Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).

Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.

Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.

Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.

W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]

Przejdź do treści
PL | EN
Facebook Twitter Youtube
Komentarze

Komentarze

Genderowe plany we Wrocławiu. Miasto chce wdrożyć „Równościowy plan działania”

· Władze samorządowe Wrocławia zamierzają wdrożyć „Równościowy plan działania”.

· Projekt oparty jest o założenia Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym – niemającego mocy prawnej względem miasta, za to nacechowanego ideologicznie dokumentu, sformułowanego w duchu teorii gender.

· Instytut Ordo Iuris wskazuje, że wdrożenie planowanych działań może doprowadzić do ograniczenia chronionej konstytucyjnie wolności słowa i wyrażania przekonań oraz prawa rodziców do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami.

· Najpóźniej dziś mieszkańcy Wrocławia mogą drogą internetową wyrażać swoją opinię do projektu planu. Zebrane opinie mają być pomocne w przygotowaniu Równościowego planu działania Wrocławia.

 

Podstawa sporządzenia planu i obszary planowanych działań

Projekt „Równościowego planu działania miasta Wrocławia 2024–2026[1]” sporządzono na podstawie wytycznych zrzeszenia o nazwie Rada Gmin i Regionów Europy, które, jak wskazał w jednym z wyroków Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu: „nie jest zrzeszeniem państw, a podjęte w jej ramach porozumienia czy wytworzone dokumenty nie stanowią ani quasi wielostronnych umów, ani aktów na podobieństwo prawa wtórnego wytworzonego przez organizacje międzynarodowe”[2].

Wrocławski plan równościowy obejmować ma aspekty związane z tematem równości kobiet i mężczyzn, wśród których wymieniono:

  • „życie publiczne (w tym aktywność polityczna i obywatelska),
  • edukacja antydyskryminacyjna,
  • zarządzanie różnorodnością w miejscu pracy,
  • przeciwdziałanie przemocy ze względu na płeć,
  • uwzględnienie różnorodnych potrzeb kobiet i mężczyzn w różnych obszarach życia,
  • budowanie społeczeństwa otwartego na różnorodność”[3].

Potrzebę wdrożenia planu tłumaczy się faktem podpisania w marcu 2022 roku, przez Prezydenta Wrocławia, Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym, co rzekomo miałoby wiązać się z obowiązkiem opracowania równościowego planu działania, zawierającego priorytety i działania, jakie miasto zamierza podjąć w temacie równości płci[4].

Tymczasem podpisanie Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym (dalej również jako: „Karta”) nie rodzi żadnych konsekwencji prawych po stronie miasta ani nie nakłada na władze samorządowe żadnych obowiązków, co Instytut Ordo Iuris szczegółowo wyjaśnił już w listopadzie 2022 r. w opinii prawnej dotyczącej konsekwencji podpisania Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym przez organ wykonawczy gminy[5]. Jak wskazano w opinii, złożenie podpisu pod Kartą przez prezydenta Wrocławia można traktować raczej jako wyraz subiektywnych poglądów w kwestiach światopoglądowych i obyczajowych, objętych treścią tego nacechowanego ideologicznie dokumentu, będącego emanacją teorii gender[6].

Na temat Karty wypowiedział się Wojewoda Wielkopolski, który w rozstrzygnięciu nadzorczym z dnia 16 marca 2020 r. KN-I.4131.1.148.2020.16[7], stwierdził nieważność uchwały Rady Miasta Poznania z 9 lipca 2019 r. w sprawie ustalenia kierunków działania prezydenta miasta w zakresie przyjęcia przez Miasto Poznań Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym. W uzasadnieniu swojej decyzji wojewoda wskazał, że postanowienia uregulowane Kartą „wykraczają poza zakres kompetencji przypisanych zarówno organowi wykonawczemu, jak i organowi stanowiącemu jednostki samorządu terytorialnego”, a dodatkowo, że Karta, której wypełnienie ma gwarantować równość i demokrację:

  • sama w sobie jest źródłem ograniczania wolności i praw obywateli, które leżą u podstaw demokracji. Powołuje się bowiem na ogólne pojęcie stereotypu i wprowadza programową z nim walkę,
  • ingeruje tym samym w prawa i wolności, których gwarantem jest Konstytucja (art. 47, 48, 53 Konstytucji),
  • wprowadza nowe zasady w doborze pracowników, gdzie już kompetencje i profesjonalizm danej osoby nie mają decydującego znaczenia.

Miasto Poznań wniosło skargę na rozstrzygnięcie nadzorcze, jednak WSA w Poznaniu w przywoływanym wyżej wyroku z dnia 27 sierpnia 2020 r. oddalił skargę miasta, a 20 października 2022 r. rozstrzygnięcie wojewody utrzymał w mocy także Naczelny Sąd Administracyjny[8]. Sądy obu instancji uznały, że podejmowanie tego rodzaju uchwał, jak będąca przedmiotem postępowania, nie stanowi zadania publicznego, które zostało przez ustawodawcę przekazane samorządowi terytorialnemu.

Wybrane założenia „Równościowego plan działania miasta Wrocławia 2024–2026”

W projekcie równościowego planu działania miasta Wrocławia czytamy: „Miasto Wrocław zobowiązuje się do zwalczania, tak dalece jak to możliwe, uprzedzeń, praktyk i użycia języka i obrazów, które oparte są na idei wyższości lub niższości jednej z płci. Chcemy promować pozytywny wizerunek płci i eliminować krzywdzący wpływ stereotypów dotyczących kobiet i mężczyzn.”

Powyższe jawi się jako sprzeczne z art. 53 Konstytucji RP, który stanowi, iż każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji (ust.1), zaś cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane (ust. 2 zd. 1).

Wrocławski ratusz planuje także „walczyć z dyskryminacją” ze względu na orientację seksualną i „tożsamość płciową”. W ramach realizacji swoich pomysłów przewiduje:

  • „Prowadzenie edukacji antydyskryminacyjnej skierowanej do dzieci, młodzieży i dorosłych w celu uwrażliwiania na tematykę równego traktowania i różnorodności społecznej oraz przeciwdziałania dyskryminacji.
  • Wspieranie nauczycieli i nauczycielek oraz osób pracujących z dziećmi i młodzieżą w miejskich instytucjach w podnoszeniu kompetencji do nauczania uwzględniającego wrażliwość na różnorodność społeczną i rozumienie potrzeb innych osób.
  • Prowadzenie kampanii społecznej nt. równego traktowania w celu zwalczania stereotypów i promowania równego traktowania.
  • Prowadzenie kampanii edukacyjnych promujących używanie języka włączającego, równościowego”.

Działania te, niezależnie od zagrożenia wolności słowa i wyrażania swoich poglądów (w tym przez nauczycieli) mogą prowadzić także do naruszenia prawa rodziców do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami (art. 53 ust. 3 Konstytucji RP).

Władze Wrocławia, choć nie mają prawa ingerować w działalność dydaktyczno-wychowawczą i opiekuńczą szkoły, planują nadto działania w zakresie:

  • realizacji programu z zakresu edukacji o rozwoju psychoseksualnym człowieka we wrocławskich szkołach i edukacji pozaformalnej”,
  • „przygotowania publikacji skierowanej do nauczycielek i nauczycieli i osób pracujących z dziećmi i młodzieżą nt. standardów edukacji włączającej i na rzecz różnorodności”.

Dodatkowo planują „wykorzystanie kultury i sportu jako narzędzi włączania społecznego i promocji różnorodności”.

O tym jakie mogą być dalsze konsekwencje takich działań można przeczytać w tekście na stronie Instytutu Ordo Iuris, poświęconym skutkom permisywnej edukacji seksualnej[9].

Jednym z nielicznych punktów, które należy ocenić pozytywnie jest „zapewnienie ogólnodostępnych pokoi do karmienia piersią i zaopatrzonych w przewijaki do przewijania dzieci w instytucjach publicznych”.

Do 12 marca 2024 r. mieszkańcy Wrocławia mają możliwość zgłoszenia swoich uwag do planu równościowego, którego projekt dostępny jest na stronie internetowej[10].

 

 

 
 

R.pr. Marek Puzio – starszy analityk Instytutu Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

12.03.2024

Trwają pracę nad globalnym zarządzaniem zdrowiem - spotkanie Grupy Roboczej ds. poprawek do Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych

· W ostatnich tygodniach miało miejsce kolejne spotkanie WGIHR, czyli grupy roboczej mającej za zadanie opracowanie nowej wersji Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych.

· W trakcie sesji obradowano nad poprawkami do tej części artykułów MPZ, które są na zaawansowanym etapie negocjacji (np. art. 1, zawierający definicje legalne, czy art. 44, normującego kwestie związane ze współpracą i wzajemną pomocą).

· Kolejne spotkanie WGIHR ma mieć miejsce w kwietniu.

· W związku ze zbliżającym się terminem 77. sesji Światowego Zgromadzenia Zdrowia, na której mają być przyjęte zmiany do MPZ, Instytut na bieżąco monitoruje prace prowadzone w Światowej Organizacji Zdrowia.

Międzynarodowe Przepisy Zdrowotne (International Health Regulations - IHRs lub MPZ) to regulacja Światowej Organizacji Zdrowia, przyjęta w oparciu o art. 19 i art. 21 Konstytucji WHO z 1946 roku. Podstawowym celem MPZ jest zapobieganie, ochrona, kontrola i zapewnienie reakcji w zakresie zdrowia publicznego na międzynarodowe rozprzestrzenianie się chorób w sposób współmierny i ograniczony do zagrożeń dla zdrowia publicznego, przy jednoczesnym uwzględnieniu potrzeby ochrony międzynarodowego handlu i transportu.

MPZ zostały przyjęte przez Światowe Zgromadzenie Zdrowia (WHA) - najwyższy organ WHO, w 1969 roku, a aktualnie obowiązującą wersję uchwalono w 2005 roku, w reakcji na wybuch epidemii wirusa SARS. Obecnie procedowane zmiany stanowią konsekwencję doświadczeń z okresu pandemii COVID-19, kiedy okazało się, że w swej obecnej wersji MPZ nie sprawdziły się jako narzędzie mające na celu zapobieganie i przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych na międzynarodową skalę. Dużym problemem okazały się także skutki społeczne i gospodarcze wynikające z wprowadzonych wówczas restrykcji sanitarnych, które miały negatywny wpływ na handel oraz na transport międzynarodowy.

W ostatnim czasie miało miejsce kolejne, siódme od momentu rozpoczęcia prac, spotkanie WGIHR. Grupa obradowała w formacie hybrydowym (zdalnie i na miejscu), a przewodniczyli jej wspólnie dr Abdullah Assiri z Arabii Saudyjskiej i dr Ashley Bloomfield z Nowej Zelandii. Poinformowali oni m.in., że od czasu ostatniego posiedzenia w grudniu 2023 roku Sekretariat WGIHR otrzymał uwagi ze strony państw członkowskich WHO co do określonych artykułów MPZ oraz o współpracy z Międzyrządowym Ciałem Negocjacyjnym (Intergovernmental Negotiating Body), odpowiedzialnym za przygotowanie tekstu tzw. traktatu antypandemicznego. W tym zakresie wiceprzewodniczący poinformowali o dwóch nieformalnych spotkaniach WGIHR i INB w styczniu, gdzie omówiono kwestie związane z zapobieganiem pandemii, gotowością, nadzorem czy tzw. Stanem zagrożenia zdrowia publicznego o znaczeniu międzynarodowym (Public Health Emergency of International Concern – PHEIC. Zgodnie z definicją zawartą w art. 1 MPZ, jest to zdarzenie nadzwyczajne, stanowiące zagrożenie w związku z międzynarodowym rozprzestrzenianiem się chorób, potencjalnie wymagające skoordynowanej, międzynarodowej reakcji).

Współprzewodniczący przeprowadzili dyskusje z wnioskodawcami art. 44A w sprawie finansowania, w celu opracowania zaktualizowanej propozycji tekstu, biorąc pod uwagę prace nad tym tematem w INB (ciało odpowiedzialne za opracowanie tzw. traktatu antypandemicznego). W odniesieniu do art. 53A, 53 bis, 54 i 54 bis związanych z zarządzaniem, monitorowaniem i nadzorem, współprzewodniczący przeprowadzili debatę z wnioskodawcami w celu opracowania połączonej propozycji tekstu do rozważenia przez grupę redakcyjną.

W dalszej części spotkania skupiono się na dopracowaniu poprawek do artykułów i załączników, które są na zaawansowanym etapie negocjacji (np. art. 1, zawierający definicje legalne MPZ). Dr Ashley Bloomfield podkreślił, iż rozmowy dotyczące zmian w MPZ są procesem kierowanym przez państwa członkowskie WHO a ostateczna wersja tej regulacji będzie zależała od osiągniętego konsensusu.

- Ta grupa robocza zdefiniuje następne 10 lat globalnego nadzoru i zbiorowego bezpieczeństwa, jeśli chodzi o sytuacje zagrożenia zdrowia, a zwłaszcza epidemie o dużym wpływie - powiedział dr Michael Ryan, dyrektor wykonawczy Programu Sytuacji Kryzysowych WHO.

Obecna sesja miała zostać wznowiona 8 marca, w celu omówienia przez przedstawiciele państw członkowskich kwestii dotyczących współpracy, budowania potencjału czy finansowania. Na stronie WGIHR nie ma jednak, jak na razie, dokumentów dotyczących tego spotkania i ustaleń tam poczynionych.

Następne i prawdopodobnie ostatnie spotkanie WGIHR, według informacji dostępnych na stronie internetowej tego gremium, zaplanowane jest na 22-26 kwietnia bieżącego roku. Przyjęcie nowej wersji Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych ma nastąpić, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami przedstawicieli WHO, na 77. sesji Światowego Zgromadzenia Zdrowia w maju bieżącego roku.

- Po każdym spotkaniu na stronie internetowej WGIHR pojawia się dokumentacja związana z podejmowanymi tam decyzjami. Niestety, analizując zawarte tam raporty i inne dokumenty trzeba stwierdzić, iż mają one bardzo ogólny charakter, nie zawierając w istocie precyzyjnych informacji. Taka sytuacja budzi liczne wątpliwości, zwłaszcza że prace nad tak ważną regulacją jak MPZ powinny być prowadzone w atmosferze przejrzystości i wzajemnego zaufania. W tym kontekście warto zwrócić uwagę, iż ta „ogólność” nie odnosi się tylko do omawianego tutaj siódmego spotkania WGIHR, ale do zdecydowanej większości posiedzeń tego gremium. Dlatego też z niecierpliwością oczekujemy na zaprezentowanie tekstu nowej wersji MPZ, który będzie służył za podstawę dla negocjacji podczas 77. sesji Światowego Zgromadzenia Zdrowia w maju bieżącego roku. Tylko ten tekst będzie mógł posłużyć do całościowej merytorycznej oceny zaproponowanych zmian - wskazuje Patryk Ignaszczak z Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris.

Czytaj Więcej
Ochrona życia

11.03.2024

Lewicowe ugniatanie sumień - pierwszy tekst z cyklu "Aborcja - droga do narodowego horroru"

· Według sondaży, większość Polaków popiera większą niż obecnie prawną dostępność zabójstwa prenatalnego, a jednak poparcie to waha się w zależności od tego jak formułowane są pytania sondażowe.

· Zdecydowanie mniej Polaków jest skłonnych do bezwarunkowego poparcia zabijania na życzenie dzieci na prenatalnym etapie życia do 12 tygodnia ciąży niż do ogólnie określonej zmiany na rzecz opcja za zabijaniem.

· Wiele wskazuje, że Polaków udało się przekonać, że napięcie pomiędzy prawem do życia a „wyborem” można rozstrzygnąć tylko poszerzając wolność zabijania.

· Przynajmniej część opinii publicznej wydaje się sądzić, że uległość wobec skrajnych proaborcyjnych propozycji Koalicji Obywatelskiej i Lewicy ostatecznie ustabilizuje problem aborcji w Polsce, a zgoda na prawne rozszerzenie dostępności zabijania dzieci nienarodzonych będzie roztropnym kompromisem pomiędzy prawami dziecka i prawami dorosłych.

· Więcej na ten temat poniżej - w pierwszym tekście z cyklu „Aborcja - droga do narodowego horroru”.

 

Faktyczna świadomość ankietowanych

Nastroje jakie da się zauważyć choćby wśród użytkowników mediów społecznościowych w Polsce prowadzą do wniosku, że część polskiego społeczeństwa jest przekonana, jakoby przegłosowanie przez parlament dostępności zabójstwa prenatalnego na życzenie do 12 tygodnia miało zamknąć kwestię życia nienarodzonych raz a dobrze. Na dziś widać, że radykalne projekty złożone w Sejmie przez Koalicję Obywatelską i Lewicę zyskują w oczach polskiego społeczeństwa. Warto przyjrzeć się temu, jakie mechanizmy tu rzeczywiście działają.

Wydaje się, że Donald Tusk przekonał znaczną część naszego społeczeństwa, że istnieje w Polsce potrzeba „ustalenia na nowo tych fundamentów, które możemy uznać za wspólne” – jak mówił w swoim expose 13 grudnia 2023 roku – także w zakresie ochrony życia nienarodzonych osób lub jej braku. Według opublikowanych 6 marca wyników sondażu IPSOS dla oko.press i TOK.FM, aż 62 proc. respondentów opowiada się za tym, by któryś z radykalnie proaborcyjnych projektów wszedł w życie. Należy od razu dodać, że istnieje w tej sprawie, przynajmniej u części Polaków, zauważalne wahanie nastrojów czy też może raczej niezdecydowanie. W badaniu pracowni IBRIS dla Radia ZET, którego wyniki opublikowano 31 stycznia 2024 roku, gdzie zadano pytanie nie o projekty ustaw, ale o to, czy „aborcja do 12. tygodnia ciąży powinna być dozwolona w każdym przypadku”, ostrożność badanych była znacznie bardziej zauważalna. W przypadku tego sondażu 51 proc. ankietowanych było za pełną akceptacją zabijania osób na prenatalnym etapie życia, a 43 proc. przeciwko.

Wyniki tych sondaży wskazują, że prawdopodobnie część badanych nie jest pewna, w jaki sposób rozstrzygnąć wynikający dla nich z debaty publicznej spór pomiędzy nieredukowalnymi wartości, jakimi wydają się być prawo do życia i “wolny wybór”. Na tym bowiem polega liberalno-lewicowy szantaż wobec ludzkich sumień – kto jest po prostu za ochroną życia jest automatycznie przedstawiany jako przeciwnik wolności. Hasło „wybór, nie zakaz”, które skolonizowało wyobraźnię znacznej części polskiego społeczeństwa, stanowi odwzorowanie fałszywych alternatyw, jakie stawiają przed nami proaborcyjni propagandziści. Do sondaży, także tych przedstawionych powyżej, należy dodać pewne pytanie metodologiczne, np. czy respondenci mieli pełną świadomość, że chodzi o aborcję do 12. tygodnia na życzenie. Bliżej takiej jednoznaczności jest IBRIS, choć i tu należałoby zastanowić się, w jaki sposób respondenci rozumieją „każdy przypadek”. Czy chodzi o każdą jednostkową sytuację ciąży, czy może o przypadki ustawowe, które określały od 1993 roku, w jakich sytuacjach aborcja została dopuszczona przez polskiego ustawodawcę.

Niewątpliwie jednak szczególnie wśród elektoratu koalicji rządzącej, udało się środowiskom feministycznym, przy wsparciu liberałów, upowszechnić fałszywe przekonanie, że kształtująca się w Polsce po roku 1989 tradycja prawnej ochrony życia osób nienarodzonych jest przesadnym radykalizmem. Zapewne „skażonym” oddziaływaniem nauczania katolickiego i jakiegoś rodzaju irracjonalizmem o podłożu religijnym. Równocześnie w sektorze opinii publicznej, pozycjonującej się od politycznego centrum do lewa, uformowało się podobnie fałszywe przekonanie, że projekty dopuszczające bez ograniczeń zabójstwo prenatalne do 12 tygodnia są właśnie jakiegoś rodzaju kompromisem, pomiędzy – używając logiki i języka liberałów – „zakazem” a „wyborem”. W sondażu IPSOS dla „Rzeczpospolitej” z 18 grudnia 2023 r. za bezwarunkowym dopuszczeniem przerwania ciąży do 12. tygodnia opowiedziało się 60 proc. wyborców KO, 50 proc. wyborców Lewicy oraz 44 proc. wyborców Trzeciej Drogi. Rzecz jasna przekonanie, że takie rozwiązanie ma charakter roztropnego kompromisu moralnego jest całkowicie arbitralne, ponieważ do życia człowieka, jak zauważył to kiedyś bardzo trafnie prof. Andrzej Paszewski z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN, „od stadium zygoty aż do późnej starości [...] nie dochodzi z zewnątrz nic, co zmieniałoby go jakościowo”.

Rzekome ograniczenia praw w rzeczywistości ochroną praw

Zatem wszystkie propozycje rozwiązań etycznych czy prawnych, które wykraczają poza akceptację zasady podwójnego skutku, kiedy to do śmierci dziecka na prenatalnym etapie życia, dochodzi w związku koniecznością ratowania zdrowia i życia matki, nie spełniają warunku „roztropnego kompromisu” pomiędzy zasada prawa do życia, a wolnością wyboru. W rzeczywistości bowiem mamy tu do czynienia z pomieszaniem różnych porządków. „Roztropny kompromis” oznacza znalezienie trudnego, ale jednocześnie koniecznego rozgraniczenia nie pomiędzy prawem do życia a wolnością, ale pomiędzy prawami dwóch osób wciąż jeszcze organicznie ze sobą złączonych. Tymczasem język proaborcyjny, choć sugeruje nieraz kompromis pomiędzy wolnością i życiem lub wręcz ochronę życia matki za pomocą uśmiercenia dziecka, w rzeczywistości jest tylko negocjowaniem, jak dalece społeczeństwo może uczynić koncesję wobec jednostkowego egoizmu i jego życzenia, by móc bez konsekwencji usunąć innego człowieka ze społeczeństwa. Dlatego istnieje ciągłość pomiędzy postulatami aborcyjnymi, a postulatami dotyczącymi eutanazji – najpierw ludzi w podeszłym wieku, potem nieuleczalnie chorych w każdym wieku, cierpiących psychicznie czy noworodków. Postulatem zarówno dziś, jak i w przeszłości organizuje sterowana przez hedonizm zasada użyteczności. [1, 2, 3

Jaki zatem charakter ma wspomniane powyżej wahanie się sumień? Dość łatwo to opisać. Wciąż znaczna część polskiego społeczeństwa zdaje sobie sprawę, że w kwestii prawnej ochrony życia nie chodzi o po prostu bezduszny zakaz przeciwko wolności wyboru, ani w buncie wobec takich regulacji o sprzeciw wobec ograniczeń, jakie – rzekomo patriarchalne – społeczeństwo nakłada na swobodę kobiet w zakresie dysponowania swoim ciałem. Chodzi o prawo do życia, którego istnienie rozpoznane zostało nie tylko w perspektywie religijnej, ale także świeckiej. Mówi o nim Powszechna deklaracja praw człowieka w artykule 3, także Europejska konwencja praw człowieka w artykule 2, a nawet Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Zatem to, co lewica i liberałowie próbują nam przedstawić jako zakaz, jest w rzeczywistości ochroną praw, a zasadniczym celem wszelkich praw jest ochrona słabszych – w bardzo różnym zakresie – przed przemocą społeczeństwa. Zatem zniesienie owego „zakazu” oznaczać będzie zgodę na niereglamentowaną przemoc wobec wysegregowanej grupy społecznej, jaką stanowią ludzie na prenatalnym etapie życia. Wielu ludzi, nawet tych tęskniących za mitem kompromisu aborcyjnego, zdaje sobie z tego dość dobrze sprawę.

Aborcjoniści się nie zatrzymają

Można sądzić, że wahająca się w sumieniu grupa Polaków, własne dylematy – może nawet domyślnie – przypisuje również popierającym proaborcyjne projekty ustaw politykom Koalicji Obywatelskiej czy Lewicy. Jest to jednak błąd poznawczy, na którego trwanie lewica i liberałowie bardzo liczą, ponieważ pozwala on – np. z pomocą retoryki praw człowieka – suflować opinii społecznej coraz bardziej drastycznie nieludzkie oferty swobodnego dostępu do eksterminacji ludzi na prenatalnym etapie rozwoju. Wystarczy spojrzeć na proaborcyjną infografikę, jaką na swoim profilu w mediach społecznościowych opublikowała Młoda Lewica, czyli młodzieżówka Lewicy parlamentarnej. Można zawarty w niej przekaz, skierowany do młodszego odbiorcy, potraktować jako lewicowy przekaz przyszłości. „Darmowa i bezpieczna aborcja na żądanie” – czytamy na internetowej ulotce. „Legalna aborcja bez kompromisów” – dodają młodzi lewicowcy. Ani słowa o ograniczeniu tej praktyki do 12. Tygodnia czy ratowaniu kobiet, które, rzekomo, mogłyby stracić życie z powodu prawnej ochrony dzieci nienarodzonych. Po prostu „aborcja na żądanie”. Może to oznaczać – biorąc pod uwagę co praktykuje się w różnych krajach, zabijanie dzieci nawet w trakcie porodu czy tzw. „aborcję postnatalną”. To przyszłość, jaką dla Polski widzi Lewica, która dziś po prostu przesuwa okno Overtona, aktualnie ograniczając dostęp opinii publicznej do swoich rzeczywistych przekonań i celów.

Zresztą retoryka polityków koalicji rządzącej już zmieniła się od czasów, gdy byli oni w opozycji za rządów Zjednoczonej Prawicy. Z horyzontu narracji zniknęły nieszczęsne ofiary lekarskich błędów, jak pani Izabela z Pszczyny, za której śmierć lewica fałszywie obwiniała ustawodawcę, Trybunał Konstytucyjny, PiS, prawicę czy wręcz każdego, kto wyraża sprzeciw wobec proaborcyjnego radykalizmu. Próbowano przy okazji takich spraw udowadniać, że prawo w Polsce – chroniące życie dziecka – uniemożliwia ratowanie w razie potrzeby życia matki. Nie dziwne, że te historie przestały być interesujące i użyteczne. Jaki jest bowiem związek, pomiędzy wyjątkowymi sytuacjami krytycznymi, w których naprawdę waży się życie dwojga ludzi, a postulatem aborcji na żądanie do 12. tygodnia i całkowitym poluzowaniem zasad jej stosowania w kolejnych trymestrach ciąży? Przypomnijmy, że w projekcie ustawy zaproponowanym przez Lewicę znajduje się zapis, wedle którego do zabicia dziecka po 12. tygodniu wystarczy przesłanka o „zagrożeniu zdrowia psychicznego osoby w ciąży”. Doświadczenie innych państw pokazuje, że nie jest to zasada ograniczająca zabójstwo prenatalne, ale otwierająca dostępność do niej – w tym przypadku, w sposób ukryty, do 9. miesiąca ciąży. Każdy powinien mieć zatem świadomość, że promotorzy aborcji stale posługą się wobec opinii publicznej zasadą „prawdy etapu”, czyli faktycznie kłamstwem.

 

Tomasz Rowiński - senior research fellow w projekcie „Ordo Iuris: Cywilizacja” Instytutu Ordo Iuris, redaktor „Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in „Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", „Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", „Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", „Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.

Czytaj Więcej
Ochrona życia

11.03.2024

Łamanie sumień i upadek państwa prawa – o zapowiedziach Donalda Tuska

Premier Donald Tusk zapowiedział kontrolę wszystkich przypadków skorzystania przez lekarzy z tzw. klauzuli sumienia, czyli prawa do odmowy wykonania czynności, które pozostają w sprzeczności z ich sumieniem. Co oczywiste, dotyczy to przede wszystkim przeprowadzania aborcji. Szef rządu dodał również, że „każda odmowa jej wykonania będzie „zgłaszana z urzędu do prokuratury”. Wypowiedź ta, związana zapewne z problemami wewnątrz koalicji rządzącej, ma na celu z jednej strony odpowiedzieć na oczekiwania skrajnie radykalnych grup feministycznych, z drugiej natomiast – zastraszyć lekarzy, którzy korzystają z klauzuli sumienia. Premier przekonuje przy tym, że działania te mają „zmienić praktykę w ramach prawa, które dziś obowiązuje”. Czy tak jest w istocie?

 

Klauzula sumienia jako „strażnik wolności sumienia”

 

Zacząć należy od wyjaśnienia, czym właściwie jest klauzula sumienia. Termin ten jest stosowany dla skrótowego określenia prawa do skorzystania ze sprzeciwu sumienia, czyli prawa do odmowy prawnie powinnego zachowania, które w oparciu o dokonany w sumieniu ludzkim osąd moralny jest etycznie niegodziwe. Wbrew rozpowszechnionej opinii, prawo to przysługuje nie tylko lekarzom, ale każdemu człowiekowi. Dlaczego? Ponieważ zgodnie z polską Konstytucją, każdemu zapewnia się wolność sumienia.

 

Jakkolwiek sama Konstytucja bardzo ogólnie traktuje o wolności sumienia, to pojęcie to zostało klarownie wyjaśnione w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego. Kluczowe znaczenie miał tu wyrok Trybunału z 7 października 2015 r., (sygn. akt K 12/14). Trybunał Konstytucyjny – pod przewodnictwem Andrzeja Rzeplińskiego i bez jakiegokolwiek nominata sejmowej większości Zjednoczonej Prawicy – orzekł wówczas, że „w demokratycznym państwie prawnym wyrazem prawa do postępowania zgodnie z własnym sumieniem, a w konsekwencji także wyrazem wolności od przymusu postępowania wbrew własnemu sumieniu, jest klauzula sumienia (…). Wolność sumienia musi bowiem przejawiać się także w możliwości odmowy wykonania obowiązku nałożonego zgodnie z prawem z powołaniem się na przekonania naukowe, religijne lub moralne”. Dalej Trybunał zauważył, że „prawo jednostki do odwołania się do «klauzuli sumienia» stoi zatem na straży nie tylko wolności sumienia, ale także godności osoby ludzkiej, która jest prawem przyrodzonym i niezbywalnym”.

 

Łamanie Karty Praw Podstawowych UE i groźby wobec szpitali

 

Do tego, że rządząca większość do postanowień polskiej Konstytucji podchodzi z daleko idącym dystansem, stosując ją „tak jak my je rozumiemy”, co na ogół wiąże się po prostu z ignorowaniem postanowień ustawy zasadniczej, nie jest zaskoczeniem. Próby rządzenia z pominięciem drogi legislacyjnej i wprowadzanie zmian personalnych bez jakiejkolwiek podstawy prawnej, a także stosowanie przywodzących na myśl standardy białoruskiego satrapy represji wobec protestujących rolników, stają się normą w ostatnich miesiącach. Zaskakującym novum w tym ponurym krajobrazie jest jawna deklaracja łamania prawa europejskiego, które w myśl licznych wypowiedzi obecnie rządzących polityków ma prymat wobec krajowego porządku prawnego (w tym polskiej Konstytucji). Otóż sama Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej stanowi, że „uznaje się prawo do odmowy działania sprzecznego z własnym sumieniem, zgodnie z ustawami krajowymi regulującymi korzystanie z tego prawa”. Zapowiedź ta nie przeszkadza przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen chwalić Donalda Tuska za „przywrócenie w Polsce praworządności”.

 

Równie niepokojąca jest zapowiedź finansowego uderzenia w szpitale, których pracownicy korzystają z prawa do sprzeciwu sumienia. Premier stwierdził, że „w przypadku odmowy uzasadnionej terminacji ciąży szpital straci kontrakt z NFZ w zakresie ginekologii, jeśli bez wyraźnego uzasadnienia odmówi terminacji ciąży i sprowadzi przez to zagrożenie na zdrowie i życie kobiety”. Wyjaśnić bowiem trzeba, że, w myśl standardów Rady Europy, klauzula sumienia dotyczy nie tylko osób indywidualnych, ale korzystać z niej mogą całe podmioty instytucjonalne, jak szpitale, kliniki, przychodnie, itp. Zgodnie z jedną z rezolucji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy „żadna osoba, szpital lub instytucja nie może ponosić odpowiedzialności lub być dyskryminowana z powodu odmowy dokonywania aborcji” (Rezolucja 1762 Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy The right o conscientious objection in lawful mediacal care).

 

Dokonując zatem rzeczowej oceny wypowiedzi prezesa Rady Ministrów, trzeba stwierdzić jasno: premier polskiego rządu zapowiada, że korzystanie przez obywateli – w tym wypadku przez lekarzy – z ich konstytucyjnie gwarantowanych praw spotka się z represjami w postaci postępowań prokuratorskich. Na jakiej podstawie postępowania takie miałyby być wszczynane nie wiadomo. Prawo do skorzystania z klauzuli sumienia – jak już wskazałem – wynika bezpośrednio z Konstytucji, a sposób korzystania z tego prawa określa ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Przestępstwo jest tymczasem czynem bezprawnym, a zatem nie ma żadnych racjonalnych prawnych przesłanek, by kwestią korzystania z klauzuli sumienia zajmowała się prokuratura.

 

Klauzula sumienia niebezpieczna dla kobiet?

 

Wyjaśnić też należy jeszcze jedno powielane wielokrotnie kłamstwo związane z klauzulą sumienia w kontekście aborcji. Jak powiedział Tusk, „klauzula sumienia nie może być uzasadnieniem odstąpienia od czynności, które ratują życie lub zdrowie kobiety”. Jest to sprawa oczywista i nikt nigdy nie twierdził, że lekarz może skorzystać z klauzuli sumienia, gdy istnieje zagrożenie dla życia kobiety w ciąży. Co więcej, podejmowanie czynności mających ratować życie kobiety jest obowiązkiem lekarza nawet wówczas, gdy wiązać się to będzie z negatywnymi konsekwencjami dla jej poczętego, a nienarodzonego jeszcze dziecka. Nikt nigdy nie stawiał tezy, że wolność sumienia ma prymat przed prawem do życia, choć wypowiedź premiera ma tworzyć wrażenie, że lekarze wyżej traktują własne poglądy moralne, niż życie ich pacjentek.

 

Kwestię tę jasno rozstrzygają przepisy prawa. Zgodnie z ustawą o zawodach lekarza i lekarza dentysty, lekarz może powstrzymać się od wykonywania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, ale pod warunkiem, że nie zachodzi sytuacja, w której istniałoby niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia pacjentki (art. 39 w zw. z art. 30 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty).

 

Niezgodna z prawdą jest zatem suflowana Tuskowi przez liberalne media oraz lewicowych polityków teza, że w obecnie obowiązującym w Polsce stanie prawnym życie kobiet w ciąży jest zagrożone. Przepisy pozwalają na dokonanie aborcji w przypadku zagrożenia zarówno życia, jak i zdrowia kobiety ciężarnej. Tragiczne zgony do jakich niekiedy dochodzi na oddziałach położniczych nie wiążą się z regulacjami prawnymi, a z błędami medycznymi. A błędy zdarzają się właśnie przez kłamliwą narrację środowisk lewicowo-liberalnych o tym, że lekarzom za ratowanie kobiety z poświęceniem życia dziecka poczętego grozi więzienie.

 

Ciężko uwierzyć, że osoba niezwykle inteligentna i mająca tak olbrzymie doświadczenie polityczne jak Donald Tusk nie orientuje się w obowiązujących polskich i europejskich regulacjach dotyczących wolności sumienia. Wypowiedź szefa rządu nie wynika zatem z niewiedzy i powinna być odczytywana w kategoriach politycznych. Dla osiągnięcia doraźnych celów, czyli przede wszystkim „uciszenia” radykalnych feministek oraz koalicjantów z Lewicy, a także by zaprezentować własny progresywizm w kontrze do „zaściankowych” i „klerykalnych” poglądów Szymona Hołowni i niektórych działaczy PSL, Donald Tusk wskazuje na wroga i zapowiada „zdecydowane działania”. Aparat państwa zostanie wykorzystany, by stosować represje wobec jasno wskazanych przez premiera wrogów „uśmiechniętej Polski”. A tymi, obok katolików, zwolenników Zjednoczonej Prawicy oraz Konfederacji, a ostatnio rolników i związkowców z Solidarności, zostali również lekarze.

 

Łamanie sumień i „przewracanie” praworządności

 

Na zakończenie chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt wypowiedzi Donalda Tuska dotyczącej klauzuli sumienia. Próba faktycznego ograniczenia prawa lekarzy do korzystania z konstytucyjnie gwarantowanej wolności sumienia wiąże się z koniecznością zignorowania przez organy państwa – prokuraturę, Ministerstwo Zdrowia oraz Narodowy Fundusz Zdrowia – cytowanego już wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2015 r. W niedawnej uchwale dotyczącej sytuacji w Trybunale zawarte zostało stwierdzenie, zgodnie z którym „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej stoi na stanowisku, że uwzględnienie w działalności organu władzy publicznej rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego wydanych z naruszeniem prawa może zostać uznane za naruszenie zasady legalizmu przez te organy”.  Tym samym rządzący sformułowali wobec wszystkich instytucji publicznych (w tym sądy i organy samorządu terytorialnego) oczekiwanie, by te ignorowały orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wydane z udziałem sędziów wybranych przez Zjednoczoną Prawicę. Z treści uchwały wynika, że za „wydane z naruszeniem prawa” uznano nie tylko rozstrzygnięcia, w których wydaniu uczestniczyli sędziowie, których status jest kwestionowany. Chodzi bowiem o wszystkie postępowania, w których decyzje proceduralne podejmowała Julia Przyłębska jako prezes TK. Ciężko sobie wyobrazić, by znalazło się choć jedno orzeczenia Trybunału wydane od 2016 r., które wedle rządzących nie byłoby dotknięte wadą. To jednak nie wszystko.

 

Wypowiedzi Donalda Tuska odnoszące się do klauzuli sumienia lub w ogóle do problematyki aborcji dowodzą, że rządzący nie zamierzają respektować jakichkolwiek orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, bez względu na to, kiedy i w jakim składzie zostały wydane. Szef rządu – jak sam wyraźnie zaznaczył – „od dziś zobowiązał prokuraturę” do podejmowania działań, które są po prostu sprzeczne z wyrokiem Trybunału wydanym przez skład pod przewodnictwem Andrzeja Rzeplińskiego jeszcze podczas rządów Ewy Kopacz. I to jest właśnie najbardziej niepokojące. W państwie stanu wyjątkowego, które narodziło się 13 grudnia 2023 r. nie ma miejsca na poszanowanie norm konstytucyjnych, jakichkolwiek przepisów ustawowych oraz orzeczeń sądów lub trybunałów, które są sprzeczne z aktualną linią polityczną. Dzięki poparciu większości mediów i zgodzie najznaczniejszych podmiotów zagranicznych rządzi nami wyłącznie niczym nieskrępowana wola jednego człowieka. I tym człowiekiem jest Donald Tusk.

 

 

Dr Bartosz Zalewski – współpracownik Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris

Czytaj Więcej
Ochrona życia

11.03.2024

Wyrok Sądu stanu Alabama: zamrożone embriony to dzieci

W Stanach Zjednoczonych nie milknie dyskusja na temat ochrony życia nienarodzonych dzieci. Wpisał się w nią niedawny wyrok Sądu Najwyższego Alabamy. Orzekł on, że zamrożone zarodki wykorzystywane w zapłodnieniu in vitro mogą być prawnie uznane za nienarodzone dzieci. Orzeczenie to może być krokiem milowym w kontekście ochrony życia.

 

Wyrok zapadł w dwóch oddzielnych sprawach dotyczących bezprawnej śmierci[1]. Teza wyroku Sądu Najwyższego Alabamy: zarodki są dziećmi. Ponadto, sąd orzekł, że przypadkowe zniszczenie zarodków może podlegać ustawie Alabamy o bezprawnej śmierci nieletniego[2]. Sąd Najwyższy Alabamy opierał się na dwóch kazusach dotyczących bezprawnej śmierci:

 

1. Sprawa McCallisterów:

Małżeństwo McCallisterów miało zamrożone embriony powstałe w wyniku zapłodnienia in vitro (IVF). Podczas przeprowadzki doszło do awarii kriostatu, w którym przechowywano embriony. W wyniku awarii wszystkie embriony uległy zniszczeniu. Małżeństwo McCallisterów pozwało klinikę leczenia niepłodności za bezprawną śmierć swoich embrionów.

 

2. Sprawa Taylora:

Taylor był biologicznym ojcem embrionów poczętych z komórką jajową jego byłej konkubiny. Para zerwała związek, a kobieta zdecydowała się na zapłodnienie in vitro z innym mężczyzną. Taylor pozwał klinikę leczenia niepłodności, domagając się praw do embrionów i sprzeciwiając się ich zapłodnieniu. W obu sprawach Sąd Najwyższy Alabamy musiał rozstrzygnąć, czy embriony można uznać za dzieci w świetle prawa stanowego.

 

Kontekst

 

Alabama jest stanem o silnych tradycjach religijnych, w którym dominują protestanckie wyznania sprzeciwiające się aborcji i niszczeniu zarodków. Od lat 70. XX wieku w Alabamie działa ruch pro-life, który lobbował za uchwaleniem ustaw ograniczających dostęp do aborcji i chroniących zarodki. W 1973 roku Sąd Najwyższy USA wydał wyrok Roe v. Wade, który legalizował aborcję w całym kraju. Jednakże w ostatnich latach wiele stanów USA, w tym Alabama, wprowadziło ustawy ograniczające dostęp do aborcji.

 

Preambuła do Konstytucji Alabamy mówi, że „wszyscy ludzie są stworzeni równymi” i mają „nieodłączne prawa”, w tym prawo do życia. Ustawa o ochronie życia od poczęcia uchwalona w 2019 roku, zakazuje aborcji po 6. tygodniu ciąży.

 

Argumenty Sądu Najwyższego Alabamy

 

Sąd Najwyższy Alabamy uznał, że embriony można uznać za dzieci w świetle prawa stanowego, między innymi w Ustawie o bezprawnej śmierci. Ustawa definiuje dziecko jako „osobę fizyczną, która nie ukończyła 19 roku życia”. Sąd stwierdził, że embriony są „osobami fizycznymi” w momencie poczęcia, niezależnie od etapu rozwoju. Ponadto, jak już wyżej zostało wspomniane, Konstytucja Alabamy gwarantuje prawo do życia „wszystkim istotom ludzkim”. Sąd stwierdził, że embriony są „istotami ludzkimi” od momentu poczęcia i dlatego przysługuje im prawo do życia. W kontekście tzw. „praw reprodukcyjnych i seksualnych” sąd uznał, że intencja rodziców co do wykorzystania embrionów nie ma znaczenia dla ich statusu prawnego. Nawet jeśli embriony nie miały zostać zapłodnione, nadal są dziećmi w świetle prawa.

Warto zwrócić uwagę na główne argumenty prawne wyroku[3] i tezy sądu:

Prawo do życia: Zarodki ludzkie mają prawo do życia od momentu poczęcia, niezależnie od etapu rozwoju. Posiadają ludzki genom i potencjał do stania się osobą (także z filozoficznego punktu widzenia). Sąd Najwyższy Alabamy stwierdził, że zarodki ludzkie mają prawo do życia od momentu poczęcia. Sąd powołał się na 14. poprawkę do Konstytucji USA, która gwarantuje równe prawo do ochrony życia wszystkim osobom.

Ochrona przed krzywdą: Zarodki są narażone na krzywdę i wykorzystywanie, np. w przypadku badań naukowych lub niszczenia podczas procedur IVF. Wyrok Sądu Najwyższego Alabamy ma na celu ich ochronę.

Definicja dziecka: Sąd Najwyższy Alabamy zdefiniował dziecko jako „istotę ludzką od momentu poczęcia do urodzenia[4]”. Sąd powołał się na słownikowe definicje słowa dziecko, a także na wcześniejsze orzeczenia sądów stanowych i federalnych.

 

Konsekwencja prawna: Jeśli zarodki są uznawane za nienarodzone dzieci w kontekście dziedziczenia lub opieki prawnej, to powinny być również chronione prawnie przed zniszczeniem.

 

Konsekwencje wyroku

 

Kliniki leczenia niepłodności w Alabamie wstrzymały procedury zapłodnienia in vitro do czasu wyjaśnienia prawnych i etycznych konsekwencji wyroku[5].

 

Sytuacja jest nadal rozwojowa i nie wiadomo, jakie będą długoterminowe konsekwencje orzeczenia. Możliwe jest, że kliniki w Alabamie będą zmuszone do zaprzestania oferowania procedur in vitro, co utrudni wielu parom posiadanie potomstwa. Istnieje również możliwość, że wyrok zostanie zaskarżony do Sądu Najwyższego USA.

 

Warto również zaznaczyć, że w 2019 roku Alabama wprowadziła ustawę zakazującą aborcji po 6. tygodniu ciąży[6], a w 2022 roku Sąd Najwyższy USA uchylił wyrok Roe v. Wade, co dało stanom USA swobodę w regulowaniu aborcji[7].

 

Ze stanów faktycznych, na których Sąd Najwyższy Alabamy oparł swój wyrok wynika, że wśród obywateli istnieją obawy etyczne związane z niszczeniem zamrożonych embrionów, co jest powszechną praktyką w niektórych procedurach IVF. Zwolennicy orzeczenia uważają, że klasyfikowanie embrionów jako nienarodzonych dzieci zniechęca do praktyk postrzeganych jako szkodzące potencjalnemu życiu ludzkiemu. Orzeczenie jest zgodne z obowiązującymi w Alabamie przepisami antyaborcyjnymi. Klasyfikacja embrionów jako nienarodzonych dzieci wzmacnia argumenty stanu przeciwko aborcji, ustanawiając prawa dla embrionu od momentu poczęcia. Niektórzy ponadto twierdzą, że orzeczenie odzwierciedla wartości moralne większości populacji stanu, która może wierzyć, że życie zaczyna się w momencie poczęcia. Może to być przekonujący argument dla ustawodawstwa, choć sam w sobie nie ma znaczenia prawnego. Jednakże wszystko to z pewnością wykazuje, że wyrok Sądu Najwyższego Alabamy jest precedensowym wydarzeniem, które może mieć daleko idące konsekwencje w kontekście ochrony życia.

 

 

Julia Książek – Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris

 

 

 
 
Czytaj Więcej
Wolności obywatelskie

07.03.2024

Atak na Konstytucję i Trybunał

Obserwując zachodzące w ostatnich miesiącach wydarzenia dotyczące instytucjonalnej sfery funkcjonowania polskiego państwa, nasunąć się może staropolskie powiedzonko, w myśl którego sama siła wystarczającym jest argumentem, by ignorować sądowe rozstrzygnięcia. Dziś, we fraszce „Trybunał z dekretem, Radziwiłł z muszkietem”, pod miano Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku” równie dobrze można byłoby podstawić nazwisko niejednego spośród członków gabinetu Donalda Tuska. Konsekwentnie wdrażane w życie metody państwa quasi-stanu wyjątkowego mają zostać tym razem zastosowane wobec Trybunału Konstytucyjnego.

 

Biorą się za Trybunał

 

Ministerstwo Sprawiedliwości zaprezentowało pakiet rozwiązań „uzdrawiających” Trybunał Konstytucyjny. Obejmuje on przyjętą przez Sejm 6 marca uchwałę „w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015 – 2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego”, a także projekty aktów normatywnych: ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, ustawy wprowadzającej ustawę o TK oraz projekt ustawy zmieniającej Konstytucję RP. Sam fakt zaprezentowania projektów ustaw należy ocenić pozytywnie – ostatecznie przedstawiciele rządzącej koalicji jeszcze do niedawna uznawali, że same sejmowe uchwały są wystarczającą podstawą choćby do rozszerzenia kompetencji Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego o przeprowadzanie zmian personalnych w organach spółek publicznej radiofonii i telewizji, mimo że stosowne ustawy wyraźnie zastrzegają w tym zakresie właściwość Rady Mediów Narodowych. Jeszcze dalej poszli rządzący w odniesieniu do Prokuratora Krajowego Dariusza Barskiego, którego usunięcie nastąpiło nie w wykonaniu jakiegokolwiek rozstrzygnięcia wydanego w ramach przewidzianej prawem procedury (wyroku lub decyzji administracyjnej opartej o przepis ustawy), a na podstawie „pisma” o bliżej niesprecyzowanym charakterze, które sygnował Adam Bodnar.

 

W przypadku Trybunału Konstytucyjnego opracowane zostały natomiast projekty ustaw, w tym także ustawy o zmianie Konstytucji RP. Oczywiście jest bardzo wątpliwe, by w obecnej sytuacji politycznej ustawy te w ogóle weszły w życie. Ich prezentację należałoby zatem rozpatrywać raczej w kategoriach marketingu politycznego. W szczególności dotyczy to projektu ustawy zmieniającego Konstytucję RP. Dla jego przyjęcia konieczne jest bowiem zdobycie większości 2/3 głosów przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów (art. 235 ust. 4 Konstytucji RP). Zakładając obecność wszystkich posłów podczas tak ważnego głosowania przyjęcie ustawy o zmianie Konstytucji wymaga poparcia 308 posłów, a tyloma koalicja rządząca nie dysponuje.

 

Istotniejsza dla ewentualnej próby dokonania możliwie szybkich zmian w Trybunale wydaje się zatem sejmowa uchwała „w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015 – 2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego” i właśnie na jej znaczeniu i treści chciałbym się skoncentrować.

 

Uchwały zmieniają państwo?

 

Na wstępie przypomnieć trzeba o kwestiach elementarnych – niestety odnieść można wrażenia, że to o nich się ostatnio najczęściej zapomina. Uchwała sejmowa nie jest źródłem powszechnie obowiązującego prawa. Zasadniczo katalog takich źródeł określony jest w art. 87 Konstytucji RP i uchwał sejmowych w nim nie odnajdziemy. Żaden inny przepis Konstytucji RP, który pozwala danemu aktowi przypisać charakter źródła prawa powszechnie obowiązującego (jak choćby przewidziane w art. 234 Konstytucji RP rozporządzenia z mocą ustawy czy – bardziej dyskusyjne co do charakteru – umowy zawierane na podstawie art. 25 ust. 5 Konstytucji RP przez Radę Ministrów z innymi niż Kościół katolicki kościołami i związkami wyznaniowymi) nie zalicza uchwał sejmowych do tej kategorii.

 

Czym zatem są uchwały Sejmu? Są one przede wszystkim sposobem wyrażania woli politycznej Sejmu jako organu kolektywnego. Przykładowo, poprzez uchwały Sejm wyraża wotum nieufności (art. 158 Konstytucji RP), decyduje o pociągnięciu danej osoby do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu (jak w art. 107 ust. 2 oraz art. 156 ust. 2 Konstytucji RP), skróceniu swojej kadencji (art. 98 ust. 3 Konstytucji RP), etc. Uchwałą sejmową o szczególnym statusie i charakterze jest regulamin Sejmu (art. 112 Konstytucji RP). Regulamin przyjmuje formę uchwałę, która ma charakter normatywny, będąc wyrazem autonomii Sejmu. Również w sprawach indywidualnych Sejm wyraża swoją wolę uchwałą. Dzieje się tak choćby w przypadku powołania Marszałka Sejmu i wicemarszałków czy – co istotne w kontekście zapowiadanych zmian w TK – wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego.

 

Widzimy zatem, że uchwały mają rozmaity charakter prawny. Generalnie przyjąć należy, że mogą one stanowić po pierwsze akty prawa powszechnie obowiązującego na obszarze danej jednostki samorządu terytorialnego (np. uchwały rady gminy), co wynika z art. 87 ust. 2 Konstytucji RP. Po drugie, mogę one stanowić formę stosowania prawa w kwestiach indywidualnych (np. uchwała o wyborze sędziów Trybunału Konstytucyjnego). Po trzecie wreszcie, mogą stanowić wyłącznie deklarację polityczną, która pozbawiona jest skutków prawnych (uchwała taka może mieć formę rezolucji, apelu, oświadczenia, stanowiska, deklaracji, itp.).

 

Pytanie o charakter uchwały

 

Jak zatem charakter ma uchwała Sejmu „w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015 – 2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego”? Uwzględniając kryterium organu podejmującego tę uchwałę – a jest to Sejm RP – odrzucić należy tezę, że stanowi ona akt prawa powszechnie obowiązującego. Sejm nie ustanawia bowiem aktów prawa miejscowego, jako że sprawuje władzę ustawodawczą w Rzeczypospolitej Polskiej (art. 95 ust. 1 Konstytucji RP), a nie jest organem stanowiącym samorządu terytorialnego.

 

Pozostaje zatem rozważyć, czy omawiana uchwała jest formą stosowania prawa czy też deklaracją polityczną. By to uczynić przyjrzyjmy się bliżej jej treści.

 

Treść uchwały „w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015 – 2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego” obejmuje pięć zasadniczych elementów:

1) stwierdzenie, że szereg uchwał dotyczących składu personalnego Trybunału Konstytucyjnego został podjęty z rażącym naruszeniem prawa, w związku z czym są one pozbawione mocy prawnej i nie wywołują skutków w nich przewidzianych, w konsekwencji czego „Sejm uznaje, że Mariusz Muszyński, Justyn Piskorski i Jarosław Wyrembak nie są sędziami Trybunału Konstytucyjnego”;

2) stwierdzenie, że „liczne orzeczenia” Trybunału Konstytucyjnego „dotknięte są wadą prawną” (bez wskazania jednak o jakie orzeczenia chodzi) z uwagi na – ogólnie rzecz ujmując – udział wskazanych osób w ich wydaniu;

3) stwierdzenie, że „funkcję Prezesa TK sprawuje osoba nieuprawniona” (z uwagi na wadliwe powołanie przez Prezydenta RP oraz – niekonsekwentnie – przez upływ kadencji), w związku z czym „wszystkie decyzje proceduralne w zakresie kierowania pracami TK, a zwłaszcza wyznaczenie składów orzekających, podejmowane przez Julię Przyłębską mogą być podważane”;

4) stwierdzenie, że „stan niezdolności obecnie funkcjonującego organu do wykonywania zadań Trybunału Konstytucyjnego” wywołuje konieczność „ponownej kreacji sądu konstytucyjnego”;

5) apel do sędziów Trybunału Konstytucyjnego o rezygnację, a tym samym „o przyłączenie się do procesu demokratycznych przemian”.

 

Uzasadnienie omawianej uchwały nie jest bynajmniej pomocne dla jednoznacznej oceny jej charakteru. Jego zasadniczą częścią jest opis sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Oczywiście autorzy uzasadnienia nie mogli powstrzymać się przy tym od osobistych wycieczek, choćby pod adresem Krystyny Pawłowicz, która nie jest w ogóle wskazana w zasadniczej treści uchwały. Stąd uwagi o jej działalności naruszającej „minimalne standardy cywilizowanej estetyki i kultury” są co najmniej nie na miejscu. Z dezaprobatą odnieść się trzeba także do zawartych w uzasadnieniu wywodów na temat wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 r., sygn. akt K 1/20, który przedstawiany jest jako „pogwałcenie fundamentalnych praw kobiet”, mimo że prawo polskie nie zna i w warunkach wolnej Polski nigdy nie znało „prawa podmiotowego do aborcji”. Prawo polskie zna natomiast zasadę prawnej ochrony życia każdego człowieka (art. 38 Konstytucji RP). Jak natomiast przyjął Trybunał Konstytucyjny jeszcze w orzeczeniu z 26 maja 1997 r., sygn. akt K 26/96: „wartość konstytucyjnie chronionego dobra prawnego jakim jest życie ludzkie, w tym życie rozwijające się w fazie prenatalnej, nie może być różnicowana. Brak jest bowiem dostatecznie precyzyjnych i uzasadnionych kryteriów pozwalających na dokonanie takiego zróżnicowania w zależności od fazy rozwojowej ludzkiego życia. Od momentu powstania życie ludzkie staje się więc wartością chronioną konstytucyjnie. Dotyczy to także fazy prenatalnej”.

 

W konkluzjach uzasadnienia wskazuje się natomiast na swoiste oczekiwane skutki uchwały. Obejmują one enigmatyczne stwierdzenie nieważności uchwał związanych z personalną obsadą Trybunału, wezwanie organów władzy publicznej oraz samorządów zawodów zaufania publicznego do kierowania się uchwałą w swojej działalności oraz apel do osób sprawujących dotychczas funkcje sędziów Trybunału Konstytucyjnego o uznanie, że „ich mandat wyczerpał się”, tj. do złożenia rezygnacji.

 

Szereg znaków zapytania

 

Widzimy zatem, że, w zamyśle autorów, uchwała ma stanowić przedziwną hybrydę zawierającą mieszane skutki. Z jednej strony dochodzi bowiem do stwierdzenia nieważności wcześniejszych uchwał Sejmu, co stanowi akt stosowania prawa, z drugiej zaś – sformułowane są wezwania i apele, które mają wyłącznie polityczny charakter.

 

Stan taki budzi rozmaite wątpliwości. Przede wszystkim, czy samo połączenie aktu indywidualnego zastosowania prawa z polityczną deklaracją jest dopuszczalne? Zdarza się to w przypadku aktów normatywnych (najczęściej poprzez poprzedzenie przepisów preambułą), jednak służyć to ma nie tyle manifestacji własnych przekonań czy nawet ocenie stanu faktycznego, co nadawać określony kontekst aksjologiczny przepisom powszechnie obowiązującym. Pozwala to na ich trafniejszą interpretację. W przypadku aktów stosowania prawa, rozważania faktograficzne czy zarysowanie kontekstu systemowo-aksjologicznego pozostawione jest treści uzasadnienia rozstrzygnięć. Chaotyczna treść omawianej uchwały nie pozwala natomiast na klarowne oddzielenie faktów od poglądów (oraz od samych ewentualnych rozstrzygnięć).

 

Przede wszystkim nie wiadomo, co oznaczać ma, że Sejm „stwierdza nieważność” wcześniejszych uchwał oraz „stwierdza wadliwość” orzeczeń Trybunału. Nie jest jasne, czy stanowi to jakiś rodzaj politycznej deklaracji, czy może ma być rodzajem nadrzędnego i wydanego w trybie ekstraordynaryjnym – nieznanym ani Konstytucji, ani jakiejkolwiek ustawie – rozstrzygnięcia, które de facto uchylić ma wszystkie orzeczenia Trybunału wydane od 2016 r.

 

Jeżeli Sejm obecnej kadencji rzeczywiście chciałby stwierdzić nieważność uchwał podjętych w latach 2015-2018, to należałoby się zastanowić nad tym, w jakim czyni to trybie? Jaką normę kompetencyjną stosuje? Jaka jest proceduralna podstawa takich działań? Przecież te same wątpliwości podnoszono w odniesieniu do podjętych w 2015 r. uchwał o stwierdzeniu mocy prawnej wyboru Romana Hausera, Andrzeja Jakubeckiego oraz Krzysztofa Ślebzaka.

 

Najistotniejszym, choć niewyrażonym wprost, następstwem omawianej uchwały jest jednak próba pozbawienia mocy obowiązującej orzeczeń Trybunału. Bardzo zdawkowe stwierdzenie o „wadzie prawnej” wiązałoby się z faktycznym obaleniem wyroków Trybunału wydanych z udziałem Mariusza Muszyńskiego, Justyna Piskorskiego i Jarosława Wyrembaka (a także zmarłych Henryka Ciocha i Lecha Morawskiego). W tym względzie skutki uchwały jako aktu stosowania prawa stałyby w sprzeczności z art. 190 ust. 1 Konstytucji RP, który stanowi, że orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne. Przepis ten odnosi się oczywiście jedynie do sentencji orzeczeń Trybunału (a nie do wywodów zawartych w ich uzasadnieniach). W piśmiennictwie kwestia mocy powszechnie obowiązującej orzeczeń Trybunału jest precyzyjnie wyjaśniona:

 

„Żaden organ państwa nie ma kompetencji do oceny, czy orzeczenie zostało wydane we właściwym składzie i z zachowaniem określonej w przepisach prawa procedury, a tym samym – czy można mu przypisać walor ostateczności i mocy powszechnie obowiązującej. Wobec jednoznacznie brzmiącej normy konstytucyjnej wyrażonej w art. 190 ust. 1 Konstytucji RP przyznanie takiej kompetencji nie jest możliwe bez zmiany Konstytucji RP. W obowiązującym stanie prawnym o tym, co jest orzeczeniem, przesądza Trybunał (sędziowie TK tworzący skład orzekający i podpisujący orzeczenie), a zewnętrzny wyraz temu daje Prezes TK, zarządzając publikację orzeczenia we właściwym organie urzędowym” (M. Mączyński, J. Podkowik, komentarz do art. 190, [w:] Konstytucja RP, t. II, Komentarz do art. 87-243, red. M. Safjan, L. Bosek, Warszawa 2016, nb. 59).

 

Rzeczywiście, prawo polskie nie przewiduje żadnego środka prawnego, który stanowiłby instrument reakcji przeciwko ewentualnie wadliwym orzeczeniom Trybunału. Brak jest procedury, która regulowałaby tę kwestię. Do 2015 r., dopóki obsada Trybunału nie stała się osią konfliktu politycznego, którego skutki do dziś obserwujemy, w piśmiennictwie kwestia ostateczności orzeczeń TK była zupełnie oczywista: „wyroki TK, także te, w których bada on tryb ustawodawczy, są ostateczne. Wynika z tego, że orzeczenia te są niezaskarżalne (prawomocność formalna), niewzruszalne (prawomocność materialna) i niepodważalne. Nie przysługuje wobec nich środek odwoławczy” (A. Syryt, Skutki wyroków TK przy kontroli trybu uchwalenia ustawy, [w:] Skutki wyroków Trybunału Konstytucyjnego w sferze stosowania prawa, [red.] M. Bernatt, J. Królkowski, M. Ziółkowski, Warszawa 2013, s. 228). Wskazywano także: „Zasada ostateczności odnosząca się do wszystkich rozstrzygnięć TK, oznacza, iż ani sam Trybunał, ani żaden organ zewnętrzny, nie może uchylić ani zmienić orzeczenia wydanego przez skład orzekający Trybunału (powaga rzeczy osądzonej)” (B. Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz, Warszawa 2012, komentarz do art. 190, nb. 4).

 

Powrót do minionych czasów?

 

Na koniec warto przypomnieć, że były w Polsce czasy, gdy Sejm podejmował uchwały dotyczące mocy obowiązującej orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. Zasadę taką wprowadzono w nowelizacji Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w 1982 r.  (sam Trybunał zaczął funkcjonować dopiero w 1986 r.). Ironią losu jest, że rząd powołany w rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego tak bezpośrednio (choć mam nadzieję, że w sposób niezamierzony) nawiązuje do jego prawnego dziedzictwa. Komunistyczna dyktatura miała jednak formalną podstawę prawną do rozpatrywania przez Sejm PRL orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego o niezgodności ustaw z ówczesną Konstytucją. Dzisiejsi rządzący próbują de facto powrócić do tej zasady, czyniąc to jednak w sposób zupełnie bezprawny.

 

Nikt nie neguje dopuszczalności reformowania Trybunału Konstytucyjnego przez większość parlamentarną. Należy to jednak robić z poszanowaniem polskiej Konstytucji, poprzez zmiany ustawowe lub zmianę samej ustawy zasadniczej. Uchwały Sejmu w żadnym wypadku nie są właściwym ku temu instrumentem. Stosowanie tego rodzaju „nadzwyczajnych” (czyli po prostu bezprawnych) środków stanowi groźny precedens, ponieważ sytuacje „nadzwyczajne” mają tę właściwość, że istnieją tak długo, jak długo potrzebują ich rządzący.

 

Dr Bartosz Zalewski – współpracownik Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris

Czytaj Więcej