Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]
22.10.2024
· W Genewie miało miejsce kolejne posiedzenie Międzyrządowego Organu Negocjacyjnego, czyli specjalnego gremium, powołanego przez WHO w celu przygotowania tekstu traktatu pandemicznego.
· Sam traktat to obecnie negocjowana umowa międzynarodowa, mająca na celu ustanowienie globalnego systemu zapobiegania i przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych.
· Na stronie internetowej INB opublikowano skondensowany tekst traktatu, będący efektem negocjacji prowadzonych do momentu rozpoczęcia 77. Sesji Światowego Zgromadzenia Zdrowia.
· W najnowszej wersji traktatu potwierdzono suwerenne prawo państw do stanowienia przepisów w ramach ich jurysdykcji oraz wskazano, iż decyzje podejmowane przez Konferencję Stron powinny być ustalane w drodze konsensusu.
· Istotne znaczenie ma również dodanie „równości płci” (gender equality) do zasad projektu tej umowy międzynarodowej oraz postanowienia o eliminacji wszelkich form nierówności i dyskryminacji kobiet pracujących w opiece zdrowotnej i społecznej.
· Następne posiedzenie INB planowane jest na pierwszą połowę listopada.
Brak porozumienia co do treści traktatu
W dniach od 9 do 20 września tego roku miało miejsce 11 posiedzenie Międzyrządowego Organu Negocjacyjnego (Intergovernmental Negotiating Body - INB), czyli gremium, które z ramienia WHO odpowiada za przygotowanie tekstu nowej umowy międzynarodowej. Ma ona na celu stworzenie międzynarodowego systemu odpowiedniego poziomu gotowości, zapobiegania i przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych. Prace nad traktatem pandemicznym, bo tak powszechnie nazywa jest opracowywana umowa, są rezultatem doświadczeń z okresu pandemii COVID-19.
Prace prowadzone WHO, w tym część propozycji przepisów traktatu, wzbudziły jednak liczne zastrzeżenia i kontrowersje, związane przede wszystkim z możliwością ograniczenia suwerenności państw członkowskich, zwiększeniem kompetencji WHO czy możliwością ograniczenia prawa do wolności słowa pod pozorem zwalczania „dezinformacji” oraz „informacji wprowadzających w błąd”. W efekcie liczne wątpliwości oraz brak porozumienia pomiędzy państwami członkowskimi WHO doprowadziły finalnie do znacznego opóźnienia prac nad traktatem uniemożliwiając, wbrew początkowym planom, przyjęcie jego ostatecznej wersji na 77. Sesji Światowego Zgromadzenia Zdrowia (WHA) na przełomie maja i czerwca tego roku.
Po zakończeniu 11 posiedzenia INB w Genewie, na stronie internetowej INB opublikowano, ujednoliconą wersję traktatu z 27 maja, która była podstawą (wtedy nieudanych) negocjacji na sesji Światowego Zgromadzenia Zdrowia. Tak więc komentowany projekt jest w istocie podsumowaniem ponad dwuletniego procesu negocjacyjnego, zmierzającego do przyjęcia wspomnianej umowy międzynarodowej.
WHO koordynuje globalne działania w zakresie zdrowia
W preambule zdecydowaną większość postanowień pozostawiono bez zmian, a dalsze niewielkie korekty polegają przede wszystkim na modyfikacji sposobu sformułowania części postanowień oraz na dodaniu nowych jednostek redakcyjnych. Jako exemplum można wskazać pkt 1, gdzie nieznacznie przeformułowano zdanie mówiące o głównej odpowiedzialności państw za zdrowie i dobrobyt swoich narodów oraz za prowadzenie polityki antypandemicznej, nie zmieniając jednak istoty tego uregulowania.
W całkowicie niezmienionej formie pozostawiono sformułowanie mówiące o znaczeniu WHO jako organu koordynującego i kierującego międzynarodowymi działaniami w dziedzinie zdrowia, w tym zwłaszcza w zakresie zwalczania pandemii (pkt 3) oraz odwołanie do Konwencji w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet z 1979 roku (pkt 5). W preambule podkreśla się również znaczenie budowania zaufania i zapewnienia terminowej wymiany informacji w celu zapobiegania dezinformacji, informacji wprowadzających w błąd i stygmatyzacji (pkt 13). Jeśli chodzi o nova, to warto zwrócić uwagę na pkt. 1bis, gdzie podkreślą się m.in., że „odpowiednie zainteresowane strony są odpowiedzialne za dążenie do przestrzegania celu niniejszego traktatu”.
W art. 1, zawierający definicje legalne stworzone na potrzeby projektu Traktatu, wprowadzono kilka zmian, koncentrujących się przede wszystkim wokół wskazania możliwości alternatywnego sformułowania poszczególnych przepisów, co wynika z rozbieżności powstałych w trakcie procesu ustalania treści tych jednostek redakcyjnych.
Godną odnotowania jest propozycja dodania nowego punktu art. 1 j, gdzie podkreśla się, iż, na gruncie traktatu, odniesienia do „transferu technologii” oznaczają „warunki wynegocjowane i zaakceptowane przez Umawiające się Strony, bez uszczerbku dla innych środków, które Państwa-Strony mogą podjąć zgodnie z ich ustawodawstwem krajowym, pod warunkiem, że takie ustawodawstwo i działania są zgodne z odpowiednimi normami międzynarodowymi dotyczącymi własności intelektualnej”. Powyższą propozycję należy odczytywać jako odpowiedź na obawy części państw-stron i ekspertów, którzy twierdzili, iż pewne postanowienia wcześniej publikowanych projektów traktatu mogą uderzyć w krajowe unormowania dotyczące własności intelektualnej. W okresie pandemii COVID-19 pojawiły się bowiem głosy, iż w kontekście zagrożenia pandemicznego część praw dotyczących własności intelektualnej, np. patentów co do szczepionek, powinno być zawieszonych w celu ułatwienia transferu technologii.
Suwerenność uszanowana?
W art. 2, określającym cele projektu traktatu nie wprowadzono żadnych zmian. Pewne modyfikacje zawarto natomiast w projekcie art. 3, dotyczącym zasad, którymi strony będą się kierować przy wdrażaniu postanowień traktatu oraz by osiągnąć jego cele. W komentowanym przepisie zdecydowano się zachować w zmienionej formie sformułowanie stanowiące o „suwerennym prawie państw do stanowienia i wdrażania ustawodawstwa w ramach ich jurysdykcji”, zgodnie z „zasadami prawa międzynarodowego zapisanymi w Karcie Narodów Zjednoczonych i Konstytucji WHO” (art. 3 ust. 1). Ta zmiana sprowadza się do modyfikacji szyku zdania (przesunięcia poszczególnych wyrazów w tekście).
Do określonej w art. 3 ust. 2 zasady pełnego poszanowania godności, praw człowieka i podstawowych wolności wszystkich osób zaproponowano zamieszczenie sformułowania o poszanowaniu prawa do rozwoju, niedyskryminacji, równości płci (gender equality) i ochrony osób znajdujących się w szczególnie trudnej sytuacji. Jednocześnie warto odnotować, iż, co do tej propozycji, w trakcie procesu negocjacyjnego pojawiły się rozbieżne poglądy.
Z pozostałych zmian warto zwrócić uwagę na postulat dodania nowego art. 3 ust. 5bis, zgodnie z którym jedną z zasad traktatu powinno być „pełne uznanie szczególnej sytuacji krajów rozwijających się, w szczególności małych rozwijających się państw wyspiarskich i krajów najsłabiej rozwiniętych w odniesieniu do zapobiegania pandemii, gotowości i reagowania”. Tę propozycję należy odczytywać w kontekście często podnoszonych różnić, występujących pomiędzy poszczególnymi państwami członkowskimi WHO, w odniesieniu do zasobów, środków finansowych czy możliwości zapobiegania i zwalczania rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych (chodzi głównie o biedniejsze państwa Afryki i Azji).
Walka z „nacjonalizmem szczepionkowym”
Istotne zmiany wprowadzono w art. 7 ust. 2, na podstawie którego państwa-strony podejmują odpowiednie środki w celu rozwoju, wzmocnienia, ochrony, zabezpieczenia, utrzymania i inwestowania w multidyscyplinarną, wykwalifikowaną, odpowiednią, przeszkoloną, krajową kadrę medyczną i opiekuńczą w celu zapobiegania sytuacjom kryzysowym w dziedzinie zdrowia. W ramach najnowszej aktualizacji propozycji brzmienia tego przepisu, państwa- strony byłyby zobowiązane do zapewnienia godnej pracy, ochrony bezpieczeństwa zdrowia psychicznego pracowników opieki zdrowotnej i społecznej m.in. poprzez eliminację wszelkich form nierówności i dyskryminacji oraz innych nierówności, takich jak nierówne wynagrodzenie i bariery napotykane przez kobiety (art. 7 ust. 2 lit. b).
W art. 13 należy odnotować usuniecie sformułowania występującego jeszcze w poprzedniej wersji projektu traktatu, zgodnie z którym podczas pandemii nadzwyczajne środki dotyczące handlu muszą być ukierunkowane, proporcjonalne, przejrzyste i tymczasowe oraz nie mogą stwarzać niepotrzebnych barier w handlu ani zakłóceń w łańcuchach dostaw produktów zdrowotnych związanych z pandemią (w poprzednim opracowaniu traktatu art. 13 ust. 4). Dodanie tego sformułowania do poprzednich wersjach projektu należy osadzić w kontekście niespotykanych uprzednio utrudnień w międzynarodowym handlu i ruchu osób, jakich świat doświadczył w okresie pandemii COVID-19, co związane było z wprowadzonymi wówczas, często bardzo surowymi, środkami sanitarnymi (jak np. ograniczenie lotów czy zamknięcie granic).
Jednocześnie należy zauważyć, iż podobnie sformułowany przepis dodano do nowego art. 13bis ust. 4. Ten fragment (art. 13bis) poświęcona jest zamówieniom i dystrybucji produktów zdrowotnych związanych z rozprzestrzenianiem się chorób zakaźnych.
W najnowszym projekcie traktatu zdecydowano się zachować w zmienionej formie przepis art. 13bis ust. 1, zgodnie z którym państwa-strony powinny dołożyć wszelkich starań, „aby w stosownych przypadkach podczas pandemii, zgodnie z prawem i/lub polityką krajową opublikować odpowiednie warunki swoich umów zakupu z producentami produktów zdrowotnych związanych z pandemią w najwcześniejszym możliwym terminie oraz wykluczyć postanowienia dotyczące poufności, które służą ograniczeniu takiego ujawnienia”. Z kontekstu tego przepisu należy wywnioskować, iż jego celem jest zwiększenia transparentności działań władz publicznych w kontekście wydatków na środki antypandemiczne, przede wszystkim szczepionki. W okresie pandemii COVID-19 w wielu krajach pojawiły się bowiem poważne wątpliwości dotyczące korupcji, nieprawidłowości czy marnotrawstwa w związku z zakupem różnych produktów medycznych.
Warto również odnotować art. 13bis ust. 6, zgodnie z którym „podczas pandemii każda ze Stron powinna unikać gromadzenia krajowych zapasów produktów zdrowotnych związanych z pandemią, które niepotrzebnie przekraczają ilości przewidywane jako potrzebne do zapewnienia krajowej gotowości i reagowania na pandemię”. Powyższą propozycję (pojawiającą się w zmienionej formule w poprzednim projektcie) trzeba odczytywać w kontekście tzw. „nacjonalizmu szczepionkowego” (vaccine nationalism), polegającego na działaniach określonych państw, które są niechętnego do dzielenia się swoimi zasobami (np. szczepionkami czy innymi produktami medycznymi) z pozostałymi krajami (zjawisko „nacjonalizmu szczepionkowego” nasiliło się zwłaszcza w okresie pandemii COVID-19).
Bez naruszenia wolności badań naukowych
Należy zauważyć, iż w art. 18 ponownie, tak jak poprzednim projekcie, nie zawarto żadnych przepisów dotyczących „zwalczania dezinformacji i informacji wprowadzających w błąd”. Jeszcze w marcowym projekcie, w treści art. 18 można było znaleźć postanowienia, zgodnie z którymi „Strony wymieniają się informacjami i współpracują, zgodnie z prawem krajowym, w zakresie zapobiegania informacjom wprowadzającym w błąd (misinformation) i dezinformacji (disinformation) oraz dążą do opracowania najlepszych praktyk w celu zwiększenia dokładności i wiarygodności komunikacji kryzysowej”. Powyższe propozycje spotkały się daleko idącą krytyką, podnoszoną w kontekście doświadczeń z okresu pandemii COVID-19, kiedy to wyrażanie jakichkolwiek zastrzeżeń wobec stosowanych wówczas środków antypandemicznych, nawet w oparciu o badania naukowe, często określano mianem „dezinformacji”.
W przepisach dotyczących finansowania postanowień traktatu dodano enigmatyczne sformułowanie, na mocy którego „Strony powstrzymują się od podejmowania jakichkolwiek środków, które mogą negatywnie wpłynąć na zrównoważone i przewidywalne finansowanie innych Stron do celów niniejszego traktatu” (art. 20 ust. 2 bis), przy jednoczesnym wskazaniu, iż w stosunku do komentowanego fragmentu pojawiły się „rozbieżne poglądy”.
Zdecydowano się na zachowanie, ze zmianami, przepisów o funkcjonowaniu Koordynującego Mechanizmu Finansowego (Coordinating Financial Mechanism), który ma działać pod nadzorem Konferencji Stron (Conference of the Parties) i być przed nią odpowiedzialnym. Tak jak w projekcie z kwietnia, Konferencja Stron ma przyjąć zakres zadań dla Mechanizmu oraz zasady jego funkcjonowania i zarządzania nim w ciągu 12 miesięcy od wejścia w życie Traktatu z tą zmianą, iż proponuje się, by ten zakres zadań został przyjęty expressis verbis w drodze konsensusu (art. 20 ust. 4).
Tak jak w poprzednich projektach, organem traktatowym ma być Konferencja Stron. Z poprawek do art. 21, określającego zasady działania i kompetencje tego gremium warto odnotować propozycję dodania art. 21 ust. 4bis, zgodnie z którym „wszystkie decyzje Konferencji Stron są podejmowane w drodze konsensusu, chyba że artykuły niniejszego traktatu lub regulamin wewnętrzny przyjęty zgodnie z ustępem 5 stanowią inaczej”. Celem komentowanej propozycji jest więc podkreślenie, iż decyzje ustalane przez Konferencje podejmowane są poprzez uzgodnione stanowisko wszystkich państw-stron, chyba że pozostałe przepisy traktatu lub regulaminu wewnętrznego przewidują wyjątek od tej zasady.
Co dalej?
Zgodnie z harmonogramem przedstawionym przez WHO w lipcu, następne - 12 posiedzenie INB planowane jest na 4 - 15 listopada tego roku. Według przytaczanego powyżej dokumentu, to właśnie na listopadowym spotkaniu zapadnie ostateczna decyzja odnośnie ewentualnego zwołania specjalnej sesji Światowego Zgromadzenia Zdrowia, na której może być ostatecznie przyjęty tekst traktatu pandemicznego (czyli przed sesją „zwykła” WHA, planowaną na maj 2025 roku).
Istotne znaczenie ma potwierdzenie w najnowszym projekcie suwerenności państw we wdrażaniu postanowień traktatu. WHO ma jednak pozostać globalnym koordynatorem w zakresie zdrowia, zwłaszcza w obszarze przeciwdziałania pandemiom. Na uwagę zasługuje również pozostawienie w preambule postanowień o zapobieganiu „dezinformacji”. Ich umieszczenie w finalnej wersji traktatu mogłoby bowiem prowadzić do ograniczenia wolności słowa i wolności badań naukowych.
Patryk Ignaszczak – analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris
· Na początku 2025 r. wejdzie w życie ustawa o „rencie wdowiej”, umożliwiająca „odziedziczenie” przez osoby starsze części świadczenia emerytalnego po zmarłych małżonkach.
· Prawica, w odróżnieniu od dogmatycznych liberałów oraz najbardziej radykalnej lewicy, zareagowała na ten postulat co do zasady przychylnie. Nowa instytucja słusznie bywa bowiem postrzegana jako kolejny wartościowy komponent dodany do „arsenału” polskiej polityki rodzinnej – swoista premia za pozostawanie aż do śmierci w związku małżeńskim zamiast w konkubinacie.
· Instytut Ordo Iuris wskazuje jednak, że oprócz zawierania małżeństw należy premiować także dzietność. Dlatego logiczną dopełnieniem renty wdowiej powinna być także emerytura rodzicielska (alimentacyjna) – mechanizm podwyższający emeryturę rodziców (także tych samotnych, których nie objęły korzyści z samej renty wdowiej) w zależności od liczby posiadanych dzieci, ich dochodów lub wysokości odprowadzanych przez te dzieci składek emerytalnych.
Renta wdowia – nowy komponent w „arsenale” polskiej polityki rodzinnej
Podczas ostatniego lipcowego posiedzenia przed sierpniowymi wakacjami poselskimi, Sejm uchwalił z istotnymi poprawkami obywatelski projekt ustawy wprowadzający rentę wdowią. Ustawa została niemal jednogłośnie poparta przez Senat i niezwłocznie podpisana przez Prezydenta RP. W dotychczasowym brzmieniu art. 95 ust. 1 ustawy emerytalno-rentowej stanowił, że „w razie zbiegu u jednej osoby prawa do kilku świadczeń przewidzianych w ustawie wypłaca się jedno z tych świadczeń – wyższe lub wybrane przez zainteresowanego”, a więc osoba, której przysługiwałaby renta rodzinna „odziedziczona” po zmarłym członku rodziny oraz inne świadczenie (np. własna emerytura), jest zmuszona do wyboru tylko jednego z nich. Renta rodzinna dla jednej osoby wynosi 85% świadczenia, które przysługiwałoby zmarłemu. Bezwzględny charakter art. 95 ust. 1 sprawiał, że wdowy i wdowcy powyżej lat 50, którzy do czasu śmierci małżonka utrzymywali wspólne gospodarstwo domowe, w momencie owdowienia tracili znaczną część środków finansowych. Uderzało to szczególnie w kobiety, które zdecydowały się w trakcie małżeństwa na nieodpłatną opiekę nad dziećmi i prowadzenie gospodarstwa domowego zamiast pracy zarobkowej, a zatem ich własna emerytura była nieporównywalnie mniejsza od świadczenia po zmarłym małżonku – czasem bywa wręcz niższa od minimalnej, jeżeli posiadają mniejszą liczbę dzieci niż 4, a więc nie obejmuje ich program „Mama 4+” wprowadzony ustawą z dnia 31 stycznia 2019 r. o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym. W celu zapobieżenia realnej deklasacji i pauperyzacji gospodarstw domowych emerytów, w debacie publicznej pojawił się postulat umożliwienia częściowego łączenia świadczenia własnego oraz po zmarłym małżonku, nazywany „rentą wdowią”. Po raz pierwszy postulat ten pojawił się w Sejmie w 2012 r. w w projekcie złożonym przez grupę posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W 2015 r. uległ on jednak dyskontynuacji, a koncepcja „renty wdowiej” powróciła do Sejmu dopiero w 2022 r. w kolejnym projekcie Lewicy. Po zatrzymaniu go w „zamrażarce sejmowej”, w 2023 r. projekt został złożony ponownie jako obywatelski, z poparciem ponad 200 tys. obywateli. Uchwalenie ustawy o rencie wdowiej zostało też zapowiedziane w punkcie 20 umowy koalicyjnej zawartej 10 listopada 2023 r. przez Koalicję Obywatelską, PSL, Polskę 2050 oraz Lewicę: „wprowadzimy rozwiązania zwiększające aktywność społeczną osób starszych oraz gwarantujące godne warunki dla seniorów po śmierci współmałżonka”. W dniu skierowania projektu do Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris opublikował swój komentarz do projektu pt. „Renta wdowia to dobre i potrzebne rozwiązanie, o ile, zgodnie z Konstytucją, będzie promować małżeństwo”.
W obecnej postaci projekt ustawy przewiduje nowelizację art. 95 oraz dodanie po nim art. 95a do ustawy emerytalno-rentowej, a także wprowadzenie analogicznych zmian do przepisów o świadczeniach mundurowych, rolniczych (KRUS) oraz wypadkowych. Od tej pory osoby uprawnione zarówno do własnego świadczenia, jak i do renty rodzinnej po zmarłym członku rodziny (np. wdowy i wdowcy po ukończeniu 50. roku życia), będą mogły wybrać wedle własnego uznania jedną z dwóch opcji: 100% renty rodzinnej po zmarłym (tj. 85% jego emerytury) + 15% (od 1 stycznia 2027 r. – 25%) własnego świadczenia, albo 100% własnego świadczenia + 15% (od 1 stycznia 2027 r. – 25%) renty rodzinnej po zmarłym. Łączne świadczenie to właśnie „renta wdowia”. Projektodawcy w uzasadnieniu stwierdzali, że „celem projektu jest zapobieżenie ekonomicznej degradacji gospodarstw domowych emerytów i rencistów wskutek śmierci małżonka. Zjawisko to, co do zasady nie występuje w przypadku osób pobierających najwyższe świadczenia emerytalno-rentowe. Z tych powodów projekt przewiduje maksymalną wysokość renty wdowiej”. Po poprawkach rządowych górny limit został znacząco obniżony – do wysokości 3-krotności minimalnej emerytury, która od 1 marca 2024 r. wynosi 1780,96 zł miesięcznie, zgodnie z komunikatem Prezesa ZUS z 14 lutego 2024 r., a zatem limit ten aktualnie wyniósłby 5342,88 zł brutto. Projektodawcy przewidywali, że „całościowe skutki finansowe wejścia w życie projektowanej ustawy zamkną się w kwocie 13 mld zł rocznie”. W komentarzu opublikowanym 30 lipca eksperci Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA przyznali, że po poprawkach rządowych koszt renty wdowiej dla budżetu państwa wyniesie już tylko 11,1 mld rocznie. W głosowaniu z 26 lipca ustawa została uchwalona przytłaczającą większością – za projektem zagłosowało aż 425 posłów ze wszystkich ugrupowań politycznych reprezentowanych w 460-osobowym Sejmie. W 100-osobowym Senacie, w głosowaniu 31 lipca, ustawa została przegłosowana z kolei większością 80 głosów.
Liberałowie przeciw rencie wdowiej, lewica – za przyznaniem jej parom jednopłciowym
Na poziomie partyjnym, wokół postulatu wprowadzenia renty wdowiej wykrystalizował się ewidentny, rzadko spotykany konsensus polityczny. W debacie publicznej pojawiły się jednak także wyraźne głosy przeciwne temu pomysłowi i to z przynajmniej dwóch środowisk. Pierwsze z nich to środowisko liberałów. Tomasz Sawczuk z „Kultury Liberalnej” w artykule z 29 lipca stwierdził, że „projekt renty wdowiej to kolejna forma uprzywilejowania starszego pokolenia”. Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, stwierdził 24 lipca, że postulat renty wdowiej to „czysty populizm”, a „koszty nieadekwatne do korzyści eksplodują od 2027 roku”. Prezes fundacji Radykalne Centrum Marek Kułakowski w raporcie z 12 lipca wyraził opinię, że renta wdowia „stanowi pogłębienie dyskryminacji płciowej”, ale także: „temat renty wdowiej można by żartobliwie podsumować postulatem o wprowadzenie renty rozwodowej. Wszak w przypadku rozwodu zachodzi dokładnie ten sam mechanizm, tj. każde z byłych małżonków zostaje z wyższymi kosztami stałymi per capita”. Adam Suraj z „Obserwatora Gospodarczego” w artykule z 3 sierpnia stwierdził, że „w życie wejdzie kolejne ustawa zwiększające wydatki rządowe, całkowicie pomijająca kwestię związaną z ich pokryciem”. Z perspektywy czasu wydaje się jednak, że wątpliwości środowiska liberałów zostały w znacznej mierze rozwiane dzięki „oszczędnościowym” poprawkom rządowym. Drugim środowiskiem krytycznym wobec renty wdowiej było środowisko radykalnej lewicy, którego przedstawiciele wskazują, że jako element polityki socjalnej powinna ona przysługiwać tylko najbardziej ubogim wdowom i wdowcom, ale także, podobnie jak swego czasu w Niemczech, nie powinna być ograniczana tylko do osób, które do śmierci pozostawały w związku małżeńskim, ale wśród jej beneficjentów powinny znaleźć się także osoby tworzące konkubinaty (w tym również jednopłciowe). Joanna Solska z tygodnika „Polityka” w artykule z 25 lipca narzeka, że „parze żyjącej bez ślubu ten przywilej należeć się nie będzie”, a ustawa dyskryminuje „osoby, które są singlami i wychowywały dzieci samotnie albo w związkach nieformalnych, których jest przecież coraz więcej”. Lewicowy publicysta Piotr Szumlewicz krytykował Lewicę, że nie przewiduje w swoim projekcie „żadnych propozycji dla osób żyjących w związkach niesformalizowanych i dla osób samotnych czy singli”. Wielokrotnie podkreślał też, że, jego zdaniem, renta wdowia tylko dla małżeństw to postulat konserwatywny, nie lewicowy. W artykule dla „Gazety Wyborczej” z 1 sierpnia skwitował: „renta wdowia to mechanizm, który sprawia, że pozostawanie w małżeństwie jest jeszcze bardziej ekonomicznie opłacalne niż dotychczas”. W artykule z 23 listopada 2023 r. również Agnieszka Urazińska na łamach „Gazety Wyborczej” punktowała autorów projektu: „Nie pasuje do Lewicy […] zakładanie, że rodzina w Polsce to związek małżeński”. Swój sprzeciw wyrażali także samotni rodzice zrzeszeni w ramach nieformalnej grupy „Rodzice Solo – kontra”. W komentarzu dla Gazeta.pl z 7 lutego stwierdzili oni, że „wprowadzenie świadczeń wdowich będzie w znaczącym stopniu krzywdziło osoby długotrwale samotne, w tym samodzielnych rodziców”.
Mimo że w samej ustawie nie pojawiają się żadne sugestie rozszerzenia renty wdowiej na uczestników form pożycia alternatywnych wobec małżeństwa, to jednak postulat ten wynika wprost z opublikowanych 8 lipca 2024 r. założeń rządowego projektu ustawy wprowadzającej ustawę o rejestrowanych związkach partnerskich (nr UD88). Projektodawcy chcą przenieść na uczestników związków partnerskich (w tym homoseksualnych) cały szereg przywilejów, które, zgodnie z niekwestionowaną do tej pory wykładnią Konstytucji RP, przysługują jedynie małżeństwom – w tym m. in. właśnie renty rodzinnej, która już od połowy 2025 r. miałaby przybrać w określonych przypadkach charakter renty wdowiej. Przykładem państwa, w którym renta wdowia, początkowo przysługująca jedynie małżonkom została z czasem przyznana także homoseksualnym konkubentom, są Niemcy. Renta wdowia (Witwenrente und Witwerrente) aż do 1 stycznia 2005 r. przysługiwała jedynie małżonkom. W 2001 r. ustawą Lebenspartnerschaftsgesetz wprowadzono jednak instytucję homoseksualnych związków partnerskich, które już po trzech latach obdarzono tym przywilejem. Podobny scenariusz może czekać także Polskę, generując przy okazji dodatkowe miliardowe koszty na wspieranie konkubinatów zamiast małżeństw.
Renta wdowia pierwszym krokiem na drodze do emerytury rodzicielskiej dla wszystkich rodziców
Czekając na wejście w życie ustawy, czas powrócić do dyskusji nad kolejnym komponentem „arsenału” polskiej polityki rodzinnej, korzystając z faktu, że jest on aksjologicznie bliźniaczo podobny do renty wdowiej, jednak konstrukcyjnie nie opiera się na świadczeniu socjalnym sensu stricto. Instytut Ordo Iuris już w 2015 r. w publikacji pt. „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska?” przytaczał przykład Francji, gdzie „na szczególne udogodnienia w zakresie świadczeń emerytalnych mogą liczyć rodzice trojga lub więcej dzieci. Przysługuje im wówczas podwyższenie świadczenia emerytalnego w wysokości 10% kwoty emerytury”. PWC wskazuje, że „narodziny każdego kolejnego dziecka powodują dodatkowy wzrost świadczenia o 5 proc., jednak ogółem przyrost nie może przekroczyć 30 proc. pierwotnej kwoty”. Z kolei w Estonii „istotnym udogodnieniem dla rodziców dzieci do lat 3 przewidzianym przez estońskiego ustawodawcę jest fakt, że na konto emerytalne jednego spośród nich (lub ustawowego opiekuna dziecka) budżet państwa odprowadza składkę w wysokości 4% średniego miesięcznego dochodu w tym kraju”. Podobnie w Wielkiej Brytanii system „przewiduje możliwość zaliczania okresu spędzonego na wychowaniu dzieci do uprawnień emerytalnych zarówno w podstawowym, jak i dodatkowym systemie ubezpieczeniowym. W przypadku emerytury podstawowej, okres opieki nad dzieckiem poniżej 16 roku życia może obniżyć wymagany staż pracy zarobkowej maksymalnie do 20. przepracowanych lat. W razie zaś emerytury dodatkowej, opieka nad dzieckiem poniżej 12. roku życia gwarantuje dodatkowy dochód do sumy emerytalnej”. Z tej przyczyny Instytut Ordo Iuris w lutym 2019 r. wystąpił z propozycją rozwiązań, zgodnie z którymi, przy obliczaniu stażu pracy uprawniającego do emerytury, możliwe byłoby uwzględnianie czasu poświęconego na wychowanie dzieci, zaś do kapitału emerytalnego – doliczenie rodzicom dodatkowych składek. Do innych efektywnych propozycji należało wprowadzenie tzw. emerytury rodzicielskiej (alimentacyjnej), naliczanej na podstawie wynagrodzenia, jakie otrzymuje każde z dorosłych dzieci danej osoby. Możliwym rozwiązaniem mogłoby być także wprowadzenie bezpośredniego transferu części składek emerytalnych odkładanych przez pełnoletnie dzieci na świadczenia emerytalne ich rodziców.
Także w pakiecie propozycji pt. „W kierunku prawa przyjaznego rodzinie” z 2019 r., Instytut Ordo Iuris wysunął postulat uwzględnienia pracy związanej z wychowaniem dzieci w systemie emerytalnym: „przykładowa propozycja to umożliwienie dziecku dedykowania środków pochodzących z 4% podstawy wymiaru składki na konto emerytalne ZUS każdego ze swych rodziców. Oznacza to, że każde dziecko mogłoby przekazać na wskazane konta emerytalne środki odpowiadające maksymalnie 8% podstawy wymiaru składki. Uprawnionymi osobami byliby rodzice biologiczni lub adopcyjni, nie więcej niż dwie osoby. Pozostałe środki pochodzące ze składki emerytalnej byłyby księgowane na dotychczas przyjętych zasadach ogólnych. […] Alternatywą wobec przedstawionych rozwiązań może być obliczanie wysokości emerytury z uwzględnieniem liczby wychowanych dzieci i pracy włożonej w ten proces. Przykładem może być rozwiązanie przyjęte we Francji, gdzie po urodzeniu 3. dziecka emerytura jest podwyższana o 10%, a po urodzeniu kolejnych o dalsze 5%, do maksymalnej wartości 30%. Rozwiązanie o zbliżonym charakterze funkcjonuje także m. in. w Estonii”. Eksperci Instytutu przedstawili w związku z tym stosowne memorandum w sprawie koniecznych zmian prorodzinnych w polskim systemie emerytalnym.
Dzisiaj, po 5 latach od przedstawienia koncepcji emerytury rodzicielskiej (alimentacyjnej), warto przywrócić ten postulat do debaty publicznej. W międzyczasie był on przedmiotem debaty publicznej – w styczniu 2022 r. ówczesna pełnomocniczka rządu ds. polityki demograficznej Barbara Socha apelowała o „wypracowanie koncepcji komponentu rodzinnego w systemie emerytalnym”, a w czerwcu 2023 r. wprowadzenia emerytury rodzicielskiej domagał się Związek Dużych Rodzin 3 Plus, podkreślając, że byłaby to „forma docenienia wysiłków wychowawczych w okresie, gdy rodzice zakończą już aktywność zawodową”. Ponieważ wysokość emerytury rodzicielskiej nie zależałaby od arbitralnych regulacji ustawodawcy, tylko byłaby powiązana z zarobkami dzieci, stanowiłoby to pośrednią motywację dla obywateli, by nie poprzestawać tylko na jednym dziecku, ale starać się ich mieć jak najwięcej; by nie poprzestawać tylko na ich spłodzeniu, ale także wychować je jak najlepiej, by ich zarobki były jak najwyższe w czasie starości ich rodziców. Dopiero takie uregulowanie emerytury stanowiłoby rzeczywisty przykład „solidarności międzypokoleniowej” i pozwalałoby ponownie odzwierciedlić trud włożony w wychowanie dzieci w wysokości świadczenia przysługującego rodzicom.
Podsumowanie – emerytura rodzicielska przywróciłaby solidarność międzypokoleniową
„Rodzina i jej prawa są podmiotem” – jak czytamy w uzasadnieniu do projektu uchwały Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 21 października 2016 r. w sprawie ustanowienia Dnia Praw Rodziny. Rzeczywiście, ustawa zasadnicza ustanawia zasadę ochrony małżeństwa i rodziny (art. 18 Konstytucji RP) oraz obowiązek uwzględniania przez państwo dobra rodziny w swojej polityce społecznej i gospodarczej (art. 71 Konstytucji RP). Wprowadzenie emerytury rodzicielskiej jako kontynuacji renty wdowiej byłoby zbieżne ze stanowiskiem Trybunału Konstytucyjnego, który wyrokiem z dnia 18 maja 2005 r. (sygn. akt K 16/04) potwierdził, że „art. 18 jest wyrazem tej samej aksjologii, która inspirowała treść art. 71 Konstytucji” i „nakazuje podejmowanie przez państwo takich działań, które umacniają więzi między osobami tworzącymi rodzinę, a zwłaszcza więzi istniejące między rodzicami i dziećmi oraz między małżonkami”. W debacie publicznej słyszy się czasem głosy, upatrujące jednej z przyczyn rozerwania więzi rodzinnych i międzypokoleniowych we wprowadzeniu państwowych emerytur pod koniec XIX wieku. Ich zdaniem, aż do tej pory zależność między wychowaniem dzieci a zapewnieniem względnie godnej starości ich rodzicom była uznawana przez społeczeństwa za oczywistą (że nie do końca tak było, wiemy chociażby z noweli „Miłosierdzie gminy” polskiej pisarki Marii Konopnickiej z 1891 r.). Emerytura rodzicielska to postulat, który ponownie przywróciłby tę zależność, utrzymując zarazem dotychczasową zdobycz socjalną, jaką jest państwowa emerytura w minimalnej wysokości, ponieważ dzięki obowiązkowości postulowanego mechanizmu, wysokość wsparcia otrzymywanego na starość przez rodzica nie byłaby uzależniona od dobrej lub złej woli ich dzieci. Postulat ten odpowiada także częściowo na przytoczone wyżej wątpliwości Marka Kułakowskiego czy grupy „Rodzice solo – kontra”, ponieważ emerytura rodzicielska miałaby przysługiwać wszystkim rodzicom – nie tylko tym pozostającym w związkach małżeńskich, ale także tym samotnym lub pozostającym w związkach nieformalnych. Po dekadach eksperymentowania z systemem emerytalnym, przyjmującego jako punkt odniesienia wyłącznie jednostki i abstrahującego od fundamentalnego dla społeczeństw procesu, jakim jest wychowanie, czas włączyć ten system w szeroki nurt długofalowej polityki rodzinnej, czyniąc rodzinę podmiotem prawa.
Adw. Nikodem Bernaciak – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris
Jeżeli zgromadzenia są organizowane przez tego samego organizatora w tym samym miejscu lub na tej samej trasie co najmniej 4 razy w roku według opracowanego terminarza lub co najmniej raz w roku w dniach świąt państwowych i narodowych, a tego rodzaju wydarzenia odbywały się w ciągu ostatnich 3 lat, chociażby nie w formie zgromadzeń i miały na celu w szczególności uczczenie doniosłych i istotnych dla historii Rzeczypospolitej Polskiej wydarzeń, organizator może zwrócić się z wnioskiem do wojewody o wyrażenie zgody na cykliczne organizowanie tych zgromadzeń.
(art. 26a ust. 1 Prawa o zgromadzeniach)
Marsz Niepodległości bez statusu zgromadzenia cyklicznego
Chcąc zrozumieć obecny spór o Marsz Niepodległości, musimy cofnąć się do grudnia 2023 r. To właśnie wtedy Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości” składa wniosek do Wojewody Mazowieckiego Mariusza Frankowskiego o zgodę na cykliczne organizowanie Marszu Niepodległości przez kolejne 3 lata. Marsz Niepodległości posiadał ten status dwukrotnie – łącznie od 2017 do 2023 r. Wojewoda jednak odmawia. Kierujemy sprawę do Sądu Okręgowego, który uchyla decyzję wojewody, wojewoda składa zażalenie do Sądu Apelacyjnego, a ten… uchyla postanowienie Sądu Okręgowego i przekazuje mu sprawę do ponownego rozpoznania. Sąd Okręgowy ponownie jednak uchyla decyzję wojewody twardo broniąc swego wcześniejszego stanowiska. Wojewodzie jednak ponownie przysługuje prawo do złożenia zażalenia, z którego korzysta, a Sąd Apelacyjny ostatecznie uchyla postanowienie Sądu Okręgowego i podtrzymuje w mocy decyzję wojewody. Tym samym Marsz Niepodległości traci status zgromadzenia cyklicznego.
PODPISZ PROTEST W OBRONIE MARSZU NIEPODLEGŁOŚCI
Jaka była przyczyna takiej decyzji Wojewody Mazowieckiego? Tu wrócić musimy pamięcią jeszcze dalej – do 2021 roku. Wówczas Marsz Niepodległości uzyskał status zgromadzenia cyklicznego po raz drugi, jednak odwołanie do sądu od decyzji ówczesnego Wojewody Mazowieckiego Konstantego Radziwiłła złożył Prezydent m. st. Warszawy Rafał Trzaskowski. Skutecznie – zarówno Sąd Okręgowy, jak i Sąd Apelacyjny stanęły po stronie Rafała Trzaskowskiego i 29 października 2021 r., na 14 dni przed Marszem Niepodległości 2021 decyzja Wojewody Mazowieckiego została uchylona. Marsz Niepodległości, mimo to i tak się odbył. Za jego organizację odpowiadało Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości”, które, tak jak zawsze, czuwało nad jego przebiegiem, zabezpieczało go, poniosło jego koszty etc. Równolegle do Marszu Niepodległości – w tym samym miejscu i czasie – obchody zorganizował Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, którego przedstawiciele złożyli kwiaty przed „Miejscem Uświęconym Męczeńską Krwią Polaków Walczących o Wolność” przy Al. Jerozolimskich 37 oraz przed popiersiem Ignacego Jana Paderewskiego w Parku Skaryszewskim. Właśnie na te okoliczności powoływał się w grudniu 2023 r. Wojewoda Mazowiecki Mariusz Frankowski, odmawiając Marszowi Niepodległości statusu cykliczności oraz twierdząc, jakoby organizatorem marszu w 2021 r. było nie Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości”, a UdsKiOR. Cykliczność na lata 2021-2023 przywrócił dopiero Sąd Najwyższy postanowieniem z 2022 r., w którym wskazał, że Rafał Trzaskowski jako Prezydent m. st. Warszawy w ogóle nie miał nawet legitymacji, by złożyć odwołanie w tej sprawie. To, co zdawał się dostrzegać Sąd Okręgowy w sporze o cykliczność na przełomie 2023 i 2024 r., nie dostrzegał jednak ani wojewoda, ani Sąd Apelacyjny.
Podjęliśmy więc inne próby uzyskania statusu zgromadzenia cyklicznego. Począwszy od lutego 2024 r., 11 dnia każdego kolejnego miesiąca, aż do 11 października 2024 r. Stowarzyszenie odbywa zgromadzenie publiczne, które – tak jak Marsz Niepodległości – swój początek ma na Rondzie Dmowskiego i kończy się na błoniach Stadionu Narodowego. Celem każdorazowo było wyrażenie dumy narodowej i przywiązania do polskiego dziedzictwa narodowego. Dzięki temu w czerwcu 2024 r. Stowarzyszenie na podstawie art. 26a ust. 1 Prawa o zgromadzeniach zyskało możliwość ubiegania się o cykliczność:
Jeżeli zgromadzenia są organizowane przez tego samego organizatora w tym samym miejscu lub na tej samej trasie co najmniej 4 razy w roku według opracowanego terminarza lub co najmniej raz w roku w dniach świąt państwowych i narodowych, a tego rodzaju wydarzenia odbywały się w ciągu ostatnich 3 lat, chociażby nie w formie zgromadzeń i miały na celu w szczególności uczczenie doniosłych i istotnych dla historii Rzeczypospolitej Polskiej wydarzeń, organizator może zwrócić się z wnioskiem do wojewody o wyrażenie zgody na cykliczne organizowanie tych zgromadzeń.
(art. 26a ust. 1 Prawa o zgromadzeniach)
Wojewoda jednak ponownie odmówił. Swoją decyzję argumentował tym razem tym, że rzekomo „wnioskodawca nie dochował wymogów dotyczących terminarza i 3-letniej historii zgromadzenia, a wskazany przez wnioskodawcę cel zgromadzenia nie dotyczy uczczenia doniosłych i istotnych dla historii Rzeczypospolitej Polskiej wydarzeń”. Ponownie złożyliśmy więc odwołanie do Sądu Okręgowego, który przychylił się do części naszych zarzutów i tym samym nie podzielił oceny Wojewody Mazowieckiego co do braku wykazania 3-letniej historii zgromadzeń (nie było to w ogóle w niniejszym przypadku koniecznym wymogiem), jak również co do niedochowania przez Stowarzyszenie wymogów dotyczących terminarza. Zgodził się jednak co do tego, że wskazany cel zgromadzenia nie dotyczy uczczenia doniosłych i istotnych dla historii Rzeczypospolitej Polskiej wydarzeń. Z tego powodu Sąd Okręgowy oddalił nasze odwołanie, a następnie Sąd Apelacyjny to rozstrzygnięcie potwierdził. Tym samym decyzja Wojewody Mazowieckiego pozostała w mocy. Taka wykładnia art. 26a ust. 1 Prawa o zgromadzeniach, sprowadzająca się do tego, że zarówno zgromadzenia cykliczne odbywające się co najmniej cztery razy w roku, jak i zgromadzenia cykliczne odbywające się raz na rok przez okres 3 ostatnich lat, muszą mieć na celu uczczenie istotnych wydarzeń narodowych, prowadzi de facto do uniemożliwienia organizowania przez obywateli zgromadzeń cyklicznych, powtarzalnych co najmniej 4 razy w roku. Niemożliwym bowiem jest wskazanie doniosłego i istotnego dla historii Rzeczypospolitej Polskiej wydarzenia, którego świętowanie byłoby możliwe częściej niż raz do roku. Przepis art. 26 ust. 1 Prawa o zgromadzeniach w części staje się zatem przepisem martwym.
„Kto pierwszy – ten lepszy”
W obliczu utraty statusu zgromadzenia cyklicznego stanęliśmy przed wyzwaniem zorganizowania Marszu Niepodległości w trybie zwykłym:
Organizator zgromadzenia zawiadamia organ gminy o zamiarze zorganizowania zgromadzenia w taki sposób, aby wiadomość dotarła do organu nie wcześniej niż na 30 dni i nie później niż na 6 dni przed planowaną datą zgromadzenia.
(art. 7 ust. 1 Prawa o zgromadzeniach)
Jeżeli wniesiono zawiadomienia o zamiarze zorganizowania dwóch lub większej liczby zgromadzeń, które mają zostać zorganizowane chociażby częściowo w tym samym miejscu i czasie, w szczególności w odległości mniejszej niż 100 m pomiędzy zgromadzeniami, i nie jest możliwe ich odbycie w taki sposób, aby ich przebieg nie zagrażał życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, o pierwszeństwie wyboru miejsca i czasu zgromadzenia decyduje kolejność wniesienia zawiadomień.
(art. 12 ust. 1 zd. 1 Prawa o zgromadzeniach)
Zawiadomienie o zgromadzeniu w dniu 11 listopada możliwe jest zatem najwcześniej o północy z 11 na 12 października i najpóźniej o północy z 4 na 5 listopada. O tym jednak czy zawiadamiający uzyska praktyczną możliwość organizacji zgromadzenia publicznego w wybranym miejscu i czasie przesądza to, czy uda mu się być pierwszym, który złożył zawiadomienie. Decydują de facto milisekundy. Dla nas – organizatorów Marszu Niepodległości – to ryzyko zbyt duże, by nie podjąć innej próby.
Czerpiąc doświadczenie z przeszłości, znając wielokrotne próby złośliwego uprzedzenia nas przez ugrupowania lewicowe i starania o zajęcie Ronda Dmowskiego oraz trasy w kierunku błoni Stadionu Narodowego, zdecydowaliśmy się na złożenie zawiadomień o zgromadzeniach wielodniowych, które swój początek miałyby w dniach poprzedzających 11 listopada. To pozwoliło nam złożyć zawiadomienia o zgromadzeniu wcześniej, aniżeli o północy z 11 na 12 października. I tak, 28 września 2024 r. o godz. 01:12 złożyliśmy zawiadomienie o zamiarze zorganizowania zgromadzenia publicznego trwającego od godz. 21:00 w dniu 28 października 2024 r. do godz. 1:00 w dniu 12 listopada 2024 r. W zawiadomieniu wskazaliśmy, że od 28 października do 11 listopada do godz. 14:00 zgromadzenie przyjmie formę zgromadzenia stacjonarnego, które nie zakłóci w żaden sposób ruchu miejskiego i nie spowoduje wyłączenia ulic. W planach mieliśmy bowiem skromny „Namiot Niepodległości”, w którym każdy zainteresowany mógłby nas odwiedzić, posłuchać prelekcji, odebrać plakat promujący tegoroczny marsz i po prostu porozmawiać. Dopiero 11 listopada o godz. 14:00 zgromadzenie przyjęłoby formułę przemarszu w kierunku błoni Stadionu Narodowego. W zawiadomieniu jako przewidywaną liczbę uczestników – w oparciu o wcześniejsze Marsze Niepodległości – wskazaliśmy 100 tysięcy. Oczywistym było dla nas, że to liczba w momencie kulminacyjnym zgromadzenia – 11 listopada, a nie liczba, która miałaby się utrzymywać od samego początku zgromadzenia.
Organ, czyli Prezydent m. st. Warszawy Rafał Trzaskowski – pozostawał jednak wobec złożonego zawiadomienia bezczynny. Informacja o zgromadzeniu nie została udostępniona w Biuletynie Informacji Publicznej. Nie wydano także decyzji o zakazie zgromadzenia. Dlatego w kolejnych dniach złożyliśmy kolejne zawiadomienia:
Na marginesie – nasze obawy o próbę zajęcia Ronda Romana Dmowskiego i trasy w kierunku błoni Stadionu Narodowego przez inne osoby lub środowiska i w ten sposób uniemożliwienia przejścia Marszu Niepodległości, nie były bezpodstawne. Istotnie – nieznana nam osoba próbowała dokonać rejestracji zgromadzenia publicznego właśnie w tym miejscu i na tej trasie, które miałoby trwać od 8 do 11 listopada. To wskazuje, że nasze działanie było ze wszech miar racjonalne.
Rafał Trzaskowski zakazuje Marszu Niepodległości
14 października 2024 r. Prezydent m. st. Warszawy Rafał Trzaskowski wydał decyzję obejmującą wszystkie sześć zawiadomień o zgromadzeniach – decyzję o zakazie ich organizacji. W decyzji powołał się na dwie podstawy.
Zdaniem Rafała Trzaskowskiego nasze zawiadomienia były przedwczesne, gdyż 30-dniowy termin, o którym mowa w cytowanym wyżej art. 7 ust. 1 Prawa o zgromadzeniach, miałby dotyczyć nie tylko dnia rozpoczęcia zgromadzenia, ale i jego zakończenia. Ten argument był mocno eksploatowany w przekazie medialnym warszawskiego ratusza. Miał za zadanie wyśmiać nasze działanie, wskazując na to, że rzekomo zgłoszenia nie zostały wysłane w terminie. Taka interpretacja prowadziłaby jednak do uznania, że w polskim porządku prawnym zgromadzenie publiczne maksymalnie może trwać jedynie 24 dni. Prawo o zgromadzeniach takiego ograniczenia jednak nie przewiduje, a sam warszawski urząd w przeszłości publikował w BIP informacje o zgromadzeniach trwających wiele dni, w tym niejednokrotnie blisko 30 dni. Jedno z nich – rekordowe – miało trwać nawet 365 dni. W toku postępowania przed Sądem Okręgowym przedstawiliśmy rejestr takich zgromadzeń, obejmujący 581 pozycji z lat 2018-2024. W tym zakresie Sąd Okręgowy przyznał nam rację – Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości” zawiadomienia o zgromadzeniach złożyło w ustawowym terminie.
Drugim powodem decyzji Rafała Trzaskowskiego było rzekome zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzi albo mienia w znacznych rozmiarach. Co do tego argumentu, warszawski ratusz oparł się o opinię Komendanta Stołecznego Policji (opinia z 8 października 2024 r.), Komendanta Miejskiego Państwowej Straży Pożarnej m. st. Warszawy (opinia z 4 października 2024 r.), dyrektora Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego MEDITRANS (opinia z 9 października 2024 r.) oraz dyrektora Zarządu Transportu Miejskiego (opinia z 8 października 2024 r.). Na marginesie warto odnotować, że dyrektor ZTM podlega Prezydentowi m. st. Warszawy, który nawiązuje i rozwiązuje stosunek pracy z dyrektorem ZTM, a także udziela niezbędnych mu pełnomocnictw i upoważnień. Stanowiska te dotyczyły jedynie zgromadzenia mającego trwać od 28 października do 12 listopada, ale stały się wdzięcznym pretekstem do wydania decyzji o zakazie organizacji wszystkich zgromadzeń. Z uzasadnienia decyzji wynika jednak, że:
I właśnie tej drugiej przesłanki do wydania zakazu Marszu Niepodległości nie obalił ani Sąd Okręgowy, ani też Sąd Apelacyjny w II instancji. Nie sposób się jednak zgodzić, że jakikolwiek z cytowanych wyżej fragmentów oznacza, że zachodzi rzeczywiste zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzi albo mienia w znacznych rozmiarach. Z pewnością za takowe nie można uznać rzekomego sparaliżowania przemieszczania się pieszych czy rzekomego niezadowolenia pasażerów. Zwłaszcza że jak przyznał Komendant Stołeczny Policji w piśmie skierowanym do ratusza: „nie ma potwierdzonych informacji, że podczas tego rodzaju zgromadzenia może dojść do zbiorowego naruszenia porządku prawnego”. Ponadto, choć organizator zgromadzenia może wskazać w zawiadomieniu informację o planowanych środkach bezpieczeństwa, to obowiązkiem władzy publicznej jest zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom manifestacji i wieców. Twierdzenia wyrażone w tych stanowiskach nie mają najmniejszego uzasadnienia również z tej przyczyny, że – jak wyżej już zostało to wspomniane – w zawiadomieniach wskazywaliśmy, że w dniach poprzedzających 11 listopada, zgromadzenie przyjmie formę stacjonarną i nie będzie w żaden sposób wpływać na funkcjonowanie miasta. Wreszcie też – nawet gdyby ewentualnie przyznać rację wszystkim ww. podmiotom i samemu Prezydentowi m. st. Warszawy, że zachodzi jakiekolwiek potencjalne niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia albo mienia w znacznych rozmiarach w przypadku 16-dniowego zgromadzenia publicznego, to jednak chyba zgodzić się należy, że takie argumenty nie mają racji bytu w przypadku 2-dniowego (a de facto 28-godzinnego) zgromadzenia, które miałoby trwać od godz. 21:00 w dniu 10 listopada do godz. 01:00 w dniu 12 listopada. Zważyć przy tym należy na fakt, że byłyby to dni wolne od pracy, bowiem 10 listopada to niedziela, 11 listopada to dzień ustawowo wolny od pracy, zaś 12 listopada zgromadzenie miałoby trwać tylko przez 1 godzinę w nocy, a z dużym prawdopodobieństwem zgromadzenie mogłoby zakończyć się wcześniej. Zupełnie nieroztropne – i sprzeczne z tym, co deklarowaliśmy w toku postępowania sądowego – są też rozważania organu, jak i sądów obydwu instancji, jakoby przez wszystkie te dni, w zgromadzeniu miałoby uczestniczyć 100 tys. osób. Nie ma takiego podmiotu, który byłby w stanie zmobilizować tak liczny tłum do obecności w jednym miejscu przez tak długi czas.
Pewnego rodzaju zdziwienie mogą budzić też podwójne standardy. Warszawski ratusz chwyta się argumentu o poważnych zakłóceniach codziennego życia miasta względem Marszu Niepodległości, ale jednocześnie Warszawa jest miastem, w którym non-stop przeprowadzane są mniej lub bardziej poważne remonty (część z nich to remonty długotrwałe), znacząco wpływające na komfort przemieszczania się mieszkańców. Argument dotyczący zagrożenia życia lub zdrowia także wydaje się być dobranym instrumentalnie, tylko po to, aby jakkolwiek uzasadnić wydaną decyzję, a który to nie jest stosowany względem innych wydarzeń. Dla przykładu – Warszawa jest miastem, w którym odbywa się wiele wydarzeń o charakterze sportowym, w tym cieszące się dużą popularnością maratony. Oprócz paraliżu miasta, wynikającego z konieczności wyłączenia części ulic na potrzeby ich organizacji, niestety w przeszłości dochodziło podczas nich do tragicznych zdarzeń. W 2013 roku mężczyzna zasłabł na mecie, a karetka miała problem z dojazdem do tej strefy, jechała pod prąd, pomiędzy ludźmi, mężczyzna nie przeżył. Podobna sytuacja miała miejsce w 2015 i 2017 roku. Z kolei w 2019 roku doszło do tragicznej śmierci 87-letniej kobiety, która niespodziewanie weszła na trasę biegu i została stratowana. Przez 14 lat Marszu Niepodległości takie wydarzenie nie miało miejsca. Mimo to, maratony odbywają się w najlepsze, a Marsz Niepodległości z pobudek politycznych jest na cenzurowanym.
O tym, że Prezydent m. st. Warszawy w ogóle zwrócił się o zajęcie stanowisk do wspomnianych podmiotów, dowiedzieliśmy się dopiero z uzasadnienia decyzji. Pełnej treści tych opinii nie znamy do dnia dzisiejszego. Mało tego – ten fakt został przed nami zatajony, bowiem 10 października 2024 r., a więc w dniu, w którym warszawski ratusz dysponował już opiniami tych podmiotów, skontaktowaliśmy się ze Stołecznym Centrum Bezpieczeństwa m. st. Warszawy, by dowiedzieć się, na jakim etapie są złożone przez nas zawiadomienia o planowanym zgromadzeniu i nie uzyskaliśmy w tym zakresie żadnej informacji. De facto urzędnik tę informację przed nami po prostu zataił. Przedstawiciele urzędu nie poinformowali nas o zamknięciu postępowania wyjaśniającego ani o możliwości zapoznania się ze zgromadzonym materiałem dowodowym czy zajęcia stanowiska końcowego w sprawie. Powiedzieć, że takie postępowanie organu administracji publicznej jest niewłaściwe, to powiedzieć mało. To po prostu zła praktyka – naruszenie podstawowych przepisów Kodeksu postępowania administracyjnego, w tym przede wszystkim zasady prawdy obiektywnej (art. 7 KPA) zasady zaufania do władzy publicznej (art. 8 § 1 KPA) oraz zasady czynnego udziału strony w postępowaniu (art. 10 § 1 KPA).
W uzasadnieniu decyzji Rafał Trzaskowski wskazuje, że „sposób składania zawiadomień przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości nie pozwala uznać, które z nich jest w rzeczywistości prawdziwe i będzie przeprowadzone, bowiem w żadnym z kolejnych zgłoszeń organizator nie wycofał się ze wcześniej złożonych zawiadomień”. Takie wątpliwości, o ile rzeczywiście są szczere, tym bardziej wskazują na potrzebę zwrócenia się przez organ do uczestnika postępowania o dodatkowe wyjaśnienia, czego Prezydent m. st. Warszawy jednak nie uczynił. Ponadto w sytuacji, w której wniesiono zawiadomienia o zamiarze zorganizowania dwóch lub większej liczby zgromadzeń, organ gminy może przeprowadzić rozprawę administracyjną, jeżeli usprawni to uzgodnienie zmiany miejsca lub czasu zgromadzeń (art. 13 ust. 1 w zw. z art. 12 ust. 1 Prawa o zgromadzeniach). Ze sposobności przeprowadzenia rozprawy administracyjnej Rafał Trzaskowski nie skorzystał.
W niniejszej sprawie wątpliwości budzi też praktyka organu polegająca na swobodnym połączeniu zawiadomień w jedną sprawę i wydanie jednej decyzji o zakazie organizacji wszystkich zgromadzeń. Prawidłowym postępowaniem organu winno być właściwe zastosowanie art. 12 ust. 1 Prawa o zgromadzeniach i opublikowanie informacji o zgromadzeniu, zawiadomienie o którym wpłynęło do urzędu najwcześniej, oraz wydanie zakazu zorganizowania tych zgromadzeń, w przypadku których zawiadomienie wpłynęło po pierwszym prawidłowym zawiadomieniu.
Czy działanie Prezydenta m. st. Warszawy w tym zakresie było celowe? Pozostawiam to pytanie retorycznym.
Czy to już koniec? Czy Marsz Niepodległości nie przejdzie ulicami Warszawy w 2024 roku?
Oczywiście jako organizatorzy Marszu Niepodległości bylibyśmy nierozsądni i nieroztropni, gdybyśmy nie przewidzieli możliwości takiego obrotu sprawy. Dlatego w nocy z 11 na 12 października złożyliśmy szereg zawiadomień o zamiarze organizacji zgromadzenia publicznego w dniu samego 11 listopada 2024 r. Część zawiadomień dotyczy dotychczasowej, bardzo dobrze znanej nam i uczestnikom trasy. W obawie jednak, że ktoś mógłby złożyć zawiadomienie o podobnym zgromadzeniu milisekundę wcześniej, złożyliśmy szereg innych zawiadomień o alternatywnych trasach. Łącznie to dziewięć zawiadomień. Prezydent m. st. Warszawy cały czas ich nie rozpatrzył – żadne z nich nie zostało opublikowane w Biuletynie Informacji Publicznej, względem żadnego z nich nie została też wydana decyzja o zakazie. Czekamy obecnie na rozsądne działanie warszawskiego ratusza, a względem wszelkich niekorzystnych dla nas decyzji, wspólnie z prawnikami Instytutu Ordo Iuris będziemy podejmować wszystkie dostępne narzędzia prawne, aby je wycofać z obrotu prawnego.
Niezależnie od wszystkiego, 15. Marsz Niepodległości przejdzie ulicami Warszawy tak, jak przechodził przez ostatnie 14 lat. Nie jest to z naszej strony – jako wieloletnich organizatorów tego wydarzenia – żaden szantaż względem Prezydenta m. st. Warszawy czy sądów. Nie stanowi to również braku poszanowania dla prawa. Marsz Niepodległości jako wydarzenie już na stałe wpisał się w społeczno-polityczną mozaikę oraz świadomość obywatelską. Przeciętny obserwator życia publicznego potrafi antycypować, że niezależnie od decyzji administracyjnych i niezależnie od orzeczeń sądowych, 11 listopada do Warszawy przyjadą dziesiątki tysięcy ludzi – po części z przyzwyczajenia, po części z niewiedzy co do aktualnego stanu prawnego, po części z własnej przekory i „na złość władzy i sądom”. Niezależnie od ich motywacji pojawią się o godz. 14:00 na Rondzie Romana Dmowskiego i będą chcieli uczcić Święto Niepodległości. Bo Marsz Niepodległości to prawdziwie obywatelska inicjatywa, autentyczna, niezależna i oddolna.
Dążenia Stowarzyszenia „Marsz Niepodległości” do – w pierwszej kolejności – ponownego uzyskania statusu zgromadzenia cyklicznego, a obecnie do skutecznego zawiadomienia o zgromadzeniu na dotychczasowej trasie z Ronda Romana Dmowskiego w kierunku błoni Stadionu Narodowego, wynika z poczucia odpowiedzialności za ten dzień i za to, co może wydarzyć się tego dnia w Warszawie. Nikomu bardziej niż nam – organizatorom Marszu Niepodległości, nie zależy na tym, aby Święto Niepodległości było dniem uczczonym godnie i aby przebieg tego wydarzenia był spokojny i bezpieczny. Warto, aby ktoś mógł wziąć odpowiedzialność za zgromadzonych tego dnia w centrum Warszawy ludzi. Warto, by ktoś mógł zarządzać tą sytuacją. Pewność i przewidywalność sytuacji jest również w interesie wszelkich służb, które będą przygotowywać się do zabezpieczenia porządku publicznego tego dnia. Organizacja Marszu Niepodległości przez Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości” jest w interesie nie tylko Stowarzyszenia „Marsz Niepodległości”, nie tylko uczestników Marszu Niepodległości, ale powinno to być także w interesie m. st. Warszawy i państwa polskiego.
adw. Bartosz Malewski
Prezes Stowarzyszenia „Marsz Niepodległości”
prawnik Centrum Interwencji Procesowej w Instytucie na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris
PODPISZ PROTEST W OBRONIE MARSZU NIEPODLEGŁOŚCI
• W środę 16 października Senat Republiki Włoskiej przyjął ostatecznie projekt ustawy, na mocy którego zaostrzono przepisy dotyczące praktyk „macierzyństwa zastępczego”.
• Nowelizacja, sprowadza się do rozszerzenia obowiązującego w prawie włoskim od 2004 roku zakazu surogacji na obywateli Woch, którzy podejmują się tego procederu za granicą, niezależnie od tego, czy na terytorium danego państwa trzeciego jest on legalny czy też nie.
• Za naruszenie przepisów sprawcom będą grozić surowe sankcje, w postaci kary pozbawienia wolności do lat 2 oraz kary grzywny w wysokości do 1.000.000 euro.
• Prawo przyjęte ostatecznie przez włoski Senat likwiduje lukę funkcjonującą w przepisach zakazujących surogacji, tym samym zwiększając zakres i poziom ochrony kobiet oraz dzieci przed tego typu praktykami.
Macierzyństwo zastępcze, zwane również surogacją, to „umowa”, w ramach której kobieta zobowiązuje się, z reguły za wynagrodzeniem, do zajścia w ciążę w drodze zapłodnienia in vitro, urodzenia dziecka oraz przeniesienia praw rodzicielskich na rzecz „klienta” (innej osoby lub pary). Wskazany proceder budzi liczne zastrzeżenia natury etycznej, moralnej i prawnej, jako że uprzedmiatawia i narusza godność kobiety oraz jej dziecka. Ponadto, omawiane zjawisko naraża dziecko, rodziców oraz pozostałe osoby w nim uczestniczące (np. anonimowych dawców, czyli rodziców genetycznych) na szereg długofalowych negatywnych konsekwencji fizycznych i psychicznych.
Zakaz surogacji jest często fikcyjny
W większości państw Unii Europejskiej surogacja jest co do zasady zabroniona. W niektórych państwach prawo dopuszcza jednak różne jej formy lub w ogóle nie odnosi się do tego zagadnienia. Proceder surogacji był wielokrotnie potępiany przez różne międzynarodowe gremia, w tym m.in. dwukrotnie przez Parlament Europejski, który w swych rezolucjach określił surogację jako „formę wykorzystywania ciała kobiety i jej narządów rozrodczych” (w 2011) oraz wskazał, iż macierzyństwo zastępcze jest praktyką, „która podważa godność ludzką kobiety” (w 2015).
Działania wymierzone w ukrócenie procederu surogacji oraz ochronę kobiet i dzieci podejmowane są również na poziomie poszczególnych państw, w których dostrzega się różne luki w przepisach umożliwiających praktykowanie „macierzyństwa zastępczego” tylnymi drzwiami. W ostatnich dniach do grona krajów, które zdecydowały się zlikwidować lukę w przepisach oraz rozszerzyć zakaz surogacji, dołączyły Włochy.
We Włoszech zakaz „macierzyństwa zastępczego” obowiązuje na podstawie art. 12 ust. 6 ustawy 40/2004 o medycznie wspomaganej prokreacji z 2004 roku, zgodnie z którym osobom dopuszczającym się tego procederu grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 2 oraz kara grzywny wysokości od 600.000 do 1.000.000 euro. Przedmiotowa regulacja odnosiła się jednak tylko do czynów popełnianych na terytorium Włoch, w efekcie pozostawiając poza swoim zakresem normowania sytuacje, w których obywatele tego kraju decydowali się na „adopcję surogacyjną” za granicą. Podobna sytuacja ma miejsce w innych krajach europejskich, w których surogacja jest teoretycznie zabroniona – np. w Niemczech, Francji, czy Hiszpanii, gdzie odbywają się nawet targi, na których otwarcie reklamują się firmy, oferujące płatne usługi w zakresie surogacji – przy pełnej bierności władz.
Dostrzegając lukę w przepisach prawnych konserwatywny rząd Włoch zaproponował zatem projekt nowelizacji ustawy z 2004 roku, na mocy którego kary określone w art. 12 ust. 6 odnosiłyby się również do obywateli Włoch, którzy dopuszczają się przestępstwa surogacji za granicą, niezależnie od tego, czy na terytorium państwa trzeciego wskazany proceder jest legalny czy też nie. Poprawka autorstwa Caroliny Varchi, posłanki do Izby Deputowanych z ramienia prawicowej partii Bracia Włosi – Sojusz Narodowy (Fratelli d’Italia – Alleanza Nazionale, FdI-AN), została zatwierdzona przez izbę niższą włoskiego Parlamentu 26 lipca 2023 roku, przy 166 głosach za, 106 przeciw oraz 4 głosach wstrzymujących.
Wyraźna większość włoskich parlamentarzystów za projektem
W lipcu bieżącego roku poprawka została przyjętą przez senacką Komisję Sprawiedliwości. Finalnie, po tym jak propozycja utknęła na jakiś czas w Parlamencie, w środę 16 października projekt został zatwierdzony przez Senat – za głosowało 84 przedstawicieli zasiadających w izbie wyższej, przy sprzeciwie 58 senatorów (żaden z obecnych parlamentarzystów nie wstrzymał się od głosu). W obu przypadkach za nowelizacją głosowała zdecydowana większość posłów i senatorów prawicy i centroprawicy, przy sprzeciwie deputowanych lewicy, a głosowaniu towarzyszyła burzliwa debata. Od momentu wejścia w życie poprawki za „adopcję surogacyjną” obywatelom Włoch, którzy dopuszczą się tego procederu za granicą, będą groziły dokładnie takie sam sankcje, a więc kara pozbawienia wolności do lat 2 oraz kara grzywny w wysokości do 1 000 000 Euro.
Decyzję Senatu z zadowoleniem przyjęła Premier Włoch Giorgia Meloni, która określiła nowelizację mianem „zdroworozsądkowej regulacji przeciwko komercjalizacji kobiecego ciała i dzieci. „Wraz z ostatecznym zatwierdzeniem ustawy uznającej macierzyństwo zastępcze za przestępstwo powszechne, położono kres barbarzyństwu, które wykorzystywało najbardziej bezbronne kobiety i komercjalizowało dzieci” – stwierdziła autorka poprawki Carolina Varchi, jednocześnie zaznaczając, iż „kluczowym aspektem ustawy jest rozszerzenie ścigania przestępstwa macierzyństwa zastępczego również na zachowania popełnione za granicą przez obywateli włoskich, tworząc w ten sposób rzeczywisty środek odstraszający”.
Coraz więcej państw dostrzega problem
W ostatnich latach na arenie międzynarodowej, jak i w poszczególnych państwach, można dostrzec wzrost i rozwój różnych aktywności, mających na celu daleko idące ograniczenie surogacji. Jest to bowiem zjawisko uderzające w przyrodzoną godność kobiety i jej dziecka, które są sprowadzane, w ramach procederu „macierzyństwa zastępczego”, do roli przedmiotów. Dlatego też w społeczeństwie pojawia się coraz większa świadomość zagrożeń, jakie niesie za sobą surogacja, co przekłada się na różne inicjatywy nakierunkowane na ochronę kobiet i ich dzieci przed faktycznym handlem ludźmi.
Decyzja włoskiego Senatu jest natomiast przykładem dobrych i pożądanych działań państwa, które dostrzegając skomplikowany i złożony charakter tego zjawiska, także w jego aspektach prawnych, nie ustaje w walce o dobro kobiet i dzieci. Nowelizacja ustawy o medycznym wspomaganiu prokreacji likwiduje lukę prawną, dzięki której od dłuższego czasu tylnymi drzwiami obchodzono obowiązujący 20 lat zakaz surogacji. Dlatego też decyzję polityków z Włoch o wprowadzeniu „powszechnego zakazu surogacji”, jak określa to lokalna prasa, należy ocenić zdecydowanie pozytywnie” – zwraca uwagę Patryk Ignaszczak z Centrum Prawa Międzynarodowego.
· Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że Rumunia musi uznać zmianę płci metrykalnej obywatelki tego kraju.
· Sprawa dotyczy kobiety, która przeprowadziła się z Rumunii do Wielkiej Brytanii, gdzie uzyskała zgodę na zmianę płci w dokumentach z żeńskiej na męską i starała się o uznanie tej procedury w Rumunii.
· Tamtejszy sąd zwrócił się z pytaniem do Trybunału Sprawiedliwości UE, czy państwo ma obowiązek automatycznego uznania tej decyzji brytyjskich władz.
· Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że jeżeli obywatel UE w jednym państwie członkowskim „zmienił płeć”, to Rumunia powinna zatwierdzić tę decyzję automatycznie, bez przeprowadzania dodatkowej weryfikacji, od razu dokonując stosownych zmian w aktach stanu cywilnego.
· Instytut Ordo Iuris wskazuje, że wyrok może stanowić początek budowy ogólnounijnego, pozatraktatowego systemu automatycznego uznawania decyzji o zmianie płci metrykalnej.
Wyrok TSUE wbrew unijnym traktatom
W 2008 r. kobieta w wieku 16 lat przeprowadziła się z Rumunii do Wielkiej Brytanii, uzyskując w 2016 r. dodatkowe obywatelstwo brytyjskie. W latach 2017-2020, zgodnie z obowiązującą tam procedurą, zmieniła imię oraz płeć metrykalną z żeńskiej na męską, uzyskując Certyfikat Uznania Płci (Gender Recognition Certificate). W 2021 r. podjęła próbę uznania analogicznych zmian w swoich dokumentach i aktach stanu cywilnego w Rumunii. Miejscowy urząd stanu cywilnego odmówił, wskazując, że, zgodnie z rumuńskim prawem, zmiana płci metrykalnej wymaga prawomocnego wyroku sądu – w tym przypadku, orzeczenia potwierdzającego przejście zabiegów korekty wybranych cech płciowych upodabniających daną osobę do przedstawiciela innej płci (podobnie jak w Polsce, gdzie zmiana taka wymaga ustalenia przez sąd dokonanego na podstawie art. 189 Kodeksu postępowania cywilnego). Kobieta nie chciała jednak wszczynać nowej procedury, gdyż już przeszła podobną w Wielkiej Brytanii, więc zamiast tego zaskarżyła do sądu samą decyzję urzędu, żądając nakazania mu zmiany imienia, płci i numeru identyfikacyjnego w jej akcie urodzenia. Sąd wystąpił z dwoma pytaniami prejudycjalnymi do Trybunału Sprawiedliwości UE, które dotyczyły tego, czy nieuznanie przez Rumunię zmiany płci metrykalnej w Wielkiej Brytanii narusza prawo UE oraz czy można w ogóle mówić o naruszeniu prawa unijnego w tej konkretnej sytuacji, skoro Wielka Brytania od 2020 r. nie jest już członkiem Unii Europejskiej.
Wielka Izba TSUE odpowiedziała na oba pytania twierdząco. W ocenie Trybunału, jeżeli obywatel UE w jednym z państw członkowskich zmieni swoje imię i płeć metrykalną, to ma prawo do automatycznego uznania tej modyfikacji w każdym innym państwie członkowskim. Takie prawo ma wynikać z prawa do obywatelstwa (art. 20 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej – TfUE oraz art. 45 Karty Praw Podstawowych – KPP), swobody przemieszczania się i pobytu (art. 21 ust. 1 TfUE) i prawa do poszanowania życia prywatnego (art. 7 KPP).
Trybunał Sprawiedliwości przyznał, że „kwestie stanu cywilnego i wiążące się z nim normy dotyczące zmiany imienia i tożsamości płciowej danej osoby są materią należącą do kompetencji państw członkowskich i prawo Unii tej kompetencji nie narusza” (pkt 53). Z drugiej strony Trybunał zwrócił uwagę, że odmowa uznania zmiany imienia i płci metrykalnej przez państwo członkowskie może utrudniać obywatelowi UE korzystanie ze swobody przemieszczania się: „rozbieżność pomiędzy dwoma nazwiskami stosowanymi w odniesieniu do tej samej osoby może bowiem prowadzić do nieporozumień i niedogodności, ponieważ wiele czynności życia codziennego, zarówno w dziedzinie publicznej, jak i w dziedzinie prywatnej, wymaga przedstawienia dowodu własnej tożsamości” (pkt 54). Odmowę uznania zmiany danych w aktach stanu cywilnego należy więc, w ocenie TSUE, traktować jako ograniczenie swobody przemieszczania się, które „może być uzasadnione jedynie wtedy, gdy jest oparte na obiektywnych względach i jest proporcjonalne do uzasadnionego celu realizowanego przez prawo krajowe” (pkt 59). Trybunał jednak nie dostrzegł takiego celu w tym przypadku, a nawet gdyby on istniał, to i tak konieczność przeprowadzenia sądowej procedury w celu dokonania zmiany danych w aktach stanu cywilnego musiałaby zostać uznana za nieproporcjonalną. W ocenie TSUE, konieczność ponownej weryfikacji podstaw do zmiany płci metrykalnej w innym państwie członkowskim „naraża tego obywatela na ryzyko, iż zakończy się ona wynikiem innym niż przyjęty przez organy państwa członkowskiego, które zgodnie z prawem zezwoliły na tę zmianę imienia i tożsamości płciowej” (pkt 68).
Państwa suwerenne w kształtowaniu prawa dotyczącego określania płci
Wyrok Wielkiej Izby TSUE ma charakter precedensowy, ponieważ to pierwsze orzeczenie wprowadzające do prawa UE koncepcję, którą można określić mianem „prawa do automatycznego uznania zmiany płci metrykalnej dokonanej w innym państwie członkowskim”. Orzeczenie budzi poważne wątpliwości z punktu widzenia zasady kompetencji powierzonych, w świetle której Unii Europejskiej nie przysługują uprawnienia do definiowania płci i prowadzenia aktów stanu cywilnego (zob. art. 3-6 TfUE w zw. z art. 5 ust. 2 Traktatu o UE). Warto zauważyć, że o ile istnieją przepisy prawa pochodnego UE wyraźnie nakazujące państwom członkowskim wzajemne uznawanie wyroków sądów w sprawach cywilnych i karnych, o tyle nie ma analogicznych przepisów nakazujących uznawanie decyzji w sprawie zmiany płci metrykalnej w dokumentach i aktach stanu cywilnego. Co więcej, aktualne przepisy traktatowe (art. 81 ust. 3 TfUE) wyraźnie gwarantują państwom członkowskim „prawo weta” wobec wszelkich prób odgórnego narzucenia im, w formie jakichkolwiek ewentualnych unijnych aktów normatywnych, „aspektów prawa rodzinnego mających skutki transgraniczne”. Usunięcie wymogu jednomyślności jest obecnie dopiero postulatem, sformułowanym przez Komisję Europejską i wspartym przez Parlament Europejski rezolucją z 22 listopada 2023 r., w ramach szerszych tendencji centralistycznych, przed którymi Instytut Ordo Iuris ostrzega w tegorocznej publikacji pt. „Po co nam suwerenność?” (poprawki nr 103 i 104).
Trybunał jednak, nie czekając na ewentualną zmianę art. 81 ust. 3 TfUE, zręcznie „wypełnił” tę lukę kreatywną wykładnią ogólnych przepisów o prawach obywateli UE. Przepisy, na które powołał się Trybunał nic nie mówią o prawach osób zmagających się z zaburzeniami „tożsamości płciowej” czy o samej płci, a jedynie przyznają obywatelom państw członkowskim odrębne obywatelstwo UE, gwarantując im swobodę przemieszczania się pomiędzy tymi państwami oraz prawo do poszanowania życia prywatnego. Powiązanie tych gwarancji z kwestią zmiany płci metrykalnej jest niezwykle dyskusyjne. Czym innym jest bowiem swoboda przemieszczania się między państwami członkowskimi, a czym innym jest komfort życia w tych państwach. Prawo UE gwarantuje każdemu obywatelowi unijnemu możliwość podróżowania między krajami członkowskimi, a także prawo pobytu w nich, ale nie gwarantuje im, że będzie im się w tych państwach powodzić np. że wszystkie sprawy urzędowe będą załatwiane tam na ich korzyść. W tym kontekście „nieporozumienia i niedogodności”, których hipotetycznie może doznać osoba cierpiąca na zaburzenia transseksualne, w związku z koniecznością legitymowania się dowodem z płcią inną niż aktualnie deklarowana, są prawnie nieistotne. Państwa członkowskie mają jednak prawo określić swoje reguły prowadzenia akt stanu cywilnego i wydawania dokumentów oraz uzależniać zgodę na zmianę płci metrykalnej od uprzedniej weryfikacji. Notabene podany przez Trybunał przykład jest czysto hipotetyczny, bo nic nie stało na przeszkodzie, aby skarżąca posługiwała się w Rumunii dowodem czy paszportem wystawionym przez Wielką Brytanię. Prawo UE nie wymaga przecież od osób podróżujących między państwami członkowskimi, by dokonywały one wymiany swoich dowodów tożsamości.
Wyrok TSUE w tej sprawie jest bezpośrednio wiążący tylko dla sądu rumuńskiego, który zadał pytania prejudycjalne – teraz najprawdopodobniej wyda on wyrok nakazujący urzędowi stanu cywilnego zmiany płci metrykalnej kobiety z żeńskiej na męską. Niemniej jednak autorytet Trybunału powoduje, iż w praktyce dokonana przez niego wykładnia traktowana jest jako wyznacznik powszechnych standardów. Jeżeli Trybunał nakazał Rumunii prawne uznanie zmiany płci metrykalnej jednej kobiety, to tylko kwestią czasu są podobne pytania prejudycjalne z innych państw i analogiczne wyroki Trybunału. Komentowany wyrok stanowi więc początek budowy ogólnounijnego, pozatraktatowego systemu automatycznego uznawania decyzji o zmianie płci metrykalnej w dokumentach i aktach stanu cywilnego. Co istotne, Parlament Europejski i Rada UE, zdaniem TSUE, nie będą musiały uchwalać żadnych aktów prawnych w tym zakresie, bo z punktu widzenia Trybunału konieczność wprowadzenia takiego systemu wynika po prostu z prawa do swobody przemieszczania się i prawa do prywatności.
Trzeba jednak podkreślić, że wyrok Trybunału Sprawiedliwości dotyczy wyłącznie ściśle określonej dziedziny, jaką jest uznawanie decyzji krajowych władz stanu cywilnego o zmianie płci metrykalnej bez dodatkowej weryfikacji. Wyrok nie oznacza konieczności przyznania osobom cierpiącym na zaburzenia transseksualne jakichś dodatkowych uprawnień np. przyznania wcześniejszych emerytur mężczyznom, którzy identyfikują się jako kobiety.
Adw. Nikodem Bernaciak – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Instytutu Ordo Iuris
Wyrok Wielkiej Izby TSUE z 4 października 2024 r. w sprawie C-4/23, M.-A. A. przeciwko Direcţia de Evidenţă a Persoanelor Cluj, Serviciul stare civilă, Direcţia pentru Evidenţa Persoanelor şi Administrarea Bazelor de Date din Ministerul Afacerilor Interne, Municipiul Cluj-Napoca.
11.10.2024
Za trzy miesiące Polska obejmie prezydencję w Unii Europejskiej. Działając ręka w rękę z niemiecką przewodniczącą Komisji, Donald Tusk przez pół roku będzie miał szczególny wpływ na decyzje Brukseli. Coraz częściej można usłyszeć – w tym między innymi od śledzącego uważnie politykę UE Jacka Saryusz-Wolskiego – że zadaniem Donalda Tuska będzie przeprowadzenie wielkiej, traktatowej reformy.
Utrata suwerenności ceną za poparcie Brukseli dla terroru bezprawia rządu Donalda Tuska?
Do 2026 roku Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata. I nie ma w tym cienia przesady. Zgodnie z rezolucją Parlamentu Europejskiego z listopada 2023 roku, cechy suwerennego Państwa Polskiego mają zostać oddane zreformowanej, nowej Unii Europejskiej. Po ponownym wyborze Ursuli von der Leyen na Przewodniczącą Komisji Europejskiej, proces reformy przyspiesza, a kluczową rolę ma w nim odegrać… polski rząd z Donaldem Tuskiem na czele.
Za trzy miesiące Polska obejmie prezydencję w Unii Europejskiej. Działając ręka w rękę z niemiecką przewodniczącą Komisji, Donald Tusk przez pół roku będzie miał szczególny wpływ na decyzje Brukseli. Coraz częściej można usłyszeć – w tym między innymi od śledzącego uważnie politykę UE Jacka Saryusz-Wolskiego – że zadaniem Donalda Tuska będzie przeprowadzenie wielkiej, traktatowej reformy.
Ordo Iuris w obronie polskiej suwerenności
Instytut Ordo Iuris od roku przewodzi w budowie europejskiego frontu sprzeciwu wobec oficjalnej procedury zmian w traktatach UE. Wydaliśmy raport „Po co nam suwerenność?” przetłumaczony już na angielski i chorwacki, a tłumaczony już także na węgierski i francuski. Przygotowaliśmy serię infografik i materiałów informacyjnych. Dotarliśmy do najważniejszych ośrodków analitycznych Europy i USA, do polityków partii suwerennościowych oraz liderów opinii, a nawet do ludzi ze sztabu Donalda Trumpa.
Osobiście odbyłem też kilkadziesiąt spotkań w Polsce, gromadząc na nich łącznie tysiące słuchaczy. Polacy – zaaferowani narastającym kryzysem, kataklizmem powodzi, podwyżkami cen prądu – bez naszej kampanii informacyjnej mogliby nie dostrzec skali zagrożenia dla Państwa i Narodu.
Wszystkim rozmówcom wyjaśniamy, że autorzy zmian w traktatach UE chcą odebrać nam prawo do decydowania o sprawach ochrony życia i rodziny, programie edukacji, ale także o regulowaniu gospodarki, o podatkach, a nawet o wydatkach zbrojeniowych! Bruksela chce nabyć prawo do dowodzenia polską armią, do zastępowania polskich ambasad unijnymi czy do przejmowania kontroli nad granicami państwowym i polityką migracyjną.
Twórcy reformy i Parlament Europejski powołują się w oficjalnej treści rezolucji na plan politycznego przekształcenia Europy ogłoszony w „Manifeście z Ventotene” przez komunistę Altiero Spinellego. Ten radykalny dokument zakłada likwidację państw, granic i tożsamości narodowych, ograniczenie własności i dziedziczenia, a – nade wszystko – wyraża najgłębszą pogardę dla demokracji, zalecając zaprowadzenie w Europie dyktatury partii europejskiej. Fakt, że „Manifest” umieszczono w treści rezolucji inicjującej reformę UE pokazuje, jak pewni siebie są autorzy zmian.
Rząd Donalda Tuska łamie prawo, a Bruksela milczy
Aby to wszystko było możliwe, Donald Tusk musi przekonać „nowe kraje” UE do przyjęcia 267 poprawek do traktatów UE. W tym celu Komisja Europejska już zaprzestała krytykowania Polski, a jej coroczny raport na temat praworządności chwali reżimowe metody rządzenia tak premiera jak i ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Nowym komisarzem UE ds. budżetu został dawny szef gabinetu Donalda Tuska. Jego pierwszym zadaniem, ogłoszonym przez Ursulę von der Leyen, będzie uzależnienie dostępu państw do europejskich środków od lojalnego wdrażania polityki gender i Zielonego Ładu.
W świetle tych planów, proces pacyfikowania polskiej opozycji oraz niszczenia niezależnych instytucji państwa nabiera zupełnie nowego znaczenia. Rząd odmawia posłuszeństwa orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, zapowiada odbieranie od sędziów swoistych hołdów i oświadczeń o „czynnym żalu”. Upolityczniona prokuratura Adama Bodnara prześladuje przeciwników politycznych, ale także kapłanów i organizatorów patriotycznych demonstracji. Na zlecenie rządu, policjanci wtargnęli do siedziby Krajowej Rady Sądownictwa, Prokuratury Generalnej, telewizji publicznej czy Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Brutalnie spacyfikowano protesty rolnicze.
Unijni urzędnicy wydają się jednak ślepi na to bezprawie. Dlaczego? Nie mam wątpliwości, że milcząca akceptacja eurokratów oraz ich wsparcie dla fali rządowego bezprawia ma swoją cenę. A będzie nią nasza niepodległość…
Budujemy międzynarodową koalicję obrońców suwerenności!
Instytut Ordo Iuris podejmuje zdecydowane działania, by wznieść naprzeciw projektu „Państwa Europa” silną i międzynarodową koalicję oporu.
W połowie września zorganizowaliśmy z The Heritage Foundation w Warszawie międzynarodową konferencję. Nasz partner w tym wydarzeniu to najbardziej wpływowy konserwatywny ośrodek analityczny z USA. W trakcie całodniowych narad i dyskusji, głos zabrali eksperci, akademicy, intelektualiści, politycy oraz przedstawiciele czołowych think tanków z Polski, Bułgarii, Chorwacji, Francji, Hiszpanii, Rumunii, Słowacji, Węgier, Wielkiej Brytanii, Włoch i właśnie USA.
Uczestnicy konferencji zgodzili się, że należy zatrzymać radykalną centralizację Unii Europejskiej, bo jej negatywne skutki odczuje cały świat. Po konferencji odbyło się zamknięte, poufne spotkanie, podczas którego powstał plan działań programu suwerennościowego, który wspólnie z zagranicznymi partnerami będziemy w kolejnych miesiącach realizować. Podobny kierunek mają także prace międzynarodowego zespołu ekspertów, który już po raz trzeci spotka się za dwa tygodnie w Pradze, z naszym udziałem.
ONZ uderza w polską suwerenność
Jednocześnie musimy być aktywni na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, skąd także nadchodzą regularnie ataki na polską suwerenność. Pod koniec września w ramach 79. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku odbył się Szczyt Przyszłości, w ramach którego przyjęto dokument promujący cele Agendy 2030. Przy jej pomocy globaliści próbują forsować narzucanie kolejnym państwom aborcji oraz wulgarnej edukacji seksualnej. Tylko Argentyna wystąpiła przeciwko dokumentowi. Reprezentujący Polskę na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ Prezydent Andrzej Duda powiedział, że… postęp w realizacji Agendy 2030 „jest wciąż niewystarczający”. Widzimy zatem, że zwiększenie naszej obecności w ONZ jest konieczne.
W ubiegłym roku głos obrońców życia, rodziny, wolności i suwerenności wybrzmiał głośno i wyraźnie na V. Transatlantyckim Szczycie Praw Człowieka, zorganizowanym w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku w 75. rocznicę podpisania Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Na zaproszenie organizacji Political Network for Values, mogłem osobiście reprezentować Polskę na tym wydarzeniu. W tym roku konferencja zostanie zorganizowana w Madrycie, a Instytut Ordo Iuris będzie wśród kilku najważniejszych, międzynarodowych organizatorów obrad.
Udział w takich wydarzeniach jest kluczowym elementem obrony polskiej suwerenności, bo gdy nie możemy liczyć dziś na polski rząd, musimy szukać wsparcia dla polskiej suwerenności za granicą – wśród naszych partnerów gotowych do walki o przebudzenie Europejczyków.
To tylko część naszych inicjatyw mających na celu budowę silnej, międzynarodowej koalicji obrońców suwerenności i wartości. Współpraca jest kluczowa dla skutecznej obrony suwerenności narodów europejskich, zagrożonych przez postępującą centralizację Unii Europejskiej. Tylko jako wielka koalicja możemy stawić opór radykałom, którzy od lat forsują swoją agendę w ramach UE i ONZ.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris