Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
Komentarze

Komentarze

Wolności obywatelskie

30.11.2023

Walczymy z antychrześcijańską agresją. Aborcjoniści odpowiedzą za przerwanie Mszy św.

Radykałowie zapowiadający „opiłowywanie katolików” z praw liczą na to, że pozostaniemy bierni i z założonymi rękami będziemy patrzeć na wprowadzanie antychrześcijańskiego ustawodawstwa w Polsce. Aby się temu przeciwstawić, świadomi chrześcijanie muszą się zorganizować i podjąć zdecydowane działania. W przeciwnym razie bezpieczeństwo chrześcijan w Polsce może zostać obniżone, co ośmieli wulgarnych prowokatorów do kolejnych ataków na katolickie świętości. 

Czy ludzie wierzący mogą czuć się w Polsce bezpieczni?

22 listopada obchodziliśmy „Czerwoną Środę” – dzień pamięci i solidarności z prześladowanymi i dyskryminowanymi chrześcijanami na całym świecie. Inicjatywa Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie jest odpowiedzią na systematycznie rosnącą skalę prześladowań chrześcijan, bagatelizowaną lub ignorowaną przez media i polityków. My obchodzimy ten dzień, coraz skuteczniej ścigając sprawców aktów nienawiści wymierzonych w wierzących i miejsca kultu.

Ignorowanie mniejszych aktów dyskryminacji prowadzi do rozzuchwalenia przestępców pełnych nienawiści do wiary. W ostatnich latach zauważamy rosnącą liczbę brutalnych ataków na wiernych, miejsca kultu i osoby duchowne. Dość przypomnieć sprawy morderstwa franciszkanina w Siedlcach i proboszcza parafii w Paradyżu-Wielkiej Woli oraz trzech przypadków brutalnego pobicia księży, którym świadczymy bezpłatną pomoc prawną. Co roku dochodzi w Polsce także do licznych przypadków demolowania kościołów, przydrożnych kapliczek, figur, cmentarzy. Tylko w ostatnim raporcie przesłanym do OBWE wymieniliśmy 77 takich incydentów…

Kolejne sukcesy w walce o prawa chrześcijan

Za każdym razem walczymy do samego końca o ukaranie sprawców. Jak zwykle, profesjonalizm i wytrwałość przynoszą owoce.

W ubiegłym tygodniu odnieśliśmy sukces w sprawie grupy aktywistów, którzy w październiku 2020 roku – w ramach serii agresywnych demonstracji proaborcyjnych po wyroku Trybunału Konstytucyjnego – wtargnęli do poznańskiej katedry w czasie Mszy św., gdzie krzycząc, machając transparentami i rozrzucając przed ołtarzem ulotki doprowadzili do przerwania Eucharystii. Trudno o bardziej jednoznaczny przykład czynu wypełniającego znamiona przestępstwa z art. 195 Kodeksu karnego, który stanowi, że „kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Sąd pierwszej instancji uniewinnił jednak prowokatorów, stwierdzając, że co prawda aktywiści faktycznie przerwali akt religijny, ale… nie zrobili tego złośliwie, tylko w ramach protestu. Wyrok był tak skandaliczny, że prawnicy Ordo Iuris przystąpili do postępowania apelacyjnego przed Sądem Okręgowym, który uchylił wyrok uniewinniający i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Nasza wytrwałość przyniosła też owoce w sprawie innego przypadku zakłócenia Mszy św. w ramach proaborcyjnych protestów z 2020 roku. Pod koniec października Sąd Najwyższy nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy męża poseł Joanny Scheuring-Wielgus, który – wraz z żoną – wtargnął do jednego z toruńskich kościołów z proaborcyjnym transparentem. Wcześniej sądy niższych instancji dwukrotnie umorzyły postępowanie bez przeprowadzania rozprawy. 

Czy kontrowersyjny celebryta stoi ponad prawem?

Niedawno odbyła się rozprawa w sprawie lidera satanistycznego zespołu Behemoth – Adama D. ps. Nergal, który wiele razy już „pluł w twarz” chrześcijanom w Polsce. Na jednym ze swoich nagrań opublikowanych w mediach społecznościowych przymocował krzyż Chrystusa do… sztucznych męskich genitaliów. Przed sądem twierdził, że celem jego działań „było rozbawienie obserwujących go dziewczyn i kobiet z okazji Dnia Kobiet”. Dzisiaj sąd odroczył sprawę na kolejny termin w styczniu. Do końca będziemy starać się o sprawiedliwą karę dla antychrześcijańskiego prowokatora.

Druga sprawa, w której występujemy przed sądem przeciwko „Nergalowi” dotyczy znieważenia wizerunku Matki Bożej. Celebryta opublikował zdjęcie, na którym depcze obraz Maryi z napisem „O Matko Miłosierdzia módl się za nami”. Początkowo prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, gdyż w jej ocenie rozpoznanie na zdjęciu wizerunku Maryi nie było możliwe, ponieważ twarz postaci została przydeptana butem. Jednak w efekcie zażalenia, które złożyli nasi prawnicy, sprawa trafiła przed sąd.

Jednocześnie występujemy w obronie ofiar fizycznych napaści na wiernych i duchownych, walcząc między innymi o ukaranie sprawców napaści na uczestników publicznej modlitwy różańcowej w centrum Elbląga oraz ataku na księdza z Wrocławia, który w sutannie wracał na plebanię po odprawieniu niedzielnej Mszy św.

Chrześcijanie muszą bronić swoich praw

Obrona chrześcijan to także promocja świadomości prawnej. Chcąc upowszechnić wiedzę o skutecznych środkach ochrony, przygotowaliśmy „Vademecum katolika” – stronę internetową z praktycznymi poradami prawnymi. Można na niej znaleźć poradnik dla świadków ataków na miejsca i symbole religijne oraz publikacje dotyczące wolności sumienia i prawa do wychowywania dzieci w zgodzie z własnymi poglądami.

Rzetelna obrona praw chrześcijan musi odbywać się także poprzez dbałość o dobre prawo. Dlatego przygotowaliśmy komentarz prawny poświęcony niepokojącym fragmentom umowy koalicyjnej pomiędzy Koalicją Obywatelską, Trzecią Drogą i Lewicą. 18. punkt umowy, wzywający do „rozdziału Kościoła od Państwa”, może stanowić zapowiedź łamania Konstytucji RP, której art. 25 gwarantuje prawo wyrażania przekonań religijnych w życiu publicznym oraz przewiduje współpracę państwa i związków wyznaniowych dla dobra wspólnego.

W cyklu wnikliwych esejów prawno-społeczno-historycznych, pisaliśmy przez ostatnie miesiące o tym, jakie będą konsekwencje realizacji antykościelnych postulatów lewicy, do których należą zakaz spowiedzi dla nieletnich (wprost sformułował taki postulat Robert Biedroń), radykalne ograniczenie konstytucyjnej wolności sumienia, usunięcie lekcji religii ze szkół i krzyży z miejsc publicznych, wypowiedzenie Konkordatu oraz likwidacja ochrony prawnej uczuć wierzących.

Musimy bronić swoich praw, bo skutki naszej bierności mogą być dramatyczne. W Niemczech rząd przedstawił niedawno projekt zmiany w prawie, który zakłada, że każdy student studiów medycznych, aby otrzymać dyplom, będzie musiał wziąć udział w zabiciu dziecka nienarodzonego. W Polsce Konstytucja RP wciąż gwarantuje prawo do sprzeciwu sumienia. Zapowiedzi koalicjantów Donalda Tuska sugerują jednak, że prawo to może zostać w Polsce naruszone.

Niedawno, występując w obronie prawa Polaków do sprzeciwu sumienia, doprowadziliśmy do umorzenia postępowania wobec farmaceutki, która – powołując się na klauzulę sumienia – odmówiła kobiecie sprzedaży pigułki wczesnoporonnej. Pierwotnie kobieta została ukarana przez sąd zawodowy karą nagany.

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Ochrona życia

29.11.2023

Stany pro life zwiększają dzietność. Sytuacja demograficzna po uchyleniu wyroku Roe v. Wade

· Jeden z amerykańskich ośrodków badawczych opublikował dane, z których wynika, że w pierwszym półroczu 2023 r. liczba urodzeń w niektórych stanach USA wzrosła średnio o 2,3%.

· Są to te stany, które ograniczyły możliwość przeprowadzania aborcji po uchyleniu wyroku Roe v. Wade.

· Dane te mogą być dobrą wskazówką co do sposobów łagodzenia kryzysu demograficznego. Zostały jednak chłodno przyjęte przez środowiska lewicowe w USA.

24 czerwca 2022 r. Sąd Najwyższy USA wydał wyrok, w którym uchylił słynne orzeczenie w sprawie Roe v. Wade z 1973 r., na mocy którego uznano, że każda kobieta ma prawo do wykonania aborcji (z możliwością wprowadzenia pewnych ograniczeń w II i III trymestrze w prawie stanowym). W wyroku z 1973 r. uznano, że tak skonstruowane prawo podmiotowe wynika z 14. poprawki do amerykańskiej konstytucji, a więc stanowi element prawa do prywatności. W wyroku z 2022 r. ten sam Sąd Najwyższy w innym składzie uznał jednak, że „prawo do aborcji” w Stanach nie ma podstaw ani w przepisach konstytucyjnych, ani też w historii i tradycji narodu, w związku z czym uchylił kontrowersyjny wyrok z 1973 r. Od tego momentu już prawie połowa stanów (według serwisu The New York Times, „dwadzieścia jeden stanów zakazuje aborcji lub ogranicza tę procedurę na wcześniejszym etapie ciąży niż standard ustalony w sprawie Roe vs. Wade”) wprowadziła na swoich terytoriach różne ograniczenia w legalnym zabijaniu nienarodzonych dzieci, co od razu dało wymierny efekt w postaci wzrostu dzietności wśród Amerykanek. 

Naukowcy potwierdzają: „w stanach, w których obowiązuje zakaz aborcji, wzrosła liczba urodzeń”

Oczywistym wydaje się, że wraz z wprowadzeniem prawa, które utrudnia zabijanie ludzi, ich liczba ma szansę się powiększać. Do takich wniosków doszła też grupa naukowców z IZA Institute of Labor Economics w opublikowanej w listopadzie 2023 r. pracy „Wpływ decyzji ws. Dobbs na płodność” (ang. „The Effects of the Dobbs Decision on Fertility”). Jak wskazali autorzy opracowania, przedstawiono w nim pierwsze szacunki dotyczące wpływu wyroku uchylającego stwierdzone przed 50 laty – jak się okazało bezpodstawnie - „prawo do aborcji”, na płodność Amerykanek. W konkluzjach naukowcy stwierdzili: „z naszej analizy wynika, że w pierwszym półroczu 2023 r. liczba urodzeń wzrosła średnio o 2,3% w stanach wprowadzających całkowity zakaz aborcji w porównaniu z grupą kontrolną stanów, w których prawa do aborcji były chronione, co oznacza około 32 tys. dodatkowych urodzeń rocznie w wyniku zakazu aborcji”.

Chociaż wynik podany we wspomnianych szacunkach mógłby cieszyć i stanowić punkt wyjścia do podejmowania działań w innych krajach mogących realnie przyczynić się do zażegania dotykającego je kryzysu demograficznego, to jednak w mediach fakt ten przedstawia się raczej w negatywnym świetle. Przykładowo, w serwisie CNN Health, po wstępnym przedstawieniu zaobserwowanych w USA pozytywnych skutków ograniczenia dostępu do aborcji, od razu pojawia się ich krytyka. „To atak na autonomię reprodukcyjną” - podano, cytując jednego z pracowników naukowych Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health. Następnie sporo miejsca poświęca się wywodom na temat międzystanowych podróży kobiet w celu uzyskania dostępu do aborcji, która została ograniczona w miejscu zamieszkania. Narracja budowana wokół ograniczeń w dostępie do aborcji po raz kolejny ogranicza się do perspektywy kobiet, które dziecka nie chcą urodzić i zupełnie pomija kwestię realizacji podstawowego prawa każdego człowieka - prawa do życia.   

Śmiertelność niemowląt jako kolejny argument proaborcyjny

W materiale CNN posłużono się także sztandarowym już argumentem o zwiększonej śmiertelności niemowląt jako konsekwencji zmiany przepisów dotyczących aborcji. Problem w tym, że przytoczone dane pochodzące z Texas Department of State Health Services (czyli stanu, który na skutek ograniczeń w możliwości wykonywania aborcji odnotował najwyższy wzrost urodzeń), nie pozwalają na określenie przyczyn owej większej umieralności niemowląt. Nie można oczywiście wykluczyć, że jest ona spowodowana również tym, że dzieci, które ze względu na zdiagnozowaną chorobę wcześniej uśmiercano w okresie życia płodowego, teraz mają szansę się urodzić, lecz umierają już w wieku niemowlęcym.

Przyjmując tę tezę za prawdziwą, wypada przypomnieć, że dziecko nienarodzone należy jednakowo do rodzaju ludzkiego jak noworodek czy niemowlę, w związku z czym śmiertelność dzieci nienarodzonych również powinna być brana pod uwagę na takich samych zasadach jak dane dotyczące śmiertelności niemowląt. Przykładowo, jak wskazano w serwisie The Texas Tribune, „w latach 2014–2021 każdego roku około 50 000 – 55 000 mieszkanek Teksasu poddawało się aborcji”. Biorąc pod uwagę, że niektóre z nich mogły być w ciąży mnogiej, racjonalnie zakładać można, że liczba dzieci uśmierconych w tej procedurze była jeszcze większa. Ich zgony nie są jednak uwzględniane w statystykach dotyczących śmiertelności niemowląt, które zwolennicy zwiększenia prawnej możliwości przeprowadzania aborcji wykorzystują instrumentalnie w celu przekonania opinii publicznej do tego, że dziecko poczęte to nie człowiek – w przeciwieństwie do niemowlęcia. Podobne zabiegi stosowane są także w innych krajach, w tym w Polsce, o czym Instytut Ordo Iuris pisał niedawno w materiale „Tajemnica wzrostu umieralności niemowląt rozwiązana. Czego dane GUS nie powiedzą o wyroku TK ws. przesłanki eugenicznej”. Ponadto zauważyć trzeba, że podkreślana w mediach teza o wzroście śmiertelności niemowląt na pewno nie stanowi jedynej przyczyny takiego stanu rzeczy. Niestety, pozostałe, które nie pasują do proaborcyjnej narracji, nie są uwzględniane.    

Nowomowa – skuteczne narzędzie do walki z prawdą

Kreowanie nieprawdziwych skutków ograniczenia możliwości wykonywania aborcji konsekwentnie buduje się także na poziomie języka. W debacie na temat przesłanek dopuszczalności aborcji rzadko kiedy można usłyszeć o dziecku czy człowieku nienarodzonym, chociaż z biologicznego, a więc i naukowego punktu widzenia nie można zaprzeczyć faktowi, że taka istota w prenatalnym okresie rozwoju posiada ludzki genom, w związku z czym z całą pewnością jest człowiekiem. Bazując na polskim ustawodawstwie, w pełni uprawnione jest też posługiwanie się terminem „dziecko”, skoro zgodnie z art. 2 ust. 1 ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka, „dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności”.

Tymczasem w mediach niejednokrotnie można spotkać się z określeniami dehumanizującymi człowieka przed urodzeniem – jak można się domyślać - dla ukrycia prawdy, że aborcja w swej istocie nie jest po prostu zabiegiem świadczonym kobiecie, lecz działaniem, którego jedynym celem jest pozbawienie życia innego człowieka. Tytułem przykładu, można posłużyć się cytowanymi przez CNN Health słowami wspomnianego już pracownika naukowego Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health: „myślę o tych kobietach, które musiały nosić te ciąże i urodzić je, wiedząc, że prawdopodobnie umrą wkrótce po porodzie i związaną z tym traumę”. Prawda jest jednak taka, że w okresie ciąży nosi się i rodzi nie ciążę jako taką, lecz dziecko, które z kolei w wyniku aborcji jest zabijane na płodowym, poprzedzającym niemowlęcy, etapie rozwoju. W jednej i drugiej sytuacji mamy zatem do czynienia ze śmiercią dziecka, o czym „bijący na alarm” publicyści już jednak nie wspominają.  

Podsumowując, wypada zauważyć, że odnotowany nawet przez komentatorów o wyraźnie proaborcyjnych poglądach pozytywny efekt zmiany prawa aborcyjnego w USA mógłby w dłuższej perspektywie przyczynić się do złagodzenia kryzysu demograficznego. Wszak nawet relatywnie niewielki, ale stały odsetek dodatkowych narodzin może przynieść ogromne efekty w kolejnych pokoleniach dzięki zjawisku procenta składanego.

Wspomnieć też trzeba, że w 2021 r. polski serwis Obserwator Gospodarczy, powołując się na amerykańskie U.S. Census Bureau, informował o odnotowanym wówczas najniższym od 1900 r. przyroście ludności w Stanach Zjednoczonych. Zwiększona śmiertelność niemowląt jest oczywiście zjawiskiem bardzo niepokojącym i wymagającym w pierwszej kolejności rzetelnego zidentyfikowania jej przyczyn, a następnie wdrożenia odpowiednich działań w celu odwrócenia tej tendencji. Wydaje się jednak, że świadomość takiego stanu rzeczy, tak w Polsce jak i za oceanem, służy obecnie wyłącznie proaborcyjnej propagandzie.      

R.pr. Katarzyna Gęsiak - dyrektor Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki     

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

24.11.2023

Władze miast nie liczą się z mieszkańcami przy wprowadzaniu Stref Czystego Transportu

· Strefy Czystego Transportu wywołują żywe emocje wśród mieszkańców miast, w których mają zostać wprowadzone. Mogą bowiem drastycznie zmienić ich dotychczasowe życie.

· Choć włodarze miast przy wprowadzeniu ograniczeń wolności mają obowiązek uwzględniać zdanie mieszkańców oraz wprowadzać je najmniej dolegliwie, to często jednak nie wywiązują się z tego obowiązku przy wprowadzaniu ostatecznych rozwiązań.

· Przykładem mogą być zarówno uciążliwa dla kierowców weryfikacja norm emisji spalin w Krakowie, jak i drastyczna zmiana proponowanych granic Strefy Czystego Transportu w Warszawie, po odbytych konsultacjach społecznych.

Weryfikacja norm emisji spalin w krakowskiej Strefie Czystego Transportu

Zgodnie z uchwałą Rady Miasta Krakowa z dnia 23 listopada 2022 r. w sprawie ustanowienia Strefy Czystego Transportu w Krakowie NR C/2707/22 (dalej: uchwała krakowska) Miasto Kraków ma wprowadzić Strefę Czystego Transportu na całym administracyjnym obszarze miasta (z nielicznymi wyjątkami dotyczącymi dróg tranzytowych na których władze miasta nie mogą wprowadzić ograniczeń). Strefa ta ma wejść w życie 1 lipca 2024 r.

Według § 5 uchwały krakowskiej, system identyfikacji pojazdów pod kątem zgodności norm emisji spalin Euro ma zostać oparty na systemie nalepkowym przewidzianym w art. 39 ust. 9 i n. ustawy z dnia 11 stycznia 2018 r. o elektromobilności i paliwach alternatywnych (Dz.U. z 2018 r. poz. 317 ze zm.). Zgodnie z tym systemem, każdy pojazd wjeżdżający do strefy czystego transportu będzie musiał mieć w lewym dolnym rogu przedniej szyby specjalną nalepkę wydaną przez Miasto Kraków lub inną polską gminę, w której ustanowiono strefę czystego transportu. Obowiązek ten nie będzie dotyczył pojazdów elektrycznych lub napędzanych wodorem posiadających tablice rejestracyjne wskazujące na rodzaj paliwa wykorzystywanego do ich napędu (zielone tablice rejestracyjne).

Nalepki takie będzie mógł uzyskać każdy składający odpowiedni wniosek, bądź to przez Internet, bądź stacjonarnie w odpowiednio wyznaczonych do tego punktach. Według załącznika nr 3 uchwały krakowskiej taka nalepka „jest wysyłana na adres korespondencyjny wskazany we wniosku niezwłocznie, w terminie ustalonym z producentem nalepek” oznacza to, że nie będzie można jej uzyskać natychmiast, co może rodzić pewne problemy i ryzyko ukarania grzywną, np. przy nieplanowanej konieczności wjazdu na teren Krakowa.

W celu zmniejszenia dolegliwości dla użytkowników samochodów, a także skuteczniejszego egzekwowania przepisów, Miasto Kraków postanowiło, obok systemu nalepkowego, wprowadzić elektroniczny system identyfikacji pojazdów, będący pomocniczym względem tego pierwszego (§ 6 ust. 2 uchwały krakowskiej). Niewykluczone jednak, że w przyszłości system nalepkowy zostanie ustawowo zastąpiony przez elektroniczny system identyfikacji pojazdów.

System taki, według oferty wybranej w ogłoszonym wcześniej przetargu, ma zostać oparty na sieci kamer znajdujących się przy wjazdach do krakowskiej Strefy Czystego Transportu. Kamery te będą rozpoznawać tablice rejestracyjne wjeżdżających pojazdów. Problematyczną może okazać się jednak kwestia uprzedniego ręcznego wprowadzania przez kierowców numerów tablic rejestracyjnych do specjalnie przygotowanego systemu za pośrednictwem Internetu. Zgodnie z przyjętymi założeniami, kierowcy chcący wjechać na teren Strefy Czystego Transportu (obejmującej cały Kraków), przed swoim przyjazdem będą musieli poinformować system o tym fakcie, wpisując numer tablic rejestracyjnych, przynajmniej przy pierwszym wjeździe. Po wprowadzeniu numerów tablic rejestracyjnych, system ten będzie weryfikował dane na podstawie Systemu Informatycznego Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (SI CEPiK), czy pojazd spełnia odpowiednie normy emisji spalin Euro. Kamery stojące przy wjazdach do SCT rozpoznają numery tablic rejestracyjnych, a przez to identyfikować będą konkretny pojazd konkretnego właściciela. U wielu użytkowników dróg może rodzić to obawy co do naruszenia prawa do prywatności, bowiem system identyfikować będzie miejsce i czas poruszania się zindywidualizowanego pojazdu. W tym kontekście warto przypomnieć, że istnieją systemy, które rozpoznają markę i model pojazdu, dzięki czemu ustalają, czy może on wjechać na teren SCT. Systemy tego rodzaju nie wymagają rejestracji konkretnego pojazdu w systemie i ograniczają obawy o naruszenie prawa do prywatności. Jak jednak przyznaje miasto Kraków, są one droższe od wybranego rozwiązania i to zadecydowało o wyborze rozwiązania bardziej uciążliwego dla kierowców.

Opisany wyżej mechanizm może okazać się uciążliwy dla wszystkich kierowców incydentalnie podróżujących do miasta Krakowa, wymaga on bowiem znajomości miejscowych norm prawnych i wykazania inicjatywy po ich stronie, by móc legalnie wjechać do miasta. Nie bez znaczenia jest także ryzyko zaistnienia nieprzewidzianych sytuacji skutkujących koniecznością zajechania na teren Strefy Czystego Transportu, taki jak np. nagła i nieprzewidziana wizyta w szpitalu. Skutkować może to nakładaniem grzywny w trybie mandatowym wielu kierowcom, którzy pomimo spełniania odpowiednich norm emisji spalin przez ich pojazdy, nie wiedzieli o konieczności zarejestrowania swojego wjazdu lub obowiązku tego na czas nie dopełnili. Oczywiście istnieje możliwość odwołania się od nałożonego mandatu do sądu poprzez skierowanie wniosku o ukaranie i rozpoznanie sprawy w postępowaniu wykroczeniowym, jednakże konieczność dochodzenia swoich spraw w sądzie przez obywatela może okazać się jeszcze bardziej uciążliwa niż poniesienie kosztów nałożonego mandatu.

Drastyczna zmiana granic Warszawskiej Strefy Czystego Transportu

Podobnie jak miasto Kraków, również miasto stołeczne Warszawa planuje wprowadzić Strefę Czystego Transportu w lipcu 2024 r. Podkreślić należy, że do dnia dzisiejszego nie została jeszcze podjęta uchwała w tej sprawie, natomiast w listopadzie 2023 r. po wcześniej odbytych konsultacjach społecznych ujawniono nowy projekt warszawskiej Strefy Czystego Transportu, który ma być procedowany na najbliższym posiedzeniu Rady Miasta stołecznego Warszawy.

Nowy projekt warszawskiej Strefy Czystego Transportu odbiega znacząco od starego projektu w zakresie proponowanego obszaru jaki ma zostać objęty proponowanymi uregulowaniami. Stary projekt, poddany konsultacjom społecznym, zakładał, że Strefa Czystego Transportu obejmie całe Śródmieście, część Woli, Pragę Północ i część Pragi Południe. Obszar wskazywany w nowym projekcie, oprócz dzielnic ze starego projektu, ma objąć również Żoliborz, niemal całą Ochotę, prawie całą Pragę Południe oraz znaczącą część Mokotowa.

Tak znaczące powiększenie proponowanej strefy zostało wytłumaczone przez zastępcę prezydenta m. st. Warszawy Michała Olszewskiego w następujący sposób: „wsłuchaliśmy się w głos tych mieszkańców, którzy troszczą się zdrowie i jakość powietrza, dlatego zadecydowaliśmy o powiększeniu obszaru strefy czystego transportu, co sprawi, że efekt dla jakości powietrza będzie znaczący.”[1]. Jakkolwiek takie uzasadnienie wydaje się, na pierwszy rzut oka, całkiem logiczne, to pominięte zostały w nim istotne aspekty.

Po pierwsze, przedmiotem konsultacji społecznych był projekt uchwały, w którym Strefa Czystego Transportu zajmowała całkiem odmienny obszar niż ten, który został przedstawiony po ich odbyciu i który ma zostać ostatecznie poddany pod głosowanie. Oznacza to, że uczestnicy konsultacji społecznych, w szczególności potencjalni krytycy nowego kształtu strefy, nie mogli się do niego odnieść, gdyż najprawdopodobniej zakładali, że proponowany obszar nie ulegnie zmianom lub zmiany będą co najwyżej nieistotne. Co więcej, mieszkańcy Warszawy, którzy zostali objęci powiększeniem obszaru Strefy Czystego Transportu, w trakcie trwania konsultacji społecznych nie wiedzieli, że ich miejsce zamieszkania znajdzie się na tym obszarze. Co za tym idzie, nie wiedząc, że proponowane uregulowania będą ich dotykać bezpośrednio, nie zabierali głosu w konsultacjach społecznych lub zabierali go, ale w odniesieniu do kształtu strefy, który ich bezpośrednio nie dotykał. Taki sposób przeprowadzenia konsultacji mógł znacząco ograniczyć potencjalną krytykę.

Po drugie, podczas konsultacji społecznych zaobserwowano szereg nieprawidłowości, które mogły mieć wpływ na ostateczne konkluzje. W trakcie spotkań w ramach konsultacji społecznych zapraszano, przede wszystkim, przedstawicieli organizacji, które mają interes we wprowadzeniu Strefy Czystego Transportu, wątpliwości wzbudzały również materiały używane podczas konsultacji oraz sam ich przebieg. Wreszcie przedmiotem konsultacji mogło być wszystko oprócz zasadności ustanowienia SCT, co uczyniono dogmatem. W efekcie, konsultacje społeczne nie miały charakteru wysłuchiwania opinii zainteresowanych, a raczej charakter promujący nowe rozwiązania. Ponadto skracano czas wypowiedzi krytykom lub w ogóle nie dopuszczano ich do głosu. Również dokumenty używane podczas konsultacji okazywały się często nieaktualne. Podkreślenia wymaga, że część opinii w raporcie z konsultacji społecznych mogła zostać pominięta ze względu na powtarzanie się lub „mowę nienawiści”, jak to zostało określone w tym dokumencie. Trudno zatem określić skalę zgłaszania negatywnych opinii, które mogły zostać dyskrecjonalnie wykreślone z zestawienia uwag.

Po trzecie, należy wskazać, że w ostatecznych wnioskach i rekomendacjach zawartych w raporcie nie można znaleźć postulatu powiększenia Strefy Czystego Transportu. Postulat ten znalazł się w rozdziale „Obszar strefy czystego transportu”, jako jeden z wielu poruszanych postulatów, obok niego natomiast znajdywały się także propozycje całkowitej rezygnacji ze Strefy Czystego Transportu lub jej zmniejszenie.

Przedstawione uwagi obrazują wątpliwości co do rzetelnego przeprowadzenia konsultacji społecznych i interpretacji ich rzeczywistych wyników. Można wyciągnąć z tego wniosek, że zostały przeprowadzone z uprzednio założoną tezą i wyłącznie w celu realizacji obowiązku nałożonego ustawą. Istotna zmiana projektu po konsultacjach, bez przeprowadzenia kolejnych, odnoszących się do nowej propozycji, stanowi precedens, który może doprowadzić do całkowitego pozbawienia sensu instytucji konsultacji społecznych. Skoro, mieszkańcy mogli się odnieść tylko do części (tutaj mniej dolegliwej dla większości z nich), to dlaczego nie ma takiej możliwości już przy radykalnie zmienionym projekcie? Zagadnienie to może stać się podstawą ewentualnego zaskarżenia uchwały do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.

Podsumowanie

Strefy Czystego Transportu mogą mieć znaczący wpływ na codzienne życie mieszkańców miast oraz przyjezdnych. Wprowadzone regulacje będą najbardziej odczuwalne przez najuboższych, którzy nie będą mogli pozwolić sobie na zakup pojazdów spełniających wymagane normy, co może doprowadzić do powstania wykluczenia komunikacyjnego niektórych grup osób. Wprowadzenie tak istotnych ograniczeń wolności wymaga (zgodnie z Konstytucją), aby były one m.in. możliwie jak najmniej uciążliwe dla obywateli. Koniecznym jest również rzetelne wysłuchanie zainteresowanych, aby poznać ich punkt widzenia. Powyższe sytuacje są przykładami, że władze miast wprowadzających Strefy Czystego Transportu nie liczą się ze zdaniem tych, których wprowadzone regulacje będą bezpośrednio dotykać, natomiast bezwzględnie realizują założone przez siebie projekty.

 

Kamil Smulski – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris

 
Czytaj Więcej
Ochrona życia

24.11.2023

Tajemnica wzrostu umieralności niemowląt rozwiązana. Czego dane GUS nie powiedzą o wyroku TK ws. przesłanki eugenicznej

· Przed wyborami przestrzeń medialna była głównym polem walki z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 r., który zakończył w Polsce okres legalnej aborcji eugenicznej, skutkującej śmiercią ponad 1000 niepełnosprawnych dzieci rocznie.

· Niektórzy publicyści wręcz prześcigali się w nagłaśnianiu spraw z polskich szpitali, w których za tragiczną śmierć kobiet w ciąży miało rzekomo odpowiadać rozstrzygnięcie sądu konstytucyjnego uznające niezgodność z Konstytucją RP przepisu dopuszczającego zabijanie dzieci nienarodzonych podejrzanych o wadę rozwojową lub chorobę.

· Po wyborach parlamentarnych przestrzenią szerzenia takich nieprawdziwych informacji stał się ponadto polski Sejm, gdzie Lewica jako priorytetową sprawę w państwie stawia legalizację i finansowanie z kieszeni podatników eksterminacji już nie tylko dzieci chorych, ale wszystkich – wyłącznie wedle upodobania matki.

· Pomysłom takim niezmiennie wtórują niektórzy publicyści – niedawno usiłujący wykazać, że wyrok TK odpowiada także za spadek dzietności i większą umieralność wśród niemowląt w Polsce.
· W rzeczywistości, 
w latach obowiązywania legalnej aborcji eugenicznej, więcej dzieci z wadami umierało na płodowym etapie rozwoju.

Po wydaniu wyroku TK dzieci rzeczywiście umierają częściej?

Taką tezę stawia autor artykułu, który w zeszłym tygodniu ukazał się w serwisie „Obserwator gospodarczy”. Publicysta tytuł „Od 3 lat rośnie w Polsce umieralność niemowląt” opatrzył komentarzem sugerującym, że wydanie wyroku (K 1/20) przez Trybunał Konstytucyjny zapoczątkowało wzrost umieralności wśród niemowląt, podczas gdy „poprzednie lata były czasem dynamicznego spadku umieralności dzieci w naszym kraju”. Dane statystyczne wcale jednak tezy o drastycznym wzroście śmiertelności niemowląt nie potwierdzają, a ponadto wykorzystane zostały w sposób tendencyjny – dla ukazania rzekomego fatalnego wpływu wyroku TK z 2020 r. na sytuację demograficzną Polski.

Odnosząc się do stanowiska podkreślającego wcześniejszą tendencję spadkową w umieralności dzieci i wzrost spowodowany rzekomo wydaniem przez Trybunał Konstytucyjny wyroku uchylającego dopuszczalność aborcji eugenicznej, należy zauważyć, że – zgodnie z danymi GUS – mówimy o różnicy pomiędzy wartością 3,8 zgonów na 1000 urodzeń żywych w latach 2018 i 2019 oraz 3,6 w roku 2020, a wartością 3,9 na 1000 urodzeń żywych w 2021 r. (a więc rok po wyroku TK). Biorąc pod uwagę, że jeszcze w latach 2010 – 2014 współczynnik ten wynosił od 5 (2010 r.) do 4,2 (2014 r.), to rzeczywiście różnica w roku 2020 (3,6) jest znacząca. Oznacza to, że jeszcze w 2010 r. czy 2011 r. umierało znacznie więcej niemowląt niż w roku 2020, a więc w roku wydania tak ostro atakowanego orzeczenia przez Trybunał (w październiku). Zauważyć trzeba jednocześnie, że problem przejawiający się we wzroście umieralności niemowląt, ustalony przez GUS na poziomie 3,9 w 2021 r. (co miało być spowodowane wyrokiem TK, a czego nie jesteśmy w stanie z pewnością stwierdzić), już w 2022 r. z powrotem wykazał tendencję odwrotną – spadkową (3,8 na 1000 urodzeń żywych). W ocenie danych pomija się przy tym okres pandemii – lockdowny wpływające negatywnie na psychikę (także kobiet w ciąży), gorszą dostępność opieki lekarskiej i szpitalnej oraz większe ryzyko zakażenia podczas korzystania z niej, opóźnianie wizyt lekarskich z uwagi na większą możliwość zakażenia podczas kolejnych fal covidowych, czy wreszcie obstrukcje w realizacji procedur medycznych, które niezależnie od stanu pacjenta opóźniane były do czasu uzyskania wyniku testu na COVID-19. Wszystkie te czynniki, stanowiące przejaw najtrudniejszego okresu - można zaryzykować tym stwierdzeniem – paraliżu służby zdrowia daleko bardziej oddziaływały w badanym czasie na zdrowie matki i dziecka niż orzeczenie sądu. Problem w tym, że wpływu tego nie poddaje się szerszej analizie.

Dzieci to nie tylko niemowlęta

Jakkolwiek nie zgadzam się z forsowanymi ogólnymi teoriami, że wyrok Trybunału z 2020 r. stał się powodem zwiększonej śmiertelności dzieci, a także – jak niezmiennie powtarzają lewicowe środowiska – kobiet w ciąży (z powodu komplikacji okołoporodowych, które z reguły wynikały z błędów medycznych), dostrzegam inne konsekwencje wyroku TK, które rzutują na statystyki.

Abstrahując od wyjątkowego okresu pandemii i łączących się z nim konsekwencji zdrowotnych, należy bliżej przyjrzeć się realnym zmianom do jakich doprowadził wyrok TK. Czy orzeczenie, którego przedmiotem w ogóle nie była kwestia poziomu opieki medycznej, mogło wpłynąć na statystyki śmierci okołoporodowych? Odpowiedzi na to zagadnienie udzieliła poniekąd prof. dr hab. n. med. Ewa Helwich, konsultant krajowy w dziedzinie neonatologii, cytowana w Obserwatorze Gospodarczym:

„Moim zdaniem jednym z głównych powodów jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r. i zakaz aborcji z powodu wad płodu. (…) gdy przestała obowiązywać przesłanka embriopatologiczna. Wcześniej, opierając się na niej, można było przeprowadzić aborcję. Gdyby nadal istniała, część tych dzieci zapewne — mówiąc technicznie — nie znalazłaby się w statystykach, bowiem nie urodziłyby się” –  wskazała prof. Helwich.

W tym zdaniu kryje się cała „tajemnica” wpływu wyroku TK na współczynnik śmiertelności niemowląt – w latach obowiązywania legalnej aborcji eugenicznej dzieci te po prostu umierały na wcześniejszym etapie rozwoju – płodowym, a więc poprzedzającym etap niemowlęcy. Gdyby zebrać statystyki umieralności dzieci w tych dwóch stadiach (płodowym i niemowlęcym) mogłoby okazać się, że przed wyrokiem Trybunału z 2020 r. śmiertelność dzieci była znacznie większa niż po jego wydaniu – uwzględniając fakt, że część diagnoz lekarskich o nieprawidłowościach rozwojowych dziecka, wcześniej umożliwiających zabicie go przed narodzeniem, w rzeczywistości się nie potwierdza i dzieci te przychodzą na świat zdrowe.      

Nie mniej istotna kwestia również wybrzmiała w cytowanych przez Obserwator Gospodarczy słowach pani profesor, która posłużyła się określeniem „dzieci”. Polskie prawo zawiera legalną definicję dziecka, którym – zgodnie z art. 2 ust. 1 ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka – jest „każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności”. Chcąc więc zwrócić uwagę na problem, jakim jest śmiertelność dzieci do ukończenia 1. roku życia, należałoby uczciwie uwzględnić także statystyki pokazujące liczbę dzieci zmarłych w okresie płodowym. Osobiście nie jestem w stanie wskazać obiektywnych czynników, które miałyby przesądzić o tym, że śmierć dziecka znajdującego się jeszcze w macicy ma mniejsze znaczenie w porównaniu ze śmiercią dziecka narodzonego, np. dwumiesięcznego. Różnicą istotną okaże się to natomiast, gdy na problem spojrzymy z perspektywy przemysłu aborcyjnego, ale wtedy o obiektywizmie nie ma już mowy.

Wyrok Trybunału a śmiertelność okołoporodowa matek

Wbrew temu, co usłyszeć można z ust lewicowych polityków i w lewicowych mediach, wyrok zakazujący pozbawiania życia dzieci poczętych, u których podejrzewa się wady rozwojowe, logicznie nie powinien mieć żadnego wpływu na rzeczywistą śmiertelność wśród kobiet ciężarnych (choć może oddziaływać na same statystyki). W myśl przepisów m.in. ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta czy ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, matki mają prawo korzystać z niezmienionego standardu opieki medycznej względem tego sprzed 22 października 2020 r. Z całą stanowczością można więc stwierdzić, że w przestrzeni prawnej wyrok Trybunału nic w tym zakresie nie zmienił. Mogła natomiast ulec zmianie – jakkolwiek pozbawiona podstaw prawnych – praktyka wykonywania zawodu przez niektórych lekarzy niegodzących się z ograniczeniem dostępności aborcji lub nierozumiejących istoty wyroku TK i dokonanych na jego mocy zmian, bądź z jeszcze innych powodów przybierających postawę niezrozumiałej bierności w obliczu realnego zagrożenia życia matki. Nie mogąc oczywiście wskazać przyczyn takiego zachowania przedstawicieli zawodu powołanego do ratowania każdego ludzkiego życia, warto jednak zwrócić uwagę na analogiczny problem, z którym 10 lat temu borykała się irlandzka służba zdrowia. O wykorzystaniu błędów medycznych do zmiany prawa aborcyjnego w Irlandii pisaliśmy w raporcie z 2022 r.

W całej trwającej nieprzerwanie od końca 2020 r. dyskusji na temat wyroku Trybunału Konstytucyjnego i jego skutków, z całą pewnością najbardziej brakuje rzetelności przekazu – liczne fakty, dane i statystyki przedstawiane są w taki sposób, aby w przestrzeni publicznej stale utrzymywała się krytyka orzeczenia zakazującego aborcji eugenicznej. Niestety odnieść można wrażenie, że jest to jedyny cel takich działań i wcale nie zmierzają one do poprawy sytuacji grupy osób ukazywanych jako pokrzywdzone.    

 

r.pr. Katarzyna Gęsiak - dyrektor Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki Ordo Iuris     

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

23.11.2023

Feminatywy i „neutratywy” – element sporu o (nie)końcówki

· Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej rozważa wprowadzenia języka „neutralnego płciowo” w legitymacji adwokackiej i aplikanckiej.

· Stosowanie języka „wrażliwego płciowo” rekomenduje warszawski ratusz, który opublikował specjalny poradnik dla stołecznych nauczycieli.

· Narzucanie posługiwania się feminatywami oraz „neutratywami” jako część „wychowania neutralnego płciowo”, godzi w konstytucyjne prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.

 

Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej (NRA) rozważa wprowadzenie feminatywów (adwokatka) i neutratywów (osoba adwokacka, osoba aplikancka) w legitymacji adwokackiej i aplikanckiej.  Stanowi to kolejny etap otwarcia NRA na postulaty środowisk dążących do posługiwania się językiem „neutralnym płciowo”. Po raz pierwszy zagadnieniem tym NRA zajmowała się już w czerwcu 2021 r., kiedy do Komisji etyki, praktyki adwokackiej i wykonywania zawodu wpłynęło zapytanie, czy używanie terminu „adwokatka” stanowi naruszenie godności zawodu adwokata. W swojej odpowiedzi Komisja stwierdziła, że „posługiwanie się poprawną formą gramatyczną żeńskiego oznaczenia zawodu adwokat w postaci „adwokatka” – nie godzi w etykę zawodową”.

Co na to radcowie prawni?

Odmiennego zdania niż NRA była Komisja etyki i wykonywania zawodu Krajowej Rady Radców Prawnych (KRRP). 29 grudnia 2022 r., powołując się na przepisy obowiązującego prawa (w szczególności ustawę z dnia 6 lipca 1982 r. o radcach prawnych oraz Kodeks Etyki Radcy Prawnego), stwierdziła, że „wyłącznie dopuszczalnym przy wykonywaniu zawodu jest tytuł zawodowy «radca prawny», bez względu na płeć osób (…) jako zbiorcze pojęcie języka prawnego dla określenia wszystkich osób wykonujących zawód”. W konkluzji dodano, że komisja „z szacunkiem odnosi się” do wynikających z ewolucji obyczajów, języka, potrzeb społecznych i kulturowych części kobiet wykonujących zawód co do używania określenia «radczyni prawna», jednak stwierdza, że można używać go tylko w języku potocznym „w obszarze nie związanym z wykonywaniem zawodu, w szczególności w życiu  prywatnym”[1].

 

Język neutralny płciowo w szkołach

Dyskurs na temat „języka neutralnego płciowo” nie dotyczy tylko osób dorosłych. W styczniu Warszawska Rada Kobiet, we współpracy z Urzędem Miasta Stołecznego Warszawy, wydała poradnik dla nauczycieli „(NIE)równość płci w języku”. W uzasadnieniu stwierdzono, że „celem poradnika jest budowanie świadomości, jak ważna jest rola języka w edukacji i jak istotne jest stosowanie języka równościowego oraz inkluzywnego w szkołach, przedszkolach i innych placówkach oświatowych”. W wytycznych jednak zalecono, aby kadra pedagogiczna dbała, by uczniowie stosowali nowe określenia. Decyzja władz Warszawy wzbudziła sprzeciw części rodziców i działaczy politycznych. Wśród argumentów pojawił się zarzut, że szkoła powinna być wolna od ideologicznego przekazu. Ponadto, zauważono, że narzucanie dzieciom przez nauczycieli stosowania inkluzywnego języka jest przekraczaniem ich kompetencji i próbą zastępowania rodziców.

Sytuacja z Polski nie stanowi odosobnionego przypadku. W lutym pewien ojciec z Berlina (prasa nie podaje jego prawdziwego nazwiska), zdecydował się na wniesienie skargi do sądu administracyjnego na bezwzględny obowiązek stosowania w szkołach języka „neutralnego płciowo”. Nastąpiło to na skutek sporu z władzami gimnazjum, do którego uczęszcza jego córka. Mężczyzna argumentował, że nauczyciele wywierali presję na uczniach, aby dostosowali się do nowych wymogów pro-gender oraz używali języka „neutralnego płciowo” także w materiałach dydaktycznych. Ponadto, jak zauważył mężczyzna, „nie chodzi tylko o język gender, ale o jednostronne i bezkrytyczne przekazywanie pewnej polityki i obrazu człowieka”.

Dorośli jeszcze mogą. Dzieci już muszą?

Zagadnienie języka „neutralnego płciowo”, jak i „wrażliwego płciowo”, wbrew pozorom, nie stanowi tylko sporu o przysłowiowe „końcówki”. Dorośli mogą (jeszcze) samodzielnie decydować w tej kwestii, choć w niektórych przypadkach zaczynamy ocierać się o granicę absurdu. W wypadku dzieci jest to przyczynek do dalszych – rewolucyjnych zmian w ich wychowaniu, pod nazwą „gender-responsive parenting”. W rezultacie w niektórych państwach powstają przedszkola „neutralne płciowo” (np. w Szwecji), firmy decydują się na produkcję ubrań i zabawek „gender neutrals” (np. Mattel, LEGO). UNICEF również zachęca rodziców do „gender-responsive parenting”. Na temat „gender transformation education” wypowiadali się prawnicy Ordo Iuris.

Na problem ten zwrócił uwagę rząd Wielkiej Brytanii, który w tym roku wprowadził ograniczenia w przeprowadzaniu zabiegów tzw. tranzycji u małych dzieci. Jak argumentowano, stanowi to skutek indoktrynacji gender prowadzonej w szkołach w dużej mierze bez zgody rodziców. Uznano, że naciskanie na dzieci, aby całkowicie dostosowały się do neutralnych zaimków, imion, ubrań i fryzur ogranicza przede wszystkim ich rozwój, a z czasem może rozwinąć u nich również dezorientację co do własnej tożsamości płciowej.

Nadrzędność prawa rodziców do wychowania swych dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, nad innymi prawami odnajdujemy w prawie międzynarodowym a także w polskiej Konstytucji (art. 48 ust.1). Co więcej, narzucanie dzieciom w ramach edukacji szkolnej pewnych ideologii wbrew woli rodziców stanowi nie tylko naruszenie wspomnianego artykułu, ale i pogwałcenie konstytucyjnej zasady ochrony prawnej życia rodzinnego (art. 47). Ponadto zasada ustrojowa z art. 25 ust. 2 Konstytucji wyraźnie stwierdza, iż organy władzy publicznej mają obowiązek zachować bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych. Tym samym, co do zasady, władze publiczne nie powinny ingerować w dokonywane wybory rodziców. W konsekwencji udział szkoły w procesie wychowania winien mieć charakter jedynie pomocniczy i stanowić przedłużenie wychowania jakie ma miejsce w domu rodzinnym.

Dr Kinga Szymańska – analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

21.11.2023

Koniec Święta Niepodległości?

11 listopada ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości, objęty oficjalnym monitoringiem prawnym Ordo Iuris. Patriotyczną i rodzinną atmosferę Marszu dopełniało miasteczko namiotowe, w którym również my spotykaliśmy się z Sympatykami i Darczyńcami Instytutu Ordo Iuris. Ta budująca atmosfera jest już tylko wspomnieniem, bo nad naszą niepodległością gromadzą się najczarniejsze chmury…

Nadchodzi „dyktatura partii rewolucyjnej”!

O tym, że integracja europejska zmierza w bardzo niepokojącym kierunku mówimy od lat.

Już ponad 4 lata temu przetłumaczyliśmy na język polski „Manifest z Ventotene”, w którym włoski komunista Altiero Spinelli pisał wprost, że celem integracji europejskiej musi być całkowite zniesienie państw narodowych, które uznawał za źródło wojen i tamę dla postępu. Spinelli – jako wierny, ideowy, radykalny komunista – pisał też o konieczności ograniczenia, a nawet zniesienia własności prywatnej, która „mogłaby być tolerowana jedynie w przypadkach koniecznych”.

Z rozbrajającą szczerością stwierdzał, że wyśnionego federalnego państwa europejskiego nie uda się stworzyć w demokratycznych procedurach i za zgodą Europejczyków. Twierdził, że „w czasach rewolucyjnych, gdy nie chodzi o zarządzanie instytucjami, lecz ich tworzenie, praktyka demokratyczna ponosi sromotną klęskę”. Dlatego proponował realizację swojej wizji za pomocą „dyktatury partii rewolucyjnej, która stworzy nowe państwo, a wokół niego – nową, prawdziwą demokrację”.

Dzięki naszej pracy, każdy może dziś przeczytać polskie tłumaczenie manifestu Spinellego i samodzielnie przekonać się, że mamy w nim do czynienia z radykalnym, twardogłowym trockizmem; rewolucyjnym, całkowicie bolszewickim podejściem do budowy państwa europejskiego.

I choć europejscy decydenci mówią wprost o tym, że Spinelli jest jednym z ojców europejskiej integracji (nawet jeden z budynków Parlamentu Europejskiego nosi jego imię!) – wielu Polaków ignorowało i bagatelizowało jego wizje zniszczenia suwerennych państw i uznawało ją za teorię spiskową czy jedynie szaleńczą wizję pojedynczego człowieka.

Ale dziś widać już wyraźnie, że ta wizja jest konsekwentnie realizowana. Zresztą nikt tego nawet nie ukrywa. Autorzy projektu poprawek do traktatów już w preambule dokumentu przywołują Manifest z Ventotene – mówiący wprost o przemocy politycznej i dyktaturze partii rewolucyjnej – jako jedną ze swoich głównych inspiracji.

System się domyka

Plan Spinellego był rozpisany na lata i dokładnie tak samo jest realizowany. Wyznawcy europejskiego, internacjonalistycznego komunizmu od początku wiedzieli, że nie są w stanie zrealizować swojej wizji od razu. Gdyby otwarcie mówili jaki mają plan w 2004 roku – zapewne Polacy nie zgodziliby się na przystąpienie do Unii Europejskiej.

Ale po dwudziestu latach jesteśmy w momencie, w którym miliony Polaków nie widzą nic zdrożnego w tym, że unijni urzędnicy szantażują finansowo polski rząd i wpływają na proces demokratyczny w Polsce, uzależniając wypłatę środków z budżetu unijnego – na który się wspólnie składamy – od tego, kto rządzi w Polsce i jaką ma wizję reformowania państwa.

Teraz przyszedł czas na ostatni cios w suwerenne państwa narodowe i powołanie europejskiego superpaństwa.

Już jutro Parlament Europejski może przyjąć projekt 267 poprawek do Traktatu o Unii Europejskiej oraz Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Projekt został pod koniec października przyjęty przez Komitet Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego. Wiele wskazuje na to, że pakiet zostanie przyjęty przytłaczającą większością głosów. Rozpocznie się procedura zmian traktatowych – narodziny „Państwa Europa”.

Projektowane zmiany traktatowe oznaczają przeniesienie do Brukseli decyzji w zakresie polityki zagranicznej, sił zbrojnych, polityki zdrowotnej, rozwoju przemysłu, przyjmowania milionów migrantów. Oznaczają także nieograniczoną władzę unijnych biurokratów do wprowadzania aborcji, przymusowej i wulgarnej edukacji seksualnej, promowania refundowanych przez podatników „tranzycji” czyli chirurgicznego okaleczenia dzieci i młodzieży. Opór Polski nie będzie miał znaczenia, bo poprawki odbierają nam prawo weta. Wystarczy, że Francja i Niemcy przekonają (lub skutecznie zaszantażują) kilka mniejszych państw UE, a każda decyzja ich rządów stanie się prawem obowiązującym także w Polsce.

Ziściło się zagrożenie, przed którym ostrzegaliśmy od kilku lat. Bez cienia przesady należy stwierdzić, że wejście w życie tych zmian byłoby końcem suwerennej i niepodległej Rzeczypospolitej.

Walka dopiero się rozpoczyna

Wśród minionych pokoleń były te, które w odpowiedzi na zagrożenie dla niepodległości Ojczyzny zrywały się do boju, ale i te, które zbagatelizowały zagrożenie. Dla nas decydująca walka rozpoczyna się teraz i to od nas będzie zależeć dalsze istnienie niepodległej Polski. Czas, by wszystkie nasze wysiłki i myśli oddać na służbę Ojczyzny. Jeżeli zignorujemy to dziejowe zagrożenie, kolejne Święto Niepodległości będzie tylko smutnym wspomnieniem utraconej suwerenności. 

Na szczęście wciąż jest szansa, aby tę walkę wygrać.

Odpowiedź na to zagrożenie wymaga koordynacji i wspólnego działania, którego nie zapewnią ani pozbawione dotychczasowych rządowych grantów organizacje, ani tym bardziej rząd Donalda Tuska. Ze świadomością ciążącej na nas odpowiedzialności, musimy uznać, że Instytut Ordo Iuris – dzięki swej niezależności oraz wsparciu Darczyńców i Przyjaciół – jest obecnie jedynym ośrodkiem zdolnym zbudować merytoryczne i stabilne zaplecze profesjonalnego i masowego oporu wobec zamachu na polską suwerenność. Pracowaliśmy na to przez lata, budując silną społeczność ekspertów i Przyjaciół Instytutu oraz rozwijając wolne od konfliktów, dobre relacje ze wszystkimi środowiskami niepodległościowymi, pozarządowymi i partyjnymi.

Zbudujmy powszechną koalicję obrońców suwerenności

Dlatego powołujemy całkowicie nowy projekt – Kolegium Suwerenności. W jego ramach zgromadzimy ekspertów wielu dziedzin, niezbędnych dla funkcjonowania suwerennego państwa, aby dać odpór zakusom UE na naszą Konstytucję i wyłączne, narodowe kompetencje. Kolegium Suwerenności będzie wspierać każdego, kto chce swymi działaniami bronić niepodległości. Do współtworzenia Kolegium Suwerenności zapraszamy wszystkich Polaków, którzy chcą wesprzeć budowę niepodległościowej koalicji społecznej i jej merytorycznego zaplecza eksperckiego.

Pierwszym wyzwaniem stojącym przed Kolegium Suwerenności, jego ekspertami i całą naszą społecznością, będzie ocalenie Polski przed forsowaną dzisiaj zmianą unijnych traktatów. Do rewolucyjnych zmian w traktatach UE może dojść tylko za zgodą wszystkich państw członkowskich. W Polsce ratyfikacja zmian wymaga większości 2/3 Sejmu oraz Senatu, którą nie dysponuje koalicja budowana przez Donalda Tuska. Alternatywą dla rządu będzie rozpisanie referendum, a to oznacza, że przed nami wielka kampania propagandowa, która ma wmówić Polakom, że głosowanie przeciwko federalizacji to głosowanie przeciwko Europie. Możemy spodziewać się zaangażowania większości mediów – w tym nowego formatu TVP, filmów, audycji, dokumentalnych programów – które będą utrwalać w Polakach przeświadczenie, że Naród i suwerenność to pojęcia przestarzałe, czy wręcz wstydliwe. W to miejsce promowany będzie mit wspólnej, pokojowej i altruistycznej współpracy europejskiej – możliwej, gdy tylko znikną blokujące ją mechanizmy wetowania w imię niezrozumiałych narodowych interesów.  Obywatelstwo europejskie będzie miało stać się ważniejsze niż przynależność narodowa.

To jest decydujący moment dla Polski, ale także dla misji Instytutu Ordo Iuris. Przez ostatnie osiem lat nie powstały inne niezależne organizacje, które mogłyby przyjąć na siebie ciężar i odpowiedzialność stworzenia niezbędnego, merytorycznego zaplecza dla wszystkich Polaków walczących o niepodległość. Wobec epokowych zagrożeń, musimy zająć się tematami dotychczas pozostającymi poza obszarem naszego bezpośredniego zainteresowania. Tylko tak możemy stanąć w obronie suwerenności, bez której nasza walka w obronie życia, rodziny i wolności byłaby skazana na porażkę.

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris

Czytaj Więcej