Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]
Trzeci Komitet Zgromadzenia Ogólnego ONZ przyjął projekt rezolucji dotyczącej przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, w której stwierdzono, że „dostęp do bezpiecznej aborcji” ma być elementem „praw człowieka wszystkich kobiet”. Nie ulega wątpliwości, że potężne lobby w ONZ dąży do całościowego włączenia aborcji do systemu praw człowieka – wbrew większości państw świata! Co charakterystyczne, aborcja łączy się w projekcie ze skrajną ideologią. Na zaledwie 14 stronach rezolucji słowo „gender” pojawia się aż 80 razy.
Ideologiczna rewolucja przyspiesza
„Marsz przez instytucje” lewicowych radykałów w ostatnich miesiącach staje się prawdziwym sprintem. Już dzisiaj wiemy, że w 2023 roku ONZ chce zająć się globalnym wdrożeniem seksedukacji i „Transformatywnej Edukacji Genderowej”, eksperci ONZ pracują nad konwencją uznającą obronę małżeństwa za "homofobię” a „homofobię” za…. zbrodnię przeciwko ludzkości. Wreszcie w siedzibach ONZ w Genewie i Nowym Jorku postępują prace nad administracyjnym ograniczaniem wolności słowa w imię walki z „dezinformacją”.
Najbliższe tygodnie będą jednak sceną decydujących zmagań o uznanie aborcji… za prawo człowieka. Kolejnym krokiem będzie uznanie, że większość świata chroniąca dzieci nienarodzone łamie prawa człowieka – a prawdziwymi ich obrońcami są Chiny czy Kanada, gdzie dziecko można zamordować nawet w trakcie samej akcji porodowej.
Na początku września Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję, której autorzy – w tym także Polska – wymienili aborcję jako jedno z praw człowieka. Nagłośniliśmy sprawę w mediach, podkreślając, że formalnie niewiążące rezolucje współtworzą tzw. prawo zwyczajowe, wpływając na wykładnię praw człowieka.
Nie minęły trzy miesiące a kolejna, jeszcze bardziej jednoznaczna, rezolucja ONZ jest już gotowa.
Czy Polska sprzeciwi się radykalnej rezolucji?
Trzeci Komitet Zgromadzenia Ogólnego ONZ przyjął projekt dotyczący przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, w której cytuje się poprzednią rezolucję, stwierdzając, że „dostęp do bezpiecznej aborcji” ma być elementem „praw człowieka wszystkich kobiet”. Na razie jest to projekt i wszystko wskazuje na to, że Polska nie będzie tym razem wymieniona wśród współtwórców dokumentu. Polskim przedstawicielom wciąż zabrakło odwagi, by dołączyć do państw Afryki czy Ameryki Południowej, które wyraziły swój jednoznaczny sprzeciw podczas prac nad tekstem.
Warto jednak docenić, że naszego państwa nie ma wśród 70 wnioskodawców tekstu. Nie mam wątpliwości, że to także zasługa Instytutu Ordo Iuris. To nasi eksperci nagłośnili w mediach bierność polskiej delegacji we wrześniu. Stanowisko Ordo Iuris trafiło wówczas do polskiego przedstawiciela przy ONZ i Kancelarii Prezydenta. Nasza presja i merytoryczna krytyka przyniosła najwyraźniej pewien efekt.
To dowód na to, że nasza aktywność na arenie międzynarodowej jest kluczowa. Jesteśmy jedyną polską organizacją pozarządową, posiadającą status konsultacyjny ONZ, która na forum Narodów Zjednoczonych odważnie broni życia, rodziny i wolności.
Dlatego prawnicy Ordo Iuris przygotują analizę projektu rezolucji, która trafi do Kancelarii Prezydenta, MSZ i polskiego przedstawiciela ONZ. Wierzę w to, że dzięki naszym działaniom, uda się przekonać decydentów do tego, że konieczny jest w tym przypadku stanowczy sprzeciw, a nie tylko brak jednoznacznego poparcia.
Obronimy prawdę o „prawach człowieka” i praworządności
Pod koniec listopada, dyrektor Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris Weronika Przebierała wzięła udział w Forum Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie, gdzie jako jedyna mówiła o tym, że prawa człowieka przysługują także nienarodzonym dzieciom. Gdyby nas tam zabrakło, to podczas debaty, w ramach której „uciera się” wizja rozumienia „praw człowieka” nikt nie stanąłby w obronie życia, rodziny i wolności.
Uczestniczyliśmy też w pracach nad raportem krajowym przygotowanym w ramach Powszechnego Przeglądu Okresowego Praw Człowieka ONZ. Prawnicy Ordo Iuris uczestniczyli w spotkaniu z urzędnikami MSZ, którzy odpowiadali za przygotowanie krajowej części raportu. Byliśmy jedyną prorodzinną organizacją pozarządową na tym spotkaniu.
Korzystając z nabytego już sześć lat temu specjalnego statusu konsultacyjnego przy ONZ, przekazaliśmy pisemne stanowisko Ordo Iuris na 56. Sesję Komisji ds. Ludności i Rozwoju ONZ, która będzie dotyczyć tematyki populacji, edukacji i zrównoważonego rozwoju. W naszym stanowisku zwróciliśmy uwagę na nieskuteczność promowanej przez instytucje ONZ permisywnej edukacji seksualnej.
Szantażują najuboższych
Niemal wszystkie inicjatywy ONZ, w ramach których skrajna lewica próbuje przemycać swoje radykalnie ideologiczne postulaty do prawa międzynarodowego, łączy jedno – sprzeciw konkretnej grupy państw. Mowa tu przede wszystkim o państwach uboższych, przede wszystkim afrykańskich.
Aborcyjni i genderowi lobbyści dobrze wiedzą, że to właśnie te państwa są dziś głównym hamulcowym ich rewolucji i na wszelkie sposoby próbują złamać ten sprzeciw. Wystarczy w tym kontekście wspomnieć chociażby o opracowywanej wciąż umowie o partnerstwie Unii Europejskiej z państwami Afryki, Karaibów i Pacyfiku, która uzależni wsparcie finansowe UE dla najuboższych państw świata od ich poparcia na forum międzynarodowym dla aborcji i postulatów genderowej ideologii. Jeśli ta umowa wejdzie w życie, to państwa Afryki, Karaibów i Pacyfiku będą zobowiązane głosować tak jak Unia Europejska na forum ONZ, dając urzędnikom z Brukseli „pakiet kontrolny” w Zgromadzeniu Ogólnym.
Dodatkowo UE i USA próbują narzucić ideologiczne treści do międzynarodowych wytycznych Komitetu ds. Światowego Bezpieczeństwa Żywnościowego.
Podobne zagrożenia pojawiają się na forum ONZ regularnie – każdego miesiąca. Jak już wspomniałem, szczególnie przyszły rok ma stać się czasem rewolucyjnych projektów międzynarodowej manipulacji. Za każdym razem reagujemy, przygotowujemy analizy prawne kolejnych inicjatyw, nagłaśniamy je i informujemy o zagrożeniach kluczowych decydentów, przygotowujemy koalicje sprzeciwu. Często dopiero nasza interwencja sprawia, że polscy przedstawiciele rezygnują ze wsparcia ideologicznych inicjatyw.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
16.12.2022
W miniony wtorek miało miejsce pierwsze czytanie projektu ustawy o państwowej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022. Projekt został skierowany do komisji sejmowej, która zarekomendowała jego odrzucenie. Wątpliwości mogą budzić zawarte w projekcie przepisy dotyczące m.in. nieprecyzyjnego zdefiniowania wpływów rosyjskich. Komisja mogłaby także, bez wyroku sądu, wydawać decyzje mogące podważyć zaufanie publiczne do niektórych osób. Członkowie komisji mogliby też łączyć zasiadanie w niej z pełnieniem funkcji politycznych.
Nieprecyzyjne przepisy mogą stanowić źródło walki politycznej
Pewne wątpliwości powstają już na etapie lektury słowniczka ustawowego, szczególnie w części dotyczącej zdefiniowania wpływów rosyjskich. Są one sformułowane bardzo szeroko, obejmując także działania prawnie dozwolone czy działania niezawinione (mowa jest o każdym działaniu). Także powiązania osobiste i organizacyjne osób, a także działanie na ich zlecenie, mogą być interpretowane w sposób rozszerzający.
Artykuł 7. ust. 1. projektu ustawy głosi, że „Komisja prowadzi działalność informacyjną i prewencyjną”. Działalność prewencyjna nasuwa naturalne skojarzenie z funkcją prewencji szczególnej i ogólnej prawa karnego. W tamtym przypadku prewencja szczególna odnosi się do konkretnej jednostki, a ogólna do ogółu społeczeństwa. Pełnienie działalności prewencyjnej może zatem wiązać się z faktycznym wymierzaniem sprawiedliwości w drodze administracyjnej.
Procedura powołania członka komisji opisana w art. 9 pozostawia pole interpretacyjne, czy uzyskanie negatywnej opinii wystawionej przez służby specjalne oznacza automatycznie niespełnienie wymogu posiadania nieposzlakowanej opinii. W przypadku, gdyby taki automatyzm nie nastąpił, wówczas możliwe byłoby powołanie do komisji osób, które same znajdują się pod wpływami rosyjskimi. Z kolei automatyzm umożliwiałby w skrajnych przypadkach wybiórczą eliminację kandydatów.
Czy komisja powinna stosować faktyczny substytut kary?"
Poważne wątpliwości budzi katalog możliwych do zastosowania środków zaradczych, stosowanych wobec osób, które miałyby podlegać wpływom rosyjskim. Zwrócić szczególną uwagę należy na zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat. Sam projekt odsyła w tej kwestii do relewantnych przepisów ustawy z 17 grudnia 2004 r. o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Zauważyć należy, że ustawa ta traktuje o odpowiedzialności dyscyplinarnej, a odpowiednik wspomnianego środka zaradczego jest tam wprost wskazany jako kara, z kolei art. 32 tej ustawy, do której m.in. odsyła projekt, ma być stosowany wprost, a nie odpowiednio, zatem znów jest tam mowa o karach. Stwarza to istotne ryzyko niekonstytucyjności projektu – tym bardziej możliwe jest ryzyko naruszenia zasady mówiącej, że prawo nie działa wstecz, zakazu interpretacji rozszerzającej przepisów o charakterze represyjnym i innych zasad związanych z postępowaniami dyscyplinarnymi i karnymi.
Rozważane jest także „cofnięcie pozwolenia na broń, o którym mowa w art. 9 ust. 1 ustawy z dnia 21 maja 1999 r. o broni i amunicji (Dz. U. z 2020 r. poz. 955 oraz z 2022 r. poz. 275 i …), lub nałożenie zakazu posiadania pozwolenia na broń na okres do 10 lat od dnia wydania decyzji administracyjnej”. Budzi to poważne zastrzeżenia z tego względu, że w ogóle nie odnosi się do powodów, dla których pozwolenie na broń zostało wydane – w szczególności do przypadków, gdzie udzielenie takiego pozwolenia mogło nie mieć związku z działalnością prorosyjską. Przede wszystkim w sytuacji udzielenia pozwolenia ze względów ochrony osobistej, brak odniesienia się do trwania powodów, dla których pozwolenie zostało wydane, stanowi poważne zagrożenie dla możliwości obrony osobistej przed zamachami na dobro prawnie chronione w postaci zdrowia i życia człowieka.
Ostatnim możliwym do nałożenia środkiem zaradczym jest „cofnięcie poświadczenia bezpieczeństwa lub nałożenie zakazu otrzymania poświadczenia bezpieczeństwa na okres do 10 lat od dnia wydania decyzji administracyjnej”. Należy jednak przemyśleć, czy podobnego skutku nie dałoby się osiągnąć w drodze już istniejących procedur — niezależnych od komisji obsadzonej w wyniku politycznego wyboru przez Sejm.
Dodatkowym ryzykiem jest pozostawienie możliwości łączenia funkcji członka komisji z pełnieniem funkcji politycznych. Jest ono dodatkowo spotęgowane przez podniesienie członków komisji do rangi sekretarza stanu. Takie ukształtowanie składu komisji może wywołać oskarżenia o piętnowanie przeciwników politycznych, szczególnie w kontekście zbliżających się wyborów parlamentarnych. Jest to szczególnie istotne, gdy planuje się komisji nadanie kompetencji mogących bez wyroku sądowego podważyć zaufanie wyborców do konkretnych osób.
W związku z powyższymi wątpliwościami, w tym odnoszącymi się do poważnych naruszeń podstawowych zasad prawa proceduralnego, zgodzić się należy, że projekt winien zostać odrzucony.
Podsumowanie
Polska od wieków jest miejscem ścierania się wpływów rosyjskich i niemieckich. Być może wartościowym pomysłem byłoby utworzenie komisji, która zbada wpływy obcych państw na polityków polskich i podejmowane przez nich decyzje. Komisja taka nie powinna jednak wymierzać kar, a jedynie sporządzić obszerny, szczegółowy raport, który posłuży przede wszystkim (choć nie wyłącznie) społeczeństwu do osądu działalności konkretnego polityka i wymierzenia mu kary ostracyzmu w życiu publicznym czy demokratycznego odsunięcia od pełnienia funkcji publicznych. W obecnym kształcie i czasie, projektowana komisja będzie słusznie kompromitowana zarzutami o bronienie interesu partyjnego a nie państwowego, szczególnie w roku wyborów do parlamentu oraz być może (co o zgrozo nie jest pewne) do samorządów. Instytut Ordo Iuris przygotuje pogłębioną analizę projektu.
Przemysław Pietrzak - analityk Centrum Analiz Legislacyjnych Ordo Iuris.
Komisja Europejska udostępniła projekt rozporządzenia mającego na celu uregulowanie kwestii wzajemnego uznawania rodzicielstwa przez państwa członkowskie UE. Jak wskazuje Komisja, rozporządzenie – a zatem akt prawny bezwzględnie obowiązujący we wszystkich państwach członkowskich, ma zniwelować problemy jakie niosą przeprowadzki do innych krajów w sytuacjach, gdy rodzicielstwo ustanowione w jednym państwie mogłoby być kwestionowane w drugim. Na pierwszy rzut oka problem ten może wydawać się abstrakcyjny – dlaczego jakieś państwo miałoby kwestionować to, czy ktoś jest ojcem lub matką własnego dziecka? W rzeczywistości problematyka ta dotyczy przede wszystkim par jednopłciowych, którym niektóre państwa przyznają prawo do adopcji. Tymczasem ani „małżeństwo” jednopłciowe ani rodzicielstwo osób tej samej płci nie mogą być formalnie uznane w takich państwach jak Polska, gdzie instytucja małżeństwa jest zarezerwowana dla związku kobiety i mężczyzny, a prawo jasno stanowi, że rodzicami są matka oraz ojciec. Co więcej, w Polsce możliwość przysposobienia dziecka mają co do zasady tylko kobieta i mężczyzna pozostający w związku małżeńskim. Zadanie nowego unijnego rozporządzenia jest oczywiste: Komisja Europejska znalazła narzędzie, którym jest w stanie zmusić państwa członkowskie UE do prawnej akceptacji zarówno małżeństw jednopłciowych, jak i adopcji dokonywanej przez pary jednopłciowe. Przyjęcie tego aktu prawnego oznaczać będzie niezwykle głęboką ingerencję w nasz system prawny.
Cel inicjatywy: ochrona dzieci czy rewolucja?
Jak w opisie inicjatywy dotyczącej „transgranicznych sytuacji rodzinnych” wskazuje Komisja Europejska: „rodzicielstwo ustanowione w jednym kraju UE może nie być uznawane w innym kraju Unii. Może to prowadzić do problemów podczas podróży lub przeprowadzki do innego kraju UE oraz zagrażać prawom dziecka wynikającym z rodzicielstwa (np. środki utrzymania, dziedziczenie). Inicjatywa ta ma na celu zapewnienie uznawania w całej Unii rodzicielstwa, które ustanowiono w jednym z krajów UE, tak aby dzieci zachowywały swoje prawa w sytuacjach transgranicznych, w szczególności, gdy ich rodziny podróżują lub przemieszczają się w obrębie UE”[1].
Czy jednak rzeczywiście celem tej inicjatywy jest ochrona praw dzieci? W kwietniu 2021 r. Komisja Europejska zapowiedziała rozpoczęcie prac nad rozporządzeniem w sprawie uznawania rodzicielstwa między państwami członkowskimi. Już wstępne założenia dokumentu[2] wskazywały, że celem regulacji będzie doprowadzenie do akceptacji adopcji dokonanych w innym kraju przez pary jednopłciowe. Pomimo tego, że na podstawie Traktatów unijnych, prawo rodzinne materialne należy do wyłącznej kompetencji państw członkowskich, Komisja Europejska zaplanowała głęboką ingerencję w system prawa rodzinnego, poprzez zmuszenie państw członkowskich do formalnej akceptacji stanów faktycznych w których inne państwo uznało rodzicielstwo osób tej samej płci. W 2018 r., w przypadku Dyrektywy o swobodnym przepływie osób i sprawy Coman i in. przeciwko Rumunii, gdzie nie nakazano wprost zmiany prawa, lecz, kosztem chaosu prawnego i podważania porządków konstytucyjnych państw członkowskich, spróbowano wymusić formalną akceptację dla „małżeństw jednopłciowych”. Podobnie w przypadku projektowanego obecnie rozporządzenia nie nakazuje się zmiany prawa w zakresie adopcji, lecz wymusza formalną akceptację adopcji dokonanej w innym państwie, pomimo braku odpowiednich regulacji prawnych w danym państwie członkowskim. Wejście w życie postulatów wprowadzenia wspólnych zasad zgodności kolidujących ze sobą przepisów krajowych dotyczących prawa rodzinnego oraz obowiązku uznawania przez państwa członkowskie wyroków odnoszących się do rodzicielstwa, wydanych przez sądy w innych państwach, będą skutkować ingerencją w materialne prawo rodzinne, leżące, co należy ponownie podkreślić, w całości poza kompetencjami UE.
Jak zmienić prawo nie zmieniając go?
Komisja Europejska proponuje wprowadzenie unijnego „certyfikatu rodzicielstwa”, do uznawania którego rozporządzenie zobowiązywałoby wszystkie państwa członkowskie. W ten sposób, praktycznie bez konieczności zmiany prawa wewnętrznego, państwa członkowskie zmuszone będą uznawać istnienie formuły rodzicielstwa dwóch osób tej samej płci.
„Zaświadczenie o rodzicielstwie” (tzw. Certyfikat) ma być świadectwem opracowanym specjalnie w celu ułatwienia uznania rodzicielstwa na terenie całej Unii i być wydawane wydane „do użytku w innym państwie członkowskim”. Zaświadczenie wyda państwo członkowskie, w którym ustalono rodzicielstwo (a więc państwo, gdzie adopcja przez pary jednopłciowe jest dopuszczalna). Co kluczowe, certyfikat taki ma mieć moc urzędową i nie będzie wymagać transpozycji do dokumentu krajowego – likwiduje to „problem” jaki stwarza np. Polska, czyli brak możliwości transkrypcji aktu urodzenia, w którym widnieją dwie matki lub dwaj ojcowie.
Konsekwencje
W przypadku tej regulacji należy pamiętać, że – w przeciwieństwie do dyrektyw, które wymagają implementacji do prawa krajowego – rozporządzenia unijne stosowane są wprost. Oznacza to, że pomimo braku takiej możliwości w prawie krajowym, Polska może być zmuszana do uznawania „rodzicielstwa” dwóch mężczyzn lub dwóch kobiet, które zostało uznane w innym kraju. Miałoby to doniosłość prawną nie tylko w kwestiach przekraczania granicy czy sprawowania opieki, ale skutkowałoby w każdej dziedzinie życia. Nie tylko sądy i urzędy, ale także szkoły, szpitale i wszelkie inne instytucje byłyby zmuszone do uznania rodzicielstwa osób tej samej płci. W praktyce można wyobrazić sobie, że będzie to prowadziło do wyrugowania z wszelkich dokumentów urzędowych określeń „matka” i „ojciec” na rzecz neutralnych płciowo sformułowań „rodzic 1” i „rodzic 2” – a wszystko to bez konieczności wcześniejszego zmieniania jakiegokolwiek polskiego aktu prawnego. Dlatego też argumentacja Komisji Europejskiej, która, co prawda, przyznaje, że prawo materialne dotyczące rodzicielstwa podlega prawu państw członkowskich, ale jednocześnie wskazuje, że Unia może przyjmować środki dotyczące prawa rodzinnego mającego skutki transgraniczne, zgodnie z art. 81 ust. 3 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, jest błędna. W rzeczywistości bowiem, celem rozporządzenia nie jest uregulowanie zagadnienia transgranicznego, lecz doprowadzenie do zmiany przepisów krajowych w najbardziej podstawowych kwestiach codziennego życia rodziny. Przede wszystkim jednak, kompetencje Unii wynikające z art. 81 ust. 3 TfUE dotyczą wyłącznie spraw procesowych o charakterze transgranicznym, a nie materialnego prawa rodzinnego. Unia Europejska nie ma kompetencji do stanowienia aktów prawnych z zakresu materialnego prawa rodzinnego, takich jak definicja małżeństwa czy określenie kręgu osób uprawnionych do przysposobienia dzieci, które są wiążące dla państw członkowskich.
Nie tylko Unia – ogólny certyfikat urodzenia
Pomysł utworzenia uznawanego transgranicznie „certfikatu urodzenia” zrodził się nie tylko w Brukseli i nie tylko na potrzeby par jednopłciowych. Konferencja Haska od lat debatuje nad kwestiami związanymi w praktyce z prawnym uregulowaniem kwestii surogacji. W 2015 roku Rada ds. Ogólnych i Polityki (CGAP) konferencji haskiej zdecydowała, że należy zwołać Grupę Ekspertów w celu zbadania poziomu zaawansowania prac w tym obszarze.
W 2017 r. opublikowano Raport grupy ekspertów dotyczący rodzicielstwa i surogacji, gdzie zasugerowano możliwość wdrożenia międzynarodowego aktu urodzenia. Raport wskazuje na przyjęcie przez Grupę Ekspertów kierunku zmierzającego do zalegalizowania surogacji – choć w samej treści dokumentów z ostatnich lat (2020-2021) podkreśla się, że żadna z podjętych prac nie oznacza, że HCCH jest „za” lub „przeciw” surogacji. Mimo tych zapewnień, głęboko niepokojące jest, że Grupa Ekspertów chce zdefiniować surogację w prawie międzynarodowym, wypracować międzynarodowy instrument uznający zagraniczne orzeczenia sądowe w sprawie rodzicielstwa i zunifikować prawa jej dotyczące, sugerując „ominięcie” nielegalności surogacji adopcją przez nie-biologicznych rodziców, podkreślając przy tym, że to „interes dziecka jest najważniejszy”. Prace Konferencji Haskiej nie są jeszcze zakończone – ostatnie spotkanie planowane jest na 2023 rok. Instytut Ordo Iuris monitoruje prace Konferencji, jako że Polska, choć nie jest sygnatariuszem żadnego z dokumentów i nie brała udziału w pracach nad nimi, to jest członkiem Haskiej Konferencji Prawa Prywatnego Międzynarodowego (HCCH), a w prace Konferencji zaangażowana jest także UE.
Podsumowanie
Projektowane rozporządzenie stanowi kolejny przykład naruszenia przepisów traktatowych poprzez przekroczenie uprawnień nadanych organom Unii przez państwa członkowskie. Określenie, kto zgodnie z prawem może być małżonkiem i rodzicem, należy do właściwości prawa krajowego. Próba przyjęcia tego typu rozwiązań będzie stanowić jawne i jak dotychczas najjaskrawsze przekroczenie kompetencji Unii.
Formą obrony przed tą nieuprawnioną ingerencją w prawo rodzinne powinien być stanowczy sprzeciw państw członkowskich w Radzie. W najbliższych dniach Instytut przedłoży Komisji Europejskiej swoją kompleksową opinię na temat projektu, a także przekaże polskiemu rządowi i europarlamentarzystom memorandum odnoszące się do projektowanego rozporządzenia.
Anna Kubacka – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
12.12.2022
W mediach trwa dyskusja na temat petycji dotyczącej wprowadzenia prawnego zakazu spowiedzi dzieci do 16. roku życia. Inicjatorem akcji jest performer Rafał Betlejewski, który przy okazji w ten sposób próbuje wypromować swoją książkę o tematyce antychrześcijańskiej pt. „365 lekcji religii dla całej rodziny, która chce się wyzwolić”. Temat został szybko podchwycony przez media liberalno-lewicowe, które nadały postulatowi walor istotnego tematu społecznego. Zdaniem autora petycji, spowiedź nie ma uzasadnienia religijnego i naraża dzieci na traumę. Petycja nie wpłynęła oficjalnie do Sejmu RP, ale rozbudziła silne polaryzujące emocje społeczne.
Spójność postulatu zakazu spowiedzi z założeniami programowymi totalitarnego państwa komunistycznego.
Zgodnie z programem edukacyjnym Anatolija Łunaczarskiego – bliskiego współpracownika Lenina i Stalina, komunistycznego teoretyka kultury i edukacji, a w latach 1917–1929 komisarza oświaty w bolszewickim rządzie Rosji, „[…] wszystkie religie są trucizną, przede wszystkim zaś chrześcijaństwo, bo […] naucza miłości bliźniego i miłosierdzia, a jedno i drugie przeczy naszym zasadom. […] Precz z miłością bliźniego, my potrzebujemy nienawiści, musimy umieć nienawidzić. Tylko za tę cenę zdobędziemy świat. […] Sprzątnęliśmy królów tej ziemi, zabieramy się do królów nieba”.
O ile w okresie obowiązywania Konstytucji z 22 lipca 1952 r. (Konstytucja PRL) tego rodzaju postulaty jak zakaz spowiedzi, mogły znaleźć posłuch wśród prawników, to w obecnej sytuacji, przy obowiązującej Konstytucji, raczej powinny wzbudzić zdecydowany sprzeciw środowiska prawniczego.
Czy prawo pozwala na zakaz spowiedzi?
Od strony prawnej, ten postulat w demokratycznym państwie prawnym (a takim jest Polska) jest bezpodstawny. Zmierza do znacznego ograniczenia wolności sumienia i wyznania, które są prawami człowieka i zasadą konstytucyjną Rzeczpospolitej Polskiej. Warto zatem zadać sobie pytanie, czy w demokratycznym państwie prawa jest w ogóle możliwy prawny zakaz praktykowania sakramentu pojednania (spowiedzi) przez katolików w wieku do 16. roku życia. Oznaczałoby to, że państwo może ingerować w formę sprawowania kultu religijnego.
Postulat prawnego zakazu spowiedzi osób wierzących stoi w sprzeczności nie tylko z konstytucyjnie gwarantowaną wolnością sumienia i wyznania oraz z konstytucyjnie zagwarantowanym prawem rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, ale przede wszystkim z zasadą ustrojową wyrażoną w art. 25 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, gwarantującym to, że „władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Artykuł ten stwierdza również, iż „stosunki między Rzecząpospolitą Polską a Kościołem Katolickim określają umowa międzynarodowa zawarta ze Stolicą Apostolską i ustawy”. Należy podkreślić, że wszystkie międzynarodowe instrumenty dotyczące praw człowieka zawierają gwarancje wolności wyznania i religii, zwłaszcza art. 18 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, art. 9 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności oraz art. 12 Amerykańskiej Konwencji Praw Człowieka.
Jak stwierdził Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 2 grudnia 2009 r., U 10/07: „wolność wyznania, uformowana na gruncie cywilizacji europejskiej jako jeden z podstawowych przejawów wolność jednostki, kształtowała się w toku długotrwałego procesu historycznego, naznaczonego wojnami i walkami społecznymi, inspirowanego dziełami wybitnych przedstawicieli myśli społecznej i filozoficznej” (Wyrok TK z 2.12.2009 r., U 10/07, OTK-A 2009, nr 11, poz. 163). Trybunał podkreślił również komplementarność obu przepisów art. 25 i art. 53 Konstytucji. Zatem wolność sumienia i religii jest nie tylko prawem człowieka, ale również zasadą ustrojową. Skoro wolność sumienia i wyznania wypływa z przyrodzonej godności człowieka, to uznanie i poszanowanie przez państwo i społeczeństwo obydwu tych wolności wynika z obowiązku ochrony godności ludzkiej.
Sprzeczność postulatu zakazu spowiedzi z Konstytucją RP
Zgodnie z art. 53 ust. 1-3 Konstytucji RP, każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii (ust 1). Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie (ust 2). Rodzice natomiast mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami (ust 3). Wolność sumienia i wyznania to prawo podmiotowe wynikające z niezbywalnej i przyrodzonej godności człowieka.
Jak stanowi art. 48 ust 1 Konstytucji RP,„rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami". Zatem w ramach wolności sumienia i religii rodzicom przysługuje prawo do zapewnienia dzieciom wychowania moralnego i religijnego. Kodeks rodzinny i opiekuńczy natomiast nakłada na rodziców w art. 96 § 1 zdanie 2 obowiązek troski o fizyczny i duchowy rozwój dziecka. Podobny zapis znajdujemy w art. 2 Protokołu Nr 1 do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, sporządzonego w Paryżu 20 marca 1952 r.. Brzmi on następująco: „wykonując swoje funkcje w dziedzinie wychowania i nauczania, Państwo uznaje prawo rodziców do zapewnienia wychowania i nauczania zgodnie z ich własnymi przekonaniami religijnymi i filozoficznymi”.
Zatem rodzice o wyznaniu rzymsko-katolickim, kierując się odpowiedzialnością i troską o rozwój swojego dziecka, mają prawo do przekazywania mu swojej wiary. Przywoływane przez media skrajne przypadki przestępców popełniających czyny przeciwko wolności seksualnej, nie usprawiedliwiają ograniczania wolności sumienia i wyznania rodziców i ich dzieci. Autor petycji nie uzasadnia swojego pomysłu rzetelnymi badaniami na temat zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa, porządku publicznego, zdrowia, moralności lub wolności i praw innych osób wynikających rzekomo z sakramentu pojednania (spowiedzi). Należy podkreślić, że spowiedź ma działanie terapeutyczne. Przywoływany przez autora petycji argument o możliwym zagrożeniu ze strony dorosłego mężczyzny (księdza), jest nieracjonalny. Wskazywane zagrożenia w takim razie mogą czyhać na dzieci w każdym miejscu, gdzie są dorośli mężczyźni. Też przecież bywają psycholodzy płci męskiej, a oni również poznają wewnętrzny świat emocji swoich niepełnoletnich pacjentów.
Skoro sumienie jest zdolnością do obiektywnej oceny czynu jako dobre lub złe, to wszelkie działania, które pomagają dziecku w prawidłowym ukształtowaniu tego sumienia, należy ocenić jako pozytywne i pomocne. Zdolność do intelektualnej oceny własnych czynów jako dobrych albo złych, jest postawą właściwą każdej zdrowej psychicznie i dojrzałej osoby. Bezpodstawna jest zatem próba ograniczania praw rodziców do korzystania z pomocy w wychowaniu swoich dzieci. Podczas spowiedzi dziecko dowiaduje się, że istnieje wybaczenie i zadośćuczynienie. W przeważającej większości, katolicy cenią sobie praktykę spowiedzi i nie kojarzą jej z traumą. Należy podkreślić, że spowiedź jest praktyką dobrowolną, z której katolicy mogą korzystać rzadziej lub częściej u dowolnie wybranego przez siebie kapłana.
Obniżenie standardów ochrony chrześcijan
Tendencja do regulowania sfery wiary poprzez prawne zakazy na poziomie ustawowym, jest dążeniem do totalitaryzmu. Kontrola sfery wyznania i sumienia obywatela przez państwo jest charakterystyczne dla systemów totalitarnych. Media uczestniczące w promocji postulatu zakazu spowiedzi, z wielkim zaangażowaniem wspierające walkę o przyznanie przywilejów osobom o skłonnościach do zachowań homoseksualnych, nabierają wody w usta, gdy zagrożone są prawa i wolności katolików.
Niestety tendencja osłabiania prawnej ochrony chrześcijan, widoczna jest również w ostatnich orzeczeniach Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (dalej jako „ETPC”) z 15 września 2022 r.i z 13 października 2022 r. W pierwszym z wymienionych wyroków, dotyczącym obraźliwej wypowiedzi na temat autorów Biblii przez piosenkarkę z Polski, ETPC orzekł, że skoro wypowiedź była frywolna i nie miała oparcia w faktach, to mieściła się w granicach wolności słowa. Natomiast w drugim z wyroków, budynek kościoła został uznany za miejsce publiczne, w którym można wyrażać swoje poglądy polityczne w sposób drastyczny, gdy dotyczą istotnej sprawy społecznej. Chodzi o happening zorganizowany w kościele pw. św. Magdaleny w Paryżu, w którym półnaga działaczka feministyczna inscenizowała aborcję Jezusa, rozrywając i rozrzucając surowe mięso po podłodze. Obniżenie standardów ochrony chrześcijan w UE jest więc realne.
Jako podsumowanie powyższego wywodu, dla przestrogi, niech służy fragment Deklaracji Ideowej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej z 1948 r.:
„Partia stoi na gruncie wolności sumienia i wyznań religijnych […], domaga się jednak od duchowieństwa wszystkich wyznań, aby lojalnie wypełniało swoje obowiązki wobec państwa ludowego. Partia będzie w nieprzejednany sposób zwalczała wszelkie tendencje reakcyjne, ukrywające się obłudnie pod płaszczykiem rzekomej obrony wiary”.
Czy rzeczywiście chcielibyśmy powrotu do Państwa zorganizowanego wokół tego rodzaju programu? Postulat zakazu spowiedzi zdecydowanie zaprzecza wszelkim standardom poszanowania praw i wolności człowieka w demokratycznym państwie prawa.
Adw. Magdalena Mickiewicz - koordynator Centrum Wolności Religijnej Instytutu Ordo Iuris
12.12.2022
Niedawno zapadł wyrok w procesie, w którym domagaliśmy się przeprosin od europosła Platformy Obywatelskiej Radosława Sikorskiego za jego oszczercze stwierdzenie, że Ordo Iuris jest „fundamentalistyczną sektą”, która wspiera gminy ustanawiające „strefy wolne od LGBT”. Sąd nie potwierdził prawdziwości tych zarzutów, lecz i tak oddalił nasze powództwo, uznając, że te słowa były tylko „prywatną opinią” europosła.
Oskarżeni o skuteczność
Jak się jednak okazuje, takich „prywatnych opinii” nie można wypowiadać o… Radosławie Sikorskim, który pozwał Prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego za stwierdzenie, że zaniechania Radosława Sikorskiego i Donalda Tuska w sprawie katastrofy smoleńskiej można uznać za „zdradę dyplomatyczną”. Dwa dni po naszym wyroku w mediach pojawiła się informacja, że Jarosław Kaczyński będzie musiał za te słowa zapłacić… ponad 700 tys. zł na pokrycie kosztów publikacji przeprosin.
Nie możemy pozwolić na to, by Radosław Sikorski stał ponad prawem. Tym bardziej, że w trakcie ostatniej rozprawy polityk był wyjątkowo arogancki i nie ukrywał, że nie ma żadnych dowodów na poparcie swoich słów. Dopytywany przez sąd o to, na czym polega nasz fundamentalizm, odparł, że „OI jest ewidentnie inspirowane fundamentalizmem chrześcijańskim i uważa, że ta teza nie wymaga żadnego uzasadnienia”.
Gdy prawnicy Ordo Iuris zaczęli dopytywać byłego Ministra Spraw Zagranicznych o zarzut dotyczący rzekomego wspierania „stref wolnych LGBT”, Sikorski stwierdził wprost, że dobrze wie, że nie istnieje żadna uchwała, ustanawiająca „strefę wolną od LGBT”, z której nakazuje się rugować osoby o skłonnościach homoseksualnych. Pytany o to, czy zapoznał się w ogóle z treścią przygotowanej przez prawników Ordo Iuris Samorządowej Karty Praw Rodzin, odparł buńczucznie: „Nie, bo mam inne rzeczy do roboty”.
W kontekście tego, na czym polega rzekomy „fundamentalizm” Ordo Iuris, z ust pełnomocnik pozwanego usłyszeliśmy:
- Państwo mówią o prawach podstawowych, odwołują się do prawa naturalnego, na swojej stronie internetowej odwołują się do prawa rzymskiego, do prawa greckiego, do tożsamości cywilizacji europejskiej wzniesionej na filarach greckiej filozofii, rzymskiego prawa i etyki chrześcijańskiej.
Inny zarzut? W materiałach Ordo Iuris „promuje się określony sposób postrzegania świata, określony sposób rozumienia praw podstawowych”. Albo: „Dopuszczacie wolność sumienia przez takie osoby jak lekarze czy farmaceuci, co ja uważam, że jest sprzeczne z istotą tych zawodów”.
Wobec oczywistej bezpodstawności ataków Radosława Sikorskiego wobec Ordo Iuris nie możemy złożyć broni. Dlatego złożymy apelację od wyroku i wierzę, że wkrótce Radosław Sikorski będzie przepraszał za krzywdzące wobec nas słowa.
Wytrwałość przynosi rezultaty
Na przeprosiny Radosława Sikorskiego przyjdzie nam zatem jeszcze chwilę zaczekać. Lecz kilka miesięcy temu takie przeprosiny publikowała już radna Mielca Magdalena Weryńska-Zarzecka, która w pierwszej instancji również cieszyła się z oddalenia naszego powództwa. Wtedy także sąd stwierdził, że jej słowa były „prywatną opinią”, ale sąd apelacyjny zmienił wyrok, uznając za naruszenie dóbr osobistych samą sugestię, że Ordo Iuris wywodzi się z „sekty”.
Za swoje wulgarne słowa na nasz temat musiała też ostatnio przepraszać Elżbieta P. – płocka aktywistka LGBT, znana z rozklejania sprofanowanych wizerunków Matki Bożej na przenośnych toaletach w Płocku.
Nadal trwają postępowania, w których żądamy przeprosin od Marty Lempart, Klementyny Suchanow, Pawła Rabieja, Agnieszki Holland czy Anny Marii Żukowskiej. Sukcesywnie walczymy też z kłamstwami powielanymi przez media. Od początku roku sprostowania do publikacji zawierających kłamstwa na temat Ordo Iuris opublikowały już 22 redakcje.
Bronimy dobrego imienia Ordo Iuris w Europie
Będziemy konsekwentnie walczyć o dobre imię Instytutu, bo w tej walce nie chodzi tylko o naszą renomę. Jeśli nie będziemy reagować, kłamstwa na nasz temat mogą doprowadzić do ograniczenia naszej skuteczności w instytucjach unijnych lub w ONZ, gdzie powstają dziś inicjatywy, będące największym zagrożeniem dla wolności słowa, sumienia, wyznania oraz naszych rodzin. Całkiem niedawno grupa radykalnych europosłów wzywała do odebrania akredytacji do instytucji unijnych konserwatywnym organizacjom – takim jak Ordo Iuris.
Dodowem na to, że pomówienia na nasz temat padają na podatny grunt także poza granicami kraju są dwie rezolucje Parlamentu Europejskiego, w których nazwano nas „organizacją fundamentalistyczną”, będącą „siłą napędową kampanii mających na celu podważenie praw człowieka i równości płci w Polsce”. Obie zaskarżyliśmy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Od początku traktowaliśmy sprawę jako test na praworządność całej UE, którego organy unijne ewidentnie nie zdały.
Aby uniknąć rozpoznania naszej skargi, Parlament Europejski wprost potwierdził, że jego rezolucje nie mają żadnego prawnego znaczenia. Dlatego w październiku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej odmówił rozpatrzenia jednej z naszych skarg. W efekcie, nie ma żadnego sądu, który mógłby rozpoznać sprawę przeciwko Parlamentowi Europejskiemu!
W uzasadnieniu sędziowie TSUE stwierdzili, że choć tezy PE na temat Ordo Iuris mogą naruszać naszą renomę, to Trybunał nie może rozpatrzyć naszej skargi, bo rezolucje PE nie są wiążącymi aktami prawa, a jedynie politycznym stanowiskiem eurodeputowanych.
Na rozstrzygnięcie TSUE będziemy się mogli powoływać za każdym razem, gdy radykałowie będą przekonywać, że rezolucje Parlamentu Europejskiej są źródłem prawa lub obowiązujących „standardów europejskich” – na przykład w odniesieniu do rezolucji uznających aborcję za „prawo człowieka”.
Przed nami kolejne rozprawy
Wszystkie opisane tu ataki na Instytut Ordo Iuris łączy jedno – ich powodem jest nasza skuteczność. Radosław Sikorski jako zarzut wobec naszej działalności, mówił wprost, że problem z Instytutem Ordo Iuris jest taki, że… odnosimy sukcesy w naszej działalności.
Radykałowie widzą doskonale, ze nasza praca realnie wpływa na rzeczywistość, a że nie potrafią stawić nam czoła, to za wszelką cenę dążą do tego, by podważyć nasze zaufanie społeczne i tym sposobem zablokować naszą aktywność w kraju i poza jego granicami.
Jeśli będziemy dysponować szeregiem prawomocnych wyroków, potwierdzających fałszywość kłamliwych zarzutów, będziemy w stanie im realnie zapobiegać i skutecznie się bronić. Dzięki temu będziemy mogli jeszcze skuteczniej bronić życia, małżeństwa, rodziny i wolności przed genderowymi ideologami.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
Ministerstwo Rodziny i Polityki społecznej uruchomiło portal internetowy poświęcony programowi „Za życiem”, który ma na celu pomoc rodzinom wychowującym dzieci z niepełnosprawnościami. W najbliższym czasie działanie rozpocząć ma także infolinia dla kobiet. Jest to realizacja propozycji formułowanych od 2020 r. przez Instytut Ordo Iuris.
Postulowane pilne reformy
W 2020 roku eksperci Instytutu Ordo Iuris dokonali szczegółowej analizy struktury i funkcjonowania programu Za życiem. Oprócz obszernej analizy, przygotowano wówczas także propozycje konkretnych zmian, które usprawnią funkcjonowanie programu oraz zapewnią szerszą i lepszą jakościowo pomoc osobom potrzebującym. Część propozycji, które w ocenie prawników Instytutu wymagały pilnego urzeczywistnienia, została przekazana bezpośrednio do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Instytut Ordo Iuris wskazywał wówczas, iż niektóre elementy programu „Za życiem” wymagają reformy lub oceny zasadności dalszego ich funkcjonowania, bowiem obok działań w pełni adekwatnych obejmował on także rozwiązania, na które nie było istotnego zapotrzebowania. Program jawił się wówczas jako niespójny i pomijający wiele istotnych obszarów wsparcia dzieci z niepełnosprawnościami.
Priorytetową zmianą, która miała zapewnić bardziej efektywną realizację programu, miało być ustanowienie jego koordynatora, którym, z racji wykonywanych zadań oraz zajmowanego miejsca w strukturze rządu, mógł zostać Pełnomocnik Rady Ministrów do spraw osób niepełnosprawnych. Już wówczas w Programie przewidywano funkcję koordynatora, który miał jednak bardziej techniczny charakter. Zmiana zmierzała zatem do nadania koordynatorowi programu kompetencji do hierarchizacji działań zawartych w programie, oceny priorytetów oraz elastycznej alokacji środków w ramach budżetu programu w związku ze zróżnicowanym zainteresowaniem jego komponentami i zmieniającym się ich znaczeniem. Dopełnieniem zmian w zakresie efektywności zarządzania miało być zapewnienie możliwości elastycznego wydatkowania środków w ramach programu, to jest przesuwania kapitału pomiędzy poszczególnymi działaniami bez konieczności zwiększania ogólnego budżetu programu.
Eksperci Instytutu wskazywali wówczas przykładowo na konieczność reformy finansowania hospicjów perinatalnych, stworzenie sieci asystentów osób niepełnosprawnych, utworzenie Funduszu „Za życiem” czy dokonanie rzetelnej ewaluacji programu. Istotną kwestia była także zmiana obszaru komunikacji Programu.
Zmiana komunikacji Programu
Na początkowym etapie funkcjonowania Programu, cieszył się on relatywnie niskim zainteresowaniem. Wpływ na taki stan rzeczy mogła mieć niedostatecznie skuteczna kampania informacyjna, a także brak utworzenia bazy danych i portalu o formach wsparcia dla rodziny, osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Instytut Ordo Iuris postulował zatem oparcie reformy na czterech filarach.
Pierwszym uczyniono priorytetowe utworzenie portalu informacyjnego W tym celu należało przenieść odpowiedzialność za realizację działania z Centrum Informacyjnego Rządu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów na Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, które przy tworzeniu portalu powinno współpracować z innymi resortami realizującymi Program oraz Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Portal internetowy powinien być autonomiczny wobec rządowego portalu gov.pl i powinien prezentować zbiorcze informacje o możliwości uzyskania pomocy w ramach programu w każdym z powiatów.
Drugi filar strategii komunikacyjnej stanowiło zobowiązanie samorządów (gminnych lub powiatowych) do utworzenia i aktualizowania na ich portalach internetowych lub w Biuletynie Informacji Publiczne stosownych podstron z informacjami o podmiotach świadczących usługi w ramach Programu. Trzeci filar obejmował natomiast przyznanie grantu wyłonionej w trybie konkursowym organizacji pozarządowej, która zorganizuje i zapewni funkcjonowanie całodobowej infolinii dla kobiet, które doświadczyły gwałtu, otrzymały wyniki badań wskazujących na nieuleczalną wadę dziecka, rozważają albo dokonały już aborcji, a także znalazły się w innej podobnie trudnej sytuacji. Infolinia powinna w profesjonalny sposób zapewniać wsparcie psychologiczne oraz stanowić źródło informacji o prawach i przysługujących kobietom świadczeniach. Działanie powinno obejmować także wsparcie w uzyskaniu pomocy po kontakcie telefonicznym, o ile kobieta wyrazi na to zgodę.
Ostatnim filarem miało być przyznanie grantu wyłonionej w trybie konkursowym organizacji pozarządowej, która przygotuje i przeprowadzi pozytywną kampanię informacyjną „Za życiem”. Celem kampanii powinno być zaprezentowanie historii rodzin, w których wychowuje się niepełnosprawne dziecko, a także takich, które nie zdecydowały się na zabójstwo dziecka pomimo wskazań medycznych, a dziecko urodziło się zdrowe lub które skorzystały z usług oferowanych w ramach Programu, co przełożyło się na lepsze funkcjonowanie rodziny.
Lepiej późno niż wcale
Jak poinformowano 9 grudnia, uruchomiony został portal internetowy zazyciem.gov.pl, a w niedalekiej przyszłości uruchomiona ma zostać także infolinia dla kobiet potrzebujących wsparcia. Cieszy fakt, że program „Za życiem” nadal się rozwija i czyni to zazwyczaj we właściwym kierunku. W tym świątecznym już czasie wypada sobie jedynie życzyć, by pilne zmiany następowały szybciej niż po dwóch latach.
Łukasz Bernaciński – członek Zarządu Ordo Iuris