Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
Komentarze

Komentarze

Rafał Dorosiński: Dzwońmy do posłów! Za tydzień Sejm zajmie się naszą ustawą

Na czwartek 6 marca zaplanowano pierwsze sejmowe czytanie przygotowanego przez prawników Ordo Iuris projektu ustawy zapewniającej ochronę dzieci i młodzieży przed pornografią. Nie możemy zmarnować miesięcy ogromnego wysiłku wielu ludzi dobrej woli, którzy w pocie czoła zbierali podpisy pod naszym projektem wśród rodziny, przyjaciół, kolegów z pracy, w sąsiedztwie, w parafiach oraz wspólnotach i społecznościach lokalnych. Pod projektem podpisało się 212 000 Polaków – a więc ponad dwukrotnie więcej niż wymaga tego ustawa! Aby nasza inicjatywa zakończyła się powodzeniem, musimy skłonić posłów do jej poparcia. Dlatego uruchamiamy akcję „Zadzwoń do posła!”, w ramach której zachęcamy wszystkich przejętych bezpieczeństwem dzieci w internecie do dzwonienia i pisania e-maili do posłów oraz odwiedzania biur poselskich.

 

WIĘCEJ O INICJATYWIE - LINK

 

Mamy realną szansę na uchronienie polskich dzieci przed pornografią!

W czwartek, 6 marca będę przemawiał w polskim Sejmie w obronie polskich dzieci.

Na ten dzień zaplanowano pierwsze sejmowe czytanie przygotowanego przez prawników Ordo Iuris projektu ustawy zapewniającej ochronę dzieci i młodzieży przed pornografią. Przyjęcie tego projektu, inspirowanego przepisami przyjętymi już we Francji i szeregu stanów w USA, wymusi skuteczną weryfikację wieku osoby wchodzącej na strony pornograficzne.

Dzisiaj, gdy takich przepisów brakuje – według badań Państwowego Instytutu Badawczego NASK – średnia wieku, w którym badane dzieci po pierwszy zetknęły się z pornografią, to... mniej niż 11 lat! Co trzecie dziecko przyznaje, że po raz pierwszy miało kontakt z treściami pornograficznymi przypadkowo. Aż 73% dzieci deklaruje, że znalezienie pornografii nie sprawia im żadnych trudności, a regularną, codzienną praktykę oglądania materiałów pornograficznych deklaruje co czwarty (!) nastolatek.

Nie możemy zmarnować miesięcy ogromnego wysiłku wielu ludzi dobrej woli, którzy w pocie czoła zbierali podpisy pod naszym projektem wśród rodziny, przyjaciół, kolegów z pracy, w sąsiedztwie, w parafiach oraz wspólnotach i społecznościach lokalnych. Pod projektem podpisało się 212 000 Polaków – a więc ponad dwukrotnie więcej niż wymaga tego ustawa!

Aby nasza inicjatywa zakończyła się powodzeniem – musimy skłonić posłów do jej poparcia.

Nikt nie zrobi tego za nas. Dlatego musimy zmobilizować się i uświadomić posłom, jak wielu Polaków chce chronić swoje dzieci przed wulgarną pornografią.

Sprawa ponad politycznymi podziałami

To sprawa ponad politycznymi podziałami. Żaden rodzic, niezależnie od poglądów politycznych, nie chce, żeby jego dziecko przypadkowo natknęło się w internecie na wulgarne porno. Niesie ono ze sobą ryzyko uzależnienia w oparciu o mechanizmy podobne do tych występujących w przypadku uzależnienia od narkotyków, tytoniu, alkoholu czy hazardu. Pornografia przedstawia młodym ludziom jako normalne to, co wypaczone, niebezpieczne i ryzykowne. Według najbardziej ostrożnych szacunków, 1 na 3 takie filmy pokazuje przemoc seksualną lub agresję wobec kobiet. Produkcje pornograficzne normalizują zdrady, poniżanie i upokarzanie. Regularne oglądanie pornografii pobudza nastolatki do przedwczesnej inicjacji seksualnej i ryzykownych zachowań seksualnych.

Nic dziwnego, że nasz projekt cieszy się ogromnym poparciem społecznym. Do tego rządzący zapowiedzieli już przedstawienie własnych rozwiązań w tym zakresie, na dyskusję o których jesteśmy otwarci. 

Kto wie, może połączenie prac społecznych, rozpoczętych naszym projektem, z pracami rządowymi, będzie tak oczekiwanym współdziałaniem ponad podziałami dla dobrej sprawy. Oby tak mogło się stać.

Będziemy zatem dążyć do tego, aby – dbając o ścisłe i skuteczne skupienie projektu na pornografii – razem z Ministerstwem Cyfryzacji wypracować najlepsze rozwiązania. Może się tak stać jedynie wówczas, jeśli nasz projekt zostanie skierowany do dalszych prac w komisjach. Wówczas można wypracować wspólne rozwiązania, na których, jak się wydaje, zależy rządzącym, ale przede wszystkim, które znajdą uznanie rodziców, dziadków, nauczycieli, wychowawców i wszystkich, którym na sercu leży dobro dzieci!

Posłowie muszą od czuć presję Polaków

Jednak, aby te zapowiedzi zostały zrealizowane, politycy muszą odczuć presję społeczną.

Pierwszym, najważniejszym działaniem jest akcja „Zadzwoń do posła!”, w ramach której zachęcamy wszystkich przejętych bezpieczeństwem dzieci w internecie do dzwonienia i pisania e-maili do posłów oraz odwiedzania biur poselskich.

Każdy z nas może osobiście skontaktować się z wybranym posłem lub posłami, by uświadomić im, jak ważna dla przyszłości młodych Polaków będzie ich obecność w Sejmie na tym głosowaniu i zachęcić ich do poparcia naszego projektu

Chcąc pomóc w kontakcie z posłami, przygotowaliśmy stronę internetową, na której znajdują się:

  • przykładowa instrukcja, jak przeprowadzić rozmowę z posłem lub pracownikiem biura poselskiego;
  • adresy biur poselskich, telefony i e-maile do parlamentarzystów (z podziałem na województwa).

Drugim wyrazem presji społecznej jest strona internetowa z apelem do posłów wzywającym ich do szybkiego przyjęcia ustawy zapewniającej dzieciom bezpieczeństwo w sieci.

Wierzę, że zaangażowanie tysięcy ludzi, którzy chcą skutecznie chronić swoje dzieci przed perwersyjnymi treściami dewastującymi ich psychikę, przełoży się na sukces naszej akcji „Stop Narkotykowi Pornografii”.

Tę sprawę trzeba doprowadzić do końca

Przed nami wytężona praca w sejmowych komisjach oraz na forum parlamentu, aby zaproponowane przez nas skuteczne rozwiązania chroniące dzieci przed internetową pornografią zostały przyjęte. Musimy przedstawić posłom i opinii publicznej głosy ekspertów, dane statystyczne, konkretne informacje o rozwiązaniach prawnych francuskich czy amerykańskich.

W poprzedniej kadencji parlamentu konserwatywny rząd zapowiadał przyjęcie projektu ustawy mającej chronić dzieci przed nieograniczonym dostępem do twardej pornografii. Wtedy jednak – ku uciesze pornobiznesu, który zarabia gigantyczne pieniądze na niszczeniu życia niewinnym i nieświadomym zagrożeń związanych z oglądaniem pornografii młodym ludziom – projekt nie trafił do Sejmu. Pornolobby zwyciężyło…

Dziś jednak, dzięki ogromowi pracy wolontariuszy, którzy w ramach kampanii „Stop Narkotykowi Pornografii” zebrali 212 000 podpisów pod obywatelskim projektem ustawy, Sejm zajmie się sprawą bezpieczeństwa dzieci w internecie. Powodzenie naszej wielomiesięcznej akcji jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy przekonać parlamentarzystów do stanięcia po stronie polskich dzieci, a nie bogacącego się na ludzkiej krzywdzie pornobiznesu.

Dlatego jeszcze raz gorąco zachęcam każdego do wzięcia udziału w akcji „Zadzwoń do posła!” oraz podpisania naszego apelu.

 

Adw. Rafał Dorosiński – członek Zarządu Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Ochrona życia

21.02.2025

Magdalena Majkowska: Musimy powstrzymać aborcyjny proceder

Aby zatrzymać krwawą hekatombę dzieci nienarodzonych, prawnicy Ordo Iuris konsekwentnie dążą do ukarania aborcyjnych aktywistów. W ten sposób realnie chronimy życie poczętych Polaków, którzy wciąż będą ginąć, jeśli aborterzy pozostaną bezkarni. Dlatego włączyliśmy się w postępowanie karne wobec aktywistki „Aborcyjnego Dream Teamu”, Justyny Wydrzyńskiej, która dostarczyła kobiecie w ciąży pigułki poronne, aby pomóc w zabiciu jej nienarodzonych dzieci. Porażające jest to, że ciąża stała się dla matki „niechciana”, bo dowiedziała się, że miałaby urodzić bliźniaki!

 

Walczymy o ukaranie aborcyjnej aktywistki

Na początku miesiąca aktywiści z „Aborcyjnego Dream Teamu” ogłosili na swoim Facebooku, że w ubiegłym roku pomogli 47 tysiącom (!) kobiet w przeprowadzeniu nielegalnych aborcji. Ponad 1100 z nich dokonano w zagranicznych klinikach aborcyjnych. Zatem większość dzieci nienarodzonych została uśmiercona za pomocą pigułek aborcyjnych. Z opublikowanych przez aborcjonistów statystyk wynika, że każdego dnia przykładają oni ręce do śmierci 128 niewinnych ludzkich istnień.

Tego też dotyczyła sprawa Justyny Wydrzyńskiej. Postępowanie zostało wszczęte na podstawie zawiadomienia złożonego przez ojca wspomnianych bliźniaków. Działanie mężczyzny, mające na celu ochronę życia dwójki jego nienarodzonych dzieci, zostało przez aborcjonistów uznane za „przemoc” wobec ich matki. Nasze zaangażowanie przełożyło się na skazanie Wydrzyńskiej w pierwszej instancji na karę 8 miesięcy ograniczenia wolności przez wykonywanie prac społecznych w wymiarze 30 godzin miesięcznie.

Aborcja to morderstwo

Gdy prawnicy aktywistki złożyli apelację, przekazaliśmy sądowi odwoławczemu nasze stanowisko, obalające argumenty obrony. Podkreśliliśmy, że pomagając matce w zabiciu jej nienarodzonych dzieci, aktywistka miała pełną świadomość, że łamie prawo i mimo to nie zawahała się dostarczyć środków, mających posłużyć do aborcji. Bez zadawania pytań, bez skontaktowania się z matką dzieci i zainteresowania się, czy kobieta nie potrzebuje prawdziwego wsparcia, przekazała po prostu pigułki aborcyjne. Wciąż utrzymuje, że był to odruch serca… Wyjaśniliśmy, że argument obrony, jakoby czyn Justyny Wydrzyńskiej miał znikomą społeczną szkodliwość, jest całkowicie nieadekwatny do tej sprawy. Wykazaliśmy, że nie jest prawdą, że istnieje jakiś międzynarodowy standard prawny czy też standard praw człowieka wymagający od Polski dopuszczania aborcji, jak twierdziła obrona. Takiego standardu nie ma – nie potwierdzają go żadne akty prawa międzynarodowego ani wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Odpowiedzieliśmy też na zarzut obrony dotyczący obsady sądu wydającego wyrok skazujący, zauważając, że sąd pierwszej instancji w żaden sposób nie manifestował swoich poglądów na kwestię aborcji. Co ciekawe, zdaniem obrońców, dowodem na stronniczość sędzi miało być dopuszczenie Ordo Iuris do sprawy!

Prokuratura, w której kierownictwo jako Prokurator Generalny przejął Adam Bodnar, zmieniła swoje stanowisko na rozprawie. Przyłączyła się do apelacji obrońców Wydrzyńskiej, także podważając status sędzi rozstrzygającej sprawę w pierwszej instancji. Reprezentując Instytut Ordo Iuris, stałam się zatem jedynym głosem na sali sądowej, który stanowczo upominał się o prawo do życia dla każdego człowieka.

Obrona Wydrzyńskiej próbowała odczłowieczyć dzieci nienarodzone. Gdy w mowie końcowej wskazałam, że wedle jej prawników już sama ciąża jest „torturą”, z wnętrza sali wypełnionej przez aktywistów aborcyjnych, ktoś mi odkrzyknął „bo tak jest”. Wytknęłam obrońcom Wydrzyńskiej, że wbrew nauce i logice, określają aborcję jako „metodę leczenia”. Po mojej mowie końcowej adwokat aborcjonistki poprosił sąd o możliwość ponownego zabrania głosu, aby wykrzyczeć, że „płód to nie człowiek”. Z kolei sama oskarżona przyrównała podanie pigułki aborcyjnej do podania kubka ciepłej zupy.

Sprawa aborcyjnej aktywistki wraca do sądu pierwszej instancji

W czwartek 13 lutego Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok, uzasadniając to tym, że został wydany przez „neosędziego”. Przewodniczący składu orzekającego, sędzia Rafał Kaniok, wcześniej jako wizytator, osobiście pozytywnie zaopiniował kwalifikacje sędzi Agnieszki Brygidyr-Dorosz, będącej wówczas kandydatką na sędziego sądu apelacyjnego. Nie przeszkadzało mu to tym razem w ustnych motywach wyjaśniać, dlaczego sąd pierwszej instancji był nienależycie obsadzony...

To niestety nie jedyny przypadek, gdy sąd uchyla wyrok skazujący oczywistych sprawców przestępstw z powodu udziału „neosędziego” w sprawie. Obecna tendencja orzecznicza do podważania orzeczeń nawet prawomocnych, często wydawanych w sprawach najbardziej bestialskich czynów, może mieć katastrofalne skutki dla bezpieczeństwa wszystkich Polaków. W styczniu sąd uchylił wyrok skazujący na dożywocie Mariusza G. ps. „krwawy tulipan”, który zamordował trzy kobiety, chcąc przejąć ich majątki. Wcześniej z tego samego powodu uchylono wyrok skazujący wobec gangsterów, którzy na początku XXI wieku produkowali i dystrybuowali ogromne ilości amfetaminy, kokainy, heroiny i innych narkotyków.

Co najistotniejsze, sąd nie wypowiedział się co do meritum sprawy, ograniczając się tylko do kwestionowania samej osoby wydającej orzeczenie. Nie powstrzymało to jednak sędzi Ewy Leszczyńskiej-Furtak od dodania w ustnych motywach wyroku, że „trzeba też mieć na względzie, że samopomoc obywatelska uaktywnia się tam, gdzie pomimo wyraźnych w tym względzie potrzeb nie działa państwo jako władza publiczna odpowiedzialna za dany obszar chroniony”. Jej słowa spotkały się z salwą oklasków z publiczności, na której licznie zasiedli aktywiści aborcyjni pokroju Marty Lempart czy Natalii Broniarczyk.

Sprawa Wydrzyńskiej wróci na wokandę. Sąd ponownie będzie musiał ocenić, czy jest winna nie tylko pomocy w aborcji, ale także przechowywania środków farmakologicznych z zamiarem wprowadzenia ich do obrotu bez zezwolenia, za który czyn pierwotnie została uniewinniona. Dołożymy wszelkich starań, aby aborcyjna aktywistka, która sama z dumą przywołuje statystyki, zgodnie z którymi miałaby przyczynić się do śmierci dziesiątek tysięcy nienarodzonych dzieci, poniosła karę za swój czyn.

Jest to tym ważniejsze, że Wydrzyńska jawnie kpi z wymiaru sprawiedliwości, chwaląc się w liberalnych mediach przestępczą działalnością „Aborcyjnego Dream Teamu”, którego aktywiści zapowiedzieli, że otworzą pierwszą w Polsce klinikę aborcyjną. Niedawno Wydrzyńska w wywiadzie dla Onetu przyznała, że „Aborcyjny Dream Team” zebrał już na ten cel 100 tys. zł. Samo postępowanie apelacyjne cynicznie wykorzystywała do promocji całego przedsięwzięcia. Jeśli aborcjoniści rzeczywiście uruchomią swoje centrum do unicestwiania życia nienarodzonych dzieci, to podejmiemy wszelkie możliwe kroki prawne, aby zostało ono jak najszybciej zamknięte.

Lewica chce zmieniać prawo pod lobby aborcyjne

Aborcyjni aktywiści, którzy z okrutnego pozbawiania życia niewinnych ludzi na prenatalnym etapie życia uczynili sobie intratny biznes, cieszą się wsparciem obecnej koalicji rządzącej, chcącej zalegalizować sprzeczną z Konstytucją RP aborcję i zapewnić aborcjonistom absolutną bezkarność. Taki byłby efekt przyjęcia proaborcyjnej ustawy Lewicy, której projekt Sejm skierował w listopadzie do dalszych prac w komisji.

Jej autorzy chcą nie tylko, aby mordowanie dzieci nienarodzonych nie było ścigane prawem, ale również, by aborcję bezkarnie mógł wykonać każdy zawsze i wszędzie, nawet osoby bez wykształcenia medycznego, w warunkach urągających normom sanitarnym. Ta ustawa, tak niebezpieczna także dla kobiet, jest zatem skrojona wyłącznie pod działalność aborcyjnych aktywistów.

Opublikowaliśmy analizę projektu ustawy, w której wykazaliśmy, że zawiera wadliwe przepisy, które były już przedmiotem głosowania w Sejmie 12 lipca 2024 r., podczas którego większość posłów opowiedziała się przeciwko ich uchwaleniu. Obecnie projekt ustawy utknął w sejmowej komisji. Prawdopodobnie ma to związek z kampanią wyborczą przed wyborami prezydenckimi. Przewidujemy, że projekt wróci pod obrady Sejmu zaraz po wyborach, co będzie wymagało od nas ponownej mobilizacji w celu przypomnienia posłom, że większość Polaków jest za życiem.

 

Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Ochrona życia

19.02.2025

Czy sąd pochwala pomocnictwo w aborcji jako „samopomoc obywatelską”?

• Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wcześniejszy wyrok skazujący za pomoc w aborcji farmakologicznej Justynę Wydrzyńską, znaną aktywistkę aborcyjną z tzw. Aborcyjnego Dream Teamu.

• Oznacza to, że sprawa trafi do ponownego rozpoznania przez Sąd Okręgowy dla Warszawy-Pragi.

• Przyczyną uchylenia wyroku nie była merytoryczna wadliwość tego wyroku (np. że czyn Justyny Wydrzyńskiej nie jest przestępstwem), ale to, że Sąd Apelacyjny uznał, iż ma miejsce nienależyta obsada sądu ze względu na fakt, że sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz, która skazała działaczkę, została powołana na sędziego przez Krajową Radę Sądownictwa po 2017 r.  

• Sędzia ze składu orzekającego wezwała do tego, aby sąd ponownie rozpoznający sprawę uwzględnił kontekst społeczno-polityczny i to, że kobiety w ciąży potrzebują pomocy, która jednak „nie zawsze musi oznaczać dokonania aborcji”.

• Z jej wypowiedzi wynika, że pomoc w aborcji to „samopomoc obywatelska”, która „uaktywnia się tam, gdzie pomimo wyraźnych w tym względzie potrzeb nie działa państwo”.

 

Sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz, która wydała wyrok, została powołana na urząd sędziego na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej przepisami ustawy z 2017 r. W konsekwencji tego miało dojść – według Sądu Apelacyjnego – do naruszenia standardów niezawisłości i bezstronności w rozumieniu art. 45 ust. 1 Konstytucji RP. Zdaniem SA, w tej sprawie miała miejsce nienależyta obsada sądu w rozumieniu art. 439 § 1 pkt. 2 Kodeksu postępowania karnego.

Wyrok Sądu Apelacyjnego jest więc kolejną odsłoną sporu politycznego i prawnego dotyczącego zmian w wymiarze sprawiedliwości, dokonanych w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Przewodniczący składu orzekającego sędzia Rafał Kaniok, prezentując ustne motywy rozstrzygnięcia w dniu ogłoszenia wyroku powiedział, że „większa część składu orzekającego, nie podziela wyrażanego niekiedy w orzecznictwie stanowiska, iż sam fakt zasiadania w składzie sądu powszechnego sędziego powołanego w ułomnej procedurze przy udziale KRS ukształtowanej po 2017 r. skutkuje wystąpieniem bezwzględnej przyczyny odwoławczej w postaci nienależytej obsady sądu”. Ma o tym decydować suma okoliczności, m.in. dotyczących przebiegu kariery zawodowej sędzi Brygidyr-Dorosz. W efekcie miał nie zostać spełniony minimalny standard gwarantujący stronom prawo do bezstronnego i niezawisłego sądu. Wynikać to ma z poglądów na temat aborcji byłego Ministra Sprawiedliwości – Zbigniewa Ziobry – oraz medialnego charakteru sprawy. Co ciekawe, ten sam sędzia uczestniczył w procedurze awansowej sędzi Agnieszki Brygidyr-Dorosz i w jej ramach sporządził wcześniej pozytywną ocenę jej kwalifikacji.

Sędzia Rafał Kaniok zaznaczył jasno, że wydane orzeczenie nie działa ani na korzyść, ani na niekorzyść oskarżonej. Nie odniósł się też do zasadności innych zarzutów apelacji niż ten, kwestionujący status sędzi Brygidyr-Dorosz. Wyraźnie odmówił oceny, czy czyn Justyny Wydrzyńskiej miał znikomy stopień szkodliwości społecznej, co by musiało prowadzić do umorzenia postępowania. Ta kwestia powinna zostać rozstrzygnięta jeszcze raz przez sąd pierwszej instancji.

Po sędzim Rafale Kanioku wystąpiła jednak sędzia Ewa Furtak-Leszczyńska. Trudno stwierdzić, czy we własnym imieniu, czy w imieniu całego składu orzekającego. Oględny i stricte prawniczy wywód sędziego Kanioka uzupełniła o – jak powiedziała – wskazania, które mają ukierunkować sąd, ponownie rozpoznający sprawę. Ten „o ile stwierdzi formalne znamiona przestępstwa z art. 152 § 2 Kodeksu karnego” – według sędzi Ewy Furtak-Leszczyńskiej – będzie musiał ocenić jego karygodność również „w aspekcie kontekstu społeczno-politycznego”. Sędzia chociaż zastrzegła, że nie ocenia „w żadnej mierze regulacji prawa aborcyjnego”, to stwierdziła, że nie można pominąć oceny czynu (czyli pomocy w aborcji) „w kontekście zapewnienia kobiecie ciężarnej wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, którego nie stwarza władza publiczna, w tym w ramach dostępu do służby zdrowia i właściwej reakcji na wszelkie zagrożenia związane z ciążą, również w strefie zdrowia psychicznego kobiety ciężarnej”. To wsparcie – według sędzi Furtak-Leszczyńskiej –„nie zawsze musi oznaczać dokonania aborcji”. W związku z tym, wezwała do tego, żeby „mieć na względzie, że samopomoc obywatelska uaktywnia się tam, gdzie pomimo wyraźnych w tym względzie potrzeb nie działa państwo jako władza publiczna odpowiedzialna za dany obszar chroniony”. 

Dopiero z pisemnego uzasadnienia wyroku będzie można się dowiedzieć, czy cała trójka sędziów ze składu, który wydał wyrok w sprawie Justyny Wydrzyńskiej, uważa pomocnictwo w aborcji za „samopomoc obywatelską”.

To co szczególnie niepokoi, to wyraźne akcentowanie przez Sąd Apelacyjny, że ponownej ocenie powinien ulec stopień szkodliwości społecznej czynu Justyny Wydrzyńskiej. To może bowiem prowadzić do tego, że oceny tej nie dokona sąd, ale prokuratura, kierowana przez Adama Bodnara. Ta może bowiem – po tym jak sprawa trafi ponownie do sądu pierwszej instancji – wycofać akt oskarżenia, motywując to właśnie tym, że zachodzi znikoma szkodliwość społeczna czynu. Już nieraz po objęciu stanowiska Prokuratora Generalnego przez Adama Bodnara, dochodziło do tego, że po latach procesu, prokurator wycofywał akt oskarżenia.

 

Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris

 

 

Czytaj Więcej
Ochrona życia

18.02.2025

Zakamuflowana eutanazja. Czy lekarz może nie leczyć?

W Polsce trwa dyskusja na temat terapii daremnej. W ostatnich dniach temat został poruszony m.in. przez posła Romana Fritza podczas posiedzenia Sejmu.

Sprawa ma związek z opublikowanym w kwietniu 2023 r. w czasopiśmie medycznym „Medycyna Praktyczna” artykule „Zapobieganie terapii daremnej u dorosłych chorych umierających w szpitalu”, prezentującym stanowisko Grupy Roboczej Towarzystwa Internistów Polskich (TIP) ds. Terapii Daremnej na Oddziałach Internistycznych.

Dokument opracowany przez interdyscyplinarną Grupę Roboczą ma zastosowanie do pacjentów określonych w nim jako umierający nieubezwłasnowolnieni, niebędący w stanie podejmować świadomych decyzji co do leczenia w sytuacji daremności medycznej stosowanej terapii.  

Pojawienie się stanowiska TIP wywołało falę krytyki ze strony przedstawicieli środowiska medycznego, którzy zarzucają mu niezgodność z obowiązującym prawem i etyką lekarską.

Istotą stanowiska i stanowiącego jego element tzw. protokołu terapii daremnej są wytyczne do zaniechania dalszego leczenia niektórych pacjentów i objęcia ich wyłącznie opieką paliatywną.

Kryteria, którymi posłużono się dla określenia pacjentów niekwalifikujących się, zdaniem TIP, do dalszej terapii, obejmują szeroki krąg pacjentów, wykraczający poza chorych umierających.

Instytut Ordo Iuris pracuje nad analizą problematyki „terapii daremnej”.

 

„Terapia daremna” dla umierających?

W ostatnim czasie w Sejmie miało miejsce posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków. Spotkanie było poświęcone zagadnieniu terapii daremnej. Z mównicy sejmowej temat poruszył przewodniczący Zespołu - poseł Konfederacji Roman Fritz.

Sprawa ma związek ze stanowiskiem TIP określonym jako „Zapobieganie terapii daremnej u dorosłych chorych umierających w szpitalu”. Zarówno tytuł, jak i terminologia tam zastosowana wskazują, że przewidziane w nim zasady postępowania z pacjentami oddziałów internistycznych obejmują wyłącznie kategorię chorych określanych jako „umierający”. Termin ten nie został wyjaśniony w stanowisku TIP, podobnie jak pojęcie „terapii daremnej”, której dokument ten dotyczy. Lektura kolejnych fragmentów stanowiska prowadzi do wniosku, że pojęcie „umieranie” zostało w nim potraktowane w zaskakująco swobodny sposób – raz autorzy piszą o „procesie umierania” i „agonii”, w innych miejscach pojawiają się już jednak odniesienia do okresu „schyłku życia”, „kresu życia” czy „przygotowania do okresu umierania”. Ta niekonsekwencja prowadzi do uzasadnionego pytania: jaką dokładnie grupę pacjentów obejmuje stanowisko TIP – czy są to wyłącznie osoby w stanie agonalnym, czy może też pacjenci, którzy - owszem cierpią na choroby uznawane za przewlekłe i nieuleczalne - ale którzy nie są umierający? Odpowiedź na to pytanie ma fundamentalne znaczenie, bowiem w dokumencie TIP wyrażono pogląd, że w przypadku pacjentów objętych jego zakresem uzasadnione jest odstąpienie od pewnych działań medycznych - określanych w stanowisku jako „terapia daremna” – i wdrożenie wyłącznie opieki paliatywnej. W dodatku nr 3 do stanowiska (zawierającym wzór „protokołu terapii daremnej”) taką opiekę określono jako: „specjalistyczna opieka pielęgniarska, działania łagodzące dolegliwości, takie jak ból, niepokój duszność drgawki czy gorączka (…) nawadnianie i żywienie”. Wydaje się więc, że zakres takiej opieki miałby charakter ograniczony względem tego, co przewidują przepisy § 3 rozporządzenia Ministra Zdrowia z 29 października 2013 r. w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu opieki paliatywnej i hospicyjnej (Dz. U. z 2022 r. poz. 262), bowiem przepisy te w ramach opieki paliatywnej i hospicyjnej uwzględniają także leczenie objawowe (ust. 1) czy świadczenia z wykorzystaniem metod diagnostyczno-terapeutycznych (ust. 3). Zarówno słownictwo stanowiska, jak i zakres świadczeń oferowanych chorym, którzy, zgodnie ze stanowiskiem, mieliby być pozbawieni dalszej terapii, sugeruje, że mamy do czynienia z osobami w stanie agonalnym, w przypadku których podejmowanie działań inwazyjnych, jak np. resuscytacja czy przyczynowe leczenie farmakologiczne rzeczywiście może okazać się nieuzasadnione, a ponadto przysparzające dodatkowych cierpień. W takim wypadku można by też zastanawiać się, czy zastosowane w stanowisku TIP proste „przejęcie” opracowanej w 2008 r. w drodze konsensusu i dotychczas stosowanej definicji „terapii uporczywej” na rzecz pojęcia „terapii daremnej” może być zasadne. „Terapia uporczywa” jest bowiem rozumiana jako „stosowanie procedur medycznych w celu podtrzymywania funkcji życiowych nieuleczalnie chorego, które przedłuża jego umieranie, wiążąc się z nadmiernym cierpieniem lub naruszeniem godności pacjenta”.

Pojęcie „terapii uporczywej” (i błędnie traktowane na równi z nią „terapii daremnej”) obejmuje zatem etap umierania pacjenta, ale już nie inny okres życia np. funkcjonowania z przewlekłą nieuleczalną chorobą. Wbrew terminologii stosowanej w treści omawianego dokumentu, Dodatek 2 do stanowiska TIP wskazuje jednak, że ma on zastosowanie w szczególności do pacjentów „z zaawansowaną przewlekłą chorobą”, do których zaliczono chorych: (1) u których spodziewany czas przeżycia wynosi mniej niż 12 miesięcy (np. z zaawansowaną niewydolnością serca czy aktywną chorobą nowotworową), (2) hospitalizowanych więcej niż 1 raz z powodu zaostrzenia choroby przewlekłej w ciągu ostatnich kilku miesięcy, (3) wymagających stałej opieki osób trzecich, (4) objętych opieką w zakładzie opiekuńczo-leczniczym lub hospicjum, (5) u których nastąpiło nieodwracalne pogorszenie stanu ogólnego w ostatnich tygodniach. Krąg pacjentów wyznaczony wedle tych kryteriów zdecydowanie nie pokrywa się z grupą osób określanych jako „umierający”.

„Protokół terapii daremnej” w praktyce

W połowie października 2024 r. na łamach portalu wp.pl pojawił się artykuł „«Eutanazja w białych rękawiczkach». Rodzice błagają o pomoc, ale jej nie dostają”, w którym autorka opisała dramatyczne zmagania rodziców przewlekle chorych dzieci, którym odmówiono udzielenia świadczeń zdrowotnych właśnie ze względu na tzw. protokół terapii daremnej. Istotą opisanego w tym materiale problemu jest obecna praktyka szpitali, które odmawiają przyjęcia (!) oraz leczenia pacjentów, którzy spełniają wspomniane, szeroko zakreślone w Dodatku nr 2 do stanowiska TIP kryteria i którym wystawiono w danej placówce „protokół terapii daremnej”. Raz sporządzony „protokół terapii daremnej” jest dostępny w systemie teleinformatycznym także dla innych szpitali. Pacjent „z protokołem” uznawany jest za umierającego w każdym szpitalu, w związku z czym odmawia się mu świadczeń medycznych, w tym chociażby przyjazdu karetki. Pacjentom albo ich przedstawicielom ustawowym (w przypadku np. dzieci) odmawia się także możliwości żądania „anulowania” protokołu. Sprawę komplikuje dodatkowo nowa treść art. 33 Kodeksu Etyki Lekarskiej, w którego ust. 3 z początkiem 2025 r. znalazł się wyraźny zakaz stosowania przez lekarzy terapii daremnej.

Opisane fakty związane z funkcjonowaniem „protokołu terapii daremnej” budzą ostry sprzeciw dużej części środowiska medycznego i prawniczego. Przy ocenie prawnej zjawiska zwraca się uwagę przede wszystkim na przysługujące każdemu konstytucyjne prawo do ochrony zdrowia (art. 68 ust. 1 Konstytucji RP), spoczywający na lekarzach ustawowy obowiązek udzielania pomocy lekarskiej w sytuacjach zagrożenia życia lub zdrowia (art. 30 ustawy z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty, Dz.U. z 2024 r. poz. 1287 – dalej: „u.z.l.”) oraz ciążący na podmiotach leczniczych obowiązek udzielania świadczenia zdrowotnego w przypadkach zagrożenia życia lub zdrowia pacjentów (art. 15 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej, Dz.U. z 2024 r. poz. 799). W stanowisku TIP próżno szukać wyjaśnienia, w jaki sposób jego autorzy godzą wskazania płynące ze stanowiska z obowiązującymi przepisami ustawowymi. Dodatkowym szokującym faktem dotyczącym praktyki stosowania „protokołu terapii daremnej” jest pozostawienie pacjentów, którym odmawia się pomocy medycznej, w sytuacji całkowitego zaskoczenia oraz bez niezbędnej informacji o innym miejscu, w którym uzyskanie świadczenia jest możliwe. Natomiast wymaga tego art. 38 ust. 2 u.z.l., który wskazuje, że w przypadku odstąpienia od leczenia, lekarz ma obowiązek dostatecznie wcześnie uprzedzić o tym pacjenta lub jego przedstawiciela ustawowego bądź opiekuna faktycznego i wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym. Dodatkowo lekarz zatrudniony w szpitalu może zgodnie z prawem odmówić leczenia tylko z ważnych powodów i po uzyskaniu zgody swojego przełożonego (art. 38 ust. 3 u.z.l.).

Nie jest to zresztą wyczerpujące przedstawienie zastrzeżeń, które można i należy kierować w stronę stanowiska dotyczącego „terapii daremnej”. Poza kwestią najistotniejszą – szerokim kręgiem pacjentów, których bezzasadnie obejmuje się «protokołem terapii daremnej» - tematy: granic prawa do odstąpienia od leczenia, rodzaju i charakteru środków, które należy podejmować, a których można zaniechać wobec umierających, zostały w zasadzie pominięte w stanowisku, podczas gdy od lat są przedmiotem dyskusji lekarzy, etyków, prawników i wciąż wiele aspektów wymaga doprecyzowania dla dobra pacjentów.

Instytut Ordo Iuris przygotowuje analizę stanowiska TIP i poruszonej w nim kontrowersyjnej koncepcji zaniechania „terapii daremnej”. 

 

R.pr. Katarzyna Gęsiak – dyrektor Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

14.02.2025

Rafał Dorosiński: Musimy obronić Polskę przed ideologiczną cenzurą

Już niedługo każdy z nas będzie mógł zostać wyciągnięty z łóżka o 6 nad ranem, wywleczony w kajdankach z własnego domu na oczach sąsiadów, aresztowany i w końcu skazany na nawet 3 lata pozbawienia wolności. Wystarczy, że odważymy się bronić w mediach społecznościowych lub innej przestrzeni publicznej stanowiska o istnieniu dwóch płci albo przekonania, że „praktyki homoseksualne są grzechem”, bądź że „migranci stanowią dla nas zagrożenie”.

 

Organy państwa zaprzęgnięte do ścigania krytyków ulubieńca władzy

Pod koniec stycznia informowaliśmy o sprawie Pani Izabeli – emerytki z Torunia, która została zatrzymana w swoim mieszkaniu o 6 rano za komentarz na Facebooku do wpisu Jerzego Owsiaka.

Prokuratura uznała, że istnieje realna obawa, że 66-letnia emerytka może zrobić krzywdę szefowi WOŚP. Za użycie w komentarzu zwrotu „giń człeku” postawiono jej zarzut kierowania gróźb karalnych. Grozi jej do 3 lat więzienia. Kobieta musi stawiać się 3 razy w tygodniu na komisariacie policji, ma zakaz opuszczania kraju, zakaz publicznego komentowania sprawy oraz zakaz zbliżania się do Jerzego Owsiaka na odległość 100 m.

Stanęliśmy w jej obronie, złożyliśmy zażalenie na zatrzymanie oraz na zastosowanie niezwykle represyjnych środków zapobiegawczych.

Ale Pani Izabela nie jest jedyną osobą, która ma poważne kłopoty za zamieszczenie w mediach społecznościowych wpisów na temat szefa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Okazuje się, że w obronie swojego ulubieńca rządzący nakazują służbom ścigać nie tylko schorowane emerytki, ale również… osoby niepełnosprawne.

W niedzielę 26 stycznia, gdy odbywał się Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, kilkanaście godzin po publikacji wpisu, młody chłopak został zatrzymany, doprowadzony w kajdankach na komendę i potraktowany jak groźny przestępca. Schemat działania Policji w tym przypadku był niemal identyczny jak w sprawie Pani Izabeli, z tą różnicą, że tym razem sprawę prowadzi… Wydział do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji.

Niepełnosprawny intelektualnie chłopak, z którym kontakt bez pomocy jego rodziców jest poważnie utrudniony, został przesłuchany bez obecności obrońcy. Postawiono mu zarzut publicznego nawoływania do popełnienia zbrodni, a następnie, podobnie jak w przypadku Pani Izabeli z Torunia, zastosowano wobec niego dozór policji i zakaz zbliżania się do Jerzego Owsiaka. Zastosowanie wobec 21-latka takich środków zabezpieczających, biorąc pod uwagę jego niepełnosprawność intelektualną i to, że chłopak przez 5 dni w tygodniu przebywa w szkole specjalnej z internatem, a pozostałe 2 dni mieszka z rodzicami, jest chyba jeszcze większym absurdem niż uznanie za potencjalnego mordercę schorowanej emerytki…

Dlatego wnieśliśmy zażalenia na jego zatrzymanie oraz zastosowane środki zapobiegawcze.

Ustawa o walce z „mową nienawiści” z poparciem sejmowej komisji

Nie możemy pozwolić, aby państwo polskie, prokuratura, Policja i sądy stały się narzędziem realizującym polityczne zlecenia władzy. Jeżeli już dziś mają miejsce tego rodzaju praktyki, to do czego będzie zdolna władza po przyjęciu ustawy, zakazującej „mowy nienawiści”? Stronniczość „specjalistów” od walki z „nienawiścią” jest dobrze znana. Opisywałem ją w książce „Mowa nienawiści – Koń trojański rewolucji kulturowej”. Najgorsze prowokacje aktywistów LGBT, takie jak profanacja wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej czy wyszydzenie podczas „Marszu Równości” w Gdańsku wizerunku Najświętszego Sakramentu, nie doczekało się reakcji ze strony osób lub organizacji na co dzień wojujących z „nienawiścią”. Podobnie jak fizyczne ataki na miejsca kultu, dewastacje obiektów sakralnych i inne akty fizycznej agresji (w tym pobicia, inne naruszenia nietykalności cielesnej, zakłócenia Mszy św., znieważenia osób i miejsc kultu, dewastacje zabytków, uszkodzenia mienia). Ale do ścigania schorowanej emerytki i niepełnosprawnego ucznia zaprzęgnięto prokuraturę, Policję i Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości. 

Już niedługo każdy z nas będzie mógł zostać wyciągnięty z łóżka o 6 nad ranem, wywleczony w kajdankach z własnego domu na oczach sąsiadów, aresztowany i w końcu skazany na nawet 3 lata pozbawienia wolności. Wystarczy, że odważymy się bronić w mediach społecznościowych lub innej przestrzeni publicznej stanowiska o istnieniu dwóch płci albo przekonania, że „praktyki homoseksualne są grzechem”, bądź że „migranci stanowią dla nas zagrożenie”.

Tak będzie wyglądała nasza rzeczywistość, jeśli rządzący przeforsują w parlamencie ustawę o walce z „mową nienawiści”, która przewiduje karę 3 lat więzienia za podżeganie do nienawiści z powodu „orientacji seksualnej” lub szeroko rozumianej „płci”. Jak pokazują doświadczenia krajów zachodnich, które wdrożyły tego typu ustawodawstwo, walka z „mową nienawiści” służy eliminacji z przestrzeni publicznej treści prawicowych, aby zapewnić radykalnej lewicy „monopol na prawdę".

Dlatego broniąc wolności słowa, opublikowaliśmy analizę projektu ustawy, zwracając uwagę na jego sprzeczność z prawem oraz dalekosiężne, cenzorskie konsekwencje. Jednocześnie monitorujemy prace nad projektem, który 5 lutego został  przyjęty przez sejmową Komisję Nadzwyczajną do spraw zmian w kodyfikacjach. Projekt trafi teraz do drugiego czytania na posiedzenie plenarne Sejmu, co może nastąpić już w dniach 20 i 21 lutego.

Wspierając nasze stanowisko, swoją opinię do projektu ustawy przesłała Komisji międzynarodowa organizacja Alliance Defending Freedom. Wskazano w niej, że jest on niezgodny z międzynarodowym prawem do wolności wypowiedzi, a jego przyjęcie doprowadziłoby do zdławienia debaty publicznej.

Rząd szykuje drugi filar systemu ideologicznej cenzury

Uzupełnieniem tworzonego przez Adama Bodnara systemu internetowej cenzury mają być zapowiedziane przez ministerstwo cyfryzacji przepisy, które wyposażą prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej w arbitralne i niemal nieograniczone prawo do usuwania dowolnych treści z internetu. Wszystko miałoby się odbywać bez wyroku sądu – wyłącznie w oparciu o decyzję administracyjną prezesa UKE. Aby do tego nie doszło, dokładnie monitorujemy prace nad ustawą. Gdy tylko rządzący zaprezentują jego projekt, przystąpimy do jego analizy i nagłaśniania zagrożeń związanych z nowymi przepisami.

Będziemy do samego końca walczyć o zablokowanie cenzorskich przepisów. Ale nawet jeśli rządzącym udałoby się je wprowadzić, nie pozostawimy bez pomocy ofiar internetowej cenzury. Każda z nich będzie mogła liczyć na wsparcie prawników Ordo Iuris, którzy mają za sobą wiele lat doświadczenia w sądowych bataliach w obronie wolności słowa, w której w ostatnich tygodniach osiągnęliśmy kilka kolejnych, ważnych sukcesów.

Sąd Najwyższy staje po stronie wolności słowa

W styczniu uzyskaliśmy 2 przełomowe orzeczenia Sądu Najwyższego. Pierwsze dotyczy sprawy Pana Janusza Komendy, który został zwolniony z salonu meblowego IKEA za to, że przy pomocy cytatów z Biblii skrytykował zmuszanie pracowników szwedzkiego przedsiębiorstwa do udziału w akcji promującej ruch LGBT. Sąd Najwyższy potwierdził wyroki sądów dwóch instancji, które stwierdziły, że zwolnienie mężczyzny było bezprawne.

Drugi z bardzo ważnych wyroków z ostatnich tygodni zapadł w sprawie działacza Fundacji Pro – prawo do życia, który w ramach akcji „Stop pedofilii” eksponował w przestrzeni publicznej banery ujawniające prawdę na temat postulatów genderowych lobbystów i standardów edukacji seksualnej WHO. Sąd Najwyższy potwierdził, że mężczyzna nie złamał prawa, a krytyka lobby LGBT mieści się w dopuszczalnej debacie publicznej.

Wolność słowa to fundament gmachu, którym jest demokratyczne państwo prawne. Tracąc możliwość swobodnej wymiany poglądów, utracimy solidną podstawę wszystkich innych praw obywatelskich, o które nasi przodkowie walczyli w okresie komunistycznym. Dlatego musimy zrobić wszystko, co tylko pozostaje w naszej mocy, aby obronić Polskę przed szykowaną nam przez eurokratów i ich polskich pomocników ideologiczną cenzurą.

 

Adw. Rafał Dorosiński – członek Zarządu Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Ochrona życia

12.02.2025

Trump przeciwko ideologicznej agendzie ONZ. Nominacja Elise Stefanik

• Prezydent Donald Trump nominował Elise Stefanik - kongresmenkę polskiego i holenderskiego pochodzenia na stanowisko ambasadora Stanów Zjednoczonych przy Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Stefanik, znana z konserwatywnych poglądów i lojalności wobec prezydenta, ma przed sobą zadanie reprezentowania interesów Stanów Zjednoczonych w organizacji, której rola i funkcjonowanie były wielokrotnie krytykowane przez administrację Donalda Trumpa.

Jednocześnie Stany Zjednoczone wycofały się z Rady Praw Człowieka ONZ i WHO, zarzucając tym organizacjom polityczne uprzedzenia i nieskuteczność.

Elise Stefanik jako ambasador USA przy ONZ, będzie miała za zadanie kontynuację tej polityki, dążąc do dalszej reformy organizacji i obrony interesów Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej.

Stany Zjednoczone płacą 22% budżetu regularnego ONZ i 25% budżetu misji pokojowych, co Stefanik chce zredukować.

Stefanik, wśród swoich priorytetów, wymienia także sprzeciw wobec finansowania programów związanych z aborcją czy tzw. prawami reprodukcyjnymi.

 

Znaczenie nominacji Stefanik w świetle polityki Trumpa

 

Nominacja kongresmenki Elise Stefanik na stanowisko ambasadora Stanów Zjednoczonych przy Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) jest jednym z ważniejszych kroków administracji prezydenta Donalda Trumpa w zakresie polityki zagranicznej. Wybór Stefanik nie jest przypadkowy – od lat należy ona do najbardziej lojalnych sojuszników Trumpa w Partii Republikańskiej, a jej poglądy są zgodne z kluczowymi założeniami konserwatywnej polityki „America First”. Polityka „America First”, którą Donald Trump konsekwentnie realizuje od początku swojej pierwszej kadencji, zakłada, że Stany Zjednoczone powinny skupić się na własnych interesach, a nie na wspieraniu globalnych inicjatyw kosztem amerykańskich obywateli.

 

Elise Stefanik to polityk o polsko-holenderskich korzeniach, która zdobyła mandat do Izby Reprezentantów w 2014 roku jako najmłodsza kobieta w historii Kongresu USA. Pochodzi z Nowego Jorku i szybko stała się jedną z czołowych postaci Partii Republikańskiej, szczególnie w kwestiach polityki obronnej, bezpieczeństwa narodowego oraz wartości konserwatywnych. W czasie prezydentury Trumpa wielokrotnie broniła jego decyzji, zarówno w Kongresie, jak i w mediach, co umocniło jej pozycję wśród republikańskich wyborców.

 

Jej nominacja na ambasadora USA przy ONZ ma ogromne znaczenie, ponieważ wskazuje na kontynuację polityki Trumpa polegającej na reformowaniu organizacji międzynarodowych, ograniczaniu ich wpływów i koncentrowaniu amerykańskiej polityki zagranicznej na interesach narodowych. Prezydent od lat krytykował ONZ, twierdząc, że jest ona nieskuteczna, nadmiernie biurokratyczna i często działa na niekorzyść Stanów Zjednoczonych. Jego administracja wielokrotnie podkreślała, że USA powinny dążyć do zmniejszenia swojego udziału finansowego w organizacjach międzynarodowych oraz że amerykańskie fundusze powinny trafiać tylko do tych programów, które bezpośrednio służą interesom kraju.

 

ONZ od lat jest jednym z najbardziej wpływowych międzynarodowych podmiotów, jednak w ostatnich latach spotyka się z rosnącą krytyką. Zarówno administracja Trumpa, jak i inne konserwatywne rządy (np. w Brazylii, na Węgrzech czy w Indiach) oskarżają ONZ o nadmierną ingerencję w politykę suwerennych państw, promowanie progresywnych wartości sprzecznych z tradycyjnymi normami kulturowymi oraz o nieefektywność w rozwiązywaniu globalnych problemów, takich jak kryzysy migracyjne czy konflikty zbrojne.

 

Administracja Trumpa wielokrotnie podkreślała, że USA są największym pojedynczym płatnikiem do budżetu ONZ (22% budżetu regularnego i 25% budżetu misji pokojowych), co, zdaniem republikańskich polityków, jest nieproporcjonalnym obciążeniem.

 

Jako ambasador USA przy ONZ, Stefanik będzie odpowiedzialna za reprezentowanie interesów Stanów Zjednoczonych na forum międzynarodowym. Jej priorytety obejmują:

 

  1. Rewizję finansowania ONZ – analizę i ewentualne ograniczenie funduszy przeznaczanych na organizacje i programy uznane za niezgodne z interesami USA.
  2. Wzmocnienie roli USA w kształtowaniu decyzji ONZ – Stany Zjednoczone od lat walczą o większy wpływ na kluczowe decyzje organizacji. Stefanik ma zadbać o to, by amerykańska polityka zagraniczna była w pełni zgodna z celami ONZ tam, gdzie jest to korzystne, a jednocześnie unikać działań sprzecznych z interesami USA.
  3. Ochrona konserwatywnych wartości – Stefanik znana jest z poglądów pro-life i sprzeciwia się finansowaniu programów związanych z aborcją czy tzw. prawami reprodukcyjnymi. Będzie dążyć do ograniczenia wsparcia dla agencji takich jak UNFPA, które promują aborcję na arenie międzynarodowej.
  4. Wspieranie Izraela – Trump wielokrotnie podkreślał, że ONZ jest nieprzychylne Izraelowi, a administracja USA powinna aktywnie przeciwdziałać decyzjom, które mogą godzić w jego bezpieczeństwo. Stefanik jest zwolenniczką silnego sojuszu amerykańsko-izraelskiego i będzie działać na rzecz ochrony interesów tego kraju.
  5. Reforma strukturalna ONZ – jednym z większych wyzwań będzie próba reformy ONZ i zmniejszenia wpływu biurokratycznych struktur, które według administracji Trumpa są nieefektywne i kosztowne.

 

Zaangażowanie Elise Stefanik w ochronę życia

 

Elise Stefanik od początku swojej kariery politycznej aktywnie angażuje się w działania na rzecz ochrony życia. W styczniu 2023 roku otrzymała ocenę A+ od organizacji Susan B. Anthony Pro-Life America za swoje wysiłki na rzecz ochrony życia nienarodzonych oraz przeciwdziałanie finansowaniu aborcji z funduszy publicznych podczas 117. Kongresu.

 

W czerwcu 2023 roku, podczas przemówienia z okazji pierwszej rocznicy decyzji Sądu Najwyższego w sprawie Dobbs v. Jackson, Stefanik podkreśliła znaczenie tej decyzji dla ochrony życia i zadeklarowała swoje zaangażowanie w dalsze działania pro-life.

 

Polityka pro-life od lat stanowi jeden z filarów amerykańskiej debaty publicznej, a jej wpływ na politykę zagraniczną USA jest szczególnie widoczny w kontekście relacji z ONZ. Administracja Donalda Trumpa, a wraz z nią Elise Stefanik, konsekwentnie sprzeciwiała się finansowaniu przez ONZ programów wspierających tzw. prawa reprodukcyjne, co skutkowało licznymi napięciami między USA a organizacją. Z perspektywy Waszyngtonu kluczowym celem było ograniczenie wsparcia dla agend promujących aborcję, zwłaszcza Funduszowi UNFPA, który w swoich działaniach koncentruje się na dostępie do antykoncepcji i aborcji.
 

Jak dotąd, podstawą amerykańskiego sprzeciwu wobec polityki ONZ w tym zakresie było przekonanie, że ONZ narusza suwerenność państw w kwestiach etycznych oraz promuje wartości sprzeczne z konserwatywnymi przekonaniami części społeczeństwa amerykańskiego. Trump, już w pierwszych dniach swojej drugiej prezydentury, przywrócił tzw. Global Gag Rule, znaną jako Mexico City Policy, zakazującą finansowania organizacji zagranicznych, które wspierają aborcję lub prowadzą edukację w tym zakresie. Działanie to wpłynęło bezpośrednio na współpracę z ONZ, ponieważ wiele programów organizacji opiera się na współpracy z organizacjami pozarządowymi zajmującymi się prawami reprodukcyjnymi.

 

Elise Stefanik, jako zwolenniczka polityki pro-life, wielokrotnie podkreślała swoje poparcie dla ograniczenia finansowania programów wspierających aborcję na arenie międzynarodowej. Jej nominacja na stanowisko ambasadora USA przy ONZ stanowi kontynuację tej linii politycznej, co oznacza, że Stany Zjednoczone pod jej przywództwem będą aktywnie dążyć do osłabienia wpływu agend ONZ zajmujących się tzw. prawami reprodukcyjnymi. W praktyce może to oznaczać np. próbę blokowania rezolucji wspierających dostęp do aborcji. Kwestia tzw. praw reprodukcyjnych stała się jednym z głównych punktów spornych w relacjach między USA a Unią Europejską, Kanadą czy Australią, które aktywnie popierają idee powszechnego dostępu do aborcji i antykoncepcji.

 

Z drugiej strony, polityka pro-life administracji Trumpa i Stefanik miała także poparcie wśród niektórych państw o konserwatywnych tradycjach kulturowych. Koalicja tych państw często sprzeciwiała się próbom wprowadzania przez ONZ uniwersalnych norm dotyczących tzw. praw reprodukcyjnych, argumentując, że kwestie te powinny pozostawać w gestii suwerennych rządów. Stany Zjednoczone, dążąc do budowania międzynarodowego sojuszu przeciwko promocji aborcji, współpracowały m.in. z Brazylią czy Polską tworząc blok sprzeciwiający się na arenie międzynarodowej zmianom w przepisach chroniących życie nienarodzonych dzieci.

 

Jako przyszła ambasador USA przy ONZ, Stefanik stanie zatem przed wyzwaniem reprezentowania stanowiska Stanów Zjednoczonych w kwestiach związanych z ochroną życia i rodziny. Dotychczasowe doświadczenie i zaangażowanie Elise Stefanik w ochronę życia sugerują, że będzie ona dążyć do promowania polityki zgodnej z wartościami pro-life na arenie międzynarodowej.

 

Jak Elise Stefanik wpłynie na sytuację w ONZ?

 

Nominacja Elise Stefanik na stanowisko ambasadora USA przy ONZ stanowi kolejny etap polityki administracji Trumpa, której celem jest redefinicja roli Stanów Zjednoczonych w organizacjach międzynarodowych. Jej misja wpisuje się w szerszą strategię ograniczania wpływu ONZ, kontrolowania finansowania organizacji oraz promowania konserwatywnych wartości na arenie międzynarodowej.

 

Stefanik stanie przed szeregiem wyzwań, w tym koniecznością zarządzania relacjami z kluczowymi sojusznikami USA, przeciwdziałania rosnącym wpływom Chin i Rosji w ONZ oraz wdrażania reform organizacyjnych, które były jednym z głównych celów administracji Trumpa. Będzie również musiała zmierzyć się z napięciami wynikającymi z amerykańskiej polityki pro-life. Jej nominacja ma szansę wzmocnić konserwatywny głos USA w ONZ, zwłaszcza w kwestiach związanych z ochroną życia i wartościami prorodzinnymi.

 

W dłuższej perspektywie jej kadencja może zadecydować o tym, czy USA pozostaną w ONZ jako dominująca siła, czy też ich wpływy ulegną dalszemu osłabieniu na rzecz Chin i innych państw. Jeżeli Stefanik uda się skutecznie przeprowadzić reformy i zmniejszyć zależność ONZ od amerykańskiego finansowania, może zapisać się jako kluczowa postać w administracji Trumpa.

 

Julia Książek – Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

 

 

Czytaj Więcej