Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]
06.12.2022
W ostatnim czasie odnotowuje się spadek zaufania obywateli do państwa. Proces ten w szczególności przybrał na sile podczas pandemii COVID-19. Ponadto obywatele narzekają na opieszałość i przewlekłość nawet najprostszych postępowań sądowych. Jako remedium na niezadowolenie oraz rozczarowanie wynikające z polskiego ustawodawstwa i orzecznictwa, niektórzy publicyści wskazują na różne kontrowersyjne rozwiązania, m.in. na powołanie autonomii terytorialnej. Rozwiązania takie funkcjonują z powodzeniem, np. w Belgii, Hiszpanii czy Niemczech. Dane regiony cieszą się częściową autonomią prawną wobec władz centralnych, co pozwala lokalnym społecznościom wywierać większy wpływ na lokalną rzeczywistość prawną oraz przenosi ciężar stanowienia prawa z poziomu centralnego na lokalny.
Geneza i przykłady autonomii
Sam termin „autonomia” wywodzi się od starogreckiego αυτονομία oznaczającego „możliwość stanowienia norm samemu sobie, samodzielność prawna”. Termin różni się jednak swoim znaczeniem w odniesieniu do dyscypliny, w obrębie której go używamy. Same przyczyny powstawania autonomii na danym obszarze lub w odniesieniu do danej instytucji mogą być różne. W najbardziej powszechnym znaczeniu, autonomie odnosimy do terytorium danego państwa, które z pewnych przyczyn (geograficznych, historycznych, narodowościowych, językowych, ekonomicznych czy geopolitycznych) posiada szerszy, w porównaniu do innych regionów danego Państwa, katalog uprawnień (na przykład hiszpański Kraj Basków – powody narodowościowe, czy duńska Grenlandia – powody geograficzne). Również w polskim prawie, w okresie II RP – w latach 1920-1945, autonomią (z przyczyn geopolitycznych) cieszyło się województwo śląskie.
Autonomia w Polsce…. czy to możliwe?
Jeden z lokalnych magazynów przytoczył historię właściciela pewnej kamienicy, który z powodu rażącego rozczarowania decyzjami lokalnych urzędników i wyrokami sądów dotyczącymi statusu jego nieruchomości, postanowił ogłosić powstanie lokalnej autonomii i „wyjęcie” jej spod polskiego systemu prawnego. Lokalna gazeta z przyklaskiem opisała powstanie nowego bytu prawnego oraz aktów prawnych w niej uchwalanych. Sam właściciel osiągnął to, czego chciał, czyli mógł w końcu rozpocząć remont kamienicy.
Zgodnie z przepisami Konstytucji RP, Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym (art. 3), zgodnie zaś z art. 8, ustawa zasadnicza jest najwyższym prawem w Polsce, a jej przepisy stosuje się bezpośrednio, chyba że sama Konstytucja stanowi inaczej. W ustroju III RP nie dopuszcza się utworzenia tak zwanych autonomii – rozumianych jako zależne od władzy centralnej jednostki terytorialne, jednakże posiadające zespół uprawnień gwarantujący częściową suwerenność w niektórych aspektach ustrojowych. Takie autonomie dopuszczają ustrojodawcy m.in. w Belgii, Hiszpanii czy Niemczech – gdzie niektóre bądź wszystkie jednostki terytorialne, odpowiedniki polskich województw (na przykład niemiecki Bundesländer, czy hiszpańskie Comunidades autónomas) posiadają pewien zakres autonomii wobec władz centralnych. Zakres przyznanych uprawnień ma swoją podstawę prawną w konstytucji danego kraju i ów katalog uprawnień nie może stać w kontrze do postanowień ustawy zasadniczej.
Konkluzje
Zniechęcenie obywateli oraz brak zaufania do państwa, prawa i sądownictwa polskiego jest zjawiskiem obopólnie niekorzystnym – zarówno dla rządu jak i wyborców. Niemniej proces ten na przestrzeni lat kształtował się odmiennie od innych demokratycznych krajów europejskich. Polacy podczas 123 lat zaborów, rządów tzw. sanacji i prawie przez pół dekady ustroju socjalistycznego, utracili wszelkie zaufanie do instytucji administracji publicznej, w której interesie w owych czasach nie było krzewienie idei państwa prawa ani wzbudzenie wśród obywateli zaufania i poczucia wspólnej odpowiedzialności za stan państwa.
Przez 30 lat wolnej, demokratycznej Polski ten trend odwrócił się. Niestety w dużej części pandemia COVID-19 zatrzymała ten pozytywny kierunek zmian i poprzez liczne akty prawne, odbiegające od poczucia realnego zagrożenia pandemią przez społeczeństwo, (np. nakazu noszenia maseczek ochronnych w przestrzeni otwartej, zakazu wstępu do lasów państwowych, zakazu prowadzenia działalności gospodarczej w przypadku niektórych branż, czy po prostu nagminnej przewlekłości funkcjonowania sądów), instytucje publiczne utraciły częściowo zaufanie obywateli.
Niemniej, kreacja autonomii w polskim systemie prawnym nie może być rozwiązaniem tej kwestii. Istniejące autonomie w krajach europejskich wynikają ze ściśle wydzielonych konstytucyjnie kompetencji. Należy podkreślić, że powołanie lokalnej autonomii w celu stworzenia nowego, konkurencyjnego bytu prawnego wobec państwa polskiego lub samorządu terytorialnego, wyjętego spod polskiego prawa, jest sprzeczne z Konstytucją RP i pod kątem prawnym jest działaniem bezskutecznym i bezcelowym.
Paweł Tempczyk – analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris
06.12.2022
W ostatnich tygodniach mieliśmy do czynienia z prawdziwą serią przełomowych zwycięstw w sprawach kluczowych dla obrony życia, wiary i wolności akademickiej. Cicha, długotrwała i systematyczna praca naszych prawników przynosi wymierne efekty. Każdy z nich zmienia rzeczywistość prawną naszej Ojczyzny.
Wulgarna prowokatorka odwołana
Błyskawicznym sukcesem zakończyła się sprawa nowej dyrektor warszawskiego Teatru Dramatycznego, która – w ramach inauguracji swojej kadencji na tym stanowisku – zorganizowała bluźnierczą prowokację. Do siedziby teatru procesyjnie wprowadzono rzeźbę żeńskich organów płciowych, stylizowaną na figurę Matki Bożej i drwiąco nazwaną „Wilgotną Panią”.
Uruchomiliśmy internetową petycję oraz skierowaliśmy do Wojewody Mazowieckiego precyzyjny wniosek o stwierdzenie nieważności zarządzenia prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który powołał Monikę Strzępkę na stanowisko dyrektora Teatru Dramatycznego. W ubiegłym tygodniu wojewoda powtórzył naszą argumentację i unieważnił powołanie feministycznej prowokatorki.
Zapewniliśmy wolność akademicką
Zazwyczaj jednak na ostateczne zwycięstwo trzeba czekać dłużej. Często latami.
Tak było w sprawie prof. Ewy Budzyńskiej, która została ukarana naganą przez Komisję Dyscyplinarną Uniwersytetu Śląskiego po skardze studentów socjologii, zarzucających jej promowanie „homofobii”, „ideologii anti-choice” oraz „poglądów radykalno-katolickich”. Studentów oburzyło to, że w trakcie wykładu o rodzinie w kulturze chrześcijańskiej usłyszeli, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny, a nienarodzony człowiek to „dziecko”, a nie „zlepek komórek”.
Decyzja uniwersyteckiej komisji dyscyplinarnej o przychyleniu się do tej skargi budziła sprzeciw nie tylko naszych prawników, ale też oburzyła prawie 40 tysięcy Polaków, którzy w toku postępowania okazali swoje wsparcie dla Pani Profesor, dołączając do petycji skierowanej do rektora uczelni. I chociaż młyny sprawiedliwości mielą powoli, a media już dawno zapomniały o całej sprawie, my obiecaliśmy, że doprowadzimy ją do końca i słowa dotrzymujemy. Po 4 latach postępowanie dyscyplinarne zostało prawomocnie umorzone, a orzeczona wcześniej kara nagany utraciła moc.
W międzyczasie prof. Ewa Budzyńska, którą od samego początku wspierali prawnicy Ordo Iuris, stała się ikoną walki o wolność akademicką. Jej głośna obrona sprawiła, że nasz projekt stał się punktem wyjścia do znowelizowania prawa, które stanęło po stronie wolności akademickiej. Kilkuletnia walka o wolność akademicką doprowadziła więc nie tylko do oczyszczenia prof. Budzyńskiej z wszelkich zarzutów, ale też do naprawy systemu postępowań dyscyplinarnych, aby w przyszłości nie były one wykorzystywane jako narzędzie ideologicznego prześladowania naukowców.
Radykałowie się poddają
Wytrwałość przyniosła także spektakularne i trwałe zwycięstwa w sprawach obrońców życia. Ostatnio zapadł już czwarty wyrok, w którym Sąd Najwyższy potwierdził, że wolontariusze pro-life mają prawo prezentować publicznie prawdę na temat tego, czym jest aborcja.
Kolejne wyroki Sądu Najwyższego zmierzają do nieuchronnego zakończenia naszego zaangażowania w obronę pro-liferów na tym froncie. Przez niemal dekadę uzyskaliśmy prawie 130 korzystnych wyroków. Teraz do utrwalonej linii orzeczniczej sądów powszechnych, dochodzi jednoznaczne orzecznictwo Sądu Najwyższego. W efekcie, radykalni aborcjoniści przestali masowo żądać wszczynania postępowań wobec obrońców życia przez polskie sądy. Wygląda na to, że pogodzili się z tym, że nie są w stanie zamknąć im ust, bo wiedzą, że stoi za nimi siła, jaką dzięki wsparciu naszych Darczyńców, jest dziś Instytut Ordo Iuris.
Trybunał w Strasburgu nie po myśli aborcjonistów
Jedną z pierwszych spraw, którymi zajmowali się prawnicy Instytutu Ordo Iuris była sprawa prof. Bogdana Chazana – byłego dyrektora Szpitala św. Rodziny w Warszawie, który w 2014 roku odmówił wykonania aborcji, powołując się na „klauzulę sumienia”. W efekcie prof. Chazan stał się ofiarą nagonki medialnej, a sprawą zajął się w 2015 roku Trybunał Konstytucyjny, który umocnił swoim wyrokiem gwarantowaną w Konstytucji RP wolność sumienia.
W 2017 roku, była pacjentka prof. Chazana złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, twierdząc, że odmowa przeprowadzenia aborcji eugenicznej była naruszeniem jej prawa do prywatności oraz zawartego w Europejskiego Konwencji Praw Człowieka zakazu „poniżającego i nieludzkiego traktowania”. Przystąpiliśmy do postępowania w charakterze „przyjaciela sądu”. W przesłanej sędziom ETPC opinii przypomnieliśmy o tym, że ani Europejska Konwencja Praw Człowieka, ani żaden inny wiążący akt prawa międzynarodowego nie gwarantuje „prawa do aborcji”.
W listopadzie Trybunał poinformował o odrzuceniu skargi ze względów formalnych, wskazując na to, że kobieta nie może być uznana za „ofiarę” i nie może domagać się dodatkowego zadośćuczynienia.
Tym samym niepowodzeniem zakończyła się kolejna próba aborcjonistów, którzy dążą do tego, by Trybunał w Strasburgu uznał, że Europejska Konwencja Praw Człowieka gwarantuje każdemu „prawo do aborcji”.
Na sprawiedliwość musimy czekać zwykle bardzo długo. Prof. Chazana i wolontariuszy pro-life broniliśmy niemal od początku istnienia Instytutu Ordo Iuris. Jednak po raz kolejny pokazaliśmy, że choć czasem sądowe batalie toczą się poza „blaskiem fleszy”, po cichu i przez wiele lat, to dzięki naszej konsekwencji i systematyczności, jesteśmy w stanie doprowadzać rozpoczęte sprawy do końca – i dotrzymać danego słowa.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
System opodatkowania dochodów osób duchownych wywodzi się wprost z rozwiązań przyjętych w drugiej połowie lat 50. XX wieku. Tymczasem w Polsce zarejestrowanych jest obecnie przeszło 200 kościołów i związków wyznaniowych. Zmiany demograficzne, w tym napływ osób z innych kręgów kulturowych, doprowadził w ostatnich latach do znaczącego wzrostu liczebności niektórych wspólnot wyznaniowych, zwłaszcza niechrześcijańskich. W ślad za nimi powinny następować zmiany w opodatkowaniu osób duchownych.
Uproszczenie a nie preferencja – specyfika ryczałtowego opodatkowania przychodów osób duchownych
Jedno z haseł podnoszonych przez środowiska antykościelne głosi, że duchowni w Polsce nie płacą podatków. Jest to hasło oczywiście niezgodne z rzeczywistością. W stosunku do osób fizycznych, uzyskujących dochody na terenie Rzeczpospolitej, zastosowanie mają te same przepisy prawa podatkowego. Oznacza to, że duchowni uzyskujący dochody np. z pracy w szkole, podlegają opodatkowaniu co do nich na analogicznych zasadach jak pozostali nauczyciele.
W polskim systemie podatkowym przewidziane zostały natomiast uproszczone formy opodatkowania niektórych kategorii przychodów. Z uwagi na specyfikę pewnych rodzajów ludzkiej aktywności, bardziej efektywne jest bowiem opodatkowanie odbywające się z pominięciem lub ograniczeniem znaczenia niektórych elementów konstrukcyjnych podatku. Dla przykładu, bez ustalania kosztów uzyskania przychodu, które często prowadzi do powstawania sporów pomiędzy podatnikami a organami podatkowymi.
Uproszczone formy opodatkowania dochodu (przychodu) reguluje ustawa z dnia 20 listopada 1998 r. o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne (Dz. U. z 2021 r., poz. 1993; dalej: ustawa ryczałtowa). W art. 42 ust. 1 tego aktu prawnego przewidziany został odrębny sposób opodatkowania osób duchownych w odniesieniu do „przychodów z opłat otrzymywanych w związku z pełnionymi funkcjami o charakterze duszpasterskim”. Wysokość podatku, ustalonego decyzją naczelnika urzędu skarbowego odrębnie za każdy rok, jest uzależniona od funkcji pełnionej przez danego duchownego (proboszcza i wikariusza oraz ich odpowiedników w innych wspólnotach wyznaniowych, np. imamów), liczby mieszkańców parafii i miejscowości położenia siedziby parafii. Co do zasady nie ma natomiast odniesienia do liczby wiernych ani wysokości składanych przez nich datków.
Możliwość uproszczonego opodatkowania nie dotyczy wyłącznie duchownych. Ustawa ryczałtowa przewiduje bowiem możliwość wyboru opodatkowania w formie ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych przedsiębiorców prowadzących np. roboty budowlane, działalność usługową w zakresie handlu czy działalność gastronomiczną. Są oni wówczas zobowiązani do zapłaty podatku obliczonego wyłącznie od uzyskiwanego przychodu, według stawki przewidzianej dla konkretnego rodzaju wykonywanej działalności. Bezpośrednim odpowiednikiem ryczałtu dla osób duchownych jest natomiast opodatkowanie w formie karty podatkowej przedsiębiorców prowadzących drobną działalność rzemieślniczo-usługową. W ich przypadku wysokość podatku zależy m.in. od rodzaju świadczonych usług, liczby mieszkańców miejscowości wykonywania działalności oraz liczby zatrudnianych pracowników. Wymienione formy opodatkowania nie stanowią rodzaju ulgi podatkowej, lecz uproszczenia względem ogólnych zasad opodatkowania, ujętych w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych.
Opodatkowanie w parafiach z mniejszością wiernych
Współczesny model opodatkowania dochodów z opłat (de facto z ofiar) związanych z pełnionymi funkcjami duszpasterskimi, wywodzi się wprost z drugiej połowy lat 50. ubiegłego wieku. Przyjęte wówczas rozwiązanie miało zakończyć liczne spory na płaszczyźnie opodatkowania pomiędzy Kościołem katolickim a komunistycznymi władzami PRL. Spory te wynikały zaś z powszechnego nadużywania wobec duchownych metody szacunkowego ustalania podstawy opodatkowania, a w konsekwencji z częstego zobowiązywania duchownych do zapłaty podatku nieproporcjonalnie wysokiego w stosunku do ich rzeczywistych przychodów. W tym kontekście model wykorzystujący jako podstawę obliczenia podatku liczbę mieszkańców danej parafii był i nadal pozostaje najlepszym, bo najbardziej pewnym i niezmiennym sposobem opodatkowania. Przede wszystkim w odniesieniu do duchownych z największej wspólnoty wyznaniowej, którą stanowi w Polsce Kościół rzymskokatolicki. Wynika to głównie ze specyfiki działalności duszpasterskiej świadczonej na rzecz członków tego kościoła oraz metod gromadzenia datków, składanych dobrowolnie przez jego członków, a także z możliwości wykorzystania do celów podatkowych prowadzonej administracyjnie ewidencji mieszkańców. O znaczeniu ryczałtu świadczy również niewielkie zainteresowanie możliwością zrzeczenia się prawa do opodatkowania w ten sposób, na rzecz opodatkowania odbywającego się na zasadach ogólnych. Współcześnie duchowni mogą bowiem opłacać podatek dochodowy obliczony na zasadach ogólnych, co wiąże się jednak z koniecznością m.in. prowadzenia podatkowej księgi przychodów i rozchodów oraz spełniania pozostałych wymogów przewidzianych ustawą o podatku dochodowym od osób fizycznych. Nie zawsze jest to też możliwe, chociażby z uwagi na specyfikę przychodów, uzyskiwanych z dobrowolnych i nieodpłatnych datków członków wspólnoty wyznaniowej.
Wątpliwości związane ze stosowaniem ryczałtu od przychodów osób duchownych dotyczą parafii o niewielkiej liczbie wiernych w stosunku do liczby mieszkańców. Ustawodawca przewidywał taką możliwość, stąd w art. 46 ust. 2 ustawy ryczałtowej, zawarł upoważnienie dla organu podatkowego do obniżenia stawki podatku, jeżeli liczba wyznawców na danym terenie stanowi mniejszość w ogólnej liczbie mieszkańców. Osoba duchowna chcąca skorzystać z tego rozwiązania, ma obowiązek dołączyć do wniosku oświadczenia o liczbie wyznawców. Szerokie wykorzystanie art. 46 ust. 2 ustawy ryczałtowej wydaje się jednak niecelowe i nieefektywne. Wynika to przede wszystkim z szeregu jego wad. Tytułem przykładu, kryteria ustalania wysokości podatku, jeżeli liczba wyznawców na danym terenie stanowi mniejszość w ogólnej liczbie mieszkańców, zależą wyłącznie od uznania organu podatkowego. Co więcej, sformułowanie, że naczelnik urzędu skarbowego „odpowiednio obniża stawki ryczałtu” nie oznacza obowiązku obniżenia proporcjonalnego do liczby wyznawców w danej populacji. Niezwykle trudna do weryfikacji jest również treść „oświadczenia o liczbie wyznawców” składanego przez duchownego. Dotyczy to w szczególności wspólnot charakteryzujących się dynamicznym przyrostem liczby wiernych. Dla przykładu, według danych Głównego Urzędu Statystycznego, Liga Muzułmańska w RP, w 2010 r. liczyła 3,8 tys, członków. Osiem lat później jej liczebność wzrosła do 35 tys. członków, co dało jej szóste miejsce pod względem liczebności wśród wspólnot wyznaniowych w Polsce. W konsekwencji, stosowanie art. 46 ust. 2 ustawy ryczałtowej wobec duchownych ze wspólnot szybko zmieniających swoją liczebność, nie zapewnia korzyści cechujących opodatkowanie ryczałtowe (m.in. pewności poziomu opodatkowania) a jednocześnie generuje trudności i ryzyka sporów na poziomie bliższym opodatkowaniu na zasadach ogólnych.
W poszukiwaniu rozwiązań
Zasady i poziom opodatkowania osób duchownych ma wpływ na ich dostępność dla wiernych a w konsekwencji na poziom zaspokajania potrzeb duchowych społeczeństwa. Jednocześnie, zadaniem państwa jest takie rozłożenie ciężaru podatkowego, aby przy zachowaniu zasady powszechności opodatkowania zachować bezstronność w sprawach przekonań religijnych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Ryczałtowe opodatkowanie przychodów pochodzących z ofiar od wiernych w dalszym ciągu jest najlepszym rozwiązaniem wskazanego dylematu. Zmiany w strukturze wyznaniowej kraju, w szczególności wynikające z rozwoju dotychczas stosunkowo niewielkich wspólnot wyznaniowych, powinny jednak mieć lepsze odzwierciedlenie w poziomie opodatkowania duchownych. Z perspektywy obowiązków państwa chodzi również o to, aby zapewnić należyty poziom obiektywizmu przy wymiarze podatku, w maksymalnym możliwym stopniu ograniczając przestrzeń do uznaniowej decyzji organów podatkowych. Niezasadnym i niesprawiedliwym wobec reszty podatników byłoby natomiast generalne obniżanie stawek podatkowych lub ich „zamrażanie” na kilka lat dla duchownych. Niezbędne wydaje się więc wprowadzenie rozwiązania zwiększającego elastyczność mechanizmu opodatkowania osób duchownych, zwłaszcza w przypadku parafii (lub innych, odpowiadających im jednostek organizacyjnych występujących w danej wspólnocie) zamieszkiwanych przez mniejszość wiernych.
Jednym z możliwych działań jest wprowadzenie do ustawy ryczałtowej instytucji okręgów podatkowych, na wzór konstrukcji znanej z ustawy o podatku rolnym. W zależności od tego, do którego okręgu zostałaby zaliczona dana parafia, stawka podatku dla osób duchownych sprawujących w niej posługę byłaby obliczona z uwzględnieniem liczby mieszkańców i dodatkowo przemnożona przez współczynnik przypisany dla danego okręgu podatkowego. Ustalenie okręgów podatkowych i ich przypisywanie do poszczególnych kościołów oraz związków wyznaniowych prawnie uznanych mogłoby odbywać się np. w drodze rozporządzenia Ministra Finansów, wydanego po uzyskaniu opinii właściwych władz danej wspólnoty wyznaniowej oraz po powzięciu dodatkowych czynności zmierzających do ustalenia liczby wiernych danego kościoła lub związku. W konsekwencji, poziom opodatkowania duchownych w parafiach „mniejszościowych” mógłby podlegać modyfikacjom przez zmianę kwalifikacji danej parafii do określonego okręgu podatkowego. Zmiany, o których mowa, nie mogłyby być jednak nadmiernie częste. Jednocześnie, naczelnicy urzędów skarbowych pozbawieni zostaliby możliwości ustalania wysokości opodatkowania przychodów duchownych w zakresie własnego uznania administracyjnego.
Problem związany z brakiem efektywnego sposobu opodatkowania duchownych ze wspólnot, stanowiących mniejszość na obszarze własnej parafii będzie narastał w kolejnych latach. Mając na uwadze konieczność zachowania zasady powszechności opodatkowania, władze państwowe muszą więc znaleźć rozwiązania adekwatne do zmieniających się okoliczności. Jasnym jest, że duchowni powinni być opodatkowani w sposób najbardziej adekwatny do źródła uzyskiwanych przychodów. Liczba mieszkańców parafii nie powinna jednak stanowić podstawowego znamienia wymiaru podatku w parafiach, w których członkowie danej wspólnoty stanowią mniejszość. Jednocześnie, wysokość podatku nie może być uzależniona od uznania organu podatkowego, opartego na treści niezmiernie trudnych do zweryfikowania oświadczeń o liczbie wiernych. W końcu, duchowni z nowych, dynamicznie rozwijających się wspólnot nie powinni być opodatkowani preferencyjnie w stosunku do duchownych wyznań już funkcjonujących na ziemiach polskich od wielu wieków tylko dlatego, że nie jest możliwe uchwycenie rzeczywistej zmiany liczby wiernych.
dr Tomasz Woźniak – analityk Centrum Analiz Legislacyjnych Ordo Iuris
01.12.2022
W wielu krajach trwają naciski aktywistów LGBT na organy państwowe w celu realizacji ideologicznych żądań. Nie wszystkie krajowe instytucje ulegają jednak tej presji. Przykładem jest tegoroczny wyrok Czeskiego Trybunału Konstytucyjnego, który odrzucił żądanie tamtejszego obywatela domagającego się możliwości posiadania czeskiego numeru PESEL w formie „neutralnej” płciowo. Trybunał uznał za zgodne z konstytucją i zasadne kodowanie w numerze PESEL informacji o płci osoby fizycznej oraz pojmowanie jej w sposób binarny. Według Trybunału, argument jakoby płeć wynikająca z PESEL-u nie musiała odpowiadać płci, z którą dana osoba identyfikuje się wewnętrznie, jest chybiony, ponieważ informacja o płci człowieka zawarta w jego numerze PESEL nie dotyczy wewnętrznych odczuć tej osoby. Po prostu zawiera on informacje o faktach innych niż „tożsamość płciowa” osoby.
Ideologiczne żądanie oddalone
Obywatel Czech, mężczyzna, który nie czuje się ani mężczyzną, ani kobietą, lecz osobą o „neutralnej” płci, zabiegał o zmianę swojego osobistego numeru identyfikacyjnego (czeski odpowiednik polskiego numeru PESEL) przed organami administracyjnymi i sądami. Z uwagi na fakt, iż wniosek nie został uwzględniony, złożył on skargę do czeskiego Trybunału Konstytucyjnego, domagając się stwierdzenia niekonstytucyjności regulacji, na podstawie których czeskie numery PESEL zawierają informację o płci danej osoby. Chodziło o słowa „dla kobiet zwiększony o 50” w § 13 ust. 3 czeskiej ustawy o ewidencji ludności. Ponadto mężczyzna określał się jako osoba „niebinarna”, twierdząc, że ma prawo do posiadania numeru PESEL w formie „neutralnej”.
W wyroku[1] z 31 marca 2022 r. (sygn. akt TZ 29/2022), Trybunał Konstytucyjny oddalił wniosek jako bezzasadny oraz stwierdził, iż „nie dopatruje się niekonstytucyjności w tym, że państwo zapisuje w osobistym numerze identyfikacyjnym informację o płci osoby fizycznej, ani w tym, że w numerach tych płeć jest pojmowana w sposób binarny”. Trybunał uzasadnił, że podział ludzi na płeć żeńską i męską ma znaczenie nie tylko społeczne, ale jest konieczny do prawidłowego funkcjonowania państwa i porządku prawnego.
Należy dodać, że w Czechach wniosek o medyczną „zmianę” płci (chirurgiczne okaleczenie zmierzające do upodobnienia do płci przeciwnej) jest rozpatrywany przez komisję ekspertów przy Ministerstwie Zdrowia. Osoba formułująca takie życzenie musi najpierw przez rok funkcjonować jako osoba płci przeciwnej, następnie przez kolejny rok poddawana jest terapii hormonalnej, a dopiero potem po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku przez komisję jest poddawana zabiegom chirurgicznym[2]. O ile w niektórych krajach do zmiany widniejącej w dokumentach tożsamości informacji o płci wystarczy złożenie wniosku o zmianę danych osobowych, to w Czechach warunkiem takiej zmiany jest wcześniejsza operacja chirurgiczna[3].
Przepisy po stronie biologii
Trybunał Konstytucyjny we wspomnianym wyroku wyraźnie podkreśla, że ludzie dzielą się na kobiety i mężczyzn, co nie jest wyrazem woli władzy publicznej, a jedynie zaakceptowaniem obiektywnej rzeczywistości. Istnienie mężczyzn i kobiet uznaje nie tylko czeski porządek prawny, ale również wiele międzynarodowych traktatów dotyczących praw człowieka, którymi Republika Czeska jest związana. Przykładowo, w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 10 grudnia 1948 r., słowa odnoszące się do każdej osoby na świecie, jak „wszyscy”, „każdy”, czy „nikogo” można znaleźć w każdym artykule, natomiast art. 16 w odniesieniu do małżeństwa i rodziny zawiera sformułowanie, że „mężczyźni i kobiety bez względu na jakiekolwiek różnice rasy, narodowości lub wyznania mają prawo po osiągnięciu pełnoletniości do zawarcia małżeństwa i założenia rodziny[4]” i nikt nie ma wątpliwości, że artykuł ten jest adresowany do każdej osoby. Również Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności[5] w art. 12 prezentuje podział ludzi na kobiety i mężczyzn, którzy po osiągnięciu wymaganego prawem wieku mają prawo do zawarcia związku małżeńskiego. Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej[6] w art. 23 stawia za cel zapewnienie równości każdemu niezależnie od płci, wskazując jednoznacznie na kobietę i mężczyznę jako cechę różnicującą gatunek ludzki, a zarazem wyczerpującą w odniesieniu do podziału na płeć. Tak samo w art. 23 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych[7] uznaje się prawo do zawarcia małżeństwa i założenia rodziny przez mężczyzn i kobiety, dzieląc ludność w odniesieniu do płci na dwa zbiory tj. płeć żeńską i męską.
Argumenty wnioskodawcy, jakoby płeć wynikająca z osobistego numeru identyfikacyjnego nie musiała odpowiadać płci, z którą dana osoba identyfikuje się wewnętrznie, niczego nie zmieniają. Celem bowiem zaskarżonego przepisu nie jest prezentacja płci, z którą identyfikuje się właściciel tego numeru. Wnioskodawca powoływał się na konieczność poszanowania samoidentyfikacji płciowej i osobistej autonomii oraz prawo do uzewnętrzniania swojej tożsamości płciowej. Jednak informacja o płci człowieka, którą można wywnioskować z jego osobistego numeru identyfikacyjnego, nie stanowi o wewnętrznych odczuciach tej osoby. Nie chodzi o to, aby płeć w osobistym numerze identyfikacyjnym była niezgodna z wewnętrznymi odczuciami danej osoby - po prostu zawiera on informacje o faktach innych niż „tożsamość płciowa”. Uwzględniając w osobistym numerze identyfikacyjnym informację o płci osoby, państwo w żaden sposób nie określa, jak dana osoba postrzega lub powinna postrzegać siebie.
Ewidencjonowanie subiektywnych odczuć nieistotne dla państwa
Czeski Trybunał Konstytucyjny stwierdził ponadto, że uznanie istnienia kobiet i mężczyzn jest potrzebne, gdyż w pewnych przypadkach inne bądź oddzielne traktowanie kobiet i mężczyzn jest uzasadnione i nie budzi wątpliwości, jeśli jest oparte na obiektywnych i racjonalnych przesłankach. Informacja ta może być w pewnych przypadkach niezbędna z punktu widzenia pełnienia funkcji państwa. Przykładowo, kobietom przysługują specjalne prawa i przywileje w związku z ciążą, urodzeniem dziecka czy karmieniem piersią. Zgodnie z kodeksem karnym, „rewizji osobistej dokonuje zawsze osoba tej samej płci”. Rozróżnienie to następuje także na gruncie prywatnoprawnym. Organizowane są zawody sportowe wyłącznie dla kobiet albo mężczyzn, funkcjonują oddzielne szatnie czy toalety.
Wobec powyższego logiczne wydaje się, że państwo w jakiejś formie rejestruje informacje o płci, czyli o tym, czy dana osoba jest mężczyzną czy kobietą. Informacje te mają swoją przyczynę i swoje źródło w różnych cechach biologicznych mężczyzn i kobiet, na podstawie których określana jest płeć i dla których rozróżnienie mężczyzn i kobiet może w niektórych przypadkach być pożądane lub konieczne. Rozróżnienie płci w osobistym numerze identyfikacyjnym wiąże się z tą obiektywną rzeczywistością. Z kolei informacja o płci, z którą jednostka się wewnętrznie identyfikuje, jest w świetle podanych przykładów zasadniczo nieistotna, a odmienne traktowanie osób ze względu na tę cechę pozbawione byłoby obiektywnych i racjonalnych podstaw, jakich porządek konstytucyjny wymaga dla zróżnicowanego traktowania osób.
Trybunał Konstytucyjny w Czechach słusznie stanął w obronie zróżnicowania ludzi wedle płci żeńskiej i męskiej jako rzeczywistości biologicznej, prawnej i społecznej. Podkreślił również, że informacja o płci, z którą dana osoba się identyfikuje wewnętrznie, jest osobistym uczuciem tej osoby, a ewidencjonowanie takiej informacji przez państwo jest zasadniczo nieistotne w zachowywaniu porządku prawnego oraz funkcjonowaniu państwa i społeczeństwa.
R.pr. Katarzyna Klimowicz - analityk Centrum Prawa i Polityki Rodzinnej Ordo Iuris
30.11.2022
Mimo że sytuacja covidowa od dawna nie jest głównym tematem poruszanym w mediach, w Polsce formalnie nadal obowiązuje stan zagrożenia epidemicznego. Co za tym idzie, stosowane są również związane z tym regulacje prawne. Czy na ich podstawie pracodawca ma prawo, by odizolować swego niezaszczepionego pracownika na terenie miejsca pracy? Czy przepisy rzeczywiście zapewniają wszystkim równe traktowanie i zakaz dyskryminacji?
Konstytucja i prawo Unii Europejskiej
Przepisy konstytucyjne gwarantują każdemu, kto znajduje się pod władzą Rzeczypospolitej równość w traktowaniu i zakaz dyskryminacji. Zasada ogólna, wywiedziona z art. 32 Konstytucji zapewnia, że: „nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”. Również przepisy unijne gwarantują obywatelom państw członkowskich równe traktowanie i zakaz dyskryminacji. Artykuł 2 TUE brzmi: „Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”.
Zasada równości nie jest jednak zasadą absolutną i po spełnieniu konstytucyjnie określonych przesłanek można ją ograniczyć. Jedną z przesłanek wymienionych w art. 31 ust. 3 Konstytucji jest ochrona zdrowia publicznego. Dlatego właśnie, ze względu na epidemię COVID - 19, ustawodawca dopuścił możliwość pewnego różnicowania sytuacji prawnej i ograniczenia zasady równości. Jak stanowi art. 31 Konstytucji RP, ograniczenia te muszą być celowe (służyć realizacji określonego celu), proporcjonalne (poświęcone dobro pozostawać musi we właściwej proporcji do osiągniętego efektu) i wprowadzone ustawą.
Przepisy covidowe nie uzasadniają izolacji niezaszczepionego pracownika
Obowiązujące przepisy covidowe przewidują dla pracodawców pewne mechanizmy, które mają zapobiegać rozprzestrzenianiu się wirusa Sars-CoV-2 w miejscu pracy. Ustawa z dnia 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych, w art. 3 ustanawia możliwość przeniesienia pracownika przez pracodawcę na zdalny tryb pracy – „w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii, ogłoszonego z powodu COVID-19, oraz w okresie 3 miesięcy po ich odwołaniu, w celu przeciwdziałania COVID-19 pracodawca może polecić pracownikowi wykonywanie, przez czas oznaczony, pracy określonej w umowie o pracę, poza miejscem jej stałego wykonywania (praca zdalna)”. W Polsce nadal (od 16.05.2022 r.) obowiązuje stan zagrożenia epidemicznego (wcześniej – 13.03.2022 - 20.03.2020 również obowiązywał stan zagrożenia epidemicznego, następnie 20.03.2020 – 13.05.2022 stan epidemii), a więc przepis ten znajduje swoje zastosowanie. W związku z tym, zgodnie z obowiązującym stanem prawnym, możliwe jest co najwyżej oddelegowanie pracownika do pracy zdalnej, a nie odizolowanie go od reszty pracowników i zamknięcie w oddzielnym pomieszczeniu. Należy zaznaczyć, że powyższe rozważania znajdują swoje zastosowanie o ile rzeczywiście pracownik stanowiłby zagrożenie dla zdrowia współpracowników. Aby potwierdzić albo zanegować fakt pozostawania realnym zagrożeniem dla współpracowników należy zbadać okoliczności konkretnego przypadku, lecz co do zasady – w świetle aktualnej wiedzy medycznej – brak szczepień ochronnych przeciwko COVID-19 nie jest równoznaczny ze stwarzaniem większego zagrożenia rozprzestrzenianiem się choroby. Takie stanowisko potwierdził m.in. New York Court of Appeals w wyroku z 24 października 2022 roku, który uznał za niezgodne z prawem różnicowanie pracowników z uwagi na brak zaszczepienia. Nakazał także przywrócenie wcześniej zwolnionych, niezaszczepionych pracowników do pracy z obowiązkiem wypłaty zaległych wynagrodzeń. Sąd stwierdził, że obowiązek szczepień dla pracowników został ustalony arbitralnie („The Court finds that in light of the foregoing, the vaccination mandates for public employees and private employees is arbitrary and capricious”), a samo zaszczepienie nie chroni jednostek przed przenoszeniem koronawirusa („Being vaccinated does not prevent an individual from contracting or transmitting Covid-19”).
Izolacja to mobbing
Również istnienie „obawy” pracodawcy o swoje zdrowie nie usprawiedliwiałoby zastosowania tak kategorycznych środków jak izolacja pracownika. Takie działanie pracodawcy, na gruncie przepisów prawa pracy, mogłoby wykazywać znamiona dyskryminacji oraz mobbingu. Zgodnie z art.943 Kodeksu pracy, „mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników”.
W związku z tym, na gruncie obowiązującego prawa, należy stwierdzić, że izolacja pracownika w miejscu pracy uznana być musi za niedopuszczalny i bezprawny środek, stanowiący przekroczenie kompetencji pracodawcy.
Aleksandra Mrozowska
W Polsce coraz szersze kręgi zatacza debata na temat legalizacji eutanazji. W niektórych krajach proceder ten już dawno został uznany w świetle prawa. Na początku października Europejski Trybunał Praw Człowieka odrzucił skargę Belga, którego matka została poddana eutanazji z powodu depresji. O zabiciu matki przez lekarzy mężczyznę powiadomiono… dzień po jej śmierci. Nie mógł się z nią nawet pożegnać... Nie możemy pozwolić, by ten wyrok wykorzystali promotorzy eutanazji w Polsce, którzy od roku coraz intensywniej przekonują Polaków o „normalności” zabijania w imię „miłosierdzia”. Mamy się czego obawiać, bo dotąd żaden kraj nie powstrzymał eutanatycznego lobby.
Przerażające skutki legalizacji eutanazji
W 20 lat liczba dokonywanych w Belgii eutanazji zwiększyła się niemal stukrotnie. W Holandii liczba eutanazji pomiędzy rokiem 2003 a 2020 wzrosła z 1815 do 6938 przypadków. Eutanazji poddawane są głównie starsze osoby, ale rośnie skala zabijania ludzi w sile wieku, cierpiących na depresję lub samotność, a nawet dzieci. Flandria – największy region Belgii – podał, że w latach 2016/2017 aż 10 proc. śmierci noworodkowych spowodowanych było decyzją o ich eutanazji. Mówiąc dosłownie – dzieciobójstwem narodzonych chłopców i dziewcząt.
W Belgii i Holandii społeczne kampanie promujące zabijanie starszych i słabszych zakończono sukcesem już dawno temu. Angażowano do tego teatr, kino, przywódców duchowych, celebrytów i polityków. Teraz wspierający eutanazję wyrok Trybunału Praw Człowieka jest zaproszeniem do radykalnego obniżenia standardu ochrony życia ludzkiego w całej Europie. Także w Polsce, gdzie obserwujemy aktywne działania zmierzające do legalizacji eutanazji.
Wiceszef sejmowego klubu Lewicy Krzysztof Śmiszek mówił, że eutanazja jest „podstawowym prawem człowieka”. W poznańskim „Tetrze Nowym” wystawiono promującą eutanazję sztukę „Prawo wyboru”. Promotorzy cywilizacji śmierci z zadowoleniem opowiadali o „kapsule śmierci” – małej komorze gazowej wystawionej w holu teatru. Na łamach „Gazety Wyborczej” ubolewano nad losem osób, które muszą wyjechać z Polski, by poddać się eutanazji. Przy okazji 1 listopada portal „Interia” opublikował felieton, w którym brak legalnej eutanazji nazwano „okrucieństwem”.
Mierząc się z fałszywą narracją zwolenników eutanazji, eksperci Ordo Iuris przygotowali raport, w którym szczegółowo omówiliśmy, czym w rzeczywistości jest eutanazja i jak doszło do jej legalizacji. Analizujemy prawodawstwo krajów takich jak Holandia i Belgia, gdzie w majestacie prawa lekarze na życzenie rodziców mogą eutanatycznie zabijać noworodki. Wystarczy tylko, że uznają, iż przewidywana jakość ich życia jest… „zbyt niska”.
W raporcie opisujemy przykład Szwajcarii, która jest celem „turystyki śmierci” obywateli innych państw. Fundacja Dignitas, która od lat zarabia na prowadzeniu eutanazyjnego biznesu, w takim stopniu rozwinęła swoją „działalność”, że udostępniała swoim klientom środki do wykonania samobójstwa nawet w hotelach i na parkingach. Pacjenci zażywali śmiertelne dawki leków w samochodach. Prochy tych, którzy często płacili ogromne pieniądze za zapewnienie „godnej” śmierci i pogrzebu, wyrzucano do jeziora.
Liczymy, że szeroka promocja naszej publikacji uświadomi Polakom, co tak naprawdę oznaczałaby legalizacja zabójstw eutanatycznych w naszym kraju.
Odkłamujemy manipulacje radykałów
Aby z przestrogą i prawdą o eutanazji dotrzeć do mediów, opublikowaliśmy już krótsze i przystępne teksty, w których wyjaśniamy, czym różni się opieka paliatywna od uporczywej terapii. Propagatorzy eutanazji celowo manipulują tymi pojęciami, aby wykształcić u odbiorców mylne wrażenie, że decyzja o skróceniu życia jest jedynym sposobem na ucieczkę przed cierpieniem oraz że współczesna medycyna paliatywna nie oferuje żadnych rozwiązań pozwalających na skuteczne łagodzenie bólu i innych dolegliwości towarzyszących nieuleczalnym chorobom. Tymczasem to właśnie opieka paliatywna i hospicyjna daje pacjentom szanse na prawdziwie godną śmierć – bez bólu, bez głodu i pragnienia oraz w otoczeniu najbliższych.
Aby ukazać ogromny potencjał w rozwoju opieki paliatywnej w Polsce, a także trudności z jakimi mierzą się placówki oferujące tę formę wsparcia, pracujemy nad publikacją, która w sposób wyczerpujący omówi najistotniejsze zagadnienia dotyczące opieki paliatywnej.
Budujemy świadomość społeczną na temat eutanazji
Jednocześnie wiemy, że dyskusja o godnym umieraniu to szereg poważnych dylematów bioetycznych, z którymi będziemy mieć coraz częściej do czynienia. Konieczne jest więc kształcenie młodych prawników czy medyków, którzy będą gotowi do podjęcia debaty na ten temat. Dlatego w ramach Akademii Ordo Iuris zorganizowaliśmy na Uniwersytecie Opolskim szkolenie poświęcone eutanazji. Podczas wydarzenia, w którym uczestniczyło kilkudziesięciu studentów, nasi eksperci wraz z wybitnymi specjalistami z zakresu prawa i prawa kanonicznego omawiali prawne i moralne aspekty eutanazji. Wskazywaliśmy między innymi, że przyzwolenie na eutanazję w sposób nieunikniony prowadzi do wzrostu zabójstw eutanatycznych motywowanych już nie chorobami w stanach terminalnych, ale np. depresją, którą można i należy leczyć.
O zagrożeniach związanych z legalizacją eutanazji mówiliśmy również podczas Akademii Ordo Iuris Extra. Nasi eksperci analizowali wówczas proeutanazyjny zwrot w holenderskim prawodawstwie oraz kampanię promującą zabójstwa eutanatyczne, z którą mierzy się obecnie włoskie społeczeństwo. Na przyszły rok zaplanowaliśmy też organizację konferencji poświęconej prawnym i medycznym aspektom eutanazji.
Debata na temat eutanazji w Polsce dopiero się rozpoczyna. Propagatorzy cywilizacji śmierci chcą wykorzystywać niewiedzę Polaków, przemilczając realne skutki legalizacji eutanazji. Odkłamywanie ich manipulacji to wielkie wyzwanie, ale musimy je podjąć już teraz – zanim bierność obrońców życia doprowadzi do tego, że także polscy lekarze będą zobowiązani prawem, by zabijać.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris