Informujemy, że Pani/Pana dane osobowe są przetwarzane przez Fundację Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z siedzibą w Warszawie przy ul. Zielnej 39, kod pocztowy 00-108 (administrator danych) w ramach utrzymywania stałego kontaktu z naszą Fundacją w związku z jej celami statutowymi, w szczególności poprzez informowanie o organizowanych akcjach społecznych. Podstawę prawną przetwarzania danych osobowych stanowi art. 6 ust. 1 lit. f rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO).
Podanie danych jest dobrowolne, niemniej bez ich wskazania nie jest możliwa realizacja usługi newslettera. Informujemy, że przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania, a także prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego.
Korzystanie z newslettera jest bezterminowe. W każdej chwili przysługuje Pani/Panu prawo do wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania danych osobowych. W takim przypadku dane wprowadzone przez Pana/Panią w procesie rejestracji zostaną usunięte niezwłocznie po upływie okresu przedawnienia ewentualnych roszczeń i uprawnień przewidzianego w Kodeksie cywilnym.
Do Pani/Pana danych osobowych mogą mieć również dostęp podmioty świadczące na naszą rzecz usługi w szczególności hostingowe, informatyczne, drukarskie, wysyłkowe, płatnicze. prawnicze, księgowe, kadrowe.
Podane dane osobowe mogą być przetwarzane w sposób zautomatyzowany, w tym również w formie profilowania. Jednak decyzje dotyczące indywidualnej osoby, związane z tym przetwarzaniem nie będą zautomatyzowane.
W razie jakichkolwiek żądań, pytań lub wątpliwości co do przetwarzania Pani/Pana danych osobowych prosimy o kontakt z wyznaczonym przez nas Inspektorem Ochrony Danych pisząc na adres siedziby Fundacji: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, z dopiskiem „Inspektor Ochrony Danych” lub na adres poczty elektronicznej [email protected]
27.06.2024
· Od kilkudziesięciu lat w Polsce polaryzacja ideowo-polityczna narasta.
· Z badań wynika, że mniej agresji wobec przeciwnika wyrażają wyborcy prawicowi.
· Liberałowie uważają, iż są bardziej nielubiani przez drugą stronę niż konserwatyści.
· Prawicowcy rzadziej odczłowieczają swoich konkurentów.
· To może efekt wpływu mediów lub politycznych przywódców, w brutalny sposób deprecjonujących przeciwników.
· Czy to możliwe, że – wbrew powszechnemu mniemaniu – przywódcy liberałów są bardziej agresywni?
Autor: Dominik Zdort
Wyborcy Platformy Obywatelskiej (oraz jej wcześniejszych liberalnych wcieleń partyjnych) od zawsze byli upewniani przez media i społeczne autorytety, że to oni są bardziej wartościowymi, lepiej wykształconymi, lepiej zarabiającymi, zajmują wyższe stanowiska, że są elitą. Społeczny efekt wielokrotnego powtarzania tej tezy musiał spowodować, że tej grupie elektoratu pojawiła się nieproporcjonalna pewność siebie, zadufanie, przekonanie o własnej wyjątkowości. Z takiej pozycji łatwiej patrzeć na przeciwnika z góry i nim gardzić.
Przy okazji kolejnych wyborów możemy dostrzec, jak bardzo polscy wyborcy są spolaryzowani. Coraz bardziej. Coraz wyraźnie widać z jednej strony PiS, a z drugiej Koalicję Obywatelską, której sojusznicy ponieśli tym razem, w wyborach do Parlamentu Europejskiego, sromotną klęskę. Prawu i Sprawiedliwości wyrosła tym razem na prawicy silna konkurencja w postaci Konfederacji, ale wciąż nie na tyle silna, abyśmy musieli przestać mówić o partyjnej dychotomii.
Potwierdzają to specjaliści od kwestii społecznych, których opinie regularnie bada Digital Society Project. Eksperci są pytani o to, jak duże są „różnice w opiniach co do podstawowych problemów politycznych w społeczeństwie” i mają je określić na skali od 0 do 4. Z tych sondaży wynika, że Polacy są ekstremalnie podzieleni: w ciągu 20 lat od roku 2001 do 2021 r. wskaźnik dla Polski wzrósł z 2, 71 do 3,83. Dla porównania: we Francji to 3,17, w Niemczech – 2,43, w Wielkiej Brytanii – 2,83, a w Szwecji – 2,13. Nawet w USA ten wskaźnik polaryzacji jest niższy niż w Polsce i wynosi 3,5. Wyższą polaryzację mają u siebie tylko Węgrzy i Bośniacy (po 4 w obu krajach).
Nic dziwnego, że socjologowie i obserwatorzy nad Wisłą zwracają uwagę na coraz silniejszą niechęć między elektoratami głównych partii, czasem mówiąc nawet o nienawiści. Badacze opinii publicznej już jakiś czas temu zaczęli się zastanawiać – i sprawdzać – czy bardziej swoich adwersarzy nie znoszą konserwatyści, czy może liberałowie.
Czytając teksty w gazetach i publicystyczne analizy można by dojść do wniosku, że większym agresorem jest prawica. No bo wiadomo: prawicowcy, wedle medialnych ocen, są niewykształceni, prymitywni, skostniali, mało elastyczni, zaś liberałowie i lewicowcy to ludzie łagodni, otwarci na innych, zazwyczaj chętni do dyskusji.
Tym bardziej chwała socjologom, którzy tym dość powszechnym tezom zadali kłam i udowodnili, że tak naprawdę większą nienawiść wobec oponentów okazują liberałowie niż konserwatyści. Ich zasługa jest tym większa, że to badacze, których osobistych poglądów (podobne jak poglądy dominujące w ich instytutach badawczych) nie sposób uznać za prawicowe – wręcz przeciwnie.
Najsłynniejsza jest chyba analiza zatytułowana „Polaryzacja polityczna w Polsce” pochodząca z 2019, dokonana przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii UW. Powiedzieć, że to środowisko lewicowe, to nie powiedzieć nic. Wystarczy choć odczytać tematy raportów tego instytutu, który zajmuje się głównie rzekomym represjonowaniem środowisk LGBT w Polsce, antysemityzmem, zabobonami, teoriami spiskowymi, zazwyczaj udowodniając, że jest tak, ja się intelektualnym elitom wydaje. I nie chcę tu twierdzić, że fałszuje wyniki badań, ale dziwnym trafem „tak im wychodzi” – przyczyną mogą być (jak to w badaniach socjologicznych bywa) błędnie przygotowane pytania, wybór respondentów, osobiste nastawienie badaczy.
Tym bardziej szokuje wspomniany raport z 2019 roku, wedle którego zwolennicy partii Donalda Tuska wyrażają większą agresję wobec swoich adwersarzy, niż wyborcy ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego wobec nich. Badacze zajęli się m.in. kwestią dehumanizacji – czyli tym, na ile elektorat jednej z tych partii odbiera cechy ludzkie elektoratowi tej drugiej – tu analiza wskazuje w sposób jednoznaczny, że pisowcy chętniej przydają cech ludzkich tym z drugiej strony barykady, niż platformersi (używam tego określenia umownie, w rzeczywistości badano pełen wachlarz zwolenników partii wówczas opozycyjnych, które dziś tworzą rządzącą koalicję).
Ciekawym składnikiem tego raportu – bo najlepiej pokazującym społeczne uprzedzenia – jest odpowiedź na pytanie, co osoby z przeciwnej tobie grupy politycznej myślą o tobie i ludziach myślących jak ty. Okazało się, że liberałowie uważają, iż są bardziej nielubiani przez drugą stronę niż konserwatyści.
A dochodzą do tego dane dotyczące kontaktów wyborców z przeciwnym środowiskiem: pisowcy znacznie chętniej gotowi są przyznać, że znają swoich przeciwników, niż platformersi. Co oczywiście nie musi oznaczać, że tak jest naprawdę, ale świadczy raczej o tym, kto mniej brzydzi się konkurentami.
I warto zauważyć, że większa niechęć liberałów do konserwatystów niż odwrotnie to nie jest zjawisko nowe. Ta sama instytucja przeprowadziła w 2013 roku badanie na temat stosunku Polaków uważających, że w Smoleńsku doszło do nieszczęśliwego wypadku do zwolenników tezy o zamachu – i wzajemnie. Okazało się wtedy, że wśród osób uważających, że w 2010 roku doszło „tylko” do wypadku, aż 19 proc. nie chciałoby pracować razem z osobami przekonanymi, że prezydent Lech Kaczyński zginął w zamachu wraz z innymi pasażerami samolotu. Natomiast w grupie zwolenników teorii zamachowej jedynie 5 proc. nie miałoby ochoty pracować z ludźmi przekonanymi, że była to „zwyczajna” katastrofa. Łatwo się domyślić, jak przekładało się to na podziały partyjne: bardziej tolerancyjni okazali się zwolennicy PiS, a znacznie mniej zwolennicy PO.
Wracając do badania z 2019 roku – kolejnym elementem wskazujących na różnice emocji wśród elektoratów w Polsce było zbadanie stopnia dehumanizacji przeciwników politycznych. Zbadano je pokazując respondentom słynną ilustrację ewolucji człowieka „The ascent of humans”: pięć czarnych sylwetek od poruszającej się na czterech kończynach małpy po wyprostowanego człowieka i zadano następujące pytanie: „Czasem ludzie wydają się innym bardziej bądź mniej ludzcy. W oczach innych ludzi niektórzy wydają się być bardzo rozwinięci, inni zaś zdają się znajdować na wcześniejszych stadiach ewolucji. Posługując się obrazkiem zamieszczonym poniżej, proszę określić, na jakim stadium ewolucji umieścił(a)by Pan/i zwolenników partii opozycyjnych / zwolenników partii rządzącej?” Można było dać odpowiedź od 1 (pełna dehumanizacja) do 9 (brak dehumanizacji). Wyniki (nie wchodząc już w szczegóły skomplikowanej metodologii i przeliczników) pokazywały, iż konserwatyści traktowali liberałów bardziej „po ludzku”, niż liberałowie konserwatystów.
Autorka tych badań, dr Paulina Górska, psycholog społeczna z Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, sama była efektem swoich badań zaskoczona i starała się ustalić, jaka jest przyczyna tego, że zwolennicy partii liberalno-lewicowych nienawidzą bardziej. Wysnuła wniosek, iż liberałowie są przekonani, że druga strona ich chce zniszczyć, i dlatego bardziej nie lubią konserwatystów. Snuła podejrzenia, iż jest to efekt wpływu mediów lub politycznych przywódców, w brutalny sposób deprecjonujących swoich przeciwników.
Czego wykluczać nie należy, bo zwracały na to uwagę już badania z 2008 roku analizowane przez łódzką badaczkę Bożenę Walerjan: wskazywała ona, że wzajemna niechęć elektoratów wynika w ogromnej mierze nie z racjonalnej oceny sytuacji, ale z poziomu emocji wywoływanych przez partyjnych liderów. Pisała, że gdy umiejętności działaczy i program schodzą na drugi plan, otwiera się pole do działań rywalizacyjnych, zwłaszcza wtedy, gdy nie ma się wyborcom nic innego do zaoferowania. Że ofertę programową w takich sytuacjach łatwo jest zastąpić „igrzyskami dyskredytacyjnymi”.
Jaki z tego wniosek? Mało chwalebny dla przywódców liberałów. Bo jeśli tak jest rzeczywiście, oznaczałoby to, iż liderzy z tej właśnie strony sceny politycznej są bardziej agresywni, pobudzają więcej negatywnych emocji wśród swoich wyborców, częściej obrażają przeciwników, choć większość mediów usiłuje od wielu lat nas przekonywać, że jest odwrotnie.
Rzecz jasna wyborczy efekt tego pompowania społecznego balonika czasem okazuje się skuteczny – elektorat liberalny zmotywowany często właśnie niechęcią do przeciwnika w październiku ubiegłego roku masowo poszedł do urn i dał zwycięstwo i władzę obozowi Donalda Tuska. Krótko mówiąc: opłaciło się. Socjologowie powinni jednak się przyglądać, jaki będzie odłożony w czasie efekt na poziomie psychologii społecznej, który ta miniona kampania będzie miała na wewnątrznarodowe podziały w Polsce w następnych latach. Tym bardziej, że – można mieć wrażenie – po głosowaniu z 2023 roku napięcie polityczne wcale nie spadło.
Warto podkreślić, że akurat wyniki badań z 2019 roku nie były przypadkowe, nie było jednorazowym wybrykiem, błędem metodologicznym czy efektem źle dobranej próbki społecznej, bo potwierdzają je także najnowsze sondaże – choćby ten z października 2023, przygotowany przez Dominikę Bulską i Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi SWPS (która zresztą w swoim raporcie powołuje się na prace Pauliny Górskiej).
W tym badaniu dla analizy postaw społecznych niesłychanie ważnym okazał się czynnik nazywany dehumanizacją (odczłowieczaniem). A właściwie poczucie bycia dehumanizowanym przez drugą stronę politycznego sporu. Otóż liberałowie uważali, że są bardziej dehumanizowani przez swoich oponentów niż konserwatyści. Jak pisze w raporcie Dominika Bulska, „osoby popierające Prawo i Sprawiedliwość, w porównaniu do wyborców ówczesnej opozycji, były bardziej skłonne przypisywać człowieczeństwo swoim przeciwnikom politycznym”.
„Wyborcy opozycji uważali, że osoby popierające PiS odmawiają im człowieczeństwa w większym stopniu niż miało to miejsce faktycznie (…). Dla wyborców PiS nie zaobserwowaliśmy podobnej zależności – respondenci popierający tę partię polityczną trafnie szacowali to, w jakim stopniu ich przeciwnicy polityczni odmawiają im człowieczeństwa”.
Bulska odnotowuje: „Zarówno osoby popierające PiS jak i te popierające opozycję deklarowały jednocześnie, że ich przeciwnicy polityczni mają tendencję do odmawiania im człowieczeństwa – przy czym wyborcy opozycji twierdzili tak w istotnie większym stopniu, jednocześnie wyolbrzymiając faktyczną skalę dehumanizacji. (…) wyborcy szeroko pojętej ówczesnej opozycji nietrafnie twierdzili, że wyborcy PiS są bardziej skłonni do odmawiania im człowieczeństwa.
A przez to same były (niejako w odwecie) bardziej skłonne do dehumanizacji swoich przeciwników i uznania za stosowne stosowania wobec nich przemocy.
Pisząc o różnicach w poziomie emocji między elektoratami można zwrócić uwagę jeszcze na jedną niesłychanie ważną kwestię. Otóż wyborcy Platformy Obywatelskiej (oraz jej wcześniejszych liberalnych wcieleń partyjnych) od zawsze były upewniani przez media i społeczne autorytety, że to oni są bardziej wartościowymi, lepiej wykształconymi, lepiej zarabiającymi, zajmują wyższe stanowiska, że są elitą. Na pewno w jakiejś mierze i w jakimś sensie jest tak faktycznie, ale społeczny efekt wielokrotnego powtarzania tej tezy musiał spowodować, że tej grupie wyborców pojawiła się nieproporcjonalna pewność siebie, zadufanie, przekonanie o własnej wyjątkowości. Z takiej pozycji łatwiej patrzeć na przeciwnika z góry i nim gardzić.
Dominik Zdort jest dziennikarzem i publicystą, senior research fellow w projekcie „Ordo Iuris Cywilizacja” Instytutu Ordo Iuris. Pracował m.in. w „Życiu Warszawy”, „Rzeczpospolitej” i „Newsweeku”, był współautorem audycji w RDC i radiowej „Dwójce”, a ostatnio szefem magazynu weekendowego „Rzeczpospolitej” Plus Minus oraz internetowego Tygodnika TVP.
O bolesnych skutkach dyktatury LGBT na własnej skórze przekonał się Pan Adam – informatyk z Warszawy, który pracował w międzynarodowej korporacji z branży IT. Równo rok temu, gdy ulicami stolicy miała przejść kolejna „Parada Równości”, pracodawca zaprosił mailowo Pana Adama, wraz z 350 innymi pracownikami firmy, do udziału w warszawskiej „Paradzie Dumy”. Firma zaznaczyła w kalendarzu służbowym, że obecność pracowników na Paradzie jest „wymagana”! Pan Adam stanowczo, ale kulturalnie i spokojnie, odpisał, że zapraszanie pracowników na „Paradę Dumy” nie należy do zadań firmy IT, która nie jest partią polityczną i nie powinna wpływać na poglądy polityczne swoich pracowników. W godzinę po wysłaniu wiadomości pracodawca zablokował Panu Adamowi dostęp do służbowego konta, a finalne mężczyzna został zwolniony z pracy.
„Duma” zamiast „równości”
W ostatnich dniach miała miejsce kulminacja wielkiej fali Marszów dla Życia i Rodziny. Dziesiątki tysięcy ludzi przeszły ulicami Warszawy, Krakowa, Gdańska, Katowic i wielu innych miast. A to tylko mała część wielkiego ruchu marszowego wspieranego przez Instytut Ordo Iuris oraz Centrum Życia i Rodziny.
Jednak nie tylko rodziny maszerowały ulicami polskich miast… Rafał Trzaskowski, którego nie spodziewaliśmy się na Marszu dla Życia i Rodziny, udzielił swojego patronatu wulgarnej warszawskiej „Paradzie Równości”.
Dwadzieścia lat temu aktywiści LGBT zaczynali organizować w Polsce parady pod hasłem „walki o równość”. Dziś wyrazem tolerancji nie jest już znoszenie dziwactw i obiektywnego, moralnego nieuporządkowania subkultury LGBT. Media, politycy i zagraniczne koncerny przekonują, że uczestnictwo w paradach i popieranie politycznych żądań lobby LGBT jest naszym obowiązkiem. W ten sposób realizowana jest koncepcja słynnego ideologa Herberta Marcuse, który w eseju „Tolerancja represywna” postulował, by tolerancją nazywać dyskryminację normalności i powolne zaprowadzenie lewicowej dyktatury.
Zagraniczne korporacje po stronie lobby LGBT
O bolesnych skutkach dyktatury LGBT na własnej skórze przekonał się Pan Adam – informatyk z Warszawy, który jeszcze rok temu pracował w międzynarodowej korporacji z branży IT. Mężczyzna został zwolniony z pracy za to, że sprzeciwił się wszechobecnej propagandzie ruchu LGBT szerzonej przez kierownictwo firmy wśród pracowników. Nasi prawnicy natychmiast udzielili mu pomocy.
Równo rok temu, gdy ulicami stolicy miała przejść kolejna „Parada Równości”, pracodawca zaprosił mailowo Pana Adama, wraz z 350 innymi pracownikami korporacji, do udziału w warszawskiej „Paradzie Dumy”. Co więcej, firma zaznaczyła w kalendarzu służbowym, że obecność pracowników na Paradzie jest „wymagana”!
Pan Adam stanowczo, ale kulturalnie i spokojnie, odpisał, że zapraszanie pracowników na „Paradę Dumy” nie należy do zadań firmy IT, która nie jest partią polityczną i nie powinna wpływać na poglądy polityczne swoich pracowników. Poglądy powinny być ich prywatną sprawą, a w pracy liczą się wyłącznie kompetencje. Zaznaczył przy tym, że on sam nie popiera „społeczności LGBTQ” i że jest jej przeciwny.
W godzinę po wysłaniu wiadomości pracodawca zablokował Panu Adamowi dostęp do służbowego konta, a finalne mężczyzna został zwolniony z pracy. W wypowiedzeniu umowy, pracodawca stwierdził wprost, że przyczyną zwolnienia są poglądy Pana Adama, które zostały uznane za „wykluczające”. I to pomimo tego, że mężczyzna zaznaczył w jednej z wiadomości, że szanuje każdą osobę identyfikującą się z ruchem LGBT, a jego sprzeciw dotyczy ideologii i programu politycznego tego ruchu. Jak podkreśliła firma, wyznawany przez Pana Adama „światopogląd leży w całkowitej sprzeczności z wartościami, jakimi kieruje się spółka w prowadzeniu biznesu, a także wpływa niekorzystnie na atmosferę w miejscu pracy”.
Pan Adam zgłosił się po pomoc do prawników Ordo Iuris, ponieważ usłyszał o naszym zwycięstwie w sprawie pracownika IKEA. Po kilku latach procesu doprowadziliśmy tam do prawomocnego przywrócenia Pana Janusza Komendy do pracy, z której zwolniono go za zacytowanie Pisma Świętego. Podobnie jak Pan Adam, wyrażał w ten sposób sprzeciw wobec narzucania pracownikom sieci obowiązku popierania postulatów ruchu LGBT.
Wówczas lewicowe media nie dawały nam szans na zwycięstwo. A przypadek pracownika IKEA miał stać się początkiem szerszych prześladowań katolików w miejscach pracy. Dzisiaj ruch LGBT ponownie próbuje poddać nas ideologicznej tyranii. Nasi prawnicy są jednak gotowi dowieść, że prawo stoi wciąż jeszcze po stronie normalności.
Czy aktywiści LGBT przejmą instytucje publiczne?
Dyktat genderowej ideologii to nie tylko cenzura i wulgarne manifestacje. To także próba dotarcia do naszych dzieci z gorszącymi i obscenicznymi treściami w szkołach, domach kultury i bibliotekach.
Nasi prawnicy podjęli interwencję w Żorach, gdzie Miejska Biblioteka Publiczna organizuje w czerwcu szereg wydarzeń z aktywistami LGBT w ramach „Miesiąca Dumy”. Część z nich to wydarzenia przeznaczone dla osób nieletnich!
Skierowaliśmy wnioski z pytaniami w trybie dostępu do informacji publicznej do miejskiej biblioteki oraz urzędu miasta, który nadzoruje placówkę. Gdy tylko otrzymamy odpowiedź na nasze pytania, przystąpimy do dalszych działań prawnych.
Zareagowaliśmy także na propagandę ruchu LGBT w telewizji publicznej. TVP Poznań udostępniło swoją antenę dla aktywistów LGBT z Grupy Stonewall, znanej z obscenicznych treści zamieszczanych w mediach społecznościowych. Jak można się było dowiedzieć, aktywiści „dostali od stacji mnóstwo swobody” w ramach specjalnych wydań „Rozmowy dnia”. Do pierwszego programu zaprosili mężczyznę przebranego w drwiący z kobiecości strój drag queen i występującego pod pseudonimem „Twoja Stara”. Oczywiście koszty tego skandalu pokrywane są z naszych podatków i abonamentu.
Sprzeciwiając się temu, zorganizowaliśmy internetową petycję, żądając od władz TVP odebrania programu aktywistom LGBT. Powszechne oburzenie doprowadziło na razie do tego, że, bez słowa wyjaśnienia, w kolejnych wydaniach programu aktywistów Stonewall na razie nie pokazano.
Lobby LGBT chce cenzurować swoich krytyków?
Bardzo możliwe, że już niedługo taki protest i petycje będą… zakazane!
Rząd Donalda Tuska kończy już prace nad projektem ustawy, w myśl której „mowa nienawiści ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową” ma być ścigana z urzędu przez prokuratorów w całym kraju. Wydana przez nas książka „MOWA NIENAWIŚCI – koń trojański rewolucji kulturowej”, kolejne analizy prawne oraz cykl artykułów o zgubnych skutkach wprowadzenia podobnych przepisów w innych krajach, mają pomóc w oporze przeciwko tej ustawowej cenzurze.
Próby kneblowania krytyki politycznego programu LGBT mają też miejsce przed polskimi sądami, gdzie nasi prawnicy bronią między innymi działaczy Fundacji Pro – Prawo do życia, która zorganizowała kampanię informacyjną „Stop pedofilii”. Aktywistom LGBT nie podoba się, że obrońcy życia pokazują Polakom prawdę o perwersyjnych postulatach formułowanych przecież otwarcie pod szyldem „LGBT+”. Reprezentując działaczy Fundacji, doprowadziliśmy pod koniec maja do oddalenia powództwa przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu. Rozstrzygając sprawę, sąd uznał, że informacje podawane w ramach kampanii „Stop pedofilii” spełniają wymóg rzetelności i znajdują poparcie w badaniach naukowych.
Na tle Zachodniej Europy, Polska jest jeszcze oazą normalności i wolności słowa. Jeśli jednak pozwolimy rządowi Donalda Tuska przeprowadzić rewolucję kulturową i prawną, to już niedługo taki obraz naszej Ojczyzny stanie się tylko mglistym wspomnieniem. Rejestracja związków jednopłciowych i homoadopcja wejdą do polskiego prawa, a ich krytycy będą karani więzieniem za „mowę nienawiści”.
Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
W debacie publicznej często pojawia się zagadnienie klauzuli sumienia. Temat ten wywołuje pewne kontrowersje, szczególnie, gdy dotyczy lekarzy czy farmaceutów. Choć polskie prawo gwarantuje wszystkim możliwość powołania się na sprzeciw sumienia, to jednak przepisy dotyczące tej kwestii wymagają doprecyzowania. W związku z tym, Instytut Ordo Iuris przygotował projekt ustawy odnoszący się do zagadnienia wolności sumienia.
Czym jest wolność sumienia?
Wolność sumienia to podstawowe prawo człowieka, którego źródłem jest godność osoby ludzkiej. Omawiana wolność gwarantowana jest w art. 53 ust. 1 Konstytucji RP (Dz. U. z 1997 r., nr 78, poz. 483 ze zm.), który stwierdza, że „każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii” oraz w licznych aktach prawa międzynarodowego. Przykładem jest art. 9 ust. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (Dz. U. z 1993, nr 61, poz. 284) stanowiący, że „każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania; prawo to obejmuje wolność zmiany wyznania lub przekonań oraz wolność uzewnętrzniania indywidualnie lub wspólnie z innymi, publicznie lub prywatnie, swego wyznania lub przekonań przez uprawianie kultu, nauczanie, praktykowanie i czynności rytualne”. Państwo demokratyczne – niekompetentne w sprawach religijnych czy światopoglądowych – gwarantuje pluralizm wartości i poglądów. Odrzuca zatem koncepcję o jednym, właściwym systemie moralnym, co w konsekwencji stanowi fundament dla kształtowania głosu sumienia. W związku z tym, każdemu gwarantuje się możliwość postępowania zgodnie z wyznawanym systemem wartości i zasadami moralności.
Integralnym elementem wolności sumienia pozostaje prawo do skorzystania ze sprzeciwu sumienia. Polega ono na możliwości odmowy zachowania, które jest wymagane prawem, ale pozostaje w sprzeczności z nakazami sumienia danej osoby. Od prawa do sprzeciwu sumienia odróżnić należy klauzulę sumienia, czyli przepis regulujący sposób korzystania ze sprzeciwu sumienia. Rozróżnienie to ma niebagatelne znaczenie dla realizacji wolności sumienia jednostki.
Trybunał Konstytucyjny o wolności sumienia
W orzeczeniu z 15 stycznia 1991 r., (sygn. U 8/90), Trybunał Konstytucyjny podkreślił, że „wolność sumienia nie oznacza jedynie prawa do reprezentowania określonego światopoglądu, ale przede wszystkim prawo do postępowania zgodnie z własnym sumieniem, do wolności od przymusu postępowania wbrew własnemu sumieniu”. Zaprezentowane stanowisko Trybunał rozwinął w wyroku z 7 października 2015 r., (sygn. K 12/14), w którym podkreślił, że „prawo lekarza, jak każdej innej osoby, do powstrzymania się od działań sprzecznych z własnym sumieniem wypływa wprost z wolności gwarantowanej przez Konstytucję”. Prawo do skorzystania ze sprzeciwu sumienia nie jest zatem przywilejem przyznawanym przez ustawodawcę. Wynika ono z przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka, stąd nie ulega wątpliwości, że ustawodawca jest zobowiązany szanować owo prawo, co więcej – gwarantować jego realizację. Ponadto prawo do sprzeciwu sumienia przysługuje każdemu, a nie tylko reprezentantom tych grup zawodowych, których dotyczy klauzula sumienia. Dlatego nie są konieczne żadne zmiany normatywne, by człowiek mógł w każdej sytuacji skorzystać z prawa do sprzeciwu sumienia, czyli odmówić zachowania wymaganego prawem, które ze względu na posiadane przekonania religijne, światopoglądowe czy nawet dane naukowe uważa za „niegodziwe”. W cytowanym wyżej wyroku Trybunał jasno wskazał, że poszanowanie wolności sumienia wymaga zapewnienia „wolności przyjmowania przez daną osobę zespołu poglądów i reguł moralnych, filozoficznych, religijnych i społecznych oraz postępowania zgodnie z nimi”.
Podnoszona w dyskursie klauzula sumienia w odniesieniu do zawodu lekarza, wielokrotnie była analizowana przez Trybunał Konstytucyjny. Wskazał on, że przymuszanie lekarza do nawet pośredniego udziału w wykonaniu świadczenia, które uznaje za moralnie niedopuszczalne, stanowi nieproporcjonalne, a więc konstytucyjnie zakazane, ograniczenie jego wolności sumienia, ponieważ „konstytucyjna gwarancja wolności sumienia chroni […] jednostkę nie tylko przed przymusem podjęcia bezpośredniego zamachu na chronione dobro, lecz także przed takim postępowaniem niezgodnym z sumieniem jednostki, które pośrednio prowadzi do nieakceptowalnego etycznie skutku, w szczególności przed przymusem współdziałania w osiąganiu celu niegodziwego” (wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 7 października 2015 r., sygn. K 12/14). Należy wskazać także granicę powoływania się na sprzeciw sumienia, którą jest niebezpieczeństwo bezpośredniego zagrożenia życia lub poważnego zagrożenia zdrowia innych osób. Oznacza to, że na sprzeciw sumienia nie można powołać się wówczas, gdy zaniechanie działania doprowadziłoby do niebezpieczeństwa utraty życia albo nieuchronnego lub wysoce prawdopodobnego zagrożenia zdrowia innych osób.
Niewykonany wyrok
Omawiany wyżej wyrok Trybunału Konstytucyjnego (sygn. K 12/14) nie doprowadził do podjęcia szerokich działań legislacyjnych dostosowujących regulacje rangi ustawowej do orzeczenia. Przede wszystkim należy podkreślić, że korzystanie z prawa do sprzeciwu sumienia jest szczegółowo uregulowane na poziomie ustawowym, poprzez ustanowienie klauzuli sumienia, jedynie w odniesieniu do lekarzy, pielęgniarek, położnych i poborowych. Brak przepisów w odniesieniu do innych profesji utrudnia skuteczne skorzystanie ze sprzeciwu sumienia osobom pracującym w pominiętych przez ustawodawcę profesjach. Po wtóre, w obrocie prawnym pozostają przepisy niekonstytucyjne. Przykładowo artykuł 3 ust. 2 ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania (Dz. U. z 2023 r. poz. 265) stanowi, że „korzystanie z wolności sumienia i wyznania nie może prowadzić do uchylania się od wykonywania obowiązków publicznych nałożonych przez ustawy”. Jest on zatem wprost sprzeczny z istotą sprzeciwu sumienia, która polega na uchyleniu się od prawnego obowiązku określonego zachowania się.
Z powyższych powodów zmiany ustawowe polegające na ustanowieniu klauzuli dla wszystkich są konieczne. Działanie takie wypełni funkcję informacyjną – będzie przypominać o prawie do skorzystania ze sprzeciwu sumienia oraz funkcję regulacyjną – określi tryb skutecznego skorzystania z prawa do sprzeciwu sumienia. Dzięki temu zabiegowi usunięta zostanie niepewność prawna, co do zakresu podmiotowego i przedmiotowego powoływania się na sprzeciw sumienia.
Propozycja kompleksowego ustawowego wykonania wyroku Trybunału Konstytucyjnego
Choć zmiany ustawowe nie są konieczne, by korzystać z prawa do sprzeciwu sumienia już teraz, to z przedstawionych wyżej względów, Instytut Ordo Iuris przygotował projekt ustawy wykonujący wyrok Trybunału Konstytucyjnego (sygn. K 12/14). Założenia projektu można streścić w czterech głównych punktach.
Po pierwsze, należy zmienić sformułowanie art. 3 ust. 2 ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania tak, aby stał się klauzulą generalną potwierdzającą możliwość stosowania prawa do sprzeciwu sumienia.
Po drugie, należy dodać klauzule sumienia do ustaw branżowych dotyczących poszczególnych profesji, w szczególności felczerów, diagnostów laboratoryjnych, farmaceutów, przedsiębiorców.
Ponadto należy ustanowić przepis gwarantujący możliwość powołania się na klauzulę sumienia przez podmiot leczniczy.
Wreszcie Instytut postuluje uchylenie art. 135 i 138 Kodeksu wykroczeń (Dz. U. z 2023 r. poz. 2119), które przewidują sankcje za ukrywanie przed nabywcą towaru przeznaczonego do sprzedaży[1] lub umyślne, bez uzasadnionej przyczyny odmawianie sprzedaży takiego towaru, a także umyślne, bez uzasadnionej przyczyny odmawianie świadczenia, do którego jest obowiązany[2] (w tym ostatnim zakresie art. 138 Kodeksu wykroczeń został uznany za niezgodny z Konstytucją RP wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z dnia 26 czerwca 2019 r., sygn. K 16/17).
Z omawianym projektem ustawy można zapoznać się na stronie internetowej www.gwarancjedlareligii.pl.
Dr Łukasz Bernaciński – członek Zarządu Ordo Iuris
20.06.2024
· Na ostatnim posiedzeniu Sejmu miało miejsce pierwsze czytanie projektu ustawy Polski 2050, który dotyczy ograniczenia prawa pracowników handlu do niedzielnego wypoczynku.
· Za jego opracowanie oraz prezentację odpowiada poseł Ryszard Petru.
· Projekt przewiduje powrót do dwóch niedziel handlowych każdego miesiąca oraz zawiera przepis mający gwarantować osobom świadczącym pracę w te dni wynagrodzenie w podwójnej wysokości.
· Pracodawcy mają zostać również zobowiązani do zapewnienia pracownikom innego dnia wolnego od pracy w okresie 6 dni kalendarzowych poprzedzających lub następujących po takiej niedzieli.
· Spór wokół wolnych niedziel rodzi pytania o to, czy państwo polskie powinno się opowiadać po stronie pracowników i rodzin czy interesów zagranicznych korporacji.
Przyspieszenie prac nad ustawą opracowaną przez posłów partii Szymona Hołowni wiąże się zapewne z koniecznością podkreślenia własnej podmiotowości w ramach koalicji rządzącej. Co więcej, stanowi też wyraz sympatii Polski 2050 dla wielkiego biznesu. Pierwszym jego przejawem była ustawa wiatrakowa Pauliny Henning-Kloski. Kolejnym jest właśnie „lex Petru”. I nad tą kwestią należałoby się bliżej zastanowić. Ustawa o częściowym powrocie do niedziel handlowych stanowi bowiem doskonałą egzemplifikację szerszego zjawiska, jakim jest zmiana faktycznej roli państwa w stosunku do otaczającej je rzeczywistości. Otóż państwo polskie z podmiotu służebnego wobec obywatela staje się podmiotem służącym dobru wielkich, zagranicznych korporacji biznesowych.
Fałszywa perspektywa
Spór wokół niedziel handlowych na pierwszy rzut oka wydaje się klasycznym przykładem konfliktu wartości. Z jednej strony mamy bowiem swobodę działalności gospodarczej, z drugiej natomiast – prawa pracownicze. Takie postawienie problemu ma oczywiście swoje poważne uzasadnienie, niemniej nie jest to główny powód, dla którego kwestia ta budzi tak duże zainteresowanie społeczne. Jaką wartość ma dla lewicowo-liberalnych elit drobny przedsiębiorca pokazał Rafał Trzaskowski po pożarze hali targowej przy ul. Marywilskiej w Warszawie. Jednorazowa zapomoga w kwocie 2 tys. zł to najlepszy dowód na to, że ochrona kupców i niewielkich sklepików nie jest bynajmniej priorytetem dla rządzącej koalicji.
Kwestia niedziel handlowych budzi ogromne społeczne emocje nie z uwagi na drobny biznes. Polaków, a co za tym idzie również polityków liczących na zbicie kapitału wyborczego, problem ten interesuje głównie z uwagi na przekonanie o tym, że „nowoczesna elita” niedzielę powinna spędzać w galerii handlowej. Sednem ma być zatem umożliwienie Polakom zachowania określonego „stylu życia”, którego istotnym komponentem są wspólne wypady na niedzielne zakupy w wielkich centrach handlowych. Widać to wyraźnie w wystąpieniach polityków Polski 2050 i Koalicji Obywatelskiej.
Przedstawiając uzasadnienie projektu, Ryszard Petru stwierdził: „dzisiejsza debata o uwolnieniu handlu w niedziele jest czymś więcej niż tylko dyskusją o zakupach w niedziele. To debata o tym, jakim krajem ma być Polska – czy krajem wolności, świeckim państwem, państwem zaufania, wzrostu gospodarczego i dobrobytu, czy też krajem zakazów, kar, krajem promującym kombinowanie, krajem, w którym w imię ideologii ogranicza się możliwości zarobkowe i wolność Polaków. To debata o tym, jak głęboko państwo powinno regulować nasze życie i czy ma mówić nam, jak mamy żyć, jak pracować, jak spędzać czas”. W podobnym tonie wypowiadał się jeszcze w 2022 r. Adam Szłapka: „pomysłodawcom wprowadzanego stopniowo od 2018 r. zakazu handlu w niedzielę wcale nie chodziło o dobro pracowników. Tutaj chodziło przede wszystkim o to, żeby narzucić pewien rodzaj stylu życia. Żeby narzucić Polakom, że niedziela jest takim dniem, gdzie nie mogą robić zakupów.”
Pogląd wygłaszany przez obydwu polityków ma oczywiście racjonalne podstawy. Logicznym następstwem ukształtowanej w latach 90-tych mentalności „dzikiego” kapitalizmu jest przekonanie o konieczności istnienia równie „dzikiego” konsumpcjonizmu. Takiego, który realizowany jest bez oglądania się na solidarność społeczną, bez przykrej konieczności myślenia o uszczerbku, jakiego doznaje życie rodzinne pracowników branży handlowej spędzających niedzielne popołudnie w pracy, której wykonywanie nie jest wcale konieczne przez 7 dni w tygodniu.
Atak na Kościół i walka wewnątrz koalicji
W wypowiedzi Ryszarda Petru charakterystyczny jest jednocześnie agresywnie antyklerykalny ton. Oczywiście prawdą jest, że prawo do niedzielnego wypoczynku może być rozpatrywane z perspektywy stricte wyznaniowej. Z całą pewnością ułatwia ono chrześcijanom praktykowanie własnej religii. Jednak nawet w nauczaniu społecznym Kościoła podkreśla się, że prawo do niedzielnego wypoczynku ma szerszy wymiar. Św. Jan Paweł w encyklice Laborem exercens wspomina o niedzieli tylko raz, w kontekście znaczenia świadczeń społecznych dla ludzi pracy: „inną dziedziną świadczeń jest ta, która wiąże się z prawem do wypoczynku — przede wszystkim chodzi tutaj o regularny wypoczynek tygodniowy, obejmujący przynajmniej niedzielę, a prócz tego o dłuższy wypoczynek, czyli tak zwany urlop raz w roku, ewentualnie kilka razy w roku przez krótsze okresy”.
W podobnym duchu wypowiedział się także niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny. W Niemczech prawo do niedzielnego wypoczynku gwarantowane jest w Ustawie Zasadniczej. W wyroku z 1 grudnia 2009 r., Trybunał wskazał, że ochrona wolnych od pracy w handlu niedziel zapewnia podstawy dla ludzkiej rekreacji oraz służy podtrzymywaniu współżycia społecznego i porządku publicznego, stanowiąc zarazem gwarancję dla licznych praw podstawowych. Trybunał podkreślił też, że w perspektywie historycznej niedziele wolne od pracy w placówkach handlowych zakorzenione były nie tylko w tradycji chrześcijańskiej, ale również w idei ochrony wolności ludzkiej oraz równości przedstawicieli wszystkich klas społecznych.
Umieszczanie całego sporu o wolne od pracy w handlu niedziele w kontekście religijnym ma jednak bardzo konkretny cel polityczny. Pozwala politykom liberalnym przyciągnąć elektorat partii lewicowych, które właśnie ze względów społecznych są niechętne propozycjom Petru. Tymczasem wyborcy lewicy – przynajmniej częściowo – nie cechują się tradycyjną dla ruchów socjalistycznych wrażliwością społeczną. Zdecydowanie ważniejsze są dla nich antyklerykalne resentymenty. Zarówno dla młodych progresistów, jak i większości „sierot po nieboszczce-komunie” nienawiść do miejscowego księdza proboszcza jest silniejsza niż troska o los prostego człowieka pracy.
Państwo w służbie wielkiego biznesu
Konflikt wokół prawa do niedzielnego wypoczynku stanowi również znakomity przykład dla zobrazowania szerszego zjawiska. W klasycznej tradycji republikańskiej państwo postrzegane jest jako dobro wspólne. Pouczał o tym Cyceron w dialogu De republica, w którym tłumaczył, że Rzeczpospolita „to wspólna sprawa, o którą dbamy pospołu, nie jako bezładna gromada, tylko liczne zgromadzenie, jednoczone uznawaniem prawa i pożytków z życia we wspólnocie” (przekład I. Żółtowskiej – Cyceron, O państwie. O prawach, Kęty 2018, s. 26). Św. Tomasz z Akwinu wskazywał z kolei, że celem prawa jest dobro wspólne, nie zaś dobro partykularne. Także art. 1 polskiej Konstytucji z 1997 r. stanowi, że Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli.
Instytucje państwa wyłaniane są zatem po to, by służyć dobru wspólnemu obywateli. Tymczasem coraz wyraźniej widać, że służą one wielkim korporacjom, potężnemu, często ponadnarodowemu biznesowi, który w dodatku jest sprofilowany w określony ideologicznie sposób. Także „lex Petru” służy przede wszystkim ochronie interesów sieci dyskontów i galerii handlowych. Co bardzo charakterystyczne, zwrócono na to uwagę w opinii Polskiej Izby Handlu. Po przytoczeniu szeregu szczegółowych danych autorzy opinii w następujący sposób odnieśli się do projektu ustawy opracowanego przez Ryszarda Petru: „wejście w życie projektowanej regulacji doprowadzi do strat po stronie polskich konsumentów i polskich drobnych handlowców, przy jednoczesnym wsparciu dużych zagranicznych dyskontów”. Jeżeli ktoś poszukując realnych motywów dla „reaktywowania” sporu o wolne niedziele zada sobie pytanie qui bono, odpowiedź znajdzie właśnie w cytowanym powyżej zdaniu.
Projektowane regulacje stanowią zatem jedynie przykład szerszego zjawiska. W klasycznym ujęciu państwo i politycy mają służyć obywatelom. Obecnie jest to jednak tylko teoria. W praktyce bowiem współczesne państwa stawiają interesy ponadnarodowych korporacji ponad dobro obywateli. Politycy lekceważą powierzoną im pieczę nad wspólnotą polityczną. W polskich warunkach proces ten ma również pewne swoiste symptomy. Jeżeli bowiem przyjrzymy się liście największych sieci handlowych w naszym kraju, to bez problemu odkryjemy, że sieć dyskontów o polskim kapitale (Dino) zajmuje dopiero 5 miejsce. Wyprzedzają je sieci z Portugalii, Niemiec oraz Francji.
Powrót do dyskusji nad kwestią niedziel handlowych, w obliczu realnych i coraz bardziej niepokojących zagrożeń dla polskiej granicy wschodniej jest zaskakujący. Racjonalne byłoby odłożenie takiej debaty ad calendas graecas lub (by pozostać w konwencji odpowiadającej posłowi-sprawozdawcy) do święta „sześciu króli”. Czy bowiem rzeczywiście otworzenie galerii handlowych i dyskontów w co drugą niedzielę w miesiącu jest realną potrzebą dla polskiego społeczeństwa, państwa i gospodarki? A może to właśnie wielkie sieci handlowe będą głównymi beneficjentami zmian, które lansowane są przez Polskę 2050?
Dr Bartosz Zalewski – radca prawny, współpracownik Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris
18.06.2024
· Po wyborach 2023 roku Instytut Ordo Iuris zajął w wielu obszarach debaty publicznej miejsce głównego krytyka radykalnych rządowych posunięć zagrażających ładowi konstytucyjnemu, uderzających w prawne gwarancje ochrony życia, rodziny, wolności i suwerenności.
· Nowa rola Instytutu Ordo Iuris prowokuje kolejne fale ataków ze strony liberalnych polityków oraz związanych z nimi mediów i lewicowych aktywistów.
· Dlatego postanowiliśmy ustosunkować się do tez propagowanych przez lewicowych działaczy, podając konkretne fakty.
· Odpowiedzi udziela osobiście prezes Instytutu Ordo Iuris, mec. Jerzy Kwaśniewski.
· Wystarczy kliknąć na wybraną tezę poniżej, aby poznać całą prawdę.
1. „Instytut Ordo Iuris jest zakazany w kilku krajach Unii Europejskiej!”
Instytut Ordo Iuris nie jest nigdzie zakazany. Co więcej, jako jedyna polska organizacja uczestniczy w pracach tak wielu międzynarodowych organizacji i organów praw człowieka, stojąc po stronie ładu naturalnego, ochrony życia, rodziny, podstawowych wolności i znaczenia suwerennych państw narodowych.
Skutecznie odpieramy przy tym niezliczone ataki największych światowych lobbystów aborcji, ideologii gender i walki z chrześcijaństwem. Nasi oponenci, zamiast przystąpić do otwartej debaty, raz po raz żądają od międzynarodowych organizacji lub ich organów wykluczenia Instytutu Ordo Iuris.
W 2020 roku koalicja organizacji aborcyjnych żądała od ONZ usunięcia Instytutu Ordo Iuris z listy organizacji konsultowanych przez organ ONZ – Radę Gospodarczą i Społeczną. W 2021 szeroka lista socjalistycznych i komunistycznych eurodeputowanych żądała usunięcia naszego przedstawiciela z Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego. W 2022 koalicja polityków europejskiej lewicy wnosiła o usunięcie Instytutu Ordo Iuris z Rejestru Przejrzystości UE, obejmującego podmioty prowadzące działalność rzeczniczą przy organach Unii.
Próba skasowania naszej obecności w międzynarodowych organach miała miejsce również w ubiegłym roku, gdy do Komisji Europejskiej trafił list Międzynarodowej Unii Lesbijek i Gejów, Planned Parenthood i ich sojuszników, żądający natychmiastowego usunięcia przedstawicieli Ordo Iuris z komitetów monitorujących wydatkowanie unijnych funduszy w Polsce.
Ostatni raz o skuteczne zablokowanie naszej działalności w Parlamencie Europejskim zwróciła się grupa eurodeputowanych lewicowej frakcji Renew Europe. Tym razem znaleźliśmy się w doskonałym gronie zasłużonych organizacji konserwatywnych, bowiem żądanie obejmowało także międzynarodowe, prawnicze European Center for Law and Justice, Alliance Defending Freedom, działającą na rzecz obrony życia i bioetyki Fondation Jérôme Lejeune, a nawet World Youth Alliance.
O skali paniki naszych oponentów, spowodowanej skuteczną działalnością Ordo Iuris jako środka eksperckiego i zaplecza sił konserwatywnych świadczą, wydane z inspiracji środowisk proaborcyjnych, dwie rezolucje Parlamentu Europejskiego (2020/2876[RSP] i 2021/2925[RSP]), zawierające identyczne stwierdzenia, że „fundamentalistyczna organizacja Ordo Iuris, ściśle związana z koalicją rządzącą, jest siłą napędową kampanii podważających prawa człowieka i równość płci w Polsce, a obejmuje to próby wprowadzenia zakazu aborcji oraz nawoływanie do wycofania się Polski z konwencji stambulskiej i do tworzenia »stref wolnych od LGBTI«”. Obie rezolucje wydano w reakcji na wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł o niezgodności z ustawą zasadniczą przepisów zezwalających na aborcję dziecka w przypadku jego ciężkiej choroby lub niepełnosprawności.
Wypada dodać, że w rzeczywistości ani nie jesteśmy „fundamentalistyczni”, ani nie byliśmy „ściśle związani z koalicją rządzącą”, a prawa człowieka umacniamy. Do tego, w odróżnieniu od lewicy wierzymy w równość płci (i wiemy, kim jest kobieta…), a na dodatek w Polsce nikt nigdy nie tworzył „stref wolnych od LGBT”. Co ciekawe, gdy złożyliśmy skargę o stwierdzenie nieważności fałszywych i zniesławiających rezolucji, Parlament Europejski przyjął przed TSUE zabawną linię obrony, którą zresztą chcieliśmy sprowokować. Otóż, nie wolno nam pozywać Parlamentu Europejskiego za rezolucje, bo jak twierdzi sam Parlament Europejski, nie mają one żadnego znaczenia.
Za każdym razem ze starć tych wychodziliśmy zwycięsko, a ataki nie spowodowały żadnych trwałych szkód w naszej aktywności międzynarodowej.
Nasi eksperci wypowiadali się w tym czasie na forum organów i agend ONZ oraz w komitetach powoływanych przez UE, opracowywali ekspertyzy na prośbę Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego i Komisji Weneckiej, występowali na konferencjach praw człowieka OBWE i wydawali artykuły naukowe i monografie w krajowych i zagranicznych czasopismach i wydawnictwach prawniczych.
Formułowane przez nas stanowiska i opinie, wywodzone z norm międzynarodowego systemu praw człowieka, międzynarodowych standardów prawnych oraz ludzkiej przyrodzonej godności i zasad prawa naturalnego docierają do organów międzynarodowych i są przywoływane w orzecznictwie międzynarodowych trybunałów praw człowieka i sądów konstytucyjnych. Dla jednych stanowią wyznacznik obiektywnego, osadzonego w długiej tradycji prawa naturalnego i praw człowieka, nieskażonego ideologią woke podejścia do prawa, a dla innych przedstawiają sobą ważny głos w pluralistycznej dyskusji prawnej, akademickiej i społecznej.
2. „Ordo Iuris jest członkiem tajnej fundamentalistycznej grupy lobbystycznej Agenda Europe!”
Nigdy nie istniała żadna organizacja Agenda Europe. To nazwa zwykłego internetowego forum, a właściwie nawet zwykłej listy korespondencyjnej, o której rozpisywała się część lewicowych mediów. W praktyce na listę mógł zapisać się przedstawiciel każdego szeroko rozumianego środowiska konserwatywnego (i nie tylko) z Europy.
Lista nie miała charakteru ani fundamentalistycznego, ani radykalnego, bo też z perspektywy konserwatystów polskich, zakładający ją chadecy niemieccy i austriaccy nie są w najmniejszym stopniu radykalni.
Lista mailingowa Agenda Europe funkcjonowała przez kilka lat. Poglądy na niej reprezentowane nie były spójne, a lista nigdy nie miała ambicji formułowania wspólnych stanowisk subskrybentów. Co więcej, z opublikowanych przez prasę materiałów można łatwo odczytać, z jak poważną kontrą spotykały się różne poglądy, w tym próby formułowania prorosyjskich ocen, które tak szeroko komentowała ta grupa lewicowych mediów.
Kilka razy odbyły się spotkania części subskrybentów listy. Spotkania miały charakter otwarty, a na spotkanie, które organizował Instytut Ordo Iuris w Warszawie w 2016 roku, mógł zapisać się każdy – nawet polski aktywista LGBT Bart Staszewski. Opublikował potem nagrania wykonane podczas konferencji, które nie zawierały zresztą nic sensacyjnego.
3. „Ordo Iuris ma związki z globalną sektą o brazylijskich korzeniach, jest finansowane przez kalifornijskich winiarzy i przez książąt Hitlera!”
Ordo Iuris nie jest powiązane i nigdy nie było finansowane przez jakąkolwiek sektę czy ruch religijny. O związkach Ordo Iuris z katolickim ruchem TFP pisał T. Piątek w cyklu artykułów w 2017 roku, przy okazji powielając stek nieprawdziwych zarzutów pod adresem zupełnie zwyczajnego ruchu świeckich katolików (więcej o TFP w ostatnim punkcie tego kompendium), twierdząc między innymi, że członkowie TFP mieliby spędzać czas w chlewikach, kwicząc i krzycząc „jestem świnią!”.
Ordo Iuris nigdy nie było finansowane przez podmioty zagraniczne, nigdy przez podmioty z Kalifornii, nigdy też przez producentów win (a szkoda…). O rzekomych związkach Ordo Iuris z kalifornijskimi winiarzami pisał T. Piątek w cyklu artykułów w 2017 roku. Malowniczo opisywał przy tym postać producenta wina, który w winnicach Kalifornii postawił ogromny zamek naśladujący średniowieczną warownię. Fascynujące wnioski o powiązaniu polskiego think tanku z kalifornijskim milionerem T. Piątek wywiódł z jednego faktu – prezes Ordo Iuris pełnił do 2017 roku funkcję prezesa zarządu największego polskiego branżowego związku pracodawców sektora winiarskiego – Polskiej Rady Winiarstwa.
Ordo Iuris nigdy nie było finansowane przez podmioty zagraniczne, nigdy przez podmioty z Niemiec, nigdy też przez „książąt Hitlera” czy, ogólniej, niemiecką arystokrację. O rzekomych związkach Ordo Iuris z niemiecką arystokracją, która w czasie II wojny światowej ubiegała się o nadanie ziem na podbijanych ziemiach wschodnich, pisał T. Piątek we wspomnianej serii artykułów z 2017 roku. Wystarczającą przesłanką do tego, by triumfalnie obwieścić brunatne korzenie Instytutu był fakt, że wspieraną przez Ordo Iuris inicjatywę obywatelską „Stop aborcji!” pochwalił w mediach społecznościowych książę Paul von Oldenburg.
Po kilkuletnim sporze sądowym, cały cykl artykułów T. Piątka został usunięty ze stron wpływowego lewicowego portalu „wyborcza.pl”, gdzie zastąpiło je oświadczenie „Agora S.A. usunęła opublikowany uprzednio pod tym adresem artykuł jako naruszający wedle powodów dobra osobiste (…) Fundacji Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris”. Pomimo tego, na absurdalne ustalenia autora powoływali się liczni politycy i działacze lewicowi, pragnący podważyć wiarygodność Instytutu Ordo Iuris, w tym R. Sikorski, P. Rabiej czy K. Suchanow.
4. „Ordo Iuris dostaje pieniądze z Kremla!”
Żadnych pieniędzy nie dostaliśmy od Kremla i żadnych pieniędzy nie dostaliśmy z jakiegokolwiek źródła rosyjskiego, rządowego czy prywatnego (czy jeszcze pozornie prywatnego, jak fundusze oligarchów). Nie dostaliśmy też żadnych pieniędzy z żadnego źródła publicznego w ogóle. Ani od rządów niemieckiego, francuskiego, włoskiego, czeskiego czy węgierskiego, ani od rządu polskiego.
Instytut Ordo Iuris nie korzysta z żadnych środków publicznych. Jest utrzymywany wyłącznie przez około 20 tys. polskich darczyńców, którzy śledzą naszą działalność i finansowo włączają się we wspólną misję. Wystarczy powiedzieć, że nasz newsletter, opisujący to, co robimy, otrzymują co pięć dni setki tysięcy osób. Spośród naszych darczyńców, Przyjaciele Ordo Iuris, którzy wpłacają co miesiąc wybraną przez nich kwotę do naszego budżetu, to ponad 4,2 tys. osób.
Dane te są transparentne, ponieważ ujawniamy je co roku w naszych sprawozdaniach finansowych dostępnych na naszej stronie internetowej – oprócz tego, że są składane zgodnie z prawem do odpowiednich urzędów.
Nasz budżet roczny w niewiększym stopniu niż 2-3% pochodzi z darowizn z zagranicy. Sądząc po nazwiskach tych zagranicznych darczyńców mamy do czynienia z Polonią, głównie z USA, Kanady, Wielkiej Brytanii i Niemiec.
Nie ma wśród naszych darczyńców nie tylko rządów, ale też nie ma wśród nich fundacji partyjnych czy zagranicznych, wielkich międzynarodowych filantropów i milionerów, czy jeszcze spółek Skarbu Państwa. I nie ma spośród nich żadnego podmiotu czy osoby, które byłyby w jakikolwiek sposób powiązane z rządem Federacji Rosyjskiej.
To oczywiście zupełnie inny model finansowania niż ten stosowany przez organizacje lewicowe, nawykłe do publicznych grantów krajowych i zagranicznych lub przelewów od międzynarodowych filantropów jak George Soros.
5. „Ordo Iuris ma kontakty z Konstantym Małofiejewem lub Władimirem Jakuninem, oligarchami Putina! A Konstantin Małofiejew finansował organizację Citizen Go, która wysyłała pieniądze do Ordo Iuris!”
O Konstantynie Małofiejewie czy Władimirze Jakuninie wiem tylko tyle, ile przeczytałem w artykułach proaborcyjnej działaczki K. Suchanow lub skompromitowanego pomawianiem liderów polskiej prawicy o agenturalność T. Piątka, gdzie straszono czytelników rzekomym wpływem Małofiejewa i Jakunina na europejską scenę konserwatywną. Ani ja, ani nikt w Ordo Iuris, ani nawet inni znani mi przedstawiciele konserwatywnej strony w Polsce, nie spotkali tych ludzi i nie współpracowali z nimi w jakikolwiek sposób.
Swoją drogą, Instytut Ordo Iuris nigdy nie miał kontaktów z jakimikolwiek politykami, biznesmenami czy działaczami społecznymi z Rosji. W odróżnieniu od K. Suchanow, która Moskwę odwiedzała na zaproszenie kremlowskich organizacji feministycznych, czy L. Millera i A. Michnika, zapraszanych przez Władimira Putina na spotkania Klubu Wałdajskiego.
Natomiast odnośnie do organizacji CitizenGo, trzeba podkreślić, że jest finansowana z tysięcy darowizn w wielu krajach świata. Jest konserwatywnym odpowiednikiem lewicowych portali petycyjnych. W 2016 roku CitizenGo opłaciło, jednorazowo, jeden z pakietów sponsorskich konferencji międzynarodowej w Warszawie. Instytut Ordo Iuris był koordynatorem tego wydarzenia, którego koszty z oczywistych względów ponosili różni partnerzy. Poza tą jedną sytuacją, CitizenGo nigdy nie wysyłało pieniędzy do Ordo Iuris.
Fałszywe zarzuty o powiązania z „dygnitarzami Putina” pierwszy sformułował T. Piątek w cyklu artykułów z 2017 roku (patrz wyżej pytanie o przeróżnych rzekomych związkach Ordo Iuris wg. T. Piątka). Po kilkuletnim sporze sądowym, artykuły zostały usunięte ze stron wpływowego lewicowego portalu „wyborcza.pl”, gdzie zastąpiło je oświadczenie: „Agora S.A. usunęła opublikowany uprzednio pod tym adresem artykuł jako naruszający wedle powodów dobra osobiste (…) Fundacji Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris”.
6. „Instytut Ordo Iuris był szarą eminencją rządów PiS i korzystał ze wsparcia tej władzy!”
Nie przedmiotem zarzutu, ale powodem do dumy powinien być fakt, że były prezes Ordo Iuris Aleksander Stępkowski został powołany przez Prezydenta RP w skład Sądu Najwyższego, a kilka lat wcześniej pełnił funkcję wiceministra Spraw Zagranicznych, którą to funkcję pełnił także nasz były ekspert Paweł Jabłoński oraz aktualny współpracownik dr Jarosław Lindenberg. Podobnie bawi mnie czynienie nam zarzutu z tego, że dyrektor naszego Centrum Bioetyki prof. Błażej Kmieciak został przewodniczącym tzw. komisji ds. pedofilii, a inni eksperci współpracowali z Ministerstwem Edukacji i Nauki, Ministerstwem Rodziny, Ministerstwem Sprawiedliwości, Trybunałem Konstytucyjnym, Rzecznikiem Praw Obywatelskich, byli ambasadorami lub pełnili inne funkcje publiczne.
Wszystko to świadczy wyłącznie o tym, że z Instytutem współpracują ludzie niezwykle cenieni i gotowi do wytężonej pracy na rzecz dobra wspólnego. Każdy z nich własną pracą, dorobkiem zawodowym i naukowym dał się poznać jako wybitny ekspert w swojej dziedzinie i postanowił przenieść się z trzeciego sektora do organów władzy publicznej.
Jednak tak naprawdę relacja pomiędzy Ordo Iuris a rządami Zjednoczonej Prawicy czy PiS była bardzo typowa dla relacji pomiędzy niezależnym, konserwatywnym think-tankiem, a rządem konserwatywnym. Naszą misją było wpływać na ten rząd, żeby podejmował dobre inicjatywy i realizował działania polityczne w kierunkach, które w naszej ocenie najlepiej służyły obronie życia, rodziny, wolności i suwerenności. Częściej rodziło to spory z rządem niż współpracę, bo żaden rząd nie lubi nacisków, a my dla wpływania na władzę wykorzystujemy przede wszystkim nacisk społeczny.
To całkowicie naturalny proces rozwoju think-tanku: jego przedstawiciele przepływają pomiędzy środowiskiem społecznym a władzą publiczną. Z kolei, gdy władza się zmienia, eksperci pracujący w organach władzy publicznej przepływają do think-tanku po to, aby kontynuować swoją pracę i przygotowywać politykę dla kolejnego, przyjaznego czy gotowego do współpracy rządu.
7. „Ordo Iuris współpracuje ze Światowym Kongresem Rodzin, który jest agenturą Kremla!”
Kongres jest instytucją blisko dwudziestoletnią, zasłużoną, która łączy różne środowiska prorodzinne z całego świata. Jest to organizacja amerykańska. Mniej więcej co roku Światowy Kongres Rodzin organizuje szczyty polityki rodzinnej, gromadząc najwyższych przedstawicieli państw, będących zainteresowanymi polityką rodzinną, ekspertów, którzy politykę prorodzinną rządzącym suflują i ją opracowują, oraz wszystkich zainteresowanych.
Jest to instytucja szanowana i była goszczona w wielu państwach europejskich. W 2007 roku Światowy Kongres Rodzin odbył się w Polsce na zaproszenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i marszałka Sejmu Marka Jurka.
Z organizatorami Światowego Kongresu Rodzin poznaliśmy się dopiero w roku 2021, a w 2022 roku po raz pierwszy przedstawicielka Instytutu Ordo Iuris była obecna na Światowym Kongresie Rodzin w Meksyku.
8. „Ordo Iuris wprowadziło do polskiej debaty publicznej konserwatywne postulaty na zlecenie Władimira Putina!”
Tematyka ochrony życia poczętego, rodziny, małżeństwa, praw rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z przekonaniami, wolności słowa czy wolności kultu religijnego – to kwestie ważne dla odczytania praw człowieka od dekad, o czym niech świadczy szerokie orzecznictwo w tej sprawie międzynarodowych trybunałów i sądów krajowych. Wystarczy też przypomnieć gorące spory o aborcję na początku lat 90., zmiany ustawodawcze (ustawa z 1993 r.) i orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 1997 r. czy wyrok z 2015 r. w sprawie lekarskiej klauzuli sumienia. Od czasów przemian ustrojowych 1989 r. istniały partie, które miały w programie pełną ochronę życia poczętego. Środowiska i organizacje społeczne działające przeciw aborcji istniały zresztą już w czasach PRL.
W najmniejszym stopniu nie są to tematy „rosyjskie”. Co więcej, dla polskich konserwatystów, podobnie jak innych prawicowych środowisk Europy Środkowej, oczywisty jest fałsz konserwatywnej pozy Putina. Mając za sobą długie doświadczenie z rosyjskim imperializmem i dominacją, wiemy, że Rosja instrumentalnie traktuje konserwatywne deklaracje – podobnie jak niegdyś ZSRR instrumentalnie kreował się na rzecznika praw człowieka, praw obywatelskich i samostanowienia ludów (co nie dotyczyło oczywiście narodów uciskanych przez Moskwę).
9. „Ordo Iuris nie krytykuje agresji rosyjskiej na Ukrainie!”
Ordo Iuris krytykuje wielokrotnie i systematycznie agresję rosyjską. Co więcej, Instytut Ordo Iuris nie tylko jako pierwszy po wybuchu wojny napisał opinię w 2022 roku o tym, że mamy do czynienia ze zbrodniami wojennymi ze strony Rosjan, ale jako pierwszy powołał program monitoringu zbrodni rosyjskich we współpracy z ukraińskimi partnerami (prawnikami i dziennikarzami).
Przekazaliśmy potem zgromadzone na Ukrainie dowody zbrodni, w tym wywiady z ofiarami, zdjęcia z miejsc zbrodni, do Prokuratury Krajowej w Polsce i za jej pośrednictwem do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.
Jeszcze w 2022 roku wydaliśmy monografię, znów po raz pierwszy w Polsce opisującą mechanizmy finansowania odbudowy powojennej kraju w kontekście Ukrainy. Książka ta zawierała propozycje, w jaki sposób Polska powinna lobbować wewnątrz Unii Europejskiej o stworzenie stałych mechanizmów finansowania odbudowy Ukrainy, po to, żeby zbudować również stałe, realne, obopólnie korzystne więzi gospodarcze pomiędzy państwami Europy, ze szczególnym zadaniem dla Polski, a odbudowywaną Ukrainą.
To są wszystko działania ewidentnie na korzyść ukraińskiej strony. Nasze relacje z ukraińskimi konserwatystami są bardzo dobre. Wojna nam to utrudniła, ale mieliśmy zamiar w 2022 roku powołać biuro Instytutu Ordo Iuris w Kijowie.
10. „Ordo Iuris na zlecenie Kremla atakuje Unię Europejską!”
Stanowisko Instytutu Ordo Iuris względem Unii Europejskiej wspiera europejską współpracę międzynarodową. Unia Europejska, która realizowałaby dalej plan Altiero Spinellego, czyli powstanie scentralizowanego państwa Europa, będzie Unią Europejską, której realnie grozi rozpad. Bo taki scentralizowany system, który ma zniszczyć narody, zniszczyć granice, zacierać różnice pomiędzy narodami europejskimi, wygeneruje opór i stanie się nieefektywny. Będzie powieleniem nieefektywności Związku Sowieckiego. Taka Europa nie będzie w stanie funkcjonować i nie będzie w niej rozkwitać współpraca pomiędzy państwami europejskimi.
Dlatego krytyka tej propozycji i krytyka dalszej centralizacji Unii Europejskiej jest jedyną drogą uzdrowienia współpracy państw europejskich. Trudno tutaj mówić o jakiejkolwiek linii wspólnego interesu z Federacją Rosyjską. Jest to interes narodowy Polski, żeby Unia Europejska nie zamazała polskich granic i nie odebrała polskiemu narodowi głosu decydującego w sprawach go dotyczących.
11. „Założycielem Ordo Iuris jest fundamentalistyczne Stowarzyszenie im. ks. Piotra Skargi!”
Założycielami Instytutu Ordo Iuris była grupka prawników, którzy w 2012 roku wymyślili powstanie Centrum Prawnego Ordo Iuris, jak to się wtedy nazywało. Początkowo była to struktura nieformalna, której wsparcia udzieliło Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi i funkcjonująca przy nim Fundacja imienia ks. Piotra Skargi. Stowarzyszenie jest konserwatywną organizacją katolicką, która od 25 lat skutecznie angażuje się w promocję tradycyjnej pobożności katolickiej i organizację kampanii społecznych. W dzisiejszych czasach bycie katolikiem wystarcza, aby być nazwanym „fundamentalistą”.
Stowarzyszenie przez kilka lat pozostawało też największym darczyńcą Instytutu, za co jesteśmy ogromnie wdzięczni. W tym czasie wspierało nas, założycieli Instytutu Ordo Iuris, w budowie organizacji społecznej, bazującej na wzorcach ze świata anglosaskiego, gdzie buduje się stałą relację pomiędzy grupą ekspertów, zespołem organizacji, a sympatykami, którzy jednocześnie stają się darczyńcami instytucji.
To jest właśnie ten model fundraisingowy, który gwarantuje naszą niezależność dzięki budowie szerokiej bazy sympatyków. To jest coś, czego prawie nikt w Polsce czy w Europie nie robi. W Europie organizacje społeczne w ten sposób nie funkcjonują, bo organizacje pozarządowe z reguły są finansowane przez rządy za pomocą różnych funduszy i systemów dotacyjnych, państwowych i unijnych. My natomiast wdrażaliśmy anglosaską metodę, opartą na maksymalnie rozproszonych i tylko prywatnych darczyńcach. Jej uczyliśmy się właśnie od Stowarzyszenia Księdza Piotra Skargi.
12. „Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi, które wspierało założenie Instytutu Ordo Iuris, jest brazylijską sektą!”
Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi jest organizacją świeckich katolików. Jego powstanie było zainspirowane pracami katolickiego filozofa Plinio Corrêa de Oliveira, twórcy brazylijskiego ruchu Tradição, Familia e Propriedade (TFP), czyli Tradycja, Rodzina i Własność. Ruchy wpisujące się w tego ducha katolickiej odbudowy działają w różnych krajach, nie są jednak w żaden sposób scentralizowane. Do dzisiaj ściśle współpracują także z konserwatywnymi hierarchami Kościoła w wielu miejscach świata. Polski ruch TFP, czyli Stowarzyszenie Księdza Piotra Skargi, nie jest w najmniejszym stopniu zależny od innych środowisk inspirowanych tą samą myślą Plinio Corrêi de Oliveiry.
Lewicowy aktywiści przywołują czasem spór ruchu TFP z częścią biskupów katolickiego episkopatu Brazylii. Jednak miało to miejsce w czasie poparcia episkopatu dla teologii wyzwolenia. Pontyfikat Jana Pawła II pokazał, że członkowie TFP mieli w tej sprawie rację, stojąc po stronie tradycyjnej teologii katolickiej.
Inspiracje leżące u podstaw działalności Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi nie są żadną tajemnicą choćby dlatego, że w każdym numerze wydawanego przez to środowisko dwumiesięcznika „Polonia Christiana” znajduje się przedruk z pism Plinio Corrêi de Oliveiry.
17.06.2024
· Dogmatyczni liberałowie chcieliby cofnięcia debaty publicznej o całą dekadę.
· Projekt Ryszarda Petru o częściowej likwidacji wolnych niedziel został złożony w Sejmie dokładnie w dziesiątą rocznicę niechlubnego odrzucenia pierwszego obywatelskiego projektu ustawy w sprawie wolnych niedziel przez ówczesną większość sejmową: Platformę Obywatelską, Ruch Palikota, Lewicę i część Polskiego Stronnictwa Ludowego.
· Wolne niedziele zagwarantowano dopiero w 2018 r.
· Po 6 latach niedziel co do zasady uwolnionych od handlu widzimy, że nie jest to ustawa doskonała, ale dostrzeżone wady należy naprawić, a luki uszczelnić – nie uchylać natomiast przysługującego polskim pracownikom prawa do niedzielnego wypoczynku.
· Pamiętajmy, że – zgodnie z preambułą Konstytucji RP – fundamentami naszego ustroju oprócz prawa do wolności są także przyrodzona godność człowieka i obowiązek solidarności z innymi.
KO i PL2050 za, PiS i Lewica przeciw. Los wolnych niedziel w rękach PSL i Konfederacji
21 marca 2024 r. grupa posłów należących do klubu Polska 2050 – Trzecia Droga, na czele z Ryszardem Petru jako reprezentantem wnioskodawców, złożyła w Sejmie projekt ustawy o zmianie ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele i święta oraz w niektóre inne dni oraz ustawy – Kodeks pracy (druk nr 384). Całość projektu liczy zaledwie trzy artykuły i sprowadza się do nowelizacji ustawy z dnia 10 stycznia 2018 r. o ograniczeniu handlu w niedziele i święta oraz w niektóre inne dni poprzez zmiany w artykule 7 oraz dodanie po nim artykułu 7a, a także dostosowania do nich artykułu 15111Kodeksu pracy poprzez dodanie do niego § 5. W dotychczasowym brzmieniu, od 2018 r. artykuł 7 ustanawia wyjątki od domyślnego zakazu handlu w niedzielę:
1) kolejne dwie niedziele poprzedzające pierwszy dzień Bożego Narodzenia (od 2023 r.: dwie niedziele przed niedzielą przypadającą na dzień 24 grudnia);
2) niedzielę bezpośrednio poprzedzającą pierwszy dzień Wielkiej Nocy;
3) ostatnią niedzielę przypadającą w styczniu, kwietniu, czerwcu i sierpniu (chyba, że w dany dzień przypada święto).
Zmiany postulowane przez Ryszarda Petru zakładają, że niedzielami handlowymi stałyby się odtąd każda pierwsza i trzecia niedziela miesiąca, pierwsza niedziela grudnia i dwie niedziele poprzedzające pierwszy dzień Bożego Narodzenia (z wyjątkiem 24 grudnia), a także – jeżeli Wielkanoc przypada w pierwszą albo trzecią niedzielę miesiąca – również niedziela poprzedzająca. W zamian za to, pracownikom miałoby przysługiwać w te niedziele wynagrodzenie w podwójnej wysokości, a pracodawca miałby obowiązek zapewnić pracownikowi dzień wolny od pracy w ciągu 6 dni przed lub po niedzieli handlowej.
12 czerwca swoje stanowisko w tej sprawie wyraziła Komisja Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski, która wezwała do głosowania przeciwko projektowi, wskazując między innymi, że „nie można podporządkować wymienionych praw i dóbr interesom rynku i wielkich korporacji, rozpatrywać zagadnienia wyłącznie w kategoriach ekonomicznych (200% wynagrodzenia za pracę w dzień wolny), dodatkowo w sytuacji, gdy praca w niedziele i święta, dla wielu osób będzie mieć charakter konieczny”. 13 czerwca w debacie sejmowej przedstawiciele klubów Prawa i Sprawiedliwości i Lewicy oraz koła Kukiz’15 (łącznie 209 posłów) wniosły o odrzucenie projektu już w pierwszym czytaniu, a przedstawiciele klubów Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Konfederacji (łącznie 223 posłów) – o kontynuowanie prac nad projektem. Swój sprzeciw wobec projektu wyraziła także minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Głosowanie nad odrzuceniem projektu albo skierowaniem go do komisji będzie miało miejsce na kolejnym posiedzeniu Sejmu w dniach 26-28 czerwca, gdy zostanie on już uzupełniony o nowych posłów, wstępujących w miejsce poprzedników wybranych do Parlamentu Europejskiego. Jego wynik nie jest przesądzony, jako że nawet w 2018 r. przy głosowaniu obecnie obowiązującej ustawy posłowie PSL byli za albo się wstrzymali, podobnie jak wstrzymała się nawet część posłów PO. Natomiast istotną liczebnie grupę w Konfederacji stanowią posłowie Ruchu Narodowego, którego lider Krzysztof Bosak w 2020 r. zasłynął stwierdzeniem, że „zagwarantowanie niedziel wolnych od pracy to nie socjalizm, tylko bardziej cywilizowana forma kapitalizmu”.
Dekada obywatelskich starań o niedziele wolne od handlu – z pomocą Ordo Iuris
Co ciekawe, projekt ustawy Ryszarda Petru został złożony w Sejmie dokładnie 10 lat od głosowania nad pierwszym projektem obywatelskim w tej sprawie. Obywatelski projekt ustawy „Wolna Niedziela” o zmianie ustawy – Kodeks pracy (druk nr 2113 Sejmu VII kadencji) został złożony w Sejmie 19 września 2013 r., a pełnomocnikiem komitetu inicjatywy był Krzysztof Steckiewicz, przedstawiciel Naczelnej Rady Zrzeszeń Handlu i Usług. W głosowaniu z 21 marca 2014 r. za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu opowiedziało się 262 posłów reprezentujących Platformę Obywatelską, Twój Ruch, ponad połowa Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz większość Sojuszu Lewicy Demokratycznej, podczas gdy wsparcie wyraziło 159 posłów należących do klubu Prawa i Sprawiedliwości, Solidarnej Polski oraz części PSL. Ostatecznie ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele i święta oraz w niektóre inne dni została uchwalona w 2018 r. jako kolejny projekt obywatelski, wniesiony pod obrady w dniu 22 września 2016 r. (druk nr 870 Sejmu VIII kadencji) z poparciem 518 tysięcy Polaków, a sam komitet inicjatywy uchwałodawczej został zarejestrowany jeszcze wcześniej – 23 maja 2016 r. Przewodniczącym tego komitetu był Alfred Bujara – przewodniczący Sekretariatu Krajowego Handlu, Banków i Ubezpieczeń NSZZ „Solidarność”.
Instytut Ordo Iuris od samego początku wypowiadał się pozytywnie o przedłożonym projekcie. Już 6 września 2016 r. opublikował komunikat, w którym przypomniał, że „podobne rozwiązania są standardem w państwach zachodniej Europy, a ich przyjęcie może mieć pozytywny wpływ na gospodarkę”. W dniu wniesienia projektu pod obrady opublikowana została natomiast analiza Instytutu Ordo Iuris, w której wskazano, że „założenia przedstawionego projektu stanowią realizację dyrektyw konstytucyjnych obligujących władze publiczne do otoczenia rodziny szczególną ochroną i opieką (art. 18 Konstytucji RP) oraz obligujących Rzeczpospolitą Polską do ochrony pracy, a państwo do nadzoru nad warunkami wykonywania pracy (art. 24 Konstytucji RP). Gwarancje wolnej niedzieli odgrywają w kontekście tych zasad konstytucyjnych niebagatelną rolę i uwzględnia je w swoim ustawodawstwie szereg państw europejskich”. 31 października 2016 r. Instytut Ordo Iuris przedstawił z kolei omówienie przepisów regulujących niedziele wolne od handlu w orzecznictwie niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego.
Już kilka miesięcy po wejściu ustawy w życie, 17 maja 2018 r., do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął wniosek Konfederacji Lewiatan o stwierdzenie niezgodności tej ustawy z Konstytucją RP. Instytut Ordo Iuris złożył w tej sprawie w marcu 2021 r. opinię amici curiae, wskazując między innymi, że „wolne niedziele są elementem solidarności partnerów społecznych, o której mowa w art. 20 ustawy zasadniczej”, a „założenie, że wolne niedziele godzą w wolność gospodarczą prowadziłoby do wniosku, że wolność gospodarcza ma prymat względem solidarności partnerów społecznych. Oznaczałoby to dekompozycję całego systemu aksjologicznego, który wywodzić należy z zasady społecznej gospodarki rynkowej, która straciłaby swój wymiar «społeczny», stając się koncepcją radykalnie liberalną”. Trybunał wyrokiem z dnia 27 lipca 2021 r. (sygn. akt K 10/18) orzekł o zgodności art. 3 pkt 7 (a także art. 18) ustawy z Konstytucją RP, umarzając postępowanie co do art. 5 i art. 6 ustawy ze względu na niedopuszczalność wydania wyroku w tym zakresie.
Wolne niedziele urzeczywistnieniem solidarnościowego fundamentu ustrojowego
17 sierpnia 2023 r. Instytut Ordo Iuris w ramach cyklu „Gdy piłują chrześcijan” opublikował esej pt. „«Prawo do niedzielnego wypoczynku» czy też «zakaz handlu w niedzielę»?”. Przypomniano w nim, że „tradycja wolnych niedziel jest bowiem dobrze ugruntowana w tradycji i kulturze europejskiej. Swoimi korzeniami sięga ona prawa rzymskiego, bowiem pierwsze regulacje ustanawiające niedzielę dniem wolnym od pracy pochodzą z IV w. po Chrystusie”. Już „w IV w. prawo państwowe Cesarstwa Rzymskiego uznało podział czasu na tygodnie, stanowiąc, że w «dniu słońca» sędziowie, mieszkańcy miast oraz członkowie różnych cechów rzemieślniczych mieli nie pracować” – wskazywał papież Jan Paweł II w liście apostolskim Dies Domini z 31 maja 1998 r. (cytowanym przez projektodawcę w uzasadnieniu ustawy z 2018 r.). Zaznaczał on zarazem, że „związek między dniem Pańskim a dniem odpoczynku całego społeczeństwa jest istotny i znaczący nie tylko z punktu widzenia ściśle chrześcijańskiego”, a „świąteczny odpoczynek jest prawem człowieka pracy, które państwo powinno gwarantować”.
W eseju Ordo Iuris z 2023 r. omówiono przepisy ograniczające niedzielny handel w Niemczech i we Francji. W odniesieniu do zachodniego sąsiada Polski wskazano, że „ustawa niemiecka wydaje się regulować zagadnienia związane z niedzielami wolnymi dla pracowników handlu w sposób o wiele bardziej precyzyjny niż ustawa polska”, a niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny orzekł, że „w perspektywie historycznej niedziele wolne od pracy w placówkach handlowych zakorzenione były nie tylko w tradycji chrześcijańskiej, ale również w idei ochrony wolności ludzkiej oraz równości przedstawicieli wszystkich klas społecznych”. We Francji natomiast „ustawa z 1906 r. pozbawiona jest wymiaru religijnego, co jedynie potwierdza tezę o uniwersalnym charakterze wolnej niedzieli, która jest dobrem istotnym tak dla chrześcijan, jak i dla osób bezwyznaniowych”.
Preambuła Konstytucji RP zakończona jest apelem: „wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej”. Prawo do wolności, na które tak chętnie powołuje się Ryszard Petru i inni zwolennicy zlikwidowania wolnych niedziel, nie jest zatem jedynym, a zaledwie jednym z trzech równorzędnych fundamentów polskiego ustroju.
W swoim komentarzu do preambuły Bogusław Banaszak pisze, że apel ten stanowi odwołanie do porządku prawa naturalnego, które zostało „uznane przez Konstytucję za źródło prawa, ale o randze podkonstytucyjnej”, którego zasady „mają być uwzględniane w trakcie stosowania postanowień konstytucyjnych i w trakcie ich wykładni”. Sam natomiast obowiązek solidarności oznacza, że „państwo powinno więc tak funkcjonować, aby w procesie stosowania Konstytucji każdy miał rzeczywistą możliwość udziału w realizacji praw i wolności i aby udział ten był sprawiedliwy dla wszystkich. Oznacza to oparcie ewentualnych interwencji państwa na pomocy udzielanej potrzebującym, a nie wszystkim, włącznie z tymi, którzy sami są w stanie zapewnić realizację własnych praw i potrzeb. Zasada solidarności stanowi ponadto odrzucenie idei walki klas”.
Chociaż zatem artykuł 66 ust. 2 Konstytucji RP powierza kompetencję określania konkretnych dni jako wolnych od pracy ustawodawcy zwykłemu („pracownik ma prawo do określonych w ustawie dni wolnych od pracy i corocznych płatnych urlopów”), to jednak preambuła nakłada na organy (stosujące także ten przepis ustawy zasadniczej) obowiązek opierania się w procesie jego wykładni na solidarnościowy fundament naszego ustroju.
Trybunał Konstytucyjny słusznie stwierdził w wyroku z 2 października 2012 r. (sygn. akt K 27/11), że „funkcja niedzieli, w kręgu kultury chrześcijańskiej, nie była zasadniczo tożsama z rolą dnia wolnego od pracy. Wedle tradycji chrześcijańskiej istnieje odwieczny rytm dni roboczych i świąt, przy czym za święta uznawane były także niedziele, przez co niedzieli było bliżej do świąt chrześcijańskich niż do dni wolnych od pracy, jednakże przemiany społeczne, kulturowe i cywilizacyjne doprowadziły do stopniowego traktowania niedzieli jako dnia wolnego pracy”. Biorąc zatem pod uwagę, że zdecydowana większość społeczeństwa zatrudniona poza sektorem handlu korzysta właśnie z niedzieli jako dnia wolnego od pracy, to solidarnie powinna ona przyznać mniejszości możność korzystania z tego dnia wolnego właśnie w niedzielę. W tym właśnie solidarnościowym duchu należy więc stwierdzić, że ustawa o ograniczeniu handlu powinna zostać uszczelniona, a nie osłabiona, jak chcieliby tego dogmatyczni liberałowie.
Adw. Nikodem Bernaciak – starszy analityk Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris