Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
Komentarze

Komentarze

Unijny Kompas Konkurencyjności. Jak wiele trzeba zmienić, żeby wszystko zostało po staremu?

• Komisja Europejska przedstawiła „Kompas konkurencyjności dla UE”.

• Dokument ten zawiera strategiczne ramy działań Komisji przewidziane na trwającą kadencję i przedstawiany jest jako swoista nowa doktryna gospodarcza UE. 

• Kompas zakłada m.in. tworzenie planów dla przedsiębiorstw, mających zwiększyć ich innowacyjność czy przyjęcie aktu przyśpieszającego odejście od gospodarki opartej na węglu.

• Wdrażanie założeń Kompasu ma się odbywać przy jednoczesnej realizacji koncepcji Zielonego Ładu.

 

„Nowa” doktryna gospodarcza UE

Już od dłuższego czasu spekulowano, że Komisja uczyni „krok w tył” w odniesieniu do dotychczasowej polityki opartej na dążeniu do jak najszybszej i bezwzględnej „zielonej transformacji” państw członkowskich, w oparciu o powszechnie znany i krytykowany Zielony Ład. Można rzec, że rację mieli zarówno ci, którzy zakładali, że KE wycofa się z Zielonego Ładu, jak i ci, którzy nie dowierzali, że nawet w dobie tak silnych wstrząsów w światowym układzie sił, w UE może pojawić się otrzeźwienie. Kompas konkurencyjności jest dokumentem, który wiele mówi o potrzebie zmian i trafnie diagnozuje, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat Europa nie nadążała za innymi dużymi gospodarkami ze względu na utrzymującą się lukę we wzroście wydajności. Jednocześnie jednak, Kompas podtrzymuje cele wyznaczone w Zielonym Ładzie, w tym dążenie do uczynienia z Europy pierwszego kontynentu „neutralnego dla klimatu”.

Filar I: innowacje

Kompas konkurencyjności oparto na trzech filarach. Pierwszym z nich jest eliminowanie luki innowacyjnej. Późno, ale jednak w końcu Komisja dostrzegła, że jednym z największych problemów UE jest brak wydajności. KE zapowiada, że będzie pracować nad stworzeniem „nowej dynamiki dla struktury przemysłowej Europy”.

Eliminowanie luki innowacyjnej UE ma nastąpić m.in. dzięki opracowaniu strategii, która ma ułatwić powstawanie i rozwój przedsiębiorstw. Komisja planuje także przedstawienie planów działania dotyczących materiałów zaawansowanych, technologii kwantowych, biotechnologii, robotyki i technologii kosmicznych.

Choć plany te mogą budzić pewne nadzieje, warto pamiętać, że od przedstawienia konkretnych rozwiązań do ich wdrożenia miną jeszcze lata. Ta wieloletnia perspektywa jest szczególnie nierealistyczna w kontekście zapowiadanego przez Komisję włączenia się do światowego wyścigu w rozwoju sztucznej inteligencji (ang. artificial intelligence - AI). Planowane są inicjatywy na rzecz „fabryk AI”, aby pobudzić rozwój i przemysłowe zastosowanie sztucznej inteligencji w kluczowych sektorach. Włączenie się do prac i badań nad AI jest oczywiście konieczne i pożądane, niemniej trudno nie zauważyć, że powinno to nastąpić kilka kadencji KE temu, tak, aby Europa mogła dziś konkurować z USA, czy Chinami. W wyścigu, który trwa od kilku dekad, a do którego dopiero postanowiono przystąpić, trudno mówić o „konkurencyjności” UE.

28. system prawa

Wśród inicjatyw zaproponowanych w ramach filaru związanego z innowacyjnością, na szczególną uwagę zasługuje wniosek dotyczący wprowadzenia 28. systemu prawnego. Propozycja ta polega na wdrożeniu – obok systemów prawnych państw członkowskich – dodatkowego, 28. systemu prawnego, który z założenia ma uprościć przepisy związane z prawem spółek, prawem pracy, czy prawem podatkowym. Jak przekonuje KE, dzięki temu innowacyjne przedsiębiorstwa będą mogły korzystać z jednego zbioru przepisów niezależnie od tego, gdzie inwestują i działają na jednolitym rynku.

Propozycja ta budzi jednak uzasadnione obawy. Przede wszystkim jest to próba stworzenia systemu prawnego, który będzie systemem ogólnounijnym i nadrzędnym wobec systemów krajowych, co w oczywisty sposób prowadzi do utworzenia unijnego superpaństwa o wspólnym systemie prawnym.

Jednakże, obok zagrożenia postępującą federalizacją, zwrócić należy uwagę na znaczące różnice w systemach prawnych państw członkowskich, chociażby w kontekście prawa pracy. Nowy system będzie musiał pogodzić występujące pomiędzy państwami członkowskimi różnice w zakresie praw pracowników, w tym prawa do urlopu (w tym długości urlopów macierzyńskich i rodzicielskich), wysokości wynagrodzenia chorobowego, ochrony pracowników czy długości okresów wypowiedzenia. Biorąc pod uwagę stosunkowo szeroką ochronę pracowników jaką gwarantuje polski kodeks pracy, trudno oczekiwać, że propozycje zawarte w 28. systemie prawnym będą dla polskich pracowników korzystne.

Filar II: dekarbonizacja

Drugim filarem Kompasu konkurencyjności ma być zintegrowanie polityki dekarbonizacji z polityką przemysłową, polityką konkurencji, polityką gospodarczą i handlową. KE zapewnia, że zintegrowanie tych polityk będzie potężnym bodźcem do wzrostu gospodarczego UE. W Kompasie wskazano wysokie i niestabilne ceny energii jako kluczowe wyzwanie i określono obszary interwencji w celu ułatwienia dostępu do czystej, przystępnej cenowo energii. Ten filar Kompasu najjaskrawiej oddaje, że KE dostrzegła skalę rosnącego niezadowolenia obywateli państw członkowskich i prawidłowo zidentyfikowała jego źródło, czyli dramatyczny wzrost kosztów życia, przede wszystkim zaś energii.

Warto zauważyć, że dokument jednoznacznie opowiada się za kontynuacją dotychczasowej polityki, której ikoną stał się już Zielony Ład. Nie znajdziemy w Kompasie obietnicy odejścia od Zielonego Ładu, ani nawet wyrażonej wprost zapowiedzi złagodzenia go czy odsunięcia pewnych celów w czasie. Dokument KE zapowiada podjęcie działań na rzecz przystępnych cen energii (nie wiadomo jakich konkretnie), a obok tego m.in. przyjęcie aktu w sprawie przyspieszenia (sic!) dekarbonizacji przemysłu.

W kontekście zbliżającego się wielkimi krokami zakazu sprzedaży nowych aut spalinowych (a także wprowadzanych miejscowo ograniczeń w ich użytkowaniu), KE zapowiada także „strategiczny dialog na temat przyszłości europejskiego przemysłu motoryzacyjnego i plan działania dla przemysłu motoryzacyjnego”. Podkreślić należy, że to rzekome wsłuchanie się w postulaty społeczeństwa zostało ograniczone do podjęcia „strategicznego dialogu” – KE nie zapowiada rewizji swego stanowiska, ani nawet większych prac nad tą problematyką. Niestety, ten, mogłoby się wydawać, obiecujący punkt Kompasu gwarantuje co najwyżej debatę w PE lub otwartą ankietę na stronie internetowej KE.

W podobny sposób KE zapowiada „przegląd” (a nie zmianę) mechanizmu dostosowywania cen na granicach z uwzględnieniem emisji CO2. Chodzi o kontrowersyjny mechanizm CBAM (ang. Carbon Border Adjustment Mechanism – CBAM), który ma odzwierciedlać unijny system handlu emisjami (UE ETS) i ma zastosowanie do produkcji towarów importowanych do UE. W ramach EU ETS przedsiębiorcy muszą ponosić wysokie koszty zakupu uprawnień do emisji gazów cieplarnianych. Aby zatem towary produkowane za granicą nie stały się zbyt konkurencyjne cenowo względem produktów unijnych, cena certyfikatów CBAM ma odzwierciedlać cenę uprawnień ETS, tak, aby wyrównywać koszty związane z emisją CO2. Finalnie, koszty w jednym i drugim przypadku przenoszą się na konsumenta, bo cena towaru wzrasta niezależnie od tego, czy wynika to z obciążenia ETS czy CBAM.

Faktem jest, że Kompas wprost zapowiada zmianę prawa o klimacie, jednakże oprócz samego hasła, nie podaje żadnych konkretów, w szczególności nie wskazuje kierunku planowanych zmian.

Lektura Kompasu konkurencyjności w zakresie filaru związanego z dekarbonizacją prowadzi do konkluzji, że KE rzeczywiście dostrzegła, iż założenia i sposób realizacji Zielonego Ładu budzą niezadowolenie społeczne. Kroki podjęte przez KE – przynajmniej na bazie komentowanego dokumentu – to jednak działania pozorne, które nie mają na celu zmiany polityki, a jedynie stworzenie wrażenia odwilży. W tym zakresie Kompas doskonale wpisuje się w klasyczne „trzeba wiele zmienić, żeby wszystko zostało po staremu”.

Filar III: bezpieczeństwo

Trzecim filarem na którym KE planuje oprzeć swą nową strategię gospodarczą jest zmniejszenie nadmiernych zależności i zwiększenie bezpieczeństwa. Realizacja tego planu ma bazować na partnerstwie oraz wzmocnieniu łańcuchów dostaw. KE liczy na zawarcie nowych, czysto handlowo-inwestycyjnych sojuszy, które mają pomóc w zabezpieczeniu dostaw surowców, czystej energii, zrównoważonych paliw transportowych i czystych technologii z całego świata. Na uwagę zasługuje fakt, że Kompas zakłada dostosowanie przepisów w sposób umożliwiający wprowadzenie preferencji europejskiej w zakresie zamówień publicznych w sektorach i technologiach krytycznych. Warto podkreślić słuszność takiego działania. Zdecydowanie nierozsądnym byłoby uzależnianie bezpieczeństwa, w szczególności żywnościowego i lekowego (medycznego) państw UE od dostaw z państw znacząco oddalonych.

Kierunek zarysowany przez KE w zakresie bezpieczeństwa zdaje się pokazywać, że wojna na Ukrainie i doświadczenie ograniczeń logistycznych okresu pandemii Covid-19 dały unijnym urzędnikom asumpt do przemyśleń na temat wartości jaką stanowią dobra wytwarzane blisko i z przeznaczeniem na rodzimy rynek.

Trafne diagnozy, pomysłowe rozwiązania i stare problemy

KE proponuje szereg ciekawych (przynajmniej w założeniu), a nawet obiecujących rozwiązań. Powstaje jednak pytanie, czy inicjatywy te pozwolą na usunięcie barier i słabości strukturalnych (które hamują opartą m.in. na doskonale wykształconych pracownikach i jednolitym rynku europejską konkurencyjność) w sytuacji, gdy ograniczenia i bariery Zielonego Ładu pozostaną na horyzoncie? Trudno w tej kwestii być optymistą. Kompas konkurencyjności ma wyznaczać ścieżkę dla Europy, w której nowoczesne technologie, usługi i czyste (zeroemisyjne) produkty są wymyślane, produkowane i wprowadzane na rynek. Wszystko to ma się jednak odbyć przy założeniu realizacji Zielonego Ładu, bo równoległym celem jest uczynienie z Europy pierwszego kontynentu neutralnego dla klimatu.

Ostatecznie, wizję świetlanej przyszłości Europy jaką KE przedstawia w swoim Kompasie musimy odczytywać przez pryzmat obietnicy jedynie „strategicznego dialogu” i „przeglądu” polityk, które dotychczas konkurencyjność w UE zabijały. Cieszy, że przystępujemy do walki na arenie rozwoju AI – szkoda, że zaczynamy trenować dopiero teraz, gdy igrzyska już trwają.

 

Anna Kubacka – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Edukacja

03.02.2025

Artur Górecki: Omnis motus in fine velocior – refleksja o „edukacji obywatelskiej”

W ostatnim czasie miało miejsce spotkanie minister edukacji Barbary Nowackiej z Roxaną Mînzatu, która przedstawiona została jako wiceprzewodnicząca wykonawcza Komisji Europejskiej ds. praw socjalnych i umiejętności, wysokiej jakości miejsc pracy i gotowości. Jakże wymowna nazwa. Głównymi tematami spotkania miały być „europejska współpraca w zakresie edukacji oraz nieformalne spotkanie ministrów edukacji państw członkowskich UE w Warszawie, 21-22 stycznia 2025 r.” Podczas spotkania miało dojść do przedstawienia kierunków prac polskiej prezydencji w Radzie UE (w szczególności dalszego rozwoju Europejskiego Obszaru Edukacji) oraz podjęcia tematu edukacji włączającej i roli nauczycieli. Nowacka zadeklarowała gotowość współpracy z Komisją Europejską w świetle programu Komisji na kadencję 2024-2029.

 

Komunikat[1] kończy następujący akapit: „w związku z oczekiwaniami młodych ludzi wobec Unii Europejskiej, a także w kontekście zjawiska dezinformacji, Katarzyna Smyk, Dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, podkreśliła znaczenie funkcjonowania w Polsce Szkolnych Klubów Europejskich, które stanowią forum do rzetelnej debaty na temat miejsca Polski w UE”.

W okresie polskiej prezydencji priorytetem dla kierownictwa Ministerstwa Edukacji Narodowej będzie edukacja włączająca oraz budowanie zaufania do Unii Europejskiej wśród młodzieży.

O Szkolnych Klubach Europejskich

Wydaje się, że sama idea tworzenia klubów europejskich wywodzi się z inicjatyw podejmowanych przez UNESCO. Pierwsze z nich zaczęły się tworzyć w latach 40. XX w., a w latach 60. ich liczba rosła w różnych krajach na całym świecie. Były to lokalne, oddolne inicjatywy, które miały aktywizować ludzi do podejmowania działań o charakterze mniej formalnym. Idea ta rozwinęła się ponownie w latach 80. XX w. w Portugalii. Powstałe tu Szkolne Kluby Europejskie stanowiły podstawę projektu programu „Europejski wymiar edukacji”. Do Polski idea ta dotarła w latach 90. XX wieku, gdzie zaczęto zakładać Szkolne Kluby Europejskie, jak przyjęło się te organizacje nazywać w naszym kraju. Jeszcze przed przystąpieniem Polski do struktur Unii Europejskiej, polska szkoła otrzymała zadanie formowania przyszłych obywateli zjednoczonej Europy[2].

Na stronie poświęconej projektowi Szkolnych Klubów Europejskich (SKE) czytamy:

„Na terenie Unii Europejskiej istnieją nieformalne kluby skupiające młodzież i dorosłych zainteresowanych integracją europejską. Oprócz organizacji pozarządowych to SKE są często jedynymi ośrodkami działalności proeuropejskiej w środowiskach lokalnych. Polska Fundacja im. Roberta Schumana utrzymuje kontakt z około 250 klubami w 11-nastu państwach europejskich.

Kluby Europejskie odgrywają ogromną rolę w zakresie informowania środowisk lokalnych o skutkach integracji europejskiej. Tysiące osób organizuje spontanicznie liczne spotkania, konkursy, wystawy, dni europejskie itp.

Działalność Klubów będzie niezwykle cenna także w przyszłości – idea integracji europejskiej powinna być cały czas rozpowszechniana wśród obywateli, a młodzieży należy stworzyć możliwość zdobycia wiedzy i instrumentów pozwalających wykorzystać członkostwo w Unii Europejskiej.

SKE są doskonałym miejscem, gdzie można realizować powyższe cele, poznawać mechanizmy funkcjonowania demokracji i społeczeństwa obywatelskiego oraz miło spędzać wolny czas”[3].

Do zakładania SKE zachęcał list, jaki z okazji jubileuszu 20-lecia obecności Polski w Unii Europejskiej napisała do dyrektorów szkół, nauczycieli i uczniów minister edukacji Barbara Nowacka wspólnie z ministrem ds. Unii Europejskiej Adamem Szłapką[4].

Propagowanie przez kierownictwo resortu edukacji SKE może się kojarzyć z Towarzystwem Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (TPPR), powołanym do istnienia w 1944 r. (w 1991 r. przekształconym w Stowarzyszenie Polska-Rosja), które do lat 80. XX wieku liczyło ok. 3 miliony członków. Było to możliwe głównie dzięki masowemu zapisywaniu do TPPR uczniów, a także pracowników przedsiębiorstw i instytucji państwowych. Działalność tej organizacji może być dla kierownictwo MEN inspirująca. TPPR zajmowało się przede wszystkim organizowaniem imprez propagandowych, wycieczek do ZSRR, wymiany grup (tzw. „pociągi przyjaźni”) czy promowaniem w Polsce radzieckiej kultury, techniki, książki, filmu. TPPR, na przykład, współorganizowało Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze.

Oczywiście Szkolne Kluby Europejskie będą przedstawiały jedyny słuszny, z punktu widzenia poprawności politycznej, obraz Unii Europejskiej.

Edukacja obywatelska w natarciu

Jednakże to tylko jeden, zresztą mniej znaczący element układanki. Plan jest bardziej przemyślany i w najszerszym swym zakresie obejmuje dążenie do utworzenia Europejskiego Obszaru Edukacyjnego, którego powstanie przypieczętowałoby trwający od dawna proces pozbawienia państw narodowych resztek suwerenności w szeroko rozumianym obszarze oświaty. Decyzje dotyczące organizacji kształcenia i programów nauczania podejmowane byłyby na szczeblu centralnym UE. Jednym z działań, które ma do tego doprowadzić jest rozpoczęta już przez MEN reforma programowa[5]. Dotyczy ona m.in. wycofania ze szkół ponadpodstawowych „historii i teraźniejszości” i wprowadzenia przedmiotu o nazwie „edukacja obywatelska”[6]. Nowy przedmiot ma być realizowany począwszy od roku szkolnego 2025/2026 w klasach II w liceum ogólnokształcącym i technikum oraz branżowej szkoły I stopnia, a w następnych latach – w kolejnych klasach w tych szkołach.

Oczywiście nie chodzi tu tylko o zmianę nazwy, ale przeformułowanie całej koncepcji nauczania treści związanych z najnowszą historią Polski i świata oraz przekazaniem niezbędnej wiedzy i umiejętności pozwalających uczniom zrozumieć, na czym polega społeczna natura człowieka, czym jest życie polityczne i na czym powinno się ono zasadzać.

„Historia i teraźniejszość” (HiT) to przedmiot, który łączył w sobie metody właściwe naukom historycznym i społecznym, ale wychodził od poznania filozoficznego, które stanowiło dla nich naturalny zwornik. W szczególny sposób dotyczyło to założeń antropologicznych, które leżą u podstaw każdej działalności edukacyjnej, zarówno w aspekcie kształcenia, jak i wychowania. Przyjęty w HiT sposób prezentacji zagadnień obywatelskich, w ramach przedmiotu o humanistycznej perspektywie, miał wpływ na sposób prezentowania tematów, ich ustrukturyzowania, a także na stosowane metody dydaktyczne. Osłabiało to dominującą w naukach społecznych (takich jak i nauki o polityce i administracji, nauki prawne, nauki socjologiczne) perspektywę pooświeceniową. Miała tu miejsce próba zmiany perspektywy formowania wiedzy oraz tego, co jest nazywane kompetencjami społecznymi i obywatelskimi. W kontekście tym niezwykle istotne są rozpoznania dotyczące społecznej natury człowieka i jego przynależności do wspólnot naturalnych (np. rodziny, narodu), a także odniesienia do kategorii prawdy i dobra, a także rozumienia tego, czym jest „dobre życie”. Podstawa programowa HiT oparta była na jasno określonej perspektywie filozoficznej, bazującej na realistycznej filozofii klasycznej. Widoczne było to przede wszystkim w odwołaniu do rozumienia „prawdy” jako kategorii, która nie ulega zmianie w zależności od dyskursu, czy też w sposobie ujmowania wspólnoty. Przedmiot ten wzmacniał też właściwie rozumiany patriotyzm narodowy[7], wskazywał na chrześcijaństwo jako kluczowy element dziedzictwa polskiego i zwornik wspólnoty narodowej. Nasze dziedzictwo kulturowe zostało określone jako „dane i zadane”. Warto dodać, że w sposobie opisania ogólnych celów kształcenia zapisy dotyczące „historii i teraźniejszości” różniły się od tych zawartych w innych przedmiotach. Można to odczytywać jako próbę przezwyciężania, jeszcze bardzo ostrożnego, uwarunkowań formalnych narzuconych zapisom podstawy programowej przez Europejską Ramę Kwalifikacji, a następnie jej polski odpowiednik.

W projekcie podstawy programowej „edukacji obywatelskiej”[8] nie ma odniesienia do prawdy i dobra, znika też rodzina, cnoty indywidualne i społeczne. Próżno szukać jakiegoś, nawet pośredniego, wskazania na istnienie tego, co w socjologii jest nazywane wartościami podstawowymi, czyli elementarnymi zasadami moralnymi, które są niezbędne chociażby po to, aby system prawny miał swoje podstawy, aby społeczeństwo nie tylko istniało, ale miało także swój sens. W analizowanym dokumencie nie znajdziemy też odniesienia do klasycznej typologii ustrojów. Z projektu rozporządzenia wyłania się tylko jeden słuszny porządek polityczny – demokracja, a właściwie porządek demoliberalny. Przypomnijmy zatem, że w opozycji do nowożytnej definicji państwa jako zinstytucjonalizowanego przymusu (który jest konieczny, ale nie określa istoty państwa), platońskie rozumienie dobrego państwa oparte było na sprawiedliwości. Arystoteles definiował wspólnotę polityczną w ramach określonego ustroju[9].

Nauki społeczne bardzo łatwo jest wykorzystać jako narzędzie „inżynierii społecznej” i pas transmisyjny, dzięki któremu „formatuje” się umysły ludzi, w tym wypadku dzieci i młodzieży. Nie usprawnia się ich myślenia, nie ukierunkowuje go na rozpoznanie tego, jak się rzeczy mają w rzeczywistości, nie daje kryteriów do jej oceny, nie uczy wybierania dobra, ale przygotowuje do roli tych, którzy potrafią kierować się wyłącznie własnymi namiętnościami, posłusznych demoliberalnemu porządkowi ogólnoświatowemu, który próbuje się budować. W ministerialnym projekcie nie znajdziemy właściwe zdefiniowanego pojęcia bonum communae (dobra wspólnego), które jest przecież kluczowe dla zrozumienia relacji społecznych i politycznych. W zaproponowanej podstawie programowej nie ma też żadnej przestrzeni dla krytycznej refleksji nad organizacjami międzynarodowymi, takimi jak UE, ONZ, WHO. Pozostańmy tylko przy tych przykładach.

Sposób myślenia autorów przywoływanego projektu podstawy programowej „edukacji obywatelskiej” dobrze oddaje poniższy opis: „podstawowym zadaniem edukacji jest nie tyle doskonalenie jednostki czy rozwinięcie jej potencjalnych zdolności, ile raczej przystosowanie ucznia do wymogów dorosłego życia poprzez ukształtowanie w nim takich właściwości, jakich wymaga społeczeństwo. [...] Poprzez proces edukacji wprowadza się go [młodego człowieka – przyp. aut.] w świat określonych wartości i norm, tym samym sprawując nad nim kontrolę.”[10] Nie bez przyczyny autorzy proponowanych zmian mówią o tym, że nowy przedmiot ma być bardziej praktyczny od „historii i teraźniejszości”.

Podsumowanie

W kontekście tym szczególnie groźnie brzmią zapowiedzi Barbary Nowackiej, dotyczące działań mających na celu wzmacnianie „zaufania do projektu, jakim jest Unia Europejska”. Realizują się one chociażby poprzez zapisy podstawy programowej nowego przedmiotu, którym obce jest to, co związane z naszym dziedzictwem cywilizacyjnym. Jakże to odległe od podejścia reprezentowanego przez filozofów klasycznych, dla których każda forma edukacji była zasadniczo edukacją obywatelską w tym sensie, że dobrze uformowana jednostka jest dobrym obywatelem, czyli człowiekiem, który umie rozpoznać i odnieść indywidualne dobro do właściwe rozumianego dobra wspólnego. Według Arystotelesa zarówno dobro człowieka, jak i dobre życie polega na życiu w zgodzie z ludzką naturą. Dobro człowieka realizuje się przez rozwijanie w sobie sprawności właściwych dla człowieka, a więc przymiotów intelektu (cnót intelektualnych) oraz przymiotów woli (cnót moralnych). Celem działalności politycznej powinno być zatem ostatecznie dobro wspólne obywateli, polegające na ustanowieniu sprawiedliwego ładu społecznego, umożliwiającego dobre życie obywateli. Przy czym tak rozumiane dobro wspólne jest nieantagonistyczne, tzn. jest rzeczywistym celem zarówno poszczególnego człowieka, jak i całej społeczności[11]. Warto pamiętać, że na gruncie klasycznej filozofii politycznej, nie można oddzielić od siebie polityki i etyki. Trudno jest się dopatrzeć takiego myślenia w proponowanych zapisach podstawy programowej „edukacji obywatelskiej”. Przedstawione propozycje stanowią próbę zerwania z systemem aksjologicznym i kulturą zakorzenienia, widoczną chociażby w zapisach podstawy programowej HiT. Prowadzić ma to do nowego modelu formowania ucznia, opartego na liberalno-lewicowej wizji człowieka, wspólnoty i obywatela, dalekiego od tradycyjnego chrześcijańskiego ujęcia.

Wdrażane w tej chwili zmiany podstawy programowej to tylko kosmetyka w stosunku do zapowiadanej całościowej reformy programowej, która ma się zacząć we wrześniu 2026 roku. Reformy, której fundament stanowić ma tworzony przez Instytut Badań Edukacyjnych[12] tzw. profil absolwenta, stanowiący doskonały instrument do takiego sprofilowania całej edukacji, aby służyła ona nie rzeczywistemu, zgodnemu z jego naturą, rozwojowi człowieka, ale była podporządkowana doraźnym celom politycznym i gospodarczym.

Szkoda, że słusznemu i niezwykle potrzebnemu głosowi sprzeciwu wobec próby narzucenia tzw. edukacji zdrowotnej (czytaj: seksualizacji i deprawacji dzieci), który rozległ się z wielu stron, nie towarzyszy równie silny protest przeciwko wprowadzeniu do szkół „edukacji obywatelskiej” w zaproponowanej przez MEN formule. Wydaje się, że jest tak dlatego, iż niebezpieczeństwa kryjące się za tym drugim działaniem, nie są dla wielu tak oczywiste.

Na zakończenie, cytat z encykliki „Centesimus annus”: […] w świecie bez prawdy wolność traci swoją treść, a człowiek zostaje wystawiony na pastwę namiętności i uwarunkowań jawnych lub ukrytych.

Omnis motus in fine velocior – to łacińskie powiedzenie odnosi się sytuacji, w której ruch wydaje się przyspieszać wtedy, gdy zbliża się do swego kresu.  Miejmy nadzieję, że oznaki przyspieszenia, które obserwujemy, zwiastują kres tej obłąkańczej rewolucji, która trwa od kilku wieków.

 

dr Artur Górecki - dyrektor Centrum Edukacyjnego Ordo Iuris

 

 

 

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

30.01.2025

Magdalena Majkowska: Dozór policji i nakaz milczenia… za komentarz o szefie WOŚP

Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy niemal co roku wzbudza ogromne kontrowersje. Jednoznaczne zaangażowanie polityczne Jerzego Owsiaka i liczne pytania, co do sposobu rozliczania zbiórek WOŚP od lat wywołują emocje i prowokują do dyskusji. Ale w tym roku na krytyce i wzmożonej debacie się nie skończyło. Finał Orkiestry stał się okazją do bezprecedensowego pokazu siły władzy – Donalda Tuska, Adama Bodnara i ręcznie sterowanej przez nich prokuratury.

 

Schorowana emerytka potraktowana jak groźny przestępca

Do mieszkania pani Izabeli z Torunia o godz. 6 nad ranem weszli uzbrojeni policjanci, którzy zatrzymali kobietę pod zarzutem kierowania gróźb karalnych pod adresem prezesa WOŚP. Grozi jej kara do 3 lat pozbawienia wolności.

Po przedstawieniu emerytce zarzutów, prokurator nałożył na nią dozór policyjny. 66-letnia, schorowana kobieta musi 3 razy w tygodniu stawiać się na komendzie policji. Zapewne z obawy o możliwość salwowania się przez nią ucieczką do odległych krajów.

Dla porównania, toruńskie media donosiły w ubiegłym roku o sprawie lokalnej celebrytki, która pod wpływem alkoholu wjechała z ogromnym impetem w miejscowy salon urody i była podejrzana o groźby karalne, uporczywe nękanie, naruszenie nietykalności cielesnej, kradzieże i zniszczenie mienia. W jej przypadku toruńska prokuratura nie zastosowała żadnych środków zapobiegawczych. 

Natomiast pani Izabeli, oprócz dozoru policji, zarekwirowano telefon, z którego napisała swój komentarz oraz nałożono na nią zakaz kontaktowania się z Jerzym Owsiakiem i zbliżania się do niego na odległość mniejszą niż 100 metrów, zakaz opuszczania kraju i zakaz publicznego wypowiadania się na temat swojej sprawy! Ten ostatni środek to po prostu polityczny knebel, który miał uniemożliwić ofierze nagłośnienie skandalicznie służalczej wobec szefa WOŚP akcji policji.

W ramach zabezpieczenia, kobieta musiała też złożyć kaucję w wysokości 300 zł oraz musi stawić się na komendzie w celu wykonania jej pełnej rejestracji fotograficznej oraz odebrania odcisków palców.

W dziwny sposób o całej sprawie od razu byli zaalarmowani dziennikarze „Super Expressu”, którzy mieli nawet dostęp do zdjęcia wykonanego kobiecie zza pleców bez jej wiedzy podczas czynności przeprowadzanych na policji. Choć o sprawie pisały największe media w Polsce, to jak wyglądała prawda nikt miał się nigdy nie dowiedzieć przez zakaz wypowiadania się nałożony na kobietę. Została zaszczuta tylko po to, by rząd Donalda Tuska mógł ją użyć do zastraszania wszystkich potencjalnych krytyków prezesa WOŚP.

Polacy mieli tylko wiedzieć, że Jerzy Owsiak jest ofiarą hejtu, otrzymuje groźby i że rząd z tym skutecznie walczy. Mieli nigdy nie poznać tych rzekomych „groźnych przestępców”. I tak by pozostało, gdyby Telewizja Republika nie dotarła do kobiety z Torunia i nie nagłośniła jej sprawy.

Pani Izabela może liczyć na nasze wsparcie

Gdy obejrzałam przygotowany przez red. Janusza Życzkowskiego reportaż w tej sprawie, poruszona historią pani Izabeli od razu skontaktowałam się z dziennikarzem, pytając, czy kobieta ma zapewnioną pomoc prawną. Otrzymałam odpowiedź, że emerytki nie stać na taką pomoc. Zaoferowałam więc bezpłatne wsparcie Instytutu Ordo Iuris.

Tego samego dnia byłam już w kontakcie z panią Izabelą i odbierałam od niej upoważnienie do obrony. Czasu było niewiele, bo zaraz upływał 7-dniowy termin na złożenie zażaleń na zatrzymanie kobiety i nałożone na nią środki zapobiegawcze.

W dwa dni po przyjęciu sprawy i po uzyskaniu zgody na zapoznanie się z aktami w prokuraturze i ich analizie, wnieśliśmy o uchylenie nałożonych na panią Izabelę środków zapobiegawczych i złożyliśmy zażalenie na jej zatrzymanie. W naszej ocenie, komentarz emerytki z Torunia nie wypełnia znamion czynu zabronionego, bo przepisy polskiego prawa stanowią jednoznacznie, że przestępstwo groźby karalnej jest popełnione tylko wtedy, gdy groźba wzbudza w osobie, do której została skierowana lub której dotyczy, uzasadnioną obawę, że będzie spełniona. Trudno o bardziej ewidentny przykład groźby, która nie spełnia tego warunku niż komentarz 66-letniej, schorowanej emerytki, która krytykuje w internecie wspieranego przez władze i największe media celebrytę.

Czym jest „groźba karalna”?

Pani Izabela żyje w ogromnym stresie, pod wpływem którego nie może nawet nic przełknąć. Jej mąż próbuje ją namawiać do jedzenia, martwiąc się o to, by załamanie nerwowe nie doprowadziło do pogorszenia stanu jej zdrowia. W dniu zatrzymania nikt nie przejmował się zdrowiem kobiety. Zupełnie ignorowano ją, gdy upominała się o swoje leki, których w szoku zapomniała zabrać z mieszkania, z którego wyprowadzali ją na oczach sąsiadów funkcjonariusze.

Podstawą tych wszystkich drastycznych działań i zaszczucia emerytki był jej komentarz do jednego z postów Jerzego Owsiaka na Facebooku, w którym wezwała prezesa WOŚP do pełnej jawności rozliczania zbiórek. Pod wpływem dużych emocji napisała w swoim komentarzu zwrot „Giń człeku”, co zostało uznane za… groźbę karalną, budzącą zapewne po stronie Jerzego Owsiaka realną obawę, że emerytka wyraża w ten sposób swe zaawansowane plany zamachu na jego życie. To absurd całkowity i oczywisty chyba dla każdego, kto korzysta z Facebooka!

To jasne, że nikt nie popiera takich komentarzy, ale uznanie, że była to groźba, której spełnienie jest realne, jest całkowitym absurdem i wie o tym każdy prawnik w Polsce. Groźba musi być obiektywnie realna do spełnienia. Sama pamiętam z zajęć z prawa karnego na drugim roku studiów przykład starszej kobiety, która grozi dorosłemu mężczyźnie, że go pobije, przywoływany przez prowadzącego jako oczywisty przypadek, w którym należy uznać, że obiektywnie rzecz biorąc nie zachodzi w takim przypadku uzasadniona obawa, że groźba może zostać spełniona.

Tymczasem wobec pani Izabeli zostały zastosowane szczególnie surowe środki zapobiegawcze, pomimo że jakiekolwiek środki mogą być stosowane tylko wtedy, gdy zebrane dowody wskazują na duże prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa.

Wkrótce tak może skończyć każdy z nas!

Nie mam wątpliwości, że w całej tej sprawie nie chodzi o rzekomą ochronę bezpieczeństwa Jerzego Owsiaka. Chodzi tylko o pokazanie siły państwa, co doskonale obrazuje nam, jak będzie wyglądała Polska pod rządami Donalda Tuska po przyjęciu procedowanej właśnie w Sejmie ustawy o „mowie nienawiści”.

Wtedy tak jak pani Izabela będą mogły zostać potraktowane wszystkie osoby, które napiszą w internecie, że „istnieją tylko dwie płcie” albo że „tzw. tranzycja to okaleczanie zdrowych narządów płciowych”, „homoseksualizm jest grzechem”, „aborcja zabójstwem człowieka” a „migranci z Afryki i Bliskiego Wschodu są zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polaków”.

To wszystko będzie mogło zostać uznane za „mowę nienawiści”, a władza właśnie pokazuje dziś, jak będzie się obchodziła z takimi „nienawistnikami” za pomocą ręcznie sterowanej przez Adama Bodnara prokuratury.

Dlatego dziś – jak nigdy do tej pory – niezbędna jest praca prawników Ordo Iuris, którzy staną w obronie wszystkich ofiar rażąco niesprawiedliwych i nieproporcjonalnych działań władzy oraz w obronie wszystkich ofiar ideologicznej cenzury.

Gdyby nie prawnicy Instytutu Ordo Iuris, wszystkie te osoby zostałyby całkowicie same, zastraszone przez media i władze oraz niezdolne do samodzielnej obrony.

Takich osób jest więcej. Chcemy pomóc wszystkim!

Sprawa pani Izabeli z Torunia to nie jedyny przypadek osoby ściganej w ostatnich dniach za krytyczne wobec Jerzego Owsiaka komentarze w internecie. Media informowały, że podobnych osób, zatrzymanych w ostatnich dniach za swoje wypowiedzi w internecie jest więcej.

Jeden z portali donosił między innymi o zatrzymaniu 38-latka z Podkarpacia, który również miał rzekomo kierować groźby karalne wobec Owsiaka. Mężczyzna przebywa w areszcie i grozi mu do 3 lat więzienia.

Oferujemy bezpłatną pomoc prawną wszystkim osobom zatrzymanym w ostatnich dniach za swoje komentarze na temat Owsiaka i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Niestety do tej pory nie udało się nam dotrzeć do nikogo poza panią Izabelą. Dlaczego? Prawdopodobnie, jak w przypadku pani Izabeli, pozostałe ofiary bezpodstawnych i nieproporcjonalnych działań służb Tuska i prokuratury Bodnara otrzymały zakaz publicznych wypowiedzi i boją się nawet z kimkolwiek kontaktować!

Gdyby nie odwaga pani Izabeli i nagłośnienie jej sprawy przez Telewizję Republika, dokładnie tak samo byłoby zapewne w jej przypadku. A gdyby sprawa kobiety nie została nagłośniona, to dziś byłaby pozostawiona sama sobie, bo nie moglibyśmy dowiedzieć się o koszmarze, jaki przeżywa i zaoferować pomocy Instytutu. 

Podwójne standardy prokuratury Bodnara

Pani Izabela na pewno nie zostałaby zatrzymana i potraktowana jak groźny przestępca, gdyby obiektem jej krytyki był ktoś inny niż Jerzy Owsiak – pupilek obecnego rządu.

Wiem o tym sama, bo regularnie – tak jak inni prawnicy Instytutu Ordo Iuris – jestem ofiarą wyzwisk, poniżania i gróźb w internecie. Najlepiej jednak zdaje sobie z tego sprawę prezes Instytutu, mec. Jerzy Kwaśniewski – „rekordzista”, jeśli chodzi o liczbę otrzymywanych tego typu wiadomości i pogróżek. Najczęściej nie reagujemy, ale gdy groźby są na tyle poważne, że dają podstawy do obawy o nasze własne bezpieczeństwo (w tym są to groźby pobicia, którym towarzyszy zapewnienie o znajomości miejsca zamieszkania adresata), zdarzyło nam się złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.

Jak się kończą te sprawy? Odpowiedzi na to pytanie nie muszę szukać daleko. W ostatnich dniach mec. Magdalena Prządka-Leszczyńska, jako pełnomocnik mec. Kwaśniewskiego, złożyła zażalenie na decyzję o umorzeniu jednej z nich. Jak zwykle organy ścigania nie zdobyły się na żadne poważniejsze czynności i nie wykryły sprawców.

Podobne problemy miał też niedawno inny z adwokatów Ordo Iuris – mec. Bartosz Malewski, który jako Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości otrzymał na kilka dni przed ubiegłorocznym Marszem poważne groźby. Proszę zgadnąć, czy w tej sprawie także zastosowano podobne środki zabezpieczające jak w przypadku pani Izabeli, której 2 dni po napisaniu komentarza policja wtargnęła nad ranem do mieszkania. Oczywiście nie! Mec. Malewskiemu dopiero na ubiegły poniedziałek wyznaczono termin celem jego przesłuchania jako pokrzywdzonego.

Ostatnio, gdy zgłosiliśmy kolejną wiadomość o alarmie bombowym w siedzibie Instytutu Ordo Iuris… odmówiono w ogóle wszczęcia postępowania.

Tymczasem, gdy ofiarą podobnych ataków jest hołubiony przez rząd Tuska Jerzy Owsiak, wystarczyło niespełna 2 dni od zamieszczenia komentarza, by do domu schorowanej emerytki wyrażającej swą frustrację na Facebooku weszli uzbrojeni policjanci, a prokuratura potraktowała ją jak groźnego przestępcę.

Za poprzednich rządów służby nigdy w podobny sposób nie potraktowały „Babci Kasi”, która krzyczała publicznie przez megafon, że zabije Jarosława Kaczyńskiego i która wielokrotnie dopuściła się agresji fizycznej wobec osób, z których poglądami się nie zgadza czy wobec policjantów. Nie zatrzymano Macieja Maleńczuka, który uderzył pięścią w twarz wolontariusza pro-life, ani genderysty, który w trakcie swojego pokazu drag queen symulował poderżnięcie gardła abp. Marka Jędraszewskiego (a niedawno media informowały o uniewinnieni mężczyzny).

Nie możemy pozwolić na podwójne standardy i nierówność obywateli wobec prawa. Każdy uczestnik życia publicznego i każdy internauta powinien być traktowany tak samo, a prokuratura nie może działać na polityczne zlecenie rządu.

Nasi prawnicy będą stali na straży praworządności i sprawiedliwości w naszym kraju oraz wolności słowa, będącej fundamentalną wartością konstytucyjną.

 

Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Działalność Instytutu

28.01.2025

Dlaczego Ordo Iuris wyprowadza się z PAST? Odpowiedź na kłamstwa „Gazety Wyborczej”

Po tym, jak Instytut Ordo Iuris informował w newsletterze oraz na swojej stronie internetowej o planowanej wyprowadzce z budynku PAST, gdzie od 2018 r. ma swoją siedzibę, w poniedziałek pojawiły się w mediach kłamliwe informacje podanych za Gazetą Wyborczą, jakoby Instytut miał nie płacić czynszu. Na te fałszywe zarzuty odpowiada prezes Jerzy Kwaśniewski:

 

Ordo Iuris nie płaci czynszu? Ordo Iuris zalega z płatnościami za swój lokal? To oczywiste kłamstwo. Ordo Iuris płaci wszystkie swoje rachunki, w tym czynsz. I to zawsze w terminie, od wielu lat, bo jesteśmy po prostu uczciwi. A zatem skąd takie doniesienia? Bartosz Wieliński pisze o tym na Twitterze. Tomasz Urzykowski, również z „Gazety Wyborczej”, pisze o tym na łamach tej niezbyt wiarygodnej prasy. A potem rządowy PAP, też nam nieprzychylny, powiela to w swojej depeszy. Pojawia się to jeszcze pod skandalizującym tytułem w Onecie. Wymaga to jakiejś odpowiedzi. Płacimy przecież wszystkie swoje rachunki. Ale skąd ta cała historia?

Otóż nasz lokal w historycznym budynku PAST zajęliśmy w roku 2018. Zawarliśmy wówczas bardzo korzystną umowę z zarządcą tego budynku, czyli Fundacją Polskiego Państwa Podziemnego. Dlaczego korzystną? Ósme piętro, które zajmowaliśmy, było zrujnowane. Trzeba było zrywać podłogi, wymieniać ściany, wymieniać instalacje, wentylacje. Były to ogromne koszty, które mogliśmy ponieść dzięki wsparciu naszych Przyjaciół i Darczyńców. Ale też w związku z tym Fundacja Polskiego Państwa Podziemnego przez pierwsze 5 lat umowy dała nam bardzo dobre warunki, żeby zrekompensować poczynione nakłady. Ta umowa kończyła się w listopadzie 2023 roku. Zapobiegliwie rok wcześniej rozpoczęliśmy negocjacje nad jej przedłużeniem. Chcieliśmy po prostu dłużej pracować w budynku PAST. W grudniu 2022 roku podpisaliśmy ostatecznie aneks, umowę przedłużającą najem. Przystaliśmy na podwyżkę czynszu. To logiczne – był to okres bardzo wysokiej inflacji, wszystkie ceny rosły, a dodatkowo nie czyniliśmy już nakładów na lokal, więc logiczne było, że w kolejnym okresie będziemy płacić więcej.

Jednak w 2023 roku doszło do zmiany zarządu w Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego i nastał nowy zarząd o zupełnie innym zapatrywaniu na sprawy patriotyczne. Zarząd, którego patronem był mecenas Jacek Taylor, znany państwu z lat 90. ze środowiska Unii Wolności z Gdańska. Ten zarząd, który zresztą usunął z tego budynku chociażby Fundację Łączka i inne środowiska patriotyczne. Okazało się, że nie jesteśmy już tutaj mile widziani. Problem polegał na tym, że mieliśmy już zawartą na 10 lat umowę. Podjęto zatem szereg takich działań o charakterze drobnych nieprzyjemności czy drobnych nękań wobec nas, badając, czy może sami z siebie stąd się nie wyprowadzimy. W sierpniu 2023 roku ukazał się nasz newsletter, w którym dzieliliśmy się informacją o piśmie, które dostaliśmy, w którym całkiem bezprawnie żądano natychmiastowego opuszczenia lokalu, choć byliśmy jeszcze na początku dziesięcioletniego okresu najmu. Wówczas, dzięki wielu telefonom naszych sympatyków, doszło do jakiegoś otrzeźwienia po stronie Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego, ale postanowili pójść inną ścieżką. Ni stąd, ni zowąd, pomimo tego, że nasza dziesięcioletnia umowa zawierała bardzo precyzyjne ustalenie wysokości czynszu i jego podwyżek okresowych, czyli waloryzacji, z palca wyssali nowe stawki czynszowe i nakazali nam ich płacenie. Rzecz jasna nie przystaliśmy na takie dictum. Skierowaliśmy sprawę do sądu, zażądaliśmy ustalenia, jak wygląda naprawdę stosunek prawny i zażądaliśmy, aby sąd potwierdził, że zawarta umowa pomiędzy dwoma profesjonalistami nie może być tak po prostu zmieniana przez jedną stronę. Na wieść o tym, że wytoczyliśmy powództwo, Fundacja Polskiego Państwa Podziemnego zmiarkowała i od grudnia 2023 roku zaczęła zgodnie z umową wystawiać faktury.

My w tych poprzednich kilku miesiącach nadpłacaliśmy, rzeczywiście, parę razy, za każdym razem z zastrzeżeniem, że zażądamy zwrotu i tego zwrotu zażądaliśmy. I kilka miesięcy później sąd wydał nakaz zapłaty, każąc zwrócić nam bezzasadnie wysoki czynsz. Ten spór jest cały czas w toku, bo jak wiadomo sądy działają jak działają. Czekamy więc jeszcze na prawomocny wyrok. Jednak przez cały 2024 rok sytuacja pozostawała, wydaje się, rozstrzygnięta. Fundacja Polskiego Państwa Podziemnego rezygnuje z podwyżek wystawianych z palca, pobiera czynsze zgodne z umową, podwyższa je o wskaźnik inflacji, żyjemy normalnie i funkcjonujemy w tym obiekcie.

Jednakże gdy przyszedł nakaz wyrównania naszych nadpłat z poprzedniego roku, Fundacja Polskiego Państwa Podziemnego zareagowała emocjonalnie i nagle wstecz, na kilkanaście miesięcy wstecz, postanowiła skorygować wszystkie wystawione nam faktury i jeszcze raz zarządzać podwyższonych kwot czynszu najmu. Wyobraźmy sobie taką sytuację, w której wchodzi do nas do mieszkania przedstawiciel spółdzielni mieszkaniowej i mówi: „świetnie, że płacicie swoje czynsze i należności za ubiegłe dwa lata, ale przypomnieliśmy sobie, że zalegacie z 90 tys. złotych, zapłaćcie zaraz”. To jest oczywisty absurd. Każdy wie, że czegoś takiego nie można zrobić, a na szczęście prawo stoi po naszej stronie, są jeszcze sądy w Rzeczypospolitej i zwróciliśmy się rzecz jasna o rozstrzygnięcie tego sporu.

Zatem skąd się wzięła należność, o której pisze „Wyborcza”? To jest ta właśnie wygenerowana nadwyżka, wsteczna podwyżka, którą Fundacja Polskiego Państwa Podziemnego próbuje narzucić na Instytut Ordo Iuris wbrew umowie. Wsteczna podwyżka, która oczywiście jest całkowicie bezprawna i której nie można żądać w ten sposób, dlatego też zasadnie w naszym newsletterze nazwałem ją haraczem. Jednocześnie, jeżeli już mówimy o jakichkolwiek orzeczeniach, które były w tej sprawie wydane, to są to orzeczenia korzystne dla Instytutu Ordo Iuris, bo to nam sąd nakazał oddać ponad 30 tys. złotych. Ten proces jeszcze trwa i mam nadzieję, że zakończy się pozytywnie. Trudno jednak funkcjonować w tego typu warunkach. Zarząd budynku jest nam wysoce nieprzychylny, nie reaguje na nasze ponaglenia o pewne naprawy części wspólnych, które są niezbędne, żeby można było tutaj normalnie pracować. Mamy chociażby przemarzające ściany, na których skrapla się woda, zostawiając zacieki, co wymusza dodatkowe ogrzewanie tych pomieszczeń.

Ponadto Instytut Ordo Iuris w ostatnim roku znacząco urósł. Nasz zespół też poszerzył się od Centrum Życia i Rodziny, a zatem my, z oczywistych względów, szukamy nowego miejsca. Zderzyliśmy się przy tym z całkowicie nieoczekiwanymi dla nas ustaleniami. Okazało się, że w Warszawie dużych biur w rękach polskich właściwie nie ma. I ilekroć dochodziliśmy już do zawarcia umowy, to okazywało się, że fundusz mówił „nie, wolimy nie zarabiać.” Ostatecznie udało nam się zawrzeć umowę w tym samym budynku, do którego niedawno wprowadziła się Telewizja Republika, czyli w Błękitnym Wieżowcu na Placu Bankowym, gdzie będziemy z 11 piętra z góry spoglądać na ratusz Rafała Trzaskowskiego. I to w związku z tym nowym lokalem też skierowaliśmy korespondencje do naszych Darczyńców, informując ich zarówno o sporze wokół PAST, jak i o tym, że rozpoczynamy remonty w nowym miejscu, do którego będziemy się przeprowadzali w połowie tego roku.

I to jest cała tajemnica. To jest całe zaplecze tej afery, którą próbują Bartosz Wieliński i Tomasz Urzykowski oraz PAP straszliwie rozdmuchać. To jest zwykły spór. Ale kiedy atakuje się prawników, trzeba się liczyć z tym, że odpowiedzą zgodnie z prawem. Kiedy atakuje się prawników, trzeba się liczyć z tym, że odpowiedzą powództwem, że być może dostaną korzystny dla siebie nakaz zapłaty. Że nie da się ich tak po prostu przeczołgać, tak po prostu obłożyć haraczem. Że będą się bronić. Tym bardziej będą się bronić, że bronią nie swojego. Bronią pieniędzy swoich Darczyńców i Przyjaciół.

Bronią pieniędzy, które dostają nie na to, żeby napychać kieszenie ludzi pazernych, którzy bezprawnie żądają podwyższonego czynszu, tylko dostają te pieniądze na to, żeby wykonywać swoją misję. I swoją misję wykonywać będą. Za to wszystkim Państwu serdecznie dziękuję.

 

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris

 

Przeczytaj też:

UJAWNIAMY! „Tajemnice Ordo Iuris”

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

24.01.2025

Łukasz Bernaciński: Prezydentura równie wielkich nadziei, jak i zagrożeń

Światowa prawica jest zachwycona rozpoczynającą się złotą erą Ameryki. Ale co tak naprawdę oznacza dla Polski, Ameryki i świata prezydentura tercetu tenorów? We wczorajszym exposé Donalda Trumpa padło wiele obiecujących konkretów oraz nie mniej oburzających lewicę oczywistości, ale też wybrzmiało kilka wzbudzających obawy zapowiedzi.

 

Oburzające lewicę oczywistości

Donald Trump przez lewą stronę sceny komentatorskiej uznany został za psychopatę, mordercę i degenerata, ponieważ stwierdził, że istnieją dwie płcie. Ma to doprowadzić do ogólnoświatowej pandemii samobójstw wśród młodzieży. Zapewne tej jej części, której nikt w szkole nie powiedział, że zgodnie z naukową definicją płeć to zespół cech pozwalających podzielić osobniki danego gatunku na męskie i żeńskie. O płci kulturowej zaś D. Trump nie mówił, co można odczytać jako jej nieuznawanie. Za takim rozumieniem przemawia podpisanie następnego dnia zarządzenia o „obronie kobiet przed ekstremizmem ideologii gender”.

Podobnie rzecz się ma z walką z nielegalną migracją. Polityka polegająca na tym, że granicę można – o zgrozo – przekraczać tylko w wyznaczonych miejscach i czasie na podstawie ważnych dokumentów, a osoby nielegalnie przebywające na terenie kraju zostaną deportowane, nie mieści się w głowach i sumieniach lewicy. Masowe deportacje, ich skutki i potencjalne poparcie społeczne dla tego rodzaju działań może ośmielić rządy krajów europejskich do wybrania podobnej drogi pozbycia się „problemu” migrantów niewnoszących nic do produktu krajowego brutto, a stanowiących jedynie obciążenie dla budżetu państwa, nieproporcjonalne do zysków z  prób pobudzania konsumpcji wewnętrznej przez wypłacanie zasiłków.

Obiecujące konkrety

Trump zapowiedział ważne reformy, z reformą edukacji na czele. Teza prezydenta, że dzieci uczone są w szkołach wstydzić się siebie i nienawidzić swej ojczyzny wyznacza szlak nie tyle naukowej, ile kulturowej reformy oświaty. To ważny drogowskaz także dla europejskich krajów, w tym Polski, gdzie ideolodzy lewicy chcieliby przeprowadzać na dzieciach eksperymenty inżynierii społecznej polegające na formowaniu ich na swoich przyszłych wyborców. Tak w Ameryce, jak i w Polsce należy skończyć z wykorzystywaniem szkoły do celów politycznych, a powinno się zadbać o edukację i formację światłych obywateli, którzy z sukcesami poprowadzą kraj i naród w kolejne stulecia.

Strategicznie ważną zapowiedzią jest oparcie gospodarki na „tradycyjnych” surowcach energetycznych. Szaleńcze tempo wprowadzania Odnawialnych Źródeł Energii jako jedynego moralnego środka produkcji energii stanowi również zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego. Deklaracja oparcia się na ropie i gazie wraz ze zwiększeniem ich produkcji oraz szerokim eksportem, nie tylko zapewni dodatkowe zyski amerykańskiemu skarbowi państwa i zwiększy odporność kraju, ale także osłabi rywali we wschodniej Europie i na Bliskim Wschodzie poprzez możliwe obniżenie cen ropy. Brak reakcji ze strony europejskich decydentów sprawi, że pozycja konkurencyjna europejskiej gospodarki się pogorszy. Jedynym sensownym rozwiązaniem z perspektywy przywódców Unii Europejskiej będzie wstrzymanie realizacji celów klimatycznych, przynajmniej na czas prezydentury Trumpa.

Potencjalnie wykorzystanie tańszej energii niż ta pochodząca ze źródeł odnawialnych przyczyni się do osłabienia presji inflacyjnej i... wsparcia rynku kryptowalutowego. Tańsza produkcja, transport, handel itd. przyczynią się do konkurencji cenowej na rynku. Niższa inflacja zaś to prawdopodobne, śmielsze (o ile względy polityczne nie staną na przeszkodzie) obniżki stóp procentowych przez amerykańską Rezerwę Federalną (czyli FED – odpowiednik Narodowego Banku Polskiego), tańszy kredyt i wyższy wzrost gospodarczy. Wydobycie ropy generuje jednak duże straty energii w postaci konieczności odprowadzenia i spalenia gazu znajdującego się pod ziemią. Proces ten można jednak wykorzystać do zasilania koparek kryptowalutowych, dzięki czemu konieczne, choć niezyskowne, spalanie gazu przynieść może realne korzyści w postaci bitcoinowego wynagrodzenia dającego się zamienić na dolary (nie wdając się w szczegóły, górnicy kryptowalut za swoją działalność otrzymują wynagrodzenie w Bitcoinie). Przykładowo w Teksasie rozwiązanie to staje się coraz powszechniejsze, a wraz ze wzrostem wydobycia ropy spodziewać się można wzrostu prokryptowalutowej tendencji odzyskiwania dolarów ze spalanego gazu.

Tematy przemilczane

Zadziwiająco mało było konkretów stricte gospodarczych. Prezydent Trump poprzestał na ogólnych deklaracjach, że Ameryka będzie wielka i bogata. Wzmocnienie Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełdy (SEC – instytucji, którą w uproszczeniu można porównać do polskiej Komisji Nadzoru Finansowego) i oparcie rozwoju gospodarczego na tańszej energii to z pewnością nie cały program gospodarczy nowego prezydenta.

Relatywnie niewiele uwagi poświęcił Trump obszarom zainteresowania drugiego wiceprezydenta Elona Muska. Zatknięcie gwiaździstego sztandaru na Marsie, wzmocnienie wolności słowa czy utworzenie w administracji jednostki DOGE (skrót od angielskiej nazwy Departamentu Efektywności Rządu oraz nazwa jednej z memicznych kryptowalut wspieranych przez Muska) to tylko sygnalizacja polityki w obszarach, za które będzie odpowiadał Musk. O wsparciu rozwoju sztucznej inteligencji Trump w ogóle nie wspomniał, choć była to ważna deklaracja z okresu kampanii wyborczej. Niemniej jednak spodziewać się należy bezprecedensowego wsparcia finansowego przekazywanego na projekty pozwalające osiągnąć pozycję światowego lidera w rozwoju AI.

Cały kryptowalutowy świat czekał jednak na jedno krótkie zdanie, które miało brzmieć: „Stworzymy narodową rezerwę Bitcoina”. Kryptoinwestorzy niczym gracze w „Familiadzie” trzymali dłonie nad myszkami przez całe przemówienie Trumpa, wsłuchując się choćby w mgliste oznaki tego kierunku polityki, by kupować bez opamiętania największą kryptowalutę świata. Na darmo. Zawiedzione nadzieje poskutkowały spadkiem ceny Bitcoina o blisko 7% w ciągu 60 minut (między 17.42 naszego czasu, gdy rozpoczynała się ceremonia zaprzysiężenia a 18.42, gdy przemówienie Trumpa już się zakończyło). Oczywiście brak tej deklaracji nie oznacza, że rezerwa nie powstanie (co widać chociażby w jedynie krótkoterminowym spadku ceny BTC ukazującym niesłabnące nadzieje inwestorów), a przyczyn jej tymczasowego braku może być wiele – z chęcią niepodbijania ceny przed rozpoczęciem skupu na czele aż po wpadkę wizerunkową, jaką zaliczył przed zaprzysiężeniem Official Trump coin, czyli kryptowaluta Prezydenta Trumpa.

Last but zdecydowanie not least, w przemówieniu nie wybrzmiały kwestie ochrony życia. Nie może to dziwić, ponieważ zdobycze poprzedniej kadencji Trumpa zostały już dawno uznane przez jego zaplecze polityczne za wystarczające. Trudno jednak się z tym zgodzić, patrząc z perspektywy pozycji konserwatywnych, które rzekomo są tożsame z ideami, które przyświecają Trumpowi. Ułaskawienie jednej z osadzonych aktywistek za jej działalność pro-life to ważny, lecz niewystarczający sygnał polityki ochrony życia w Stanach Zjednoczonych.

Zagrożenia i obawy

Najwięcej obaw budzi geopolityka, jaką prowadzić będzie Trump. Wszystkie bowiem szczytne cele i reformy mogą nie zostać zrealizowane, jeśli głównym zadaniem nowej administracji będzie zmaganie się z wojną lub ogólnoświatowym kryzysem gospodarczym. Przecież – first things first – nikt nie będzie walczył z ideologią woke zamiast z wrogiem zewnętrznym.

Wczorajsze przemówienie po raz kolejny pokazało, że Trump zamierza prowadzić politykę międzynarodową z pozycji siły i dominacji. Jest absolutnie przekonany, że jako władca największego, najbogatszego, najwspanialszego, najsilniejszego itp. państwa na świecie, wystarczy okazać siłę, żeby wszyscy się podporządkowali. Wydaje się, że w tym aspekcie dokonała się największa radykalizacja względem pierwszej kadencji, kiedy to Trump był przedstawiany jako sprawny biznesmen, który z każdym jest w stanie się porozumieć. Teraz deale polegać mają głównie na zastraszaniu tych, którzy po dobroci się nie dostosują do planów USA. Oczywiście może to być jedynie kampanijna poza i budowa pozycji negocjacyjnej, ale rzeczywiste działania nowego prezydenta należy obserwować z uwagą.

Pierwotną wielkość Ameryki Trump podkreślał w swym przemówieniu wielokrotnie. Jednocześnie obecna budowa większej wielkości USA polegać ma właśnie na międzynarodowych sporach – nakładaniu ceł (początkowo zapewne na Kanadę i Meksyk, a w dalszej kolejności na Chiny i Unię Europejską), ekspansji terytorialnej i politycznej, uderzaniu w sektor energetyczny rywali. To się może udać. Ale też może się nie udać... W końcu skuteczność negocjacji w sytuacji, gdy jedna strona czegoś chce, a druga nie, szacować można na równe 50% – przynajmniej na początku.

Z całą pewnością celem prezydentury będzie m.in. zakończenie wojny na Ukrainie. Nie poprzez zaniechanie wsparcia dla Ukrainy (choć Trump zawiesił już na 90 dni pomoc zagraniczną w celu oceny jej zgodności z celami polityki USA), bowiem tym wielka Ameryka okazałaby słabość i oddała pole Rosji, ale przez realne zakończenie konfliktu. Niestety cel ten nie obejmuje pokonania Rosji, tylko po prostu zakończenie wojny, co jedynie oddali zagrożenie ze wschodu w czasie o być może kilka lat. Jak ostatecznie potoczą się negocjacje i na jaki wariant odpowiedzi zdecyduje się Rosja – przeczekanie czy eskalacja – czas pokaże.

Nie na rękę Trumpowi jest także wojna izraelsko-palestyńska. Jednak Izrael to nie Ukraina i znaczenie sojusznika może uniemożliwić skupienie się wyłącznie na osiągnięciu niekwestionowanej dominacji gospodarczej i militarnej na Pacyfiku – począwszy od Kanału Panamskiego oczywiście. A rywal jest godny, bowiem Chiny pod względem gospodarczym aspirują do miana najważniejszego państwa świata, a to poddaje w wątpliwość wielkość Ameryki. Wojna celna może odbić się gospodarczą czkawką całemu światu, ale gdy chodzi o udowodnienie, że Ameryka Trumpa jest największą Ameryką na świecie, to cena nie gra roli.

Innym potencjalnym skutkiem polityki prowadzonej z pozycji siły, a nie skutecznej dyplomacji są możliwe kryzysy, z jakimi administracja Trumpa będzie się musiała zmierzyć. Lewica w globalnym biznesie wciąż odgrywa nieporównywalnie większą rolę niż konserwatyści. Podobnie jest w amerykańskim deep state. Zmuszenie prezesa SEC do rezygnacji, opuszczenie przez USA Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), które kontrastuje z ułaskawieniem Anthony’ego Fauciego przez Joe Bidena w ostatnich chwilach prezydentury czy potencjalny spór polityczny z FED to tylko niektóre symptomy nadchodzącego zagrożenia, którego nowa administracja będzie musiała uniknąć lub się z nim zmierzyć. Brak możliwości porozumienia się z nowym Prezydentem USA może doprowadzić do odwetu metodami właściwymi dla „demokratycznej” opozycji. W obliczu szybkich, nieznoszących sprzeciwu reform uderzających w interesy współczesnych pozapolitycznych władców, ogólnoświatowe kryzysy (gospodarczy lub zdrowotny) jawią się jako niemoralna i nieproporcjonalna, a więc całkiem realna, odpowiedź tych, których interesy mogłyby ucierpieć.

Kim jest nowy władca świata?

Pozostaje jeszcze kwestia samego tercetu, którego sposób życia może kontrastować z głoszonymi przez niego wartościami. Donald Trump uwierzył, że jego ocalenie z zamachu w Pensylwanii to znak od Boga, niejako namaszczający go przez Najwyższego do pełnienia misji – ma uczynić Amerykę wielką. To tłumaczy poniekąd zaostrzenie metod prowadzenia polityki, wszak „jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam”. Sęk w tym, że w historii świata byli już tacy, którzy na mundurach nosili dewizę Gott mit uns (Bóg z nami), zamiast Wir mit Gott (my z Bogiem). Może budzić niepokój przeświadczenie władcy potężnego państwa, że nie musi szukać woli Bożej przy podejmowaniu decyzji, bo Bóg udzielił mu już z góry poparcia.

Zaskakująca była również deklaracja, że Trump będzie jednoczył i wprowadzał pokój, co w naszych szerokościach geograficznych musi przywodzić na myśl uśmiechniętego, jednoczącego, przynoszącego pokój i harmonię Antychrysta z dzieła Sołowjowa, w którym autor napisał chociażby: „Chrystus przyniósł miecz – ja przyniosę pokój. On groził ziemi strasznym sądem ostatecznym – ale przecież ostatecznym sędzią będę ja, a sąd mój będzie nie sądem prawdy, tylko sądem łaski”. Świat ma już jednego Zbawiciela i innego nie potrzebuje. Potrzebuje jedynie ludzi, którzy będą narzędziami tego Pierwszego.

A jeśli już mowa o narzędziach, to zachwyty nad tercetem tenorów pokazują skalę umęczenia prawicy, jakiego dokonała lewica przez ostatnie dziesięciolecia. Cały prawicowy świat patrzy z nadzieją na lepsze jutro na ojców rodzin wielodzietnych. Z tym, że Trump ma piątkę dzieci z trzema żonami, a jego rozwody przeplatane były skandalami obyczajowymi. Drugi wiceprezydent Elon Musk ma dwanaścioro dzieci z różnymi kobietami, aktualnie nie jest żonaty, a niektóre z dzieci urodziły mu surogatki. Swoim dzieciom nadzieja konserwatystów nadała tradycyjne imiona X Æ A-Xii (Xii zastąpiło liczbę 12, ponieważ prawo stanu Kalifornia zabrania nadawania imion zawierających cyfry), Exa Dark Sideræl (obecnie po zmianie przez jej matkę imienia na symbol to po prostu Y), czy Tau Techno Mechanicus. Najporządniej z całej trójki wygląda wiceprezydent J.D. Vance, który co prawda jeszcze jako protestant wziął ślub z hiduistką (to podobno może komuś przeszkadzać) i ma z nią „tylko” trójkę dzieci, ale za to się nie rozwiódł. W 2019 r. przyjął nawet chrzest w Kościele katolickim i jako jedyny z całej trójki służył w amerykańskiej armii, co dla amerykańskich patriotów jest niezwykle ważne.

Podsumowanie

Tak, wiem, w sprawach życia prywatnego czepiam się nad wyrost – szczególnie wiceprezydenta Vance’a. Podobnie samego exposé, w którym siłą rzeczy nie da się powiedzieć wszystkiego, a niektórych rzeczy nawet nie należy. Ostatecznie oceny dokonywać należy na podstawie realnych działań, a nie jedynie ich zapowiedzi.

Na prawicy są takie osoby, które bezkrytycznie popierają Trumpa, co może być niebezpieczne dla Polski, bo ostatecznie jest on prezydentem USA i będzie działał, mając przede wszystkim na uwadze interes USA. Są też tacy, którzy mogą obawiać się rządów szalonych miliarderów chcących zdobyć władzę nad światem i umeblować go po swojemu. Wydaje się jednak, że poglądy całej trójki, które przekładają się na prowadzoną politykę, nie są sztucznie wykreowane, lecz prawdziwe, a pozytywny, konserwatywny „efekt Trumpa” stał się rzeczywistością jeszcze przed objęciem rządów przez 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Ulokowanie nadziei w postaciach tercetu tenorów pokazuje jednak, w jakim miejscu po dekadach ofensywy lewicy znalazła się światowa prawica. Ktokolwiek, kto głośno deklaruje poglądy sprzeczne z mainstreamem, jawi się jako ostatnia nadzieja na wolność słowa, ochronę życia, prawo własności czy samostanowienia – po prostu normalność. Zaobserwować można rzesze tych, którzy obserwując kolejne decyzje Trumpa, chcieliby zakrzyknąć: „Gdy Pan odmienił los Syjonu wydawało się nam, że śnimy. Usta nasze były pełne śmiechu, a język śpiewał z radości”. Owszem prezydentura Trumpa niesie nadzieję na konserwatywną zmianę, podobnie jak i na ogólnoświatowe zagrożenia. Zachowajmy wobec tego, szczególnie my – Polacy, krytyczne myślenie oraz trzeźwy umysł, by umieć skorzystać z szansy, jaka staje przed światową prawicą i jednocześnie uniknąć zagrożeń, jakie mogą czaić się tuż za rogiem.

 

Dr Łukasz Bernaciński - członek Zarządu Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej
Działalność Instytutu

23.01.2025

Jerzy Kwaśniewski: Stało się! Musimy pilnie opuścić nasze biuro i potrzebujemy pomocy

W ubiegłym tygodniu upłynął termin bezprawnego ultimatum, jakie przedstawił nam właściciel wynajmowanego przez nas biura. To nie pierwsza próba usunięcia nas, ale tym razem czara goryczy się przelała.

 

Fundacja Polskiego Państwa Podziemnego (FPPP), administrująca historycznym budynkiem PAST-y, już raz w sierpniu 2023 roku bezprawnie zażądała od Ordo Iuris „niezwłocznego opuszczenia budynku”. Dzięki entuzjastycznemu wsparciu naszych Przyjaciół i Darczyńców, którzy zalali wtedy właściciela budynku telefonami i mailami, mogliśmy przez kilkanaście miesięcy nadal pracować w naszym biurze… i powoli szykować dogodny scenariusz przeprowadzki.

Od tamtej pory toczymy z FPPP kolejne batalie prawne. Uzyskaliśmy już korzystne dla nas orzeczenie sądu. Jednak ani sąd, ani to, że zawsze w terminie uiszczamy wszelkie opłaty, nie ma dla administratora PAST-y żadnego znaczenia.

Zamiast podjąć próbę remontu i wynajmu innych pięter niszczejącego budynku, podejmowane są kolejne próby wyrzucenia z PAST-y patriotycznych organizacji – w tym Ordo Iuris.

Do tej pory nie chcieliśmy opisywać losów tego sporu, bo ważniejsza jest dla nas nasza codzienna walka w obronie życia, rodziny, wolności i suwerenności. Ale dziś przyszedł moment, w którym musimy poprosić o pomoc.

Właściciele naszego biura postanowili całkowicie bezprawnie – wbrew umowie i prawu – podwyższyć nam czynsz... wstecznie, wyznaczając nam termin na spłatę rzekomych „zaległości” na 13 stycznia.

To całkowite bezprawie! Oczywiście odmówiliśmy opłacania tego specyficznego haraczu. Jestem pewien, że na drodze sądowej ponownie wykażemy, że właściciel budynku nie miał prawa do wstecznego podwyższania czynszu i nakazywania nam opuszczenia biura, ale prawda jest taka, że dziś żyjemy w niepewności, czy za chwilę do naszego biura nie zostaną wysłani „silni ludzie” – tak jak rok temu do Telewizji Publicznej, przejętej siłowo przez rząd Tuska. Ośmieleni bezprawiem rządu, zarządcy PAST-y mogą być zdolni do wszystkiego!

Nie możemy tak dłużej pracować! Nie tylko ze względu na niepewność jutra, ale przede wszystkim ze względu na to, że toczenie prawnych batalii z właścicielem wynajmowanego biura to po prostu strata cennego czasu.

A przecież mamy tak wiele pracy i stojących przed nami wyzwań.

Przed nami nieustający bój o polską suwerenności, której zagraża proces rewizji unijnych traktatów; obrona wolności słowa przed projektem ustawy zakazującej krytyki postulatów ideologii LGBT pod pozorem walki z „mową nienawiści”; obrona tożsamości rodziny i małżeństwa, w którą uderza projekt ustawy o „związkach partnerskich”.

Trwa właśnie walka o niewinność naszych dzieci, które władza chce demoralizować i indoktrynować w ramach zajęć z „edukacji zdrowotnej”.

Na nas spoczywa też zwalczanie aborcyjnych wytycznych i decyzji rządu. Niebawem będziemy musieli znów walczyć o odrzucenie projektów ustaw, legalizujących masowe zabijanie dzieci nienarodzonych.

A to nadal tylko niewielka część wyzwań w najbliższych miesiącach.

Dlatego nie możemy dłużej tracić czasu na walkę o to, byśmy mieli gdzie pracować – na pisanie kolejnych pism do właścicieli budynku PAST-y, pism procesowych i pozwów.

Przypomnę tylko, że w 2023 roku wolontariusze spośród pracowników Ordo Iuris przez kilka nocy spali w biurze (!) w obawie przed tym, że właściciele budynku wejdą do niego pod osłoną nocy.

Dzięki szybkiej reakcji prawnej oraz nadzwyczajnemu zaangażowaniu naszego zespołu i wsparciu naszych Przyjaciół i Darczyńców, nie udało im się wówczas przeprowadzić rozwiązania siłowego. Ale odkąd doszło do tego bezprawia, wiedzieliśmy, że nasz czas w budynku PAST-y minął – szczególnie, że klimat do takich bezprawnych działań, od 13 miesięcy tworzy obecny rząd.

Dlatego też równolegle do batalii prawnych z właścicielami budynku zaczęliśmy szukać nowego miejsca, co okazało się zadaniem niezwykle trudnym. Jak się bowiem okazało – nie ma właściwie w Warszawie odpowiednich powierzchni biurowych… w rękach polskiego kapitału.

W ciągu tych kilkunastu miesięcy udało nam się wstępnie porozumieć z kilkoma biurowcami. Byliśmy o krok od podpisywania umów najmu, ale za każdym razem finał był taki sam – odmawiano nam na ostatnim etapie. W jednej z lokalizacji w Warszawie, zarządca budynku był nam bardzo przychylny, dlatego przyznał szczerze i otwarcie, że bardzo chciałby wynająć nam lokal, ale gdy przedstawił informację o nas właścicielowi międzynarodowego funduszu, będącego właścicielem całego budynku, otrzymał stanowczy zakaz. Zarządca przyznał, że był zdziwiony bo właściciele do tej pory nigdy nie ingerowali w politykę najmu.

Podobny scenariusz powtórzył się... cztery razy! Za każdym razem międzynarodowe fundusze zakazywały administratorowi zawarcia umowy z Ordo Iuris.

Ale wreszcie udało nam się znaleźć odpowiednie miejsce.

Właśnie podpisaliśmy umowę na wynajem biura w „błękitnym wieżowcu”, czyli dokładnie w tym samym biurowcu, w którym swoją nową siedzibę ma Telewizja Republika. Tylko w tym miejscu właściciel budynku kierował się zwykłym rachunkiem ekonomicznym i nie bał się nawiązać współpracy ze środowiskami zwalczanymi przez globalistów i polski rząd.

Nasza przeprowadzka będzie jednak dla nas wyzwaniem finansowym, któremu nie podołamy bez zwiększonego wsparcia naszych Przyjaciół, Darczyńców i Sympatyków. Bo biuro, które wkrótce wynajmiemy będzie większe niż poprzednie.

W ubiegłym roku zdecydowaliśmy o połączeniu sił Instytutu Ordo Iuris z Centrum Życia i Rodziny. Nasz zespół poszerzył się tym samym także o ekspertów Centrum Życia i Rodziny, przez co dziś musimy przygotowywać grafik rotacyjnego korzystania z dostępnych stanowisk pracy. Część naszych ekspertów musi pracować całkowicie zdalnie lub przynajmniej hybrydowo. Niestety nie ułatwia nam to pracy.

Gdybyśmy mogli wszyscy być w jednym miejscu, moglibyśmy pracować efektywniej. Już nie raz zdarzyło się, że nie mogliśmy zorganizować ważnych spotkań z Beneficjentami czy Darczyńcami, bo po prostu brakowało nam miejsca.

Co więcej – skala potrzeb i wyzwań, stojących codziennie przed naszym zespołem, już dziś nas przerasta. Dlatego potrzebujemy większego niż dotychczas biura, co łączy się oczywiście także ze wzrostem kosztów najmu.

Ale zanim przeprowadzimy się do nowego miejsca, musimy dostosować nowe biuro do naszych potrzeb. Potrzebujemy wyremontować największy z dostępnych pokoi i przerobić go na kompletną salę konferencyjną. Nowe biuro wymaga odmalowania, położenia nowych wykładzin, wymiany oświetlenia i sieci IT, wydzielenia kilku pomieszczeń nowymi ściankami. Musimy zakupić kilkadziesiąt biurek i krzeseł oraz wszelkie niezbędne meble a także rozbudować naszą infrastrukturę informatyczną o dodatkowy sprzęt. Lada dzień wyłonimy wykonawcę tych prac i zawrzemy umowę na ich przeprowadzenie.

Łącznie na cały remont oraz meble i sprzęt IT musimy przeznaczyć ponad milion złotych!

To wielka kwota, która pozwoli nam jednak pracować w nowym miejscu przez kolejne co najmniej 10 lat, bo na tyle podpisaliśmy bezpieczną umowę najmu. Dla Instytutu, który niedawno obchodził dziesięciolecie, to dobra i długa perspektywa, w której będziemy mogli skupić się na najważniejszych projektach – bez zagrożenia utratą dachu nad głową.

Wkrótce będziemy informować o postępie prac i naszych dalszych planach i stojących przed nami wyzwaniach. Ale już dziś bardzo potrzebujemy finansowania wsparcia naszej przeprowadzi, o którą serdecznie Państwo proszę.

Wesprzeć nasze działania można poprzez stronę wspieram.ordoiuris.pl.

Z kolei za pośrednictwem strony przyjaciele.ordoiuris.pl można dołączyć do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris, zrzeszającego naszych najwierniejszych, regularnych Darczyńców

Bezpośrednim bodźcem do zmiany siedziby są bezprawne działania administratorów PAST-y. Jednak, nawet gdyby do nich nie doszło, niebawem musielibyśmy i tak zdecydować się na ten krok. Jeszcze 10 lat temu cały zespół Ordo Iuris tworzyło kilka osób. Dziś skala wyzwań i oczekiwań wobec nas znacząco wzrosła. By im sprostać, pracujemy w połączonym zespole Instytutu Ordo Iuris oraz Centrum Życia i Rodziny, liczącym sobie ponad… 70 osób!

Aby odnosić kolejne sukcesy i bronić życia, rodziny i wolności, musimy się cały czas rozwijać. Radykalni ideolodzy gender i lewicowe fundacje wciąż dysponują ogromną przewagą zasobów, której my przeciwstawiamy się wyłącznie dzięki poświęceniu ekspertów oraz ofiarności i zaangażowaniu naszych Przyjaciół i Darczyńców.

 

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris

Czytaj Więcej