Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]
Data publikacji: 16.12.2023
Czy nie zastanawiało Państwa, dlaczego pierwszą decyzją Pana Ministra Adama Bodnara było skierowanie wniosku do Premiera Donalda Tuska o pilne przystąpienie Polski do Prokuratury Europejskiej? Dlaczego jest to tak istotne, aby nastąpiło to przed szczytem Rady Europejskiej, który właśnie trwa i jakie to będzie miało konsekwencje dla Polaków? I przede wszystkim: czym jest owa Prokuratura Europejska, która tylko z pozoru wydaje się instytucją niekontrowersyjną, a czym ma się stać w proponowanych zmianach Traktatów unijnych?
Do rzeczy.
Z pozoru wszystko wydaje się piękne i niekontrowersyjne. Traktat o funkcjonowaniu UE na podstawie mechanizmu „wzmocnionej współpracy” przewidywał utworzenie Prokuratury Europejskiej „w celu zwalczania przestępstw przeciwko interesom finansowym Unii” (art. 86 ust. 1). Zgodnie z ust. 2 „PE jest właściwa do spraw dochodzenia, ścigania i stawiania przed sądem, w stosownych przypadkach w powiązaniu z Europolem, sprawców i współsprawców przestępstw przeciwko interesom finansowym Unii, PE jest właściwa do wnoszenia przed właściwe sądy Państw Członkowskich publicznego oskarżenia w odniesieniu do tych przestępstw”.
Cel szczytny, idea wspaniała. Państwa członkowskie umawiają się, że przestępczość finansową będą ścigać z pomocą śledczych z jednej Prokuratury, którzy są wyspecjalizowani w tego typu przypadkach. Taka Prokuratura została powołana na mocy Rozporządzenia Rady (UE) 2017/1939 z dnia 12 października 2017 r. Aktualnie do PE przystąpiły 22 państwa. Ściganie przestępczości finansowej na szczeblu narodowym następuje natomiast w takich krajach jak Dania, Irlandia, Szwecja, Węgry. I Polska. Tutaj w głównej mierze przestępczość tego typu powierzono Prokuraturom Regionalnym i Okręgowym. Od 1.06.2021 r. PE kieruje rumuńska prokurator Laura Codruţa Kövesi.
Zwolennicy przystąpienia do PE twierdzą, że przecież nie ma w tej instytucji nic kontrowersyjnego, chodzi o kwestie finansowe (np. wyłudzenie dotacji), a poza tym jest po „europejsku”. Dodają przy tym oczywiście, że Prokuratura zajmie się „przekrętami poprzedniej władzy” itp. Niestety nie jest to prawda. Cały problem nie jest w istnieniu samej PE, ale tym czym się ona stanie po wejściu w życie traktatowych zmian, które kolanem dopychają największe państwa UE (głównie Niemcy), a które nie tylko federalizują UE, ale przede wszystkim ją centralizują i pozbawiają Polskę suwerenności w wielu obszarach (obronność, polityka zagraniczna i bezpieczeństwa).
Diabeł tkwi w szczegółach. Zmiany traktatowe proponowane przez Niemcy i Francję z PE robią nad-organ śledczy ze specjalnymi uprawnieniami, której kompetencje znacznie, ale to znacznie wykraczać będą poza tematykę ścigania „przestępstw finansowych”. Okazuje się bowiem, że zmieniony Traktat będzie umożliwiał PE i Radzie już w drodze „zwykłej procedury ustawodawczej” (sic!) rozszerzenie uprawnienia PE na „zwalczanie poważnej przestępczości” (art. 86 ust. 4). Pojęcie to jest niezwykle niejasne i daje pole do rozmaitych interpretacji co jest, a co nie jest „poważną przestępczością”. Autorzy zmian traktatowych dają nam jednak pewną odpowiedź czym stanie się PE. Otóż do „przestępstw unijnych” ma zostać dodana „przemoc ze względu na płeć (gender) oraz przestępstwa przeciwko środowisku”. Analiza wskazuje, że ścigana będzie m.in. „przemoc słowna” (np. krytyka środowisk LGBTQ określana mianem hate speech), „przemoc ekonomiczna”, jak również zbrodnia „przeciwko środowisku” (zbrodnia przeciwko klimatowi?) To ostatnie pojęcie jest szczególnie niejasne. Czy chodzi tutaj o palenie w kominku? Używanie piecyka gazowego? Jazdę starym samochodem, który emituje zbyt dużo spalin? Tak może się stać i już przestaje być zabawnie… Wiemy na pewno, że wyciągnięcie na szczebel europejski ścigania określonych przestępstw znacznie ogranicza możliwość podejmowania przez Polaków za pośrednictwem swoich przedstawicieli suwerennej decyzji co jest, a co nie jest w Polsce karane.
Adw. dr Bartosz Lewandowski – rektor Collegium Intermarium, współpracownik Centrum Interwencji Procesowej Ordo Iuris
30.04.2025
• Parlament Europejski przyjął w formie rezolucji coroczne sprawozdanie na temat praw człowieka i demokracji na świecie za rok 2024.
• PE postuluje dalsze ograniczenia w stosowaniu prawa veta państw członkowskich i proponuje, by w przypadku decyzji w sprawie praw człowieka i demokracji głosować większością kwalifikowaną.
• Europosłowie wzywają także do opracowania zestawu narzędzi, który będzie wykorzystywany w przypadku „spornych lub nieprzejrzystych” wyników wyborów, co rodzi obawy o ingerencje w wybory.
• Ochronę życia od poczęcia PE kwalifikuje jako „przemoc ze względu na płeć”.
Sprawozdanie na temat praw człowieka i demokracji
Na początku kwietnia 2025 r. Parlament Europejski przyjął w formie rezolucji coroczne sprawozdanie na temat praw człowieka i demokracji na świecie. Sprawozdanie obejmujące rok 2024 donosi o pogarszającej się sytuacji dotyczącej praw człowieka na świecie i w podniosłych słowach przestrzega przez wzrostem „autorytaryzmu, totalitaryzmu i populizmu”. W opublikowanym dokumencie znalazło się kilka zadziwiająco rozsądnych propozycji. Niestety, poza nielicznymi wyjątkami, uderza to, że po skonfrontowaniu treści rezolucji z faktami i bieżącymi wydarzeniami, szereg postulatów PE brzmi jak próba przekonania społeczeństwa, że rozwiązania autorytarne, totalitarne i populistyczne są właściwe i pożądane. Czy unijni biurokraci tak dalece zatracili kontakt z rzeczywistością, by „widzieć źdźbło w oku bliźniego, a belki w swoim nie widzieć”?
Prawo veta nie jest już praworządne
Mimo, że wśród blisko osiemdziesięciu punktów rezolucji niemal każdy sformułowany jest w sposób wymagający komentarza, to część postulatów zawartych w sprawozdaniu wyróżnia się w sposób szczególny. Tak m.in. punkt 14 rezolucji, który wprost wzywa Radę do „wprowadzenie głosowania większością kwalifikowaną w przypadku decyzji w sprawie ogólnego systemu praw człowieka i demokracji”.
Postulat PE wynika ze świadomości „wyzwań, jakie stawia wymóg jednomyślności” i jednoznacznie uderza w prawo veta, które wciąż – w części szczególnie istotnych spraw – przysługuje każdemu z państw członkowskich. Wymóg jednomyślności daje ochronę mniejszym państwom członkowskim UE, nierzadko stanowi też jedyny „as w rękawie” w toku politycznych negocjacji. Veto pozostaje dziś narzędziem chroniącym suwerenność mniejszych, a zatem i słabszych państw UE. Komentowana rezolucja nie jest pierwszym głosem wzywającym do ograniczenia zasady jednomyślności, a nawet całkowitego pozbawienia państw członkowskich możliwości blokowania unijnych pomysłów przy pomocy prawa veta. Reguła ta już od lat jest solą w oku unijnych biurokratów i najsilniejszych państw członkowskich, które chętnie realizowałyby swoje interesy kosztem mniejszych partnerów.
Postulat ograniczenia zasady jednomyślności opakowano dziś w praworządność i prawa człowieka, łącząc sprzeciwy państw członkowskich na wprowadzanie sankcji z naruszeniami zasad demokratycznych. Niezależnie od oceny, czy sprzeciwy te były właściwe, zauważyć trzeba jedno: PE właśnie opowiedział się za odebraniem państwom członkowskim UE prawa do skutecznego sprzeciwu, ponieważ państwa te ośmielają się z prawa veta korzystać wtedy, gdy decydentom się to nie podoba. Czy tak wygląda demokracja i praworządność? A może jednak to już jawny zwrot w stronę autorytaryzmu i populizmu?
Ingerencja w wybory, która wspiera demokrację
Nie mniej kontrowersyjny jest pkt 15 rezolucji, który przewrotnie zatytułowany został jako „Działania wspierające demokrację”. Przewrotnie, bo punkt ten zawiera otwarte wezwanie do „opracowania zestawu narzędzi UE, który będzie wykorzystywany w przypadku spornych lub nieprzejrzystych wyników wyborów, aby zapobiegać kryzysom politycznym i wojskowym w okresie powyborczym”.
Punkt ten stanowi jednoznaczne odniesienie do zmian jakie zachodzą w społeczeństwach państw europejskich, co pociąga za sobą niewygodne dla unijnych dygnitarzy zmiany polityczne. Czy unieważnienie wyników wyborów w Rumunii, gdzie w pierwszej turze wyborów prezydenckich zwyciężył – oskarżony o rosyjski protektorat - Călin Georgescu, jest działaniem „wspierającym demokrację”? Odpowiedź na to pytanie w oczywisty sposób zależy od tego, czy Georgescu rzeczywiście jest „agentem obcego wpływu”. Faktem jest jednak to, że krótko po tych wydarzeniach, w związku z wyborami parlamentarnymi w Niemczech, gdy istniało prawdopodobieństwo, że wygra je AfD, były francuski komisarz UE Thierry Breton powołał się na rumuński precedens, aby usprawiedliwić możliwość unieważnienia wyników niemieckich wyborów, jeśli nie zostaną one przeprowadzone "prawidłowo". Stwierdził wówczas, że: „Zrobiliśmy to w Rumunii i oczywiście będziemy musieli to zrobić, jeśli zajdzie taka potrzeba, w Niemczech” [1].
Na dalsze wypadki nie musieliśmy długo czekać. Pod koniec marca 2025 r. Marine Le Pen (faworytka w sondażach prezydenckich), została skazana za wydanie środków przeznaczonych „na asystentów posłów do Parlamentu Europejskiego” w taki sposób, że na stanowiskach asystentów zatrudniła osoby faktycznie pracujące dla partii. Kluczowa jest jednak surowość wyroku – 4 lata pozbawienia wolności (w tym 2 lata w zawieszeniu) i natychmiast wykonalne pozbawienie możliwości kandydowania w wyborach. Decyzję, że przepis umożliwiający wykluczenie z wyborów od razu po decyzji sądu pierwszej instancji, jest zgodny z francuską konstytucją, podjęła Rada Konstytucyjna na kilka dni przed wyrokiem. Jej prezesem jest Richard Ferrand - jeszcze do niedawna polityk należący do partii obecnego prezydenta Macrona[2].
Optymizmem nie napawa fakt, że Polska wydaje się być następna w kolejce. Już wkrótce Polaków czekają wybory prezydenckie. Czy wyniki naszych wyborów będą „sporne lub nieprzejrzyste”? Niestety narastający od lat wewnętrzny konflikt polityczny w naszym państwie, wciąż podgrzewane spory związane z sądownictwem, deklaracje „nieuznawania” przez rząd, czy to Trybunału Konstytucyjnego, czy to wybranych izb Sądu Najwyższego, a wreszcie i pojedynczych sędziów i wyroków sądów powszechnych – wszystko to może sprzyjać niekorzystnej dla Polski narracji. Rzecz jednak w tym, że nawet gdyby nasze wybory okazały się „sporne i nieprzejrzyste” - jakimi narzędziami UE chciałaby się posłużyć? Co chciałaby osiągnąć? I właściwie, dlaczego w ogóle zamierza się tym zajmować, skoro kwestia wyłaniania przedstawicieli suwerena jest w Polsce całkowicie niezależna od UE?
Międzynarodowy Trybunał Karny
Z perspektywy polskiej istotne pozostają także punkty 27-31 rezolucji, które potwierdzają silne poparcie UE dla Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (MTS) i Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) „jako niezbędnych, niezależnych i bezstronnych instytucji jurysdykcyjnych w szczególnie trudnych czasach dla międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości” (pkt 27). UE wzywa także wszystkie państwa członkowskie do poszanowania i wdrożenia działań i decyzji MTS i wszystkich organów MTK - w tym do egzekwowania nakazów aresztowania wydanych przez MTK.
Silne poparcie PE wobec MTK zasługuje na uznanie. Trybunał ten, powołany w 2002 r., jest międzynarodowym sądem przeznaczonym do sądzenia osób fizycznych oskarżanych o popełnienie najcięższych zbrodni, m.in. ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości, zbrodni wojennych. Polska ratyfikowała statut MTK tuż po jego powołaniu i do tej pory aktywnie współpracowała z Trybunałem.
W listopadzie 2024 r. Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania premiera Izraela, Benjamina Netanjahu oraz byłego ministra obrony Izraela Jo’awa Galanta za zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnie wojenne. Jeszcze na początku grudnia 2024 r. w Hadze między Polską a MTK zawarta została umowa o wykonywaniu wyroków. Podkreślano wówczas znaczenie Polski jako państwa aktywnie wspierającego sądownictwo międzynarodowe oraz szczególną wagę takiej postawy, gdy trwa agresja Rosji na Ukrainę, a MTK ściga sprawców rosyjskich zbrodni wojennych[3]. Zaledwie miesiąc później rząd polski zaprzeczył jednak tej postawie w całej swej rozciągłości, wydając oświadczenie, że w związku z planowanymi 27 stycznia 2025 r. uroczystościami 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz, polski rząd deklaruje, że „zapewni wolny i bezpieczny udział w tych obchodach najwyższym przedstawicielom Izraela". Polski rząd zapewnił zatem, że premier Izraela nie zostanie zatrzymany w Polsce pomimo wiążącego nas wniosku MTK.
Deklaracja ta była nie tylko bezprecedensowa, ale także znacząco podważyła wiarygodność Polski na arenie międzynarodowej, zwłaszcza, że czyny zarzucane władzom Izraela należą do kategorii najcięższych zbrodni i trudno wyobrazić sobie, że rząd może próbować relatywizować je przez pryzmat korzyści politycznych. Warto zwrócić uwagę, że powagę sytuacji dostrzega nawet PE, który – nie da się ukryć – nierzadko ma duże problemy z prawidłową oceną działań i sytuacji, które są obiektywnie złe. W przypadku MTK nawet PE dostrzegł jak ważna jest jego rola. Nie dostrzegł tego za to polski rząd, któremu tak bardzo zależało, by wyzwolenie miejsca kaźni tysięcy ludzi świętować z premierem Izraela, że nie zauważył, że człowiek ten sam jest ścigany za zbrodnie przeciwko ludzkości. Kompromitacja Polski w tej sprawie jest niestety ogromna, zaś sam Netanjahu nie tylko w Oświęcimiu się nie pojawił, ale prawdopodobnie nawet nie zamierzał się tam wybierać.
Prawa dziecka bez prawa do życia
W punktach 46-49 sprawozdania PE porusza kwestię praw dziecka. Warto tutaj odnotować, że inaczej niż w szeregu rezolucji z lat ubiegłych, w komentowanej rezolucji nie pojawiły się twierdzenia o rzekomym „prawie dziecka do zmiany płci”. Czas pokaże, czy jest to „wypadek przy pracy”, czy świadoma zmiana. Eurodeputowani milczą natomiast na temat prawa dziecka do życia, choć kwestia ta wydawać by się mogła fundamentalna.
W pkt. 50 rezolucji znajdziemy natomiast podkreślenie, że „odmowa świadczenia wysokiej jakości i kompleksowych usług w zakresie zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego stanowi formę przemocy ze względu na płeć”. Zdrowie oraz prawa seksualne i reprodukcyjne to termin od wielu już lat stosowany przez lewicową agendę w celu ubrania w przystępniejszą terminologię postulatu „prawa do aborcji”. Europarlament zresztą wprost „wzywa UE i jej państwa członkowskie do nadania priorytetu prawom seksualnym i reprodukcyjnym jako prawom człowieka”.
Patrząc przez pryzmat głośnych w ostatnich dniach wydarzeń z Oleśnicy, które wstrząsnęły polską opinią publiczną ujawnieniem systematycznie dokonywanych tam zabójstw dzieci nienarodzonych, wezwania do uznania aborcji za „prawo człowieka” i próby przedstawiania respektowania prawa do życia od poczęcia jako „przemoc ze względu na płeć” stają się nie tylko skrajnie oderwane od rzeczywistości, ale w społeczeństwie cywilizowanym – po prostu nieakceptowalne. Przyznawanie jednostce prawa do decydowania o pozbawieniu życia drugiego, niewinnego człowieka już z daleka pachnie totalitaryzmem, czyli czymś, z czym PE i UE podobno pragną walczyć.
Prawo do życia – dla kogo?
Co ciekawe, rezolucja ma także punkt, który zatytułowano „prawo do życia”. Nie jest to jednak prawo do życia dla każdego – nie dotyczy dzieci, których życie mogłoby stanowić „formę przemocy ze względu na płeć” (pkt 50 rezolucji), dotyczy natomiast... przestępców skazanych za najcięższe zbrodnie. Jak wskazuje PE w pkt. 58 rezolucji, kara śmierci jest „nieodwracalna i niezgodna z prawem do życia oraz zakazem tortur, a także jest okrutną, nieludzką i poniżającą karą”. Dokładnie tak: niechciane dziecko nie ma prawa do życia, bo jego przyjście na świat stanowiłoby przemoc ze względu na płeć wobec jego matki (!), ale zbrodniarz, niezależnie od tego jak strasznych czynów się dopuścił, ma prawo do życia, bo kara śmierci byłaby wobec niego karą „okrutną, nieludzką i poniżającą”.
Ksenofobia, rasizm... i nowa polityka wobec migrantów
PE ubolewa także nad sytuacją migrantów. W pkt. 53 rezolucji czytamy, że PE „potępia erozję praw człowieka i bezpieczeństwa uchodźców” oraz „ubolewa nad narastającą ksenofobią, rasizmem i dyskryminacją wobec migrantów”, a także różnymi formami przemocy oraz licznymi barierami m.in. w dostępie do opieki zdrowotnej, z jakimi się spotykają.
Nie da się jednak nie zauważyć ogromnej zmiany jaka zaszła w PE od 2015 r., kiedy to jedyną słuszną drogą radzenia sobie z migracją miała być polityka otwartych granic. Jeszcze dwa lata temu z PE docierały przecież do nas nawoływania do odstąpienia od obrony polskiej wschodniej granicy. Dziś, obok klasycznych oskarżeń o rasizm i ksenofobię PE jednocześnie potępia „instrumentalizację migracji’ na granicach UE przez podmioty zagraniczne, „co stanowi hybrydowe ataki na państwa członkowskie”. Co więcej, PE podkreśla, że UE powinna zintensyfikować działania mające na celu „uznanie i opracowanie sposobów radzenia sobie z podstawowymi przyczynami nielegalnej migracji i przymusowych przesiedleń, budowanie odporności społeczności pochodzenia migrantów i pomaganie im w oferowaniu swoim członkom możliwości cieszenia się godnym życiem w kraju ojczystym”.
Warto odnotować powyższe słowa, bo świadczą one o dość istotnym zwrocie w polityce unijnej. Mowa bowiem o sprawozdaniu, które przyjęte zostało przez PE – w którym zasiadają politycy różnych ugrupowań, prezentujący skrajne poglądy, w tym czysto komunistyczne. Mimo tego udało się w PE przyjąć rezolucję, która wprost wskazuje, że polityka unijna skupić powinna się na wsparciu państw pochodzenia migrantów w taki sposób, aby masowa migracja do Europy ustała, czy przynajmniej została znacząco ograniczona.
Obrona lobbingu finansowanego z zagranicy?
Warto odnotować także literę P rezolucji, gdzie PE wskazuje, że: „w ubiegłym roku nastąpił dalszy wzrost liczby ustaw dotyczących «agentów zagranicznych» lub wpływów zagranicznych, w tym w krajach kandydujących do UE, wymierzonych w organizacje społeczeństwa obywatelskiego i media oraz mających na celu uniemożliwienie im otrzymywania wsparcia finansowego z zagranicy, w tym z UE i jej państw członkowskich, co sprzyja atmosferze strachu i autocenzury”.
Autorzy sprawozdania odnoszą się tutaj w znacznej mierze do przepisów, które, m.in. na Węgrzech nakazują wysoce ostrożne traktowanie organizacji pozarządowych, które finansowane są „z zewnątrz” lub w sposób nieprzejrzysty[4]. Debata na temat tego typu przepisów toczy się w przestrzeni publicznej już od kilku lat. Obecnie – wobec m.in. wniosków płynących z raportu MCC, który ujawnił jak Komisja Europejska poprzez finansowanie „niezależnych” organizacji pozarządowych i ośrodków badawczych finansował własną propagandę[5] - kwestionowanie zasadności tego typu procedur przez UE wydaje się nie tylko niewłaściwe, co wręcz karykaturalne. Dzień przed przyjęciem przez PE komentowanego sprawozdania KE sama przyznała się do finansowania nienależnych działań lobbingowych niektórych organizacji pozarządowych z pieniędzy podatników UE[6]. W takim stanie rzeczy przepisy mające ograniczyć wpływ „agentów zagranicznych” ukrywających się pod płaszczem niezależnych organizacji pozarządowych wydają się tym bardziej potrzebne.
Krytyka UE wobec przepisów mających na celu zmuszenie podmiotów, które swoją działalność i materiały finansują ze środków pochodzących z zagranicy, do przejrzystego informowania o tym, potęguje jedynie wrażenie, że wyjście na jaw nieuczciwego lobbingu i nadużywania władzy godzącego w reguły demokratyczne i suwerenność państw członkowskich osunęło unijnym biurokratom grunt spod nóg do tego stopnia, że nawet poruszając zgraną kartę „walki o praworządność” coraz bardziej podważają własną wiarygodność.
Quo vadis, Europo?
Przedstawione powyżej wątki, to oczywiście jedynie wycinek tematów poruszonych przez europarlamentarzystów w rezolucji. Gdyby jednak spojrzeć na stronę internetową PE i notatkę informującą o przyjęciu komentowanej rezolucji[7], można by odnieść wrażenie, że w znacznej mierze poświęcona jest ona ostrzeżeniom przed sztuczną inteligencją (AI) i jej wpływem na prawa człowieka. Faktycznie, PE poświęcił technologiom cyfrowym, w tym AI, kilka ostatnich punktów dokumentu, jednak nie jest to zagadnienie dominujące, ani kluczowe. W przypadku unijnych rezolucji jest to dość często stosowana praktyka: kluczowe dla przyszłej retoryki i propagandy sformułowania znalazły się „między wierszami”, a rezolucję jako całość „sprzedaje się” przedstawiając szerzej jedynie te punkty, co do których panuje społeczny konsensus.
Europarlament ostrzega nas zatem przed wzrostem autorytaryzmu, totalitaryzmu i populizmu, a czyni to populistycznie szafując hasłami o prawach człowieka, kobiet, dzieci i migrantów. Wystarczy jednak wczytać się w treść rezolucji nieco uważniej, by uderzyła nas mnogość „wezwań”, „apeli” i „podkreśleń” związanych z postulatami doskonale wpisującymi się właśnie w rządy autorytarne i totalitarne. Czy taka jest przyszłość Unii Europejskiej?
Anna Kubacka – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
29.04.2025
W Wielkim Tygodniu – gdy wspominaliśmy męczeńską śmierć Jezusa – wielu Polaków usłyszało o niewinnej śmierci… 9-miesięcznego Felka (takie zmienione imię nadali mu dziennikarze „Gazety Wyborczej”). W serce chłopca, który lada dzień miał przyjść na świat, wstrzyknięto chlorek potasu – substancję wykorzystywaną do wykonywania wyroków śmierci! Ten koszmar wydarzył się w publicznym szpitalu w Oleśnicy, za pieniądze polskich podatników oraz w efekcie wydania przez rząd bezprawnych „wytycznych aborcyjnych” w sierpniu 2024 r. To w efekcie działań rządu krwawa aborcja stała się w Polsce codziennością. Do ścigania aborcjonistów mobilizujemy organy ścigania, ale także przygotowaliśmy wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, który powinien doprowadzić do systemowego wykluczenia możliwość zabijania dzieci pod byle pretekstem w polskich szpitalach.
W Oleśnicy uśmiercono dziecko w 9. miesiącu ciąży.
Zabicie Felka to był wyścig z czasem. Przyznała to wiceminister zdrowia Urszula Demkow, która w Polsacie stwierdziła wprost, że „to dziecko urodziłoby się żywe i zdolne do życia. I dlatego zgodnie z polskim prawem neonatolodzy natychmiast by przystąpili do ratowania tego dziecka. Więc jedyny sposób, żeby ono nie urodziło się żywe, to wykonanie zastrzyku z chlorku potasu dosercowo jeszcze jak to dziecko znajduje się w łonie matki”.
Mamie Felka, u którego lekarze podejrzewali wrodzoną łamliwość kości, oferowano w szpitalu w Łodzi zakończenie ciąży przez cesarskie cięcie w pełnym znieczuleniu, po którym matka mogłaby zrzec się praw rodzicielskich. Dziecku obiecano zapewnić specjalistyczną pomoc medyczną i opiekę po porodzie. Lekarze wiedzieli, że nie mają prawa zabić dziecka. Matka wolała jednak zdać się na aborcyjnych aktywistów. Z ich pomocą zabiła swoje dziecko w Oleśnicy – w szpitalu otoczonym złowrogą sławą największego w Polsce ośrodka aborcyjnego. To tam pracuje aborcyjna celebrytka Gizela Jagielska. W samym tylko 2024 roku w Oleśnicy zginęło 155 nienarodzonych dzieci. 62 z nich miało zdiagnozowany zespół Downa, a 13 było całkowicie zdrowych.
Za każdą z takich aborcji lekarz powinien trafić do więzienia. Art. 152 Kodeksu karnego przewiduje za dokonywanie nielegalnych aborcji karę do 3 lat więzienia, a po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku aborcja eugeniczna jest w Polsce nielegalna.
Ktoś musi odpowiedzieć za to zabójstwo
Do tej pory organy ścigania były w takich sprawach bierne. Teraz zrobimy wszystko, by ofiara małego Felka nie poszła na marne, a winni tej krwi zapłacili za nią.
Paragraf 3 wspomnianego art. 152 k.k. stanowi, że kto dokonuje aborcji, „gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”. Co więcej, dziecko poczęte zdolne do życia poza organizmem matki korzysta z pełnej ochrony prawa karnego od momentu, gdy zachodzą medyczne przesłanki do przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Postępowanie w tej sprawie wszczęła już Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy.
Aby aborcjoniści odpowiedzieli za swoje czyny, prokuratorzy i policjanci muszą mieć nieustającą świadomość, że każda ich decyzja, każda czynność są obserwowane, a każda uległość wobec krwawego lobby zostanie ujawniona i napiętnowana.
Prawnicy Instytutu Ordo Iuris składają wniosek o objęcie postępowania karnego przeciwko Gizeli Jagielskiej nadzorem Prokuratury Krajowej oraz o przekazanie sprawy z Prokuratury Rejonowej w Oleśnicy do Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu. Żądamy również zajęcia się sprawą przez Rzecznika Praw Pacjenta, Rzecznika Praw Dziecka i Rzecznika Praw Obywatelskich. Będziemy wzywać Narodowy Fundusz Zdrowia do przeprowadzenia natychmiastowej kontroli w szpitalu w Oleśnicy.
Działalność Gizeli Jagielskiej oceni wkrótce także Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej. Będziemy monitorować sprawę i przekażemy sądowi lekarskiemu naszą opinię prawną. Przygotujemy też propozycje interpelacji poselskich, które przekażemy gotowym do interwencji w tej sprawie parlamentarzystom.
Rząd Tuska ma krew na rękach! To oni odpowiadają za śmierć niewinnych dzieci
Nic nie ma jednak większego znaczenia niż możliwość trwałego i systemowego odrzucenia „wytycznych aborcyjnych” rządu, a także jednoznacznego ukrócenia praktyki bezprawnej, szerokiej wykładni tzw. „przesłanki zdrowotnej” aborcji.
Gdy w ubiegłym roku rząd ogłaszał wydanie bezprawnych, niekonstytucyjnych „wytycznych”, w których polecono lekarzom zabijać dzieci nienarodzone za każdym razem, gdy kobieta będzie miała ze sobą zaświadczenie o „złym stanie zdrowia psychicznego” – ostrzegaliśmy, że lekarze, stosujący się do wytycznych będą mogli zabijać dzieci nawet dzień przed porodem. Wynikało to bowiem wprost z treści „wytycznych”. Dziś widać wyraźnie, że mieliśmy rację…
Do polskich szpitali trafiła analiza prawna Ordo Iuris, w której wyjaśniamy lekarzom, dyrektorom szpitali i ordynatorom, że wytyczne są sprzeczne z obowiązującymi lekarzy przepisami ustawowymi i po prostu nie wolno ich stosować. Działanie w oparciu o bezprawne wytyczne jest łamaniem prawa, za które to lekarze będą ponosić odpowiedzialność – w tym odpowiedzialność karną. Nikt nie może dzisiaj zasłaniać się niewiedzą.
Równolegle przygotowaliśmy także specjalny przystępny poradnik dla lekarzy z oddziałów ginekologiczno-położniczych, w którym wyjaśniamy, że lekarze nie powinni stosować się do „wytycznych”, które nawet w najmniejszym zakresie nie zmieniają obowiązującego prawa dotyczącego ochrony życia. Przypominamy też, że lekarze nadal są prawnie zobowiązani ratować życie dzieci przed narodzeniem. W art. 39 Kodeksu Etyki Lekarskiej stwierdzono jednoznacznie, że „podejmując działania lekarskie u kobiety w ciąży lekarz równocześnie odpowiada za zdrowie i życie nienarodzonego dziecka”. W poradniku zapewniliśmy też lekarzy i władze szpitali, że gdyby ktokolwiek próbował zmusić ich do wykonywania nielegalnej aborcji, prawnicy Instytutu Ordo Iuris udzielą im bezpłatnej pomocy prawnej.
Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, co do bezprawności rządowych „wytycznych”, dążymy do uzyskania w tej sprawie jednoznacznego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. W tym celu uruchomiliśmy już w ubiegłym roku internetową petycję, w której wzywaliśmy Prezydenta Andrzeja Dudę do skierowania sprawy do TK. Prezydent pozostał jednak bierny…
Dlatego teraz przygotowaliśmy wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z Konstytucją RP „wytycznych”, który przekażemy posłom, jako osobom uprawnionym do złożenia w tej sprawie stosownego wniosku. Wniosek zmierza również do dokonania przez TK wiążącej wykładni przepisów ustawy aborcyjnej, w której Trybunał wykluczy szeroką interpretacją „przyczyn zdrowotnych” aborcji.
Niedawno spotkaliśmy się w tym celu z przedstawicielami partii zasiadających w polskim Sejmie. Posłowie zadeklarowali gotowość do współpracy. Równolegle uruchomiliśmy internetową petycję, apelując do posłów i Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego o złożenie wniosku.
Jak Ordo Iuris broni życia nienarodzonych
To jednak nadal tylko część działań w obronie życia, które podjęliśmy w ostatnich tygodniach.
Przed świętami zawiadomiliśmy Prokuraturę Okręgową w Toruniu w sprawie działalności Toruńskiej Brygady Feministycznej, która w mediach społecznościowych informuje o działalności aborcjonistów, dopuszczających się przestępstwa pomocnictwa w aborcji. W marcu natomiast złożyliśmy zawiadomienie do Prokuratury Okręgowej w Warszawie na działalność przychodni aborcyjnej Aborcyjnego Dream Teamu oraz na konkretne porady dotyczące przeprowadzenia aborcji, jakich aktywistki aborcyjne udzielały zupełnie otwarcie w mediach. Do Prokuratury Okręgowej w Warszawie trafiło też nasze zawiadomienie na działalność dr. Filipa Dąbrowskiego – ordynatora Klinicznego Oddziału Położnictwa i Ginekologii w Szpitalu Bielańskim w Warszawie, który także otwarcie chwali się dokonywaniem nielegalnych aborcji.
Choć dziś prokuraturą steruje wspierający aborcjonistów Adam Bodnar, to wierzę, że ewidentne przypadki łamania prawa zostaną wreszcie ukarane, bo dzięki naszej konsekwencji udało się już doprowadzić do pierwszych wyroków skazujących osoby odpowiedzialne za śmierć dzieci nienarodzonych.
W ubiegłym roku uzyskaliśmy skazujący wyrok sądu pierwszej instancji w sprawie Justyny Wydrzyńskiej z Aborcyjnego Dream Teamu (sprawa będzie rozpatrywana ponownie, bo wyrok po zmianie rządu został uchylony przez sąd apelacyjny), a w ubiegłym miesiącu zapadł prawomocny wyrok, skazujący ginekologa, który miał dokonać nielegalnej aborcji, fałszując przy tym dokumentację medyczną swojej pacjentki. Do aborcji na szczęście nie doszło. Lekarz zaś został skazany na karę roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na 3 lata. Instytut Ordo Iuris przystąpił do postępowania na etapie apelacji i domagał się utrzymania wyroku skazującego.
Obrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci to jeden z priorytetów całej działalności Instytutu Ordo Iuris. Bez prawa do życia nie ma żadnych innych praw, których moglibyśmy bronić.
Obrona życia to nasz wspólny obowiązek. Wierzę, że dzięki mobilizacji obrońców życia, uda nam zwyciężyć w walce z cywilizacją śmierci, która w zastraszającym tempie wkracza do naszej Ojczyzny.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
· Sąd Najwyższy odmówił rozpoznania kasacji w sprawie farmaceutki uznanej winną naruszenia prawa farmaceutycznego za odmowę sprzedaży tabletek wczesnoporonnych.
· Zdaniem SN, w postępowaniu dyscyplinarnym nie można złożyć kasacji ze względu na znikomą szkodliwość społeczną.
· Decyzję Sądu Najwyższego można traktować jako ucieczkę przed koniecznością wypowiedzenia się co do klauzuli sumienia.
Proces za zachowanie zgodne z sumieniem
Postępowanie dotyczyło Doroty Pamuły – farmaceutki, która została ukarana naganą przez Okręgowy Sąd Aptekarski. Naczelny Sąd Aptekarski uchylił to orzeczenie i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Następnie OSA umorzył postępowanie, uznając kobietę za winną, wskazując jednak na niską szkodliwość społeczną czynu, a sąd drugiej instancji podtrzymał to orzeczenie. Prawnicy Instytutu Ordo Iuris w imieniu farmaceutki wnieśli kasację do Sądu Najwyższego, domagając się jej uniewinnienia. Sąd Najwyższy odmówił jednak rozpoznania kasacji.
Sprawa miała swój początek w lutym 2021 r., kiedy to aptekarka odmówiła pacjentce sprzedaży tabletek wczesnoporonnych EllaOne, powołując się na klauzulę sumienia. Okręgowy Sąd Aptekarski w Krakowie skazał ją wówczas na karę nagany. OSA nie umożliwił jej nawet złożenia wyjaśnień w tej sprawie. Na etapie postępowania odwoławczego do sprawy włączyli się prawnicy Ordo Iuris, którzy zawnioskowali o uchylenie orzeczenia i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania w celu rzetelnego przeprowadzenia postępowania dowodowego oraz umożliwienia farmaceutce skorzystania z prawa do obrony. Podobny wniosek złożył również Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej. Naczelny Sąd Aptekarski uchylił wówczas orzeczenie i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy.
Po ponownym przeprowadzeniu postępowania Okręgowy Sąd Aptekarski w Krakowie umorzył je, uznając, że działanie aptekarki charakteryzowało się znikomą szkodliwością społeczną czynu. W pisemnym uzasadnieniu orzeczenia sąd zaznaczył m.in., że „w tym konkretnym przypadku żadne dobro Pokrzywdzonej nie zostało naruszone, nie została jej wyrządzona żadna szkoda, ani nie było zagrożenia tą szkodą”.
Konstytucja i ustawy bronią wolności sumienia
Prawnicy Ordo Iuris złożyli odwołanie od tego orzeczenia. W ocenie Instytutu, nie można uznać odmowy sprzedaży środków wczesnoporonnych za naruszenie przepisów prawa farmaceutycznego, gdyż byłoby to sprzeczne z gwarantowaną konstytucyjnie wolnością sumienia. Prawo farmaceutów oraz właścicieli aptek do powołania się na klauzulę sumienia zapewnia art. 53 ust. 1 Konstytucji RP, zgodnie z którym „każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii”[1]. Taką wykładnię przepisów potwierdza wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 7 października 2015 r., w którym podkreślono, że w demokratycznym państwie prawnym „wyrazem prawa do postępowania zgodnie z własnym sumieniem, a w konsekwencji także wyrazem wolności od przymusu postępowania wbrew własnemu sumieniu, jest klauzula sumienia (…). Wolność sumienia musi bowiem przejawiać się także w możliwości odmowy wykonania obowiązku nałożonego zgodnie z prawem z powołaniem się na przekonania naukowe, religijne lub moralne”.
Zamiarem ustawodawcy formułującego brzmienie art. 96 ust. 5 pkt 1 Prawa farmaceutycznego (dotyczącego odmowy wydania produktu leczniczego) było nadanie w pewnym zakresie temu przepisowi roli klauzuli sumienia. Przepis ten jest zatem podstawę prawną dla farmaceutów do odmowy wydawania środków antykoncepcyjnych, w szczególności postkoitalnych i wczesnoporonnych, jako mogących powodować zagrożenie życia lub zdrowia dziecka, którym (według art. 2 ust. 1 ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka) „jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności[2]”. Ponadto, zgodnie z art. 3 ust. 1 Kodeksu Etyki Aptekarza Rzeczypospolitej Polskiej, każdy farmaceuta zobowiązany jest do działania w zgodzie ze swoim sumieniem.
Jak zaznacza Ordo Iuris, dodatkową podstawą prawną odmowy wydania środków wczesnoporonnych może być art. 96 ust. 5 pkt 2 Prawa farmaceutycznego, według którego, w przypadku uzasadnionego podejrzenia, że produkt leczniczy może być zastosowany w celu pozamedycznym, farmaceuta może odmówić sprzedaży produktu. Pozbawienie życia embrionu ludzkiego niezależnie od stopnia jego rozwoju – podobnie jak zapobieganie jego powstaniu – nie jest celem medycznym[3].
Co istotne, pacjent nie ma prawa żądać wydania środków wczesnoporonnych, jeśli farmaceuta powołuje się na klauzulę sumienia, ponieważ oznaczałoby to przyznanie pacjentowi prawa do narzucania swoich przekonań moralnych aptekarzowi i zmuszania go do zachowania się wbrew swojemu sumieniu. W świetle orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, stanowiłoby to niedopuszczalny przymus współdziałania w osiąganiu celu niegodziwego. Taka sytuacja nie zachodzi w odwrotnym przypadku, gdy farmaceuta odmawia sprzedaży preparatów antykoncepcyjnych czy wczesnoporonnych, ponieważ pacjent zawsze może je nabyć w innej aptece i swobodnie korzystać z dopuszczonych do obrotu środków o takim charakterze, jeśli sumienie mu na to pozwala.
Interwencja przed Sądem Najwyższym
W związku z tym, prawnicy z Ordo Iuris złożyli kasację od orzeczenia, które stwierdzało winę Doroty Pamuły. W kasacji zostało wskazane, że postępowanie przed sądami dyscyplinarnymi od samego początku obarczone było błędem. Wniosek o ukaranie skierowany przez Rzecznika Dyscyplinarnego nie zawierał elementów niezbędnych dla jego dalszego procedowania - nie wskazywał żadnych przepisów ustawy, pod które zarzucany czyn podpada. Wniosek o ukaranie był zatem wadliwy, ponieważ nie wskazywał, jakie znamiona, którego czynu miały zostać spełnione.
Ze wspólnego zestawienia przepisów przyjętych za podstawę wniosku (art. 87 ust. 2 pkt 1 Prawa farmaceutycznego w zw. z § 5 ust. 1 rozporządzenia Ministra Zdrowa z 23 grudnia 2020 r. w sprawie recept) wynika jedynie, że „apteka ogólnodostępna jest przeznaczona do zaopatrywania ludności w produkty lecznicze, leki apteczne, leki recepturowe (…) oraz realizacja recepty obejmuje jej otaksowanie oraz wydanie przepisanych na niej produktów leczniczych, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego lub wyrobów medycznych”.
Wniosek o ukaranie nie zawierał odniesienia do najistotniejszego przepisu stanowiącego o możliwości odpowiedzialności dyscyplinarnej farmaceutów oraz określającego zakres tej odpowiedzialności, czyli art. 45 ustawy o izbach aptekarskich. Mówi on, że „członkowie samorządu zawodu farmaceuty podlegają odpowiedzialności zawodowej przed sądami aptekarskimi za postępowanie sprzeczne z zasadami etyki i deontologii zawodowej oraz przepisami prawnymi dotyczącymi wykonywania zawodu farmaceuty”. Nie wiadomo zatem, czy farmaceutka miała być sądzona za postępowanie sprzeczne z zasadami etyki zawodowej, postępowanie sprzeczne z przepisami prawnymi dotyczącymi wykonywania zawodu farmaceuty czy oba te przewinienia.
W wyroku Sądu Najwyższego z dnia 11 sierpnia 2020 r. (sygn. akt I KK 20/20) w analogicznej sprawie dotyczącej przewinienia dyscyplinarnego farmaceuty, SN rozpoznał kwestie wadliwości wniosku o ukaranie oraz orzeczeń sądów aptekarskich. W tym orzeczeniu zostało wyraźnie wskazane, że podstawą odpowiedzialności na gruncie ustawy o izbach aptekarskich jest art. 45.
Dodatkowo z wyroku Naczelnego Sądu Aptekarskiego wynikało jakoby przepisy Kodeksu Etyki Aptekarza nie miały znaczenia dla rozpoznania sprawy. Pokazuje to całkowite niezrozumienie istoty standardów korporacyjnych i powstałego konfliktu pomiędzy działaniem, które nakazuje prawo, a wyznawanym systemem etycznym farmaceuty. Kodeks Etyki Aptekarza ma za zadanie wyznaczać pewien podstawowy standard etycznych, w sposób skodyfikowany, możliwy do realizacji przez wszystkie osoby wykonujące dany zawód.
Rolę farmaceuty sąd dyscyplinarny próbował sprowadzić do „mechanicznego” wykonywania żądań pacjenta. Sąd odwoławczy wskazał, że, co prawda, wiążą one farmaceutę jako członka samorządu, ale „nie stanowią źródła prawa, które jest podstawą do ograniczania praw innych osób”. Natomiast dla istnienia sprzeciwu sumienia nie jest potrzebne przecież prawo stanowione (w randze ustawy), ponieważ wynika ono z przyjętego przez człowieka systemu etycznego[4].
Sąd Najwyższy pozostawił kasację bez rozpoznania. Wskazał, że, w jego ocenie, od orzeczenia umarzającego postępowanie nie przysługuje kasacja, chyba że zaistnieje bezwzględna przyczyna odwoławcza. Zauważył, że w tym postępowaniu rzeczywiście taki zarzut został postawiony przez obrońców farmaceutki. Jednak, zdaniem SN, postawienie tego zarzutu miało charakter instrumentalny, a problem tak naprawdę dotyczył innego zagadnienia - związanego z klauzulą sumienia farmaceutów. W opinii SN, nie można złożyć w postępowaniu dyscyplinarnym kasacji od umorzenia z uwagi na znikomą społeczną szkodliwość. Postanowienie zostało wydane przez Izbę Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego w składzie: Marek Motuk, Marek Siwek, Paweł Wojciechowski.
Ucieczka Sądu Najwyższego
Nie sposób zgodzić się z argumentami Sądu Najwyższego, które doprowadziły do odmowy zajęcia stanowiska w sprawie sprzeciwu sumienia aptekarzy. Postępowanie dyscyplinarne ma charakter represyjny, stąd skarga uprawnionego oskarżyciela winna spełniać ścisłe wymogi. W tym przypadku skarga o ukaranie farmaceutki nie czyniła zadość tym wymogom. Argumentację SN co do pozostawienia kasacji bez rozpoznania i niezajęcia się rozstrzygnięciem sądu aptekarskiego, można traktować jako ucieczkę przed koniecznością wypowiedzenia się co do klauzuli sumienia. W sytuacji, gdy mamy do czynienia z nieprawidłową praktyką samorządu zawodowego farmaceutów, przejawiającą się przypadkami ograniczania im wolności sumienia i próbami przymuszania do sprzedaży środków wczesnoporonnych, całkowicie niezrozumiałe jest powstrzymanie się od zajęcia stanowiska w tej sprawie przez Sąd Najwyższy. Wypowiedzenie się przez SN mogło ukrócić dyskryminację farmaceutów w sprawie korzystania z klauzuli sumienia. Praca farmaceutów nie polega jedynie na mechanicznym wydawaniu leków, które zażąda pacjent, ale współuczestniczeniu w procesie jego leczenia[5]. Przecież farmaceuci mają także prawo wystawiania recept farmaceutycznych. Mogą też odmówić wydania leku, co jest np. częstym przypadkiem, gdy wydania środka zawierającego substancje psychoaktywne zażąda pacjent z objawami uzależnienia od narkotyków.
Adw. Magdalena Majkowska – członek Zarządu Ordo Iuris
• „Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł „Ordo Iuris chce, by Trybunał Konstytucyjny skasował przesłankę o zagrożeniu zdrowia kobiety. Prof. Zoll: To nie jest sprawa dla TK”.
• Tekst sugeruje, że Trybunał nie jest uprawniony do badania konstytucyjności wytycznych minister zdrowia w sprawie aborcji.
• W rzeczywistości wytyczne kreują nowe normy zachowania na kształt aktu prawnego, dlatego podlegają kontroli zgodności z Konstytucją RP.
• Autorzy tekstu stanęli również w obronie dr Gizeli Jagielskiej – lekarki z Oleśnicy, która zastrzykiem w serce zabiła zdolne do życia poza organizmem matki dziecko w 9. miesiącu ciąży.
• Dziennikarze GW przytaczają niektóre założenia wytycznych, których realizacja doprowadziła do tej tragedii.
Artykuł „Ordo Iuris chce, by Trybunał Konstytucyjny skasował przesłankę o zagrożeniu zdrowia kobiety. Prof. Zoll: To nie jest sprawa dla TK” opublikowany 23 kwietnia w „Gazecie Wyborczej” dotyczy wytycznych dla szpitali wydanych w ubiegłym roku przez minister zdrowia Izabelę Leszczynę. Autorzy publikacji (Paulina Wodzyńska, Łukasz Woźnicki) twierdzą, powołując się na prof. Andrzeja Zolla, że Trybunał Konstytucyjny nie może orzekać w sprawie konstytucyjności „interpretacji prawa”.
Tekst jednak mija się z prawdą. Wytyczne minister zdrowia to nic innego jak „furtka” dla aborcji na życzenie, co zresztą stwierdził sam cytowany przez GW premier Donald Tusk – wytyczne mają być bowiem odpowiedzią na demokratyczną klęskę ustaw depenalizujących aborcję, która miała miejsce podczas głosowania sejmowego 12 lipca 2024 r. Innymi słowy – nie udało się wprowadzić takich przepisów w Sejmie, to zrobiono to w drodze dokumentu minister zdrowia, który takie przepisy „udaje”. Taka jest bowiem istota tych wytycznych – wprost nie stanowią nowego prawa, ale przedstawiają taką interpretację obowiązujących przepisów, że zakres ich stosowania ma być szerszy, a tym samym sprzeczny z ustalonymi w orzecznictwie zasadami ograniczania prawa do życia. Tym samym pozaprawnie kreują nowe normy zachowania, na kształt aktu normatywnego. Taki akt z kolei podlega kontroli zgodności z Konstytucją RP obowiązującą od 1997 r.
Minister zdrowia w wytycznych oczekuje postępowania sprzecznego z prawem
Warto pamiętać, że minister Leszczyna próbuje w nich modyfikować nie tylko istniejące (ograniczone nadrzędną - bo konstytucyjną zasadą prawnej ochrony życia człowieka) przepisy ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży („u.p.r.”), ale także ustawę z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty („u.z.l.”). Cytowany przez GW fragment wypowiedzi minister zdrowia, że „nie trzeba zwoływać konsyliów, które są utrudnianiem «świadczenia gwarantowanego w koszyku świadczeń». Kobieta z takim zaświadczeniem [od psychiatry – KG] musi mieć wykonany zabieg”. Nic bardziej mylnego – art. 37 u.z.l. wyraźnie stanowi, że, w razie wątpliwości diagnostycznych lub terapeutycznych, lekarz, bazując na własnej wiedzy medycznej, powinien zasięgnąć opinii właściwego lekarza specjalisty lub zorganizować konsylium lekarskie. Powinien oznacza – ma obowiązek. Z ustawy wynika więc obowiązek konsultacji, który minister zdrowia przedstawia jako możliwość, z której – jak sugeruje Izabela Leszczyna – w przypadku przerywania ciąży lekarze nie powinni w ogóle korzystać. A do tego, że nie powinni, przekonać lekarzy mają w szczególności sankcje finansowe przewidziane dla szpitali odmawiających aborcji (nieważne z jakich powodów), w znowelizowanej przez tę samą panią minister wersji rozporządzenia z 8 września 2015 r. w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej. Swoimi wytycznymi minister zdrowia kreuje zatem nowe, nieznane obowiązującemu prawu nakazy postępowania. I właśnie te nakazy mogą i powinny być przedmiotem kontroli przez Trybunał Konstytucyjny. Stąd w pełni uzasadniony apel Instytutu o poddanie takiej kontroli szkodliwych wytycznych.
Przerwanie ciąży łączy się z obowiązkiem ratowania dziecka
Autorzy artykułu w „Gazecie Wyborczej” nie zauważyli, że u.p.r. nie jest jedynym aktem prawnym, którego przepisy przesądzają o granicach dopuszczalności przerywania ciąży i – co w zdarzeniu, które miało miejsce w Oleśnicy jeszcze ważniejsze – o formie w jakiej przerwania ciąży się dokonuje. Fałszywie dziennikarze GW sugerują, że „w sytuacjach zagrożenia zdrowia lub życia matki obowiązująca ustawa nie określa wieku ciąży, do którego można wykonać aborcję”, ponieważ przepisy w ogóle nie mówią o aborcji (rozumianej jako intencjonalne zabicie dziecka), ale o przerwaniu ciąży, nie precyzując obowiązków lekarzy co do dziecka, które w wyniku przerwania ciąży zostaje odseparowane od organizmu matki. Tutaj zastosowanie znajdują już bowiem regulacje określające zasady wykonywania zawodu lekarza – u.z.l., Kodeks Etyki Lekarskiej czy standardy medyczne dla lekarzy poszczególnych specjalizacji. W żadnej z tych pozycji nie znajdziemy przyzwolenia na czyn, jakiego dopuściła się wicedyrektor szpitala w Oleśnicy, co przypomnieli lekarze z Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników w piśmie skierowanym do minister zdrowia. Jak podkreślają także specjaliści o prawa karnego – od 24. tygodnia ciąży lekarzy obowiązuje zasada „życie przede wszystkim”.
I nie powinna mieć przy tym znaczenia okoliczność, że u Felka zabitego w 9. miesiącu ciąży w oleśnickim szpitalu zdiagnozowano taką czy inną chorobę. Pomijając fakt, że w tej sprawie nie było jednomyślności lekarzy w kwestii stanu zdrowia dziecka, od roku 2020 przerwanie ciąży z tych względów jest działaniem nielegalnym, a więc podpada pod art. 152 § 1 Kodeksu karnego („k.k.”), który przewiduje karę pozbawienia wolności dla każdego, kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy. To, że autorzy artykułu w GW wspominają o problemie zdrowotnym dziecka, może służyć jedynie jako potwierdzenie, że pozbawienie go życia miało charakter eugeniczny i było przestępstwem. Dla jasności, warto dodać, że na kwalifikację prawnokarną tego czynu mają już wpływ takie okoliczności, jak wiek dziecka, czyli jego zdolność do życia poza organizmem matki (art. 152 § 3 k.k. – „kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 lub 2, gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”) oraz fakt, że w sprawie tej zaistniały medyczne przesłanki do cesarskiego cięcia, przez co – zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego (postanowienie SN z 30 października 2008, sygn. I KZP 13/08) – dziecku nienarodzonemu przysługiwała pełna prawnokarna ochrona życia przewidziana w art. 148 § 1 k.k. – „kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10 albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”.
Minister zdrowia nie jest lekarzem
Na koniec nie sposób nie odnieść się do istotnie nietrafionego przytyku dziennikarzy „Gazety Wyborczej” bez wykształcenia medycznego, wyrażającego oburzenie, że prawnicy z Instytutu Ordo Iuris nie są lekarzami, a wypowiadają się w kwestii przesłanki zagrożenia zdrowia psychicznego. Prawnicy Ordo Iuris wypowiadają się w kwestii obowiązującego prawa i prób wprowadzania w Polsce nielegalnej aborcji na życzenie, do czego w rzeczywistości prowadzą wytyczne wydane przez minister zdrowia.
A skoro poruszono ten temat, przypomnieć wypada, że lekarzem przede wszystkim nie jest minister zdrowia Izabela Leszczyna.
r.pr. Katarzyna Gęsiak, dyrektor Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki Ordo Iuris
Zasady korzystania z materiałów zamieszczonych na stronie Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris
Zachęcamy Państwa do korzystania z opracowań i materiałów przygotowanych przez Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Jednocześnie informujemy, że stosownie z obowiązującym prawem, przedruk treści zamieszczonych na stronie internetowej Instytutu jest możliwy pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła (strona internetowa Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris) (art. 34 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych). W przypadku przedrukowywania publikacji Instytutu w zakresie wykraczającym poza sprawozdania o aktualnych wydarzeniach lub dokonywanych poza ramami czasowymi, w jakich materiał zachowuje aktualność z punktu widzenia szybkości obiegu informacji, wskazane jest uzyskanie uprzedniej zgody Instytutu pisząc na adres [email protected]
Zapisz się na naszą listę mailingową
Informujemy, że Państwa dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w celu informowania o realizacji działań statutowych, w tym do informowania o organizowanych akcjach społecznych. Podanie danych jest dobrowolne. Informujemy, że przysługuje Państwu prawo dostępu do treści swoich danych i możliwości ich poprawiania.
© 2022 ORDO IURIS - Instytut Na Rzecz Kultury Prawnej