Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
Komentarze

Komentarze

Idziemy do Sejmu w obronie rodziny!

Już jutro posłowie zdecydują, czy chcą poważnie pochylić się nad zasadnością i skutecznością genderowej Konwencji stambulskiej w sejmowych komisjach czy też, pod presją ideologów, odrzucą wszelką refleksję i dialog.

Kolejne kraje odrzucają Konwencję stambulską

24 stycznia Senat Republiki Czeskiej odmówił ratyfikacji Konwencji stambulskiej – pierwszego i jak dotąd jedynego wiążącego aktu prawa międzynarodowego, który wprost wdrażał ideologiczne pojęcie „gender”. Już kolejnego dnia unijny portal Euractiv alarmował: „Ordo Iuris naciskało na czeskich senatorów”. Dziennikarze ustalili, że na decyzję czeskich parlamentarzystów wpłynęły analizy Ordo Iuris, które trafiały masowo na ich skrzynki mailowe przed kluczowym głosowaniem. Ostatecznie o odrzuceniu genderowej konwencji zadecydowały jedynie… dwa głosy. Dlatego nie mam wątpliwości, że nasze ekspertyzy miały swój udział w tym wielkim sukcesie czeskich obrońców rodziny.

Niemal dokładnie dwa lata wcześniej o odmowie podpisania Konwencji stambulskiej poinformował rząd… Izraela. W Jerozolimie i Tel-Avivie podnoszono, że konwencja wymusza ideologiczne zmiany na każdym poziomie edukacji dzieci, a także ostrzegano, że w świetle konwencji każda muzułmanka z religijnej rodziny jest traktowana automatycznie jako ofiara przemocy i musiałaby zostać przyjęta w Izraelu jako uchodźca… uprawniony do sprowadzenia całej rodziny do Izraela. Wiodący głos prawniczy w tej sprawie należał do prof. Eugene’a Kontorovicha z izraelskiej Fundacji Koheleta. W związku z tym, osobiście spotkałem się z profesorem i doprowadziłem do przedłożenia przez niego krytycznej opinii prawnej na temat Konwencji polskiemu Trybunałowi Konstytucyjnemu. Wiedziałem, że opinia nadesłana przez amerykańsko-izraelskiego profesora konstytucjonalisty będzie nie tylko ważnym wkładem merytorycznym, ale także podważy absurdalną tezę, jakoby sprzeciw wobec ideologii gender był wyłącznie sprawą „radykalnych katolików”.

Ideologiczna krucjata Donalda Tuska

Niestety, z obawy przed usłyszeniem werdyktu Trybunału Konstytucyjnego, Donald Tusk tydzień temu wycofał wniosek o zbadanie, czy Konwencja narusza konstytucyjną ochronę rodziny oraz ustrojową zasadę bezstronności światopoglądowej państwa.

Postawa rządu Donalda Tuska wobec konwencji jest zresztą oczywista. To ten rząd powołał przecież specjalnego ministra ds. równości i oddał resorty edukacji oraz rodziny radykalnym przedstawicielom lewicy. To oni, w imię genderowej poprawności, chcą wprowadzać do szkół wulgarną edukację seksualną i będą zachęcać dzieci do trwałych okaleczeń chirurgicznych i hormonalnych w ramach „zmiany płci”. Aby osiągnąć te cele, Konwencja stambulska będzie im bardzo potrzebna.

Czechy i Izrael nie są osamotnione. Konwencji nie przyjęły także Węgry, Słowacja i Litwa. W Bułgarii konwencję odrzucił Trybunał Konstytucyjny, uznając, że dokument nie chroni w istocie kobiet, bo… wprowadza ideologiczną definicję kobiety i pozwala na uznanie za kobietę mężczyzny.

Przykład tych państw pokazuje, że nie trzeba ulegać międzynarodowej presji. Wystarczy odrzucić ideologiczną perspektywę i na chłodno przeczytać ten dokument. Tak, jak zrobili to racjonalni czescy adwokaci, którzy protestowali przeciwko konwencji dlatego, że ta unieważnia adwokacką tajemnicę. Z przykrością muszę stwierdzić, że adwokacki samorząd w Polsce zarzut ten zupełnie zignorował.

Polska może odrzucić Konwencję stambulską!

Teraz czas na decyzję Polski. W 2020 roku złożyliśmy w Sejmie obywatelski projekt ustawy „Tak dla rodziny, nie dla gender”, prowadzący do wypowiedzenia Konwencji stambulskiej i zastąpienia jej Konwencją o prawach rodziny.

W najbliższy piątek z mównicy sejmowej przemawiać będzie pełnomocnik naszej inicjatywy obywatelskiej – marszałek Marek Jurek, wspierany przez mec. Magdalena Majkowską. Następnie posłowie zdecydują, czy chcą poważnie pochylić się nad zasadnością i skutecznością genderowej Konwencji w sejmowych komisjach, czy też pod presją ideologów odrzucą wszelką refleksję i dialog. Chociaż znamy już pogląd Donalda Tuska i radykałów z Lewicy, to wciąż sejmowa arytmetyka pozwala żywić nadzieję na triumf racjonalności i otwartości na argumenty. Skoro udało nam się przyczynić do odrzucenia genderowego dokumentu przez senatorów zsekularyzowanych Czech, to wciąż możemy mieć nadzieję, że i w Polsce znajdzie się wystarczająca ilość posłów PSL lub Polski 2050, którzy w tym ważnym głosowaniu pokażą, że chcą rzetelnego namysłu i pracy nad projektem w sejmowych komisjach i z udziałem ekspertów.

Aby skłonić parlamentarzystów do poparcia naszego projektu, opublikowaliśmy analizę, w której omówimy argumentację przemawiającą za wypowiedzeniem Konwencji stambulskiej, na którą powoływały się państwa (Bułgaria, Czechy, Izrael, Litwa, Słowacja, Węgry), które odrzuciły ideologiczny dokument. Jednocześnie przekażemy wszystkim posłom memorandum w tej sprawie, aby jeszcze przed tym kluczowym głosowaniem uzbroić wahających się parlamentarzystów w rzetelną wiedzę na temat Konwencji stambulskiej. Niewykluczone, że ta wiedza może skłonić część z nich do poparcia inicjatywy wypowiedzenia genderowej konwencji.

Nauka zaprzecza ideologii gender

Sprzeciw wobec ideologii gender, która upatruje źródła wszelkiej przemocy w rodzinie oraz szczególnych rolach matek i ojców, jest naszym obowiązkiem. Już w 2014 roku Agencja Praw Podstawowych UE w swoich badaniach ustaliła (ku swemu zaskoczeniu), że państwa wdrażające genderowe podejście do zwalczania przemocy… cechują się najwyższym odsetkiem kobiet doznających przemocy. Tymczasem wierna tradycyjnej rodzinie Polska ma nie tylko najniższe wskaźniki przemocy wobec kobiet, ale także najwyższy odsetek aktów przemocy zgłaszanych Policji. Przykładowo w państwach skandynawskich takich jak Dania, Finlandia i Szwecja, gdzie obowiązują rozwiązania prawne oparte na teorii gender, skala przemocy wobec kobiet jest ponad dwa razy wyższa niż w Polsce.

Wniosek jest prosty. Genderowa konwencja przymusza państwa do wdrażania rozwiązań nieskutecznych w walce z przemocą domową, jedynie w imię ideologicznego wzmożenia. W praktyce więc Konwencja stambulska, która upatruje źródeł przemocy w szacunku dla rodziny i macierzyństwa, nakazuje „wykorzenienie tradycji i zwyczajów” oraz edukowanie najmłodszych o „niestereotypowych rolach genderowych”, nie rozwiązuje problemu przemocy domowej, ale wzmaga patologie społeczne. Odciąga bowiem uwagę od rzeczywistych przyczyn przemocy, do których należą alkoholizm, narkomania, pornografia, rozpad rodzin czy propagowanie przemocy w mediach i w kulturze. Natomiast koszty społeczne genderowej edukacji, zwalczania tradycyjnych ról kobiet i mężczyzn już od przedszkola, mogą ciągnąć się za nami przez pokolenia. Inżyniera społeczna prowadzona w imię ideologicznych założeń jeszcze nigdy nie wyszła nikomu na zdrowie.

W najbliższych miesiącach w Polsce rozegra się decydująca bitwa o tożsamość małżeństwa i rodzinę. Konwencja stambulska może stać się potężnym, ideologicznym narzędziem walki z normalnością – w tym z tradycyjnym poszanowaniem dla kobiet, szacunkiem dla macierzyństwa i wymaganiami wobec ojcostwa.

 

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris

 

Czytaj Więcej

Renta wdowia to dobre i potrzebne rozwiązanie, o ile, zgodnie z Konstytucją, będzie promować małżeństwo

W Sejmie ma odbyć się pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy o wprowadzeniu tzw. renty wdowiej. Obecnie ustawa zmusza wdowy i wdowców powyżej lat 50 do wyboru tylko jednego świadczenia – albo własnej emerytury, albo renty rodzinnej po zmarłym małżonku. Nowelizacja umożliwiłaby zachowanie jednego ze świadczeń w całości oraz „odziedziczenia” 50% drugiego. To dobre i potrzebne rozwiązanie „nagradzające” obywateli za pozostawanie aż do śmierci w związku małżeńskim, zamiast w konkubinacie. Projektodawcy powinni natomiast jasno odpowiedzieć na pytanie, czy planują obdarzenie tą możliwością także uczestników tzw. związków partnerskich – w tym jednopłciowych. Takie rozwiązanie byłoby sprzeczne z konstytucyjną zasadą ochrony małżeństwa i rodziny.

 

W środę 7 lutego w Sejmie ma odbyć się pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw w celu wprowadzenia renty wdowiej (druk nr 32). Po raz pierwszy projekt ten został złożony w Sejmie przez grupę posłów Lewicy 17 maja 2022 r. (projekt numer EW-020-911/22), jednak ówczesna marszałek Sejmu Elżbieta Witek aż do końca roku nie nadała mu nawet numeru druku, przetrzymując go w „zamrażarce sejmowej”. Dlatego 4 stycznia 2023 r. rozpoczęto zbiórkę 100 tys. podpisów w celu złożenia go ponownie jako projektu obywatelskiego na podstawie art. 118 ust. 2 Konstytucji RP, który zgodnie z art. 13 ustawy z dnia 24 czerwca 1999 r. o wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej przez obywateli (Dz.U. 2018 poz. 2120) musiałby zostać rozpatrzony obowiązkowo, w odróżnieniu od poselskiego. Projekt został złożony z ponad 200 tys. podpisów w Sejmie poprzedniej kadencji, 11 kwietnia 2023 r. (druk nr 3292) i przeszedł do rozpatrzenia w kolejnej kadencji zgodnie z zasadą nieulegania dyskontynuacji przez projekty obywatelskie.

 

W dotychczasowym brzmieniu art. 95 ust. 1 ustawy z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz.U. 2023 poz. 1251 z późn. zm.) przewiduje, że „w razie zbiegu u jednej osoby prawa do kilku świadczeń przewidzianych w ustawie wypłaca się jedno z tych świadczeń – wyższe lub wybrane przez zainteresowanego”. Oznacza to, że osoba, której zgodnie z art. 65-74 ustawy emerytalno-rentowej przysługiwałaby renta rodzinna „odziedziczona” po zmarłym członku rodziny, a której jednocześnie przysługuje inne świadczenie (np. własna emerytura), jest zmuszona do wyboru tylko jednego z tych świadczeń. Zgodnie z art. 73 ust. 1 ustawy emerytalno-rentowej renta rodzinna dla jednej osoby wynosi 85% świadczenia, które przysługiwałoby zmarłemu. Bezwzględny charakter art. 95 ust. 1 sprawia, że wdowy i wdowcy powyżej lat 50, którzy do czasu śmierci małżonka utrzymywali wspólne gospodarstwo domowe, w momencie owdowienia tracą znaczną część środków finansowych. Uderza to szczególnie w kobiety, które zdecydowały się w trakcie małżeństwa na nieodpłatne prowadzenie gospodarstwa domowego zamiast pracy zarobkowej, a zatem ich własna emerytura jest nieporównywalnie mniejsza od świadczenia po zmarłym małżonku, a nie obejmuje ich program „Mama 4+” (ustawa z dnia 31 stycznia 2019 r. o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym, Dz.U. 2022 poz. 1051).

 

Podstawowe założenia obywatelskiego projektu ustawy o rencie wdowiej

 

Projekt ustawy przewiduje nowelizację art. 95 oraz dodanie po nim art. 95a do ustawy emerytalno-rentowej, a także wprowadzenie analogicznych zmian do przepisów o świadczeniach mundurowych, rolniczych (KRUS) oraz wypadkowych. Odtąd osoby uprawnione zarówno do własnego świadczenia, jak i do renty rodzinnej po zmarłym członku rodziny (np. wdowy i wdowcy powyżej lat 50), będą mogły wybrać wedle własnego uznania jedną z dwóch opcji:

  1. 100% renty rodzinnej po zmarłym + 50% własnego świadczenia albo
  2. 100% własnego świadczenia + 50% renty rodzinnej po zmarłym (łącznie jako „renta wdowia”).

 

Projektodawcy w uzasadnieniu stwierdzają, że „celem projektu jest zapobieżenie ekonomicznej degradacji gospodarstw domowych emerytów i rencistów wskutek śmierci małżonka. Zjawisko to co do zasady nie występuje w przypadku osób pobierających najwyższe świadczenia emerytalno-rentowe. Z tych powodów projekt przewiduje maksymalną wysokość renty wdowiej”. Wysokość ta nie może przekroczyć 3-krotności miesięcznej kwoty przeciętnej emerytury wypłacanej przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych ostatnio ogłoszonej przez Prezesa ZUS. Przykładowo, kwota ogłoszona ostatnio w komunikacie z dnia 15 lutego 2023 r. (M.P. 2023 poz. 209) wynosi 2918,16 zł, a zatem, do momentu opublikowania kolejnego komunikatu, maksymalna renta wdowia nie mogłaby przekroczyć 8754,48 zł brutto.

 

Projektodawcy przewidują, że „całościowe skutki finansowe wejścia w życie projektowanej ustawy zamkną się w kwocie 13 mld zł rocznie przy założeniu, że obowiązuje ona przez cały rok kalendarzowy”. Jest to kwota, która jeszcze kilka lat temu, w liberalnym paradygmacie gospodarczym, mogłaby uchodzić za wysoką. W trakcie pierwszej debaty sejmowej nad projektem obywatelskim, która miała miejsce 6 lipca 2023 r., względnie reprezentatywny dla opcji „wolnościowej” poseł Artur Dziambor słusznie zauważył jednak, że „koszt trzynastki i czternastki to 22 mld”, a zatem koszt renty wdowiej byłby znacznie mniejszy od dotychczasowych rozwiązań.

 

Uchwalenie ustawy o rencie wdowiej stanowiłoby także realizację punktu 20 umowy koalicyjnej zawartej w dniu 10 listopada 2023 r. przez Koalicję Obywatelską, Polskie Stronnictwo Ludowe, Polskę 2050 oraz Lewicę: „wprowadzimy rozwiązania zwiększające aktywność społeczną osób starszych oraz gwarantujące godne warunki dla seniorów po śmierci współmałżonka”.

 

Projekt należy ocenić raczej pozytywnie ze względu na urzeczywistnianie konstytucyjnej zasady ochrony małżeństwa i rodziny (art. 18 Konstytucji RP) oraz konstytucyjnego obowiązku uwzględniania przez państwo dobra rodziny w swojej polityce społecznej i gospodarczej (art. 71 Konstytucji RP). Wprowadzenie „renty wdowiej” byłoby zgodne także ze stanowiskiem Trybunału Konstytucyjnego, który wyrokiem z dnia 18 maja 2005 r. (sygn. akt K 16/04) potwierdził, że „art. 18 jest wyrazem tej samej aksjologii, która inspirowała treść art. 71 Konstytucji” i „nakazuje podejmowanie przez państwo takich działań, które umacniają więzi między osobami tworzącymi rodzinę, a zwłaszcza więzi istniejące między rodzicami i dziećmi oraz między małżonkami”. Instytucja renty wdowiej stanowiłaby zatem zgodną z Konstytucją RP formę „nagrody” dla tych spośród obywateli, którzy zdecydowali się na pozostanie w związku małżeńskim aż do śmierci drugiego z małżonków zamiast życia w konkubinacie.

 

Jeżeli instytucja renty wdowiej, zgodnie z aksjologią konstytucyjną, miałaby faktycznie promować pozostawanie w związkach małżeńskich zamiast w konkubinatach, to warto zastanowić się, czy proponowane rozwiązanie nie powinno zostać w przyszłości potraktowane jako zaledwie połowiczne. Często dostrzeganą „niesprawiedliwością” polskiego systemu ubezpieczeń społecznych jest fakt „przepadania” składek „zgromadzonych” przez osobę, która zmarła przed osiągnięciem wieku odpowiadającego średniemu dalszemu trwaniu życia, ogłaszanemu corocznie przez Prezesa ZUS na podstawie art. 26 ust. 4 ustawy emerytalno-rentowej. Jeżeli traktujemy ustrojowo rodzinę jako podstawową komórkę społeczną, to docelowo należałoby konsekwentnie uznać, że do czasu upływu pełnego okresu przewidywanego w tablicy małżonek zmarłego powinien „odziedziczyć” po nim nie jakąś część, lecz całość świadczenia.

 

Istotne pytanie do projektodawców: czy zamierzają w przyszłości rozszerzyć rentę wdowią na konkubinaty, w tym homoseksualne?

 

W kontekście aksjologii konstytucyjnej nieuniknionym staje się natomiast pytanie, czy projektodawcy mają zamiar powiązania dobrej i potrzebnej instytucji, którą stanowi renta wdowia, z formami pożycia innymi niż małżeństwo – a konkretnie z konkubinatami, w tym również homoseksualnymi, których instytucjonalizacja byłaby sprzeczna z Konstytucją RP. Jakkolwiek w samym projekcie (w wersji złożonej w Sejmie) nie pojawiają się żadne sugestie obdarzania tym przywilejem uczestników alternatywnych form pożycia, to jednak takie wzmianki pojawiały się już chociażby w koncepcji „dodatku wdowiego” przedstawionej w ubiegłej kadencji przez posłankę Koalicji Obywatelskiej Marzenę Okła-Drewnowicz. Autorzy opracowania Instytutu Emerytalnego pt. „Dodatek wdowi. Możliwe koncepcje i skutki” (2022) przytaczając tę koncepcję, podkreślają, że „dodatek przysługiwać ma wdowie albo wdowcowi (docelowo, jeśli zostaną uregulowane związki partnerskie także osobom pozostającym w chwili śmierci w związku partnerskim)”.

 

W sierpniu 2021 r. posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska domagała się na Twitterze od Donalda Tuska wprowadzenia świadczenia także dla związków homoseksualnych: „[z] prawem do nazwiska, dziedziczenia (np. renty tzw. «wdowiej») oraz wspólnego rozliczania z podatków”. Ponownie zaapelowała ona o to do Tuska na Twitterze w październiku 2022 r.: „to jak to z tymi małżeństwami jednopłciowymi za rok będzie? Będą z «przywilejami» (wspólnego rozliczania się małżonków, renty wdowiej, dziedziczenia, prawem do przysposobienia dzieci) czy bez?”. W listopadzie 2022 r. lewicowy publicysta Piotr Szumlewicz krytykował Lewicę na Twitterze, że nie przewiduje w swoim projekcie „żadnych propozycji dla osób żyjących w związkach niesformalizowanych i dla osób samotnych czy singli. Taka «lewica» to tylko w Polsce”. W listopadzie 2023 r. również „Gazeta Wyborcza” piórem Agnieszki Urazińskiej złośliwie krytykowała autorów projektu ustawy o rencie wdowiej: „czyżby postępowa Lewica nie brała pod uwagę, że nie wszyscy żyją w sakramentalnych związkach? Co z parami jednopłciowymi albo nieformalnymi? […] Nie pasuje do Lewicy ignorowanie zmian społecznych i zakładanie, że rodzina w Polsce to związek małżeński”. Pasuje to jednak do ustroju państwa polskiego, w którym charakter rodzinny posiadają wyłącznie relacja małżeństwa, pokrewieństwa lub powinowactwa. Dwoje dorosłych ludzi, nawet jeżeli posiadają wspólne małoletnie dziecko, nie są w świetle prawa rodziną, ponieważ państwo (z wyjątkami wynikającymi z pobudek socjalnych) ustrojowo „nagradza” tym statusem tylko małżonków, chcąc wskazywać małżeństwo jako pożądany wzorzec społeczny oraz zapewnić potencjalnym dzieciom urodzonym w tym związku najbardziej naturalne i stabilne otoczenie do rozwoju.

 

Przykładem państwa, w którym renta wdowia, początkowo przysługująca jedynie małżonkom, została z czasem przyznana także homoseksualnym konkubentom, są Niemcy. Renta wdowia (Witwenrente und Witwerrente) aż do 1 stycznia 2005 r. przysługiwała jedynie małżonkom. W 2001 r. ustawą Lebenspartnerschaftsgesetz wprowadzono jednak instytucję homoseksualnych związków partnerskich. Jak wskazywał Instytut Ordo Iuris w 2015 r., „od czasów wprowadzenia w 2001 r. instytucji zarejestrowanych związków partnerskich, FTK, wbrew jednoznacznej woli ustawodawcy, werbalnie potwierdzając swoje wcześniejsze orzecznictwo odnośnie szczególnej roli małżeństwa, konsekwentnie rozszerza na związki partnerskie, socjalne i podatkowe przywileje przysługujące do tej pory jedynie małżeństwom”. Jednym z tych przywilejów była właśnie możliwość uzyskania renty wdowiej. Już po trzech latach obowiązywania ustawy o homozwiązkach, ustawą z dnia 15 grudnia 2004 r., obdarzono jednak tym przywilejem także uczestników związków partnerskich, a następnie Federalny Trybunał Konstytucyjny orzeczeniami z 7 lipca 2009 r. oraz 26 kwietnia 2017 r. poszerzył ten przywilej również na renty zakładowe oraz prywatne. Co więcej, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, wyrokiem z 1 kwietnia 2008 r. (sygn. C-267/06), orzekł, że odmowa wypłaty renty wdowiej homoseksualnemu partnerowi zmarłego pracownika, w sytuacji, gdy przysługiwała ona ustawowo tylko małżonkom, jednak w międzyczasie homozwiązki zostały zinstytucjonalizowane, stanowi dyskryminację. Podobny scenariusz może czekać także Polskę, jeżeli kwestia ta nie zostanie wyjaśniona już w tym momencie, na etapie procedowania projektu ustawy.

 

Możliwy sposób na ograniczenie nadużyć: wymóg pozostawania w związku małżeńskim przynajmniej przez rok

 

Rozciągnięcie przywileju renty wdowiej na konkubentów stanowiłoby pole do olbrzymich nadużyć, także finansowych (formalizowanie związków dla pozoru, wyłącznie w celu otrzymania renty). Należy jednak zauważyć, że tego typu nadużycia, choć na mniejszą skalę, byłyby hipotetycznie możliwe także w przypadkach regulowanych przez omawiany projekt: małżeństw, które byłyby zawierane u kresu życia tylko w celu „odziedziczenia” renty. W Niemczech pewną formą zabezpieczenia przed nadużyciami jest ograniczenie zawarte w VI Księdze Kodeksu Socjalnego, której §46 ust. 2a stanowi, że renta wdowia nie przysługuje, jeżeli małżeństwo nie trwało co najmniej jednego roku, chyba że szczególne okoliczności sprawy nie uzasadniają przypuszczenia, że przyznanie renty było jedynym lub dominującym celem zawarcia małżeństwa. Warto wprowadzić podobne ograniczenie także w Polsce.

 

Należy przypomnieć, że Sąd Najwyższy, wyrokiem z dnia 2 października 2019 r. (sygn. akt II UK 98/18), jednoznacznie potwierdził, że „uprawnionym do renty rodzinnej jest małżonek (wdowa i wdowiec), nie pozostawiając wątpliwości, że uprawnienie to nie dotyczy osoby pozostającej w związku nieformalnym (konkubinacie). Trafnie zatem Sąd Apelacyjny wskazał, że pozostawanie w konkubinacie jest pozbawione prawnej doniosłości dla uprawnienia do renty rodzinnej. Dodać należy, że dotyczy to również sytuacji, gdy konkubinat łączy osoby rozwiedzione, a więc pozostające wcześniej w związku małżeńskim. […] Prowadzi to do konkluzji, że renta rodzinna przysługująca uprawnionemu małżonkowi (wdowie i wdowcowi), nie obejmuje osób pozostających w związku faktycznym (konkubinacie)”. Koresponduje to z wyrokiem o 12 lat wcześniejszym. Sąd Najwyższy wyrokiem z dnia 6 grudnia 2007 r. (sygn. akt IV CSK 301/07) orzekł, że „ze względu na konstytucyjną zasadę ochrony małżeństwa oraz brak podstaw do uznania braku regulacji prawnej związków pozamałżeńskich za lukę w prawie, niedopuszczalne jest stosowanie unormowań z zakresu prawa małżeńskiego (w tym wspólności majątkowej i podziału dorobku), nawet w drodze analogii, do innych niż małżeństwo stosunków cechujących się istnieniem więzi osobisto-majątkowych”.

 

Podsumowując, projekt ustawy o rencie wdowiej zdecydowanie zasługuje na rozpatrzenie jako cenny instrument urzeczywistniania konstytucyjnej zasady ochrony małżeństwa i rodziny oraz konstytucyjnego obowiązku uwzględniania przez państwo dobra rodziny w swojej polityce społecznej i gospodarczej. Należy wziąć jednak pod uwagę, że projekt wywodzi się ze środowisk lewicowych, a w debacie publicznej zostały odnotowane niepokojące wypowiedzi lewicowych polityków i komentatorów dotyczące poszerzania instytucji renty wdowiej na konkubinaty, w tym homoseksualne. Projektodawcy już teraz powinni zatem odpowiedzieć na pytanie, czy planują w przyszłości poszerzanie tego przywileju na alternatywne formy pożycia, które zgodnie z aksjologią konstytucyjną nie powinny być zrównywane przez ustawodawcę z małżeństwem.

 

 

Adw. Nikodem Bernaciak – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Edukacja

05.02.2024

W jaki sposób obóz rządzący może próbować wprowadzić obowiązkową edukację seksualną do polskich szkół?

Zarówno resort edukacji, jak i Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, zarządzane są aktualnie w Polsce przez polityków opcji lewicowo-liberalnej. Nie kryją oni swojego wsparcia wobec postulatów ruchu LGBT czy organizowanych przez tego typu aktywistów akcji takich jak „Tęczowy piątek” w szkołach. Już w poprzednich latach można było usłyszeć ze strony tych środowisk krytykę obecnego w Polsce programu nauczania z powodu rzekomego braku w nim „rzetelnej edukacji seksualnej”, takiej jaka obecna jest w państwach Europy Zachodniej oraz wzorowanej m.in. na „osławionych” „Standardach edukacji seksualnej w Europie”, opracowanych w 2010 r. przez Biuro Regionalne Światowej Organizacji Zdrowia dla Europy i Federalne Biuro ds. Edukacji Zdrowotnej w Kolonii. Nie powinno zatem dziwić, że obecny obóz rządzący prędzej czy później będzie dążył do wprowadzenia do polskich szkół podobnych standardów „edukacyjnych”.

 

Lewicowa nowomowa w projekcie ustawy

 

24 stycznia 2024 r. do Sejmu wpłynął projekt ustawy o świadomym rodzicielstwie, podpisany przez 35 posłów Koalicji Obywatelskiej – największego klubu w obozie rządzącym. Projekt, oprócz przepisu umożliwiającego dokonanie aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży (pozbawiającego dziecko w okresie prenatalnym konstytucyjnej pełni ochrony życia), w art. 9. przewiduje wprowadzenie do programów nauczania szkolnego wiedzy o życiu seksualnym człowieka, ochronie tzw. zdrowia reprodukcyjnego i o zasadach „świadomego rodzicielstwa”.

 

Jednocześnie, w art. 14., uchylona zostałaby ustawa z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (Dz. U. z 2022 r., poz. 1575). W ustawie tej znajduje się delegacja ustawowa, upoważniająca Ministra Edukacji Narodowej do wydania rozporządzenia regulującego sposób nauczania szkolnego w zakresie treści odnoszących się do życia seksualnego człowieka, zasad świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, wartości rodziny, życia w fazie prenatalnej oraz metod i środków „świadomej prokreacji” (art. 4 ust. 3 w zw. z ust. 1 ustawy).

 

Rozporządzenie to, w obecnym kształcie, przewiduje możliwość złożenia przez rodzica pisemnej rezygnacji z udziału swojego dziecka w zajęciach, o których wyżej mowa, a które w polskich szkołach są realizowane w ramach przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie (WDŻ). Zajęcia te są formą edukacji seksualnej w polskim systemie szkolnictwa, jednak w ujęciu różniącym się od permisywnej edukacji seksualnej, obecnej w krajach Europy Zachodniej, promowanej m.in. przez Światową Organizację Zdrowia.

 

Uchylenie ustawy z 7 stycznia 1993 r., a tym samym przepisu upoważniającego do wydania wspomnianego rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej, spowodowałoby również utratę mocy obowiązującej przez ten akt wykonawczy. Tym samym rodzice straciliby wspomnianą podstawę do wyrażenia sprzeciwu wobec udziału swojego dziecka w zajęciach edukacji seksualnej.

 

Wulgarna edukacja seksualna wkrótce w polskich szkołach?

 

Dodatkowo, gdyby złożony w Sejmie projekt ustawy o świadomym rodzicielstwie wszedł w życie, wówczas zajęcia wychowania do życia w rodzinie w obecnym kształcie zostałyby zapewne zastąpione lekcjami permisywnej edukacji seksualnej, na wzór zajęć w krajach Europy Zachodniej. Świadczy o tym m.in. fakt, że w art. 9 projektu nie ma już mowy o wartości rodziny i życia w fazie prenatalnej, o których stanowi obecny art. 4 ust. 1 ustawy o planowaniu rodziny. Z kolei termin „prokreacja” zastąpiony został pojęciem „reprodukcji”, kojarzącym się raczej z rozmnażaniem zwierząt niż ze świadomym i opartym na miłości aktem seksualnym między mężem i żoną, prowadzącym ze swej natury do powstania nowego życia.

 

Oczywiście nie można wykluczyć sytuacji jednoosobowego wydania przez obecną Minister Edukacji Narodowej rozporządzenia, w którym nie zostałoby ujęte prawo rodziców do wyrażenia sprzeciwu wobec udziału dziecka w zajęciach poświęconych życiu seksualnemu. Taki scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny niż wejście w życie projektu ustawy o świadomym rodzicielstwie w obecnym kształcie. Niemniej wówczas w programie nauczania powinny być uwzględnione obszary wymienione w art. 4 ust. 1 ustawy o planowaniu rodziny, a zatem uwzględniające również wartość rodziny, opartej małżeństwie rozumianym jako związek kobiety i mężczyzny, co wynika z art. 18 ust. 1 Konstytucji RP, a także wartość życia ludzkiego w okresie prenatalnym.

 

Niemniej, spodziewać się zarazem należy, że w nowym programie nauczania w obszarze edukacji seksualnej, mimo wszystko znalazłyby się elementy obecne w modelu permisywnym, przewidującym nauczanie o różnych orientacjach seksualnych, czy „różnicach pomiędzy tożsamością płciową a płcią biologiczną”.

 

Wówczas rodzice, w przypadku usunięcia z rozporządzenia podstawy umożliwiającej im rezygnację z udziału ich dziecka w tego rodzaju zajęciach, mogliby się powoływać na inne gwarancje, z których to wynika. Gwarancje te zawarte są zarówno w Konstytucji RP, w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym, jak również w wiążących Polskę przepisach prawa międzynarodowego.

 

Więcej na ten temat można przeczytać w eseju z serii o permisywnej edukacji seksualnej, dostępnym na stronie internetowej Ordo Iuris. Dodatkowym narzędziem w ręku rodziców może być złożenie w szkole rodzicielskiego oświadczenia wychowawczego, dostępnego na stronie Instytutu.

 

Marek Puzio – analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

31.01.2024

Obrona tożsamości europejskiej zamiast ochrony obywateli. Rezolucja PE

Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie wdrażania postanowień Traktatu o Unii Europejskiej dotyczących obywatelstwa unijnego. W dokumencie oceniono stan obywatelstwa UE i wskazano obszary, w których potrzebne są postępy w celu wzmocnienia praw i ochrony obywateli UE. Idea obywatelstwa Unii Europejskiej wzbudza kontrowersje z punktu widzenia suwerenności krajów członkowskich czy integracji społecznej.

Krytyka samej idei obywatelstwa UE

Obywatelstwo Unii Europejskiej jest instytucją, która słusznie wzbudza krytykę. Jest wiele zasadniczych problemów, z którymi wiąże się ta koncepcja, w tym osłabienie suwerenności państw członkowskich, problemy z integracją społeczną czy zbyt szerokim zdefiniowaniem obywatelstwa UE. Zarzuty dotyczące unijnego obywatelstwa pojawiły się w debacie publicznej m.in. w 2016 r. podczas referendum w Wielkiej Brytanii w sprawie członkostwa w UE. Jednym z głównych argumentów zwolenników Brexitu było stwierdzenie, że obywatelstwo unijne prowadzi do utraty suwerenności Wielkiej Brytanii[1]. Podobnie w 2019 r., w czasie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, prawicowe partie polityczne w wielu państwach członkowskich krytykowały obywatelstwo UE, twierdząc, że prowadzi do utraty kontroli nad granicami, co zresztą dzisiaj, w 2024 roku sprawdza się jak przepowiednia[2].

Problemy z integracją społeczną

Kolejnym argumentem krytykującym obywatelstwo UE jest stwierdzenie, że prowadzi ono do problemów z integracją społeczną. Obywatele Unii pochodzą z różnych kultur i mają różne doświadczenia życiowe. Może to wywoływać trudności w integracji społecznej, wzrostu przestępczości i radykalizacji nastrojów społecznych.

Zagrożenie dla bezpieczeństwa państw Unii Europejskiej

Obywatele UE, którzy nie mają realnego związku z Unią Europejską, mogą być bardziej podatni na wpływy zewnętrzne. Może to stanowić zagrożenie dla integralności i bezpieczeństwa Unii Europejskiej.

Ponadto, idea obywatelstwa europejskiego jest poddawana nieustannej krytyce w literaturze przedmiotu i to pochodzącej od ludzi o zróżnicowanych poglądach.  Oto kilka przykładów literatury na temat krytyki obywatelstwa europejskiego: Rainer Bauböck[3] argumentuje, że europejskie obywatelstwo jest zbyt ograniczone i że powinno zostać wzmocnione, aby zapewnić obywatelom większą kontrolę nad procesami integracji europejskiej. Turner[4] twierdzi, że obywatelstwo europejskie jest pozbawione sensu, ponieważ nie niesie ono za sobą ono poczucia wspólnoty i tożsamości i trudno wykształcić takie poczucie w Europejczykach, którzy mają różnorodną kulturę, historię i dziedzictwo. Goodin[5] wskazuje, że obywatelstwo europejskie jest niesprawiedliwe, ponieważ nie zapewnia wszystkim obywatelom równych praw i możliwości. Walker[6] uważa natomiast, że obywatelstwo europejskie jest zbyt abstrakcyjne i że jeśli miałoby funkcjonować w jakiejkolwiek formie, należy je uczynić bardziej konkretnym i przydatnym dla obywateli.

Kluczowe punkty rezolucji

Do deklarowanych celów rezolucji[7] należy wzmocnienie obywatelstwa UE jako prawa podstawowego. Dokument wzywa do położenia większego nacisku na obywatelstwo UE jako prawo podstawowe i kamień węgielny projektu europejskiego. Podkreśla potrzebę zapewnienia, że obywatele UE są świadomi swoich praw i mogą z nich skutecznie korzystać. Rezolucja ma na celu także wzmocnienie prawa do swobodnego przemieszczania się i pobytu: Parlament postuluje pełne wdrożenie dyrektywy 2004/38/WE, która przyznaje obywatelom UE prawo do swobodnego przemieszczania się i pobytu w Unii Europejskiej, a także do rozszerzenia tych praw na wybory krajowe i regionalne.

Celem dokumentu ma być również zwiększenie swobody przemieszczania się. Rezolucja podkreśla znaczenie swobody przemieszczania się dla obywateli UE i ich rodzin. Wzywa do podjęcia środków mających na celu ułatwienie mobilności transgranicznej, przeciwdziałanie dyskryminacji obywateli UE i ochronę ich praw podczas pobytu w innych państwach członkowskich. Rezolucja zachęca także do większego zaangażowania obywateli UE w życie polityczne na wszystkich szczeblach. Wzywa do podjęcia środków w celu zwiększenia frekwencji wyborczej, wzmocnienia edukacji obywatelskiej i ułatwienia udziału w wyborach europejskich.

Rezolucja opowiada się ponadto za lepszą ochroną konsularną obywateli UE za granicą. Wzywa do poprawy koordynacji między państwami członkowskimi, zwiększenia pomocy konsularnej i lepszego wsparcia dla ofiar przestępstw i dyskryminacji. Autorzy dokumentu podkreślają również potrzebę skutecznego dostępu do wymiaru sprawiedliwości dla obywateli UE, w tym możliwość składania petycji do Parlamentu Europejskiego i skarg do Europejskiego Rzecznika Praw Obywatelskich.

Ogólnie rzecz biorąc, w założeniu rezolucja ma na celu wzmocnienie obywatelstwa Unii Europejskiej i poczucia przynależności obywateli do UE.

Brak jednolitości w przepisach państw członkowskich

Według autorów rezolucji, brak jednolitości w przepisach o obywatelstwie UE jest jednym z głównych problemów związanych z tym statusem i powodem dyskryminacji, której szczególnym podmiotem miałyby być „pary tej samej płci i ich dzieci podczas korzystania z podstawowego prawa do swobodnego przemieszczania się w UE[8]”. Warto w tym miejscu zauważyć, że, zgodnie z prawem Unii, każdy obywatel UE ma prawo do swobodnego przemieszczania się po wspólnocie (zgodnie ze swobodą przepływu osób) niezależnie od cech indywidualnych, w tym skłonności seksulnych. Niemniej, nie każdy ma prawo do uznania w jednym państwie członkowskim skutków prawnych czynności prawnych dokonanych w innym kraju, z uwagi na ustalony przez państwa podział kompetencji.

Obywatelstwo UE jest przyznawane obywatelom państw członkowskich, ale prawa i obowiązki wynikające z tego statusu mogą się różnić w zależności od kraju. Rezolucja stawia tezę, że brak jednolitości w przepisach o obywatelstwie UE może prowadzić do dyskryminacji obywateli Unii. Według dokumentu, mogą oni być traktowani w różny sposób, w zależności od państwa członkowskiego, w którym mieszkają. Może to prowadzić do sytuacji, w której obywatele UE mieszkający w jednym kraju członkowskim mają więcej praw i obowiązków niż obywatele UE mieszkający gdzie indziej. Rezolucja wyraża zaniepokojenie brakiem jednolitości przepisów państw członkowskich dotyczących nabywania i utraty obywatelstwa krajowego. Z treści aktu wynika obawa, że ten brak jednolitości doprowadził do różnic w nabywaniu i utracie obywatelstwa unijnego, co z kolei w niektórych przypadkach skutkowało naruszeniem zasad i wartości UE[9]. Widać założenie, że, zdaniem autorów rezolucji, niektóre państwa członkowskie mogą utrudniać obywatelom spoza Unii uzyskanie obywatelstwa UE bardziej niż inne. Jest to związane z tendencją chęci wywierania wpływu na prawodawstwo wewnętrzne państw członkowskich, poprzez z góry przyjmowanie pewnych założeń wobec konkretnych krajów. Nie wydaje się to uzasadnione, ponieważ, jak podnosi w komentarzu do art. 9 Traktatu o Unii Europejskiej prof. dr. hab. Agnieszka Grzelak, zasada równości leży u podstaw zakazu dyskryminacji (art. 9 TUE). Te obawy, wyrażone w rezolucji, wydają się więc być nieuzasadnione z prawnego punktu widzenia.

Krytyka

Rezolucja wzywa państwa członkowskie do podjęcia większych wysiłków w celu ochrony praw obywateli UE, ale nie uznaje wyzwań, przed którymi stoją państwa członkowskie, równoważąc prawa obywateli UE z potrzebą ochrony własnych interesów narodowych. Oczywistym jest, że rezolucja jest zbyt skoncentrowana na promowaniu poczucia tożsamości Unii Europejskiej i że nie robi wystarczająco dużo, aby chronić prawa obywateli UE, którzy nie czują silnego poczucia przynależności do niej. Ponadto, rezolucja jest zbyt paternalistyczna w swojej wymowie i dąży do narzucenia obywatelom UE określonej wizji tożsamości unijnej.
Niektórzy krytycy argumentowali również, że rezolucja w niewielkim stopniu przyczyni się do promowania poczucia jedności i solidarności wśród obywateli UE, skupiając się w znacznym stopniu na prawach mniejszości[10].

Wnioski

Krytyka pomysłu obywatelstwa Unii Europejskiej wydaje się być uzasadniona z wielu powodów. Należy obserwować przyszłość tego projektu z dużą dozą ostrożności, oczywiście w perspektywie przede wszystkim europejskiej, ale być może i globalnej, spoglądając na niedawno zakończone Światowe Forum Ekonomiczne w Davos. Rezolucja Parlamentu Europejskiego wzbudza zastrzeżenia, z uwagi na pewne jej kontrowersyjne założenia. Należy mieć jednak na uwadze, że nie ma charakteru wiążącego. Ostatecznie, TSUE w wyroku z 1992[11] r. wskazał, że Państwa członkowskie pozostają wyłącznie kompetentne co do określenia, kto pozostaje ich obywatelem.

 

Julia Książek – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

 
 
Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

31.01.2024

Europejskie partie z większym wpływem na państwa członkowskie. Sprawozdanie PE

· Parlament Europejski w głosowaniu na sesji plenarnej przyjął zdecydowaną większością głosów raport przygotowany przez Komisję AFCO a poświęcony zagadnieniu roli parlamentów narodowych w Unii Europejskiej.

· Raport zawiera szereg rekomendacji i zaleceń, odnoszących się do zagadnienia wzmocnienia pozycji legislatur państw członkowskich w strukturze UE, w tym ich udziału w procesie decyzyjnym.

· Część z tych zaleceń, takich jak wezwanie do zapewnienia większej transparentności prac instytucji unijnych należy ocenić pozytywnie.

· Z drugiej jednak dokument zawiera rekomendacje, na mocy których europejskie partie polityczne powinny mieć możliwość angażowania się w sferę publiczną państw członkowskich UE.

 

Rola parlamentów narodowych w UE

Przedmiotem raportu[1] przygotowanego z własnej inicjatywy przez Komisję Spraw Konstytucyjnych, działającą w ramach Parlamentu Europejskiego, jest ocena wdrażania postanowień Traktatu Lizbońskiego dotyczących parlamentów narodowych. Sprawozdawcą odpowiedzialnym za przygotowanie tego dokumentu jest Paulo Rangel, zasiadający w Parlamencie Europejskim z ramienia portugalskiej Partii Socjaldemokratycznej (EPP).

Na wstępie dokumentu podkreśla się znaczenie parlamentów narodowych państw członkowskich dla funkcjonowania Unii Europejskiej, zwłaszcza w aspekcie demokratycznej odpowiedzialności i legitymizacji jej systemu instytucjonalnego. Z drugiej strony w raporcie zawarto wyraźne twierdzenie, zgodnie z którym rola tych ciał w procesie decyzyjnym w UE powinna być większa, co odnosi się również do tworzenia unijnego prawodawstwa. Przyznaje się tam, co prawda, iż w ramach UE istnieją mechanizmy zapewniające współpracę pomiędzy parlamentami państw członkowskich a instytucjami UE, które nawet w ostatnich latach uległy poprawie, nadal jednak nie są one wystarczające. W opinii twórców raportu, argumentem za zwiększeniem znaczenia parlamentów narodowych jest także skomplikowany układ instytucjonalny Unii Europejskiej, który utrudnia kontrolę części jej organów (problemem jest np. przejrzystość działań Rady Unii Europejskiej). W dodatku parlamenty narodowe, w przeciwieństwie do rządów państw członkowskich reprezentujących jednolite stanowisko polityczne, mają odzwierciedlać pluralizm i różnorodność poglądów. Dlatego też, jak stwierdzono w dokumencie, to właśnie te parlamenty „przyczyniają się do ustanowienia prawdziwej europejskiej przestrzeni politycznej i prawdziwej autentycznej sfery publicznej”. Chodzi więc o uwzględnienie głosu mniejszości parlamentarnych z krajów członkowskich w procesie decyzyjnym na poziomie UE.

W raporcie zawarto szereg zaleceń, często bardzo ogólnie sformułowanych a odnoszących się do kwestii takich jak kontrola działalności rządów państw członkowskich w sprawach europejskich, rozwój europejskiej sfery publicznej, wspieranie reformy Systemu Wczesnego Ostrzegania (EWS), wdrażanie prawa do informacji czy lepsza współpraca międzyinstytucjonalna parlamentów państw unijnych z PE. Omawiając te zalecenia, warto zwrócić uwagę na kilka z nich.

W pkt. 3 wzywa się państwa członkowskie m.in. do zapewnienia parlamentom krajowym odpowiednich zasobów i niezbędnego dostępu do informacji, co ma służyć sprawowaniu przez te ciała konstytucyjnej funkcji kontrolnej w zakresie, w jakim rządy tych państw działają na szczeblu europejskim. W tym samym punkcie podkreśla się również znaczenie dostępu do informacji, zalecając jednocześnie, by Rada Unii Europejskiej zapewniła parlamentom krajowym dostęp do jej legislacyjnej bazy danych.

W pkt 4 podkreśla się znaczenie przejrzystości metod pracy i procesów decyzyjnych zachodzących w instytucjach unijnych, zaznaczając również, iż jest to warunek wstępny umożliwienia parlamentom narodowym skutecznego wypełniania ich roli instytucjonalnej wynikającej z traktatów. W związku w tym, w raporcie m.in. wzywa się do upublicznienia protokołów głosowania i stanowisk państw członkowskich w Radzie Unii Europejskiej przy jednoczesnym wezwaniu parlamentów krajowych do wykorzystywania ich odpowiednich kompetencji w zakresie sprawowania funkcji kontrolnych.

Warty uwagi jest również pkt 10, gdzie w kontekście omawianej problematyki postuluje się wzmocnienie europejskich partii politycznych oraz umożliwienie tym partiom aktywnego angażowania się w sferę polityczną państw unijnych i wspierania ich partii członkowskich, gdy w grę wchodzą kwestie dotyczące UE.

W pkt 13-17, odnoszących się do Systemu Wczesnego Ostrzegania, dotyczącego możliwości wpływania przez parlamenty państw członkowskich UE na unijne prawo, m.in. sugeruje się państwom członkowskim oraz instytucjom unijnym wspólne uzgodnienie sposobu rozumienia zasad pomocniczości i proporcjonalności oraz wzywa parlamenty krajowe do uwzględnienia uzasadnionych opinii parlamentów regionalnych posiadających uprawnienia ustawodawcze w swoich ostatecznych uzasadnionych opiniach, które są wysyłane do przewodniczących Parlamentu, Rady i Komisji, gdy dotyczy to wyłącznych kompetencji regionalnych

W pkt 18 potwierdza się natomiast, iż parlamenty krajowe, w oparciu o art. 12 Traktatu o Unii Europejskiej i Protokół nr 1 do Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, mają prawo do otrzymywania informacji bezpośrednio od instytucji europejskich, jednocześnie sugerując poszerzenie tego prawa na parlamenty regionalne, posiadające uprawnienia ustawodawcze.

W pkt 21 przypomina się, że obecne ramy stosunków między Unią a parlamentami narodowymi można uprościć i zharmonizować, aby uczynić je bardziej wydajnymi i skutecznymi, wzywając przy tym instytucje europejskie i parlamenty regionalne posiadające uprawnienia ustawodawcze do bardziej aktywnego zaangażowania i bezpośredniej interakcji między nimi, przy pełnym poszanowaniu roli i kompetencji parlamentów narodowych.

W pkt 22 podkreśla się potrzebę wzmocnienia dialogu politycznego i technicznego między komisjami parlamentarnymi, a także grupami politycznymi, w tym m.in. na szczeblu europejskim.

Raport został przyjęty[2] przez Komisję AFCO 7 grudnia 2023 roku zdecydowaną większością głosów, przy 17 głosach za, 1 przeciw (Jacek Saryusz-Wolski) i 2 głosach wstrzymujących. Natomiast 17 stycznia bieżącego roku na sesji plenarnej w Strasbourgu Parlament Europejski przyjął rezolucję[3], zawierającą tezy raportu. Także tym razem, dokument został poparty solidną większość głosów (453 za, 185 przeciw oraz 95 wstrzymujących)[4]. Zgodnie z pkt. 26, rezolucja powinna zostać następnie przekazana Radzie Unii Europejskiej, Komisji Europejskiej oraz rządom i parlamentom państw członkowskich UE.

Sprzeciw polskiego europosła

Jacek Saryusz-Wolski (EKR), reprezentujący Polskę w Parlamencie europejskim i komisji AFCO zdecydowanie negatywnie ocenił dokument, stwierdzając, że „raport w sprawie parlamentów narodowych przedstawia nadmierne i szkodliwe propozycje oraz jest napisany z tej centralistycznej perspektywy, kładąc nacisk na stworzenie europejskiej sfery politycznej obracającej się wokół europejskich rodzin politycznych, ingerujących w sprawy państw członkowskich. Nie traktuje odpowiednio parlamentów narodowych jako pełnoprawnych europejskich aktorów politycznych. Przedstawia je jako drugorzędne podmioty polityczne podporządkowane Parlamentowi Europejskiemu. W przedmiotowym raporcie opowiedziano się za bezpośrednim zaangażowaniem europejskich partii politycznych w kampanie wyborcze i referendalne w państwach członkowskich, pomijając tym samym różnorodność i autonomię krajowych scen politycznych. ECR zagłosuje przeciwko przyjęciu tego sprawozdania”[5].

W podobnym tonie rezolucję ocenił T. Orbán na łamach The European Conservative, podkreślając, że „w ramach najnowszego dążenia do stworzenia scentralizowanego superpaństwa poprzez osłabienie państw członkowskich i przeniesienie ich kompetencji do Brukseli, Parlament Europejski przyjął w środę, 17 stycznia, dwie rezolucje[6], obie pod przykrywką szlachetnych wysiłków na rzecz wzmocnienia suwerenności i pomocniczości - ale nic poza tym”[7].

Dokonując oceny raportu i rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie parlamentów narodowych, należy stwierdzić, iż zawiera ona kilka pozytywnych zaleceń. Za takie można uznać rekomendację zawartą pkt. 3, wedle której parlamenty państw członkowskich powinny mieć dostęp do dokumentacji Rady Unii Europejskiej czy zalecenie zawarte w pkt 18, zgodnie z którym potwierdza się, iż parlamenty krajowe, mają prawo do otrzymywania informacji od instytucji unijnych. Służą one bowiem transparentności działań i decyzji podejmowanych w tym gremium. Warto jednak zwrócić uwagę, iż dokument oparto na założeniu, wedle którego konieczne jest utworzenie swoiście rozumianej europejskiej sfery publicznej, z kluczowym znaczeniem europejskich partii politycznych, o czym świadczyć może chociażby pkt 10. Zgodnie z propozycją tam zawartą, te partie powinny mieć prawo angażowania się w sferę polityczną państw członkowskich, co może uderzać w suwerenność krajów Unii Europejskiej. W tym aspekcie raport, jak i rezolucję, należy ocenić negatywnie.

 

Patryk Ignaszczak - Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

 
 
Czytaj Więcej
Ochrona życia

29.01.2024

Tzw. prawo do aborcji będzie „nieodwracalne”? Projekt Emmanuela Macrona

„(…) Gdy weźmiemy pod uwagę przenikanie bólu do sfery prokreacji, nie możemy zapomnieć o ataku na nienarodzonych, który uosabia jednocześnie słaby i bestialski charakter Ostatniego Człowieka. Umysł niezdolny do rozróżnienia między wojną a morderstwem lub zbrodnią a chorobą, z pewnością wybierze w walkach terytorialnych najbezpieczniejszą i najbardziej żałosną metodę zabijania. Obrońca widzi tylko cierpienie powoda, ale nie cierpienie niechronionych i milczących”.

 

 – E. Jünger „O bólu” (1934)

 

 

 

We Francji trwa dyskusja nad wpisaniem tzw. prawa do aborcji do konstytucji. Taki plan ogłosił w październiku 2023 r. prezydent kraju Emmanuel Macron. Decyzja ta została podjęta m.in. w odpowiedzi na uchylenie wyroku w sprawie Roe v. Wade, który gwarantował to „prawo” na szczeblu federalnym. Oznacza to, że stany USA mogą teraz swobodnie stanowić prawo dotyczące ochrony życia. W niektórych stanach wykonywanie aborcji została zakazane lub poważnie ograniczone. We wpisie na portalu X (poprzednio Twitter) Macron oświadczył, że przedłoży francuskiemu parlamentowi projekt ustawy mającej na celu zapisanie prawa do aborcji w konstytucji. Stwierdził, że „prawo kobiet do wyboru aborcji stanie się nieodwracalne”. Niedługo potem, zgodnie z zapowiedzią, do prezydium Zgromadzenia Narodowego trafił projekt ustawy.


Aborcja jest legalna we Francji od 1975 roku, kiedy to krajowy parlament uchwalił tzw. ustawę Veil[1], nazwaną tak na cześć Simone Veil, francuskiej polityk, która była orędowniczką jej przyjęcia. Prawo zezwala na aborcję bez ograniczeń w ciągu pierwszych 12 tygodni ciąży (w 2022 roku Zgromadzenie Narodowe przegłosowało wydłużenie tego terminu do 14 tygodni[2]), a następnie za zgodą lekarza.

 

Etapy projektu aborcyjnego Emmanuela Macrona:


Październik 2023 r: Macron ogłasza swój plan zapisania praw do aborcji we francuskiej konstytucji. Listopad 2023: We francuskim Senacie zostaje wprowadzony projekt ustawy zmieniającej konstytucję.

 

Grudzień 2023 r.: Senat jednogłośnie zatwierdza ustawę.
Styczeń 2024 r.: Projekt ustawy zostaje wprowadzony do Zgromadzenia Narodowego.

 

W środę 17 stycznia Komisja Ustawodawcza przyjęła projekt ustawy konstytucyjnej. Tekst został rozpatrzony w Izbie (ZN) 24 stycznia, a następnie trafi do Senatu, zanim zostanie przedłożony - jeśli zostaną spełnione warunki jego przyjęcia – Kongresowi (Zgromadzeniu Narodowemu i Senatowi), który zostanie zwołany na początku marca. Podsumowując więc aktualną sytuację projektu: przyjęty przez Komisję Ustawodawczą tekst musi teraz zostać przegłosowany w Zgromadzeniu Narodowym, a następnie w identyczny sposób w Senacie, co utoruje drogę do spotkania obu izb parlamentu w Kongresie. Aby konstytucja została skutecznie zmieniona, posłowie i senatorowie będą musieli zatwierdzić reformę trzema piątymi oddanych głosów. Pod koniec ubiegłego roku Emmanuel Macron ogłosił, że - jeżeli warunki zostaną spełnione - Kongres zostanie zwołany na początku marca. Jeśli tak się stanie, Francja będzie pierwszym krajem na świecie (z wyjątkiem byłej Jugosławii Tito w 1974 r.), który uczyni aborcję per se wolnością zapisaną w ustawie zasadniczej. Z tego wynika również fakt, że jest to pomysł zupełnie nieeuropejski, skoro jak dotąd przyszedł do głowy tylko jugosłowiańskim komunistom. Żaden kraj Europy do tej pory nie zdecydował się umieścić tego „prawa” w swojej konstytucji w jakiekolwiek formie. Nie da się ukryć, że pokazuje to zupełne oderwanie od europejskich wartości obecnie urzędującego prezydenta Republiki, który, jak się zdaje, jest gotów na wszystko lub przynajmniej na bardzo wiele, aby utrzymać się u władzy. To powinno przerażać, nie tylko zwolenników ochrony życia poczętego.

 

Krytyka projektu

 

Przeciwnicy propozycji Prezydenta Republiki na ogół najczęściej twierdzą, że jest ona zwyczajnie niepotrzebna. Zwracają uwagę, że aborcja jest już legalna we Francji i nie ma potrzeby dodawania jej do konstytucji. Ponadto, alarmujące jest to, że uznanie tzw. prawa do aborcji za prawo konstytucyjne utrudniłoby w przyszłości wprowadzenie jakichkolwiek ograniczeń dla tego „prawa”, a także zaprowadza on niepokojącą tendencję wzruszalności Konstytucji[3]. Oczywiście, najbardziej dramatycznym faktem, jaki pociąga za sobą ten projekt ustawy jest to, że konstytucyjne prawo do aborcji odbiera jakiekolwiek prawa nienarodzonym dzieciom. Już Rzymianie, na których prawie i tradycji opieramy naszą europejską cywilizację, chronili w pewnym zakresie prawa nasciturusa. Trudno wyobrazić sobie brutalniejszy atak, nie tylko na prawa człowieka, ale także na tradycję i cywilizację.  „To polityczny chwyt” – mówią przeciwnicy propozycji. „Macron próbuje zdobyć punkty u wyborców przed następnymi wyborami, ale ignoruje obawy wielu ludzi, którzy uważają, że aborcja jest zła”. Marine Le Pen, liderka prawicowej partii Zjednoczenia Narodowego, była głośnym krytykiem projektu. Argumentowała, że aborcja jest formą morderstwa i nie powinna być zapisana jako prawo konstytucyjne. W przemówieniu wygłoszonym w listopadzie 2023 r. Le Pen powiedziała, że decyzja o wpisaniu prawa do aborcji do konstytucji była „poważnym atakiem na prawa człowieka[4]”. Twierdziła, że „prawo do życia jest najbardziej podstawowym prawem ze wszystkich”, a aborcja „narusza to prawo”. Le Pen argumentowała, że tzw. prawo do aborcji nie jest prawem podstawowym i nie powinno być chronione przez konstytucję. Powiedziała również, że proponowana poprawka będzie dzielić i nie będzie w najlepszym interesie francuskich kobiet. Le Pen skrytykowała decyzję również jako „niepotrzebną”. Zwróciła uwagę, że aborcja jest już legalna we Francji i nie ma potrzeby uczynienia z niej prawa konstytucyjnego. Argumentowała również, że kodyfikacja praw aborcyjnych może prowadzić do zwiększonej polaryzacji (podzielonego już i tak) francuskiego społeczeństwa. Komentarze Le Pen odbiły się jednak echem wśród niektórych wyborców we Francji. Sondaż przeprowadzony przez Ifop[5] w styczniu 2024 r. wykazał, że 38% Francuzów zgodziło się ze stwierdzeniem Le Pen, że aborcja jest formą morderstwa.

 

W związku z chęcią poznania spojrzenia na tę kwestię od wewnątrz, zapytałam francuskiego prawnika, pana Michaëla de Carvalho o jego opinię. Przytoczył on słowa Simone Veil, jakie wypowiedziała przedstawiając projekt ustawy aborcyjnej (ustawa „Veil” z 17 stycznia 1975 r.) Zgromadzeniu Narodowemu 26 listopada 1974 r.

 

„Mówię to z całym przekonaniem: aborcja musi pozostać wyjątkiem, ostatecznością w sytuacjach, w których nie ma wyjścia. Dlatego też, jeśli projekt ustawy uwzględnia istniejącą de facto sytuację, jeśli dopuszcza możliwość przerwania ciąży, to po to, aby ją kontrolować i jak najbardziej zniechęcić kobietę” – podkreśliła Veil.

 

„Z prawnego punktu widzenia jest całkowicie możliwe” – wskazał Michaël de Carvalho – „aby Zgromadzenie Konstytucyjne zapisało prawo do aborcji w konstytucji, ponieważ jest suwerenne. Z prawnego punktu widzenia można to zrobić. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy kwestionowali mądrość tej czy innej rewizji konstytucji. Ten projekt ustawy konstytucyjnej nie służy żadnemu celowi, ponieważ jest kopią i wklejeniem istniejącego prawa pozytywnego. Rada Konstytucyjna wyjaśnia, że wolność kobiety do przerwania ciąży jest jedną z wolności gwarantowanych przez Konstytucję, ale musi być pogodzona z zasadą godności ludzkiej, która domyślnie obejmuje ochronę dziecka. Ta ustawa konstytucyjna powtarza ten zapis. Jest to zatem bezużyteczny tekst, który szkodzi Konstytucji.

 

Czy zatem wpisanie aborcji do konstytucji zmieniłoby cokolwiek w ustawie Veil z 1975 roku?

Moim zdaniem nie. Ustawa Veil ustanowiła zasadę szacunku dla każdej istoty ludzkiej od początku życia, z dwoma wyjątkami:

- natychmiastowej aborcji terapeutycznej i

- dziesięciotygodniowej aborcji w «dystresie».

 

Ta zasada prawa Veil jest określona w artykule 16 francuskiego Kodeksu Cywilnego[6] i artykule L.2211-1 francuskiego Kodeksu Zdrowia Publicznego[7]. Artykuły te określają zasadę prymatu osoby ludzkiej, a projekt poprawki do konstytucji nie uchyla ani nie wpływa na te artykuły. Tym bardziej, że wolność sumienia lekarzy jest zasadą o wartości konstytucyjnej. Żadne prawo nie jest absolutne, o czym przypomina art. 4 Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela w Preambule do Konstytucji. Nieuchronnie istnieją granice, a rolą prawa jest ich wyznaczenie.

 

Włączenie aborcji do Konstytucji nie zmienia obecnego prawa, ta wolność nie jest zagrożona, więc dlaczego dziś o niej debatujemy? Moim zdaniem to jest po prostu symbol dla feministek i chwyt reklamowy dla rządu i prezydenta Republiki, którego poparcie spada z każdym dniem. Jednym z głównych problemów jest wykorzystanie Konstytucji do symbolicznego napisania kategorycznego roszczenia i przekształcenia Konstytucji w normatywną «samoobsługę», mamy do czynienia z realną instrumentalizacją Konstytucji” – podkreślił Michaël de Carvalho.

 

Wnioski (przyszłość projektu)

 

Ustawa konstytucyjna pochodząca od rządu może zostać przyjęta w głosowaniu Kongresu wymaganą większością trzech piątych głosów. Taka większość nie jest nieosiągalna, ponieważ wśród lewicy ustawa wydaje się cieszyć dużym poparciem. Z drugiej strony, ustawa zaproponowana przez parlament musiałaby zostać przyjęta w referendum. Historia polityczna referendów konstytucyjnych we Francji powinna jednak wzbudzać wątpliwość u rządzących: jest to przede wszystkim historia niepowodzeń, wynikających z przejrzenia przez społeczeństwo częstych motywów takiego rozwiązania politycznego – manipulacji prawem i jego instrumentalizacji. Od napoleońskich plebiscytów po referendum z 1969 r. (które doprowadziło do odejścia generała de Gaulle'a), referenda zawsze wiążą się z ryzykiem dla rządzących, szczególnie w kraju o tak zróżnicowanych poglądach w społeczeństwie jak Francja. Nie jest jasne, jaki będzie ostateczny los propozycji Macrona. Francuski parlament będzie debatował nad propozycją w nadchodzących miesiącach i możliwe, że zostanie ona zmieniona lub nawet odrzucona.

 

Julia Książek – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

 

 
 
Czytaj Więcej