Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]
„(…) Gdy weźmiemy pod uwagę przenikanie bólu do sfery prokreacji, nie możemy zapomnieć o ataku na nienarodzonych, który uosabia jednocześnie słaby i bestialski charakter Ostatniego Człowieka. Umysł niezdolny do rozróżnienia między wojną a morderstwem lub zbrodnią a chorobą, z pewnością wybierze w walkach terytorialnych najbezpieczniejszą i najbardziej żałosną metodę zabijania. Obrońca widzi tylko cierpienie powoda, ale nie cierpienie niechronionych i milczących”.
– E. Jünger „O bólu” (1934)
We Francji trwa dyskusja nad wpisaniem tzw. prawa do aborcji do konstytucji. Taki plan ogłosił w październiku 2023 r. prezydent kraju Emmanuel Macron. Decyzja ta została podjęta m.in. w odpowiedzi na uchylenie wyroku w sprawie Roe v. Wade, który gwarantował to „prawo” na szczeblu federalnym. Oznacza to, że stany USA mogą teraz swobodnie stanowić prawo dotyczące ochrony życia. W niektórych stanach wykonywanie aborcji została zakazane lub poważnie ograniczone. We wpisie na portalu X (poprzednio Twitter) Macron oświadczył, że przedłoży francuskiemu parlamentowi projekt ustawy mającej na celu zapisanie prawa do aborcji w konstytucji. Stwierdził, że „prawo kobiet do wyboru aborcji stanie się nieodwracalne”. Niedługo potem, zgodnie z zapowiedzią, do prezydium Zgromadzenia Narodowego trafił projekt ustawy.
Aborcja jest legalna we Francji od 1975 roku, kiedy to krajowy parlament uchwalił tzw. ustawę Veil[1], nazwaną tak na cześć Simone Veil, francuskiej polityk, która była orędowniczką jej przyjęcia. Prawo zezwala na aborcję bez ograniczeń w ciągu pierwszych 12 tygodni ciąży (w 2022 roku Zgromadzenie Narodowe przegłosowało wydłużenie tego terminu do 14 tygodni[2]), a następnie za zgodą lekarza.
Etapy projektu aborcyjnego Emmanuela Macrona:
Październik 2023 r: Macron ogłasza swój plan zapisania praw do aborcji we francuskiej konstytucji. Listopad 2023: We francuskim Senacie zostaje wprowadzony projekt ustawy zmieniającej konstytucję.
Grudzień 2023 r.: Senat jednogłośnie zatwierdza ustawę.
Styczeń 2024 r.: Projekt ustawy zostaje wprowadzony do Zgromadzenia Narodowego.
W środę 17 stycznia Komisja Ustawodawcza przyjęła projekt ustawy konstytucyjnej. Tekst został rozpatrzony w Izbie (ZN) 24 stycznia, a następnie trafi do Senatu, zanim zostanie przedłożony - jeśli zostaną spełnione warunki jego przyjęcia – Kongresowi (Zgromadzeniu Narodowemu i Senatowi), który zostanie zwołany na początku marca. Podsumowując więc aktualną sytuację projektu: przyjęty przez Komisję Ustawodawczą tekst musi teraz zostać przegłosowany w Zgromadzeniu Narodowym, a następnie w identyczny sposób w Senacie, co utoruje drogę do spotkania obu izb parlamentu w Kongresie. Aby konstytucja została skutecznie zmieniona, posłowie i senatorowie będą musieli zatwierdzić reformę trzema piątymi oddanych głosów. Pod koniec ubiegłego roku Emmanuel Macron ogłosił, że - jeżeli warunki zostaną spełnione - Kongres zostanie zwołany na początku marca. Jeśli tak się stanie, Francja będzie pierwszym krajem na świecie (z wyjątkiem byłej Jugosławii Tito w 1974 r.), który uczyni aborcję per se wolnością zapisaną w ustawie zasadniczej. Z tego wynika również fakt, że jest to pomysł zupełnie nieeuropejski, skoro jak dotąd przyszedł do głowy tylko jugosłowiańskim komunistom. Żaden kraj Europy do tej pory nie zdecydował się umieścić tego „prawa” w swojej konstytucji w jakiekolwiek formie. Nie da się ukryć, że pokazuje to zupełne oderwanie od europejskich wartości obecnie urzędującego prezydenta Republiki, który, jak się zdaje, jest gotów na wszystko lub przynajmniej na bardzo wiele, aby utrzymać się u władzy. To powinno przerażać, nie tylko zwolenników ochrony życia poczętego.
Krytyka projektu
Przeciwnicy propozycji Prezydenta Republiki na ogół najczęściej twierdzą, że jest ona zwyczajnie niepotrzebna. Zwracają uwagę, że aborcja jest już legalna we Francji i nie ma potrzeby dodawania jej do konstytucji. Ponadto, alarmujące jest to, że uznanie tzw. prawa do aborcji za prawo konstytucyjne utrudniłoby w przyszłości wprowadzenie jakichkolwiek ograniczeń dla tego „prawa”, a także zaprowadza on niepokojącą tendencję wzruszalności Konstytucji[3]. Oczywiście, najbardziej dramatycznym faktem, jaki pociąga za sobą ten projekt ustawy jest to, że konstytucyjne prawo do aborcji odbiera jakiekolwiek prawa nienarodzonym dzieciom. Już Rzymianie, na których prawie i tradycji opieramy naszą europejską cywilizację, chronili w pewnym zakresie prawa nasciturusa. Trudno wyobrazić sobie brutalniejszy atak, nie tylko na prawa człowieka, ale także na tradycję i cywilizację. „To polityczny chwyt” – mówią przeciwnicy propozycji. „Macron próbuje zdobyć punkty u wyborców przed następnymi wyborami, ale ignoruje obawy wielu ludzi, którzy uważają, że aborcja jest zła”. Marine Le Pen, liderka prawicowej partii Zjednoczenia Narodowego, była głośnym krytykiem projektu. Argumentowała, że aborcja jest formą morderstwa i nie powinna być zapisana jako prawo konstytucyjne. W przemówieniu wygłoszonym w listopadzie 2023 r. Le Pen powiedziała, że decyzja o wpisaniu prawa do aborcji do konstytucji była „poważnym atakiem na prawa człowieka[4]”. Twierdziła, że „prawo do życia jest najbardziej podstawowym prawem ze wszystkich”, a aborcja „narusza to prawo”. Le Pen argumentowała, że tzw. prawo do aborcji nie jest prawem podstawowym i nie powinno być chronione przez konstytucję. Powiedziała również, że proponowana poprawka będzie dzielić i nie będzie w najlepszym interesie francuskich kobiet. Le Pen skrytykowała decyzję również jako „niepotrzebną”. Zwróciła uwagę, że aborcja jest już legalna we Francji i nie ma potrzeby uczynienia z niej prawa konstytucyjnego. Argumentowała również, że kodyfikacja praw aborcyjnych może prowadzić do zwiększonej polaryzacji (podzielonego już i tak) francuskiego społeczeństwa. Komentarze Le Pen odbiły się jednak echem wśród niektórych wyborców we Francji. Sondaż przeprowadzony przez Ifop[5] w styczniu 2024 r. wykazał, że 38% Francuzów zgodziło się ze stwierdzeniem Le Pen, że aborcja jest formą morderstwa.
W związku z chęcią poznania spojrzenia na tę kwestię od wewnątrz, zapytałam francuskiego prawnika, pana Michaëla de Carvalho o jego opinię. Przytoczył on słowa Simone Veil, jakie wypowiedziała przedstawiając projekt ustawy aborcyjnej (ustawa „Veil” z 17 stycznia 1975 r.) Zgromadzeniu Narodowemu 26 listopada 1974 r.
„Mówię to z całym przekonaniem: aborcja musi pozostać wyjątkiem, ostatecznością w sytuacjach, w których nie ma wyjścia. Dlatego też, jeśli projekt ustawy uwzględnia istniejącą de facto sytuację, jeśli dopuszcza możliwość przerwania ciąży, to po to, aby ją kontrolować i jak najbardziej zniechęcić kobietę” – podkreśliła Veil.
„Z prawnego punktu widzenia jest całkowicie możliwe” – wskazał Michaël de Carvalho – „aby Zgromadzenie Konstytucyjne zapisało prawo do aborcji w konstytucji, ponieważ jest suwerenne. Z prawnego punktu widzenia można to zrobić. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy kwestionowali mądrość tej czy innej rewizji konstytucji. Ten projekt ustawy konstytucyjnej nie służy żadnemu celowi, ponieważ jest kopią i wklejeniem istniejącego prawa pozytywnego. Rada Konstytucyjna wyjaśnia, że wolność kobiety do przerwania ciąży jest jedną z wolności gwarantowanych przez Konstytucję, ale musi być pogodzona z zasadą godności ludzkiej, która domyślnie obejmuje ochronę dziecka. Ta ustawa konstytucyjna powtarza ten zapis. Jest to zatem bezużyteczny tekst, który szkodzi Konstytucji.
Czy zatem wpisanie aborcji do konstytucji zmieniłoby cokolwiek w ustawie Veil z 1975 roku?
Moim zdaniem nie. Ustawa Veil ustanowiła zasadę szacunku dla każdej istoty ludzkiej od początku życia, z dwoma wyjątkami:
- natychmiastowej aborcji terapeutycznej i
- dziesięciotygodniowej aborcji w «dystresie».
Ta zasada prawa Veil jest określona w artykule 16 francuskiego Kodeksu Cywilnego[6] i artykule L.2211-1 francuskiego Kodeksu Zdrowia Publicznego[7]. Artykuły te określają zasadę prymatu osoby ludzkiej, a projekt poprawki do konstytucji nie uchyla ani nie wpływa na te artykuły. Tym bardziej, że wolność sumienia lekarzy jest zasadą o wartości konstytucyjnej. Żadne prawo nie jest absolutne, o czym przypomina art. 4 Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela w Preambule do Konstytucji. Nieuchronnie istnieją granice, a rolą prawa jest ich wyznaczenie.
Włączenie aborcji do Konstytucji nie zmienia obecnego prawa, ta wolność nie jest zagrożona, więc dlaczego dziś o niej debatujemy? Moim zdaniem to jest po prostu symbol dla feministek i chwyt reklamowy dla rządu i prezydenta Republiki, którego poparcie spada z każdym dniem. Jednym z głównych problemów jest wykorzystanie Konstytucji do symbolicznego napisania kategorycznego roszczenia i przekształcenia Konstytucji w normatywną «samoobsługę», mamy do czynienia z realną instrumentalizacją Konstytucji” – podkreślił Michaël de Carvalho.
Wnioski (przyszłość projektu)
Ustawa konstytucyjna pochodząca od rządu może zostać przyjęta w głosowaniu Kongresu wymaganą większością trzech piątych głosów. Taka większość nie jest nieosiągalna, ponieważ wśród lewicy ustawa wydaje się cieszyć dużym poparciem. Z drugiej strony, ustawa zaproponowana przez parlament musiałaby zostać przyjęta w referendum. Historia polityczna referendów konstytucyjnych we Francji powinna jednak wzbudzać wątpliwość u rządzących: jest to przede wszystkim historia niepowodzeń, wynikających z przejrzenia przez społeczeństwo częstych motywów takiego rozwiązania politycznego – manipulacji prawem i jego instrumentalizacji. Od napoleońskich plebiscytów po referendum z 1969 r. (które doprowadziło do odejścia generała de Gaulle'a), referenda zawsze wiążą się z ryzykiem dla rządzących, szczególnie w kraju o tak zróżnicowanych poglądach w społeczeństwie jak Francja. Nie jest jasne, jaki będzie ostateczny los propozycji Macrona. Francuski parlament będzie debatował nad propozycją w nadchodzących miesiącach i możliwe, że zostanie ona zmieniona lub nawet odrzucona.
Julia Książek – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
26.01.2024
Chaos z sądów przenosi się do prokuratury. Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar przystąpił do siłowego przejmowania Prokuratury Krajowej, chociaż dla zmian kadrowych w niezależnej prokuraturze potrzebna jest zgoda Prezydenta. W odpowiedzi na oczywiste bezprawie rządu, zastępca Prokuratora Generalnego Robert Hernand słusznie wezwał prokuratorów w całym kraju do ignorowania bezprawnych decyzji. Jakie będą efekty całego zamieszania? Czynności operacyjne zatwierdzone przez Prokuraturę Krajową przejętą przez Adama Bodnara mogą być przez lata uznawane za bezprawne. To będzie prowadziło do uniewinnień przestępców z przyczyn formalnych. Politycy nie zastanawiają się jednak nad tak odległymi skutkami gorączki władzy.
Łamanie prawa w imię „przywracania praworządności”
Gdy w grudniu powstał nowy rząd, obiecywaliśmy, że będziemy patrzeć mu na ręce. Zapowiadaliśmy, że zareagujemy na każde bezprawie, a każda ofiara bezprawia nowej władzy może liczyć na naszą pomoc. Czas potwierdził najgorsze obawy, a działalność Ordo Iuris jest potrzebna Polsce i nam wszystkim bardziej niż kiedykolwiek.
Rządzący liczą na to, że obywatele z czasem zapomną o łamaniu prawa i odpowiedzialni za nie politycy pozostaną bezkarni. Przyznał to były funkcjonariusz PZPR i premier, a dzisiaj europoseł KO Marek Belka, który skomentował na antenie Radia Zet siłowe przejęcie TVP słowami: „za kilkanaście dni nikt nie będzie o tym pamiętał”. Nie mogąc na to pozwolić, otworzyliśmy Obserwatora Praworządności – portal internetowy stanowiący mapę wszystkich naruszeń prawa, których dopuszcza się rząd Donalda Tuska.
Reagując na szereg bezprawnych działań podejmowanych po 13 grudnia 2023 roku, wspólnie z sędziami, prokuratorami, adwokatami i przedstawicielami nauk prawnych ostrzegliśmy wszystkich łamiących prawo, że wspólnymi siłami rozpoczynamy dokumentowanie naruszeń prawa i ładu ustrojowego Rzeczypospolitej. Komunikat w tej sprawie trafił do mediów.
40 dni rządów Donalda Tuska i jego ministrów doprowadziło do najpoważniejszego kryzysu konstytucyjnego w historii III RP. Niemal pół roku przed wyborami ostrzegaliśmy w analizach, że grupa prawników od kilku lat bez rozgłosu pisze artykuły i książki uzasadniające… politykę siły i łamania konstytucji w imię „przywracania praworządności”. Jeszcze przed zaprzysiężeniem rządu wskazaliśmy, że radykałowie będą przejmować państwo i jego instytucje metodą faktów dokonanych i przez odwoływanie się do międzynarodowych organizacji.
Anarchizacja ma swoje konsekwencje
Efekty tej polityki widoczne są już dzisiaj. Przestępcy mogą liczyć na uchylenie wyroków skazujących jedynie dlatego, że politycznie zaangażowani sędziowie podważają status swoich kolegów, powołanych przez Prezydenta RP po styczniu 2018 roku. Uczciwi przedsiębiorcy nie mogą doczekać się egzekucji należności, bo sędziowie nieustannie przeprowadzają wzajemne „testy niezawisłości”. Rodziny nie mogą odzyskać dzieci, bo terminy rozpraw odwoływane są wskutek sporów w sądach. Żaden wyrok nie jest pewny, żadne orzeczenie nie może być traktowane jako ostateczne. Polska stacza się w odmęty anarchii.
Dzisiaj chaos z sądów przenosi się do prokuratury. Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar przystąpił do siłowego przejmowania Prokuratury Krajowej, chociaż dla zmian kadrowych w niezależnej prokuraturze potrzebna jest zgoda Prezydenta. W odpowiedzi na oczywiste bezprawie rządu, zastępca Prokuratora Generalnego Robert Hernand słusznie wezwał prokuratorów w całym kraju do ignorowania bezprawnych decyzji. Jakie będą efekty całego zamieszania? Czynności operacyjne zatwierdzone przez Prokuraturę Krajową przejętą przez Adama Bodnara, mogą być przez lata uznawane za bezprawne. To będzie prowadziło do uniewinnień przestępców z przyczyn formalnych. Politycy nie zastanawiają się jednak nad tak odległymi skutkami gorączki władzy.
Rządzący wiedzą, że łamią prawo
Rządzący doskonale zdają sobie sprawę z nielegalności swoich działań, o czym świadczą słowa ministra Adama Bodnara, który wobec siłowego przejęcia TVP powiedział: „mamy sytuację, że przywracamy konstytucyjność i szukamy jakiejś podstawy prawnej, żeby to zrobić” – przyznając tym samym, że doszło do złamania Konstytucji, której art. 7 stanowi, że „organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”.
Historia uczy, że każde bezprawie rodzi kolejne niegodziwości. Dziś władza łamie prawo, siłowo przejmując Prokuraturę Krajową i media publiczne, ignorując prezydenckie prawo łaski oraz wyroki Trybunału Konstytucyjnego i sądów. Wkrótce może zabrać się za instytucje prywatne i organizacje społeczne, które negatywnie oceniają jej poczynania.
W pewnym momencie rządzący nie mogą już wycofać się z bagna bezprawia, bo wisi nad nimi oczywiste ryzyko odpowiedzialności konstytucyjnej i karnej. Co więcej, urzędnicy podejmujący bezprawne decyzje z przekroczeniem uprawnień będą odpowiadać własnym majątkiem za wyrządzone szkody. Wystarczy powiedzieć, że w razie potwierdzenia bezprawności przejęcia TVP przez ministra Bartłomieja Sienkiewicza – on i jego współpracownicy mogą odpowiadać za setki milionów strat telewizji publicznej i powiązanych z nią przedsiębiorców i pracowników.
Łamanie prawa nie może być bezkarne!
To właśnie po to, aby ta odpowiedzialność była realna, a bezprawie nie popadło w zapomnienie, założyliśmy wspomniany na początku portal Obserwator Praworządności, a wraz z szerokimi środowiskami prawniczymi rozpoczęliśmy staranne archiwizowanie dowodów łamania prawa i konstytucji. Być może niektórzy ministrowie rządu wierzą w zapewnienia politycznego kierownictwa o bezkarności, ale nasze archiwum będzie nieustannym zagrożeniem dla zastępów urzędników, którzy będą wprowadzać bezprawne decyzje w życie.
Kluczowe znaczenie ma także mobilizacja opinii publicznej oraz dostarczenie jej rzetelnej wiedzy o bezprawiu rządowych decyzji. Aby obronić praworządność i prawa obywatelskie, zapewniamy profesjonalny i ekspercki głos sprzeciwu wobec ostentacyjnemu łamaniu prawa. W ten sposób ośmielamy kolejnych prawników i środowiska obywatelskie do odważnego oporu przeciwko bezprawiu. Opublikowaliśmy już ponad 30 analiz i komentarzy prawnych dotyczących bezprawnych działań nowej władzy i zapowiedzi jej kolejnych inicjatyw. Przygotowaliśmy także internetową petycję, przypominając politykom, że „rywalizacja o władzę i wpływy w państwie nie może odbywać się sprzecznymi z prawem, gangsterskimi metodami”.
Nowa władza zapowiada genderową rewolucję
Musimy zahamować barbarzyński szturm na państwo oraz prawa i wolności obywatelskie. Ignorując konstytucyjne zasady, ład prawny i orzeczenia TK, posłowie partii Donalda Tuska już złożyli projekt ustawy przewidujący aborcję „na życzenie” do 12. tygodnia ciąży. Kolejne zapowiedzi dotyczą zaprowadzenia cenzury pod pozorem walki z „mową nienawiści”, następnie „anulowania” wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego niekonstytucyjność aborcji eugenicznej, a na dokładkę przyjęcia ustawy o tzw. „związkach partnerskich” obejmującej związki jednopłciowe, która będzie sprzeczna z art. 18 Konstytucji RP, definiującym małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny.
Aby móc przyjąć tak jednoznacznie sprzeczne z Konstytucją ustawy, Donald Tusk musi podporządkować sobie sądy, prokuraturę i Trybunał Konstytucyjny. W tym celu musi też anulować konstytucyjne prerogatywy Prezydenta RP, takie jak prawo weta wobec ustaw. To dlatego jesteśmy świadkami upokarzającego spektaklu ignorowania prezydenckich aktów łaski, przeszukiwania Pałacu Prezydenckiego, drwin z głowy państwa i najwyższego urzędu Rzeczypospolitej. Nie zawsze zgadzałem się z Prezydentem Andrzejem Dudą, który powstrzymał niegdyś reformę wymiaru sprawiedliwości a niedawno podpisał ustawę przekazującą 500 milionów złotych z naszych podatków na niemoralne procedury in vitro. Jednak czym innym jest krytyka decyzji Prezydenta, a czym innym sponiewieranie godności urzędu, reprezentującego jedność Narodu i godność Państwa Polskiego.
Konstytucja wymaga udoskonalenia
Patrząc w przyszłość, widzimy potrzebę nowego konstytucyjnego uporządkowania spraw publicznych w Polsce. Postulowany przez niektórych polityków „konstytucyjny reset” nie może ograniczać się do politycznych targów – „wy nie ruszacie nowych sędziów, my wam oddajemy trybunał”.
Dlatego kontynuujemy prace nad założeniami zmian ustrojowych rozpoczęte konferencją w 25-lecie Konstytucji w kwietniu 2022 roku. Tysiące uczestników dwuletnich Konsultacji Konstytucyjnych odpowiedziało nam na wiele pytań oraz przekazało swoje sugestie. Wraz z ekspertami pracujemy nad założeniami, które będą uwzględniać wzmocnienie politycznego głosu Polaków, zapewnią bezpieczne od politycznych wahnięć i globalnych nacisków gwarancje praw i wolności obywatelskich, ograniczą populistyczne przyjmowanie setek nowych ustaw jedynie pod wpływem emocji chwili i tymczasowego wzmożenia mediów, zagwarantują stabilność prawa oraz wolność gospodarczą i łatwość podejmowania działalności gospodarczej, zapewnią realny wpływ obywateli na obsadę stanowisk sędziowskich i pozwolą na rozliczalność posłów przed wyborcami.
Instytut Ordo Iuris od dawna przypomina, że Konstytucja RP broni wolności i praw człowieka, życia, małżeństwa i rodziny. Radykalna lewica zdaje sobie z tego sprawę i dlatego nie mogąc legalnie zmienić obowiązującego prawa, chce je łamać, aby móc zrealizować w Polsce genderowe postulaty. Jeśli dziś nie zatrzymamy lewicy atakującej polski ład prawny, to już niedługo radykałowie nie tylko zalegalizują w Polsce aborcję „na życzenie” czy homoadopcję, ale będą wsadzać do więzień obrońców wartości pod pretekstem walki z „mową nienawiści”.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
23.01.2024
Rząd Donalda Tuska zapowiada rewolucję prawną wymierzoną właśnie w prawa chrześcijan. W jej ramach katolicy mieliby zostać „opiłowani z przywilejów”. O tym, że zagrożenie jest poważne, świadczą kroki podejmowane obecnie na innych polach przez rząd, który nie waha się działać na pograniczu prawa, a nawet poza jego granicami, aby osiągnąć swoje polityczne zamierzenia. Mając to na uwadze, prawnicy Ordo Iuris z pełną determinacją występują w obronie praw osób wierzących.
Mówimy „nie” przemocy wobec chrześcijan
W ostatnim czasie sąd skazał agresywnego mężczyznę, który zaatakował uczestników publicznego różańca w centrum Elbląga. Napastnik wszedł pomiędzy grupę osób modlących się o zatrzymanie zabijania nienarodzonych dzieci, zdemolował sprzęt nagłaśniający i zażądał od organizatora przerwania modlitwy, grożąc pobiciem. Nasi prawnicy doprowadzili do wymierzenia oskarżonemu kary 5 miesięcy pozbawienia wolności. Sąd wziął pod uwagę to, że mężczyzna przyznał się do winy i przeprosił ofiarę.
Ten wyrok pokazuje, że bardzo niedoskonałe prawo czasem jeszcze staje po stronie ofiar przemocy ze względu na wiarę, zapewniając chrześcijanom możliwość publicznej modlitwy i chroniąc ludzi przed ewentualnymi fizycznymi napaściami. Powyższe orzeczenie to jednak ciężko wypracowany przez naszych prawników wyjątek, reguła zaś wciąż jest zgoła odmienna.
Europa coraz mniej przyjazna chrześcijanom…
Podczas gdy w Polsce starania Ordo Iuris nie po raz pierwszy przywracają prawu właściwą moc, w wielu krajach (także nam bliskich) chrześcijanie nie mogą się publicznie modlić. W państwach rządzonych przez radykalną lewicę, prawa chrześcijan są stopniowo ograniczane. Przykładem takiej polityki jest Hiszpania, gdzie lewicowy rząd premiera Pedro Sancheza zakazał w grudniu publicznej modlitwy, w tym także różańca w intencji ojczyzny. Pretekstem do przyjęcia przepisów były masowe protesty Hiszpanów przeciwko amnestii dla katalońskich separatystów, bez poparcia których Pedro Sanchez nie mógłby stworzyć rządu.
W opublikowanej przez nas analizie przypomnieliśmy, że jeszcze dalej poszły w tej materii Australia i Wielka Brytania, które zakazały nawet modlitwy w myślach przed klinikami aborcyjnymi. Podkreślamy, że podobne przepisy naruszają wolność sumienia, stanowiącą jedno z podstawowych praw człowieka.
W osobnym tekście przeanalizowaliśmy orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który uznał, że wprowadzenie zakazu noszenia symboli religijnych przez pracowników administracji publicznej jest zgodne z prawem UE, o ile jest to stosowane w sposób ogólny i wobec każdego pracownika. Wskazaliśmy na niebezpieczeństwa związane z antychrześcijańskim kierunkiem, w którym zmierza Unia. Podkreśliliśmy, że Konstytucja RP gwarantuje Polakom wolność religijną, nakazując organom władzy publicznej zachowanie bezstronności w sprawach światopoglądowych oraz zapewnienie swobody wyrażania przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych w życiu publicznym.
Rewolucyjne zapowiedzi rządu Donalda Tuska
Rząd Donalda Tuska zapowiada rewolucję prawną wymierzoną właśnie w prawa chrześcijan. W jej ramach katolicy mieliby zostać „opiłowani z przywilejów”. O tym, że zagrożenie jest poważne, świadczą kroki podejmowane obecnie na innych polach przez rząd, który nie waha się działać na pograniczu prawa, a nawet poza jego granicami, aby osiągnąć swoje polityczne zamierzenia. Mając to na uwadze, prawnicy Ordo Iuris z pełną determinacją występują w obronie praw osób wierzących.
Od początku patrzymy nowej władzy na ręce i recenzujemy jej propozycje legislacyjne dotyczące wolności wyznania. Przeanalizowaliśmy umowę koalicyjną zawartą pomiędzy Koalicją Obywatelską, Trzecią Drogą i Lewicą, wskazując, że jej osiemnasty punkt nawołujący do wprowadzenia „rozdziału Kościoła od Państwa” jest zapowiedzią złamania art. 25 Konstytucji RP, który gwarantuje między innymi prawo do wyrażania przekonań religijnych w życiu publicznym oraz przewiduje, że państwo i związki wyznaniowe będą szanować wzajemną autonomię i współpracować dla dobra obywateli. Jest to tym bardziej istotne, gdyż kościoły i związki wyznaniowe są jedynymi podmiotami wymienionymi wprost w polskiej ustawie zasadniczej jako partnerzy państwa we współdziałaniu dla dobra wspólnego.
Zareagowaliśmy na zapowiedź Minister Edukacji Barbary Nowackiej, która chce ograniczyć katechezę do jednej godziny w tygodniu oraz umieścić tę lekcję jako pierwszą lub ostatnią w planie zajęć. W analizie prawnej zwróciliśmy uwagę, że polskie ustawodawstwo nie przewiduje możliwości obowiązkowego umieszczenia lekcji religii na początku lub na końcu zajęć danego dnia. Podkreśliliśmy, że jakiekolwiek próby ograniczenia lub utrudnienia uczestnictwa w zajęciach religii będą naruszać konstytucyjną zasadę bezstronności władz publicznych. Przygotowujemy opinię prawną poświęconą zapowiedziom niewliczania ocen z religii do średniej ocen w szkole.
W odpowiedzi na formułowane przez radykałów postulaty usunięcia lekcji religii ze szkół, opublikowaliśmy dwie analizy prawne. W pierwszej wskazaliśmy, że organizacja tych zajęć w szkołach stanowi wyraz poszanowania konstytucyjnego prawa rodziców do wychowania dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami. Zwróciliśmy uwagę na fakt, że nauczyciele religii mają taki sam status prawny, jak nauczyciele innych przedmiotów, a ich wynagrodzenie nie jest dotacją dla danej wspólnoty wyznaniowej, lecz wynagrodzeniem dla konkretnego nauczyciela.
Z kolei w drugiej przypomnieliśmy, że w większości państw Unii Europejskiej finansowanie nauczania religii ze środków publicznych jest standardem. Lekcje różnią się zakresem tematycznym, jednak w większości krajów odbywają się w szkole.
Wychodząc naprzeciw zapowiedziom likwidacji Funduszu Kościelnego, przygotowaliśmy komentarz prawny, w którym omówiliśmy jego powstanie, funkcjonowanie oraz perspektywy reformy. Wykazaliśmy, że likwidacja Funduszu nie musi być działaniem destrukcyjnym. Aby tak się stało, należy uczynić zadość historycznym zobowiązaniom państwa wobec Kościoła oraz szanować wolność sumienia i religii jednostek. Wskazaliśmy, że najprostszym rozwiązaniem byłoby pójście drogą Czech, gdzie uchwalono zwrot mienia zagrabionego w okresie komunistycznym w połączeniu z rekompensatą majątkową w zamian za wycofanie się państwa z finansowego wspomagania związków wyznaniowych. W komentarzu omówiliśmy także możliwość zastąpienia Funduszu Kościelnego odpisem podatkowym podobnym do tego na Organizacje Pożytku Publicznego. We współpracy z Katolicką Agencją Informacyjną przygotowaliśmy tekst poświęcony tej tematyce. Jest to kontynuacja współpracy rozpoczętej w lutym ubiegłego roku, kiedy to na wspólnej konferencji prasowej w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski zaprezentowaliśmy zbiór propozycji legislacyjnych z obszaru wolności sumienia i religii. Jedną z nich była właśnie reforma Funduszu Kościelnego.
Chrześcijanie nie mogą być bierni!
Szerzej o zagrożeniach związanych z urzeczywistnieniem radykalnie antykatolickich postulatów pisaliśmy w cyklu esejów „Gdy piłują chrześcijan...”, gdzie rozważyliśmy zgodność z prawem i ewentualne konsekwencje wprowadzenia w Polsce między innymi zakazu spowiedzi nieletnich, likwidacji klauzuli sumienia czy opieki kapelanów w szpitalach oraz wiele innych zapowiedzi politycznych, które teraz stają się faktem.
W publikacji mocno podkreśliliśmy, że przyjmowanie przez wierzących biernej postawy, w nadziei, że radykałowie po realizacji swoich pomysłów dadzą im spokój, nie prowadzi do wyciszenia konfliktu, ale ośmiela antychrześcijańskich polityków do wysuwania nowych żądań. Tak było we Francji w trakcie rewolucji francuskiej, gdzie początkowo biskupi sami zaproponowali zniesienie dziesięciny i nacjonalizację majątków kościelnych. Niedługo potem ośmieleni radykałowie dokonali kasaty zakonów oraz podporządkowali francuski Kościół państwu, zmuszając duchownych do odcięcia się od papieża. Budowanie atmosfery nienawiści do katolików zaowocowało powstaniem zinstytucjonalizowanego terroru, w ramach którego wierni zachowujący łączność z Rzymem i praktykujący swoją religię byli prześladowani i okrutnie mordowani.
Aby zwrócić uwagę opinii publicznej na zagrożenia związane z tworzeniem atmosfery nienawiści wobec katolików, co roku przygotowujemy raport poświęcony przestępstwom motywowanym nienawiścią wobec chrześcijan w Polsce. Publikacja za rok 2022 została już uwzględniona w oficjalnym raporcie Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Opisaliśmy w niej napaści fizyczne, morderstwa, akty wandalizmu na miejsca i obiekty kultu, bezczeszczenie cmentarzy czy podpalanie kościołów.
Jeśli dziś skutecznie nie przeciwstawimy się uderzeniu w prawa chrześcijan, które zapowiada rząd Donalda Tuska, to już wkrótce pojawią się kolejne pomysły zmian prawnych uderzających w wierzących. W rezultacie bardzo szybko wyznawcy Chrystusa mogą w Polsce zostać sprowadzeni do roli prześladowanej większości, która będzie zmuszona ukrywać swoją religię w przestrzeni publicznej. Nadal możemy zatrzymać ten proces.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
22.01.2024
Stosunki państwowo-kościelne kształtowały się w specyficznych warunkach kulturowych, historycznych i prawnych. W wielu krajach europejskich włączenie się państwa w stałe finansowanie Kościoła spowodowane było upaństwowieniem dóbr kościelnych i stworzeniem systemu świadczeń zamiennych. Nie jest zatem tak, że od zarania dziejów Kościół utrzymywany był przez państwo a wraz z rozpowszechnieniem się ustroju demokratycznego – przez ogół podatników. Pierwotnie Kościół utrzymywał się sam z rozległych nieruchomości ziemskich (otrzymanych na przykład w spadku) i z ofiarności wiernych. Proces sekularyzacji dóbr kościelnych wpłynął zatem na odejście od zasady, że wierni finansują Kościół, w kierunku nowego paradygmatu – przejęte nieruchomości kościelne służą wszystkim obywatelom, więc wszyscy wspomagają finansowo uszczuplony majątkowo Kościół.
Obowiązkowy, dodatkowy podatek na Kościół
Modelowym przykładem nakładania obowiązku (zamiast dobrowolności) finansowania Kościoła przez wiernych jest niemiecki podatek kościelny (Kirchensteuer). Korzeni idei wprowadzenia obligatoryjnego podatku kościelnego w tym kraju upatrywać można w wielokrotnym wywłaszczaniu dóbr kościelnych, a bezpośrednio w decyzji niemieckiego zgromadzenia parlamentarnego z 1803 r. (Reichsdeputationshauptschluss), która stanowiła bezprawną sekularyzację dóbr kościelnych. Większość książąt po prawej stronie Renu podjęła decyzję o wywłaszczeniu kościelnych dóbr martwej ręki, co miało stanowić rekompensatę za majątki położone po przeciwległej stronie Renu, które w wyniku postanowień z Lunéville (1801 r.) utracili oni na rzecz Francji. W toku sekularyzacji pozbawiono książąt, którzy byli osobami duchownymi, ich suwerenności, a terytoria te rozdzielono. Z olbrzymich majątków ziemskich pozostało Kościołowi niewiele więcej ponad mienie przynależne parafiom.
Wywłaszczenie dóbr kościelnych łączyło się z przyjęciem przez książęta obowiązku finansowania Kościoła w potrzebie, co miało stanowić rekompensatę za utracone dobra. Książęta uwolnili się od tego obowiązku jeszcze w XIX w., kiedy to wbrew Kościołowi wprowadzili podatki kościelne pobierane od wiernych. Takie działanie stanowiło przerzucenie ciężaru ekonomicznego spełniania obowiązku rekompensacyjnego z państwa (książąt) na poddanych. Tym samym w miejsce dobrowolnego wspierania Kościoła przez jego wiernych wprowadzono obowiązkowy podatek pobierany przez państwo i przekazywany Kościołowi. Ponadto kraje związkowe nadal wypłacają poszkodowanym kościołom rekompensaty finansowe za przejęte nieruchomości, co oznacza, że w tej części, środków kościołom dostarcza ogół podatników. Wierni przy tym są niejako podwójnie obłożeni obowiązkiem wspierania swej wspólnoty religijnej.
Powstanie modelu asygnaty podatkowej
Systemem odmiennym od obligatoryjnego podatku na kościoły jest przekazywanie środków na podstawie asygnaty podatkowej. Jej istotą jest pozostawienie obywatelowi możliwości wskazania w rocznej deklaracji podatkowej adresata części podatku dochodowego od osób fizycznych w określonej przez państwo wysokości. Każdy podatnik decyduje zatem, czy i komu przekazać część należnego podatku. Tym samym jego zobowiązanie podatkowe pozostaje niezmienne. Państwo zaś oddaje część należnego podatku zgodnie z dyspozycją podatnika. Powyższa metoda finansowego wspomagania Kościoła narodziła się w Hiszpanii w XX w.
Od trzeciego synodu w Toledo (589 r.) katolicyzm był oficjalną religią w Hiszpanii, lecz jednocześnie działalność Kościoła katolickiego nie była finansowana z budżetu państwa. Utrzymanie Kościołowi zapewniały, podobnie jak w innych europejskich krajach, nieruchomości ziemskie oraz ofiarność wiernych. W okresie reformacji monarchia hiszpańska objęła kontrolę nad kościelnymi nieruchomościami ziemskimi oraz przejęła na własność wpływy z dziesięciny i pierwocin. Natomiast w XIX w. miała miejsce tzw. konfiskata Mendizábala, w wyniku której większość majątku kościelnego została zsekularyzowana. Brak dostatecznej ilości dóbr doczesnych sprawił, że Kościół został skazany na utrzymywanie się dzięki pomocy finansowej państwa. Uchwalono wówczas „budżet kultu i duchowieństwa”, którego środki w całości pochodziły z budżetu państwa.
W XX w. koncepcja finansowego wsparcia Kościoła ulegała zmianom. Pomoc ze strony państwa została zniesiona w latach trzydziestych. Po objęciu władzy przez generała Franco przywrócono finansowanie Kościoła ze środków publicznych, a w 1953 r. podpisano konkordat, który w kwestii finansowania Kościoła regulował obszar świadczeń otrzymywanych przezeń od wiernych, dotacje państwowe oraz zwolnienia podatkowe. Po śmierci Franco (1975 r.) nastąpiły w Hiszpanii demokratyczne zmiany, których wynikiem było m.in. zawarcie porozumienia między Stolicą Apostolską a Hiszpanią (1976 r.) pozwalającego renegocjować Konkordat z 1953 r. W 1979 r. zaś Stolica Apostolska i Hiszpania zawarły pięć umów regulujących pozycję Kościoła katolickiego w tym kraju. Jedna z nich dotyczyła kwestii gospodarczych, a przepisy w niej zawarte utworzyły model współpracy między państwem, krajową Konferencją Episkopatu, diecezjami i parafiami. Zmiany te stworzyły podstawy dla Kościoła katolickiego do opracowania drogi powrotu do stanu samofinansowania. Zasadniczymi elementami finansowania związków wyznaniowych ze środków publicznych w Hiszpanii są obecnie: asygnata podatkowa (asignación tributaria), finansowanie opieki duszpasterskiej w wojsku, szpitalach i więzieniach czy wynagrodzeń katechetów pracujących w szkołach publicznych, a także zwolnienia i ulgi podatkowe. Istotne znaczenie dla systemu ma także Wspólny Fundusz Międzydiecezjalny (Fondo Común Interdiocesano), którego budżet współtworzą kwoty pochodzące z asygnaty podatkowej oraz składki diecezjalne. Zadaniem Funduszu jest przyjmowanie pomocy ekonomicznej państwa oraz redystrybucja środków między diecezjami stosownie do ustalonych kryteriów.
Początkowo wysokość odpisu w asygnacie podatkowej ustalono na nieco ponad 0,5%. W 2007 r. podniesiono ją do 0,7%. Od 2000 r. wprowadzono szeroki wachlarz możliwości przeznaczenia środków – całe 0,7% można przekazać na Kościół lub świeckie działania społeczne, można też podzielić te środki równo na oba cele albo pozostawić te środki w ogólnym budżecie państwa. Tym samym podatnik ma poczucie, że decyduje o własnych środkach (czyli o 0,7% podatku należnego od niego) i ma szeroki wybór przekazania kwoty zgodnie z własnym sumieniem.
Włoski wariant asygnaty podatkowej
Także we Włoszech Kościół katolicki przez wieki czerpał środki niezbędne do jego funkcjonowania na właściwym poziomie z systemu beneficjalnego, ponieważ duchowny sam zarządzał przynależnym mu majątkiem, uzyskując zadowalający poziom rentowności. W drugiej połowie XIX w. doszło do upaństwowienia części kościelnych nieruchomości ziemskich, co doprowadziło do konieczności wprowadzenia przez państwo świadczeń uzupełniających dla duchownych, których dochód z beneficjów nie osiągał ustawowego minimum (supplementi di congrua). Fakt, że świadczenia pochodziły bezpośrednio z budżetu państwa oznaczał, że do utrzymania duchownych katolickich przyczyniali się wszyscy obywatele, także niebędący członkami Kościoła katolickiego lub w ogóle niewierzący. Dopiero konkordat z 1984 r. ustanawiał m.in. parytetową komisję państwowo-kościelną, która miała się zająć uregulowaniem sfery finansowania Kościoła katolickiego we Włoszech w nowy sposób.
W 1985 r. Konferencja Episkopatu Włoch erygowała Centralny Instytut do spraw Utrzymania Duchowieństwa (CIUD), którego celem jest zintegrowanie zasobów Instytutów diecezjalnych (lub międzydiecezjalnych), czyli uzupełnianie środków tych Instytutów diecezjalnych, które nie są w stanie samodzielnie zabezpieczyć finansowe wsparcie dla księży. Własność pozostałych beneficjów została przeniesiona do nowopowstałych Instytutów, jednocześnie zaprzestano wypłacania świadczeń uzupełniających dla duchownych.
Zniesieniu beneficjów i zakończeniu dopłat towarzyszyło powstanie nowego systemu finansowania ze środków publicznych Kościoła katolickiego, którego wprowadzenie wymagało trzyletniego okresu przejściowego. Podstawą systemu jest włoski model asygnaty podatkowej oraz możliwość odliczenia od dochodu darowizn przekazanych na rzecz CIUD lub innego podobnego podmiotu utworzonego przez inną wspólnotę religijną. Od roku podatkowego 1990 podatnicy podatku dochodowego od osób fizycznych mogą zadecydować o przekazaniu 0,8% owego podatku obliczanego na podstawie rocznych zeznań podatkowych. Budżet asygnaty jest zatem z góry określony, a podatnicy w rocznych deklaracjach niejako głosują tylko, jak podzielić te środki, mając po jednym równym głosie. Od 2021 r. trzynaście włoskich wspólnot religijnych jest uprawnionych do podziału środków z asygnaty podatkowej, a także państwo, które powinno przeznaczać te środki na określone ustawowo cele. W praktyce bardzo często politycy traktują środki pochodzące z asygnaty jako dodatkową rezerwę podatkową, wydatkując je niezgodnie z ustawą.
Oprócz wskazanych wyżej rozwiązań, we Włoszech funkcjonują także: ulga w wysokości 50% w podatku dochodowym od osób prawnych, zwolnienia od podatku od spadków i darowizn, od wartości dodanej, od wzrostu wartości nieruchomości i innych. Wyłączone od opodatkowania są również nieruchomości kościelne. Ponadto państwo jest odpowiedzialne za wypłatę wynagrodzeń kapelanom szpitalnym, więziennym oraz wojskowym.
Węgierska hybryda rozwiązań hiszpańskich i włoskich
Na Węgrzech asygnatę podatkową w wysokości 1% wprowadzono w latach dziewięćdziesiątych. W czteroletnim okresie przejściowym (1999–2002) państwo uzupełniało przychody z asygnaty podatkowej do wysokości 0,5% wpływu z podatku dochodowego od osób fizycznych, jeżeli okazywały się niższe od wsparcia z 1998 r. Jednak po zakończeniu okresu przejściowego Węgry nie przestały dopłacać do asygnaty z budżetu państwa, zmieniając jedynie co jakiś czas ów odsetek wpływów z podatku dochodowego. W 2014 r. wykształcił się nowy model asygnaty stanowiący hybrydę rozwiązań hiszpańskich i włoskich. W tym momencie mamy z góry określoną wartość podatku, który będzie rozdysponowany (1%) – tak jak we Włoszech. Podatnicy wskazują w deklaracjach podatkowych wspólnotę religijną, do której trafia 1% należnego od nich podatku, a więc każdy decyduje o innej kwocie wsparcia – analogicznie jak w Hiszpanii. Natomiast środki odpowiadające podatnikom, którzy nie wskazali w deklaracji podatkowej beneficjenta, dzielone są proporcjonalnie co do ilości, a nie wartości nominalnej wyborów wyraźnie wyrażonych w deklaracjach, a więc tak jak we Włoszech.
Jest to zatem najbardziej kompromisowy model, który zapewnia relatywnie wysoką i przewidywalną kwotę dzieloną między uprawnione wspólnoty religijne, jednocześnie pozostawiając podatnikom na I etapie podziału środków, wolność działania w zgodzie z ich własnym sumieniem. Dopiero na II etapie – inaczej niż w Hiszpanii – środki odpowiadające wpływom od podatników, którzy nie wskazali beneficjenta asygnaty, dzielone są zgodnie z wyborami dokonanymi przez pozostałych podatników.
Kościoła nigdy nie finansuje państwo
Margaret Thatcher trafnie zauważyła, że państwo nie ma swoich pieniędzy; ma tylko te, które weźmie od obywateli. Dlatego też hasła wzywające do zaprzestania finansowania Kościoła przez państwo są daleko idącym skrótem myślowym. W istocie postulat, który mają one wyrażać brzmi: To nie urzędnicy państwowi powinni decydować o podziale środków między kościoły i inne związki wyznaniowe. I tak sformułowanemu postulatowi należy przyklasnąć.
Cztery zaprezentowane warianty podatku kościelnego różnią się w zakresie realizacji zasady finansowania wspólnoty religijnej przez jej wiernych. Obowiązkowy podatek niemiecki, który gwałci dobrowolność świadczenia przez wiernych na kościoły, a jednocześnie nie unicestwia dodatkowych transferów pieniężnych z budżetu państwa – czyli z podatków płaconych przez wszystkich obywateli. Kolejne trzy warianty dotyczą dobrowolnego odpisu podatkowego, który nie powiększa zobowiązań podatkowych jednostki, lecz umożliwia podjęcie przez podatnika decyzji, komu przekaże on ułamek należnego podatku. Jest to rozwiązanie dużo bardziej demokratyczne i prowolnościowe. W wariancie hiszpańskim asygnata podatkowa dodatkowo najsilniej koreluje z wolnością sumienia i religii, w wariancie włoskim z kolei najmniej odpowiada indywidualnej wolności jednostki, akcentując mocniej solidaryzm społeczny w finansowaniu podmiotów pozytywnie wpływających na kulturę i realizujących działania społecznie użyteczne. Wariant węgierski zaś jawi się jako najbardziej kompromisowy, nie tylko w aspekcie połączenia rozwiązań hiszpańsko-włoskich, lecz także jako kompromis akceptowalny dla strony państwowej i kościelnej w przedmiocie wysokości środków przeznaczanych na związki wyznaniowe oraz jako narracyjne uzasadnienie dobrowolności świadczenia.
Łukasz Bernaciński – członek Zarządu Ordo Iuris
• Minister ds. Równości, Migracji i Uchodźców w rządzie Szkocji, Emma Rodick ogłosiła rozpoczęcie konsultacji społecznych w sprawie nowej propozycji legislacyjnej, mającej ma celu zakazanie terapii konwersyjnych.
• Projekt ten obejmuje m.in. zmiany w prawie cywilnym i karnym, w tym wprowadzenie nowych typów czynów zabronionych, takich jak przestępstwo angażowania się w praktykę konwersji czy przestępstwo wywiezienia osoby ze Szkocji w celu stosowania praktyk konwersyjnych.
• Przyjęcie zaproponowanych rozwiązań może doprowadzić do sytuacji, w której rodzicom niezgadzającym się na zmianę płci przez ich dzieci grozić będzie kara pozbawienia wolności.
We wtorek 9 stycznia przedstawiciele rządzącej Szkockiej Partii Narodowej (Scottish National Party, SNP), zaprezentowali propozycję legislacyjną[1], mającą na celu zakazanie tzw. terapii konwersyjnych[2] w tej części Zjednoczonego Królestwa. W opinii rządu Szkocji tego typu praktyki są szkodliwe oraz mają charakter destrukcyjny, naruszając prawa człowieka i godność osób, które się im poddają. W dodatku mają one negatywnie wpływać na zdrowie, powodując m.in. depresję czy myśli samobójcze. Minister do spraw Równości, Migracji i Uchodźców Emma Rodick wyraziła ubolewanie, iż terapia konwersyjna jest nadal praktykowana, chociaż nie powinna, z opisanych powyżej powodów. Minister zaznacza, iż prawo szkockie odnosi się co prawda do różnych aspektów tego problemu, uregulowania prawne posiadają jednak liczne luki, dzięki którym istnieje możliwość przeprowadzania różnych praktyk związanych z konwersją. W dokumencie odwołuje się również do tendencji z innych części Zjednoczonego Królestwa jak i trendów światowych, gdzie coraz częściej przyjmuje się prawodawstwo, które zakazuje terapii konwersyjnych (pkt 15 i pkt 16). Sama propozycja wpisuje się natomiast w szereg działań, podejmowanych w Wielkiej Brytanii i Szkocji od 2017 roku, a mających na celu zakazanie konwersyjnych praktyk (pkt 17). Postanowienie o wprowadzeniu zakazu „praktyk konwersyjnych” jest też jednym z ważniejszych elementów umowy koalicyjnej, zawartej w 2021 roku pomiędzy SNP a Szkocką Partią Zielonych (Scottish Green Party)[3].
Definicja pojęcia „praktyki konwersyjne”
W dokumencie zwraca się uwagę na dużą zawiłość samego pojęcia jak i szeroki zakres zachowań mieszczących się w definicji „praktyk konwersyjnych” (conversion practices – pkt 42). Dlatego też jego twórcy, biorąc pod uwagę wskazane problemy przyjmują definicję „praktyk konwersyjnych” opartą na celu lub zamiarze zmiany lub stłumienia orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej innej osoby. Zgodnie z rozumieniem tego terminu kluczowym jego elementem jest więc „zamiar” (intent) -pkt 43). Ważne jest także pojęcie „tłumienia” (suppression), w tym kontekście definiowane jako działania mające na celu prześladowanie i/lub zapobieganie rozwojowi lub przejawom orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej (gender identity) innej osoby. Prześladowanie oznacza zapobiegać czemuś lub ujarzmiać coś (często przy użyciu siły). Przejawiać oznacza pokazywać poprzez czyny lub wygląd (pkt 49). Oznacza to, że przepisy nie będą miały zastosowania do sytuacji, w której dana osoba udziela porad, wskazówek lub wsparcia innej osobie w celu zbadania jej myśli, uczuć i wyborów lub ich zakwestionowania (pkt 45). Jak podkreślono na wstępie, definicja ta jest używana w szerszym znaczeniu niż powszechnie przyjęte pojęcie „terapia konwersyjna” (conversion therapy), co jest zabiegiem celowym (pkt 12). Za przykład takich działań podaje się m.in. przepisywanie leków tłumiących popęd płciowy danej osoby czy kontrolowanie wyglądu danej osoby (np. ubrania, makijaż, fryzura -pkt 50).
Co ciekawe, autorzy propozycji w dosyć niejasny i skomplikowany sposób przyznają, że chociaż jest ona skierowana przede wszystkim do społeczności LGBT+ (pkt 44, pkt 58), to będzie miała zastosowanie do wszystkich osób w równym stopniu. Tak więc jej przepisy będą odnosić się również do „osób heteroseksualnych lub cispłciowych” (pkt 44). W dalszej części zaznacza się, iż zakaz praktyk konwersyjnych powinien być w pełni kompleksowy i obejmować orientację seksualną i tożsamość płciową (gender identity), w tym tożsamość transpłciową, zarówno dla dorosłych, jak i dzieci we wszystkich okolicznościach bez wyjątku (pkt 58).
Środki służące ochronie przed praktykami konwersyjnymi
Propozycja legislacyjna ogłoszona przez rząd Szkocji obejmuje wprowadzenie szeregu nowych środków, mających na celu chronienie różnych grup osób przed uznawanymi za niezwykle szkodliwe praktykami konwersyjnymi. Ważnym elementem niedawno ogłoszonej propozycji są zmiany na gruncie prawa karnego, polegające m.in. na wprowadzeniu nowych typów przestępstw. Wszystkie te środki mają za zadanie zapobiegać jak i reagować na stosowanie praktyk konwersyjnych w tej części Zjednoczonego Królestwa (pkt 63).
Wśród zaproponowanych środków dokument wymienia:
W krajach anglosaskich, w tym w prawie szkockim[4] civil protection orders to nakazy ochrony prawnej, wydawane przez odpowiednie władze (np. sądy) na gruncie prawa cywilnego. Na ich podstawie zabrania się pewnym osobom robienia pewnych rzeczy w odniesieniu do określonej innej osoby. Mogą polegać np. na zakazie kontaktu lub zbliżania się do konkretnej osoby. W dokumencie wymienia się dwa rodzaje takich nakazów, w odniesieniu do konkretnej osoby oraz w odniesieniu do jakiejś społeczności. Nakazy te miałyby je chronić przed zagrożeniem, wynikającym ze szkodliwości praktyk konwersyjnych. Civil protection order może więc być z grubsza porównany do polskiej instytucji z art. 41a Kodeksu karnego, bowiem na mocy tego przepisu sąd może orzec środek karny m.in. w postaci zakazu przebywania w określonych środowiskach lub miejscach czy zakazu kontaktowania się z określonymi osobami.
Przestępstwo uczestnictwa w praktykach konwersyjnych miałoby polegać na zamierzonym świadczeniu usług w zakresie praktyk konwersyjnych lub zmuszeniu do udziału w tego typu praktykach, w stosunku do jakiejś konkretnej osoby, wobec której to zachowanie wywołało skutek w postaci spowodowania szkody fizycznej lub psychicznej (pkt 78). Zamiar dotyczy doprowadzenia do zmiany lub stłumienia orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej osoby, przeciwko której skierowany jest czyn (pkt 80). Przykładem takiego zachowania przestępnego, w drugim wariancie, może być sytuacja gdzie rodzić zmusza dziecko do udziału w terapii konwersyjnej (pkt 98 in fine) czy uniemożliwienie komuś ubierania się w sposób odzwierciedlający jego orientację seksualną lub tożsamość płciową (pkt 105).
W projekcie pojawia się propozycja następujących kar za dopuszczenie się tego przestępstwa: w przypadku skazania w postępowaniu uproszczonym (summary conviction) kara pozbawienia wolności na okres nieprzekraczający 12 miesięcy lub grzywna nieprzekraczająca ustawowego maksimum (10 000 funtów), albo obie te kary łącznie; w przypadku skazania na podstawie aktu oskarżenia[5] (solemn procedure): kara pozbawienia wolności na okres nieprzekraczający 7 lat lub nieograniczona grzywna, albo obie te kary łącznie (pkt 126).
Przestępstwo wywiezienia osoby ze Szkocji w celu zastosowania na niej praktyk konwersyjnych miałoby polegać na działaniu jakiejś osoby, która doprowadziłaby do opuszczenia Szkocji przez inną osobę, w celu poddania tej osoby praktykom konwersyjnym (pkt 144). Tak więc kluczowym elementem tego przestępstwa jest zamiar sprawcy, nakierowany na określony cel, jakim w tym przypadku jest poddanie konwersji. Dlatego też nie ma znaczenia, czy praktyka konwersyjna została przeprowadzona, o ile dana osoba została wywieziona ze Szkocji w celu poddania tego typu działaniom (pkt 147).
W dokumencie proponuje się wprowadzenie następujących kar za dopuszczenie się tego typu przestępstwa: w przypadku skazania w postępowaniu uproszczonym (summary procedurę) kara pozbawienia wolności na okres nieprzekraczający 12 miesięcy lub grzywna albo obie te kary łącznie; w przypadku skazania na podstawie aktu oskarżenia (solemn procedure) kara pozbawienia wolności na okres nieprzekraczający 3 lat lub grzywna, albo obie kary łącznie (pkt 149).
Zaostrzenie kar ustawowych będzie dotyczyć praktyk konwersji, które wchodzą w zakres już istniejących przestępstw. W tym kontekście można mówić o stworzeniu swego rodzaju kwalifikowanych typów przestępstw. Tak więc jeśli dana osoba zachowa się w sposób, który nosi znamiona przestępstwa już określonego prawem, np. dokona napaści na tle seksualnym, to w przypadku popełnienia tego przestępstwa z zamiarem zmiany lub ukrycia orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej ofiary, czyn tej osoby zostanie uznany za poważniejszy (pkt 68). Byłby to więc czynnik o charakterze obciążającym, wskazujący na poważniejszy stopień czynu niż gdyby to samo przestępstwo zostało popełnione bez tego elementu (zamiaru -pkt 155).
Przestępstwo naruszenia nakazów ochrony prawnej, miałoby polegać na złamaniu nakazów ochrony, wydanych w stosunku do jakiejś konkretnej osoby czy szerszej społeczności. Można więc sobie wyobrazić przykładową sytuację, w której jakaś osoba kontaktuje się z osobą, pomimo zakazu zbliżania, wydanego przez odpowiednie organy.
W dokumencie proponuje się wprowadzenie następujących rodzajów kar za naruszenie nakazów ochrony prawnej: w przypadku skazania w postępowaniu uproszczonym (summary procedure) kara pozbawienia wolności na okres nieprzekraczający 12 miesięcy, grzywna nieprzekraczająca ustawowego maksimum albo obie kary łącznie; w przypadku skazania na podstawie aktu oskarżenia (solemn procedure), kara pozbawienia wolności nieprzekraczająca 2 lat, nieograniczona grzywna albo obie te kary łącznie (pkt 192).
Ocena propozycji
Od momentu przedstawienia opinii publicznej, projekt wzbudził liczne kontrowersje i stał się przedmiotem silnej krytyki odnoszącej się do wielu różnych jego elementów. Największe dyskusja wzbudziła kwestia ewentualnej sytuacji, w której rodzice sprzeciwiający się zmianie płci dziecka mogliby spotkać się surowymi konsekwencjami, polegającymi na skazaniu na karę pozbawienia wolności. Taka hipotetyczna i absurdalna sprawa z pozoru zdaje się niemożliwa z punktu widzenia omawianej propozycji. Wielokrotnie podkreśla się tam przecież, iż projekt nie ma na celu zbytnio ingerować w sferę wykonywania praw i obowiązków rodzicielskich Szkotów (m.in. w pkt 41, pkt 56, pkt 107, czy pkt 108). Jak zwykle w tego typu projektach, diabeł tkwi w detalach. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na postanowienia szczegółowe. I tak w pkt 107 podkreśla się, iż „Podobnie, porady rodzicielskie wyrażające obawy i odradzające dziecku interwencje medyczne, jeśli nie są przymusowe wobec dziecka lub nie są częścią szerszego przymusowego zachowania” nie będą nosiły znamion przestępstwa uczestnictwa w praktykach konwersyjnych. Kluczowy jest tutaj sposób rozumienia „zachowania pod przymusem” (coercive behaviour), które zostało ujęte bardzo szeroko, podobnie jak pojęcie „praktyk konwersyjnych”. Dlatego też, po uważnej analizie propozycji można przyjąć, iż odnoszące się do tego „przestępstwo” będzie mogło służyć za podstawę do skazania rodziców, którzy będą sprzeciwiali się zmianie płci ich dzieci czy nawet ich niewłaściwemu ubiorowi.
Projekt rządu Szkocji wpisuje się w tendencje występujące na wyspach od co najmniej kilkunastu lat. Dużym zaskoczeniem jest jednak sformułowanie części propozycji, w tym zwłaszcza tej, odnoszącej się do karania więzieniem (do 7 lat) osób sprzeciwiającym się szeroko rozumianym „praktykom konwersyjnym”, które w rzeczywistości mogą oznaczać bardzo wiele zachowań, również ochronę dzieci przed ideologią gender. W tym kontekście należy uznać, iż omawiana propozycja jest przykładem przekraczania kolejnych granic, tutaj odnoszącym się do daleko idącej ingerencji w sferę życia prywatnego, bo do takowej bez wątpienia zalicza się życie rodzinne. Warto także zwrócić uwagę na mocną krytykę, jaka spadła na projekt ze strony brytyjskiej prasy. Media pisały bowiem, że „ta ustawa zniszczy rodziny” (Daily Mail)[6] oraz że „Szkocja pozostawia dzieci transseksualnym ekstremistom” (The Telegraph)[7]. Dlatego też, z powodów opisanych powyżej, projekt należy ocenić zdecydowanie negatywnie".
Patryk Ignaszczak - Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris.
16.01.2024
• Trzy miesiące po wyborach doprowadzenie do rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych może być znacznie większą pokusą dla Donalda Tuska niż Jarosława Kaczyńskiego. Sondaże poparcia partii politycznych nie są korzystne dla PiS.
• Dla Donalda Tuska kluczowe jest by nowe wybory osłabiły jego koalicjantów. Na razie jednak nie ma powodów by sądzić, że Trzecia Droga i Lewica szybko się politycznie zużyją.
• Premier dużo zainwestował w spoistość rządzącej koalicji hojnie obdzielając Trzecią Drogę i Lewica stanowiskami w swoim rządzie. Obecnie zerwanie koalicji przez Polskę2050, PSL lub Lewicę - nie mówiąc o małych koalicjantach jak Inicjatywa Polska - byłoby dla nich bardzo kosztowne politycznie.
• Wiele ważnych czynników dynamiki politycznej dopiero wejdzie do gry i one mogą być decydujące dla trwania obecnej kadencji Sejmu. Szczególnie dotyczy to relacji pomiędzy Polską a Unią Europejską czy decyzji o ważnych inwestycjach infrastrukturalnych.
• Trudno znaleźć racjonalny powód, dla którego partia Jarosława Kaczyńskiego miałaby chcieć skrócenia kadencji Sejmu ze względu na to, że poparcie dla jego partii osłabło. Jedynym czynnikiem, na który mógłby liczyć PiS to demobilizacja elektoratu anty-PiS i mobilizacja własnych wyborców.
• Nowe wybory to zagrożenie dla PiS, który może utracić możliwość obrony prezydenckiego weta.
Nie można wykluczyć, że trwający konflikt polityczny, polegający w znacznej mierze na łamaniu zasad praworządności przez większość rządzącą zakończy się przyspieszonymi wyborami. O takiej możliwości mówiono zresztą zaraz po ogłoszeniu wyników jesiennych wyborów.
Już wtedy zwracano uwagę, że zwycięstwo Donalda Tuska nie jest pełne i będzie on dążył do zmiany zaistniałej sytuacji. Pojawiały się opinie, że również liderzy Prawa i Sprawiedliwości rozważają możliwość nowej parlamentarnej elekcji, gdyby miało to przynieść korzyść ich ugrupowania. Czy rzeczywiście zatem możemy się spodziewać rozwiązania Sejmu? Czy liderom dwóch największych partii może na tym zależeć? Czy byłoby to dobre dla polskiego państwa.
Sytuacja, w której znajduje się nowy premier jest ciekawa i złożona. Po pierwsze wciąż największym ugrupowaniem w Sejmie jest niedawno jeszcze rządzący PiS. Po drugie koalicja sprawująca władzę, złożona z wielu podmiotów, zawsze będzie zawierała w sobie potencjał niestabilności. To, że na razie jeszcze nie jest on zauważalny świadczy z jednej strony o tym jak zręcznym rozgrywającym - w pewnych zakresach działania - okazuje się Donald Tusk, a drugiej o tym jakie nastroje towarzyszą tej części społeczeństwa, która wybrała nowe władze. Jeśli chodzi o zręczność Donalda Tuska to niewątpliwie zdołał on współpracujące z PO partie koalicyjne, jeszcze na długo przed wyborami, zawirusować twardą narracją antypisowską i teraz zbiera żniwo tych działań. Po wyborach nowy premier zdecydował się obficie obdarować stanowiskami w rządzie swoich koalicjantów. Wystarczy zobaczyć ilu wiceministrów posiada w nowym rządzie Polska 2050. Obecnie zaś, za pomocą radykalnych i lekceważących prawo działań związek koalicyjny jest utwardzany. Logika tego działania jest dość prosta, rozpad koalicji i zmiana rządu oznaczałyby, że procesom rozliczeniowym mogliby zostać poddani ci, którzy dziś wznoszą sztandar depisyzacji. Nawet jeśli wznosząc go, wcale się nie cieszą. Niewątpliwie także szybka utrata stanowisk byłaby bolesna zarówno dla Trzeciej Drogi, jak i Lewicy, nie mówiąc już o takich małych ugrupowaniach jak Inicjatywa Polska, któremu przewodzi Barbara Nowacka, nowa minister edukacji narodowej.
Wszystko to oznacza to, że Donald Tusk sporo zainwestował w umocnienie nie tylko sejmowej, ale też szerzej, politycznej koalicji i że rzeczywiście zamierza przeprowadzić swoje plany nie zmieniając w zasadniczy sposób składu obecnego Sejmu. Czy można jednak wskazać okoliczności, które mogłaby skłonić premiera Tuska do prowadzenia gry politycznej w taki sposób, by prezydent zdecydował się na rozpisanie nowych wyborów parlamentarnych? Wydaje się, że takim czynnikiem mogłoby by być pojawienie się realnej szansy na ostateczne przełamanie porządku konstytucyjnego w Polsce. Mogłoby to nastąpić w sytuacji, gdyby rządząca koalicja uzyskała możliwość odrzucenia weta prezydenckiego lub - jeszcze lepiej - gdyby uzyskała większość konstytucyjną. Być może nowe wybory miałyby dla Donalda Tuska sens także wtedy, gdyby realną wydawała się szansa marginalizacji koalicjantów platformy. Jak na razie ta ostatnia możliwość - wedle powyborczych sondaży poparcia dla partii politycznych - nie wydaje się bliska.
Bardziej realne wydaje się, że koalicja antypisowska mogłaby po rozwiązaniu Sejmu i przeprowadzaniu nowych wyborów uzyskać większość kwalifikowaną ⅗ głosów w Sejmie, która pozwoliłaby nie liczyć się z wetem prezydenta. Tego rodzaju oczekiwania można zauważyć dość wyraźnie w opiniach publiczności politycznej bezwarunkowo popierającej zarówno niepraworządne działania rządu Tuska podczas przejmowania TVP jak i w sprawie posłów Kamińskiego i Wąsika. Na dziś jednak - nawet gdyby wybory koalicji rządzącej udało się wygrać wyżej niż na jesieni - koszt takiej operacji mógłby być znaczny. Niewykluczone, że doszłoby do rekompozycji całego układu koalicyjnego - Trzecia Droga, która według grudniowego sondażu zbliżyła się do 20 proc. poparcia, mogłaby razem z Lewicą i mniejszymi koalicjantami dążyć do realnego osłabienia pozycji Donalda Tuska. Tego Tusk nie chce na pewno.
Jednocześnie na dziś koalicjanci PO deklarują lojalność. Dzisiejsza opozycja pewne nadzieje zdaje się pokładać w ewentualnym zwrocie wewnątrz PSL. Jednak lider tej partii Władysław Kosiniak-Kamysz konsekwentnie daje do zrozumienia, że na tego rodzaju zmianę PiS nie ma co liczyć. Gdy 11 stycznia Mateusz Morawiecki zapytał wyborców Trzeciej Drogi, a zatem także PSL-u “Czy na pewno głosowaliście na taki rząd, który w ciągu niespełna miesiąca zaatakował sądy? (...). Na taki rząd, który walczy z wolnymi mediami, który chce monopolu medialnego, żeby wszystkie ważne media mówiły jednym głosem?”, szybko pojawiła się odpowiedź lidera ludowców. “Wyborcy #TrzeciaDroga 15 października powiedzieli NIE trzeciej kadencji PiS, określili się po stronie praworządności, demokracji oraz samorządności i tym wartościom pozostają wierni. Czas, by politycy @pisorgpl zaakceptowali wreszcie wynik wyborów” - zanotował na portalu X (dawniej Twitter) Władysław Kosiniak-Kamysz. Stworzony mechanizm zatem działa, a nowe wybory oznaczałyby pewne ryzyko. Tego rodzaju grę podjął w 2007 roku Jarosław Kaczyński i poniósł klęskę tracąc władzę na osiem lat, po zaledwie dwóch latach rządów swojego obozu.
Jeśli weźmie się pod uwagę, że premier Donald Tusk nie jest lubianym politykiem, i posiada znaczny elektorat negatywny, nie można wykluczyć, że przy nowym rozdaniu sejmowym po hipotetycznych wyborach, Tusk straciłby jednoznacznie pierwszorzędną rolę w koalicji rządzącej. Zatem gra na nowe wybory niesie ze sobą określone ryzyka, których realizacja miałaby wpływ na możliwość realizacji celów politycznych, które premier z PO może sobie stawiać. Nastroje społeczne - wciąż w wysokim stopniu charakteryzujące się oczekiwaniami odwetowymi wobec PiS - a także petryfikacja polityczna koalicji, powstająca dzięki współodpowiedzialności za dokonywane obecnie naruszenia praworządności, mogą skłaniać Donalda Tuska do działań w pewnym sensie zachowawczych. Ich zachowawczość nie polegałaby jednak na powstrzymaniu uruchamianej rewolucji, ale na optymalizacji warunków do jej prowadzenia.
W tym miejscu należałoby jednak postawić pytanie o to jakie cele rzeczywiście przyświecają Tuskowi. Czy chodzi po prostu o rodzaj rekonkwisty i przywrócenie reżimu politycznego sprzed wyborów w 2015 roku? Czy o dostosowanie polskiego państwa do oczekiwań europejskich partnerów szykujących się właśnie do przejęcia władzy nad państwami europejskimi w ramach centralizacji, tylko dla niepoznaki zwanej federalizacją? Czy o takie rozchwianie ustrojowe Polski, by organy unijne mogłby wtrącić się w rozwiązanie naszych wewnętrznych spraw i poszerzyć w ten sposób zakres swoich prerogatyw? A może chodzi o uzyskanie osobistych zasług wobec zagranicznych popleczników, zasług umożliwiających kontynuowanie kariery na szczeblu międzynarodowym?
Odpowiedź na te pytania, podobnie jak sytuacja polityczna, powinna być dynamiczna. Rewolucja, czy inaczej - faza sprawiedliwości okresu przejściowego - która uczyniłaby z Polski państwo modelowo przygotowane do centralizacji UE, jest zapewne planem maksimum. Jednocześnie jednak uwikłanie Polski w długotrwałe turbulencje ustrojowe, prawdopodobnie także będzie wynikiem akceptowalnym dla europejskich elit. Perspektywa wykluczenia największego państwa “nowej Unii”, potencjalnego lidera regionu, z obszaru podmiotowego oddziaływania w polityce europejskiej zapewnia realizację wielu interesów. Z tej perspektywy brak posiadania pełnej konstytucyjnej większości, a co za tym idzie, także konstytucyjnej władzy może być nawet na pewnym etapie korzystny dla ekipy Tuska. Pełnia władzy oznaczałaby pełnię odpowiedzialności, oznaczałaby konieczność formowania nowego porządku państwowego. Przy zwarciu z PiS Tusk ma możliwość, z ograniczoną społecznie odpowiedzialnością, wspierać demontaż kolejnych instytucji, a unikać konieczności przedstawienia programu odbudowy. Dziś mamy neo-TVP, zaraz możemy mieć neo-Sejm, ponieważ sprawa Kamińskiego i Wąsika, owszem, ma potencjał do tego by obecna opozycja przestała uznawać działającą od jesieni niższą izbę parlamentu za funkcjonującą na konstytucyjnych zasadach. Być może właśnie o to chodzi.
Niedawne pokazowe spotkania, najpierw ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce Marka Brzezińskiego z komisarz UE Verą Jourovą, mające miejsce w naszym kraju, a potem spotkania Brzezińskiego z przedstawicielami nowego rządu, w tym z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem, pokazują, że Tusk nie musi się obawiać negatywnych reakcji na niepraworządne działania swojego gabinetu na poziomie międzynarodowym. “Cieszę się, że Pan Ambasador Mark Brzezinski pozytywnie ocenia działania resortu prowadzące do przywrócenia w Polsce praworządności. Dobre stosunki polsko-amerykańskie to ważny element polityki zagranicznej obu państw – powiedział Minister Sprawiedliwości Prokurator Generalny Adam Bodnar podczas spotkania 10 stycznia 2024 r. z kierownictwem Ambasady USA w Polsce.
Co z planami PiS, by doprowadzić do kolejnych wyborów? Grudniowy sondaż United Surveys, ale także nowsze badania pracowni IBRIS oraz pracowni Opinia24 wskazują, że przewaga partii Jarosława Kaczyńskiego na partią Tuska jest mniejsza od błędu statystycznego wynoszącego zwykle około 3 proc. Biorąc pod uwagę te dane nie ma podstaw, by Jarosław Kaczyński mógł racjonalnie myśleć o powrocie do władzy w niedługim czasie. Być może jednak liderzy PiS uznają, że nowe wybory odwrócą tendencje mobilizacyjne w elektoratach. Jesienią, 15 października br. doszło do niezwykłej mobilizacji obywateli przeciwko rządom PiS, dziś badania prezentowane przez sondażownie wskazują, że trzy miesiące później doszło już do spodziewanej demobilizacji społecznej. Polacy pytani o szybką kolejną elekcję do Sejmu nie deklarują tak chętnie swojego zaangażowania. Według IBRIS-u, którego sondaż opublikowano 10 stycznia br. tylko 47 proc. badanych powiedziało “zdecydowanie tak” na pytanie o udział w takich wyborach, a 14 proc. “raczej” tak. Tymczasem frekwencja 15 października 2023 r. wyniosła 74,38 proc. wśród uprawnionych do głosowania. Czy PiS zdołałby lepiej zmobilizować swój elektorat? Czy elektorat opozycji rzeczywiście na tyle stracił jesienny entuzjazm, że odpuściłby kolejną niedzielę wyborczą? Kwestie te wydają się bardzo wątpliwe.
Nie oznacza to jednak, że nikt - łącznie z prezydentem - nie podejmie próby wywrócenia nowego układu politycznego, o którym już można przeczytać, że zapoczątkowuje on IV Rzeczpospolitą, tym razem Donalda Tuska. To dość pospieszne stwierdzenie, ponieważ kolejne polskie republiki liczymy okresami niepodległości, a nie zmianami ustrojowymi jak Francuzi. Rządy Tuska mogą raczej otwierać nowy okres polskiej niesuwerenności, jak PRL czy rozbiorowe Królestwo Polskie. Jednak i na takie oceny jest jeszcze za wcześnie.
Tomasz Rowiński - senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja, redaktor „Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m.in. „Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", „Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", „Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", „Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy".