Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
Komentarze

Komentarze

Skutecznie chrońmy dzieci przed pornografią

W warszawskim kinie Muranów rozpocznie się za tydzień festiwal filmów pornograficznych. Jedna z organizatorek przekonuje, że festiwal ma charakter edukacyjny. Jej zdaniem, ograniczanie powszechnego dostępu do pornografii „utrudnia jakąkolwiek dyskusję z nieletnimi o seksualności”. Organizatorzy zresztą wprost piszą na stronie pornograficznego festiwalu o "edukacji seksualnej”. Czy potrzeba mocniejszego dowodu na to, że to dzieci są dzisiaj głównym celem pornograficznego lobby?

Szkodliwość pornografii udowodniona

To wszystko dzieje się, mimo iż o szkodliwości pornografii mówią jednoznacznie dziesiątki wiarygodnych i powtarzalnych badań naukowych. Badania Bloomberg School of Public Health, dowiodły, że młodzi ludzie, którzy oglądają pornografię, blisko 6 razy częściej przyznają się do agresji w intymnych sytuacjach. Badania na grupie 967 osób wykazały, że chłopcy, którzy mieli styczność z pornografią we wczesnym okresie dojrzewania, częściej dopuszczają się molestowania seksualnego w późniejszym okresie dorastania. Badanie przeprowadzone z udziałem 325 chłopców w wieku około 14 lat wykazało spadek wydajności pracy dziecka w szkole pod wpływem konsumpcji pornografii.

Ten problem zauważają także kolejne rządy. I nie są to wcale rządy „skrajnej prawicy” czy „ultrakonserwatystów”. Konkretne działania w kierunku ograniczenia dostępu dzieci do pornografii podjęły Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Izrael i poszczególne stany USA.

W 2018 roku opublikowaliśmy raport „Dzieciństwo wolne od pornografii”. W grudniu 2019 roku rząd powołał Radę Rodziny oraz zespół ekspertów, który miał zająć się technicznymi aspektami ograniczania dostępu małoletnich do pornografii w internecie. Jak zwykle, gdy sprawę przejmuje biurokracja, temat utknął.

Dlatego musimy wymusić na rządzących pilne rozwiązanie tego palącego problemu. Nasi eksperci kończą już pracę nad aktualnym raportem, w którym szczegółowo przeanalizujemy rozwiązania prawne, wprowadzane w krajach, które realnie walczą z dostępem nieletnich do pornografii. Na ich podstawie przedstawimy rekomendacje na temat tego, w jaki sposób uchronić polskie dzieci przed nieograniczonym dostępem do pornografii. Wkrótce przedstawimy też projekt ustawy, zawierający te rozwiązania i przygotujemy petycję, w której wezwiemy do ich przyjęcia.

Warto też zwrócić uwagę na to, że nieograniczony dostęp do pornografii, szczególnie w odniesieniu do dzieci, jest jednoznacznie zakazany w obowiązującym w Polsce prawie.

Pornografia jednoznacznie zakazana

Stosowne przepisy zawiera art. 200 i art. 202 Kodeksu karnego, w którym możemy przeczytać:

  • Art. 200 § 3. Kto małoletniemu poniżej lat 15 prezentuje treści pornograficzne lub udostępnia mu przedmioty mające taki charakter albo rozpowszechnia treści pornograficzne w sposób umożliwiający takiemu małoletniemu zapoznanie się z nimi, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
  • Art. 200 § 5. Karze określonej w § 3 podlega, kto prowadzi reklamę lub promocję działalności polegającej na rozpowszechnianiu treści pornograficznych w sposób umożliwiający zapoznanie się z nimi małoletniemu poniżej lat 15.
  • Art. 202 § 1. Kto publicznie prezentuje treści pornograficzne w taki sposób, że może to narzucić ich odbiór osobie, która tego sobie nie życzy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Przepisy Kodeksu karnego nie są jednak łatwe do egzekwowania. Tym samym, obowiązuje dziś praktycznie martwe prawo, które nie jest dostosowane do wyzwań, związanych z ogólnodostępną pornografią internetową. Tymczasem badania naukowe potwierdzają, że to właśnie internet jest dziś podstawowym źródłem dostępu do pornografii (81% u dziewcząt i 95% u chłopców).

Aby ochronić dzieci przed uzależnieniem od pornografii, będziemy dążyć do wprowadzenia w Polsce rozwiązań prawnych, dzięki którym wymusimy na stronach, rozpowszechniających filmy dla osób dorosłych, skuteczne weryfikowanie wieku swoich użytkowników. W najbliższych tygodniach opublikujemy raport, w którym przedstawimy możliwe kierunki ochrony małoletnich przed dostępem do treści pornograficznych w internecie na przykładzie państw, które już podjęły podobne próby.

Przykłady skutecznego przeciwdziałania

Takie przepisy wprowadzono już w Wielkiej Brytanii, gdzie ustawa o bezpieczeństwie w sieci nakłada na komercyjne strony pornograficzne obowiązek weryfikowania wieku swoich użytkowników. Dotyczy to jednak tylko stron, które za dostęp do treści pornograficznych wymagają wnoszenia opłat. Teraz brytyjski minister cyfryzacji Chris Philp zapowiedział, że to samo czeka darmowe portale pornograficzne. Jeśli ich właściciele nie dostosują się do przepisów, to rządowa agencja kontrolująca rynek medialny będzie mogła zablokować dostęp do danej strony na terenie całego Zjednoczonego Królestwa, a nawet nałożyć na dany podmiot karę w wysokości do 10% ich rocznych globalnych przychodów.

Z kolei francuski sąd ma w najbliższych tygodniach wydać wyrok w sprawie wytoczonej przez tamtejszego regulatora rynku medialnego ARCOM. Paryski sąd może wkrótce zdecydować o zablokowaniu pięciu najpopularniejszych stron pornograficznych, które do dziś nie wprowadziły skutecznej weryfikacji wieku użytkowników.

W Niemczech od kilku lat funkcjonuje natomiast Komisja ds. Ochrony Młodzieży w Mediach (Kommission für Jugendmedienschutz), która regularnie podejmuje działania mające na celu ograniczenie dostępu małoletnich do treści pornograficznych w ramach obowiązujących przepisów prawnych. Sukcesem tego ruchu w Niemczech był chociażby wyrok sądu administracyjnego w Düsseldorfie, blokujący dostęp do stron pornograficznych należących do przedsiębiorstw zarejestrowanych na Cyprze. Komisja współpracuje z psychologami, wskazującymi na negatywne skutki konsumpcji treści pornograficznych przez dzieci. Ocenia również coraz bardziej skuteczne i zaawansowane technicznie systemy weryfikacji wieku użytkowników, których liczba sięga już kilkudziesięciu.

Czas na Polskę

W raporcie przedstawimy rekomendacje konkretnych rozwiązań prawnych, dzięki którym będzie można ograniczyć dostęp do pornografii dla polskich dzieci. W tym celu proponujemy powołanie podmiotu, odpowiedzialnego za rozstrzyganie, co do charakteru udostępnianych treści i umieszczania poszczególnych domen na liście stron objętych domyślnym filtrowaniem przez dostawców usług internetowych. Taki podmiot, oprócz czynnika rządowego, współpracowałby z cieszącymi się uznaniem społecznym organizacjami pozarządowymi. Każdy pełnoletni użytkownik internetu mógłby zrezygnować z blokady dostępu do pornografii, poprzez dokonanie zmiany w umowie z dostawcą internetu.

Drugą propozycją, zawartą w raporcie, jest wprowadzenie obowiązku weryfikacji pełnoletności przez podmioty, udostępniające treści pornograficzne. Strony, które nie wprowadziłyby skutecznej weryfikacji, otrzymałyby dotkliwe kary finansowe.

Francuzi, Niemcy czy Brytyjczycy robią wszystko, aby uchronić swoje dzieci przed pornografią, która może prowadzić do długich i dramatycznych w skutkach uzależnień oraz trwale niszczyć umysły dzieci w kluczowym dla ich rozwoju momencie życia. Dlaczego zatem my, jako Polacy, mielibyśmy dbać o przyszłość naszych dzieci w mniejszym stopniu? Wielu z nas bagatelizuje problem, nie rozumiejąc, że pornografia dawno nie jest tym, czym była jeszcze kilkanaście lat temu. Dziś to już nie gazetki z kiosku, ale setki milionów (nawet najbardziej brutalnych) filmów, które są dla naszych dzieci dostępne zawsze i wszędzie – na jedno kliknięcie. Czas powiedzieć temu STOP.

Adw. Rafał Dorosiński - członek Zarządu Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Edukacja

31.05.2022

Wydzielanie osobnych toalet dla „młodzieży transpłciowej” to pogłębianie zaburzeń tożsamości i atak na polski model wychowawczy

Jedno z warszawskich liceów poinformowało o wydzieleniu osobnej łazienki dla „osób niebinarnych, transpłciowych i nieokreślających się”. Tego typu działania wpisują się w ducha kapitulacji małych społeczności przed ideologicznymi roszczeniami genderowych aktywistów. Uderzają jednak także w jedną z podstawowych zasad porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej – zasadę dychotomicznego podziału społeczeństwa na dwie płcie. Instytut Ordo Iuris już w 2019 r. ostrzegał, że „transpłciowe toalety” stanowią jeden z promowanych przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego elementów programu dla warszawskich szkół.

Promowanie zaburzeń przeczy idei wychowania

LXXV Liceum Ogólnokształcące im. Jana III Sobieskiego w Warszawie poinformowało, że „na 4 piętrze powstała nowa łazienka stworzona z myślą o osobach niebinarnych, transpłciowych i nieokreślających się”[1]. Instytut Ordo Iuris w swoich materiałach analitycznych[2] od lat konsekwentnie podkreśla ideologiczny charakter postulatów politycznego ruchu LGBT, który w samej swojej nazwie łączy przymusowo dwa różne fenomeny o odmiennej genezie – skłonności homoseksualne, posiadane zamiast heteroseksualnych (L, G) lub oprócz heteroseksualnych (B), oraz transseksualizm (T), który stanowi jedno z zaburzeń tożsamości płciowej. Polski ustawodawca świadomie rozróżnia oba te zjawiska – sugestia jednego z posłów podczas prac legislacyjnych, aby oprócz „orientacji seksualnej” włączyć do ustawy równościowej[3] „identyfikację (tożsamość) płciową”, nie została uwzględniona[4]. Trwająca od kilkudziesięciu lat rewolucja ideologiczna przeszła obecnie w etap promowania zaburzeń transseksualnych, zaniechania ich terapii lub wręcz zakazywania jej i traktowania płciowości człowieka (wbrew faktom) jako cechy dowolnie definiowanej przez daną osobę z pominięciem obiektywnie istniejących kryteriów i uwarunkowań biologicznych.

Dotąd wskazywano głównie na negatywny wpływ normalizacji zaburzeń transseksualnych na wydarzenia sporadyczne, jak zawody sportowe, gdzie poszczególni zawodnicy pod pretekstem rzekomej przynależności do innej płci odnoszą zwycięstwa uwarunkowane ich przewagą biologiczną. Dzisiaj ideologiczna rewolucja przedziera się już jednak do szkoły, a więc instytucji permanentnej, traktowanej przez wiele lat jako ostoja polskiego modelu wychowawczego. Model ten w art. 1 pkt 3 Prawa oświatowego[5] zakłada, że system oświaty zapewnia w szczególności wychowanie, rozumiane jako wspieranie dziecka w rozwoju ku pełnej dojrzałości w sferze fizycznej, emocjonalnej, intelektualnej, duchowej i społecznej. Promowanie zaburzeń transseksualnych wśród osób młodych, które dopiero kształtują swoją tożsamość, jest w istocie zamachem na ich rozwój ku pełnej dojrzałości w tych sferach.

Kwestia zaburzeń seksualnych w świetle prawa

Zaburzenia te nie są rodzajem „orientacji seksualnej” i słusznie nie są przez polskiego ustawodawcę traktowane na równi z ze skłonnościami homoseksualnymi. Lech Paprzycki, pełniący w 2014 r. obowiązki pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, dostrzegał, że „zaburzenia psychoseksualne to grupa zaburzeń funkcjonowania seksualnego, obejmująca różnorodne formy, które zazwyczaj dzieli się na trzy kategorie. Pierwsze to odmienności seksualne, polegające na występowaniu nietypowych i nieakceptowanych społecznie form zaspokajania popędu seksualnego. Należą tutaj parafilie oraz zaburzenia tożsamości płciowej. […] Cechą wspólną zaburzeń tożsamości płciowej jest natomiast brak akceptowania własnej płci psychologicznej, a przykładem może być transseksualizm”[6].

Rozstrzygnięcia istotne dla prawnej oceny zaburzenia transseksualnego zapadły w trakcie trwającej w latach 2013-2015 debaty publicznej nad projektem ustawy o uzgodnieniu płci[7]. Biuro Analiz Sejmowych wskazało wówczas w swojej opinii, że:

  • „dopuszczenie przez ustawodawcę uzgodnienia płci jedynie na podstawie subiektywnego kryterium tożsamości płciowej, bez uwzględnienia innych okoliczności prawnych i biologicznych, jest rozwiązaniem wyabstrahowanym z systemu prawnego”,
  • „obowiązujące prawo nie zawiera definicji płci, bazuje jednak na dychotomicznym podziale osób na mężczyzn i kobiety”,
  • „zmiana ta, jak się wydaje, nie miałaby charakteru następczego względem zmian społecznego postrzegania «płci» człowieka i uprzedzałaby ewentualne, hipotetyczne zmiany społeczne i kulturowe”,
  • „trudność z identyfikacją płciową nielicznej w istocie grupy obywateli, przemawia nie za potrzebą przewartościowania pojęcia płci, a raczej za zapewnieniem tym osobom przez państwo odpowiedniej, finansowanej ze środków publicznych, terapii”[8].

Prezydent RP, nawiązując wprost do opinii BAS, zawetował uchwalony projekt ustawy, przypominając o właściwym rozumieniu pojęcia „tożsamości płciowej” w polskim porządku prawnym: „podstawą dla funkcjonowania człowieka jest tożsamość płciowa, czyli świadomość bycia kobietą lub mężczyzną”. Z kolei dopuszczenie rozwiązań przewidzianych w projekcie „stanowić będzie pokusę obejścia przepisów przewidujących istnienie jedynie małżeństw dwupłciowych i naruszać będzie zasadę dychotomicznego podziału społeczeństwa na dwie płcie, tworząc swoistą trzecią płeć w postaci osób, których cechy fizyczne należą do jednej płci, zaś status prawny do płci przeciwnej”. Proponowane zmiany „realnie mogą prowadzić do destabilizacji norm społecznych poprzez zaprzeczenie istnienia dychotomicznego podziału ludzi na kobiety i mężczyzn”[9].

Naruszenie praw dziecka

Instytut Ordo Iuris już w 2019 r. wskazywał na niebezpieczne treści narzucane warszawskim szkołom przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego w materiałach udostępnionych w ramach programu „Szkoła przyjazna prawom człowieka”. W jednej z publikacji udostępnianych w ramach tego programu wprost zalecano kwestionowanie płciowości uczniów w duchu ideologii gender: „Zadbaj, aby co najmniej jedna z toalet była koedukacyjna. Dzięki temu osoby transpłciowe nie będą postawione w niezręcznej sytuacji związanej z koniecznością wyboru toalety damskiej lub męskiej, gdzie mogą spotkać się z nieprzychylnymi reakcjami osób, które z nich korzystają. […] Nie zakładaj, że wszystkie osoby mają jednoznaczną identyfikację płciową (kobieta/ mężczyzna)”[10].

Pogłębianie zaburzeń tożsamości płciowej to istotne naruszenie praw dziecka, o których mowa w art. 72 ust. 1 Konstytucji RP. W świetle opisanych wyżej faktów nie sposób potraktować sprawy „transpłciowej toalety” jako przejściowej ciekawostki lub jako jednorazowego politycznego happeningu. W rzeczywistości nawet sporadyczne dopuszczanie do tego typu zamachów na obiektywnie pojmowane dobro dziecka, a także brak zdecydowanej reakcji rodziców, władz samorządowych i państwowego nadzoru nad polską oświatą, stanowić będą przyzwolenie na dalsze, coraz bardziej intensywne łamanie podstawowych zasad porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej.

Apl. adw. Nikodem Bernaciak – analityk Centrum Prawa i Polityki Rodzinnej Ordo Iuris

 
Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

30.05.2022

Koniec pandemii początkiem wszechwładzy WHO?

Prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych prof. Robert Flisiak mówił w jednym z ostatnich wywiadów, że Covid‑19 zniknął praktycznie ze szpitali. Jednocześnie Polska zajęła w 2021 r. pierwsze miejsce w Europie pod względem nadmiarowych zgonów. Czy dałoby się uniknąć tak wielu niepotrzebnych tragedii, gdyby zwalczanie epidemii w Polsce odbywało się zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, prawem i wiedzą ekspercką, a nie wytycznymi międzynarodowych urzędników?

Globalizacja zarządzania zdrowiem

W czasie pandemii Covid‑19 rządy wielu państw bezrefleksyjnie podążały za wewnętrznie sprzecznymi zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia. Choć dzisiaj koronawirus jest w odwrocie, urzędnicy WHO przekonują o konieczności przekazania im kolejnych kompetencji – kosztem suwerenności państw narodowych.

Urzeczywistnieniem tych zamierzeń ma być globalny traktaty antypandemiczny, który ma zostać przyjęty w 2024 roku. Dotychczas kierunkowe wskazania ekspertów WHO, mają stać się wiążącymi zobowiązaniami dla rządów i obywateli całego świata. Ta szokująca propozycja może lada dzień przekształcić się w prawo międzynarodowe. Eksperci WHO, pozbawieni demokratycznej legitymacji, finansowani w znacznej części przez radykalnie lewicową fundację Billa i Melindy Gatesów, zdobyliby globalną władzę, co dotąd było zupełnie nie do pomyślenia.

Pierwszy krok w stronę budowy mechanizmów globalnego zarządzania krajowymi systemami opieki zdrowotnej postawiono kilka dni temu w Genewie. Właśnie dobiegło końca obradujące w ubiegłym tygodniu Światowe Zgromadzenie Zdrowia. We wtorek, jego uczestnicy zdecydowali o przyjęciu raportu grupy roboczej WHO, w którym wyrażono wolę zmian w Międzynarodowych Przepisach Zdrowotnych (IHR), idących w kierunku poszerzenia kompetencji Światowej Organizacji Zdrowia. Prace nad nimi mają być prowadzone wraz z procedowaniem traktatu pandemicznego. Mówiono tam również o potrzebie „wzmocnienia wiodącej roli WHO jako bezstronnej i niezależnej organizacji międzynarodowej, odpowiedzialnej za kierowanie i koordynację międzynarodową w zakresie zdrowia, w tym za gotowość i reagowanie na nagłe sytuacje zagrożenia zdrowia”.

Ordo Iuris uczestniczy w konsultacjach

Stojąc na straży suwerenności naszej Ojczyzny, prawnicy Ordo Iuris na bieżąco monitorują skandaliczne próby poszerzania kompetencji WHO. Dlatego zabraliśmy głos podczas pierwszych, międzynarodowych konsultacji traktatu, gdzie wykazywaliśmy, że pandemia Covid‑19 dowiodła braku efektywności zarządzania polityką zdrowotną na szczeblu ponadnarodowym.  Kolejna sesja konsultacyjna ma się odbyć w dniach 16-17 czerwca. Chcąc chronić interesy Polski, złożyliśmy do WHO wniosek o dopuszczenie naszych ekspertów do prac nad nowym międzynarodowym traktatem. Przygotowaliśmy również ekspertyzę, w której wykazaliśmy, że – wbrew propagandzie WHO – do przyjęcia nowych zasad niezbędna jest zgoda Polski i innych państw. 

O tym, że recepty WHO na pandemię są nieskuteczne, wiemy doskonale. Przez cały okres stanu epidemii pomagaliśmy Polakom mierzyć się z nową rzeczywistością. W tym czasie udzieliliśmy ponad 1 000 porad telefonicznych i mailowych. Wydaliśmy 4 poradniki prawne oraz opublikowaliśmy blisko 40 analiz, stanowisk i opinii prawnych poświęconych tej problematyce. Nadal prowadzimy precedensowe postępowania, które mogą doprowadzić do powstania korzystnej dla obywateli linii orzeczniczej. Kończymy prace nad wydaniem kompleksowej monografii poświęconej prawnym, ekonomicznym i społeczno-zdrowotnym skutkom wprowadzonych restrykcji covidowych, która będzie nieocenioną pomocą, gdyby miały one na jesieni wrócić.

Nasz zorganizowany, międzynarodowy i analityczny sprzeciw wobec nowego traktatu WHO znalazł już pierwszych sojuszników w USA oraz krajach naszego regionu Europy. Pomaga nam to skutecznie występować w obronie suwerenności Polski. Najbliższe tygodnie to wytężona praca prawników Ordo Iuris zmierzającą do powstrzymania globalnego zarządzania przez urzędników WHO.

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Instytutu Ordo Iuris

Czytaj Więcej

Wstrzymanie dostaw gazu to próba szantażu ze strony Rosji

W ostatnich dniach media przekazały podaną przez minister klimatu i środowiska Annę Moskwę informację o wypowiedzeniu przez Polskę porozumienia z Rosją. Dotyczyło ono budowy systemów gazociągów i dostaw rosyjskiego gazu. Jak podała minister, powodem tej decyzji było wstrzymanie przez Rosję tranzytu gazu spowodowane odmową zapłaty przez Polskę w rublach.

Polska zrywa porozumienie z Rosją

Za Polską Agencją Prasową, Annę Moskwę cytuje Wirtualna Polska. „13 maja polski rząd przyjął uchwałę ws. wypowiedzenia porozumienia z Rosją ws. budowy systemów gazociągów do tranzytu gazu przez terytorium RP i dostawach rosyjskiego gazu z Rosji” – zaznaczyła polityk. Jak czytamy dalej, „minister Anna Moskwa wyjaśniła, że porozumienie było umową międzynarodową, a więc odpowiednia nota w tej sprawie zostanie przekazana przez polskie MSZ”[1]. Minister stwierdziła również, że „kiedy Rosja odcinając nas od dostaw de facto złamała zapisy umowy, polski rząd uznał, że ze względu na naruszenie jego istotnych warunków, przestało ono obowiązywać”[2].

Zgodnie z art. 22 ust. 1 ustawy o umowach międzynarodowych, utrata mocy obowiązującej umowy międzynarodowej w stosunku do Rzeczypospolitej Polskiej następuje w sposób przewidziany w umowie międzynarodowej, w szczególności na skutek jej wypowiedzenia przez Rzeczpospolitą Polską albo w inny sposób dopuszczony przez prawo międzynarodowe.

Bezpośrednią przyczyną wypowiedzenia porozumienia było zatem wstrzymanie dostaw gazu do Polski. Miało ono miejsce z kolei ze względu na odmowę zapłaty za gaz w rublach, który to obowiązek teoretycznie wynika z nowych rosyjskich regulacji krajowych. Jest to jednak niemożliwe do wyegzekwowania na gruncie ściśle prawnym, bowiem, zgodnie z prawem międzynarodowym, państwa są sobie równe, a więc zmiana zasad płatności nie może być regulowana prawem krajowym i wymaga w tym wypadku zgody strony polskiej. Rosja natomiast swoje działania motywuje nieprzyjaznym stanowiskiem niektórych państw (w tym Polski) wobec jej wojny przeciwko Ukrainie, zgodnie z tamtejszą narracją zwanej specjalną operacją wojskową.

Czym są sankcje?

W przestrzeni publicznej zapewne można się spotkać z prorosyjskim stanowiskiem, że to Rosja jest rzekomo zmuszana do nakładania sankcji na państwa zachodnie. Aby wykazać niesłuszność takiej tezy należy znowu odnieść się do pojęcia sankcji.

Sankcja to akcja represyjna skierowana przeciwko państwu, któremu zarzuca się naruszenie przepisów prawa międzynarodowego. Sankcji nie należy mylić z retorsjami. Retorsja bowiem to stosowanie środków odwetowych przez jedno państwo w odpowiedzi na nieprzyjazne, ale zgodne z prawem międzynarodowym akty innego państwa. Sankcje są nakładane na dane państwo w odpowiedzi na naruszenie prawa międzynarodowego. Zatem należałoby ustalić kto jest naruszycielem prawa międzynarodowego. Niewątpliwie w tym przypadku jest nim Rosja, która zaatakowała Ukrainę z naruszeniem obowiązujących norm.

Warto również zauważyć, że nie tylko pojedyncze państwa mogą nakładać sankcje. Zgodnie z definicją Unii Europejskiej, sankcje to działania prewencyjne pozwalające Unii szybko reagować na wyzwania i wydarzenia polityczne sprzeczne z jej celami i wartościami. Można podzielić je na:

  • sankcje ogólne (dyplomatyczne), np. zawieszenie stosunków dyplomatycznych z danym krajem lub skoordynowane odwołanie przedstawicieli dyplomatycznych UE i jej państw członkowskich.
  • sankcje szczegółowe, wymagające konkretnej podstawy prawnej w traktatach UE; np.:
    • embargo na broń;
    • restrykcje wjazdowe (zakaz podróżowania) wobec osób umieszczonych na specjalnej liście: osoby takie nie mogą wjechać do UE, a jeśli są obywatelami UE – nie mogą wjechać do innych państw członkowskich;
    • zamrożenie aktywów osób lub podmiotów umieszczonych na specjalnej liście: wszystkie ich aktywa w UE zostają zamrożone, a osoby i podmioty z UE nie mogą im udostępniać żadnych środków finansowych;
    • sankcje gospodarcze czyli restrykcje w konkretnych sektorach działalności gospodarczej, np. zakaz importu lub eksportu niektórych towarów, zakaz inwestowania, zakaz świadczenia niektórych usług.

Działania Rosji nie odnoszą skutku prawnego

Jak przypomina Komisja Europejska, UE może nakładać sankcje z własnej inicjatywy lub w celu wykonania rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Od 29 września 2017 r. sankcje nałożone na poszczególne państwa można śledzić w Internecie. W aktualnej sytuacji, oczywiście nie może być mowy o sankcjach UE w celu wykonania rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jednak, jak wiemy, Unia jako całość nałożyła już wiele sankcji na Rosję. Ważne jest jednak przy tym podkreślenie, że pierwotna inicjatywa nakładania sankcji wyszła ze strony państw członkowskich, nie zaś ze strony organów UE. Warto to przypomnieć, dlatego by, szczególnie w chwili narastającego w UE zagrożenia tendencjami federalistycznymi, pamiętać, że polityka zagraniczna nie należy do wyłącznych kompetencji Unii.

Stwierdzić trzeba, że tak długo, jak strona polska (ale także inne państwa) nie łamią prawa w związku ze sposobem płatności za rosyjski gaz (w szczególności ustaleń międzynarodowych co do waluty płatności), tak długo jednostronne działania rosyjskie mające na celu wymuszenie ustępstw za pomocą środków znanych prawu krajowemu, nie odnoszą skutku prawnego w stosunkach zewnętrznych. Akty prawa krajowego nie zmieniają aktów prawa międzynarodowego. Aktualna sytuacja stanowi próbę szantażu skierowaną przez agresora wobec Polski, której to próbie nie należy ulegać ze względu na polską rację stanu.

Przemysław Pietrzak – dyrektor Wydawnictwa Naukowego Ordo Iuris, analityk Centrum Analiz Legislacyjnych Ordo Iuris

 
 

 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

24.05.2022

Łukasz Bernaciński: Donald Tusk obiecuje łamać Konstytucję po wyborach?

Podczas niedawnego wystąpienia w Stargardzie, Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk powiedział, że „nie ma innej drogi niż jednoznaczne, natychmiast po wygranych przez PO wyborach, przeprowadzenie procesu oddzielenia Kościoła od państwa ze wszystkimi tego skutkami – politycznymi i finansowymi”. Były Prezes Rady Ministrów zadeklarował tym samym ustrojowe cofnięcie Polski o 70 lat, do czasów głębokiego komunizmu.

 

Echo komunistycznych wzorców

 

Deklaracja[1] D. Tuska z 20 maja nawiązuje do poststalinowskich stosunków Kościoła i państwa. Oddzielenie to proklamowała bowiem Konstytucja PRL w art. 70 ust. 2, do której uwagi osobiście wprowadzał i cały akt akceptował Józef Stalin.

 

Art. 70 ust. 2 Konstytucji PRL

Kościół jest oddzielony od państwa. Zasady stosunku państwa do kościoła oraz sytuację prawną i majątkową związków wyznaniowych określają ustawy.

 

Konstytucja PRL wprowadzała model stosunków państwowo-kościelnych nazywany w doktrynie prawa separacją wrogą. Charakteryzuje się on, przykładowo, brakiem uznania osobowości prawnej związków wyznaniowych, a możliwość publicznego wyznawania religii jest maksymalnie ograniczana.

 

Relacje państwo-kościół według Konstytucji RP

 

Obecnie obowiązująca Konstytucja przyjęła model stosunków państwa ze wspólnotami religijnymi określany jako separacja przyjazna. Trzonem tego modelu są wyrażone w art. 25 ust. 3 Konstytucji RP zasady poszanowania autonomii i niezależności związków religijnych i państwa, każdego w swoim zakresie oraz zasada współdziałania państwa ze wspólnotami religijnymi dla dobra człowieka i dobra wspólnego. Oznacza to, że państwo nie może ingerować w wewnętrzne sprawy i prawo wspólnot religijnych, kościoły zaś nie mogą wpływać na sprawy państwowe na poziomie systemu władz i instytucji publicznych. Związki wyznaniowe mogą jednak swobodnie uczestniczyć w życiu publicznym, w tym poprzez publiczne nauczanie lub komentowanie propozycji legislacyjnych. W sferach, w których działalność wspólnot religijnych i państwa się przenika (np. działania charytatywne) oba podmioty powinny ze sobą współpracować.

 

Ponadto zasada poszanowania autonomii i niezależności Kościoła katolickiego i Rzeczpospolitej Polskiej została określona w art. 1 Konkordatu, który jest ratyfikowaną umową międzynarodową, a więc ma moc obowiązującą w prawie polskim. Oddzielenie Kościoła od państwa (zmiana modelu stosunków państwa ze związkami wyznaniowymi) wymagałoby zatem nie tylko zmiany Konstytucji, ale także wypowiedzenia albo zmiany postanowień konkordatu.

 

Rewizja i zmiana konkordatu wymaga zgodnej woli obu układających się stron, a więc zarówno państwa jak i Stolicy Apostolskiej. Przykładowo, Konkordat przewiduje, że w sprawach finansowych i dóbr kościelnych Układające się Strony stworzą specjalną komisję, która zajmie się koniecznymi zmianami (art. 22 ust. 2). Ponadto art. 27 Konkordatu stwierdza jasno, że sprawy wymagające nowych lub dodatkowych rozwiązań będą regulowane na drodze nowych umów między Układającymi się Stronami albo uzgodnień między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej i Konferencją Episkopatu Polski upoważnioną do tego przez Stolicę Apostolską. Decyzja nie należy zatem nigdy wyłącznie do przewodniczącego koalicji rządzącej.

 

Natomiast wypowiedzenie Konkordatu jest znacząco utrudnione z perspektywy postanowień Konstytucji.

 

Art. 25 ust. 4 Konstytucji RP

Stosunki między Rzecząpospolitą Polską a Kościołem Katolickim określają umowa międzynarodowa zawarta ze Stolicą Apostolską i ustawy.

 

 

Przepis ten interpretowany jest w doktrynie dosyć jednolicie. Część autorów mówi wprost o obowiązku państwa do uregulowania stosunków Rzeczpospolitej z Kościołem katolickim w formie umowy międzynarodowej (J. Krukowski, L. Garlicki, P. Tuleja). Inni autorzy nieco łagodzą to stanowisko mówiąc o powinności państwa (M. Olszówka) lub o ciążącym na władzach publicznych obowiązku dążenia do zawarcia konkordatu (B. Banaszak). Niewątpliwie na gruncie obowiązującej Konstytucji konkordat pozostaje podstawową i obowiązkową formą regulacji stosunków państwa z Kościołem katolickim.

 

Zmiana władzy nie wystarczy do zmiany prawa

W stosunkach państwa polskiego ze wspólnotami religijnymi z pewnością istnieją obszary, które wymagają korekty – szczególnie w obszarze finansowym. Nie jest jednak możliwe, aby zaraz po wyborach radykalnie zmienić model stosunków państwa ze związkami wyznaniowymi, a na pewno nie będzie o tym decydować tylko koalicja rządząca. Powyższe każe się zastanowić zarówno nad poziomem znajomości prawa konstytucyjnego przez przedstawicieli władzy ustawodawczej jak również nad przyczynami odwoływania się do stalinowskiego dziedzictwa ustrojowego dla realizacji bieżących celów politycznych.

 

Łukasz Bernaciński – członek Zarządu Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Ochrona życia

20.05.2022

USA ma piękną tradycję ochrony życia dzieci nienarodzonych

Duże poruszenie opinii publicznej, głównie amerykańskiej, wywołał projekt opinii większości składu orzekającego USA w sprawie dotyczącej słynnego wyroku Roe v. Wade. Został on opublikowany na początku maja na portalu politico.eu. Niezależnie od tego, jaki będzie ostateczny kształt rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego, sformułowany w tytule wniosek płynie wprost z okoliczności szeroko przytoczonych w uzasadnieniu projektu.

Mit proaborcyjnych Stanów Zjednoczonych

Jego autor – jeden z sędziów – przytoczył szereg argumentów i dowodów potwierdzających wadliwość wyroku wydanego przez Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w sprawie Roe v. Wade w 1973 r. W orzeczeniu tym Sąd Najwyższy uznał, że 14. Poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych z 1868 r. gwarantuje kobietom prawo do aborcji jako elementu chronionego na mocy tej Poprawki prawa do wolności. W późniejszym rozstrzygnięciu Sądu Najwyższego USA z 1992 r. w sprawie Planned Parenthood v. Casey prawo do aborcji zostało w dużej mierze utrzymane[1]. Oparta o fakty historyczne analiza treści prawa do wolności pokazuje jednak, że przyjęte w USA na początku lat 70-tych XX w. prawo do aborcji zasadniczo kłóci się z utrwaloną w systemie common law tradycją ochrony życia dzieci nienarodzonych.

Pomimo tego, że projekt opinii nie musi pokrywać się z ostatecznym kształtem mającego wkrótce zapaść wyroku, jego autor - sędzia Samuel Alito uwypuklił niezwykle istotną kwestię dotyczącą „historii” prawa do aborcji w systemie common law. Niezależnie więc od tego, jakie będzie finalne rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego, przytoczone w opinii fakty dotyczące historii prawodawstwa Stanów Zjednoczonych odnoszącego się do aborcji, racjonalnie rzecz biorąc, nie powinny ulec zmianie. Można je co najwyżej przemilczeć, ewentualnie przytoczyć dodatkowe, przy założeniu, że temat nie został jeszcze wyczerpany.

Historia po stronie życia

Przedstawiając stanowisko większości składu orzekającego, autor projektu opinii zwrócił uwagę, że powołanie się na 14. Poprawkę do Konstytucji USA jako podstawę prawa do aborcji wymaga wykazania, że prawo to „było głęboko zakorzenione w [Amerykańskiej] historii i tradycji oraz czy jest niezbędne w «systemie uporządkowanej wolności» [narodu amerykańskiego]”[2]. Sędzia Alito argumentuje przy tym, że kwestie historyczne są w tym zakresie niezbędne dla określenia nowego komponentu „wolności” (new component of the „liberty”), która podlega ochronie na mocy 14. Poprawki, a która jest pojęciem szerokim, definiowanym na różne sposoby[3]. Właściwej, zgodnej z intencją prawodawcy interpretacji pojęcia „wolność”, autor opinii przeciwstawił naturalną ludzką tendencję do mylnego utożsamiania rzeczywistego zakresu tego pojęcia z subiektywnymi odczuciami co do tego, jaki ten zakres być powinien. Z tego też względu, jak zauważył, Sąd Najwyższy długo pozostawał sceptyczny wobec uznawania praw, które wprost nie zostały wymienione w Konstytucji Stanów Zjednoczonych.

Przechodząc następnie do rozważań mających prowadzić do odpowiedzi na podstawowe pytanie czy prawo do aborcji należy do amerykańskiej historii i tradycji, a więc czy stanowi część składową „wolności” chronionej na gruncie 14. Poprawki, sędzia Alito odwołał się do następujących faktów. W XIX wieku znaczna większość stanów uchwaliła prawo wprowadzające odpowiedzialność karną za aborcję na każdym etapie ciąży. Do 1868 r., kiedy ratyfikowano 14. Poprawkę, trzy czwarte stanów, tj. 28 z wszystkich 37, uchwaliło ustawy uznające aborcję za przestępstwo i to bez względu na etap ciąży, w którym była wykonywana. Spośród 9 stanów, które w roku 1868 jeszcze nie penalizowały aborcji, 8 wprowadziło odpowiedzialność karną do roku 1910. Na potwierdzenie przedstawionych argumentów, w załączniku A do projektu opinii przedstawiono chronologiczny wykaz ustaw stanowych penalizujących aborcję na każdym etapie ciąży, obowiązujących w 1868 r., tj. dacie przyjęcia 14. Poprawki, a także uchwalonych do roku 1910[4]. Tendencja do ograniczania aborcji poprzez jej penalizację była widoczna także na terytoriach, które stały się ostatnimi 13 Stanami – we wszystkich wprowadzono odpowiedzialność karną za dokonanie aborcji na jakimkolwiek etapie ciąży począwszy od Królestwa Hawajów w 1850 r., a skończywszy na Nowym Meksyku w 1919 r. (w odniesieniu do tych stanów, autor projektu przedstawił chronologiczny wykaz prawodawstwa zakazującego aborcji w załączniku B[5]). Jak wynika z ustaleń Sądu Najwyższego zaczerpniętych z uzasadnienia wyroku w sprawie Roe v. Wade, do końca lat 50-tych XX wieku wszystkie stany, poza czterema i Dystryktem Kolumbii, zakazywały aborcji wykonywanej „gdziekolwiek i kiedykolwiek, poza przypadkami ratowania lub zachowania życia matki”[6]. Ten konsensus dotyczący karalności aborcji utrzymywał się do momentu wydania wyroku w sprawie Roe v. Wade w 1973 r. Także w tym czasie, tj. na początku lat 70-tych XX wieku, nadal w znaczącej większości - w 30 stanach - aborcja była zakazana na każdym etapie ciąży, z wyjątkiem sytuacji ratowania życia matki[7].

Prawo aborcyjne nie jest komponentem wolności

Uwzględniając taki kontekst historyczny, autor projektu opinii skonkludował, że „prawo do aborcji nie jest głęboko zakorzenione w historii i tradycji narodu amerykańskiego”, a wręcz przeciwnie – „nieprzerwana tradycja zakazywania aborcji pod groźbą odpowiedzialności karnej trwała od najwcześniejszych dni common law do 1973 r.”[8]. Gdyby więc Sąd Najwyższy orzekający w sprawie Roe v. Wade miał na względzie przywołaną „historię i tradycję narodu”, musiałby dojść do takich wniosków, jak w przełomowej decyzji w sprawie Washington v. Glucksberg[9], które autor opinii sparafrazował w następujący sposób: „postawy wobec [aborcji] zmieniły się (…), ale nasze przepisy konsekwentnie potępiają i nadal zabraniają tej praktyki”[10].

Przepisy dotyczące legalności aborcji zostały zmienione na mocy decyzji sądu. Nie wpływa to jednak na fakt, że ustanowione na początku lat 70-tych XX wieku prawo do aborcji nie znajduje oparcia w historii i tradycji Ameryki. Oba te elementy tożsamości narodu amerykańskiego pozostaną już niezmienne. To one przesądzają o tym, że prawo do aborcji nie stanowi komponentu „wolności” chronionej na mocy 14. Poprawki. Częścią tradycji Stanów Zjednoczonych ewidentnie jest ochrona życia dzieci nienarodzonych.

R.pr. Katarzyna Gęsiak - dyrektor Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki Ordo Iuris

 
Czytaj Więcej