Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]
Instytut Ordo Iuris przekazał Komisji Europejskiej opinię dotyczącą projektu dyrektywy wprowadzającej wiążące normy związane z organizacją i uprawnieniami organów ds. równości. Inicjatywa Komisji jest odpowiedzią na zgłaszane przez organy ds. równości problemy z brakiem zasobów i kompetencji, które uniemożliwiają im wypełnianie ich misji.
26.01.2023
Zrzeszająca ponad 600 organizacji z 90 krajów ILGA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Lesbijek i Gejów), prowadzący setki klinik aborcyjnych globalny gigant Planned Parenthood oraz stojąca od 30 lat za światowym ruchem aborcyjnym fundacja Center for Reproductive Rights w obawie o swoją pozycję poprosiły Komisję Europejską o pomoc w walce z Ordo Iuris.
Giganci zjednoczeni w imię walki z Ordo Iuris
Choć wspomniane organizacje to najwięksi globalni lobbyści, dysponujący setkami milionów, to okazuje się, że zagrożeniem dla ich żywotnych interesów stał się… Instytut Ordo Iuris.
W ubiegłym miesiącu do Komisji Europejskiej trafił list, w którym przedstawiciele wspomnianych organizacji proszą unijnych komisarzy o pilne spotkanie, by porozmawiać na temat działalności naszego Instytutu. Powodem tego nadzwyczajnego apelu stało się to, że Instytut Ordo Iuris został dopuszczony do udziału w pracach komitetu monitorującego wydatkowanie unijnych funduszy w Polsce. Sygnatariusze skargi wzywają do pilnego wykluczenia Ordo Iuris z tego grona. List do Komisji Europejskiej to spektakularne podsumowanie skali naszego realnego oddziaływania.
Pieniądze w służbie ideologii
Ataki aborcjonistów i genderowych ideologów to dla nas niemal codzienność. W przeszłości próbowano nas już przecież usuwać z Rady Gospodarczej i Społecznej Organizacji Narodów Zjednoczonych, Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, rejestru przejrzystości Parlamentu Europejskiego i dwukrotnie wypowiadano nam umowę najmu biura w Brukseli. Ale tym razem nasza aktywność rozwścieczyła największych. Dlaczego? Bo obecność Instytutu Ordo iuris w komitetach monitorujących wydatkowanie unijnych miliardów może realnie uderzyć w samo serce lobbystów – czyli w ich portfele.
Oczywiście ani jedno euro z unijnych funduszy nie trafi do Ordo Iuris. W komitecie będziemy dbać o transparentność i racjonalne wydatkowanie funduszy. Tymczasem ILGA czy Planned Parenthood bez swobodnego dostępu do unijnego finansowania nie mogłyby realizować swoich planów.
Walka Ordo Iuris z tymi potęgami to starcie Dawida z Goliatem. Wierzę jednak, że jak w biblijnej opowieści, brutalną przewagę Goliata możemy zrównoważyć wiernością prawdzie. Zresztą, doświadczenie potwierdza moje przeczucia. W ubiegłym miesiącu świętowaliśmy przecież zwycięstwo w wieloletniej walce z założoną przez George’a Sorosa Fundacją Batorego, która w procesie z Ordo Iuris była reprezentowana przez największą korporację prawniczą na świecie. Tam też walczyliśmy o jawność finansowania zagranicznych środków publicznych i tam także w grze były wielkie pieniądze.
Czy debata to przestępstwo?
List aborcjonistów i aktywistów LGBT to jednak nie koniec skoordynowanego ataku na Ordo Iuris.
W ubiegłym tygodniu dotarła do nas informacja o liście europosłów frakcji Renew Europe, którzy nie ustają w próbach zablokowanie naszej działalności w Parlamencie Europejskim. Lewicowi europosłowie żądają od przewodniczącej Parlamentu Europejskiego natychmiastowego wycofania akredytacji wszystkich konserwatywnych organizacji pozarządowych. Podobny list trafił już do przewodniczącej PE w zeszłym roku. Podpisało się pod nim zaledwie 8 eurodeputowanych. W odpowiedzi 24 europarlamentarzystów stanęło w naszej obronie, podkreślając, że zablokowanie wszystkich obrońców życia i rodziny byłoby bezprecedensowym atakiem na wolność słowa w Unii Europejskiej.
Na nasz list nie dostaliśmy odpowiedzi, ale – jak się okazuje – władze Parlamentu Europejskiego odpowiedziały na pismo europosłów Renew Europe, prosząc o więcej szczegółów na temat sprawy. Nasi oskarżyciele wysłali zatem w styczniu koleją korespondencję, w której wymienili konkretne organizacje, wymagające ich zdaniem pilnej kontroli. Znaleźliśmy się w doborowym towarzystwie obok European Centre for Law and Justice, Alliance Defending Freedom International, Fondation Jérôme Lejeune i World Youth Alliance. To znani na całym świecie obrońcy życia, rodziny, wolności sumienia i wolności słowa.
Europosłowie Renew Europe proszą władze Parlamentu Europejskiego, by kontrola działalności Instytutu Ordo Iuris i innych organizacji broniących życia została zakończona w ciągu 3 miesięcy. Jeśli Parlament Europejski spełni te prośbę, to najbliższe tygodnie mogą się okazać decydujące o naszej przyszłości na forum europarlamentu.
Wierzę w to, że Parlament Europejski nie zdecyduje się na tak bezprecedensową cenzurę, ale musimy być gotowi na wszystko – także na wielką batalię o możliwość kontynuowania naszej pracy w Brukseli.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
W dobie intensywnych prac WHO nad tzw. traktatem pandemicznym, również Unia Europejska podjęła działania mające sprzyjać uznaniu zdrowia za przedmiot globalnego zarządzania i element ogólnoświatowego ładu. W ostatnim czasie Komisja Europejska przyjęła strategię dotyczącą zdrowia na świecie. KE w dokumencie wielokrotnie zapewnia o konieczności wprowadzenia „przywództwa globalnego” w dziedzinie zdrowia i wskazuje WHO jako lidera. Zasady przewodnie strategii obejmują m.in. dostęp do aborcji i odnoszą się do postanowień Światowego Szczytu ONZ, podczas którego promowano tzw. gender transformative education. W rzeczywistości, legitymując się troską o dobrostan wszystkich ludzi i chęcią zwalczania obecnych i przyszłych zagrożeń dla ich zdrowia, strategia proponuje program obejmujący niemal wszystkie dziedziny życia ludzkiego. Wśród wymienionych w strategii zasad przewodnich, prawie każda sformułowana została w sposób umożliwiający wyprowadzenie z niej legitymacji do działań wykraczających poza obszar zdrowia i ukierunkowanych na wdrażanie ideologicznych postulatów. Instytut Ordo Iuris przygotował analizę przyjętego przez KE dokumentu.
Przyjęta niedawno przez Komisję Europejską unijna strategia w dziedzinie zdrowia na świecie pt. „Lepsze zdrowie dla wszystkich w zmieniającym się świecie” jest, zgodnie z deklaracjami KE ukierunkowana na „inwestowanie w dobrostan wszystkich ludzi”, „osiągnięcie powszechnego zabezpieczenia zdrowotnego dzięki sprawniejszym systemom opieki zdrowotnej” oraz „zwalczenie obecnych i przyszłych zagrożeń dla zdrowia”. W rzeczywistości, nie sposób oczekiwać od tego dokumentu przemyślanych, odpowiadających na problemy i skutecznych rozwiązań dotyczących zdrowia. Tempo prac nad strategią wskazuje z resztą, że niekoniecznie KE na nich zależało. W dobie intensywnych prac WHO nad tzw. traktatem pandemicznym, podjęcie przez UE inicjatywy mającej sprzyjać uznaniu zdrowia za przedmiot globalnego zarządzania i element globalnego ładu, wydaje się nieprzypadkowe. Strategia zdrowotna przyjęta przez KE wielokrotnie zapewnia o konieczności wprowadzenia „przywództwa globalnego” w dziedzinie zdrowia i wskazuje WHO jako lidera.
Liczne odniesienia do kluczowej roli Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) zawarte w strategii, również wskazują na chęć zacieśnienia więzi pomiędzy UE i WHO oraz podjęcie wspólnych wysiłków na rzecz wprowadzania kolejnych dziedzin w strefę globalnego zarządzania. Szereg wątpliwości budzi już sam proces przyjmowania dokumentu przez Komisję Europejską. Wbrew powszechnemu zwyczajowi, etapy konsultacji i opiniowania inicjatywy odbyły się równolegle. Samą strategię przyjęto krótko po jego zakończeniu, co wskazuje na brak zainteresowania KE stanowiskami zgłoszonymi w toku konsultacji publicznych.
Komisja podkreśla, że nowy dokument jest odpowiedzią na fakt, że „sytuacja różni się znacznie od tej z 2010 r.”, kiedy to opracowana była dotychczasowa strategia zdrowotna. Warto zwrócić uwagę, że w dokumencie z 2010 r. ani razu nie pojawiają się takie hasła jak rzekome „zdrowie i prawa reprodukcyjne i seksualne” (SRHR – ang. sexual and reproductive health and rights), nieskrępowany dostęp do aborcji, kwestie związane z ideologią gender czy realizacją postulatów tzw. środowisk LGBT.
Odnosząc się do nowej strategii zdrowotnej, KE wskazuje m.in., że oprócz „tradycyjnych przyczyn złego stanu zdrowia, takich jak ubóstwo i nierówność społeczna”, należy w „zintegrowany sposób reagować na inne czynniki powodujące zły stan zdrowia”. Wśród tych „innych czynników” jednym tchem wymienione zostały zmiany klimatu i degradacja środowiska oraz (niesprecyzowany) kryzys humanitarny i brak bezpieczeństwa żywnościowego. Co do ostatnich podkreślono, że zostały wzmożone przez kryzysy takie jak rosyjska agresja na Ukrainę. W związku z tak zdiagnozowanymi problemami KE przekonuje, że „niezbędna jest mobilizacja szeregu strategii politycznych w celu rozpoczęcia pracy nad programem w dziedzinie zdrowia na świecie”. W rzeczywistości legitymując się troską o dobrostan wszystkich ludzi i chęcią zwalczania obecnych i przyszłych zagrożeń dla ich zdrowia, strategia proponuje program obejmujący niemal każdą dziedzinę życia ludzkiego.
W komunikacie wprowadzającym strategię, KE zapowiedziała realizację dwudziestu „zasad przewodnich”, aby „osiągnąć ambitne cele zrównoważonego rozwoju” przyjęte przez ONZ i „związane ze zdrowiem w skali globalnej”. Wśród tych celów, za szczególnie ważne KE uznaje cel 3 (zapewnienie wszystkim ludziom w każdym wieku zdrowego życia oraz promocja dobrobytu), cel 5 (osiągnięcie równości płci) oraz cel 10 (zmniejszenie nierówności w krajach i między krajami). Właśnie z zadań formułowanych w ramach celu 3 i celu 5 UE wielokrotnie próbowała wywodzić w sposób nieuprawniony istnienie rzekomego „prawa do aborcji”.
Komisja deklaruje również „wykorzystanie inwestycji w edukację w celu wspierania zdrowia w perspektywie krótko- i długoterminowej, zgodnie ze zobowiązaniami podjętymi na Szczycie w Sprawie Transformacji Edukacji, przy jednoczesnym priorytetowym traktowaniu rozwoju we wczesnym dzieciństwie, edukacji zdrowotnej, praw i zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego oraz posiłków w szkole w ramach programów realizowanych z krajami partnerskimi”. Jest to bezpośrednie nawiązanie do Światowego Szczytu ONZ poświęconego Transformacji Edukacji (Transforming Education Summit – TES), który odbył się we wrześniu 2022 r. w Nowym Jorku podczas 77. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Agenda szczytu budzi uzasadnione obawy w jakie „zdrowie” i jaką „edukację” KE planuje czynić inwestycję, realizując swoją strategię zdrowotną.
W trakcie szczytu wiele uwagi poświęcono Comprehensive sexuality education (tj. modelowi nauczania edukacji seksualnej prezentującego ideologiczną wizję ludzkiej płciowości i seksualności, gdzie - zgodnie z ideologią gender, płeć postrzegana jest jako konstrukt społeczny) oraz gender transformative education, która to ma na celu uformowanie zarówno uczniów, jak i nauczycieli, społeczności – i ich decydentów, w kierunku „badania, kwestionowania i zmieniania szkodliwych norm genderowych, nierówności sił sprzyjających chłopcom i mężczyznom bardziej niż dziewczętom, kobietom i osobom innej płci”.
Wśród dwudziestu wymienionych w strategii zasad przewodnich, niemal każda sformułowana została w sposób umożliwiający wyprowadzenie z niej legitymacji do działań nie tylko wykraczających poza obszar zdrowia, ale wręcz ukierunkowanych na wdrażanie ideologicznych postulatów. Mowa tu o różnego rodzaju kwestiach, począwszy od ideologii gender, po globalistyczne zakusy utworzenia jednego, centralnego rządu światowego.
Anna Kubacka - analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
W dobie intensywnych prac WHO nad tzw. traktatem pandemicznym, również Unia Europejska podjęła działania mające sprzyjać uznaniu zdrowia za przedmiot globalnego zarządzania i element ogólnoświatowego ładu. W ostatnim czasie Komisja Europejska przyjęła strategię dotyczącą zdrowia na świecie. KE w dokumencie wielokrotnie zapewnia o konieczności wprowadzenia „przywództwa globalnego” w dziedzinie zdrowia i wskazuje WHO jako lidera.
20.01.2023
W agendzie styczniowej sesji plenarnej PE znalazła się kolejna już debata, której temat oscyluje wokół rzekomych zagrożeń dla demokracji, praw człowieka i porządku konstytucyjnego ze strony polityków i aktywistów reprezentujących szeroko pojęte poglądy „prawicowe”. O domniemanych „Zagrożeniach terrorystycznych ze strony skrajnie prawicowych sieci ekstremistycznych występujących przeciwko demokratycznemu porządkowi konstytucyjnemu” Parlament Europejski dyskutował 18 stycznia. Podczas debaty wiele słów krytyki kierowano wobec środowisk „skrajnej prawicy”, nie definiując jednak dokładnie tego terminu. Niepokojące mogą być za to głosy sugerujące próby wprowadzenia w najbliższym czasie cenzury przeciwników politycznych w internecie.
Cykliczny pręgierz dla prawicy
W kwietniu 2022 r. PE próbował oskarżać „skrajną prawicę” o współpracę z reżimem Putina[1]. Nie przyniosło to spodziewanego efektu, jako że w trakcie debaty jej pomysłodawcom skutecznie wytknięto wieloletnią praktykę Niemiec i Francji, które – pomimo embarga – sprzedawały broń Rosji oraz przypomniano nazwiska polityków, którzy znaleźli się na liście polityków otrzymujących finansowanie z Kremla (wśród nich znalazł się m.in. kanclerz Gerhard Schröder i była minister spraw zagranicznych Austrii).
Podobna debata, tym razem na temat rzekomego „wybielania antyeuropejskiej skrajnej prawicy w UE” odbyła się w październiku 2022 r.[2] Wówczas dyskusja w dużej mierze dotyczyła tej części członków Europejskiej Partii Ludowej (EPL), którzy wywodzą się z włoskich partii tworzących w jesiennych wyborach parlamentarnych tzw. blok prawicowy. Eurodeputowanym nie podobało się, że ich włoscy koledzy mogli przyczynić się do wygranej Giorgi Meloni.
Zarówno kwietniową, październikową jak i najnowszą debatę o „skrajnej prawicy” łączy kilka wspólnych cech. Przede wszystkim żadnej z nich nie towarzyszył projekt rezolucji, co oznacza, że debaty te są swoistą „sztuką dla sztuki”. Biorąc pod uwagę ich treść i przebieg trudno oprzeć się wrażeniu, że stanowią swoisty pręgież, pod którym przedstawiciele lewicy publicznie próbują dyskredytować swoich politycznych przeciwników.
Każda zainicjowana została przez przedstawicieli lewej strony sceny politycznej i opierała się na próbach obarczenia przeciwników politycznych odpowiedzialnością za – można to powiedzieć bez cienia ironii – wszelkie zło tego świata, a już z pewnością za to co jako „złe” postrzega lewica. Sala plenarna PE w czasie rzeczonych debat przekształca się w arenę wolną od wszelkich zahamowań, gdzie z ust mówców padają często nie tylko oderwane od rzeczywistości, ale przede wszystkim obraźliwe komentarze. Trudno się dziwić, że po doświadczeniach kwietniowej debaty, gdzie przedstawiciele prawicy próbowali jeszcze merytorycznie odpowiadać na formułowane wobec nich zarzuty, na październikowej pojawiło się już tylko kilku, którzy mogą dziś szczycić się zachowaniem stoickiego spokoju w jej czasie.
Trzecia debata
Ostatnią debatę [2022/3016(RSP)] rozpoczęła Jessika Roswall, która w imieniu Rady przypomniała, że terroryzm i ekstremizm powinny być zwalczane niezależnie od tego, czy są lewicowe, prawicowe czy mają podłoże religijne. W jej opinii „prawicowe sieci ekstremistyczne” to ruchy antysemickie, ale też np. sprzeciwiające się postulatom lobby LGBT. Celem tych ruchów ma być „ kreowanie napięcia politycznego, chaosu społecznego i w końcu – podminowywanie naszych systemów demokratycznych”. Roswall wskazała, że w czasie pandemii COVID-19 tendencja do szerzenia się takich szkodliwych idei w internecie bardzo wzrosła – strefa cyfrowa jest bowiem niezwykle podatnym gruntem dla rozwoju „tego rodzaju ideologii”.
Następną mówczynią była Ylva Johansson, która w imieniu Komisji Europejskiej wymieniła szereg dramatycznych wydarzeń, które rzeczywiście noszą znamiona terroryzmu. Po tak merytorycznym wstępie można było zakładać, że wypowiedź ta zdoła narzucić późniejszej debacie wyższy poziom niż we wcześniejszych przypadkach. Johansson zdecydowała się jednak pójść w innym kierunku i z pełną powagą oświadczyła, że „widzimy, że skrajni prawicowcy są coraz młodsi – w Estonii siedmioletni chłopiec założył skrajnie prawicowy ruch”. Dalsza wypowiedź była już bardzo chaotyczna: Komisarz mówiła o zagrożeniach płynących z internetu, uleganiu wyczytanym w sieci teoriom spiskowym, jednocześnie płynnie przechodząc do zapewnień o nieustannej walce Komisji Europejskiej z dezinformacją rosyjską i finansowaniem partii politycznych przez Rosję.
Mowy eurodeputowanych, którzy wzięli udział w debacie w znacznej mierze wpisały się w przewidywany schemat: oskarżenia o skrajność i zagrażanie demokracji szybko zostały skierowane wprost wobec oponentów politycznych.
Stygmatyzacją metodą walki politycznej
Spośród licznych krótkich przemówień jakie miały miejsce w czasie debaty warto odnotować przynajmniej kilka, które dają wgląd w jej przebieg oraz sposób postrzegania rzeczywistości przez europosłów różnych frakcji politycznych.
Eurodeputowana Gabriele Bischoff (Socjaliści i Demokraci – S&D) nie kryła się z faktem utożsamiania poglądów powszechnie określanych jako „prawicowe” z ekstremizmem, a nawet przedstawiania ich jako stwarzające zagrożenie terroryzmu. „Radykalizują się różne grupy, czasami o skrajnych poglądach (…) trzeba wznieść bariery, by nie mogli w naszym społeczeństwie operować. (…) Musimy pamiętać, że to nie są grupy gdzieś na marginesie społeczeństwa, nie, to są ludzie w centrum życia społecznego: czasami naukowcy, środowisko akademickie. Trzeba zrobić więcej, aby uniknąć normalizacji takich ideologii i ruchów, aby nie rosły w siłę. (…). To rola Parlamentu Europejskiego, by położyć kres tej fali ekstremizmu i terroru” – mówiła Bischoff.
Valérie Hayer, europosłanka zrzeszona w grupie Renew, rozpoczęła swe wystąpienie od porównania „skrajnej prawicy” do dżihadyzmu. Zwróciła się bezpośrednio do przedstawicieli Europejskiej Partii Ludowej z apelem, by zaprzestali „kokietowania skrajnej prawicy”, co było jasnym nawiązaniem do tematu poruszanego podczas październikowej debaty, czyli pośredniego przyczynienia się EPL do zwycięstwa Giorgi Meloni w wyborach we Włoszech[3].
W imieniu Zielonych głos zabrała eurodeputowana Terry Reintke, która podobnie jak jej poprzednicy posłużyła się przykładami brutalnych aktów terroryzmu (m.in. zamachy dokonane w 2011 r. przez Andersa Breivika), aby umotywować nimi próby ograniczenia wolności słowa i wyeliminować z debaty publicznej przeciwników politycznych.
Jean-Pau Gerraud, eurodeputowany z grupy Tożsamość i Demokracja (ID) jako pierwszy zwrócił uwagę, że faktem jest, że terroryzm od lat szerzy się w Europie, i że bardzo często finansowany jest przez państwa zewnętrzne. Dodał jednak, że przez zaślepienie ideologiczne Unia Europejska i eurodeputowani nie dostrzegają skali terroryzmu islamistycznego, przy którym akty terroryzmu skrajnej prawicy są jednostkowe.
„UE ma obsesję na punkcie skrajnej prawicy, której terroryzm jest mniejszościowy w porównaniu z terroryzmem islamistycznym i skrajnej lewicy” – wskazał eurodeputowany. Dodał także, że termin „skrajna prawica” jest bardzo niejasny, nie wiadomo kogo właściwie ma oznaczać: „może Parlament się pomylił w tytule i chodziło tu o zagrożenia islamistyczne i pochodzące ze skrajnej lewicy?” – pytał retorycznie Gerraud, po czym dodał, że: „Podczas, gdy terroryzm islamistyczny uderza w nasz kontynent, my rozmawiamy o zagrożeniach, które istnieją szczególnie w państwa wyobraźni”.
Z ramienia Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) wypowiedział się eurodeputowany Joachim Brudziński. Poseł z Polski poparł walkę z wszelkiego rodzaju ekstremizmem, zwrócił jednak uwagę, że „pod płaszczem rzekomej walki z ekstremizmem prawicowym próbuje się przypisywać partiom prawicowym ten niejasny termin «ekstremizmu prawicowego»”. Przywołał raport komisji LIBE (Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych) z lipca 2022 r. w którym jako przykłady ekstremizmu prawicowego wskazano m.in. Radio Maryja czy Solidarność. Wskazał także, że zarówno nazizm, jak i faszyzm mają korzenie lewicowe. „Konserwatyzm nie ma nic wspólnego z szaleństwem ekstremizmu lewicowego” – dodał na koniec Brudziński, przypominając jak Parlament Europejski przedstawiał obchody Narodowego Święta Niepodległości w Polsce jako marsz „faszystów”.
„Ta debata to kolejny przykład na to, że PE odnotowuje jedynie te okropieństwa, które popełnia skrajna prawica. Wydaje mi się, że są to podwójne standardy (…) W 2006 r. (…) PE nawet nie zastanawiał się nad tym by pomówić o działaniach postkomunistycznego rządu, który użył przemocy wobec pokojowych demonstrantów [na Węgrzech – przyp. AK]. Mam już tego dość. Kiedy lewica i centrum jest «ok», a prawica jest zawsze «skrajna»” – mówił węgierski eurodeputowany Ernő Schaller-Baross. Dodał także, że mając na uwadze niedawny skandal korupcyjny w PE, przedstawiciele lewicy i centrum powinni się bardziej przyjrzeć sobie samym.
W bardzo emocjonalne tony uderzyła eurodeputowana ze Szwecji, Abir Al-Sahlani (Renew): „Ekstremalna prawica, tu, w Parlamencie, przedstawia swoją narrację bez żadnych konsekwencji. A jeśli chodzi o ich propagandę – nie uznają tej radykalizacji, którą sami spowodowali. Chętnie wskazują innych jako terrorystów, ale nie są gotowi spojrzeć na własną sytuację. Jestem szczerze przerażona, że mogłabym spotkać jednego z waszych popleczników wieczorem na ulicy, po ciemku, nie chciałabym takiej sytuacji. A wy macie możliwość istnienia w polityce! Możecie tu przedstawiać swoją narrację, możecie tu przedstawiać swoje rasistowskie poglądy. My, jako Europejczycy, mamy prawo do wolności od rasizmu i terroryzmu na ulicach i placach Unii Europejskiej”.
Wypowiedź ta jest już całkowitym zaprzeczeniem próby ukazania przedmiotu debaty przez przedstawicieli Rady i Komisji jako chęci walki z faktycznym ekstremizmem i terroryzmem. Wypowiedź Abir Al-Sahlani, obok wielu innych jakie padły w tej debacie, jasno odnosi się do przeciwników politycznych i nie pozostawia wątpliwości, że debata z 18 stycznia wpisuje się w cykl debat mających na celu dyskredytowanie i stygmatyzowanie szeroko pojętej prawicy.
Zwróciła na to uwagę eurodeputowana Laura Huhtasaari (ID), która wprost powiedziała, że brak merytorycznych argumentów po stronie lewicy skutkuje niepoważnym przezywaniem politycznych oponentów i próbą ich stygmatyzowania. Huhtasaari pytała też, dlaczego PE nie interesuje się poczynaniami anarchistów, którzy w Nowy Rok w Berlinie atakowali policję oraz czy KE w ogóle zauważa, że ekstremizm jest nie tylko prawicowy – zwróciła przy tym uwagę, że działania PE podejmowane przeciw ekstremizmowi jak do tej pory skupiają się jedynie na tym, że jest on „prawicowy”. Na tego typu hipokryzję po stronie PE zwróciła uwagę także eurodeputowana Elżbieta Kruk (EKR).
„Mowa nienawiści”
Jako kulminacyjny moment debaty można wskazać wymianę zdań pomiędzy eurodeputowanymi Miguelem Urban Crespo (Lewica) i Bogdanem Rzońcą (EKR).
Urban Crespo w swym wystąpieniu stwierdził, że „skrajna prawica jest dziś największym zagrożeniem dla demokracji w Europie”. Mowę nienawiści stosowaną przez prawicowych polityków określił mianem paliwa dla skrajnie prawicowych terrorystów, zaś receptą na ograniczenie ich wpływu miałoby być „tworzenie połączeń między społecznościami”, czyli migracja ludności.
W odpowiedzi na to wystąpienie eurodeputowany Bogdan Rzońca wskazał, że do października 2022 r. Frontex (Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej) zarejestrował ok. 280 tysięcy nielegalnych wjazdów do Unii Europejskiej, czyli ok. 77 proc. więcej niż w całym 2021 r.
Przypomniał, że nawet premier Szwecji podczas wygłoszonego dzień wcześniej w PE wystąpienia z okazji przejęcia przez Szwecję przywództwa w Radzie UE na najbliższe sześć miesięcy przyznał, że UE musi podjąć walkę z nielegalną imigracją.
Zapytany o opinię w tej sprawie Urban Crespo odpowiedział, że wypowiedź Rzońcy jest rzekomo „świetnym przykładem mowy nienawiści, która podsyca terroryzm skrajnie prawicowy”.
Pytanie o skutki
Może się wydawać, że tego typu debaty, jak opisana powyżej, są stosunków niegroźnym narzędziem potyczek politycznych, przy czym nie da się nie zauważyć, że jedna ze stron sporu ma wyraźną przewagę instytucjonalną.
Mimo że, jak do tej pory, żadna z debat piętnujących „skrajną prawicę” nie zakończyła się podjęciem konkretnych działań, ani nawet przyjęciem rezolucji, to należy zwrócić uwagę na postulaty jakie powtarzane są w wystąpieniach lewicowych eurodeputowanych.
Podczas dyskusji w kwietniu i październiku 2022 r., z ust wielu uczestników padały deklaracje o tym, że w debacie publicznej, owszem, jest miejsce dla przedstawicieli prawicy – ale nie dla „skrajnych” poglądów. Takie ujęcie tematu jest oczywiście zabiegiem, którego skutkiem może być w przyszłości całkowite wyrugowanie z życia politycznego osób o poglądach innych niż tolerowane przez unijnych decydentów. Jest to mechanizm analogiczny do włączanej już w kolejne systemy prawne zbrodni „mowy nienawiści”, która – nie posiadając jednoznacznej definicji – może być wykorzystywana jako narzędzie cenzury. Zarzut mowy nienawiści został zresztą w niedawnej debacie sformułowany wobec eurodeputowanego Rzońcy, który ośmielił się postawić pytanie o stosunek lewicy do rosnącej nielegalnej imigracji.
Zwraca także uwagę fakt powtarzanej wielokrotnie tezy o szkodliwym wpływie internetu i panującej w tej przestrzeni wolności, która przez licznych eurodeputowanych – ale i przedstawiciela Rady, była utożsamiana ze źródłem ekstremizmu (jakże by inaczej) prawicowego. Wprowadzenie takiego ujęcia tematu może oznaczać, że w najbliższym czasie możemy spodziewać się podjęcia przez UE inicjatywy mającej uregulować, a w praktyce ocenzurować treści i ograniczyć wolność panującą, jak do tej pory, w przestrzeni internetowej.
Wreszcie, najbardziej bezpośrednim skutkiem tego typu debat jest wpływ na postrzeganie w przestrzeni publicznej i politycznej wszystkich przedstawicieli szeroko pojętej prawicy. Niewątpliwym efektem ustawicznej stygmatyzacji już dziś jest upowszechnione piętno „skrajności” wobec postaw niezgodnych z opiniami lewicowo-centrowej większości.
Anna Kubacka – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
· Parlament Europejski przyjął rezolucję „Sprawozdanie w sprawie praw człowieka i demokracji na świecie oraz polityki Unii Europejskiej w tym zakresie – sprawozdanie roczne za 2022 r.”.
· Próbując realizować ideologiczną agendę, PE w swoim sprawozdaniu zgłasza wykluczające się wzajemnie postulaty.