, wojskiem, służbą zdrowia i polityką klimatyczną, a nawet programem szkolnym i dyplomacją wszystkich państw członkowskich. To wizja świata bez polskich ambasad, gdzie polski żołnierz będzie wysłany przez Brukselę do zabezpieczenia uchodźców w Grecji i we Włoszech – podczas gdy zburzony mur na granicy z Białorusią zostanie zastąpiony obozami dla uchodźców obsługiwanymi przez niemieckich urzędników i francuskich żołnierzy.
Pogłębiamy też współpracę ze środowiskami suwerennościowymi w innych krajach. Już teraz, pod wpływem rosnącej krytyki przesunięto o tydzień obrady na szczeblu ministerialnym, a Rada Europejska zajmie się projektem zmian traktatowych najprawdopodobniej dopiero na wiosnę.
Ideologiczny neokolonializm zablokowany
Lata doświadczenia pokazują, że dzięki profesjonalizmowi i międzynarodowej współpracy możemy skutecznie wpływać na globalne procesy. W tych trudnych dniach odnotowaliśmy bardzo szczególny sukces w sprawie umowy o partnerstwie Unii Europejskiej z państwami Afryki, Karaibów i Pacyfiku (OACPS). Już dwa lata temu alarmowaliśmy, że ten dokument jest w istocie szantażem finansowym. Umowa uzależniała finansowe wsparcie UE dla biedniejszych rządów od ich poparcia dla aborcji i ideologii gender na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych. Gdyby została podpisana przez wszystkich, unijni decydenci zdobyliby bezwzględną większość na forum ONZ.
O umowie nie mówił w Polsce praktycznie nikt. Negocjacje toczyły się za zamkniętymi drzwiami.
Polacy mogli się dowiedzieć o sprawie tylko od ekspertów Ordo Iuris. Nagłośniliśmy projekt i zbudowaliśmy międzynarodową koalicję sprzeciwu 18 organizacji pozarządowych z 12 państw świata. Przygotowaliśmy analizy i memoranda, które doręczyliśmy do rządów wszystkich krajów Europy, Afryki, Karaibów i Pacyfiku. Obnażaliśmy w nich zwodniczy charakter i ideologiczny kolonializm tej umowy.
Także dzięki temu Polska sprzeciwiła się ideologicznym postanowieniom umowy. Ten sygnał był niezwykle ważny dla państw Afryki, Karaibów i Pacyfiku. Gdy w ubiegłym miesiącu odbyła się uroczysta ceremonia zawarcia umowy na wyspach Samoa… 35 krajów OACPS odmówiło podpisania dokumentu. Plan użycia finansowego szantażu do zdobycia większości w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ nie zostanie zrealizowany.
Razem możemy zwyciężyć
Ten sukces dowodzi, że nasz opór wobec rewolucji w UE także ma sens. Ale musimy zbudować najszerszy front obrony suwerenności.
Nie ma wątpliwości, że walka o polską suwerenność wkracza w decydującą fazę. Jeszcze do niedawna plan Spinellego, który nawoływał do dyktatury i likwidacji państw narodowych, było traktowany jako „teoria spiskowa”. Dzisiaj na „Manifest z Ventotene” Spinellego powołuje się rezolucja Parlamentu Europejskiego, postulująca radykalną reformę całej Unii.
W odparciu tego ataku na Niepodległą Rzeczpospolitą nie możemy liczyć na rządzących. Musimy liczyć tylko na siebie – a jako Naród nie raz pokazaliśmy, że stać nas na walkę, gdy zostaniemy przyparci do muru.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
21.12.2023
Jednym z najgłośniejszych wydarzeń ostatnich tygodni było zgaszenie przez posła Grzegorza Brauna zapalonych podczas uroczystości w Sejmie RP świec chanukowcyh (Chanukiji). W wyniku tego wydarzenia, Marszałek Sejmu wykluczył posła z obrad i zapowiedział skierowanie przeciwko niemu wniosku do prokuratury m.in. o zakłócanie aktu religijnego. Ponadto Prezydium Sejmu ukarało posła odebraniem połowy uposażenia na 3 miesiące i całości diety na pół roku.
Kilka dni po opisywanym incydencie poseł Braun zorganizował konferencję prasową przed swoim biurem poselskim w Rzeszowie. Polityk w przygotowanym medialnie przekazie argumentował, że swój czyn popełnił kierując się motywacjami patriotycznymi a spowodowany przez niego incydent był „aktem upomnienia się o to, żeby to polskie tradycje i polskie prawa i zasady były respektowane przede wszystkim na naszym terytorium” [cyt. za pap.pl].
Uderzenie w hipokryzję polityków czy w wolność religijną?
Z powyższego tłumaczenia wywnioskować można, że przyczyną działania posła miał być pewien rodzaj poczucia niesprawiedliwości związanego z akcentowaniem w Sejmie wybranych tylko uroczystości religijnych i to niekoniecznie wyznania dominującego na terenie Rzeczypospolitej Polskiej. Sprzeciw zatem miałby odnosić się do hipokryzji polityków, którzy przychylniej patrzyliby na obrzędy religijne mniejszościowych wspólnot niż kościoła dominującego pod względem liczby członków i zakorzenienia w polskiej tradycji.
W tym kontekście warto przypomnieć, że Konstytucja RP w art. 25 ust. 2 wprowadza zasadę bezstronności światopoglądowej władz publicznych, którą (w największym możliwym skrócie) należy wykładać jako obowiązek zachowania równego dystansu władz publicznych względem kościołów i innych związków wyznaniowych. Jednocześnie, w ostatnich słowach przywołanego artykułu, ustawa zasadnicza zapewnia swobodę wyrażania poglądów, w tym religijnych, w życiu publicznym. Oznacza to, że władza publiczna nie może faworyzować żadnej religii, ale też nie powinna zakazywać ekspresji religijnej. Sąd Apelacyjny w Szczecinie (I ACa 363/10) określił to jako postawę „życzliwego zainteresowania” religią. Artykuł 25 ust. 2 Konstytucji RP wskazuje, że „władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”.
Rzadziej w przestrzeni medialnej podnosi się fakt, że Konstytucja zawiera również art. 53, który w ust. 1 gwarantuje każdemu wolność sumienia i religii, w ust. 2 zaś podaje przykłady niektórych form realizacji tej wolności w przestrzeni publicznej: „wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie. Wolność religii obejmuje także posiadanie świątyń i innych miejsc kultu w zależności od potrzeb ludzi wierzących oraz prawo osób do korzystania z pomocy religijnej tam, gdzie się znajdują”.
W kontekście dotychczasowych skrótowych rozważań, zastanowić się należy, czy forma protestu wybrana przez posła była adekwatna to intencji. Wybrana metoda działania została bowiem wykorzystana do uderzenia w wolność religii w Polsce. Trzeba zatem podkreślić i przypomnieć, że wolnością religijną na terenie Rzeczypospolitej cieszą się wszystkie wyznania – w aspekcie indywidualnym nawet te niezarejestrowane. Osobiste przekonania, poglądy i wierzenia są bowiem objęte indywidualną wolnością (myśli, sumienia, religii), która ma swe źródło w godności osoby ludzkiej. Jeśli zatem poseł Braun nie kwestionuje wolności każdego do wyboru przedmiotu wiary, wydaje się, że powinien poszukiwać precyzyjniejszych metod wyrażania sprzeciwu dotyczącego polskiej klasy politycznej.
Równouprawnienie kościołów – tak. Równa ochrona praw - nie
Powyższa konstatacja jest o tyle istotna, że problem podwójnych standardów w działaniach polityków jest znany nie od dziś i, niestety, dotyka także praw osób wierzących. Posła Brauna ukarano natychmiastowo i to bardzo surowo (najwyższą możliwą karą finansową), podczas gdy zakłócającej Mszę św. poseł Joannie Scheuring-Wielgus gratulowano aktywizmu zamiast karać - tylko dlatego, że poszkodowanymi byli katolicy, a nie wyznawcy innych religii.
Wielokrotnie mieliśmy w historii najnowszej przykłady wydarzeń, w których prawa chrześcijan były naruszane, podczas gdy media milczały, a sądy nie dopatrywały się podstaw do skazania winowajców. Należą do nich m.in. postępowania przeciwko Adamowi D. „Nergalowi” – za podarcie Pisma Świętego i znieważenie wizerunków Chrystusa czy Maryi. Sądy umorzyły także sprawy osób oskarżonych o parodię procesji Bożego Ciała podczas parady LGBT czy o profanację obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Jednocześnie nie tylko realne czyny, ale nawet prowokacje wymierzone w członków niekatolickich wspólnot religijnych były nagłaśniane natychmiastowo, a podejrzanych medialnie skazywano nie tylko bez procesu, ale czasami nawet bez elementarnej rzetelności dziennikarskiej.
Przeciwdziałać precyzyjnie i skutecznie
Jednym z postulowanych remediów opisywanych problemów jest uchwalenie obywatelskiego projektu ustawy „W obronie chrześcijan”, który, nowelizując kluczowe przepisy dotyczące wolności religijnej, zagwarantuje wyższy poziom ochrony praw osób wierzących.
W poprzedniej kadencji Sejmu kluczowe głosowanie nad projektem odwołano tuż przed terminem jego przeprowadzenia. Projekty obywatelskie nie podlegają jednak zasadzie dyskontynuacji prac parlamentarnych, a marszałek Szymon Hołownia zapowiedział zakończenie praktyki przetrzymywania zgłoszonych projektów ustaw w „zamrażarce sejmowej”. Wypada zatem mieć nadzieję, że ochrona praw chrześcijan doczeka się równie zaangażowanej i skutecznej reakcji Marszałka Sejmu jak miało to miejsce w wypadku incydentu autorstwa posła Brauna.
Jeśli poszukiwać i oczekiwać pozytywnych skutków całego zamieszania, to niech będą nimi jednolite standardy ochrony praw osób wierzących ustanowione na nowym, wyższym poziomie.
Łukasz Bernaciński – członek Zarządu Ordo Iuris